Two days more 2/2


Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, kiedy przekroczyliśmy próg mieszkania Erica. Właściwie, mieszkanie to bardzo złe określenie. To był po prostu przepiękny apartament. Utrzymany był w kolorze bieli i czerwieni. Nowocześnie, z wieloma, dużymi oknami, skąd idealnie widać było panoramę miasta. Z salonowego okna podziwiać można było park po drugiej stronie ulicy. W apartamencie było wiele pustej przestrzeni, co dodawało tylko modernistycznego wyglądu.

Wszystkie meble były proste, bez zdobień, które niepotrzebnie by je zaśmiecały. Minimalizm był dokładnie wyważony, balans między prostotą a pustką był idealnie zachowany.

Idąc, słyszeliśmy, jak nasze buty stukają o podłogę z przyjemnym dla ucha dźwiękiem. Pachniało nie tyle, co nowością, ale czystością i zadbaniem. Nie dopatrzyłem się nigdzie czegoś niedbale rzuconego. Wszystko było na swoim miejscu.

Rozglądałem się, nie mogąc się nadziwić. Czułem się, jakbym znajdował się na wielkiej Sali konferencyjnej, bo tak kiedyś je sobie wyobrażałem.

Eric chyba wiedział, że naprawdę to miejsce mnie zachwyciło. Kiedy położył zakupy na szklanym, dużym stole w jadalni, dał mi chwilę, abym mógł wszystko dokładnie przejrzeć. Oglądałem wszystko z zapartym tchem, patrząc, jakie to wszystko musiało być koszmarnie drogie.

Zatrzymałem się przy jednej z półek, gdzie obok kwiatu w białej doniczce znajdowała się ramka ze zdjęciem. Poczułem ukłucie w sercu, kiedy rozpoznałem na nim mnie i mojego przyjaciela. Dalej miał to zdjęcie. Pamiętam, jakby to było zrobione wczoraj. Chodziliśmy po Nowym Jorku, a miła dziewczyna robiła fotorelację z jednego z eventów, których pełno było w mieście. Zrobiła nam zdjęcie, a następnie przysłała je Ericowi na skrzynkę elektroniczną. Chwyciłem białą ramkę i przyjrzałem się naszej pamiątce.

– Nie mogłem zapomnieć, tak jak radzili mi wszyscy – zaczął mój przyjaciel, który znalazł się prędko obok mnie. Jego głos odbijał się niemal echem w salonie.

Odłożyłem zdjęcie na miejsce i odwróciłem się do Erica. Patrzył na mnie, jakby sam nie mógł się nadziwić, że znajduję się obok niego. Pewnie chciał dopasować moją twarz do twarzy Seana. Było to możliwe. Tylko oczy były identyczne w górnej części mojego ciała.

– Cały czas powtarzali, żebym się pogodził, ale ja nie potrafiłem. – Wzruszył ramionami, ruszając w nieznanym mi kierunku. Gestem dłoni zaprosił mnie za sobą. – Błagałem codziennie Boga, aby mi cię oddał. Cholera, Darius, byłeś moim jedynym przyjacielem i cię straciłem!

Zaprowadził mnie na kanapę. Była jak większość rzeczy, biała z czerwonymi poduszkami. Wyglądała, jakby była zrobiona z najmiększego materiału na świecie. Niedużo się pomyliłem, naprawdę taka była. Eric oparł się o zagłówek i położył sobie jedną nogę pod udo. Zawsze tak siedział. Ja nie potrafiłem, zbyt szybko cierpła mi noga.

– I tak oto moje prośby zostały wysłuchane. – Uśmiechnął się szeroko Eric. – Teraz mi mów. Jak to się stało? Czemu nie wyglądasz jak... Ty?

Westchnąłem głęboko i zacząłem mu opowiadać. Od samego początku. Nie ominąłem żadnego szczegółu, wszakże byłem przecież jedną z tych osób, dla których detale były naprawdę ważne. Eric patrzył na mnie, jakby mi nie dowierzając. Sam bym przypuścił, że ktoś opowiada mi streszczenie jakiegoś paranormalnego filmu. Brunet ciągle mrugał oczami. Miałem wrażenie, że chciał upewnić się, że nie śni.

– To brzmi tak nierealnie... – Pokręcił z niedowierzaniem głową. – Nie mogę w to uwierzyć.

– Powiem ci, że ja też do końca nie mogę w to uwierzyć. Jestem tutaj, ale momentami czuję się, jakbym śnił, a to wszystko dokoła mnie to tylko bardzo realna imaginacja. – Rozejrzałem się aż po salonie Erica, patrząc na perfekcyjnie ustawione meble i minimalistyczne dekoracje.

– Kiedy tylko zobaczyłem twoje oczy, wiedziałem, że to ty – przyznał Eric. – Z początku ci nie wierzyłem, ale... Tylko ty, Darius, miałeś takie przenikliwe spojrzenie. Nie spotkałem się nigdy z takimi oczami. Pewnie ci to już mówiłem tysiąc razy.

– Nie ty jeden – zaśmiałam się. Złapałem się na tym, że pomimo podobieństwa mojego głosu, brzmiałem nawet dla siebie tak obco. – Teraz twoja kolej, Eric. Widzę, że się urządziłeś. Dziesięć lat temu zostawiłem cię w biednej dzielnicy, a teraz zastaję cię w ekskluzywnym apartamencie! Założę się, że nawet twoje ubrania warte są teraz więcej, niż kiedyś zarobiliśmy.

Eric zaśmiał się lekko i otworzył szeroko ramiona, prezentując mi swój dobytek.

– No, powiem ci, że nieco się zmieniło przez te dziesięć lat. Nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca, kiedy zginąłeś. Popadałem w nałogi, staczałem się z każdym dniem coraz bardziej. I wtedy myślałem sobie o tobie, że zawsze byłeś taki pozytywny i pragnąłeś znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Dlatego, jednego dnia, wziąłem się za siebie. Miałem wrażenie, że tego dla mnie chciałeś, a przecież nie mogłem się starać dla nikogo, bo jak wiesz, nikogo prócz ciebie w moim życiu nie było. Znalazłem stałą pracę, później wziąłem kredyt i otworzyłem restaurację. To był naprawdę strzał w dziesiątkę. Nie wierzyłem w to, jakie szczęście miałem. Myślałem, że to właśnie ty nade mną czuwałeś. Restauracja przynosiła mi takie zyski, że prędko otworzyłem jeszcze dwie. I... No cóż, oto jestem.

Słuchałem słów Erica z zapartym tchem. Byłem z niego dumny. Pokazał wszystkim, na co go stać. Nie mogłem przestać się uśmiechać, wiedząc, że wszystko, co nas otacza, to jego ciężka praca.

– Stary, nawet nie wiesz, jak się cieszę! – powiedziałem entuzjastycznie.

– I vice versa, przyjacielu – dodał Eric. – Więc mówisz, że twoim celem jest odnalezienie tego skurczybyka?

Pokiwałem głową, czując, że za każdym razem, kiedy o nim pomyślę, gotuję się ze złości.

– Tak. Ale wiem, że to może być bardzo ciężkie. – Wzruszyłem bezradnie ramionami, a Eric zmarszczył brwi. – Nic nie znaleźli po mojej śmierci?

– Niestety nie... – Eric cmoknął niezadowolony i podrapał się po brodzie. – Zabójca przepadł jak kamień w wodę.

– Minęło dziesięć lat... – rzekłem zrezygnowany. – Ciężko będzie dokopać się do tak starej zbrodni. Ale muszę to zrobić. Mam niedokończoną sprawę. Chcę to rozwiązać.

– A ja chcę, aby on poniósł najsurowszą karę. Nie mogę pozwolić, aby uszło mu to na sucho. Chciałem działać sam, odnaleźć go, ale... Nie było nawet takiej możliwości. Nic nie wiedzieliśmy o nim, dowiedziałem się dopiero od ciebie najistotniejszych wiadomości o nim. Z każdym kolejnym dniem niemocy, traciłem nadzieję. Strasznie mnie to zniechęcało do dalszej drogi. Wiesz, z niczego nie mogłem nagle dowieść, kto był mordercą. I to mnie dobiło. Wtedy właśnie popadłem w nałóg.

– Przepraszam cię, Eric...

– Za co ty mnie przepraszasz? Że znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie? Daj spokój. Zrobię nam może coś do picia? – zaproponował i od razu wstał, kierując się w stronę aneksu kuchennego.

Tam również panował porządek. Przyprawy były schludnie ułożone w prostokątnych pojemnikach. Blaty były lśniące i czyste. Nieskazitelne szklanki stały obok siebie, błyszcząc się. Eric wyciągnął z lodówki napój, przelał go do dwóch naczyń. Następnie przyłożył szklanki po kolei do podajnika lodu, który znajdował się w lodówce. Podniosłem brew w górę. Naszej lodówce przepaliły się lampki w środku, przez co zawsze było ciemne, a teraz takie luksusy.

Eric podał mi napój. Był chłodny i pyszny. Od razu lepiej się poczułem, kiedy przepłukałem gardło.

– Właśnie wiesz, co mnie najbardziej dziwi? – kontynuowałem rozmowę. – Mówisz, nieodpowiedni czas i miejsce. Wydaje mi się, że pierwszy raz widziałem tego faceta na oczy. Nie mam pojęcia, jaki miał motyw. Byłem przypadkowy, czy może nie? Coś mi podpowiada, że on mnie jednak znał... – mówiłem, zaczynając dopiero łączyć fakty. Te myśli pojawiły się u mnie dopiero w tamtym momencie. – Wiesz, zrobił to tak nagle, pozwolił mi tylko na siebie raz spojrzeć. Ludzie nie zabijają przypadkowych osób, zwłaszcza że to stało się w niezbyt obleganym miejscu.

– Może coś tam zrobił? Coś, czego nie chciałby, abyś widział? – Zastanowił się na głos Eric. – Wiesz, narkotyki, może jakieś tortury? Sam wiesz, jaki jest Bronx. Może ktoś coś przed nim ukrywał, próbował wydostać to siłą, a ty się pojawiłeś? Świadkowie mogli mu bardzo zaszkodzić.

Wstałem z kanapy i zacząłem przechadzać się po salonie. Tak zawsze lepiej mi się myślało.

– To raczej nie to. Nic nie słyszałem, było zupełnie cicho. Taka dosłownie cisza przed burzą. Pojawił się znienacka, wymierzył i strzelił. – Zdałem sobie sprawę, że naprawdę komicznie to zabrzmiało. – Chyba wiedział, do kogo celuje.

– Ale ty? Darius, nie oszukujmy się, byłeś... To znaczy... Jesteś jednym z najbardziej pokojowych ludzi, których znam. Przecież nikomu nie wadziłeś, byłeś sumiennym pracownikiem, nie okradałeś szefów, nie wziąłeś żadnego kredytu, więc o to też nie mogli cię ścigać.

– Dlatego to wydaje mi się takie dziwne. – Podsumowałem, ponownie siadając obok Erica. – Sami możemy spekulować do samego rana, a teorii powstanie więcej niż jesteśmy w stanie pomyśleć. Musimy zacząć działać.

– Co chcesz zrobić, Darius?

– Iść na policje, wygrzebać akta sprawy i...I jeszcze nie wiem, co dalej... – Podrapałem się za uchem.

– Wiesz, że zostaniemy wyzwani od wariatów? – powiedział Eric i jak zwykle miał rację.

– Tak, jestem wariatem, który wrócił do żywych i chce teraz pomścić swoją śmierć! Musimy tam iść, nie ma innego wyjścia. Oni jedyni mają jakiekolwiek poszlaki, dowody, cokolwiek... Mam nadzieję.

Eric westchnął, ale przyjacielskim, męskim gestem poklepał mnie po plecach.

– Wchodzę w to. Jakkolwiek popieprzony pomysł przyszedłby ci do głowy, nie zostawię cię samego. Pójdziemy tam jutro.

– Dzięki, Eric. – Uśmiechnąłem się.

– Nie dziękuj. Z kim jak z kim, ale z tobą jestem gotowy podjąć każde ryzyko na świecie.

Poczułem się lepiej, bo wiedziałem, że w tej mojej, kiepskiej sytuacji nie jestem sam. Wsparcie przyjaciela było naprawdę na miarę złota. Rozsiadłem się wygodniej na kanapie i wziąłem głęboki wdech, starając się na chwilkę pomyśleć, że po prostu wróciłem do przyjaciela po długiej rozłące. Bez skutku próbowałem sobie wyobrazić, że wcale za osiem dni nie umrę raz jeszcze.

– Widzę jednak przyjacielu, że kobiety dalej brak. – Podjąłem kolejny temat, nie zauważając żadnej rzeczy, które mogłyby należeć do płci pięknej. Baby zawsze wszystko rozwalają po całym domu, mają sterty kosmetyków i butów.

– Wiesz, Darius, życie nauczyło mnie tylko jednego. Kobietom nigdy nie dogodzisz. Kiedyś bałem się, że nie spełnię jej podstawowych potrzeb, czyli przede wszystkim stabilizacji finansowej. Założenie rodziny było w moim przypadku niemożliwe. Później starałem się zdobyć tyle funduszy, aby mieć dom i pieniądze na nowe życie. A teraz, kiedy wszystko mam, kobiety chcą ode mnie nawet za dużo. Miałem parę dziewczyn, jedne poważniejsze, drugie mniej. Każda chciała ode mnie pieniędzy, abym kupował jej wszystko, co zapragnie. Miłość spadała zawsze w hierarchii. Nie spotkałem się jeszcze z żadną, która pokochałaby mnie, a nie moje pieniądze. Powiem ci tylko tyle, miłość w tych czasach jest przereklamowana. Jest tylko na pokaz i dla pieniędzy.

– Nie mów tak, na pewno znajdzie się taka, która pokocha szczerze. – Pocieszyłem przyjaciela.

– Szczerze wątpię. Dążyłem tyle lat do tego, aby w końcu się ustawić, a skończyło się na tym, że nie mam tego, o czym zawsze pragnąłem. Nie mam mojej drugiej połówki. Chyba do końca życia zostanę sam.

Postukałem się żartobliwie w czoło, pokazując Ericowi, co myślę o jego uwagach.

– Specem w miłości nie jestem. Ale zawsze mi się wydawało, że miłość przychodzi niespodziewana.

– Tak, jasne. Jak będę miał pięćdziesiąt lat – zaśmiał się Eric, a ja po chwili powtórzyłem jego gest. – Jak dobrze, że wróciłeś. Chociaż na chwilę. Bardzo samotnie jest w takim wielkim mieszkaniu samemu.

– Domyślam się. Nie myślałeś o jakimś psie?

Eric spojrzał na mnie z dezaprobatą.

– Hej, Eric, jak nie masz dziewczyny, to weź kup sobie psa – zaczął przedrzeźniać mój głos, ponownie zaczynając się śmiać. – Nie no, żartuję przecież. Za dużo pracuję, żeby mieć zwierzaka. Także, póki co, skazałem się na samotny żywot. Darius, może zostaniesz ze mną? Jutro rano pójdziemy na komisariat, a teraz napijemy się dobrego whisky i poopowiadam ci co nieco?

– Z wielką chęcią! – Zgodziłem się ochoczo. – Jak za starych dobrych lat, co? Tylko że masz teraz lepszą miejscówkę i zamiast piwa za dolara będziemy pić prawdziwy alkohol.

Eric uśmiechnął się szeroko. Na jego twarzy pojawiły się już zmarszczki. Widać było na nim, jak upływa czas. Jednak błysk w oku miał taki sam, jak dwudziestojedno latek, którego po raz ostatni widziałem w dwa tysiące dziesiątym roku.

On patrzył na mnie, ja na niego. Miałem wrażenie, że oboje pomyśleliśmy o tym samym. Przestaliśmy się śmiać, a na nasze twarze wkradła się powaga. Jutrzejszy dzień naprawdę będzie jednym z ważniejszych w całym moim życiu. Moim, właściwie, drugim życiu. Westchnąłem głęboko, a Eric zamknął mnie po raz drugi w przyjacielskim uścisku.

Tak bardzo chciałbym zostać razem z nim. Wieść normalne życie... Wieść jakiekolwiek życie. Znaleźć kobietę mojego życia, założyć rodzinę. Może nawet wynieść się z Nowego Jorku. Tutaj wszystko przypomina mi o tym, że kiedyś byłem Dariusem, który zginął dziesięć lat temu.

Odwróciłem głowę, patrząc na oszklony zegar. Wskazówki zegara przesuwały się zaskakująco szybko, pokazując mi, że czas mi ucieka. Przełknąłem ślinę. Pragnąłem władać czasem. Zatrzymałbym go, sprawiłbym, że stanąłby w miejscu, a my wszyscy dalej moglibyśmy żyć. Nieprzyjemny ucisk w żołądku towarzyszył mi cały wieczór, kiedy troski poprzedniego życia topiłem w wykwintnym alkoholu.

Zasypiając w jednej z przestronnych sypialni w apartamencie Erica, w dalszym ciągu patrzyłem na zegar. W końcu nie wytrzymałem i zdjąłem urządzenie ze ściany, chowając go w szafie. Uchyliłem okno, aby nocne powietrze mnie trochę orzeźwiło. Widok z szóstego piętra naprawdę był niesamowity. Pomyśleć, że niektórzy mają to na co dzień. Patrzą i najprawdopodobniej nie doceniają go.

Z pewnością zauważyliby więcej, gdyby wiedzieli, że patrzą na to ostatni raz.

___________________________

I wróciłam z nowym rozdziałem :). Przyjaciele znowu są w komplecie, jednak najgorsze dopiero na nich czeka. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów - mogę Wam obiecać wiele zwrotów akcji, niespodzianek, tajemnic i wiele więcej :). A pamiętajmy, że przecież to tylko "10 days'' :)).

Pisałam rozdział na zewnątrz, przypaliło mnie słońce, a laptop jest strasznie gorący xd. Tak to jest, jak chce się spędzić czas równocześnie na słońcu, chcąc też pisać w wolnej chwili :p. Nie polecam :D

I jak zwykle - znowu ten Heavy Rain... Eh, za bardzo pasuje mi ta muzyka do historii :D

Do zobaczenia! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top