4 days left

Następnego dnia, o godzinie piątej rano dojechaliśmy do Detroit. Oboje byliśmy zmęczeni, jednak bardziej niż bardzo zadowoleni z wczorajszej wyprawy. Mogłam myśleć tylko o tym, że chciałabym na takie wybierać się częściej. Jednak wiedziałam, że nie mogłam. Zaczęłam się powoli do tego przyzwyczajać.

Powiedziałam Robbiemu, w którym hotelu się zatrzymuję, a chłopak podwiózł się pod same drzwi. Nie byłam pewna jego zamiarów, ale wyglądało to na to, że chciał mnie na pożegnanie pocałować. Jedną ręką ujął mój podbródek, a drugą włożył między moje gęste, ciemne włosy. Zawahał się i chyba to zawahanie spowodowało to, że po chwili zrezygnował ze swojego pomysłu. Może to i lepiej. Sama nie byłam do końca pewna, czy jestem na to gotowa, czy to wszystko nie stało się zbyt szybko. Polubiłam Robbiego i to bardzo, jednak... Jakaś cząstka mnie dalej kochała Melvina i za każdym razem, kiedy myślałam o Robbiem, ta cząstka pulsowała w mojej głowie, ukazując mi, że czynię źle.

Pożegnaliśmy się skinieniem głowy, po czym wyszłam z Hummera, odprowadzając Robbiego wzrokiem. Westchnęłam głośno i przetarłam oczy, które już nie miały na sobie makijażu, prócz resztki tuszu do rzęs. Przemierzyłam cały hotel, pospiesznie kierując się w stronę mojego pokoju. Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i od razu położyłam się na łóżku, nie miałam siły nawet wejść pod prysznic, postanowiłam zrobić to, kiedy porządnie się wyśpię.

Zasnęłam niemal od razu, mając przed oczami przepiękne jezioro, otoczone zjawiskowymi drzewami oraz wznoszącymi się ponad nimi górami. Do snu otuliło mnie ciepło, które Robbie pozostawił na moim ciele.

***

Życie w Detroit rozpoczęło się już dawno temu, jednak gwar głośnego miasta nie zdołał mnie zbudzić aż do godziny piętnastej, kiedy w końcu zdecydowałam się otworzyć oczy. Czułam się wyspana, jednak zaczynałam powoli odczuwać zakwasy po wczorajszych długich wędrówkach.

Wstałam z łóżka, boleśnie zauważając, że słońce znajduję się w zupełnie innym miejscu, niż miało to miejsce rano. Miałam trochę wyrzuty sumienia, że zostało mi tak mało czasu, a ja zamiast robić coś pożytecznego śpię niemal pół dnia. W momencie, moje uczucie wyspania przemieniło się w coś, co człowiek czuje, kiedy ma wrażenie, że spał stosunkowo za dużo, niż powinien.

W trybie natychmiastowym pobiegłam do łazienki, zabierając uprzednio jakieś ubrania. Zestawy odzienia w których jeszcze nie chodziłam zaczynały powoli się kończyć. To przypominało mi, że już długo nie zabawię na tym świecie.

Z łazienki wyszłabym szybciej, gdybym nie musiała suszyć włosów. Z początku nie zamierzałam ich myć, ale to było to, co łączyło mnie z moim poprzednim wcieleniem – strasznie przetłuszczały nam się włosy. Mycie codziennie było absolutnie potrzebne, inaczej zawsze włosy stawały się nieprzyjemnie tłuste i nieestetyczne.

Odsłoniłam zasłonę i wyjrzałam przez okno. Ludzie jak zwykle gdzieś się spieszyli i mieli nos wetknięty przed swoje smartfony. Czy nie mogliby zachowywać się tak, jak ci, których ujrzałam wczoraj? Oni byli tacy radości, cieszyli się chwilą, rozkoszowali się nią, chcieli złapać szczęście za ogon i udawało im się to. A w takim wielkim mieście też można być szczęśliwym. Ludzie nie ujrzą tego, jeżeli wszystko będzie im przysłaniał pośpiech. Trzeba zwolnić. Wziąć głęboki oddech i przez chwilę spojrzeć na świat, który wszystkich otacza.

Ja tak właśnie zrobiłam. Wyszłam z hotelu prosto w tętniące życiem miasto. Szłam powoli, nie raz stawałam na środku chodnika i podziwiałam budowle, które kiedyś wyglądały zupełnie inaczej. Ludzie zapewne patrzyli na mnie jak na wariatkę, albo turystkę, która pierwszy raz w życiu widzi wielką metropolię. Zaskoczyłabym ich, gdybym z nimi porozmawiała. Zapewne mieszkałam w tym mieście dłużej niż niejeden biznesmen, który sprowadził się tutaj z małego miasteczka.

Byłam szczęśliwa, mogąc jeszcze raz popatrzeć na moje ukochane miasto. Jeszcze bardziej, byłam szczęśliwa, widząc moją rodzinę.

Tak, znowu ich ujrzałam. Wszyscy szli chodnikiem, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. Każdy z moich krewnych niósł w ręce kubek z kawą. Mogłam tylko zgadywać, że mama miała cappuccino, takie jakie zawsze uwielbiała, a tata zwykłą, czarną kawę bez grama cukru. Gordon zawsze lubił jakieś wymyślne, tak samo jak ja, więc zagadką dla mnie było jaki smak miała jego kawa.

Wodziłam za nimi wzrokiem, a oni mnie nie zauważyli. Nic dziwnego. W centrum Detroit było wiele osób, nikt nie zawracałby sobie głowy jedną osobą, która stała w tłumie. Poza tym, szli wszyscy razem, byli zadowoleni i szczęśliwi. Chyba tylko w takich momentach nie liczy się, gdzie się znajdują. Mają siebie nawzajem i tylko to się liczy. Uśmiechy na ich twarzach były dla mnie czymś niesamowitym. Złapałam się na tym, że sama szeroko uniosłam kąciki moich ust. Pragnęłam znaleźć się obok nich i śmiać się z nimi, jak kiedyś.

Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. Tak, wiem... To już nigdy nie będzie możliwe. Pozostało mi jedynie patrzeć na nich, ciesząc się, że pomimo tego, co powiedziała Caroline dają sobie radę beze mnie, a ich uśmiechy mimo wszystkiego są szczere i niewymuszone.

Ruszyłam w swoją stronę, zmierzając w kierunku restauracji. Byłam głodna, nie jadłam nic od podróży w samochodzie, gdzie niemal sama zjadłam całe kwaśne żelki. Uwielbiałam je, jednak to nie był prawdziwy posiłek. Wczoraj również nie zjedliśmy prawdziwego obiadu, jedynie to, co Robbie przygotował dla nas na podróż.

Odwróciłam się raz jeszcze, pragnąc ujrzeć moją rodzinę. Odkryłam, że zniknęła Caroline. Nie było ich z nimi. Zmarszczyłam brwi, szybko oglądając najbliższą okolicę w poszukiwaniu drobnej blondynki. Nigdzie jej jednak nie było. Wiem, że nie powinnam się martwić, jednak to właśnie robiłam. Zaczęłam się martwić.

Ruszyłam w stronę, w którą być może poszła dziewczyna. Między sklepami była wąska alejka, gdzie znajdowała się droga do jednego sklepu odzieżowego. Mało kto tam chodził, zwłaszcza dlatego, że prowadziła tam nieciekawa droga. Jednak ubrania były tak zawsze tanie – byłam ciekawa, czy ten sklep jeszcze istnieje.

Minęłam wszystkich moich krewnych i poszłam w tamtą stronę. Zdziwiłam się, ponieważ teraz roiło się tam od pijaków, którzy nawet w biały dzień sączyli piwa i inne alkohole. Starałam się nawet na nich nie patrzeć i przechodziłam obok nich szybko. Nie obyło się od komentarzy odnośnie mojej osoby. Nie chciałam się nawet odwracać, ale bałam się, że mogą ruszyć teraz w pogoń za mną. Na szczęście, byli tak pijani, że bardziej przypasowało im siedzenie w kącie i kołysanie się z boku na bok.

– Mówiłam ci, że to już koniec! – usłyszałam stanowczy głos należący do mojej siostry. Pospieszenie skierowałam się w tamtą stronę, zatykając ręką nos, ponieważ od nadmiaru zapachu alkoholu zrobiło mi się niedobrze.

– A ty dobrze wiesz, że nie odpuszczam! – drugi głos należał najprawdopodobniej do Edwarda.

– Chłopie, przestań do mnie wypisywać, nie zamierzam do ciebie wrócić i masz to uszanować.

– To ty uszanuj to, że dalej chcę z tobą być!

– I dalej masz zamiar zaciągać mnie do łóżka? – parsknęła śmiechem Caroline – Nie bądź śmieszny, przyszłam tutaj tylko po to, żeby raz a dosadnie wytłumaczyć ci, że masz się ode mnie odczepić w trybie natychmiastowym! Następnym razem, jak przyleziesz pod mój dom, tata skutecznie cię odpędzi, ostatnio musiałam go powstrzymywać.

– Caroline, nie udawaj, że mnie nie chcesz... – ton głosu Edwarda zmienił się niemal o sto osiemdziesiąt stopni, co spowodowało, że przyspieszyłam kroku w trosce o moją siostrę.

– Nie, nie chcę cię i przestań mi wmawiać, że jest odwrotnie!

Wtedy wkroczyłam ja. Miałam szczęście oraz Caroline je miała. Po minie Edwarda wnioskowałam, że ma złe plany w stosunku do mojej siostry. Wskazywało na to też, jak byli usytuowani. Caroline była przyparta przez niego do ściany, a on napierał na nią całym swoim ciałem. Nie miała drogi ucieczki. Gdyby ktoś zaproponował mi spotkanie w takim miejscu, od razu bym odmówiła. Zwłaszcza, jeżeli byłby to mój były, który nie należał do najnormalniejszych ludzi.

Cała gotowałam się ze złości. Jeżeli ten frajer nie zejdzie mi z oczu w przeciągu paru minut, obiecałam sobie, że raz a porządnie walnę go w ten głupi łeb. Nikt nie będzie robił takich rzeczy mojej siostrze. Zwłaszcza ktoś taki, jak on.

– Znowu ona? – warknął chłopak – Mówiłaś, że nikomu nie mówiłaś o tym, że się ze mną tu spotykasz!

– Nie mówiłam... – wyjąkała Caroline, patrząc na mnie z takim samym zdziwieniem, jak i Edward.

– Po prostu jestem zawsze w odpowiednim miejscu i czasie – odparłam, podchodząc w ich stronę – Ile razy mam ci mówić, żebyś się stąd wynosił?

– A ile razy ja mam ci mówić, że to nie twoja sprawa i żebyś nie wtykała nosa w nie swoje sprawy?! – Edward niemal wrzasnął – Kim ty do cholery jesteś, żeby wtrącać się w życie moje albo w jej?!

– Może po prostu jestem Aniołem Stróżem – wycedziłam przez zęby, miażdżąc chłopaka wzrokiem – Ostatnim razem, jak się widzieliśmy, przypomniałam ci ciekawą informacje z twojego życia. Mam przedstawić wszystko Caroline, albo lepiej powiedzieć to całemu Detroit? Znam więcej twoich sekrecików, więc jeśli łaska wynoś się stąd i zostaw moją...– ugryzłam się w język w ostatniej chwili – Przyjaciółkę w świętym spokoju.

– Myślisz, że będziesz mi rozkazywać?

– Tak, właśnie tak myślę – byłam od niego wyższa, przez co trochę wprawiałam go w zakłopotanie, jednak nie tracił tego buntowniczego wyrazu twarzy – Idź uprzykrzaj życie komuś innemu, a Caroline zostaw w świętym spokoju.

– Za każdym razem będziesz się pojawiać, jak będę chciał porozmawiać z Caroline?

– Poprawka, ty nie chcesz z nią rozmawiać, tylko zawsze naruszasz jej przestrzeń prywatną. Tak, będę pojawiać się za każdym razem...

Edward spojrzał na Caroline, a następnie na mnie. Wystawił mi środkowy palec i rzekł:

– Ta laska w sumie nie jest tego wart... – rzekł na odchodne, a ja w tamtym momencie wymierzyłam mu siarczysty policzek. Edward aż się zakołysał, jednak odszedł, mrucząc pod nosem.

Caroline podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła bez słowa. Czułam, że jest bliska płaczu, więc również nic nie mówiąc, zaczęłam ją gładzić po włosach. Minęła chwila, zanim dziewczyna się uspokoiła. Dopiero wtedy rzekła:

– Spotkałam się nim, bo nie dawał mi żyć... Wypisywał do mnie, nękał Gordona w pracy, przychodził pod dom... Nie wiedziałam, co robić, więc chciałam się z nim rozmówić... Jak dobrze, że tutaj byłaś...

– Lubię czasami spacerować po tym mieście... – przyznałam, co było szczerą prawdą – A kiedy zauważyłam, że się oddalasz w taki dziwny zaułek, postanowiłam iść za tobą. Teraz mam pewność, że dobrze zrobiłam.

– Bello, a... Mówiłaś, że znasz sekrety Edwarda... – powiedziała już znacznie ostrożniej, po czym opuściła moje ramiona – Ale skąd? Przecież jesteś tutaj nowa.

Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że sama siebie zapędziłam z punkt bez wyjścia. Nie pozostało mi nic, tylko ją okłamać.

– Ostatnio był pijany i sobie coś powymyślał. Więc to wykorzystałam i dałam mu do zrozumienia, że mogę coś o nim wiedzieć... Rzecz jasna nie wiem, jednak byłam pewna, że uwierzy. Nie pomyliłam się – uśmiechnęłam się i zerknęłam na bransoletkę od Melvina, która dumnie prezentowała się na szczupłej ręce mojej siostry.

– Podziwiam cię. Ja w takich emocjach nie potrafiłabym nic stosownego powiedzieć... Bello, ratujesz mi przed nim tyłek już tak długo... Może zechciałabyś wpaść do mnie do domu pojutrze na obiad? Porozmawiamy sobie, miło spędzimy czas?

Modliłam się tylko, aby nie wybuchnąć płaczem. Miałam zerwać z tamtym życiem, prawda? Ale to nie zmieniało faktu, że chciałam zobaczyć, jak wygląda teraz mój dom. Jak dużo się zmieniło, czy jest tam jeszcze coś, co przypominało o mnie? To była dla mnie jedyna szansa, aby z nimi ostatni raz porozmawiać. To będzie przedostatni dzień mojego życia. Chyba to jest idealny sposób, aby go spędzić. Pokiwałam głową, a moje oczy zaświeciły się radosnym blaskiem.

– Mieszkam przy 4046 Avery Street – powiedziała Caroline z uśmiechem, kiedy wyczytała reakcję z mojej twarzy – Nie mogę się doczekać.

– Ja również... – odparłam, nie próbując nawet nigdzie zapisać adresu.

Caroline się zdziwiła, czemu tego nie zrobiłam, jednak nie miałam siły dłużej jej okłamywać. Muszę im powiedzieć prawdę.

______________________

To już drugi rozdział dzisiaj :). Stwierdziłam, że jak mam czas i wenę, muszę to napisać, a przecież katowałam Was ponad miesiąc, nie dodając ani jednego rozdziału :').

Mam nadzieję, że rozdziały Wam się podobają :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top