10 października 2029r.

– Dawno, dawno temu w wielkim, królewskim zamku żyła piękna księżniczka o blond włosach długich aż do ziemi. Codziennie przechadzała się po pałacu odziana w bogate suknie z najlepszych materiałów, jakie można było znaleźć w całym królestwie. Każdy zazdrościł jej urody, a dwórki cały czas mówiły, jak to one chciałyby być na jej miejscu. Jednak mimo tego księżniczka nie czuła się szczęśliwa. Bo jak mogła zaznać szczęścia, kiedy wśród dziesiątek pustych pokoi, metrów kosztownych tkanin i najróżniejszych bogactw, ona dalej pozostawała sama?

– Tato, ja nie chcę smutnej bajki! Niech księżniczka pozna księcia! Prooooszę! – ośmiolatka wcięła się blondynowi, który nie mógł zareagować na jej słowa inaczej niż delikatnym uśmiechem. Skinął głową, zgadzając się niemo na jej prośbę, po czym poprawił się na miękkiej pufie z zamiarem kontynuowania opowieści.

– No więc oprócz wielkiego pałacu królewna często odwiedzała również swój ogród, na który miała widok z balkonu w jej sypialni. Uwielbiała przesiadywać całymi godzinami przy sadzawce, słuchając szumu wody i śpiewów ptaków. Często również decydowała się towarzyszyć im w koncercie. Przez długi czas tylko one wydawały się być jej prawdziwymi przyjaciółmi.

– Fiona też śpiewała z ptaszkami, tatku. Ale miała tak wysoki głos, że aż jeden wybuchł! –     szatynka złapała się za policzki, po czym roześmiała w głos, czym zawtórował jej starszy. 

– Tak, słoneczko.  – Nie potrafił nie rozczulać się nad słodyczą swojej córki. 

Doprawdy przed pojawieniem się małej w jego życiu nie sądził, że po tym świecie mogą chodzić tak wesołe i pełne energii osoby. Oczywiście nie pokazała mu tego od razu, na początku będąc bardzo zamknięta w sobie, jednak naprawdę bardzo szybko zaufała swoim nowym rodzicom, ofiarując im całe swoje malutkie serduszko. 

– Więc kontynuując. Pewnego dnia księżniczka zauważyła, że nad jej sadzawkę przybłąkała się mała, niezbyt urodziwa, zielona żabka. Co dziwne stworzonko nigdy nie podchodziło do niej bliżej, jedynie siedziało na wielkim kamieniu, jakby obserwując ją z oddali. I tak mijały jasnowłosej kolejne dni w pałacu. Wszystko wydawało się spokojne i takie jak zwykle. Aż do pewnej nocy. Księżniczka spała przy otwartym oknie, a księżyc w pełni powodował, że w jej pokoju było jasno niczym za dnia. Jednak nagle wybudził ją dziwny odgłos dochodzący z ogrodu. Szybko zerwała się z łóżka i wybiegła na balkon, a jej oczom ukazał się chłopiec o nieskazitelnej cerze, długich, brązowych włosach i w białej po ziemię szacie stojący przy sadzawce. Księżniczce zaparło dech, kiedy usłyszała, że dźwiękiem, który ją obudził, był piękny śpiew owego nieznajomego. Od razu rozpoznała w nim melodię, którą codziennie powtarzała razem ze swoimi ptasimi przyjaciółmi. Słuchała pieśni jak zaczarowana i nawet nie zauważyła, że szatyn coraz bardziej się do niej zbliża. Nie podchodził do niej bowiem normalnie, jego ciało powoli unosiło się coraz bardziej, aż znalazł się przy balkonie księżniczki, kończąc serenadę. "Całe moje życie błądziłem po świecie zaklęty przez złą czarownicę i dopiero twój anielski głos zdołał zdjąć ze mnie klątwę. Nie mogę teraz tak po prostu odejść. Proszę, udaj się ze mną do mojego królestwa" powiedział chłopiec, a księżniczka onieśmielona tak nagłym wyznaniem, jedynie skinęła głową na znak zgody-

– Zaraz, zaraz, zaraz – wyrwała się nagle mała Somi, a Taehyung spojrzał na nią pytająco, wyczekując dalszej części. – Czyli ta żaba po prostu zmieniła się w księcia, bo jakaś babka mu śpiewała? I chce ją zabrać gdzieś daleko ze sobą? A ona się tak po prostu zgodziła, mimo że w ogóle go nie zna? Coś mi tu ściemniasz, tato. – Pokręciła głową, rzucając na wszystkie strony swoimi równo splecionymi warkoczykami. 

No może niezbyt równo, ale bądźmy wyrozumiali, Jungkook dopiero się uczy.

Kim, a właściwie prawie Jeon, uśmiechnął się tylko, gładząc mniejszą po głowie. Od dawna wiedział, że wyrośnie na inteligentną kobietę, a choć miała dopiero osiem lat, już było to po niej widać. 

– Może ciężko w to uwierzyć, ale nawet przez jedno słowo ukochanej osoby potrafimy zmienić się w kogoś zupełnie innego. I kiedy odnajdziemy już tego kogoś, jesteśmy w stanie iść z nim nawet na koniec świata. Tak działa miłość, kochanie. 

Dziewczynka pokiwała głową, zakodowując słowa swojego taty w głowie. Niestety ten dopiero zdał sobie sprawę z tego, co ta mała łobuziara mogła wywnioskować. 

– Tylko nawet mi się nie waż uciekać do Busan z jakimś nowo poznanym chłopcem! - Szatynka zaśmiała się w głos.

– Spoko, tato, chłopcy są fuj.  

– No ja myślę. Jesteś jeszcze za mała. Ale obiecuję, że kiedyś znajdziesz sobie takiego księcia.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi, układając się wygodniej na boku i przymknęła oczka, czując, jak powoli zasypia.

– Dobranoc tatusiu, kocham was – zdołała jeszcze wyszeptać, ziewając przy tym przeciągle, aby zaraz po tym odpłynąć. 

– My ciebie też księżniczko – Taehyung odpowiedział, choć doskonale wiedział, że jego słowa już nie dotrą do tej małej główki.

Poprawił grubą kołdrę na jej ciele, aby w nocy nie zmarzła i powoli wyszedł z pokoju, kierując się prosto do swojej sypialni, gdzie w łóżku czekał już na niego narzeczony.

– No w końcu. Długa musiała być ta bajka. – Szatyn odłożył książkę na półkę nocną i poklepał miejsce obok siebie. Kim od razu uśmiechnął się zmęczony, zajmując miejsce przy starszym i wtulił się w jego bok, zaciągając się zapachem męskich perfum, jakich używał Jungkook. 

Mimo tylu lat spędzonych u jego boku, w dalszym ciągu czuł się jak nastolatek, a to uczucie, które było między nimi kilkanaście lat temu, jedynie rozpaliło się jeszcze bardziej.

– Tym razem kim byłem? Znowu bestią? A może roszpunką? – zaśmiał się cicho Jeon, obejmując blondyna w talii, a jego dłoń znalazła się od razu pod jego koszulką, gładząc delikatnie jego bok. 

– Księżniczką. A ja byłem żabą. I może trochę się nie zgadzało, bo to ty mi się oświadczyłeś, ale to ja przywołałem cię do siebie swoim pięknym śpiewem – zaśmiał się cicho, przymykając oczy. Kolejny raz roztapiał się pod dotykiem swojego mężczyzny.

– Hm... No racja, a w łóżku to chyba najpiękniej, ale śpiewaniem bym tego nie nazwał. 

Dźwięk uderzenia, a następnie śmiechy ich obu odbiły się od ścian ich sypialni. Tak było najlepiej. Oni dwaj, ich córeczka i własne mieszkanie. Niczego więcej nie potrzebowali. 

– Masaż?

– Czytasz mi w myś-

– TATO, W SZAFIE JEST POTWÓR!

– Ty idziesz. 

– Nie, ty idziesz, ja byłem ostatnio. 

– Ale za to chcę masaż.

– Stoi.

  ❁ ❁ ❁


A/n: No więc

Sama nie wiem co

Ale przychodzę z czymś

Co mejbi poprawi komuś humor

Bo mi pisanie tego bardzo poprawiło

Tym bardziej, że ostatnio jest mi gorzej w środeczku i no

Buziak 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top