Rozdział 1

-Rose rusz się goście za chwile przyjdą. - Przez krzyk macochy wyjechałam eyelinerem za oko.
-Nie rozkazuj mi . Nie jesteś moją matką żeby to robić.-odkrzyknęłam zła wycierając płynem do demakjiażu oko. Po chwili miałam już idealne kreski. Poprawiłam jeszcze swoje rude pukle kręconych włosów i byłam gotowa do zejścia w paszczę lwa. Czyli mojej zajebistej rodzinki. Odwróciłam się i podeszłam do łóżeczka małej.. Spotkałam się z tymi pięknymi błękitnymi oczkami.
-Choć perełko.. Trzeba iść do gości.. - Dziewczynka zaczełam się śmiać.. Wziełam jej drobniutke ciałko na ręce i skierowałam się do jadalni po drodze zabierając wózek żeby mieć mała przy sobie. Schodząc ze schodów zauważyłam Alice kręcącą się z aparatem z którym prawie się nie rozstaje. Gdy mnie zobaczyła od razu zrobiła mi zdjęcie.
-A ty jak zawsze piękna Ross.- Brunetka obdarowała mnie promiennym uśmiechem, który oczywiście odzajemniłam.
-Nie schlebiaj mi tak - Alice jest jedyną osobą w domu z którą się dogaduje.. Ma jeszcze swoją siostre . Taką wredną suke Charllote której z chęcią wydrapałabym oczy.
-Chodź bo się spóżnimy i znów będzie kłótnia.- Zaśmiała się i zaczeła iść do jadalni co powtórzyłam. W jadalni byli już wszyscy zgromadzeni. Było dużo ludzi myślałam, że będzie tylko jakieś małżeństwo z którym współpracuje ojciec. A tu jeszcze dwie dodatkowe rodziny które od razu po wejściu zilustrowały mnie surowym wzrokiem. Wzdrygnełam się ale i tak poszłam usiąść na swoje miejsce. Kolacja mjała spokojnie do póki mój ojciec nie wstał, żeby coś ogłosić. Coś co do końca zrujnowało mi życie.
- Moi drodzy. Zebraliśmy się tu w ważnej sprawie. Dobra przejdżmy do szczegułów. Za równe 100 dni moja córka Rosse wyjdzie za mąż z którymś z waszych synów.-Zakrztusiłam się wodą którą właśnie piłam.- Miesiąc przed ślubem wybiorę jednego z trzech kandydatów.
-Jakim prawem decydujesz o moim życiu.. Już raz się wtrąciłeś i we wózku leży tego skutek. -krzyknełam wchodząc mu w słowo.
-Nie podnoś głosu na ojca- wtrąciła się Claudia (moja macocha).
-Ty się nie odzywaj. Nie masz w tym domu prawa do głosu.. -Odpyskowałam jej.
-Dosyć tego .. Zrobisz tak jak ja ci każe.. -Zmroziłam ojca ostatni raz wzrokiem i wyszłam z małą z jadalni.. Dobrze, że jest lato to mogę chociaż o tej porze wyjść na dwór z dzieckiem. Ubrałam małą i siebie, optuliłam ją kocykiem i już wychodziłam z domu kiedy zatrzymała mnie Alice ..
-Idę z tobą - przytaknełam głową że może iść . Wyszłyśmy z domu i skierowałyśmy się gdzie kolwiek tylko z dala od domu..
-Co zamierzasz z tym zrobić.?
-Nie wiem.. Mam mentlik w głowie.. Mam jedynie 18 lat a on chce wydać mnie za mąż za chłopaka którego nigdy na oczy nie widziałam i poznam dopiero na ślubie to chore..
-Współczuje ci.. Nie wiem co zrobiłabym na twoim miesjcu ..
-Nie dopuszcze do tego ślubu... Nie ma mowy... Żaden mężczyzna kolejny raz nie zaburzy mi spokuj życia. Chce skończyć szkołe.. Pójść na studia.. Wychować w spokoju Melodii..
-Ale Mel potrzebuje też ojca..
-Wiem Al ale wole żeby Mel nie znała prawdziwego ojca.. Chce dla niej jak najlepiej... Chce znaleść mężczyznę który pokocha mnie i moją perełke..
-To twoje życie i nikt ale to nikt nie powinnie wtrącać się do niego. Ale jak narazie wszyscy ci się wtrącają i decydują co masz robić.. Chciałabym ci pomóc ale wiesz że szesnastolatka za dużo nie może zdziałać..
-Kochana jest Al wiesz o tym prawda.? -Wiem wiem- Obydwie zaczełyśmy się śmiać tak, że ludzie zaczęli się oglądać i patrzeć na nas dziwnym wzrokiem..
Postanowiłyśmy wrócić do domu. Nie wiedziałam jak ojciec zareaguje po moim wybychu . Kiedy przekroczyłyśmy bramę posesji zauważyłam samochód który organizuje przeprowadzki..
-Alice wiesz co się dzieje .?
-Wieeeszz..-Dziewczyna zaczeła się jąkać..
-Al mów prawdę...
-No bo.... Narzeczony Charllot wprowadza się do nas do domu..
-Że coo.. - Ten dzień jest najgorszym dniem w moim życiu.. Co jeszcze się dzisiaj wspaniałego wydarzy..
Nie zdążyłam przekroczyć progu domu a usłyszałam ten piskliwy głosiłk...
-O nie tylko nie ciotka Moonrou- jęknełam z nie zadowolenia.. Wyjełam Melodii z wózka i wziełam na ręce poczym skierowałam się do salonu z kąd dochodziły głosy rozmów..
-Ross- krzyknęła radośnie ciotka i do mnie podbiegła.
-Ciocia Kate - Z nie chęcią przytuliłam się do niej.
-Dziecko jak ty wyrosłaś.. A co to za słodka kruszynka...
-Melodii moja córka... -kiedy to powiedziałam usłyszałam jak szklanka roztrzaskuje się na podłodze. Dopiero w tedy zwróciłam uwagę na przystojnego blondyna, na którym wisiała Char.. Współczuje chłopakowi ..
-Kochanie wszystko dobrze. -Łał ona ma uczucia....
-Tak.
-Leo poznaj Ross.. -Odezwała się Claudia...
-Miło mi poznać- odparł blondyn.
-Ta mi też..-Odparłam.
-Ross zachowuj się...
-Ja mam się zachowywać.. Tak mi się wydaje, że to ty chcesz mnie wydać za mąż za nie znajomego..
-Robercie to prawda...-spytała się ciotka.
-Kate wiesz...
-To pewnie pomysł Claudi prawda.?
-Ciociu daj spokuj.. Nie warto .. Na prawdę.. - Zmęczona tym wszystkim poszłam na górę położyć się spać.....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top