1 września 2029r.

Piętnaście lat później...

– Taehyung? Jesteś tutaj? – Szatyn powoli wszedł po stromych schodkach prowadzących na strych, a kiedy zobaczył swojego narzeczonego klęczącego nad stosem jakichś książek ze łzami ściekającymi po policzkach, od razu podbiegł do niego, otaczając jego ramiona swoimi najszczelniej, jak potrafił. – Złotko, co się stało?

Blondyn tylko zaśmiał się cicho, przytulając zeszyt do swojej klatki piersiowej niczym najcenniejszy skarb. 

– Znalazłem go... – wyszeptał ledwo słyszalnie, następnie wyrywając się z objęć swojego mężczyzny, aby z radością wypisaną na twarzy móc spojrzeć w jego oczy. – Znalazłem, rozumiesz? Myślałem, że zgubiliśmy go podczas przeprowadzki, albo wyrzuciliśmy niechcący podczas sprzątania akademika, a on cały czas tutaj był! 

– Twój pamiętnik z dzieciństwa? – dopytał starszy, układając dłonie na policzkach jasnowłosego, aby zetrzeć z nich łzy. 

Mężczyzna tylko pokiwał żywo głową, otwierając pamiętnik na przypadkowej stronie, aby przejechać opuszkami palców po koślawym jeszcze piśmie dziesięciolatka.

– Tu jest całe moje życie... Całe nasze życie – powiedział, odpowiednio podkreślając słowo "nasze". Bowiem już od przeszło dwudziestu lat dzielili je ze sobą, nawet jeśli nie zdawali sobie z tego sprawy. Dopiero jego pamiętnik uświadomił mu, że już jako smarkacz wiedział, że Jeon Jungkook będzie z nim do końca. 

– Może potem poczytamy go wspólnie, hm? – zapytał, a kiedy drugi pokiwał głową, kontynuował: – A teraz zejdźmy na dół, bo Somi pewnie skończyła się ubierać i czeka, aż pojedzie pobawić się z ciocią i dziadkami.

Taehyung przytaknął, zaraz chwytając dłoń starszego, który pomógł mu wstać i otrzepał nieco zakurzone spodnie. Ruszyli w stronę schodów, trzymając się za dłonie w ten najbardziej czuły sposób. Przy drzwiach czekała już na nich ich śliczna, ośmioletnia, adoptowana córeczka. 

– No w końcu, strasznie się guzdraliście – szatynka podbiegła do nich, aby złapać ich obu ręce i pociągnąć za sobą do wyjścia.

Takie chwile Taehyung (prawie Jeon) kochał najbardziej. Kiedy wiedział, że jego rodzina jest obok i nie ma zamiaru go opuścić. 

Jungkook oczywiście spełnił swoją obietnicę już dzisiejszego wieczoru. Leżeli w swojej sypialni przy zapalonej lampce nocnej i kartka po kartce przeglądali stary pamiętnik młodszego z nich. Śmiali się, uśmiechali, a czasami Kim płonął rumieńcem, kiedy jego narzeczony dowiadywał się pewnych wstydliwych faktów na jego temat. 

Jednak Taehyung nie mógł się powstrzymać przed wpisywaniem pod każdym wpisem pojedynczych znań, które idealnie podsumowywało całe ich wspólne życie. 

Które mieli zamiar spędzić u swojego boku do samego końca. 


  ❁ ❁ ❁  

100. Dał mi dom, dał mi rodzinę. Dał mi siebie.

  ❁ ❁ ❁  

Koniec

A/n: O mamo, jak ryczę. No więc tak, to koniec. Sama nie mogę uwierzyć, że te sto rozdziałów minęło tak szybko, serio. Dopiero przecież zaczynałam z tą serią, dostawałam pierwsze gwiazdki, przybywali czytelnicy... I naprawdę dziękuję każdemu z was. Za każdą gwiazdkę, komentarz, a nawet wyświetlenie, bo nawet nie wiecie, ile siły i chęci pisania mi dzięki temu dawaliście. I dziękuję osobom, które są tutaj praktycznie od początku i tym, które niedawno zaczęły czytać wszystkie rozdziały. (Naprawdę przyjemnie było patrzeć, jak jednego dnia jakaś osoba po kolei czytała każdy rozdział od początku)

Już sobie wyobrażam następny tydzień, kiedy wieczorem będę chciała z przyzwyczajenia usiąść i napisać rozdział, a potem będę sobie zdawała sprawę, że halo, to już koniec. 

To już moje drugie opowiadanie, które doprowadziłam do końca i wiem, że nie doszłabym do tego, gdyby właśnie nie wy. Gdyby nie każda pojedyncza osoba, która była tutaj ze mną. 

Nie mam pojęcia, co mogę jeszcze powiedzieć... 

W sumie powiem wam, że siorka Tae miała być bliźniakami, a Jungkook podczas ich pierwszego razu miał powiedzieć, że nie jest gotowy i się poryczeć :") 

Cały czas odwlekam ten moment, ale w końcu muszę się pożegnać eh

No więc

Kurde

Papa? 

A może jednak nie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top