Pierwsze Życzenie - Święta '05

Śnieg sypie gęsto za oknem, zostawiając puch na dachu domu Kimów, którzy w tym roku goszczą w swoich progach rodzinę Park. Wieloletnią tradycją było to, że te dwie rodziny spędzały święta razem.

Z kuchni dochodzi gwar rozmów pań, a w salonie panowie rozgrywają partyjkę gry karcianej. Lampki rozwieszone są na każdym możliwym regale, karniszu, a nawet oplecione na specjalnych żyłkach, na których rozwieszone są także inne ozdoby: malutkie skarpetki, mikołaje, elfy i lizaki świąteczne. Do pana Parka, właśnie ogranego, dochodzi miły zapach barszczu, nie pozwalający złościć się na pana Kima, gdyż obaj myślą już tylko o kolacji.

Wesołe głosy Taehyunga i Jimina dodają dziecięcej atmosfery i radości ze świąt, o której dorośli dawno zapomnieli. Z telewizora lecą puszczane przez nich świąteczne piosenki i mimo, że wszyscy znają je na pamięć i już im się znudziły, przyłączają się do swoich śpiewających pociech.

- You will get a sentimental feeling when you hear. Voices singing, let's be jolly deck the halls with boughs of holly!

Nikt nie przejmuje się tym, że śpiewają łamaną angielszczyzną i mylą słowa. Jimin zerka na Taehyunga, Taehyung zerka na Jimina. Obaj są radośni. Trzymają się za ręce i śpiewają coraz głośniej z każdą kolejną piosenką. Tak, jak co roku.

Po kolacji żaden z chłopców nie zauważa zniknięcia pana Parka. Leżą tylko na kanapie i klepią się po brzuszkach.

- Będę gruby jak świnia. - stwierdza Jimin, na co Taehyung tylko się śmieje.

- Tae.

- Słucham, Minnie. - przestaje się śmiać, słysząc poważny głos przyjaciela.

- Wierzysz w świąteczną magię? - Jimin patrzy na niego oczami pełnymi nadziei. - Musisz w nią wierzyć!

Taehyung przekrzywia głowę. Uważa to za dziecinne, że Jimin pyta o takie rzeczy. Musi w końcu dorosnąć, mają już po dziesięć lat.

- Jiminnie...

- Tae! - siada na jego brzuchu - Czy ty... Czy ty już nie wierzysz w świętego Mikołaja i jego elfy? - patrzy na niego przestraszony. Pamięta przecież, że jeszcze kilka dni temu młodszy wyczekiwał jak nikt na prezenty.

Taehyung widzi smutne spojrzenie przyjaciela i żal mu serce ściska. Nie potrafi mu powiedzieć, że koledzy z jego klasy wyśmiali się z niego, bo wierzy w te bzdury. Jimin wywija dolną wargę, robiąc żałosną minę. Kim bierze jego twarz w dłonie i głaszcze po pulchnych policzkach.

- Ależ oczywiście, że wierzę. - zapewnia Jimina i cmoka go w nosek, na co ten marszczy go zabawnie.

- Tfu, Tae, tak robią tylko zakochani!

Zanim Taehyung zdąży odpowiedzieć rozlega się dzwoneczek Świętego Mikołaja. Jimin schodzi z niego i z piskiem podbiega do drzwi.

- Mikołaj, Mikołaj, to prawdziwy Mikołaj! - woła podskakując. Taehyung, który podąża powolnie za przyjacielem, tylko się uśmiecha i wzdycha lekko, rozpoznając w Mikołaju pana Parka.

Gdy siedzą już przy choince, Jimin jakby markotnieje.

- Co się dzieje, Minnie? - pyta łagodnie Taehyung.

Starszy wzdycha ciężko.

- Uznasz to za babskie.

- Mów śmiało, nie wyśmieję cię. Jesteś przecież moim przyjacielem.

- A więc... Chciałbym, żebyśmy mieli własną bożonarodzeniową tradycję. - policzki Jimina różowieją lekko.

- Jaką, kluseczko?

- Nie jestem kluską.

- No dobrze, nie kluską. Pyzą. - śmieje się Taehyung, a Jimin napycha policzki powietrzem i stara się wyglądać na obrażonego.

– Jeśli chodzi o tę tradycję, jest ona dosyć banalna. Po prostu co roku wymówię życzenie, a ty postarasz się je spełnić. – Jimin przewiązuje wstążkę od prezentu na jednej z gałązek choinki, czekając na reakcję Taehyunga na ten pomysł.

Tae mruga kilkukrotnie powiekami. Nigdy się do tego nie przyzna, ale dla Jimina sięgnie nawet gwiazdkę z nieba. Spełni wszystko, o co starszy chłopiec go poprosi, nawet jeśli będzie to życzenie nie do zrealizowania.

– Wchodzę w to. – wystawia do niego mały palec, a Jimin owija wokół niego swój.

– Życzę sobie, byś zawsze taki był, jak teraz. Nigdy się nie zmieniał i był po prostu sobą. Moim lekko stukniętym TaeTae. – Jimin patrzy mu w oczy najpoważniej, jak tylko umie.

Taehyung nie spodziewa się takiego życzenia. Myślał, że Jiminowi chodzi o drobne rzeczy materialne, ale był miło zaskoczony.

– To bardziej obietnica, niż życzenie, ale życzenie jest swojego rodzaju formą obietnicy, prawda? – serduszko Parka zalewa ciepło, gdy Taehyung ściska jego palec.

Posyłają sobie uśmiechy: jeden słodki, kwadratowy, a drugi uroczy, sprawiający, że oczy zmieniały się w półksiężyce.

★彡

Jimin uśmiecha się szeroko do siebie. Dziś jest naprawdę ładna pogoda, taka, jaką uwielbia i ma nadzieję, że Taehyung wyjdzie z nim na dwór.

Rozbrzmiewa dzwonek, więc Jimin zbiera wszystkie swoje książki do plecaka wyjmując te, które będzie potrzebował na następnej lekcji. Wychodzi z sali, poprawiając okulary.

Na korytarzu jest dosyć pusto. Kilka osób z starszych klas kręci się przy szafkach, niektórzy siedzą na parapetach, a inni jedzą i rozmawiają wesoło.

Jimin trzyma się blisko ściany i rozgląda za Taehyungiem, który miał lekcję na tym samym piętrze, lecz nigdzie go nie widać. Przewraca tylko oczami, postanawiając iść już do następnej sali lekcyjnej.

Czuje delikatny zawód. Tae od pewnego czasu rzuca mu tylko byle jakie "cześć" na korytarzu i tyle. Jimin bardzo martwi się o przyjaciela i ma nadzieję, że Taehyung nie chce zrywać przyjaźni, ponieważ wtedy Park zostałby sam.

Spuszcza wzrok na swoje białe trampki, na których Tae narysował kiedyś flamastrami kilka nieco koślawych kwiatków. Mama Jimina kupiła mu nowe buty i Jimin chce, żeby przyjaciel znów mu je ozdobił.

W pewnym momencie Jimin pada na ziemię, a książki wypadają mu z rąk. Słyszy chichoty, a przed sobą widzi musztardowe timberlandy. Podnosi wzrok na ich właściciela, który pochyla się nad nim i głośno śmieje.

– Oh, co za niezdara. Spójrz Tae, ten twój przyjaciel nie dorasta ci do pięt.

Zza pleców Jeongguka, szkolnego łobuza z klasy Kima, wychyla się Taehyung.

Jimina boli coś w klatce piersiowej, gdy jego przyjaciel tylko na niego patrzy i ignoruje nieme prośby o pomoc.

– Co, dzieciaku? – Jeongguk kopie książkę, po którą sięgał Jimin. – Będziesz milczał i tak siedział? Nie umiesz sobie poradzić sam, gdy ktoś ci dokucza?

Jimin patrzy uparcie w Taehyunga, ignorując Jeongguka. W jego ocza zbierają się łzy, ale dzielnie je powstrzymuje, ponieważ nie chce ukazać swojej słabości.

– Szkoda marnować na ciebie czas. – Jeongguk zdejmuje okulary Jimina i rzuca nimi o podłogę. – Chodź Taeś, zerwiemy się z lekcji i pogramy u mnie na konsoli.

Jeongguk zaczyna się oddalać od Parka, na co ten wzdycha z ulgą, ale w jego sercu tli się iskierka nadziei, ponieważ Taehyung dalej stoi i wykręca palce, jakby chciał go przytulić.

– Idziesz, Taeś? – Jeongguk zatrzymuje się już przy wyjściu.

Taehyung spogląda na Jimina, kręci głową i biegnie szybko do Jeongguka, wskakując mu ze śmiechem na plecy.

A Jimin? Gdyby nie miły, blady chłopiec, który pomaga zebrać mu książki i upewnia się, że okulary są całe, na pewno nie podniósłby się z kolan i przepłakałby resztę dnia w tym miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top