2 days left
4046 Avery Street.
Dom nie zmienił się praktycznie nic przez dziesięć lat mojej nieobecności. Czułam się tak, jakbym wracała po szkole do miejsca, które zawsze stanowiło dla mnie oazę i wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem są pozytywne.
Ten sam, dwupiętrowy dom, z ciemnym dachem i ciemnoczerwonym wykończeniem. Właściwie jak wszystkie domy przy tej ulicy. Przy chodniku niezmienne posadzone były wysokie drzewa, które przy jeździe samochodem wydawały się tworzyć zieloną bramę. Teraz tylko się powiększyły, korony były bardziej rozległe, a pnie przy niektórych, starszych drzewach były zniszczone. Jednak to miejsce zachowało swój dawny urok sielskiej ulicy, za którą tak to miejsce kochałam.
Była to bardzo miła odskocznia od tętniącego życiem centrum Detroit, gdzie chodziłam do szkoły. Zawsze przyjemnie wracałam do cichej, spokojnej okolicy, gdzie mogłam się wyciszyć i przygotować na kolejny dzień.
Westchnęłam głośno, dalej nie będąc pewna, czy jestem na pewno gotowa przekroczyć próg mojego domu.
Jedyne, na co zwróciłam uwagę to brak zabawek Caroline na podwórku. No tak, dziewczyna miała już szesnaście lat. Oczywiście, że już nie bawiła się na podwórku, a dziecko Gordona zapewne wszystko miało w środku domu.
Ogródek zawsze był zadbany, to było oczko mojej mamy. Lubiła, kiedy wszystko było eleganckie i estetyczne. Pomimo natłoku pracy, zawsze miała czas, aby przystrzyc żywopłot lub otoczyć drzewko ozdobnymi, kolorowymi kamieniami.
Musiałam prędko wejść do środka. Miałam w rękach ze sobą gorące spaghetti bolognese oraz w siatce zieloną herbatę. To było danie, które zawsze przygotowywałam w niedzielne poranki. Miałam nadzieję, że o tym pamiętają. Chciałam z nimi porozmawiać. Nie jako Bella. Chciałam to zrobić jako ich córka i siostra, jako Anabelle. Tak samo, jak udało mi się to zrobić z Melvinem.
Mój ukochany został u mnie w hotelu na noc, ale do rodziny pozwolił mi iść samej. Wiedział, że to dla mnie wiele znaczy, sam mnie też przekonywał, abym wyjawiła im prawdę. Bałam się, że Caroline może być dla mnie zła. Zwierzała się mnie ze wszystkiego, a ja udawałam kogoś, kim nie jestem. Mam nadzieję, że mi wybaczy i nie będzie miała mi tego za złe. Bardzo tego pragnęłam. Chciałam ostatni raz ich przytulić, wycałować i zapewnić, że jestem szczęśliwa pomimo wszystkiego.
Ruszyłam przed siebie. Dziarsko z uniesioną głową. Jednak czułam, że z każdym krokiem nogi zamieniają mi się w watę, a serce zaczyna mi bić jak oszalałe. Nie mogłam uwierzyć, że znowu wracam do domu.
Ręka trzęsła mi się tak bardzo, że nie potrafiłam zapukać do drzwi. Miałam szczęście, że Caroline ujrzała mnie z okna i otworzyła mi wrota do domu, zanim ja zdążyłam zapukać.
– Bella! Jak dobrze, że jesteś! – wykrzyknęła blondynka z wielkim uśmiechem na twarzy – Co się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Opowiem wszystko w środku – powiedziałam, wiedząc, że moja siostra może być na mnie naprawdę zła, że ją okłamałam.
Odkryłam, że Caroline coś zrozumiała, kiedy tylko poczuła zapach spaghetti. Zapewne teraz łączyła ze sobą fakty w jedną logiczną całość i nie mogła pojąć tego, co powstało w jej głowie.
– Mama i tata są w domu? – zapytałam, nie chcąc już więcej udawać, że nie wiem, kim są.
– Tak... – odparła dziewczyna ostrożnie, zamykając za sobą drzwi.
Poczułam zapach, który unosił się od zawsze w tym domu. Łza zakręciła mi się w oku. Wnętrze domu zmieniło się bardziej, było pełno nowych rzeczy, jednak na pierwszy rzut oka wszystko było takie same. Tym bardziej miałam wrażenie, że powróciłam w rodzinne progi po krótkiej nieobecności.
– A Gordon?
Caroline otworzyła usta ze zdziwienia, a jej oczy lekko zaszkliły się od łez, które również zbierały się w jej oczach.
– Jest, ale bez żony i dziecka, bo oni są u lekarza... – wyjaśniła cicho.
– Tak jak za starych dobrych czasów... – wyjąkałam, przecierając oczy, nie mogąc już dłużej powstrzymać emocji, które tak długo kłębiły się w mojej osobie.
Na schodach pojawiła się mama i tata. Za nimi szedł Gordon. Wszyscy patrzyli na mnie i na Caroline ze zdziwieniem. Popatrzyli po sobie, nie wiedząc, co się właśnie stało. Ich córka płakała, razem z nieznajomą dziewczyną, która w rękach trzymała potrawę i herbatę, którą zawsze przygotowywała ich córka, która zginęła dziesięć lat temu, nie mając nawet możliwości się z nimi pożegnać.
– Caroline, czy coś się stało? To jest twoja nowa przyjaciółka? – zapytała mama, patrząc to na mnie to na moją młodszą siostrę.
– Mamo... – rzekła dziewczyna, jednak patrzyła na mnie. Drżącym, ale pewnym głosem powiedziała – To jest Anabelle Sanders.
***
Z początku nikt mi nie uwierzył. Jedynie ja i Caroline wpadłyśmy sobie w ramiona, wylewając w siebie łzy tęsknoty. Usiedliśmy przy stole i dopiero tam wszyscy zdali sobie sprawę, kim jestem. Mama zaczęła się modlić, dziękując Bogu za cud, a ja nie mogłam posiadać się z radości. W końcu siedzieliśmy razem, przy stole w jadalni, tak jak dziesięć lat temu, kiedy wszystko było piękne i idylliczne.
Jedliśmy spaghetti, popijając zieloną herbatą. Wszyscy chcieli siedzieć jak najbliżej mnie, aby nacieszyć się moją osobą jak najdłużej.
Początkowo wszyscy się przytulaliśmy i płakaliśmy, nie mogąc uwierzyć w to, że się ponownie widzimy. Nikt w to nie wierzył, wszyscy już zaakceptowali to, że młoda Sanders zginęła i nigdy już nie powróci. Jednak wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. Chciałam się z nimi pożegnać ostatecznie, ponieważ dziesięć lat temu nie miałam takiej możliwości. Chciałam ich mocno przytulić i rzec, że bardzo ich kocham i zawsze będę miała ich w sercu i będę nad nimi czuwać, nieważne, czy będę przy nich, czy w innym miejscu.
Towarzystwo moich najbliższych sprawiało, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Żałowałam, że dopiero teraz zdecydowałam się na ten krok. Mogłam od razu pierwszego dnia do nich podejść i spędzić z nimi dziesięć dni. Nie zrobiłam tego. A może podjęłam dobrą decyzję? Przyzwyczaiłabym się, spałabym zapewne dalej w moim łóżku, usiłowała udawać, że moja śmierć nigdy nie miała miejsca. Odejście byłoby dużo trudniejsze. Teraz tylko się z nimi pożegnam. Nie chcę robić im potem większego żalu, kiedy odejdę z tego świata po raz drugi. Nie chcę, aby cierpieli przeze mnie raz jeszcze. Nie zniosłabym tego.
Opowiedziałam im wszystko, jak tam jest na górze. Powiedziałam też, że w dziesiątą rocznicę dostajemy taką szansę, aby do świata powrócić raz jeszcze. Streściłam, jak poznałam Caroline, jak udało mi się odnaleźć Melvina. Mama cały czas ocierała łzy z oczu za pomocą chusteczki, która całkowicie przesiąknięta była jej łzami. Nawet tata, zawsze twardy cały był czerwony i wycierał łzy w rękaw koszuli.
– Myśleliśmy, że już nigdy cię nie zobaczymy... – wyznała po chwili ciszy mama, wyciągając nową chusteczkę tylko po to, aby sekundę potem znowu zalać ją łzami – Odeszłaś tak nagle...
– Wiem, mamo, przepraszam, że stało się to tak, a nie inaczej... Nie masz pojęcia, jak ja żałuję, że nie mogłam spędzić reszty mojego życia w waszym towarzystwie... – powiedziałam, żałując, że mój nowy głos różni się od tego, który posiadałam jako prawdziwa ja – Jednak nie macie pojęcia, jak się cieszę, że mogę was zobaczyć po raz ostatni. Chciałabym zostać tutaj z wami na zawsze...
– My też, skarbie... – mama tego dnia przekroczyła limit wylewania łez, jednak ja prawie przegoniłam ją z podium.
– Obiecajcie mi, że będziecie szczęśliwi i nie będziecie się martwić o mnie... Caroline mi powiedziała o waszych odczuciach odnośnie mojej śmierci. Teraz możemy oficjalnie się pożegnać. Pamiętajcie, że zawsze was kochałam i zawsze kochać was będę. Tato, wiem, że przygotowywałeś dla mnie samochód i bardzo wyrzucałeś sobie, że nie spędziłeś ze mną czasu. To nie prawda, każda chwila z tobą była na wagę złota i nigdy nie pomyślałabym, że tego czasu jest za mało. A wiem, że kiedy przygotowywałeś samochód myślałeś o mnie. Dziękuję. Gordon, braciszku. Wiem, że się pokłóciliśmy trzy dni przed moim odejściem, ale czy my nie tak zawsze robiliśmy? Kłóciliśmy się, ale zawsze mocno się kochaliśmy i nigdy, przenigdy nie miałabym ci tego za złe. Caroline, kochana, wiesz, że cię kocham najmocniej na świecie, moja mała siostrzyczko. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że jesteś tak do mnie podobna. Sprawia mi to wiele radości i napawa radością, że jakaś cząstka mnie na tym świecie jest dłużej. Naprawdę. Mamo, nie mogłam sobie wyobrazić nigdy wspanialszej mamy i zawsze byłaś moim autorytetem? Słuchajcie, kocham was całym moim sercem i zawsze z wami będę. W waszych sercach. Bardzo mi z tym źle, że przeze mnie sprowadziłam na was takie cierpienie i wiem, że nigdy wam tego nie wynagrodzę. Jednak nie mogłabym odejść w spokoju nie mówiąc wam, że was kocham. Naprawdę – przestałam widzieć wszystko wyraźnie z powodu łez, które przysłoniły mi widok – Spędzenie z wami chociaż tego jednego dnia, to spełnienie moich najskrytszych marzeń, idealne uzupełnienie tych dziesięciu dni, które mogłam spędzić na tym świecie raz jeszcze. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, mając taką rodzinę jak wy. Największy uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, kiedy widziałam was takich radosnych i uradowanych. Proszę was, abyście tacy pozostali dalej, nawet, kiedy odejdę. Chodźcie tutaj do mnie...
Wszyscy przylgnęli do mnie, jakbym była kołem ratunkowym dla tonącego. Nikt nie chciał mnie puścić, wiedząc, że za niedługo zniknę i już nigdy nie wrócę. Wiem, że dalej nie mogli uwierzyć w to, że tutaj jestem, zapewne następnego dnia będzie im się wydawało, że to był jedynie sen. A może to i lepiej?
Moja kochana rodzina pozwoliła mi spędzić cały dzień w rezydencji, którą kiedyś nazywałam moim domem. Caroline zajmowała mój pokój. Nie zmieniła wiele. Albo zmieniła, jednak w bardzo podobnym stylu. Wyjrzałam na ulicę z okna pokoju, gdzie spędziłam osiemnaście lat mojego życia. Tęskniłam za tym. Naprawdę za tym tęskniłam. Pragnęłam ukryć się przed czasem, zatrzymać go, aby móc tutaj zatrzymać się na dłuższy okres czasu.
Podeszła do mnie Caroline, obejmując mnie ramieniem.
– Dziękuję, Ana... – szepnęła, ściskając mnie mocno, tuląc do siebie, wchłaniając mój zapach – Za pomoc, za to, że mogłam z tobą spędzić więcej czasu, za to, że znowu poczułam, jak to jest mieć starszą siostrę.
– Caroline... – przygryzłam wargę, nie dopuszczając do wydostania się kolejnej fali łez z moich oczu – To ja ci dziękuję za to, że mogłam być przy tobie. Nie chciałam się ujawniać, za co cię również przepraszam. Bałam się, że zniszczę ci życie po raz kolejny. Teraz jednak wiem, że postąpiłam słusznie.
– Nie mogłaś lepiej. Dawno nie widziałam mamy i taty w takim dobrym humorze. Kamień spadł im z serca, że masz się dobrze. Wiesz, jak oni postrzegają śmierć. Bali się, że cierpisz...
– Nie, kochana, nie cierpię... Jestem naprawdę szczęśliwa, zwłaszcza dlatego, że wiem, że wy tutaj jesteście i to wy jesteście radośni – pogładziłam ją po jej miękkich włosach, jakie ja kiedyś również miałam.
– Czy to boli? – zapytała mnie cichutko – Wiesz, jak byłam mała, to mi powiedzieli, że odeszłaś, ale im byłam starsza tym wiedziałam, jak zginęłaś i nietrudno było zgadnąć, że to nie było przyjemne. Jednak od zawsze mnie nurtowało, jak to jest... Przepraszam, jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, zupełnie to rozumiem...
Uspokoiłam ją gestem dłoni i zaproponowałam, abyśmy usiadły na łóżku. Westchnęłam głęboko i jej opowiedziałam:
– Najgorzej jest w momencie, kiedy wiesz, że nie ma dla ciebie ratunku. Kiedy sama przed sobą zdajesz sobie sprawę, że zginiesz. To nie bolało, adrenalina i strach wszystko zasłoniło. Potem następuje taka ciemność, jeszcze przez chwilę czujesz, że jesteś w swoim ciele, ale nie możesz wykonać żadnego gestu. Potem jest już koniec... – powiedziałam, mając nadzieję, że nie wystraszyłam za bardzo młodszej siostry.
– Tak bardzo mi przykro, Ana... – wyjąkała Caroline i raz jeszcze mocno zamknęła mnie w uścisku – Czy to możliwe, aby zostać na ziemi? Wiesz, jeżeli spełniło się jakiś cel, który został obrany? Tak jakbyś dostała drugą szansę na życie? Masz jakiś cel, który musisz spełnić i jeżeli ci się udaje, to zostajesz na zawsze na świecie. Czy to jest możliwe?
Wzruszyłam ramionami. Sama nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Wydawało mi się to tak piękne, że aż nierealne. Lecz czy to mogłaby być prawda? Chyba nic nie ucieszyłoby mnie bardziej, niż szansa na drugie, dłuższe, lepsze życie.
– Nie wiem... – pokręciłam bezwiednie głową, wiedząc, że nie mam pojęcia o tym, co powiedziała do mnie Caroline. Gdyby ode mnie to zależało, zostałabym na tym świecie, kto by nie został? Mogłabym spełnić swoje marzenia o rodzinie z Melvinem, którą zawsze chciałam założyć.
Miałabym okazję patrzeć, jak Caroline staje się dorosłą kobietą i również stawia swoje pierwsze kroki w dorosłości. Pomagałabym Gordonowi i jego żonie w opiece nad dzieckiem, byłabym wzorową córką, która pomagałaby swoim rodzicom na każdym kroku.
Gdybym tylko dostała tę szansę...
Gdybym tylko...
__________________________________
Wena na szczęście jest dalej po mojej stronie :). Chyba dobrze wynagradzam miesiąc nieobecności :).
I teraz pytanie - był to przedostatni rozdział mojego opowiadania, które od początku miało być krótkie. W końcu, akcja trwa tylko dziesięć dni.
Chcielibyście rozdział dzisiaj czy za jakiś czas? Osobiście, chciałabym już zakończyć historię Anabelle, trwała ona za długo przez moje wypadki losowe.
Decyzja należy do was, ja zapewne za jakieś trzy godzinki przygotuję ostatni rozdział, który zakończy historię dziewczyny, która mogła przeżyć wszytko jeszcze raz :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top