Zawsze ktoś patrzy
Główkowałem jak się zbliżyć do panny Joseph nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Podryw odpadał, nie zaczęliśmy najlepiej a i mając w perspektywie mieszkanie obok siebie skreśliłem już na starcie. Za to praca byłaby jak najbardziej w porządku. Nie interesowało mnie pstrykanie prostych fotek, pustym pannom. Wolałem fotografować to co wzbudzało jakieś emocje i prawdziwych ludzi z krwi i kości a nie emocjonalne ameby. Tak, nie ma nic gorszego niż fotograf i złodziej z zasadami. Ale trudno poświęcę się i złamię swoje zasady ten jeden raz.
- Chciałbym spróbować czegoś nowego Natalie - oderwałem się od swoich myśli i poprawiłem w wygodnym fotelu za biurkiem. Trochę się zasiedziałem wstałem więc żeby rozruszać kości.
- Co masz na myśli? - zapytała blondynka odwracając wzrok od ekranu laptopa i spoglądając na mnie podejrzliwie z za swoich okularów w grubych grafitowych oprawkach.
Wyglądała w nich bardzo uroczo i seksownie. Nie miała powodów by się ich wstydzić ale zakładała je tylko w biurze kiedy miała pewność, że nikt poza mną i kilku najbliższymi pracownikami jej nie zobaczy. Podkreślało to też jej totalnie braterskie podejście do mnie. Nie żebym miał jeszcze jakiekolwiek złudzenia co do naszych relacji ale przyznaję w duchu, że zawsze miło mi było chociaż na nią popatrzeć i pomarzyć.
- Zastanawiam się nad bardziej komercyjną fotografią - kontynuowałem przerwany wątek. - Prowadzimy kursy i otwarliśmy przy galerii profesjonalny salon fotograficzny moglibyśmy zrobić mu reklamę w postaci zdjęć do jakiegoś popularnego magazynu modowego. Może tak sesję reklamową, kogoś znanego... Wiesz, moją sąsiadką jest ta aktorka Milly Joseph - rzuciłem niby od niechcenia przysiadając na skraju biurka.
- Poważnie? To dlatego przyszła na otwarcie galerii? Załatw mi proszę autograf nie zdążyłam jej złapać, tak szybko zniknęła. Ale wiesz co - podrapała się ołówkiem po głowie - dobrze kombinujesz z tą reklamą.
- Skontaktuj się z jej agentem, może będą zainteresowani jakąś współpracą - podsunąłem.
Byłem dumny z siebie, że udało mi się nawet znaleźć całkiem zgrabne wytłumaczenie dla mojej bystrej asystentki i menadżerki a także dla reszty świata, jeśli kogoś to zainteresuje.
*
Ostatni tydzień spędziłam na zacieśnianiu przyjaźni z rodzeństwem Swallow i ich mamusią. Wspólne zakupy, imprezy, spotkania w klubie tenisowym, lunche, kawki i drinki stały się naszą codziennością. Ale gdziekolwiek się nie obrócę wpadam na Longmana. Mam już wrażenie, że wszędzie widzę tą jego niewątpliwie przystojną ale już męczącą mnie twarz i dwa przeszywające jak sople lodu ślepia.
Co jest z tym typem nie tak?! Czy on się we mnie zakochał? Ma jakąś obsesję na moim punkcie? O co mu chodzi, że tak za mną łazi i ciągle na mnie wpada? Czy to cholerne miasto jest za małe dla nas dwojga? Zadawałam sobie pytania i układałam odpowiedzi w głowie. Wysiłek pomagał mi w porządkowaniu myśli. Boksowałam z zapałem lecz nieuważnie i wkrótce Tito mnie prawie znokautował.
- Przerwa - oznajmiłam bo już wszystko się na mnie kleiło od potu. Doczołgałam się do narożnika po wodę.
- Znowu nie skupiasz się na tym co robisz! Musisz być skoncentrowana, szukać prawidłowości w ruchach przeciwnika, żeby przewidzieć jego kolejny ruch. Tylko tak będziesz mieć jakąkolwiek szansę w walce z silniejszym od ciebie facetem. Szybka reakcja, zaskoczenie, nieszablonowe działanie... Słuchasz mnie w ogóle?
- Przepraszam cię - wysapałam, jednocześnie popijając zachłannie wodę z butelki. Usiadłam na macie żeby po chwili się na niej położyć na plecach.
- Co jest? Znam cię i wiem, że coś rozkminiasz, układasz jakiś plan? Nie mylę się? - zapytał kładąc się obok.
- Źle się do tego zabrałam Tito.
- Do czego?
- Traciłam czas na Michaela Swallowa, próbując się do niego zbliżyć, zbierając brudy i drobne poszlaki. Szukając coś na niego. Tymczasem największą słabością tego typa są osoby z jego najbliższego otoczenia. Oni tylko noszą wspólne nazwisko ale w ogóle nie zachowują się jak rodzina. Żona nienawidzi męża, syn ojca, córka matkę. Wystarczy, że będę władcą marionetek w tym teatrze. Zniszczę ich wszystkich wokół albo poprostu pozwolę im samym się zniszczyć i tak dorwę tego drania. Sprawię, że podadzą mi go na tacy.
Leżeliśmy po środku ringu gapiąc się z Tito w sufit. Jak zwykle wolałam twierdzić, że to świat mnie zepsuł niż to, że świat składał się z nas zepsutych ludzi. Co błądziło w głowie mojego rosłego kompana mogłam się tylko domyślać. Może znów próbował przypomnieć sobie powody, dla których tkwił w tym gównie ze mną bo wiedziałam, że nie tylko z czystej sympatii. Może wspominał swoją matkę ćpunkę, która była jedną z prostytutek pracujących kiedyś na ulicach tego brudnego, zapchlonego miasta. Ojca nie znał. To mógł być każdy, jej klient, jej alfons, czy nawet pan całego tego syfu Swallow. Krążyła plotka, że była kiedyś jego ulubienicą. Może dlatego czasami Tito tak intensywnie studiował zdjęcia Swallowa doszukując się podobieństwa. A gdyby nie daj Boże potwierdził swoje przypuszczenia, jak to kiedyś przysiągł, po mocno zakrapianej imprezie, wolałby się wykrwawić niż pozwolić aby choć kropla krwi takiego sukinsyna miała krążyć w jego żyłach.
- Musimy zintensyfikować treningi, za niedługo mam zdjęcia do reklamy strojów kąpielowych... - rzuciłam ni stąd ni zowąd żeby rozładować atmosferę. - Będę się musiała znowu powypinać, żeby zarobić na czynsz tej speluny...
- Coś ty powiedziała?! - podniósł się do siadu i udał oburzenie. - Zaraz skopię ten twój tłusty, pełen smażonych kurczaków, pizzy z salami i podwójnym serem i czekoladowych lodów zadek! - mówiąc to zdjął koszulkę a dla podkreślenia efektu napiął swoje bicepsy i zabawnie poruszył mięśniami piersiowymi.
- Uuu! Musisz się do tego rozebrać? Staruchu boisz się, że się spocisz z wysiłku?! Albo zamienisz w Hulka jak cię porządnie wkurzę?! - Poklepałam go po wytatuowanej klacie, po jaskółce pod lewym obojczykiem. - Ktoś tu już zielenieje ze złości!
Wielkolud zaczął mnie gonić po ringu. Całe szczęście byliśmy tu sami bo musieliśmy zabawnie wyglądać, jak Tom i Jerry. Dobrze, że nikt nas nie widział... Chociaż zawsze ktoś patrzy. Przyzwyczaiłam się do myśli, że zawsze znajdzie się ktoś z telefonem, aparatem z nadstawionym uchem. Nie można tracić czujności.
Ledwo sformułowałam swoją niewypowiedzianą myśl a w mroku za oknem najpierw coś w nie zaskrobało, jakby gałąź. Po chwili jakaś postać wpadła na szybę z dudnieniem. Na szczęście szklana tafla wytrzymała napór ciała. Nagłe zamieszanie na zewnątrz postawiło nas natychmiastowo w stan gotowości.
- Zostań tu! - nakazał mi mój ochroniarz po czym sam wybiegł sprawdzić co się dzieje.
- To pewno tylko paparazzi... - krzyknęłam za nim mimo, że już mnie zapewne nie usłyszał. No ale ja, jak to ja, nie byłabym sobą gdybym pozostała jak prosił. Musiałam zaspokoić swoją ciekawość, bo akurat ten jeden stopień do piekła miałam już dawno za sobą.
Kiedy wybiegłam na zewnątrz dwóch ochroniarzy i Tito okładali się z naszym nieproszonym gościem. Gdyby to był tylko jakiś zwykły podglądacz zostałby już przez nich dawno unieszkodliwiony. Mimo liczebnej przewagi i postury Tito, zdawało się, że intruz całkiem nieźle sobie radził. Zamaskowany facet był wysoki i nie tak muskularny jak mój kochany, na pewno w połowie Meksykanin co do drugiej połowy genów wciąż ustalaliśmy, ale był silny, zwinny, technicznie dobry. Widać było też, że nie trzyma się jakiegoś określonego stylu walki ale miesza je i walczy nieczysto, jak na ulicy. Dwóch ochroniarzy już zdjął. Jednego uśpił na drzewie a drugiego załatwił dźwignią i ciosem w twarz rozwalając mu nos. Z Tito nie szło mu już tak łatwo, to chodząca kupa mięśni z zaskakującą przeciwników szybkością. Ale i tak postanowiłam pomóc przyjacielowi.
- Hej Czarny! - krzyknęłam wiedziona jakimś nagłym, głupim przeczuciem.
To nie miało przecież sensu ale postura faceta, jego maska i te przyciemnione gogle przypominały postać, którą spotkałam u Swallowa. Nie zdążyłam się przyjrzeć, byłam wtedy zaskoczona i było ciemno ale coś mi mówiło, że to on. Ale czemu interesuje się nami? Po co nas obserwował, bo przecież chłopaki nie wpadli na niego jak na przysłowiowego gapia i zaczęli okładać z nudów. Musiał się tu kręcić przy oknach.
Facet spojrzał w moim kierunku. Tito wykorzystał jego chwilę nieuwagi. Ten cios na pewno poczuł bo zaraz po nim rzucił się do ucieczki. Tito ruszył w pościg ale niestety zgubił go.
*
Jeden z ochroniarzy odwiózł mnie do domu. Tito został żeby zająć się poobijanymi chłopakami. Przywitałam się z zaskoczonym portierem. Rzadko korzystałam z głównego wejścia, zwykle dostawałam się do domu windą prosto z podziemnego parkingu. Z piskiem moich tenisówek na wypolerowanej posadzce szybko skręciłam w kierunku metalowego środka lokomocji. Spieszyłam się bo nie miałam ochoty wpaść na kogoś w tym zwyczajnym, zaniedbanym out ficie. Zwłaszcza, że nie miałam czasu się odświeżyć i po treningu cały był przesiąknięty potem.
Czekałam na windę kiedy uchyliły się drzwi apartamentu numer dwa. Czy to aby nie przyjaciel pana Longmana? Z mieszkania wyszedł mężczyzna w ciemnym stroju. To był Longman. Nasunęłam głębiej na twarz czapeczkę, kryjąc twarz w cieniu długiego daszka i wskoczyłam do windy jak tylko stanęła przede mną otworem. Jej drzwi już prawie się za mną zamknęły ale nie pozwoliła im na to stopa mojego sąsiada.
- Dobry wieczór sąsiadko.
- Dobry wieczór - burknęłam.
Stanęliśmy naprzeciw siebie, oparci o zimne ścianki windy, w których odbijały się nasze zniekształcone postacie. Nachylił się w moją stronę, żeby wcisnąć przycisk naszego piętra. Poczułam woń potu wymieszanego z perfumami mężczyzny. Dziwne. Przyjrzałam się facetowi bo pierwszy raz widziałam go w tak niechlujnym wydaniu. Był spocony i brudny. Wyglądał gorzej niż ja. W jednej ręce trzymał bluzę a kłykcie na drugiej miał czerwone jakby się z kimś bił. To podejrzane zważywszy na scenę jakiej przed chwilą byłam świadkiem. Zauważył, że go lustruję wzrokiem. Próbowałam porównać jego wygląd z postacią, której przyjrzałam się na ile mogłam w ciemnościach i w ruchu. To niedorzeczne! Hamowałam swoją wybujałą wyobraźnię. Ten typ to wymuskany gamoń.
- Trenowaliśmy z Kevinem. Pamiętasz mojego kumpla z dwójki? Wracam od niego. Chyba trochę zbyt intensywnie okładałem dziś worek - usprawiedliwił się.
- Nie pytałam.
- A ty też wracasz z treningu? - kiwnął wskazując brodą na mój strój.
- Biegałam.
- Ja wolę biegać rano ale dziś Kevin mnie namówił i przez jakąś gałąź miałem, jak widać spotkanie z glebą w tych ciemnościach. Właśnie dlatego lepiej jest biegać z rana - starał się podtrzymać naszą kulawą, nieklejącą się rozmowę.
- Ja mogę tylko po zmroku w dzień za dużo ludzi mogłoby mnie rozpoznać - zdobyłam się na odpowiedź.
- Racja.
- Przydałby mi się masaż. Szkoda, że już tak późno - rzuciłam bez zastanowienia, żeby tylko zabić niezręczną ciszę. Na potwierdzenie pokręciłam barkiem i strzeliłam sobie kośćmi w rozmasowywanym przez chwilę karku.
- Na parterze jest sauna jeśli chcesz się odprężyć - poinformował mnie jakby od niechcenia.
- Poważnie?
- Jak chcesz to spotkajmy się za piętnaście minut, wezmę szybki prysznic i cię zaprowadzę.
- Nie trzeba, sama trafię - odezwała się we mnie kobieta niezależna.
Było już późno ale zachciało mi się odwiedzić tą pieprzoną saunę. Szybko się odświeżyłam i zjechałam na parter gdzie znajdowała się wspólna siłownia. Mieliśmy tu też kort do squasha, boisko do kosza i aktualnie poszukiwaną przeze mnie saunę. No proszę, gdyby nie sąsiad pewnie nadal bym o tym nie wiedziała. Zresztą do tej pory kursowałam na trasie parking - mieszkanie - parking, co najwyżej odwiedzałam swój taras z jacuzzi.
Nie zawracałam sobie głowy późną porą i z ciekawością zwiedzałam wszystkie pomieszczenia. W sumie cieszyłam się, że byłam sama bo nie musiałam się przejmować gapiami. Gdzieś w oddali mignęła mi tylko sprzątaczka. Ale była zajęta i chyba mnie nawet nie spostrzegła.
- Jest tu też basen.
Usłyszałam za plecami i podskoczyłam przerażona.
- Cholera jasna! Człowieku mógłbyś mnie tak nie straszyć!
- Boisz się jak ktoś, kto ma coś na sumieniu - zawyrokował ale puściłam to mimo uszy. - Spokojnie nie przyszedłem tu za tobą, też zachciało mi się sauny. - Udawaj, że mnie tu nie ma.
Jakby się dało. Poprawiłam na sobie frotowy szlafrok i weszłam do nagrzanej kabiny zaraz za Longmanem. Posiedzę z dziesięć minut chyba tyle z nim wytrzymam. Całe szczęście się nie odzywał. Zajmował ławkę w przeciwnym rogu zawinięty szczelnie w równie gruby frotowy szlafrok co i ja. Postanowiłam przez chwilę poprostu posiedzieć nie zaprzątając sobie głowy niczym i nikim ale zanim zamknęłam oczy żeby się odprężyć, świat sam się zgasił. A dokładnie zgasło wszędzie światło i zapanowała ciemność. Po omacku odnaleźliśmy wyjście a mój sąsiad przy okazji mój tyłek. Oddałam mu za to z łokcia, na co zasyczał i zgiął się wpół. Przeżywał niewspółmiernie bardziej niż tego wymagał kuksaniec. Cienias. Wyskoczyliśmy z sauny. Wokół świeciły się tylko nocne światełka bezpieczeństwa.
- Nie mówiłeś, że zamykają o dziesiątej.
- A skąd niby miałem wiedzieć, nie przychodzę tu o takiej porze.
Poszliśmy do wyjścia, szarpnęłam za klamkę ale nie ustąpiła. Szarpnęłam jeszcze mocniej. Longman odsunął mnie i też spróbował ale na nic się to zdało. Zatłukł się w szklane drzwi i czekaliśmy ale niebyło odzewu.
- Zajekurwabiście - zaklęłam wymyślnie.
Zostałam zamknięta z obcym facetem, którego spotkałam raptem parę razy wżyciu na całą noc? Nie żebym potrzebowała znać choćby imię tych z którymi zdarzało mi się spędzać noce albo żebym tego tutaj się bała, w razie czego przećwiczę na nim wskazówki i mądrości Tito. Zresztą widział mnie jak skopałam dupska tym typkom pod klubem, może więc nie będzie niczego próbował. Ale na umizgi tego mięczaka też jakby co nie miałam ochoty.
- Masz telefon? - zapytałam z nadzieją.
Popatrzył po sobie znacząco.
- A ty?
- A gdzie niby miałabym go sobie wsadzić?
- No właśnie. Poczekamy do rana aż ktoś przyjdzie i nas znajdzie.
- Nie mam zamiaru spędzać tu nocy! Idź poszukaj jakiegoś okna, przez które moglibyśmy się stąd wydostać - zaproponowałam przyglądając się zamkowi w drzwiach. - Karty kredytowej też przy sobie nie masz? Tak pytam tylko na wszelki wypadek - rzuciłam nie żywiąc nadziei.
Chodziłam rozglądając się po okolicy za czymś co mogłoby ją zastąpić.
- Po co ci karta - pytał podśmiechując się ze mnie. - Patrz, jest tu pełno ręczników dookoła. Rozłożymy kilka na matach treningowych, innymi się przykryjemy i do rana...
- To obrzydliwe już ci powiedziałam, nie mam zamiaru zostawać tu na noc.
- Boisz się czegoś? A może mnie?
- Tak boję się, że mnie do rana zanudzisz swoim paplaniem panie Longman.
- Moglibyśmy spędzić ten czas bardziej produktywnie i przyjemniej... auć! - Nie zdołał dokończyć bo oberwał zrolowanym ręcznikiem. - Miałem na myśli trening na siłowni ale nie pozwoliłaś mi dokończyć. - Gadał i gadał chodząc w krok za mną.
- Może to się nada? - powiedziałam do siebie zrywając po drodze niewielką plakietkę z szafki w pomieszczeniu gospodarczym. Bardziej niż treść na zafoliowanej karteczce interesowała mnie grubość i jej giętkość. Wsunęłam plakietkę między drzwi a futrynę próbując lawirować w okolicy zamka.
- Naoglądałaś się za dużo telewizji - zaśmiał mi się za uchem. - Albo raczej w zbyt wielu filmach szpiegowskich występowałaś. Ale ty wiesz, że takie sztuczki to udają się tylko w tele...
I zamek ustąpił dokładanie w tym momencie kiedy myślałam, że jeśli się nie zamknie to utopię go tu w tym oto basenie. Całe szczęście byłam wolna a drzwi windy zasunęły się tym razem w samą porę, zanim zdążył wsunąć swoją stopę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top