#24
Przyjęcie...
Schody ciągnęły się w nieskończoność, a ja z każdym stopniem miałam wrażenie, że z nich spadnę. Cała droga do salonu zajęła mi o dwa razy więcej czasu, niż zwykle. Starałam się opanować drżenie ciała, a także chęć wypłakania się.
Nim weszłam do salonu, moje nogi poprowadziły mnie w stronę łazienki na parterze. Zamknąwszy drzwi, oparłam się o zlew i napuściłam do niego wody. Nie chcąc pójść na przyjęcie z opuchniętymi oczami, chlusnęłam sobie wodą na twarz kilkakrotnie. Zimna woda pomogła mi opanować także newry.
— No dalej, Mel — powiedziałam do swojego odbicia w lustrze. — Musisz się opanować.
Nie wiedziałam czy mówienie do siebie miało jakikolwiek sens, jednakże w tej chwili mogłam skakać na skakance i grać na flecie, byleby wrócić do dnia, w którym nie uważałam, idąc tamtą ulicą. Tak bardzo obwiniam siebie za to, co się stało, ale jednocześnie nie mogę o tym nikomu powiedzieć. Nawet Martynie. Nikomu. Zdawałam sobie sprawę, że policja może sprawdzić mój telefon i ostatnie co na nim robiłam, więc wolałam nie ryzykować.
Opuszczając łazienkę dokładnie wytarłam twarz, upewniając się, że nie mam czerwonych oczu i mogłam wejść w końcu na przygotowaną imprezę.
— Wszystkiego najlepszego! — Usłyszałam krzyk zebranych w pomieszczeniu. Były tam wszystkie dzieciaki z placówki, opiekunowie i kilkoro znajomych ze szkoły. Wątpię, że przyszli sami z siebie, na dodatek, byli to znajomi Alicji i Błażeja, więc pewnie do nich przyszli.
Wymusiłam uśmiech, by nie pomyśleli, że ze mną dzieje się coś złego, na co młodsze dzieciaki zaśmiały się głośno. Potem wszystko działo się tak, jak w tych wszystkich filmach, gdzie podkręcają tempo, by ominąć nudną scenę. Od kilku dzieciaków dostałam skromne upominki, jak ręcznie namalowany rysunek czy ulepione cośki z plasteliny. Niektórzy dali mi po czekoladzie, a opiekunowie małe torebeczki z kupionymi drobiazgami.
Kiedy pani Stasia podeszła do mnie, najpierw uściskała mnie mocno, a następnie z wielkim uśmiechem złożyła życzenia:
— Kochana Melcio, życzę ci sukcesów w życiu, aby ci się spełniły wszystkie marzenia, abyś zdała pięknie szkoła z wyróżnieniem. Dużo zdrowia, szczęścia i pomyślności w życiu — mówiła nieprzerwanie, po czym mrugnęła okiem. — Wspaniałego chłopaka i wszystkiego co najlepsze!
— Dziękuję — wydukałam i odebrałam od kobiety starannie paczuszkę.
— Otwórz prezent. — Uśmiechnęła się promiennie.
Z podejrzeniem, że może się tam znajdować coś nieprzyzwoitego, z wielką ostrożnością odwinęłam kolorowy papier, a moim oczom ukazało się białe opakowanie z telefonem w środku.
— Ależ...!
— Nic nie mów. — Uciszyła mnie gestem ręki. — Twój poprzedni telefon się stłukł, a kiedy patrzałam ile kosztuje naprawa, postanowiłam kupić ci nowy, bo tamten i tak był już stary. — Machnęła po raz drugi ręką. — Nie przejmuj się niczym, żadne pieniądze nie zastąpią twojego ślicznego uśmiechu na twarzy.
Uściskałam ją jeszcze raz, aby wiedziała, że doceniam tak hojny gest.
— No dobra, ja już muszę lecieć. — Delikatnie odsunęła mnie od siebie. — Papierologia wzywa i niestety nie mogę zostać, bo jutro muszę zanieść pewne dokumenty do ratusza. Baw się dobrze kochanie.
— Dobrze.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy nawet wtedy, kiedy mała Zosia i Klementyna pokłóciły się o lalkę Barbie. Tego wieczora zabawiałam wszystkie dzieciaki, sama chcąc zaznać jeszcze chwilę tej beztroski, jaka ich ogarnia. Najlepiej bawiłam się grając w karty i układając puzzle. Śmiałam się z żartów chłopców, ale to były tylko pozory. Po zjedzeniu tortu z galaretki, wyszłam na ganek, siadając na starej ławce.
Westchnęłam ociężale. Świadomość niewiadomej dobijała mnie z każdą spędzoną w samotni minutą. I gdybym tylko wyrzuciła z siebie ten ciężar, pewnie moje serce przestałoby tak bardzo obijać moje żebra. Ale nie wszystko wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli.
— Mel?
Odwróciłam się na dźwięk mojego imienia. Zesztywniałam, gdy spojrzałam wprost w kasztanowo-zielone oczy.
— Melania! — powtórzył chłopak.
— Eryk! — zachłysnęłam się powietrzem, przez co zaczęłam kasłać. Zasłoniłam ręką usta, aby nie napluć na dawnego znajomego.
— Spokojnie, to tylko ja. Nie musisz od razu mdleć — zaśmiał się na głos.
Kiedy już się uspokoiłam, wstałam i podeszłam do niego, aby go przytulić. Niecodziennie spotyka się kogoś z nie tak dalekiego dzieciństwa.
— O rany! Co ty tutaj robisz? — powiedziałam, odrywając się od niego.
— Eee... To dłuższa historia. — Podrapał się z tyłu głowy. — A, właśnie! To jest Karol. — Wskazał na blondyna, który stał obok. Widziałam, jak wcześniej walnął Eryka z łokcia.
Zaśmiałam się na widok zmieszanego chłopaka.
— Słuchajcie, chodźmy do parku, tam mi wszystko opowiesz.
Oboje zgodzili się na moją propozycję i już po chwili ruszyliśmy w stronę Parku Kultury i Wypoczynku.
— A co ty tutaj robisz? — zapytał Eryk.
— Nie udało mi się wyswobodzić ze szpon sierocińca niestety i jeszcze tu mieszkam.
— Ej — przystanął — ale przecież siedzieliśmy w Londynie w sierocińcu. Co się stało, że jesteś teraz w Słupsku?
— Tak właściwie to przypadek. — I mu opowiedziałam moją historię.
Eryk zacisnął pięści.
— Jak ja nienawidzę takich ludzi — fuknął, wyrzucając ręce przed siebie. — Najpierw biorą dzieci, a potem je oddają jak zwykłe zabawki bez uczuć!
Mój dawny przyjaciel znał doskonale to uczucie. Był oddawany do sierocińca pięć razy zanim ja się tam pojawiłam, a potem jeszcze z sześć. Biedak nie miał szczęścia do ludzi.
— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
— A tak, wybacz. — Zmieszał się. — Tak w sumie to rzuciła mnie dziewczyna. Byłem w niej strasznie zakochany, a ona wolała innego. Było mi smutno, więc dzięki Karolowi zostałem gejem.
— Jest z niego świetny uke¹ — rzucił brązowowłosy.
— Wiecie, że to brzmi jak z jakiejś telenoweli?
— Wiemy — odpowiedzieli razem.
— Czyż nie jesteśmy wspaniali?
Zaśmiałam się na głos, kiedy Eryk stanął naprzeciw mnie, trzymając za moje ramiona.
— Hahaha! Nie wierzę wam w ani jedno słowo!
— Tak teraz na serio to studiuję w Gdańsku na Akademii Sztuk Pięknych.
— To tłumaczy czemu jesteś w Polsce, ale jakim cudem spotkaliśmy się akurat tu? — dopytałam.
Szliśmy przez szeroką ulicę, gdy podjechał za nami samochód i zatrąbił na nas. Podskoczyłam, podbiegając szybko na chodnik. Obaj spojrzeli na mnie dziwnie, ale dołączyli, by po chwili iść trawą przez park. Ze wszystkich sił starałam się mieć nerwy na wodzy.
— No bo Karol tu mieszka i naopowiadał mi, że ma w mieście fajne muzeum z kolekcją prac Witkacego, to pomyślałem, że wpadnę raz i pooglądamy. Wiesz, dużo się u mnie zmieniło odkąd cię zabrali. Bardzo spodobała mi się sztuka i zacząłem malować! — Wypiął dumnie pierś, jakby to było jego największe osiągnięcie w życiu.
— No to ci gratuluję, przyjacielu. — Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
Resztę dnia spędziłam na wspominaniu dawnych lat za czasów dzieciaka. Śmiałam się jak nigdy, zapominając na tę krótką chwilę o problemach.
Do sierocińca wróciłam o pełnej osiemnastej i z tego co zauważyłam, nikt nie zauważył mojego zniknięcia, dlatego czym prędzej popędziłam do pokoju niezauważona.
Od autorki: Czeeeść! Święta minęły mi dość szybko, a Wam? Rozdział machnięty na szybko, żeby coś zadziało się dobrego w końcu w życiu Mel. Jak Wam się podoba? Na panelu "O mnie" wpisałam 70% ukończenia opowieści. Kto podejrzewa ile jeszcze zostało do końca?
¹ Uke — termin odnoszący się do mangi i anime o tematyce yaoi. Razem z seme tworzą parę w związku, gdzie uke to uległy, a seme dominujący (nie, nie lubię tej tematyki, ale – niestety – jestem obeznana w tych terminach).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top