♜ Miłe powitanie ♜
Ciemność, pustka, czerń, a do tego ożywione myśli, które przedstawiały rzeczy niestworzone, takie, które wymyślić byłby w stanie tylko ludzki mózg, doprawiony przez różne wydarzenia z przeszłości. Takie, które utkwiłyby w jego wnętrzu na długi czas i wyłaniały się z niego wtedy, kiedy ten nie miał nad sobą kontroli. Przerażony, skulony i osamotniony umysł nie dawał rady się bronić przed tym, czego sam nie był pewien. Przed tym, co go otaczało i nie pozwalało się uwolnić, zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie trzeba było szukać daleko, aby zapuścić się w mieszankę takich myśli. Wystarczyło jedynie usnąć bądź też na chwilę zmrużyć oczy, patrząc ciągle w jeden punkt. Zawsze coś się ruszało, zawsze coś przykuwało uwagę i zawsze powodowało nienaturalnie przyspieszone bicie serca. Nie było szans, by ten bijący mięsień dał radę teraz odpocząć, gdyż był nakręcany przez rzeczy niewiadome, których wymazać z głowy się po prostu nie dało, a już na pewno nie na skraju pola z lasem, gdzie nie było widać zupełnie nic. Żadnego cienia, gdyż bez wiązki światła ten nie powstanie, a gwiazdy oraz księżyc były za słabe, by takową wytworzyć. Ludzkie oczy, choć potrafiły przyzwyczaić się do ciemności, również w całkowitej czerni nic nie dostrzegą poza mrocznymi wytworami wyobraźni. Nic poza tymi maszkarami, których nie sposób było zapomnieć. Wszyscy zatapiali się teraz w tej obślizgłej mazi, którą widzieli spływającą z ust oraz oczodołów spotkanych wcześniej bestii. Nie mieli szansy się nawet niczego złapać, więc zostali skazani na utopienie się w strachu i goryczy.
Sen nie był już taki sam jak przedtem. Wcześniej można było się zrelaksować, uspokoić, wyciszyć myśli, zregenerować swój organizm oraz pozwolić sercu na spokojne bicie. Teraz nie było to możliwe. Coś takiego jak głęboki sen zostało całkowicie wyparte przez lekki, który ustawiał całe ciało w tryb czuwania, gdyż nawet cichy szmer potrafił je pobudzić, nie pozwalając na beztroski odpoczynek.
Nagle pojawiła się nadzieja w postaci drobnych łańcuchów światła. Te zaczęły nadciągać znad horyzontu i wbijały się przez brudne szyby do środka samochodu, rozświetlając powoli całe wnętrze oraz osobników w nim przesiadujących.
- To chyba czas. - Mruknęła Słowacja, dostrzegając pierwsze rozjaśnienia za grubym, niezawodnym szkle pojazdu, na co jej brat jedynie skinął głową i bez słowa podniósł się nieco z siedzenia, aby obudzić dwójkę śpiących przed nim młodych mężczyzn.
- Wstajemy panienki, musimy jechać dalej. - Skomentował najmłodszy z całej zgrai i począł szarpać stanowczo za ramiona swoich przyjaciół. Ci ze skwaszonymi minami oraz niezadowolonymi pomrukami, wreszcie uchylili powieki i ziewnęli przeciągle, rozbudzając powoli całe ciało. Węgry, który przez cały czas siedział przed kierownicą, spojrzał na zegar, a widząc na nim wczesną godzinę, tylko sięgnął po kluczyk i przekręcił nim w stacyjce. Zaraz po tym odezwał się terkoczący silnik i cała metalowa maszyna ruszyła do przodu, wychylając się wreszcie zza mosiężnych i sędziwych drzew oraz krzewów.
- Jak się spało? - Zapytał Polak, przecierając w międzyczasie swoje mroźne oczy.
- Tak, jak mogłoby się spać podczas apokalipsy. - Zaświergotała sarkastycznie Słowacja, przeczesując dłonią swe rozpuszczone włosy i zaraz robiąc z nich kucyka. Wyciągnęła jeszcze dwa kosmyki na przód, aby te swobodnie opadły jej na twarz.
- Ile ja bym dał za umycie się. Śmierdzę tak, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. - Burknął zaraz marudny Czechy, przeciągając się na tyle, ile mógł w niewielkiej przestrzeni auta. Jego żale zostały potwierdzone westchnięciami i mruknięciami wyrażającymi zgodę przez resztę towarzyszy. Wszyscy marzyli teraz o chociażby krótkim prysznicu lub zwykłym zbiorniku wodnym, w którym byliby w stanie się umyć, a bardziej po prostu opłukać. W takich chwilach niewiele jest człowiekowi potrzebne do szczęścia. Wystarczą zapasy jedzenia i picia, schronienie oraz jakieś miejsce do opłukania się nawet lodowatą wodą. Ludzie mają to do siebie, że stają się wymagający, kiedy dostają za wiele udogodnień. Wtedy zaczynają myśleć, że wszystko im wolno i starają się dostać jak najwięcej. Kiedy jednak uda im się już to zdobyć, nie zadowalają się tym na długo, a wręcz przeciwnie - zaczynają myśleć o innych udogodnieniach, zapominając już o tym, o czym dopiero co marzyli.
Ich niepokonana maszyna zajechała już naprawdę daleko i to bez żadnego marudzenia, chociaż co jakiś czas silnik dawał znać, że długo nie pociągnie. Tym bardziej paliwo, którego uciekało coraz więcej. Węgry dzięki małej wskazówce tuż za kierownicą, mógł bezproblemowo się domyślić, że już niedługo ich przejażdżka będzie musiała się zakończyć. Najważniejsze było to, że udało im się już wjechać do lasu i podążali teraz główną ścieżką, gdzie jeszcze ostały się ślady niedawno przejeżdżających tu innych maszyn. To dawało uczucie, jakby nie byli w tym lesie jedynymi ocalałymi, ale jednocześnie wzbudzało pewnego rodzaju strach przed śmiercią z rąk ludzkich, nawet jeśli głównym zagrożeniem powinny być aktualnie potwory wrogo nastawione do gatunku człowieczego.
Po chwili silnik wydobył z siebie ostatnie dechy, a zaraz pojazd stanął, pomimo stanowczych nadepnięć na pedał gazu. Węgry przeklął cicho pod nosem i puścił kierownicę, opierając się głową o fotel. Wszyscy popatrzyli na siebie nawzajem, jakby nagle wybudzili się z jakiegoś transu i zupełnie nie wiedzieli, gdzie aktualnie się znajdują.
- To koniec przejażdżki. - Wyjaśnił zmarnowany kierowca, odwracając się zaraz do przyjaciół. - Ten złom już dalej nie pociągnie bez paliwa, więc musimy wracać do przemieszczania się o własnych siłach. - Na jego słowa wszyscy westchnęli niezadowoleni, ale doskonale wiedzieli, że nie mieli innego wyjścia, bo nie mogli przecież zostać tutaj do końca życia.
- Może jednak najpierw coś zjemy? Sama nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś w buzi poza tym obrzydliwym pyłem. - Burknęła kobieta, krzyżując ręce na klatce piersiowej. To od razu wszystkim przypomniało o głodzie, który kojony był wcześniej przez stres oraz adrenalinę. Polska od razu zanurkował dłońmi do swojego plecaka i zaczął go przeszukiwać, wyjmując po chwili puszki z zimną zupą pomidorową. Każdy dostał swoją, gdyż po takiej przygodzie wszystkim należała się solidna nagroda. Pojemniki udało się otworzyć za pomocą pozostałych Węgrom oraz Polsce ostrzy i każdy zabrał się do wypijania zupy. Nie było to nic specjalnego - ani dobra marka, ani sposób przyrządzenia, ale głód powodował, że nawet tak ubogi posiłek sprawiał szalenie kubków smakowych. Sam czas posiłku zakończył się szybko, a to wszystko przez puste żołądki, które po wielokrotnym wyciszaniu wreszcie doczekały się należytego pokarmu.
- Przeszukajcie jeszcze samochód i ruszamy. Mamy cały dzień na znalezienie schronienia i lepiej, żeby nam się to nie przedłużyło. - Oznajmił Polska i po zajrzeniu w kilka zakamarków samochodu, wyszedł z niego, od razu mocno się przeciągając i nabierając znacznie czystszego powietrza niżeli to, którym dysponowała wielka metropolia. Wszyscy wzięli przykład z pierzastego przyjaciela i po dokładniejszym rozejrzeniu się, byli już na zewnątrz. Węgry oraz Czechy dali radę otworzyć zatrzaśnięty bagażnik i znaleźli w nim apteczkę z najpotrzebniejszymi rzeczami w razie udzielenia podstawowej pomocy. Poza nią zobaczyli jeszcze torbę z przedmiotami niezbędnymi w samochodzie jak szmatki, skrobaczki do szyb, zmiotki, płyny do wycieraczek i inne tym podobne rzeczy. Zabrali jedynie szmatki, gdyż te mogły znaleźć u nich jakieś zastosowanie, a następnie ponownie zatrzasnęli klapę, wracając do reszty grupy.
- Skoro wszyscy gotowi, to ruszajmy. Najlepiej odejdźmy od głównej drogi i pod żadnym pozorem się nie rozdzielajmy. Słowacja, Czechy, będziemy z Węgrami was ochraniać, a wy postarajcie się znaleźć dla siebie cokolwiek do obrony. Jest wcześnie, więc informujcie, jeśli zobaczycie jakieś zwierzę lub coś gorszego. Najlepiej to informujcie w ogóle o wszystkim i nie traćmy czasu! - Powiedział białowłosy w pośpiechu i zaraz cała zgraja ruszyła za nim w głębinę lasu, oddalając się tym samym od drogi głównej.
Każdy rozglądał się co jakiś czas dookoła, a dwójka rodzeństwa znalazła dla siebie ostrzejsze, solidniej wyglądające patyki. Niestety to tyle, na co las im pozwolił, ale również wiele kamieni walało się po drodze na ziemi, więc w ewentualności znajdzie się także inny rodzaj broni. Pierwsze, co przywitało przyjaciół w dalszej części lasu, to śpiew ptaków, którego nie słyszeli już od jakiegoś czasu, więc nagle wszyscy stanęli jak wryci, po prostu wsłuchując się w melodię. Czuli się, jakby nie zarejestrowali niczego podobnego już od wieków, chociaż minęło dopiero kilka dni. Nikt nie wiedział, skąd ta pieśń dokładnie dobiegała, jednak wciąż spoglądali w korony drzew, starając się namierzyć wzrokiem tych grajków, którzy zachwycili ich swym występem. Ten dźwięk wydał się dla każdego niezwykle kojący. W końcu usłyszeli coś przyjemnego, co przeniosło ich w nie tak odległe chwile, kiedy jeszcze wszystko było normalne i takie jak zawsze. Umysł wyciszył nieprzyjemne myśli i skupił na unoszących się w powietrzu nutach, które powodowały uśmiech na twarzach wszystkich nieszczęśników, którzy zapuścili się w tę część lasu, do której dawno już nikt nie wstępował. Dzięki bujnym gałęziom oraz liściom nie było widać nieba, a pomimo lekkiego przyciemnienia, wciąż wszyscy czuli większe bezpieczeństwo niżeli wtedy, gdy zielonkawe chmury pojawiały się w zasięgu ich wzroku. Czuli komfort i chęć dalszego spaceru, więc wyruszyli prosto przed siebie, nasłuchując bez przerwy śpiewu pierzastych przyjaciół oraz patronów całego lasu.
W czasie podróży Polska dużo myślał, a kiedy dołączyły się do nich ptaki, od razu skupił się na swoich skrzydłach, a konkretniej jednym z nich, które wciąż nie otrzymało odpowiedniej opieki. Nie miał pojęcia czy da radę jeszcze kiedyś się wznieść, ale z dnia na dzień coraz bardziej w to wątpił, próbując wymazać z pamięci obrazy świata z góry. Nie było co robić sobie złudnej nadziei, a potem tylko się niepotrzebnie rozczarować. Lepiej było już po prostu przyjąć do wiadomości realną, choć przykrą możliwość.
- Hej! Patrzcie! - Wszyscy zostali wyrwani ze swoich myśli przez podniesiony głos Słowaczki. Ta wskazywała palcem na górę mchu, w której nikt poza nią nie ujrzał niczego podejrzanego. Niepewne spojrzenia przyjaciół dały kobiecie znak, że musiała bardziej się sprecyzować i wytłumaczyć swoją reakcję. - Tam widać jakiś mur. - Po wyjaśnieniu, wszystkim wzrok się nieco przeczyścił i rzeczywiście ujrzeli pod stertą zielonej pierzyny oraz brudnawych liści, kamienny murek. Od razu do niego podeszli i po obejściu całego pagórka dojrzeli, że był to jakiś stary bunkier, który pewnie przeżył już wiele w swoim długim żywocie. Odnaleźli wejście, które zamknięte było żelaznym włazem i prowadziło prosto w dół. Został przykryty liśćmi, więc nasuwało to wszystkim wrażenie, że ten od dawna nie był używany. Przyjaciele spojrzeli na siebie i po porozumiewawczym skinięciu głowami, zabrali się za odkręcanie włazu, do czego siły musieli przyłożyć wszyscy. Ten był naprawdę mocno zardzewiały, więc pierwszy ruch stawiał najwięcej oporu. Po kilku próbach szczęśliwie udało się odkręcić okrągłe wejście, które otworzyło się z głośnym skrzypnięciem i od razu ukazało ciemny, wąski tunel prosto w dół, gdzie prowadziła poobdzierana drabina.
- Schodzimy? - Zapytał Węgry, starając się dojrzeć coś w głębi spadku.
- Chyba powinniśmy. Może okazać się dobrym miejscem na awaryjne przenocowanie. - Powiedział Polska, unosząc wzrok na swoich towarzyszy. - Tylko kto idzie pierwszy? Nie powinniśmy schodzić wszyscy naraz. - Nastała nagła cisza, każdy musiał się dokładnie zastanowić czy zgłosić się na tego nieszczęsnego ochotnika.
- Ja mogę. - Odezwał się Czechy, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Dajcie mi tylko jakąś prawdziwą broń, bo tym kijem to, co najwyżej sobie drzazgę wbiję. - Mruknął i zaraz otrzymał nieco zakurzone ostrze od Węgier.
- Uważaj na siebie. - Został jeszcze upomniany przez swoją siostrę, kiedy przygotowywał się już do zejścia. Jedynie skinął w odpowiedzi głową i zaczął ostrożnie schodzić stopień po stopniu, dając pochłonąć się ciemności. Szczerze, zgodził się głównie dlatego, że wątpił w możliwość znalezienia w tym miejscu jakiegoś potwora, którego pobratymców napotykali wcześniej. Byli głęboko w lesie, a właz do bunkru był zamknięty, więc nie było mowy, aby coś się przez niego dostało do środka. W ogóle nie spodziewał się żadnego zagrożenia poza jakimiś owadami czy też innymi zwierzętami, które wgryzły się tutaj przez drobne szczeliny.
Ciemny, wąski tunel zakończył się szarym pomieszczeniem, w którym nie było słychać nawet szumienia drzew z zewnątrz. Rozejrzał się zdrowym okiem i dojrzał kilka wiązek światła z maluteńkich okien na sąsiedniej ścianie od wejścia. Zeskoczył na betonową podłogę i od razu poczuł przejście zimnego dreszczu oraz nieprzyjemnie drażniący zapach. Poprawił ostrze w dłoni i trzymał je w ciągłej gotowości, posyłając swoją pewność siebie w dal. Teraz już nic nie było w jego głowie tak pewne, jak przed chwilą. Dopiero co negował możliwość znalezienia tutaj tej czarnej maszkary, a teraz właściwie oczekiwał jej wypełźnięcia zza rogu. Dzięki małym punktom światła mógł dostrzec zarys każdego z pomieszczeń, których razem było trzy - główne i dwa mniejsze, jedno poboczne i bardziej schowane w głębi. Nie przykładał specjalnej uwagi do żadnego, chciał tylko upewnić się, czy jest bezpiecznie. Ku własnemu zaskoczeniu nie zaatakowało go nic, ani nawet nie usłyszał żadnego podejrzanego dźwięku. Zauważył jednak pewne drzwi, którym musiał się lepiej przyjrzeć, aby ich kształt był dla niego jasny. Od razu nadusił na czarną klamkę, a te bez najmniejszego oporu się otworzyły. Wychylił się z całego budynku i rozejrzał dookoła. Była to tylko dalsza część lasu, która biegła wzdłuż dużego rowu. Poza szumem wiatru oraz liści dosłyszał coś jeszcze. Coś niesamowicie podobnego, aczkolwiek wciąż odznaczającego się innym uczuciem. Nie mógł w to uwierzyć i szybko wybiegł przez drzwi, wspinając się po zboczu obok, aby jak najszybciej dostać się do swoich przyjaciół.
- Hej! - Zawołał, zwracając na siebie uwagę zdziwionych towarzyszy. Wszyscy spodziewali się go z tego samego wejścia, jednak ten wracał z zupełnie innej strony.
- Co ty tu robisz? - Zapytała jego siostra, patrząc niepewnie na młodszego brata.
- Tam jest drugie wejście. Na dole są drzwi! - Sapnął ciężko. - I chyba słyszałem szum wody! Jest tam na dole! - Wskazał palcem w dalszą część lasu, prowadzącą w dół. Wszyscy popatrzyli po sobie, ale zaraz kiwnęli głowami.
- Zabierz nas do tamtego wejścia. - Rozkazał Polska, który wraz z Węgrem zamknął ciężki właz i przykrył go liśćmi, żeby wyglądał tak, jak wtedy, gdy tu przyszli. Najmłodszy z całej czwórki kiwnął głową i zaraz ruszył do miejsca, z którego przyszedł. Kamienne drzwi były wciąż uchylone tak, jak zostawił je Czechy. Dzięki temu rozświetliły też środek bunkru, dając możliwość rozejrzenia się po wnętrzu, który ku zdziwieniu wszystkich nie był pusty. Każdy spodziewał się starego, pustego bunkru, a doszukali się nawet drewnianego stołu i trzech krzeseł, którym brakowało jeszcze jednej siostrzyczki do kompletu. Z sufitu zwisała stara lampa pozbawiona żarówki, w szufladzie pod blatem znajdowały się zapasy świeczek, a zaraz obok nich garstkę zapałek, których na szczęście przyjaciele mieli więcej przy sobie. Znaleźli także kilka plastikowych misek, spiżarnię z paroma butelkami wody oraz przymocowany na ścianie plan, którego bliźniaka widzieli na deptaku w mieście.
- Ktoś tutaj był przed nami. Co, jeśli jeszcze wróci? - Zapytała Słowacja, jednak nikt nie śpieszył jej z odpowiedzią. Głównie dlatego, że nikt jej nie znał, wszyscy byli tak samo zdziwieni i niepewni.
- Poszukajcie może jakichś rzeczy, które mogłyby wskazywać na to, że ten ktoś może jeszcze żyć. - Powiedział Węgry i zaraz wszyscy rozejrzeli się po trzech pokojach, które wcześniej nie zostały dogłębnie sprawdzone przez Czecha. Polak wraz z najbliższym mu przyjacielem zaczęli przeszukiwać pomieszczenie główne, najmłodszy z paczki udał się do tego, w którym znajdowały się drzwi, natomiast Słowacja poszła do najgłębiej umieszczonego, gdzie nikomu nie śpieszyło się zaglądać. Właściwie żadne światło już tutaj nie docierało, więc kobieta niewiele mogła dostrzec. Miała jednak wrażenie, że coś mignęło jej w tej ciemności, a atmosfera nagle stała się okropnie ciężka, więc szybko wróciła po świeczkę z szuflady, którą ustawiła na małej podstawce i zapaliła. Do mocy latarki nie można było jej przyrównywać, ale wciąż spełniania swą funkcję, oświetlając ściany w najbliższej okolicy. Kobieta stanęła w progu i spojrzała na sufit. Od razu przeleciało ją kilka dreszczy naraz, a nogi zadrżały, powodując lekkie załamanie. Zmiękły, a ona razem z nimi. Oparła się resztkami sił o ścianę obok i starała się znaleźć pomoc, odwracając się w stronę głównego, największego pomieszczenia. Coś ugrzęzło jej w gardle i nie mogła wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.
- Słowacja? - Polska ujrzał rozgoryczoną kobietę i szybko do niej podszedł. Spojrzał w jej przerażone oczy i zaraz zajrzał do środka pokoju, od razu czując, jak zbiera mu się na wymioty. Słabe światło świeczki wystarczyło, by dostrzec przewrócone krzesło i powieszone sznurem za szyję ciało najprawdopodobniej poprzedniego mieszkańca tej kryjówki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Woooo, tak jak obiecałam, wstawiam wam rozdzialik C:
Napisałam go już jakiś czas temu, ale wymagał kilku poprawek, za których ogarnięcie nie chciało mi się wziąć :'D
W każdym razie, mam nadzieję, że się wam podoba ^^
~Marcyś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top