Powód 10
- Zdawałem sobie sprawę, że jest ze mną źle, oczywiście, że tak, ale nie chciałem mówić o tym nikomu bliskiemu. Bałem się odrzucenia, albo co gorsza zbagatelizowania problemu. Może sobie to wszystko wymyśliłem i wcale nie mam depresji? Może to ostatnie dni dały mi się we znaki, a ja niepotrzebnie panikowałem? Myśląc o tym, spojrzałem na moje pocięte nadgarstki. Nie były jedyna częścią ciała do której przyłożyłem żyletkę. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, ze potrzebuje pomocy. Miałem, mam głęboką depresje, Harry. Tego się nie wyleczy z dnia na dzień. Potrzeba na to lat. Leki wspomagają leczenie, ale to głownie ode mnie zależy, czy chce być zdrowy. A ja nie chciałem. Przez bardzo długi czas, dlatego to tyle trwało, zanim znalazłem w sobie resztki sił by to nagrać. Owszem, mogłem posłużyć się dyktafonem, ale wiedziałem, że będziesz chciał zobaczyć w jakim jestem stanie. I proszę! Zacząłem przyjmować leki od nie dawna, a rany na ciele prawie zniknęły. Zmierzam ku lepszemu. Przepraszam, że to powiem, ale nie dla ciebie. Dla siebie. Chce być w końcu osobą, którą będę w stanie polubić. Bo dotąd nienawidziłem siebie i nie wiedziałem jak to jest darzyć własnego siebie sympatią. Teraz powoli zaczynam rozumieć. Pewnie jesteś rozczarowany, ale to nie znaczy, że ciebie nie kocham, bo kocham. Odkąd cię poznałem, szaleje za tobą, tu chodzi o coś innego, ale to zapewne już rozumiesz.
Miał rację. Rozumiałem.
- Blizny na moich rękach, były też głównym powodem, dlaczego nie chciałem się z tobą kochać. Nie mogłem pozwolić, abyś je zobaczył. Nie zniósł byś tego, a ja nie mogłem patrzeć na cierpienie wymalowane w twoich oczach. Niechętnie musiałem ci odmawiać. Pewnego razu, kiedy wymigałem się czwarty raz bólem głowy, zapytałeś, jak gdyby nigdy nic:
- Masz kogoś?
- Słucham? - przerwałem czytanie książki i spojrzałem na ciebie. Twoja twarz, nie wyrażała żadnych emocji. Czekałeś w skupieniu, patrząc na ścianę przed sobą, na moja odpowiedź. Zdjąłem okulary z mojego nosa i uśmiechnąłem się, chcąc jakoś rozładować rosnące napięcie. - Przecież wiesz, że nie.
- To dlaczego za każdym razem mi odmawiasz? - pierwszy raz popatrzyłeś na mnie, a twoje oczy przepełnione były milionem nie wypowiedzianych pytań.
- Mówiłem ci, jestem zmęczony. - ta wymówka była kiepska, doskonale o tym wiedziałem, ale co miałem innego powiedzieć? Moje ciało jest pocięte i nie chcę, abyś doznał szoku?
- Kochasz mnie w ogóle jeszcze? - spytałeś to tak obojętnym tonem, że zrobiło mi się ciebie żal. Och, gdybyś znal prawdę i wiedział jak bardzo nie znosiłem siebie w tamtym momencie...
Dotknąłem twojego policzka wierzchem dłoni, a ty przymknąłeś oczy na ten gest. Przełknąłem głośno ślinę i resztkami sił starałem się nie rozpłakać. Nie zawsze byłeś idealnym chłopakiem, ale byleś przede wszystkim moim Harrym. Kochałem cię, bo to byleś ty. Nikt inny. Nie ważne ile błędów byś popełnił, ja nadal bym cię kochał. Jeśli kogoś kochasz naprawdę, to nie przestajesz po jakimś czasie, kochasz go dopóki możesz. Dopóki twoje serce nie wyda ostatniego bicia, a twój oddech nie ugrzęźnie w nicości. Ale ja zamiast powiedzieć ci to, złapałem cię za dłoń i poprosiłem, abyśmy wyszli na zewnątrz.
- Przecież pada.- zauważyłeś, obserwując spadające krople z niezadowoloną mina.
- O to chodzi. - powiedziałem podekscytowany i pociągnąłem cię za sobą w stronę schodów. Postanowiłeś nie stawiać już oporu, ale jęknąłeś:
- Nie lubię deszczu.
Roześmiałem się tylko i otworzyłem drzwi, a przed nami ukazały się krople deszczu, które spadały z charakterystycznym dźwiękiem na ziemie, tworząc pokaźnych rozmiarów kałuże. Wyszliśmy na taras, a deszcz zmoczył nas w natychmiastowy tempie. Krople skapywały z twoich włosów na twarz, sprawiając, że wyglądałeś jak bezbronny, uroczy chłopiec. Twoje ubranie było prawie cale mokre, a ty mrugałeś zawzięcie powiekami, nie pozwalając kroplą dostać się do twoich oczu. Nie mogłeś zauważyć, że płakałem. Krople deszczu zlewały się z moimi łzami, a ja bylem im za to niewiarygodnie wdzięczny.
- Po co tu przyszliśmy? - spytałeś głośniej niż zwykle, chcąc przekrzyczeć deszcz. W momencie kiedy odgarnąłeś mi grzywkę przyklejoną do czoła, ja przyciągnąłem cię do siebie za materiał koszuli, mocno zaciskając na niej palce i zanim zrobiłem to, co planowałem, wyszeptałem:
- Po to.
A potem cię pocałowałem. Mocno, czule i namiętnie. Nie chciałem zapomnieć twoich słodkich ust, ani smaku, zawsze innego. Rozchyliłeś wargi, pozwalając mi wejść do środka językiem, który bawił się i drażnił z twoim podniebieniem. Przegryzłem mocniej twoją dolną wargę, podświadomie wiedząc, że nie będę miał już okazji tego zrobić. Zacząłem całować cię łapczywej, do utraty tchu. Oboje dyszeliśmy, ale byliśmy spragnieni siebie, dlatego nie przestawaliśmy. Moja druga ręka objęła cię w pasie i przycisnęła do klatki piersiowej, nie pozostawiając żadnej szczeliny. Oboje jęknęliśmy w swoje usta, zderzając się biodrami. Przestałem zwracać nawet uwagę na deszcz, nie istniał dla mnie. Liczyłeś się tylko ty. Uwielbiałem kiedy bawiłeś się moimi włosami, dlatego zamruczałem w chwili, gdy twoje palce wsunęły się w nie. Twoje mokre wargi mógłbym całować do końca życia. Zawsze chciałem przeżyć pocałunek w deszczu i bałem się, że nie będę miał już okazji. Ale zrobiłem to. I to z tobą. Czy mogło być coś lepszego?
Po pocałunku czułem, że nie mogę złapać oddechu. Ale było warto. Ty również wydawałeś się być szczęśliwy. Miałeś odpowiedź. Wiem, że powinienem ubrać to w słowa, ale gdy tylko zobaczyłem krople deszczu za oknem, pomyślałem "tak, to jest to, na co mam teraz ochotę", a naprawdę rzadko robiłem rzeczy, które chciałem.
Tego wieczoru zrobiłem jeszcze jedną rzecz, która od dawna chodziła mi po głowie, a którą chciałem zrobić zanim będzie za późno. Zagrałem na fortepianie. Dla ciebie. Jako dziecko uczęszczałem na lekcje gry, ale nie kręciło mnie to. Dopiero kiedy cię zobaczyłem, zrozumiałem, że ja jestem klawiszami, a ty nutami. I nie granie dla ciebie, było jak pozbawianie cię życia. Ale nie miałem odwagi tego zrobić. Przypominał mi się burzliwy okres w domu, którego nie chciałem pamiętać. Ale zrobiłem to, czując, że jestem ci to winien. Usiadłem cały przemoczony na drewnianym stołku, a moje palce dotknęły klawiszy, rozkoszując się ich dotykiem i zrozumiałem, że podświadomie za tym tęskniłem, mimo iż nawet nie lubiłem grać. Czy ma to jakikolwiek sens? Naciskałem klawisze po kolei, a moje palce same pokierowały mnie na jedyną melodie, którą znalem. Przymknąłem oczy i sunąłem, niczym na fali, wzbijając się wyżej i wyżej. Napotykałem ostre brzegi gdzieniegdzie, ale starałem się trzymać właściwy rytm i nie zbaczać z drogi. Tak dawno tego nie robiłem, ale granie jest jak jazda na rowerze. Tego nie zapominasz. Nie możesz. Choćbyś nie wiem jak się starał. To siedzi za głęboko w tobie i nie chce wyjść.
Zorientowałem się po dłuższej chwili, że zacząłeś śpiewać tekst do granej przeze mnie melodii. Stałeś oparty o futrynę, a twoje smutne spojrzenie utkwione zostało w moim, jakby wiedziało szybciej niż ty, że to co nieuniknione wkrótce nadejdzie. I po prostu patrzyliśmy na siebie. Ja grałem, a ty śpiewałeś. Łzy spadające po naszych twarzach, nie wyrażających żadnych emocji, było wręcz niczym woda na pustyni. Dające ulgę, potrzebną tak bardzo w tamtej chwili.
Ta noc była niesamowita. To był ostatni raz, kiedy dane nam było spać w jednym łóżku. Bowiem następnego dnia podjąłem decyzję, że chcę coś zmienić w swoim życiu. Chcę iść na terapię. Poznać ludzi takich jak ja i utożsamić się z ich historiami, a także opowiedzieć coś od siebie. I poszedłem tam. Mimo początkowego zapału, nie było do końca tak, jak się spodziewałem. Ludzie wydawali się oschli, zimni i aroganccy. Postanowiłem jednak spróbować.
Siedzieliśmy w kole. Każdy po kolei odpowiadał na pytanie o samopoczucie, chyba nie muszę mówić, że ludzie powtarzali jak mantrę „dobre"? Dlatego ja postanowiłem być wyjątkiem.
- Jeśli mam być szczery to czuje się gorzej niż gówno. – po moich słowach zapadła rozkoszująca cisza, dwie osoby nawet uniosły głowy znad telefonów. – Powiedziałem coś nie tak? – udawałem, że nie mam pojęcia skąd wzięły się te zaskoczone spojrzenia. - Zapytano mnie o samopoczucie, więc odpowiadam. Wybaczcie, ale nie każdy czuje się tak wyśmienicie jak wy. Ja mam prawdziwe problemy.
Szybko pożałowałem swoich słów, ale gdybym wiedział, co miało nastąpić za chwilę, to nigdy bym ich nie wypowiedział. Dopiero po pewnym czasie, zdałem sobie sprawę, że naprzeciwko mnie siedział chłopak. Bardzo ładny chłopak. A wiesz skąd to wiem? Bo wyglądał prawie identycznie jak ty. Te same rysy szczęki, zielone oczy i brązowe loki opadające na czoło. Moglibyście być braćmi. Zacząłem sobie wyobrażać, że to ty siedzisz naprzeciwko mnie, zmuszony słuchać moich problemów. Jak byś zareagował? Jak zareagowałeś teraz? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem.
Chłopak przypominający ciebie, przemówił:
- Myślisz, że przyszedłeś nie wiadomo skąd i masz prawo decydować o tym, kto ma prawdziwe problemy, a kto nie? Nie jesteś Bogiem. Nie masz prawa nas oceniać. – przysięgam, mógłbym pomylić jego głos z twoim. Miałem nawet wrażenie, że to ty siedzisz na jego miejscu i mówisz mi te wszystkie rzeczy, których nie chciałem słuchać. – Wiesz, co mi się wydaje? Że jesteś zwykłym, rozpieszczonym dzieciakiem, który myśli, że ludzie zawsze będą znosić jego cholerne humorki. Niespodzianka. Nie jesteś pępkiem świata. Zrozum to. – jego słowa odbijały się w mojej głowie. Słyszałem szum. Zdania zlewały mi się w jedność i zdążyłem usłyszeć jeszcze coś, nim zupełnie nie odleciałem: - Nie pasujesz do nas. Wynoś się.
Czy tak byś o mnie myślał? Czy gdybyś poznał prawdziwego mnie, to nadal byś mnie kochał? Poznając tego chłopaka, w dodatku łudząco przypominającego ciebie, byłem na skraju załamania nerwowego. Czułem się jak chodząca bomba. Jeden fałszywy ruch, a wybuchnę. Byłem wręcz przekonany, że to ty. Bo skoro chłopak podobny do ciebie, tak o mnie myślał to z tobą nie mogło być inaczej. To było trochę pokrętne myślenie, ale byłem jak w transie. Tak jakby moje ciało było na ziemi, ale dusza gdzie indziej. Jakby ktoś ją odseparował od ciała. Podobno zemdlałem. A gdy znowu się obudziłem, klęczało nade mną kilka osób. Przecisnąłem się przez nie i uciekłem. Biegłem przed siebie, czekając na to, gdzie poniosą mnie nogi. I poniosły. Do domu. Otworzyłem drzwi i nawet ich nie zamykając wparowałem do środka w zdenerwowaniu szukając moich tabletek nasennych. W salonie ich nie było, w kuchni też nie, a ja nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie je zostawiłem. Cały czas przeklinałem siebie w myślach i nazywałem najgorszym złem, chodzącym po ziemi. Przepraszałem w swojej głowie miliony razy ciebie za to, że trafiłeś na kogoś tak fatalnego jak ja. W tamtym momencie jednak, wolałem przejść do czynów. Musiałem się pozbyć samego siebie raz na zawsze.
Jedynym rozwiązaniem wydawało mi się zażycie tych pigułek. Mógłbym uciec od problemów i całego zła, które mnie otaczało. Doskonale zdaje sobie sprawę, jakim byłem egoistą, ale na tym polega moja choroba. Przyćmiewa ci całe dobro, które masz i nie pozwala ci się na nim skupić. W zamian, masz wrażenie, że ból, który odczuwasz wewnątrz, nigdy nie ustąpi. Nie pozwoli ci odetchnąć. Myślisz, że pozostaniesz w tym bagnie na zawsze i nic, ani nikt cię nie uratuje. Nie myślisz jasno. Jesteś jak pod wpływem narkotyków, choć wtedy nic nie wziąłem. Tabletki znalazłem w górnej szafce w łazience. Spojrzałem w lustro, chcąc uświadomić sobie ostatni raz, jak bardzo zawadzam światu, jak bardzo zawadzam tobie... Nawet nie biłem się z myślami czy powinienem to zrobić, co na to moja rodzina, znajomi, ty... Po prostu czułem, że pierwszy raz w swoim życiu podejmuje słuszną decyzję. Wziąłem głęboki oddech, a potem wysypałem na dłoń całe opakowanie pigułek i włożyłem je sobie do buzi, popijając wodą z kranu.
Nie miałem pojęcia, że moje odejście tak cię unieszczęśliwi. Nie tak miało być. Nie taki był plan. Wszystko spieprzyłem. Przepraszam.
W każdym razie umarłbym. Naprawdę bym umarł na zimnej podłodze w naszej łazience, narażając ciebie na oglądanie tak przykrego widoku. I wiesz, kto mnie znalazł? Eleanor. Przyszła oznajmić, że zgadza się, abym widywał swoje dziecko. Gdyby nie ona, już by mnie nie było na tym świecie. Jeśli masz komuś podziękować za to, że żyje, to właśnie jej. Zadzwoniła po karetkę i zabrali mnie. Oto cała prawda o dniu w którym dowiedziałeś się, że zniknąłem. Nie opuściłem cię do końca w sposób w jaki myślałeś, że to zrobiłem.
Kiedy odzyskałem przytomność, zabroniłem Eleanor dzwonić do ciebie i powiedzieć o tym, co się stało. Nie chciałem, żebyś obwiniał się o to. To była moja decyzja. Może nie do końca świadoma, ale moja. Eleanor oczywiście naciskała, że jesteś moim chłopakiem i masz prawo wiedzieć, ale ja byłem stanowczy. Zgodziłem się poddać leczeniu pod warunkiem, że będzie milczeć. I milczała. A ja trafiłem do zakładu psychiatrycznego. Tam stwierdzono u mnie zaburzenia nerwicowe i depresyjne, a także stany lękowe. Na początku nie chciałem przyjmować leków, twierdząc, że mnie otumanią i nie będę sobą. Powtarzałem sobie „A co jeśli to prawdziwy ja, a oni chcą mnie zmienić?" Byłem trudnym pacjentem. Pamiętam, że dużo krzyczałem, szczególnie w nocy. Wyzywałem ich, nazywając określeniami, których nie chcę pamiętać. A to wszystko dlatego, iż tak bardzo tęskniłem za tobą. Część mnie chciała chociaż zadzwonić i zapytać, jak się czujesz. A druga część podpowiadała, że to będzie błąd i zaprzepaściłbym wszystko.
Po miesiącu, udając, że biorę leki, kiedy tak naprawdę spuszczałem je w toalecie, ukradłem ze stołówki nóż i podciąłem sobie żyły. Znowu próbowałem się zabić. I znowu nie udolnie. Tak jakby los chciał, abym przeżył.
Ponownie trafiłem do szpitala, tylko tym razem zapadłem w śpiączkę. Dopiero po dwóch miesiącach obudziłem się i wtedy zdecydowałem, że chcę wyzdrowieć, tak naprawdę. Posłusznie brałem leki, nie awanturując się przy tym, a Eleanor odwiedzała mnie co tydzień, próbują namówić, żebym dał ci jakikolwiek znak życia. Za każdym razem odmawiałem, choć w środku czułem nie wyobrażalne wyrzuty sumienia. Praktycznie co noc płakałem, przepraszając cię w myślach za moje zachowanie. Co miałem jednak zrobić? Kazać ci czekać na siebie rok? Nie miałem pewności czy tyle potrwa leczenie. Mogło się przedłużyć o kolejny. I co wtedy? Harry, ja wiem, że czekałbyś na mnie tyle ile potrzeba. I w tym rzecz. Nie chciałem, abyś to robił. Chciałem, żebyś zapomniał o mnie. Zasługujesz na kogoś, kto kochałby cię najmocniej na świecie i kto okazywałby ci to każdego dnia. Ja nie potrafiłem.
Wiem, że nie masz nikogo i jesteś nieszczęśliwy. Wiem o twoim życiu więcej niż ci się wydaje. Od miesięcy cię obserwuje na swój sposób. Nie przeżyłbym tyle czasu, nie wiedząc, co się z tobą dzieje. Dlatego Eleanor wyciągała informacje od naszych wspólnych znajomych, a twoja mama mogła się spotkać z tobą osobiście, więc zdecydowanie wolałem jej opowieści, niż zasłyszane plotki.
- Co? – myślałem, że moja głowa eksploduje od nawału informacji. Zapomniałem nawet, że jeszcze przed chwilą byłem strzępkiem nerw.
- Eleanor przez przypadek wygadała się twojej mamie w trakcie kłótni. Wiedziała o tym, co Anne powiedziała o mnie tamtego dnia i nie wytrzymała. Nie winiłem jej. Wręcz przeciwnie. Teraz jestem jej wdzięczny. Twoja mama odwiedziła mnie następnego dnia. Nie starała się być przesadnie miła, a ja nie zamierzałem udawać, że nie wiem o tym, co o mnie myślała. Mimo wszystko to spotkanie było najlepszym, co mi się przytrafiło od dnia w którym cię zostawiłem.
- Dlaczego mu nie powiesz? – spytała.
- Znasz swojego syna. Troszczy się o ludzi bardziej niż powinien. To by go wyniszczało od środka dzień po dniu. Nie chcę być dla niego ciężarem. Chcę, aby był szczęśliwy. Kocham go. A kiedy kogoś kochasz, pozwalasz mu odejść. – powiedziałem patrząc na kubek z herbatą. Twoja mama milczała przez dłuższą chwilę. W końcu stwierdziła:
- Nie doceniałam cię. Myślałam, że nie traktujesz go poważnie. Że w końcu go zranisz, jak inni chłopcy...
- I zraniłem. Bardziej niż ktokolwiek inny. Jestem takim cholernym egoistą. – schowałem twarz w dłoniach, czując, że się rozpłaczę. Anne podeszła do mnie i zabrała moje dłonie, zmuszając mnie, żebym na nią spojrzał.
- Właśnie, dlatego, że tak o sobie myślisz, sprawia, że wcale tak nie jest. – powiedziała i usiadła obok. – Czasami nie mamy wpływu na pewne rzeczy. One po prostu się dzieją. Ty i Harry mieliście coś prawdziwego i powinieneś być wdzięczny losowi, że dał ci szansę zaznać odrobiny szczęścia przy nim. Nie ważne ile wycierpiał przez ciebie, czy ty przez niego. Nie żałuj nigdy poznania kogoś, kto uszczęśliwił cię chociaż przez chwilę.
- Mówisz tak bo co? Bo czujesz się winna, że trafiłem do psychiatryka po dwóch próbach samobójczych? Doskonale pamiętam, co o mnie mówiłaś i o mojej rodzinie. – spuściłem głowę, zatapiając swoje spojrzenie w palcach, którymi się bawiłem.
- Nie. Mówię tak, bo to prawda. Ludzie popełniają błędy. Ja również. Myślałam, że zabawisz się jego kosztem i znikniesz. Pomyślałam, że musisz być lekkoduchem, skoro nie studiujesz. O twojej rodzinie nie miałam prawa nic mówić. Przyznaje: byłam suką. – powiedziała, a ja popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. Po chwili kiwnąłem głową, przyznając jej tym samym racje, a ona klepnęła mnie lekko w ramię, udając oburzoną moim zachowaniem. Miałem ochotę się roześmiać. – I wiesz co, Louis?
- Tak?
- Nikt nie byłby lepszy dla mojego syna niż ty.
Później twoja mama odwiedzała mnie, co najmniej dwa razy w tygodniu. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a ona opowiadała mi o tobie historie, których nigdy wcześniej nie słyszałem. Po jakimś czasie, zaczęła mnie praktycznie traktować jak drugiego syna. Przyzwyczaiłem się, że za każdym razem, gdy przychodziła z wizytą, musiałem jej pokazywać swoje nadgarstki, aby sprawdzić, czy nie pojawiły się nowe blizny. Anne i Eleanor to dwie osoby, które dały mi najwięcej wsparcia. Teraz już wiesz, dlaczego nie pozwalałem ci znienawidzić twoich rodziców, jednocześnie nie mogąc jeszcze powiedzieć dlaczego.
Harry, kocham cię. Zawsze cię będę kochał. Nawet jeżeli będziesz mi bez końca powtarzał jak bardzo mnie nienawidzisz, za to co ci zrobiłem, ja nadal będę cię kochał. Ale proszę, zacznij żyć. Zacznij się cieszyć z nadchodzącego dnia. Zacznij spotykać się znowu z przyjaciółmi. Skup się na rzeczach, które cię cieszą. Rozwijaj się. Życie jest za krótkie na zamykanie się w sobie. Mnie pomoże sama świadomość, że jesteś szczęśliwy. Wtedy i ja będę szczęśliwy. I może nareszcie wrócę do zdrowia.
Kocham cię najbardziej na świecie, ale... musimy się pożegnać. Moje serce należy do ciebie na zawsze. Tylko twoje... jest przeznaczone komuś innemu. Komuś, kto zaopiekuje się tobą i sprawi, że odzyskasz radość życia. Ta osoba się pojawi, tylko musisz dać sobie czas. Te słowa nie sprawią, że będziesz za mną mniej tęsknił i zapomnisz o tym, co nas łączyło. Ale pewnego dnia, obudzisz się rano i poczujesz, że tęsknisz trochę mniej, aż w końcu ten kłujący ból w klatce piersiowej zamieni się w dobre wspomnienie o mnie i już nie będziesz za mną tęsknił tak mocno. To wszystko odejdzie. Cały ból i cierpienie. Obiecuje ci to. Ale musisz dać temu szansę.
Nagranie zgasło, a ja krztusiłem się łzami, które nagromadzały się z każdą sekundą, kiedy zaczynałem rozumieć, że powód 10 to wyjaśnienie i zarazem pożegnanie. On do tego dążył. Nie chciał, żebym go znienawidził, ale też, żebym robił sobie nadzieje, na to, że kiedyś do siebie wrócimy. Nie widziałem już otaczającego mnie pokoju. Wszystko przesłoniły mi słone łzy, które spływały po moich policzkach i moczyły koszulkę. Moje serce kuło, a ja nie wyobrażałem sobie normalnego życia po tym, co usłyszałem. Ból narastał z każdą sekundą, nie pozwalając mi oddychać. Jeżeli teraz czegoś nie zrobię, stracę go na zawsze, ale jednocześnie zaprzepaszczę tym wszystko. Louis nie chciał być znaleziony, chciał, żebym szedł dalej przez życie bez niego.
Siedziałem na podłodze w koszulce mokrej od łez zastanawiając się, co powinienem zrobić?
*
Przy pisaniu końcówki 10 rozdziału płakałam tak bardzo, że nie macie pojęcia. Zawsze się zastanawiałam jak można płakać, tworząc swoje własne opowiadanie, cóż, można. Pierwszą połowę pisałam do 4:00 nad ranem na telefonie, poważnie. Z drugą polową było nieco gorzej. Ogólnie bardzo ciężki był dla mnie ten rozdział do napisania i cieszę się, że mam go już za sobą:)
Zakończenie tego rozdziału miało być inne, właściwie w ostatniej chwili zmieniłam, ale tak jak mówię, zaczekajcie na epilog!! Zmieniałam tam zakończenie aż trzy razy hah.
No i gdyby każdy czytelnik skomentował to opowiadanie i dał gwiazdkę, również bym nie pogardziła! ;) Byłoby to dla mnie miłym pożegnaniem tego fanfiction, a i zobaczyłabym ile osób tak naprawdę czyta to opowiadanie. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top