Zmierzchnica

Impreza jak zwykle była głośna, i jak zwykle pełna tych samych, popularnych ludzi. Bo tak naprawdę te wszystkie branżowe imprezy są nudne, przewidywalne i przereklamowane. Tylko zdjęcia krążące później w sieci są kolorowe, radosne aż masz ochotę tam być.

Zazdrościsz ich uczestnikom szalonego życia jakie pędzą. Ale czy tak naprawdę jest czego? Po pstryknięciu tych kilku radosnych fotek rozpoczyna się walka z filtrami, wybieranie najlepszych ujęć, wymyślanie podpisów na potwierdzenie ochów i achów, zamieszczanie ich gdzie się da i tak naprawdę każdy siedzi z nosem w swoim telefonie.

Rozmowy? Zabawa? Taniec? No może później, za chwilę, bez kamer, nagrzany, po alkoholu, po seksie w kiblu z byłym, byłego, byłej znajomej. Nic nowego. A po jakimś czasie to już masz wrażenie, że każdy z każdym był, każdego zna i pieprzy. W tym wszystkim żal mi jest tylko dzieci. Jedne nie znając innej rzeczywistości przyjmują to wszystko jak coś normalnego inne gubią się w domysłach, które jest z kim spokrewnione, przez którego ojca poczęte, z matki, surogatki czy probówki?

To hermetyczne towarzystwo pełne powtarzalnych facjat tylko spotykanych w zmiennych okolicznościach. Jak tylko jakimś cudem dostaną się na szczyt trzymają się go kurczowo i nie dopuszczają innych. Ciężko jest się tu wbić. No chyba, że realizujesz niespełnione marzenia mamusi, błyszczysz jak kolejne trofeum na półce w gabinecie tatusia, masz ich wsparcie w postaci szerokiej sieci kontaktów i trampolinę utkaną pieniędzmi. Och, nie zapominajmy też o moim ogromnym talencie! A jeśli tego nie masz, pozostają jeszcze tak zwane drzwi od kuchni albo raczej od alkowy.

Po obiedzie, na którym wszyscy udawali, że jedzą i uroczystym odczytaniu nominowanych było oczywiście after party. Mój serialowy partner Jonah już zdążył wciągnąć kreskę w majestatycznie urządzonym kiblu luksusowego hotelu, w którym odbywał się ten cały spęd i jego spocone ręce nachalnie wędrowały po moim ciele zapuszczając się w rejony w jakie nie powinny.

- Chodźmy w jakieś spokojniejsze miejsce - szeptał mi do ucha.

- Nie jestem zainteresowana! - odburknęłam.

- Przestań! No chodź, ulżymy sobie oboje.

- Nie jestem też aż tak zdesperowana.

- Suka jak zawsze! - podsumował.

Całe szczęście impreza była zamknięta a ludzie podchmieleni mogłam więc pozwolić sobie na wbicie szpilki, mojego już kultowego chabrowego Manolo z broszką, w stopę tego palanta. A kiedy się odruchowo pochylił, ze skwaszoną miną, zacisnęłam mu jeszcze dodatkowo krawat pod szyją wygłaszając triumfalnie:

- Pieprzę się na własnych warunkach z kim chcę i kiedy chcę! Ale nie z tobą. Jesteś... nudny.

Strząsnęłam z siebie łapska Jonah i udałam się do baru potrącając a właściwie taranując po drodze jakiegoś nieszczęśnika. Tak przynajmniej mi się wydawało bo nie oglądałam się za siebie. Dobiegła mnie jedynie wiązanka mężczyzny puszczona w moim kierunku i wołanie jego kocicy: „Alex to nic! Jesteś taki gorący, że twoja koszula zaraz wyschnie na tobie". Postanowiłam, że nie będę tego komentować nawet w myślach.

- Co podać? - zapytał barman.

- Czystą.

- Słucham?

Przewróciłam zirytowana oczami. Czy on myślał, że skoro jestem gwiazdą pijam tylko gwiazdy w kieliszku albo raczę się innymi tęczowymi sikami jednorożca? W tej chwili nie chciało mi się udawać kogoś kim nie jestem.

- Kieliszek czystej powiedziałam! - powtórzyłam dobitnie i nareszcie zostałam obsłużona.

Spojrzałam na oszroniony błyszczącymi kamieniami zegarek na moim nadgarstku i stwierdziłam, że na dzisiaj mam już dość. Jonah wystarczająco mnie wnerwił i piekła mnie skóra na karku. Mimo kremów z wysokim filtrem trochę mi go przysmażyło przez tego skacowanego debila, który nie potrafił się skupić i jedna durna scena wymagała kilkunastu dubli a wszystko to przypomnę w upale na dachu wieżowca. Jeśli znajdę chwilę i okazję nie omieszkam się za to zemścić.

- Nie przesadź! - usłyszałam ją za plecami.

„Już mnie znalazła" pomyślałam obracając się w kierunku głosu i jednocześnie rolując oczami.

- Yuko, proszę wyciągnij ten kij z tyłka i zabaw się czasem - zaproponowałam grzecznie.

- Przy tobie nie da rady. Muszę cię zawsze mieć na oku. O jeden kieliszek za dużo i zaraz narobisz sobie wrogów swoją niewyparzoną gębą albo... tak czy siak zaraz będę musiała się gimnastykować ze sprostowaniami.

- Przypomnij mi do kiedy mamy umowę? I kto jest gwiazdą twojej agencji? - rzuciłam arogancko.

- Tito pilnuj jej - zwróciła się do mojego ochroniarza jak do ostatniej deski ratunku, który nie wiadomo kiedy wyrósł za moimi plecami i odeszła zostawiając nas samych.

- Tito zawijajmy się stąd - poprosiłam.

W samochodzie wpadłam na genialny pomysł i kazałam się zawieźć do mojego nowo zakupionego apartamentu. Mojego własnego kąta. Po latach tułania się po hotelach. Stać mnie było na luksusowe rezydencje, pałace, apartamenty i choć nie sprawdzałam rynku zapewne i na jakąś wyspę ale jaki sens miało ich posiadanie jeśli nie miałam czasu w nich przebywać. Do tej pory przy moim trybie życia potrzebowałam tylko wygodnego łóżka i przechowalni dla tony rzeczy. Ale miałam ochotę w końcu trochę zwolnić. Na tym etapie kariery mogłam sobie na to pozwolić. Mogłam nareszcie rozpakować do końca walizkę, która zawsze stała gdzieś w kącie w gotowości.

Otworzyłam drzwi mieszkania, w którym wszędzie czuć było jeszcze niedoschniętą farbę. Pod nogami walało się pełno pędzli, puszek z farbą, wiaderek i folii malarskiej. Dzięki Tito zawsze pod ręką miałam zwykłe sneakersy, żebym nie zniszczyła pięknych szpilek.

- Chodź Tito na balkon, pokażę ci widok - powiedziałam odsuwając szklane drzwi.

- To nie balkon a mini park z oczkiem wodnym. Ryby tam będziesz hodować? - zażartował na widok mojego prywatnego basenu z jacuzzi. - No nieźle - powiedział po chwili już zupełnie poważnie mój ochroniarz, mój przyjaciel. - Powiodło ci się Kulko.

- Nam - sprostowałam podchodząc do barierki i wpatrując się w przestrzeń przed sobą.

A mieliśmy niesamowity widok. Budynek znajdował się na wzgórzu więc przed nami rozciągała się panorama całego zalanego kolorowymi światłami, tętniącego życiem miasta a u naszych stóp najsłynniejsza, najdroższa ulica i kasyno „Sin City" - właśnie tak, nazywało się dokładnie jak ten film.

- Nie. To twoja zasługa i twojego tyłka na tamtym bilbordzie - oznajmił Tito wskazując brodą i śmiejąc się. - Ten tyłek załatwił to wszystko.

Popatrzyłam na bilbord z moją podobizną, ozdabiający wieżowiec obok. Reklamowałam ekskluzywną, ekstrawagancką bieliznę i wyginałam się na nim wypinając swój wspomniany już wcześniej zgrabny tyłek, który z grubsza mówiąc był zasługą treningów z Tito.

- Daj spokój. Gdyby nie ty to po pierwsze nawet by się tam nie zmieścił a po drugie nie dożyłabym tej chwili. Pamiętasz ile razy ratowałeś to dupsko? - przypomniałam mu. - Wiesz, to wszystko kiedyś się skończy ale do tej pory nie zostawiaj mnie. Chroń mnie nadal - poprosiłam.

Podszedł do mnie od tyłu. Oparł swoją brodę na moim ramieniu i zamknął w uścisku swoich ogromnych umięśnionych ramion, żeby ochronić mnie przed nocnym chłodem i zakradającym się ni stąd ni zowąd sentymentem. Ale cóż, sama byłam sobie winna wybierając tę nie inną lokalizację i katując się widokiem rozświetlonego "Sin City".

Bawiłam się przez chwilę zamyślona grubą diamentową obrączką na środkowym palcu. Z melancholijnego nastroju wybudził nas nagły plusk i chichot dobiegający z tarasu obok.

- Kąpiel o tej porze? - zdziwił się Tito. - Masz sąsiadów imprezowiczów. Pewnie się polubicie.

- Dopóki pluskają się w swoim basenie - zastrzegłam.

Zanim ta noc się skończy postanowiłam wyciągnąć Tito na imprezę do jakiejś speluny, w której w przebraniu i pod grubą warstwą kiczowatego makijażu nikt nie rozpozna Milly Joseph a może nawet przeleci ją w jakimś kiblu, na zapleczu, czy tylnym siedzeniu swojego auta.

Spełniłam swoje pragnienie jęcząc oparta o lepiącą się ścianę obskurnego szaletu, równie obleśnego przybytku jakich wiele ukrytych w tym paskudnym mieście. Opierając dla wygody nogę na kiblu, z którego normalnie nie odważyłabym się skorzystać, poddawałam się wprawnym palcom doświadczonej kobiety. W mojej pamięci z tej nocy pozostanie bezimienna, półnaga kowbojka z dwoma jasnymi warkoczami, jej dorodny dyndający mi przed oczami biust w rozmiarze F ze złotymi gwiazdkami na sutkach i ten upstrzony odłażącą, żółtą farbą oraz grzybem sufit, który kontemplowałam dochodząc z dźwiękiem godnym podłej, zwyrodniałej, dzikiej istoty, którą się stałam. 

Jak wiele innych nocnych stworzeń zwabionych tu z oddali błyszczącymi neonami oraz obietnicą spełnienia wszelkich pragnień tak i ja plątałam się po śmierdzących, zapomnianych, ciemnych uliczkach tego miasta win i grzechu. Ja zmierzchnica, obietnica śmierci, powtarzałam sobie szeptem jedno nazwisko i niczym ćma dążyłam do niego i do swojej zguby.

*

Miałam kaca giganta i ogromne sine wory pod oczami, aż przestraszyłam wyglądem moją asystentkę Florance. "Charakteryzatorka obiecała, że da z siebie wszystko" pocieszała mnie, klepiąc po ramieniu.

Całe szczęście dzisiejsze sceny nie wymagały ode mnie wiele wysiłku bo przysięgam, że potrzebowałabym dublera nawet żeby trafić tyłkiem w krzesło. Oczywiście mój szanowny partner był chyba w jeszcze gorszym stanie ale nadal na siłach aby przyjmować awansy biuściastej brunetki.

- A to kto Flor? Przyprowadził na plan jakąś swoją dziwkę z wczoraj? - rzuciłam okiem nieznacznie zsuwając swoje ciemne okulary.

- Zasięgnę języka i zaraz wracam - powiedziała oddając mi wachlarz, którym przed chwilą umilała mi przerwę.

Po chwili wróciła z mrożonym napojem i garścią plotek.

- Podobno na dzisiejszej kolacji z ekipą mają ją przedstawić. Będzie grała twoją przyjaciółkę.

- Co takiego?! I nikt mnie o tym nie poinformował?! I pierwsze co to zaprzyjaźniła się z moim ekranowym chłopakiem?! Niezła lafirynda.

- Podobno przeleciała samego producenta, który kazał dodać jej postać do oryginalnego scenariusza. Nikt nie miał nic do powiedzenia.

- To się jeszcze okaże! Ten serial schodzi na psy ale dopóki moje nazwisko wyświetla się w czołówce, nie pozwolę na to! Tylko jak ten kac mi przejdzie. - Pomasowałam na potwierdzenie swoje wrażliwe skronie.

*

Wieczorem na kolacji wyprawionej z okazji naszych nominacji rzeczywiście reżyser przedstawił nowy nabytek w postaci lafiryndy Mirandy Kelly. Co oczywiście wytknęłam mu, bo od kiedy to wprowadza się znaczące zmiany bez wiedzy głównej bohaterki?! Miał szczęście, że nie czułam się dziś na siłach żeby rozpętać większą awanturę.

"Chyba się starzeję" pomyślałam, bo normalnie to już bym odeszła z tego pożal się serialu ale nie omieszkałam przynajmniej zarzucić focha. Jutro pomyślę co z tym zrobić, jak już poczuję się lepiej. Obiecywałam sobie niczym Scarlett O'Hara*.

Flor mnie wciąż powstrzymywała od wyjścia, uważając, że gwiazda serialu powinna zostać jeszcze i bratać się z ekipą. "Byle nie z jej nowym członkiem" zastrzegłam, którego to wzroku unikałam i ignorowałam ale nie omieszkałam zauważyć jej bezczelnych spojrzeń rzucanych mi spod przymrużonych, przesadnie przedłużonych rzęs.

Wszyscy zajmowali się brunetką jak świeżo dostaną zabawką, jak nową uczennicą, która dołączyła do klasy w połowie nudnego roku szkolnego. Nazywając ją powiewem i świeżą krwią tak potrzebną w każdej seryjnej produkcji.

Czy potrzebowałam czegoś więcej żeby jej nie polubić. Nie. Zwykle największe kłótnie wybuchają przez głupoty, niedopasowanie, niedomówienia, różnice kulturowe. A kiedy do zapalnika podłożysz jeszcze paliwo w postaci ambicji, władzy, szaleństwa i pieniędzy - masz wojnę. Mnie wystarczyły krzywe spojrzenia brunetki, zlekceważenie mojej pozycji i szczypta zazdrości.

Kiedy większość towarzystwa była już przymroczona promilami, które radośnie wlewali w siebie przez cały wieczór, zauważyłam jak Jonah wymyka się w synchronizacji z lafiryndą zapewne żeby zaliczyć moją nową ekranową przyjaciółkę. Nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła swoich podejrzeń. I potwierdziłam je kiedy po chwili weszłam do damskiej toalety a z jednej z kabin dochodziły jęki i postękiwania. Przez moment uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Nie potrafiłam się powstrzymać, żeby nie pokazać ambitnej brunetce gdzie jej miejsce w szeregu.

Zapaliłam sobie papierosa, bo nie widziałam zakazu przy wejściu a nawet gdybym... to i tak by mnie to nie powstrzymało. Skoro do niedawna tylko damski szalet mógł teraz przyjmować wszystkie fekalia, odrobina nikotyny nie mogła mu zaszkodzić. Naszykowałam aparat w telefonie i postanowiłam poczekać. Nie miałam zamiaru uprawiać wspinaczki posedesowej w szpilkach a tym bardziej bez nich. Nie ściągnęłabym tu butów.

Jakież zdumienie wykwitło na twarzach obojga kiedy wyszli i zauważyli, że są filmowani.

- Milly co robisz?! - zdziwił się Jonah zapinając w pośpiechu spodnie. - Trzeba było dołączyć... - zamruczał zbliżając się do mnie. Odepchnęłam jego obleśną gębę i spocone, nawalone cielsko.

- A tak sobie tylko testuję mój nowy telefon. Reklamuję go od niedawna. Wiesz jaką ma zajebistą rozdzielczość i wyłapuje dźwięk już... z ilu to było metrów? - udałam, że się zastanawiam i że nagrałam dużo ciekawych scen.

- Po co ci to? - odezwała się moja nowa serialowa przyjaciółka.

- Dla ciebie pani Joseph, słońce. To takie hobby, do domowej wideoteki a jak mi się znudzi to zrobię z niego użytek. Spokojnie nie jedna tak zaczynała karierę jeśli nie miała niczego więcej do zaprezentowania to pokazywała swój...

- Milly przestań żartować - przerwał mi Jonah w odpowiedzi na ściskającą jego ramię dziewczynę - Dogadajmy się. Co chciałabyś w zamian za skasowanie tego filmu?

Zaciągnęłam się dymem i zgasiłam papierosa w umywalce.

- A bo ja wiem? Może pójdziecie razem, jako para, na to rozdanie nagród bo chcę się pozbyć jednego z narzeczonych. Mam dość pytań od fanów o to, którego w końcu wybiorę. I do końca zdjęć na planie jak i poza kamerą się nie znamy!

- Tylko tyle? Jasne, ja się zgadzam - odpowiedział mężczyzna.

- Ale ja... ja nie mogę... ja... - zaczęła jęczeć Miranda.

- Ale o co chodzi? Załatwiłam ci właśnie wejściówkę na imprezę, parę i chwilę uwagi na czerwonym dywanie. Widzisz słońce czego to nie zrobi dla przyjaciółki Milly Joseph? - zironizowałam z wrednym uśmiechem, na co brunetka mimo solidnej warstwy podkładu na twarzy poczerwieniała ze złości.

Wiedziałam, że nasz producent lubi mieć swoje protegowane na wyłączność z racji swojego strachu przed chorobami jakie miałyby mu przywlec. Taki fetysz albo facet poprostu dba o swoje zdrowie. Pomyślałam, że kiedy zobaczy Mirandę z kurwiarzem Jonah pozbędę się nowej serialowej przyjaciółki doklejonej do wątku jak rzep do psiego ogona.

Tak to już jest w tym biznesie niewiele tajemnic pozostaje tajemnicami, takie rzeczy wszyscy wiedzą tylko nie wszyscy o nich głośno mówią a jeszcze mniej osób potrafi z nich robić użytek, jak ja.

Wracałam niebywale dumna z siebie. Dopisywał mi humor. Postanowiłam więc jeszcze zaczerpnąć świeżego powietrza w ogródku przylegającym do restauracji i zrobić kilka zdjęć na insta. Ustawiłam się przy romantycznie podświetlonej, szumiącej delikatnymi strumykami fontannie kiedy znikąd pojawiła się ta czarnowłosa małpa i postanowiła mnie w niej utopić. Ale nie wiedziała z kim zadarła! Nawet się nie zorientowała kiedy chwyciłam ją za tą jej miotłę i pociągnęłam za sobą do wody.

- Ty szmato! Chciałaś mnie utopić w tej kałuży?! - krzyknęłam i wsadziłam czarny kołtun pod wodę. Niestety było ślisko i sama też po chwili w niej zanurkowałam.

Zaalarmowani piskami i krzykami ludzie zaczęli wyglądać na zewnątrz i chwytać za telefony. Jak zwykle moja obstawa zjawiła się w samą porę. Flor podniosła moje rzeczy a Tito zarzucił mi na głowę swoją kurtkę starając się desperacko ukryć moją tożsamość. Jonah w tym czasie pomagał krztuszącej się wodą Mirandzie.

 Nie wierzę, że była na tyle głupia żeby zacząć ze mną wojnę.


* Scarlett O'Hara - bohaterka powieści Margaret Mitchell pt. "Przeminęło z wiatrem" z 1936 r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top