Powód 7 cz. 1
Znajdowałem się w domu i energicznie opróżniałem szafę Louisa. Przez cały cholerny rok, nie dotknąłem żadnej z jego rzeczy, mając nadzieje, że jeszcze wróci, ale teraz mam to gdzieś. Nawet, jeżeli pewnego dnia, postanowi się pojawić w moich drzwiach, to nie ma tu dla niego miejsca. Wszystko przekreślił tamtego wieczoru. Nie chciałem go już ani widzieć, ani słyszeć. Resztę płyt prawdopodobnie wyrzucę razem z ubraniami. Nie interesuje mnie również, co sprawiło, że postanowił mnie zostawić. Skoro on zachowuje się jak egoista, to ja też mogę. Za dużo mu wybaczałem zdecydowanie za dużo. Myśląc o tym, dotknąłem blizny na moim policzku i ciężko westchnąłem. Przeszliśmy zbyt wiele i razem i osobno. Czas to zakończyć. Z trudem szło mi zdejmowanie, coraz to kolejnych ubrań Louisa i rzucanie ich na łóżko. Zatrzymałem się na granatowym swetrze, który mu kupiłem na święta. Automatycznie go powąchałem, mocno się zaciągając. Wciąż nim pachniał. Drżącą ręką, położyłem go powoli na łóżku. Rzuciłem okiem na jego czarną bluzę leżącą na krzesełku z którą często spałem. Szczególnie w chwilach, gdy miałem załamania nerwowe i potrafiłem przepłakać cały dzień chodząc w ubraniach Louisa. Tyle wspomnień.
Jednocześnie, nie chciałem po roku czekania na niego, gdy wreszcie w jakiś sposób się odezwał, rezygnować z niego z powodu zdrady z przypadkową osobą. Przecież nie spał z tym chłopakiem, ani tym bardziej nic do niego nie czuł. Mimo wszystko, Louis bardzo mnie zranił i nie wiedziałem, co mam zrobić. Co byłoby właściwie? Najgorszy był fakt, że nie miałem kogo zapytać o radę, ponieważ jedyną osobę z którą nadal utrzymywałem kontakt po tym wszystkim, wyrzuciłem z domu.
- Niech to szlag. – mruknąłem i aby dać upust złości, zacząłem wyrzucać z szafy kolejne rzeczy. – Ty kłamliwy oszuście! Myślałem, że mnie kochasz, tak samo mocno jak ja ciebie! Czy wierność była, aż tak trudna? Czy tak wiele wymagałem? Dlaczego mnie zraniłeś w najokrutniejszy z możliwych sposobów? Żeby sobie udowodnić, że na mnie nie zasługujesz czy, że jesteś zwykłym palantem? – potok słów wylewał się ze mnie niczym wodospad. Wyobrażałem sobie, że mówię to do Louisa, choć tak naprawdę bardziej zwracałem się do jego rzeczy. Zawsze uważałem go za najlepszą osobę na świecie, dlatego to tak bardzo bolało. W końcu zszedłem na ziemie i zacząłem widzieć rzeczy takimi jakie są, a nie takimi jakimi chciałem je widzieć. Lou popełnił błąd, tak samo jak ja popełniłem go z Nickiem. Oboje nie mogliśmy cofnąć czasu, stało się.
Gdy chciałem rzucić na łóżko jego spodnie, coś poczułem w przedniej kieszeni. Zamarłem na krótką chwilę. Po prostu trzymałem je, zastanawiając się, czy to jest to o czym myślałem. Przełknąłem głośno ślinę i wyjąłem z nich to, czego się spodziewałem, czyli małe, czarne pudełeczko. Patrzyłem na nie, nie mogąc się ruszyć. W środku czułem dziwne ciepło, ponieważ wiedziałem, że Louis kupił go z myślą o mnie, a nie o tamtym chłopaku. Z ekscytacją i niecierpliwością otworzyłem najwolniej jak potrafiłem wieczko i ujrzałem... sygnet o którym Lou opowiadał, z niebieskim oczkiem. Rzeczywiście był prawie tak piękny jak kolor jego tęczówek. Gdybym go nosił, na pewno z każdym spojrzeniem na niego, pomyślałbym o nim. Zastanawiałem się, czy gdyby mi się oświadczył to również by zniknął? A może to brak pogodzenia się z tym czego się dopuścił sprawił, że musiał mnie zostawić?
Z zahipnotyzowaniem wpatrywałem się w mały przedmiot, jednocześnie wyobrażając sobie jak prosi mnie o rękę. Zapewne uklęknąłby na jednym kolanie i wyciągając przed siebie pudełeczko z niepewnością wymalowaną na twarzy, a jednocześnie podekscytowaniem spytałby mnie „czy wyjdziesz za mnie?"
- Tak. – odpowiedziałem automatycznie, a zaraz potem dotarło do mnie, że nadal znajduje się w swoim pokoju, a Louisa nie ma. To było jednak tak naturalne dla mnie, że powinienem się zgodzić, iż nie przyjmowałem do siebie innej opcji. Gdyby Lou wiedział... gdybym mu powiedział, że chce za niego wyjść, może byłoby inaczej. On był po prostu zbyt przerażony. Zaczynałem to rozumieć. Zaczynałem rozumieć jego. I mimo początkowej złości i przekonaniu, że muszę go wyrzucić ze swojego życia, wyjąłem sygnet z pudełeczka i włożyłem go na serdeczny palec. Nie czułem się dziwnie nosząc go, wręcz przeciwnie, czułem, że powinienem nosić go już od dawna.
*
- Musisz mnie naprawdę kochać, skoro postanowiłeś obejrzeć siódmą płytę. Szkoda, że wtedy w to nie wierzyłem. W ogóle nie wierzyłem, że ktoś jest w stanie mnie pokochać, a tym bardziej ktoś taki jak ty. Czułem się nie rozumiany i dochodziło do mnie, że tylko zawadzam ludziom w moim otoczeniu, dlatego szukałem czegoś innego, lepszego. Miejsca w którym będę się czuł akceptowany. Gdzie nikt nie spojrzy na mnie, jak na bezrobotną ciotę z dzieckiem, gdzie wszyscy będziemy tacy sami... okazało się, że Zayn zna takie miejsce. I zanim zorientowałem się, że to, co robię jest złe, było już za późno. – Louis wziął głęboki oddech, a ja już wiedziałem do czego zmierzał. To była jedna z nielicznych rzeczy, której nie udało mu się przede mną ukryć. – Zayn był jedyną osobą, która wiedziała, że czuje się jak śmieć. Sam nawet mu to wyjawiłem w noc, kiedy zaprowadził mnie do miejsca, które miało sprawić, że poczuje się lepiej. Dlaczego nic z tym nie zrobił? To proste. Sam był wrakiem człowieka. Dużo pił, ćpał i imprezował. Dla niego to było prawdziwe życie. Pewnie dla mnie również by takie było, gdyby nie fakt, że miałem ciebie. Tylko ty sprawiałeś, że ten mały nieudacznik Louis Tomlinson, jeszcze jakoś trzymał się. Powinieneś być tak samo z siebie dumny jak i zły. Czasem najbliższe nam osoby nie zauważają tego, co się z nami dzieje, bo nie chcą tego widzieć. Chcą myśleć, że jesteśmy nieskazitelni. Bo, jakby to o tobie świadczyło, gdybyś zdał sobie sprawę, że pokochałeś kogoś takiego jak ja? – Louis roześmiał się gorzko. Siedziałem z lekko otwartą buzią, słuchając uważnie tego, co mówił i powoli zaczynając rozumieć. Sam chciałem widzieć w nim lepszą osobę niż był. Nie chciałem myśleć, że moja druga połówka ma jakieś wady. Tak działa miłość. Jesteśmy ślepi na wady drugiej osoby.
- Wszystko zaczęło się pewnej zimnej nocy. Kiedy to siedziałem na kanapie z nogami podkulonymi pod brodą, a dłońmi zakrywałem twarz. Moje oczy były czerwone od łez, a ja sam czułem się jak największe gówno na świecie. Usłyszałem wtedy pukanie do drzwi, ale użalanie się nad sobą wydało mi się o wiele lepszym pomysłem, niż rozmawianie z ludźmi, dlatego nie otworzyłem. Po kilku minutach, ktoś wszedł do środka. Kiwałem się w przód i w tył, płacząc i mrucząc coś o tym, że jestem nic nie wartym śmieciem i cię zawiodłem. Nim się spostrzegłem, Zayn ukląkł naprzeciwko mnie i położył ręce po moich obydwu bokach.
- Lou, co się dzieje? – zapytał.
- Wszystko zniszczyłem, rozumiesz? Wszystko. Nie zasługuje na niego. – bełkotałem. – Nie chcę nic czuć. Uczucia są do bani. Mam tego dosyć. Nie chce nic czuć, chce o tym zapomnieć. – powtarzałem w kółko. Zayn westchnął i w końcu wstał.
- Nie chcesz nic czuć, tak? Okej. Chodź ze mną. Znam takie jedno miejsce. – kątem oka zauważyłem jak wyciągnął do mnie dłoń. To w nim uwielbiałem. Nie zadawał zbędnych pytań, tylko robił to, co trzeba. Tego właśnie potrzebowałem. Bez wahania ująłem jego rękę i wstałem. – Masz, wytrzyj się. Nie przepadają tam za beksami. – mówiąc to podał mi chusteczkę, wziąłem ją od niego z wdzięcznością. Chciałem tylko, aby to się skończyło. Nic więcej, rozumiesz?
Dobrze jest czuć, ale gdy uczucia cię przytłaczają, masz wrażenie jakbyś się dusił. Jakby nie było wyjścia. A ja czułem smutek i wstręt do siebie. Chciałem, aby te uczucia odeszły w zapomnienie. Aby dały mi spokój chociaż na chwilę. Ale wiesz co było najgorsze? Chwila kiedy zdałem sobie sprawę, że jedynym rozwiązaniem jest nauczyć się z nimi żyć. Zaakceptować je i ruszyć dalej. To nie było normalne, jednak inaczej myślałem.
Zayn zaprowadził mnie do brudnego i obskurnego miejsca. Było to coś w rodzaju klubu. Faceci nosili skórzane kurtki, obcisłe spodnie i co drugi trzymał papierosa w ustach, a dziewczyny bezwstydnie odkrywały swoje atuty, siedząc na kolanach zapewne nadzianych i znudzonych życiem mężczyzn. Zrozumiałem, że są one dla „szpanu", a to faceci mają główny głos tutaj. Nie czułem się tam dobrze, ale jeżeli to miało mi pomóc, to dlaczego nie? Robiłem gorsze rzeczy niż to, cóż, tak przynajmniej mi się wtedy wydawało. Myślałem, że już nic gorszego nie mogę ci zrobić, jak zwykle się myliłem.
Zayn podszedł do muskularnego mężczyzny z tatuażem węża na ramieniu i ogoloną głową na łyso. Wyglądał trochę jak z filmów gangsterskich. Na stoliczku leżał rozsypany biały proszek. Już miał się schylić i go wciągnąć, kiedy zauważył mojego przyjaciela. Znali się. Od razu to zauważyłem.
- Potrzebne nam coś na rozluźnienie. – powiedział Zayn, nawet nie siląc się na dyskrecję. Zresztą, w takim miejscu nikogo to nawet nie obchodziło. Każdy tam był po jedno i to samo.
- Co dokładnie? – mężczyzna siedział z szeroko rozstawiony nogami i rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Stojąc tak obok Zayna wydawałem się małym i nieporadnym chłopczykiem. Mój przyjaciel pochylił się ku niemu i włożył mu w dłoń kilka banknotów, puszczając oczko.
- Na pewno znajdziesz coś dobrego za to.
Ja nadal znajdowałem się w tym samym miejscu z rękami schowanymi w kieszeniach i udający, że tego nie widzę. Wątpiłem, że się do tego przyzwyczaję. I kolejny raz się myliłem. Cóż, teraz widzisz Harry, jakie życie jest kurewsko pokręcone. Robimy rzeczy o które byśmy się nawet nie podejrzewali, prawda?
Przełknąłem głośno ślinę, czując, że te słowa były skierowane konkretnie do mnie. A może to poczucie winy dało o sobie znać?
- Pierwszego skręta zapaliłem jeszcze tej nocy, siedząc na moście, marznąc i patrząc na płynącą rzekę. Obok mnie znajdował się Zayn, który zaczął się histerycznie śmiać, gdy zacząłem się dusić. Jednak można się było do tego przyzwyczaić. Po trzecim skręcie zacząłem widzieć efekty. Byłem bardziej rozluźniony i rozbawiony. Podniosłem się z barierki i zacząłem po niej chodzić, starając się utrzymać równowagę. Pamiętam, że bardzo głośno się śmiałem, cóż, efekty uboczne bycia totalnie zjaranym. Ale wtedy pierwszy raz od bardzo dawna poczułem się szczęśliwy. Byłem szczęśliwy. Czyż to nie wspaniałe? Dlaczego zabierać komuś coś, co daje mu chociaż na małą chwilę szczęście?
- Jestem wolnym! – wrzasnąłem z rozpostartymi rękami. Naprawdę się tak czułem. To było niesamowite uczucie i miałem ochotę zabić każdego, kto byłby skłonny mi je zabrać.
- Tak, jesteś rycerzu. Oczywiście, że jesteś. – roześmiał się wesoło Zayn.
Po chwili lekko się zachwiałem i poczułem, że zaraz spadnę w dół. Serce podeszło mi do gardła, a w moich żyłach przepłynęła czysta adrenalina. Zamknąłem oczy, czując, że za parę sekund uderzę o zimną taflę wody. Nie wiedziałem czy bardziej mnie to zachwycało czy przerażało. Byłem pod wpływem. Nie myślałem jasno. Jednak muskularne ramiona Zayna mocno mnie złapały za rękę i pociągnęły w swoją stronę. Jęknąłem z rozczarowaniem, wiedząc, że to by było na tyle z ekscytujących wrażeń.
- Już nie jestem wolny. Przez ciebie. – mruknąłem. Zayn zaśmiał się głośno i naciągnął mi kaptur na głowę.
- Zimno jest. Przeziębisz się, wolny człowieczku. – zakpił. Zmrużyłem oczy i pokazałem mu środkowy palec, ale w ogóle się tym nie przejął. – Masz. – przerwał ciszę, wręczając mi przezroczyste opakowanie z białym proszkiem. – Weź jeśli poczujesz się beznadziejnie.
Kiwnąłem głową z wdzięcznością. Przeszliśmy jeszcze kawałek wzdłuż mostu, nim się nie odezwałem:
- Pójdę już.
Chciałem skręcić w prawo, ale Zayn gwałtownie złapał za mój materiał bluzy i przyciągnął do siebie, zamykając w żelaznym uścisku. Jego ramiona mocno zacisnęły się na moich plecach. Najpierw byłem zaskoczony jego gestem, ale później również go objąłem.
- Zasługujesz na szczęście bardziej niż ci się wydaje. – powiedział składając mi długi pocałunek na czole. Potem tak samo szybko mnie puścił i przyśpieszył kroku. Nadal stałem w szoku, nie do końca rozumiejąc to, co się właśnie wydarzyło.
I dlaczego ci o tym mówię, Harry? Nie, nie dlatego, abyś był zazdrosny. Mówię ci o tym, aby uświadomić cię w fakcie, że wszystko, co się potem wydarzyło było moją świadomą decyzją. Zayn jej za mnie nie podjął. Nie zmusił mnie do zapalenia pierwszego skręta, ani do wzięcia amfetaminy. Sam tego chciałem. Nie jestem małym dzieckiem i sam odpowiadam za swoje czyny, wiesz? Zdaje sobie sprawę, że bardzo chciałbyś obwiniać kogoś innego niż ja o to ale... problem w tym, że nie możesz. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Dlatego od razu przepraszam cię za wszystko, co się potem wydarzyło.
*
Szczerze mówiąc, zawarłam w tym fanfiction wszystkie elementy, których nie lubię normalnie w larry opowiadaniach, czyli ciąża, zdrada itp :-)
Był jeszcze jeden fragment, który miał się pojawić, ale napisałam go na kartce, kiedy nie miałam dostępu do laptopa i najpierw a) kartka mi się zmoczyła w torbie b) zgubiłam ją.
No nic to chyba znak od losu, że nie powinien się pojawić i tak w sumie nie był ważny, tbh.
Naprawdę mega się cieszę, że to ff wzbudza w was tyle emocji, bo w sumie to mój pierwszy "dramat". (tak na marginesie 2 część rozdziału będzie lepsza, przynajmniej tak mi się wydawało przy pisaniu hah)
Rozdziały będą się pojawiać co 4-5 dni, a to gdyż! Piszę nowe fanfiction i mam napisane 2 rozdziały i niestety dosięgnął mnie może nie brak weny, ale brak zadowolenia z tego co piszę, więc chcę dać sobie trochę więcej czasu, bo tak to po zakończeniu tego ff na nowe musielibyście czekać za długo, gdyby rozdziały pojawiały się często:( to pisało mi się baaardzo lekko, a i tak zajęło mi 6 miesięcy napisanie 10 rozdziałów, więc....:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top