Epilog

Siedziałem na ławce w parku, chłonąc każdy powiew chłodnego, listopadowego powietrza. Przyjemnie rześki wiatr, rozwiewał moje włosy po całej twarzy, sprawiając, że moje gęste loki przesłaniały mi obraz, znajdujący się naprzeciwko mnie. Odgarnąłem pojedyncze kosmyki z twarzy, a kilkoro roześmianych dzieci na placu zabaw, ponownie ukazało się moim oczom. Poruszyłem się nieznacznie na ławce, znajdując sobie wygodniejszą pozycję i włożyłem przemarznięte dłonie do kieszeni czerwonej kurtki. Na niebie rozciągało się długie pasmo szarych chmur, zasłaniając prawie zupełnie, jasne promienie słoneczne przez co, dzisiejszy dzień należał do szarych i smutnych. Wypuściłem powietrze, patrząc jak biała para opuszcza moje usta i ponownie zdałem sobie sprawę, jak bardzo jest zimno. Mały chłopczyk podbiegł do jakieś dziewczynki, wręczając jej pierścionek, wykonany z plastiku. Uśmiechnąłem się i wyjąłem dłoń, żeby spojrzeć na palec serdeczny. Nie znajdował się już na nim sygnet. Zdjąłem go kilka miesięcy temu.

Ludzie przeżywają rozstania na milion różnych sposób. Płacząc, krzycząc, mszcząc się, odcinając się od bliskich, imprezując, biorąc narkotyki, próbując się zabić... I każdy potrzebuje inną ilość czasu, aby pogodzić się z tym, że to już koniec. Ja potrzebowałem roku. Nigdy nie pomyślałbym, że pewnego dnia, nauczę się być szczęśliwym bez Louisa. To on zazwyczaj mnie uszczęśliwiał, sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Robiąc to bez niego, czułem się, jakbym go zdradzał. To wcale nie znaczyło, że go prawdziwie nie kochałem, właśnie dlatego, że tak bardzo mi na nim zależało, postanowiłem spełnić jego prośbę i nauczyć się funkcjonować bez jego pomocy. Jak widać, świetnie sobie radzę. Półtora roku nie widzenia go, a ja nadal żyję. Obsesyjnie powtarzałem sobie, że nie mogę bez niego żyć, a okazało się zupełnie inaczej. Rozmyślałem nad moim obecnym życiem i nad tym, co już się wydarzyło.

Nick wyjechał do Włoch, na stałe. Nadal utrzymujemy ze sobą kontakt, ale nie jesteśmy ze sobą już tak blisko. Od czasu do czasu rozmawiamy telefonicznie, pytając co u drugiego słychać, ale to nie jest już to samo. Oddalamy się od siebie z każdym dniem, a ja nie mogę tego zatrzymać. Nawet nie wiem czy chcę.

Zayn zadzwonił do mnie parę tygodni później po naszej rozmowie owego dnia. Spotkaliśmy się i jeszcze raz porozmawialiśmy. Postanowiłem pomóc mu wyjść z nałogu. Od tego momentu, wyskakujemy co tydzień na piwo, a Zayn zaczął uczęszczać na terapię. Naprawdę stara się pozostać czysty i jestem z niego dumny. Wiem, że Louis by tego chciał, ale nie dla niego to zrobiłem. Uważam, że Zayn jest dobrym człowiekiem, tylko trochę się pogubił, a najważniejsze to znaleźć w ludziach chociaż cząstkę dobra i trzymać się tego.

Relacja z moją mamą przez dłuższy czas przypominała istną ruinę. Poszedłem do niej tamtego wieczoru, po wysłuchaniu wszystkich nagrań, zacząłem przeraźliwe na nią krzyczeć, nazywając ją kłamcą i hipokrytką. Mówiłem, że jej nienawidzę i nigdy jej tego nie wybaczę. Ona zniosła mój wybuch złości spokojnie i cierpliwie. Nie naciskała, wiedząc, że będę musiał ochłonąć i na jakiś czas nasz kontakt się urwie. I mimo iż po kilku tygodniach odezwałem się do niej, a ona mi wszystko wyjaśniła, to nadal nie mogę jej zapomnieć tego, iż wiedziała, że coraz bardziej pogrążam się w depresji i nic z tym nie zrobiła.

Louis nigdy nie dostawał tego, czego chciał. Więc chciałam, aby chociaż raz, mógł zadecydować o swoim życiu. - tak brzmiały jej słowa.

Zrozumiałem też, że Louis nagrał te płyty, aby pomóc mi zamknąć pewien etap. Nie spotkał się ze mną osobiście, bo wiedział, że nie dałby rady odejść po raz kolejny, a nie tego chciał. Gdy coraz bardziej próbowałem się w to zagłębiać, dochodziłem do wniosku, że rozumiem jego decyzję o odejściu. Zrobiło mi się jednocześnie cholernie przykro, kiedy zdałem sobie sprawę, że to o czym mówił Louis, nie ubłaganie się zbliżało. Tęskniłem coraz mniej, aż w końcu pozostanie tylko pięknym wspomnieniem w mojej pamięci.

Wciągnąłem głęboko powietrze czując, jak przepływa przez moje ciało i daje upust zbędnym emocją, które zaczynały się nagromadzać. Spadająca kropla deszczu, wprost na mój nos, przypominała mi o tym, iż prawie dwadzieścia minut czekałem na Eleanor i Willa. Gdy moja prawa kieszeń zaczęła wibrować, byłem praktycznie pewien, że zamierza odwołać spotkanie, twierdząc, że skoro pada deszcz, to nie opłaca jej się wychodzić z domu.

- Kiedy będziecie? - zapytałem, spoglądając na niebo z którego zaczynało lecieć coraz więcej kropel, mocząc moje włosy, kurtkę i spodnie.

- Właściwie to... nie będziemy. - mogłem przysiąc, że przygryzła wargę. Naciągnąłem jedną ręką kaptur na głowę, gdyż moja fryzura nie była odporna na anomalie pogodowe.

- Jak to? - zmarszczyłem brwi, choć pogoda była dla mnie wystarczającą odpowiedzią.

- Ktoś chciałby się z tobą zobaczyć i myślę, że ta osoba o wiele bardziej ci się spodoba niż ja.

- Kto?

- Zmokniesz. - w tej samej chwili usłyszałem głos po mojej lewej stronie, a chwilę potem on usiadł obok, ochraniając mnie swoją parasolką przed deszczem. Rozchyliłem usta i odłożyłem telefon, widząc już na własne oczy, kogo Eleanor miała na myśli. Nie mogłem wykrztusić słowa, a moje serce wykonało w tym momencie więcej uderzeń niż podczas całego swojego życia. Od góry do dołu przeszedł mnie dreszcz. A ja nie potrafiłem unieść wzroku bojąc się, że kiedy to zrobię, on zniknie, a ja przekonam się na własnej skórze, jakie mózg potrafi nam płatać figle. Czułem drżenie na całym ciele i bałem się, że moja głowa eksploduje od nadmiaru uczuć, jakie w sobie nosiłem teraz. Ekscytacja, gniew, smutek, złość, irytacja, szok, niedowierzanie, radość. To wszystko skumulowało się we mnie w jednej sekundzie i nie chciało opuścić mojego ciała. Nie wiedziałem tylko, które z tych uczuć przeważa po nad wszystkimi, zastanawiając się jednocześnie, czy człowiek jest stworzony do odczuwania tylu emocji.

545 dni. Tyle się nie widzieliśmy, a on martwi się czy zmoknę? Czy ja żyje w świecie w którym rządzi absurd?

Wiedziałem, że muszę coś powiedzieć, cokolwiek. Chociaż jedno słowo, ale dające mu pewność, że nie zamierzam udawać, iż się nie znamy. Mogłem też wstać i odejść bez słowa, będąc pewnym, że pozwoliłby mi. Postanowiłem jednak przemówić, a mój głos brzmiał na cichy i spokojny. Zupełnie inaczej czułem się w środku.

- Dlaczego teraz? Dlaczego po tylu miesiącach? Nie rozumiem. - pokręciłem głową i uniosłem na niego wzrok. Pierwszy raz, od długiego czasu, mogłem zobaczyć go na żywo. Poczuć jego oddech, usłyszeć szybkie bicie serca lub chociażby dotknąć. Prawie się nie zmienił. Sińce pod oczami były już ledwo widocznie, a włosy nadal pozostawały w nieładzie, rozmierzwione na każdą z możliwych stron. Oczy, niebieskie niczym fale, patrzyły na mnie z taką samą czułością i delikatnością, co wtedy. - Nie tęsknie za tobą tak samo. Umiem być szczęśliwy bez ciebie. Więc, dlaczego teraz?

- Właśnie dlatego. - odpowiedział głosem, nie wyrażającym żadnych emocji. Patrzył na bawiące się na placu zabaw dzieci. Ja wpatrywałem się w niego uporczywie, chcąc dostrzec w tym jakiś sens. - Byłem twoim uzależnieniem. - powiedział wzdychając i wyciągnął swoje nogi przed siebie, krzyżując je. - Nasz związek był toksyczny. To, co nas łączyło, nie było zdrowe, Harry. - spojrzał na mnie kątem oka, a mnie zabrakło tchu. Boże, on tu był. Rozmawiał ze mną. Patrzył na mnie. Mogłem rzucić się na niego z pięściami, obwiniając go o wszystkie złe rzeczy, które spotkały mnie w życiu, ale w zamian ja, pozostawałem nie ruchomo na swoim miejscu, podążając za jego wzrokiem.

- Wiem. - z trudem przełknąłem ślinę wypowiadając to. - Poznałem twojego synka. Jest podobny do ciebie.

- Eleanor mi mówiła. - powiedział, a kącik jego ust podniósł się do góry, albo to było tylko moje wrażenie.

Pokiwałem głową. Zapomniałem, że oni również są przyjaciółmi.

- Nick wyjechał do Włoch.

- Twoja mama chyba coś wspominała. - Louis uśmiechnął się, nadal na mnie nie patrząc. Spojrzałem na jego małą dłoń, którą mogłem zupełnie zakryć swoją i myślałem o tym, jak bardzo byliśmy różni. Jednak nasza miłość była taka sama i to ona nas zarówno jak i połączyła tak i rozdzieliła.

- Zayn wyszedł z nałogu. - kontynuowałem, chcąc odbiec od głównego problemu. - Ale pewnie już o tym wiesz.

- Owszem. Dzwonił.

Zacząłem bawić się w zdenerwowaniu palcami. Musiałem zadać to pytanie. Dręczyło mnie od dłuższego czasu.

- Czy ty i on... kiedykolwiek... - zacząłem, ale mi przerwał.

- Spaliśmy ze sobą? Nie wiem. Byłem uzależniony. Mogłem spać z wieloma osobami i o tym nie wiedzieć. Świadomie jednak, zdradziłem cię tylko raz.

Potrząsnąłem głową.

- Nie, Lou. Nie nazwałbym tego świadomym stanem.

- Naprawdę tak uważasz, czy chcesz w ten sposób usprawiedliwić to, co zrobiłem? - Louis spojrzał na mnie, a ja nie oderwałem wzroku, pomimo intensywności z jaką się we mnie wpatrywał. Miałem wrażenie, że zmienił się. Kiedy go poznałem był inny. Zawsze gdzieś w nim tkwił cynizm, ale teraz... przybrał na sile. Nie chciałem pytać czy wyobraża sobie życie u mojego boku. Nie chciałem znać odpowiedzi, bowiem jakakolwiek by ona nie była, byłaby zła.

- Popełniłeś tyle błędów. Oboje popełniliśmy. Zostawiłeś mnie na rok. Zmuszając moją własną matkę, żeby kłamała. Wydaje ci się, że wiesz, co czuje. Utrata bliskiej osoby, boli dwa razy mocniej, niż rozczarowanie jej. Żyłem nadzieją. Wiesz co to znaczy? Gdybym wiedział, że nie wrócisz, byłoby ciężko, ale mógłbym się z tym pogodzić. Jednak nie mając pewności gdzie jesteś, próbowałem wytłumaczyć to sobie na milion różnych sposób, mając w sobie jakąś iskierkę nadziei, że wrócisz i będziesz miał cholernie dobry powód, wyjaśniający dlaczego musiałeś o zrobić. I miałeś. 10 naprawdę dobrych powodów, ale ja... masz rację. Nasza relacja była skomplikowana i trochę toksyczna i dlatego nie mam pojęcia jak mam postąpić. Nie wiem, która decyzja byłaby słuszna. Nie wiem czy chce cię nadal w swoim życiu. Po prostu nie wiem. Ale to nie ma znaczenia, bo jesteś tchórzem i nienawidzę tego w tobie i przyszedłeś pewnie po to, aby się pożegnać twierdząc, ze wyjeżdżasz i znowu mnie zostawiasz, prawda Louis? Powiedz to. Powiedz, że tak będzie lepiej dla nas obydwu. Powiedz, że już mnie nie kochasz. Że poznałeś kogoś nowego. Powiedz. Zniszcz tą ostatnią kroplę nadziei, która pojawiła się wraz z twoim widokiem.

- Nie kocham cię. Nigdy cię nie kochałem. - powiedział, przekręcając głowę w moją stronę, by na mnie spojrzeć. Żadne słowa nie potrafiłyby opisać uczucia, które w tym momencie we mnie wstąpiło. Mój oddech zatrzymał się w środku. Moje serce przestało pracować. Świat przestał istnieć. Wszystko działo się dla mnie jak w zwolnionym tempie. Śmiech dzieci, śpiew ptaków, spadający deszcz, przejeżdżające samochody. Na powrót wróciłem do normalność, kiedy Louis dodał: - Naprawdę chciałeś to usłyszeć? I nie patrz na mnie tak, jakbyś doskonale nie zdawał sobie sprawy, że to kłamstwo.

- Usłyszałem ich od ciebie tak wiele, że już sam nie wiem, co jest prawdą. - z chwilą wypowiedzenia tych słów, od razu ich pożałowałem, ale były prawdziwe. Tak właśnie czułem. - Wiesz Lou, powtarzałeś na nagraniach dziesiątki razy, jak bardzo mnie kochasz i, że przy mnie mogłeś być sobą. Tylko, że ja... nie czuje żadnej z tych rzeczy. Nie czuje tego, że mnie kochałeś. Może to ci się wydawało? Byłeś w głębokiej depresji, a ja byłem jedyną osobą, która zawsze stała za tobą murem, może poczułeś, że tak powinieneś? Tylko w ten sposób mogłeś mi się odwdzięczyć. Kochając mnie.

Louis wziął głęboki oddech. Wyglądał jak ktoś, kto spodziewał się tego i miał na to przygotowaną odpowiedź.

- Znów mogę widywać Willa, spędzam dużo czasu z siostrami, poznałem nowych ludzi, poszedłem na studia, pracuje dorywczo w barze, mam plany na przyszłość, pierwszy raz od bardzo dawna. Mógłbym mieć codziennie nie zobowiązujące przygody na jedną noc, podróżować po całym świecie, wyjechać, ale... - urwał raptownie. Jego mokre włosy przykleiły się do czoła, więc odgarnął je, nadal trzymając w jednej ręce parasolkę nad moją głową, a ja nie protestowałem. - Nie będę mówił banałów w stylu „nie mogę bez ciebie żyć", bo mogę, ale pytanie brzmi „czy chcę?"

Złapałem Louisa za nadgarstek, nakierowując parasolkę na nas obydwu. I choć tyle się wydarzyło, nie chciałem być w tej chwili nigdzie indzie. Czułem, że to odpowiednie miejsce.

- A co jeśli straciłem nadzieje? - zapytałem, nie puszczając jego ręki. Poczułem jak Louis rozluźnia się pod wpływem mojego dotyku.

- Zawsze jest nadzieja.

- I kto to mówi? - odwróciłem głowę w jego stronę, a moja twarz wykrzywiła się w ironicznym uśmiechu. Louis długo nie reagował na moje słowa. Myślałem, że odpowie mi milczeniem, ale on nagle zrobił coś niespodziewanego. Sięgnął do kieszeni swojej kurtki i wyciągnął z niej... płytę? Rozchyliłem usta, zastanawiając się czy to kolejny prezent na przeprosiny, ponieważ już więcej go nie zobaczę.

- Dostałeś już 10 powodów dlaczego chciałem cię zostawić, dlatego czas na to. - powiedział kładąc na moich kolanach płytę, a ja spojrzałem na nią i widniejące na niej słowa:

10 powodów by zostać.

- Więc, czy tym razem zostaniesz? - z trudem przełknąłem ślinę, czekając w napięciu na odpowiedź.

- A czy ty pozwolisz mi zostać, Harry?

I nie siląc się na zbędne słowa, w odpowiedzi, złapałem go za dłoń, złączając nasze palce razem.

To była obietnica.

A mnie pozostała nadzieja na to, że żaden z nas jej nie złamie.

*

Długo myślałam jak zakończyć to opowiadanie i cały czas przerabiałam końcówkę. Właściwie w ostatniej chwili zdecydowałam się właśnie na taką:)

Czy ktoś zauważył nawiązanie do ich pierwszego spotkania w którym to Harry ochronił Louisa przed deszczem?:-) Taka mała aluzja:)

W każdym razie dziękuje, dziękuje, dziękuje i jeszcze raz dziękuje ♥♥ Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie to czytać, a nawet jeśli już miałam nadzieje, to nie na aż tyle osób! To naprawdę kochane, że „straciliście" tyle czasu na czytanie mojego opowiadania! Dziękuje jeszcze raz;). Mam nadzieje, że was nie zawiodłam epilogiem i będziecie czytać moje kolejne fanfiction, które podobnie jak to, będzie owiane tajemnicą, ale o nim już wkrótce;) polecam śledzić mój profil na wattpadzie, albo jak ktoś jest baardzo ciekaw może zapytać tu, na fb czy twitterze chociażby, nie gryzę:)

Wiem, że kilka osób chciało drugą część i mnie też mega smutno rozstawać się z wami i bohaterami, bo bardzo szybko się przywiązuje:) ale na razie niestety jej nie planuje, wolę skupić się na moich innych "projektach":)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top