Kulka w łeb
*
Bolały mnie stopy od tych przedziwnych fasonów, wysokich szpilek, w których balansowałam jak akrobata przemierzając trapy, pomosty, kostki brukowe, schody i dywany. Bolały mnie oczy od błyskających wokół, skierowanych na mnie świateł. Bolał mnie kręgosłup od trzymania wysoko głowy, trzymania się prosto i jednocześnie ciągłego robienia uników, przed obleśnymi łapskami obłapiającymi mnie z każdej strony. A teraz jeszcze bolała mnie dusza. Po jego słowach. Bolało mnie istnienie. Gubiłam się już w tym kim byłam a kim miałam być. Miałam być fajerwerkiem, takim jak te rozbłyskujące teraz przed moimi oczami. Rozproszyć się po atramentowym niebie zadziwiając i wprawiając w zachwyt gapiów. Odwrócić na chwilę uwagę świata i zniknąć kiedy się wypalę. Spełnić swoją misję i przepaść, nic poza tym. Czy weszłam w to zbyt głęboko? Czy to szambo wciągnęło mnie a ja przegapiłam moment kiedy zaczęłam się w nim topić?
Znów zakręciło mi się w głowie. Chwyciłam się obiema rękami balustrady upuszczając kieliszek. Na dźwięk rozpryskującego się szkła natychmiast zjawił się Tito, który trzymał się do tej pory w dyskretnej odległości.
- Trzymaj się w pionie, wokół jachtu pływają motorówki z paparazzi - ostrzegał mnie jednocześnie stabilizując mój kręgosłup swoją wielką, silną dłonią. Zadzwonił po managerkę, która zjawiła się w mgnieniu oka, niczym Jin wyskakujący z lampy. Istniało też duże prawdopodobieństwo, że mój świat zwalniał, a na pewno moja perspektywa postrzegania. Mdliło mnie, było mi słabo i szumiało w uszach.
- Kręci mi się w głowie - wyszeptałam wielkoludowi.
- Co się dzieje?! - pytała zdenerwowana Yuko. - Jest blada! Dużo wypiła? Brała coś? Zostawiłam ją dosłownie na chwilę.
- Chwyć mnie pod rękę, będziemy zaraz schodzić po schodach - instruował mnie mój ochroniarz. Wykonałam polecenie mimo, że już prawie odpływałam. - Uśmiechnij się na lewo, teraz! - Wypełniałam posłusznie kolejne instrukcje. - Teraz pomachaj na prawo, już! - Zrobione.
- Co z nią? - usłyszałam głos Longmana ale jego twarzy jak i pozostałych już nie widziałam. Wszystko pociemniało.
- Jeszcze parę metrów, zejdziemy z pomostu i za chwilę będziemy na promenadzie zasłonięci przez żywopłot. Wezmę cię wtedy na ręce...
Co było dalej nie pamiętam bo odpłynęłam.
Oszczędności życia zaczęły topnieć, rodzice Anji robili wszystko co mogli żeby związać koniec z końcem. Elena była silną i zaradną kobietą, Marko pracowitym mężczyzną. On pracował na budowach, ona sprzątała i gotowała w domach zamożnych rodzin. Elena rozpieszczała podniebienia swojej rodziny, potem odkryła, że potrafi wzbudzić ten sam albo i większy zachwyt u obcych ludzi. Po jej wypieki wnet ustawiały się kolejki i tak zanim Anja skończyła podstawówkę jej rodzice byli właścicielami znanej w całej dzielnicy piekarni. Życie zaczynało wyglądać pięknie, ale nic co dobre nie trwa wiecznie a każda bajka posiada swojego złego wilka. I w ich opowieści pojawił się jeden i zakończył ją zanim się dobrze rozpoczęła, bez happyendu.
*
- Ile godzin pani spała od przylotu?
- Trzy może cztery.
- Nie zapytam ile ale kiedy pani ostatnio coś jadła?
- Przed... przedwczoraj.
- Piła?
- Dziś rano kawę i kieliszek szampana wieczorem.
- No tak alkohol, a inne używki? - kontynuował swój wywiad mężczyzna.
Cisza ale zakładam, że przytakiwała. Miałem tylko fonię bez obrazu.
- Jest pani przemęczona i odwodniona. Ale zalecałbym oczywiście zrobienie przynajmniej podstawowych badań i wizytę kontrolną u swojego lekarza - zawyrokował wezwany do niej medyk.
- A jakieś zalecenia na teraz? - pytała menadżerka.
- Odpoczynek, dużo snu, rozsądniejsza dieta a przede wszystkim uzupełnianie niedoboru płynów i elektrolitów w organizmie. Proszę jej podawać niegazowane i niesłodzone napoje, ewentualnie też dostępne bez recepty w aptekach nawadniające środki doustne a wszystko wróci do normy za kilka dni.
- Za kilka dni?! - dopytała Azjatka.
- Załatw mi jakiś wlew witaminowy i jutro będę na nogach - oznajmiła stanowczo Milly.
- A zatem iniekcje dożylne? - westchnął jakby rozczarowany mężczyzna.
- Nie po to ciągnęłam tu za sobą tabun ludzi, żeby przyjechali i wyjechali z niczym - postawiła stanowczo. - Tito, zostań na chwilę - rozkazała jednocześnie kończąc audiencję dla pozostałych.
Słychać ruch, zapewne wychodzili z sypialni. Kiedy po chwili zostali sami z Ramirezem odezwała się wkońcu.
- Sprawdź Longmana. Jest ciekawski, spostrzegawczy.
- Zauważyłem - przytaknął mężczyzna.
- Kręci się przy mnie, obserwuje, wypytuje. Czasem mam wrażenie, że specjalnie jakby to całe zlecenie to ściema. Dzisiaj insynuował mi wykorzystywanie dzieci...
- Myślisz, że coś widział? Niepotrzebnie go zabrałaś do tego salonu masażu.
- Musiałam go odciągnąć od ciebie a nie chciałam, żeby przepadło mi spotkanie z tym Leoni. Cholera! Ten cały Longman jest dziwny, musimy się go jakoś pozbyć.
- Ale czasem się przydaje jako przynęta na starą. A jakie postępy z Jessicą?
- Pytasz czy dałam się wylizać czy ją wylizałam? - zapytała z cyniczną szczerością.
- Oszczędź mi szczegółów - poprosił.
- A więc tak, spędziłyśmy upojną noc. Jest zmieszana, skołowana. To był jej pierwszy raz z kobietą, nie licząc paru pijackich lizanek i macanek z koleżankami. Muszę podtrzymać jej zainteresowanie, osaczyć ją bardziej. Albo się zakocha i zrobi dla mnie wszystko, albo mam całkiem niezłe nagranie z tej nocy, warto było ją zarwać.
- Jak się czujesz?
- Z czym? Z odwodnieniem czy...? - upewniła się czy dobrze zrozumiała.
- Nie posuwasz się trochę za daleko?
- Od kiedy to mam skrupuły? - zaśmiała się. - Przestań się martwić - kontynuowała. - Przecież wiesz, że jeśli trzeba to potrafię się wyłączyć. Nareszcie czuję, że mam szansę go dorwać, że posuwam się na przód. A po tym czego się dowiedziałam od Volcova już nic i nikt mnie nie powstrzyma, jedynie kulka w łeb.
Na kogo ona się zasadza? Na Swallowa? Tej nocy jeszcze nie wiedziałem w co wdepnąłem ale powoli zaczynałem się przekonywać, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda albo na jakie wyglądać powinno.
*
Po nocnych wlewach była wyraźnie słaba, z podkrążonymi oczami ale gotowa na kolejny dzień. Od rana skubała jakąś sałatę popijając ją wodą z cytryną. Wokół jak zwykle uwijał się sztab najemników, odpowiedzialnych za zakrycie jej sinych worów pod oczami, zmęczonej, szaro-ziemistej cery, wysuszonych pękających warg i śladów po świeżo wypiętej kroplówce.
Menadżerka starała się zaradzić insynuacjom, że panna Joseph była tak nawalona, że ledwo się trzymała na nogach. I z wczorajszej imprezy musiała zostać wyniesiona przez ochroniarza o czym świadczyły załączone zdjęcia, zrobione z ukrycia. Sprawą prostszą było już wyjaśnienie mojej obecności. Chociaż krążyły słuchy, że mnie usidliła albo ja ją wyrwałem - zależy gdzie się przeczyta.
Byłem tu zbędny, traktowany jak powietrze, może z wyjątkiem Ramireza, który przewiercał mnie swoimi czarnymi ślepiami, jakby mnie studiował niczym wirusa pod mikroskopem, rozkładał na czynniki pierwsze i prześwietlał dodatkowo rentgenem. Fryzjer rzucał tylko ukradkowe spojrzenia w kierunku mojego tyłka, bo patrzenie w oczy już sobie odpuścił. Pstryknąłem parę zdjęć i wyszedłem na papierosa. Bo tak kurwa, wróciłem do starego nawyku!
Zajechaliśmy pod Pałac festiwalowy późnym popołudniem ale jeszcze się nie ściemniało. W limuzynie ledwo mieściliśmy się z Tito, menadżerką, asystentką i JEJ ogromną suknią, w której siedziała zatopiona niczym w cukrowej wacie. Do ekipy dołączył jeszcze ochroniarz biżuterii, którą miała dziś na sobie, bo było to parę milionów i całkiem sporo karatów. Z niemałym trudem wyciągnęliśmy ją z samochodu, jak wcześniej z windy i przepychając przez każde drzwi po kolei. Najskuteczniejsze okazało się wysiadanie tyłem. Zadbałem więc najpierw o tren, wyciągając go wraz z Florance. Niestety wysiadałem pierwszy z dziewczyną więc wypadało jej pomóc.
- Nie mogłaś przynajmniej założyć jakichś wygodniejszych butów? - warknąłem na gwiazdkę bo musiałem ją podtrzymać, żeby nie upadła na mnie kiedy próbowała się wyprostować. Za co dostałem szpilką w stopę, oby przypadkiem. - I tak nie byłoby ich widać spod tych falban.
- Znalazł się fashionista. A ty po co zakładasz na siebie garnitur i tak nie zakryje tego prostaka, który jest w środku?
- Nikogo nie zakrywam, wyglądam w nich zajebiście to je noszę.
- Tak, jakby świnię ubrać w perły.
Kolejny raz przekonałem się, że nie zostaniemy przyjaciółmi z panną Joseph.
- Odpuszczę ci bo jesteś jeszcze słaba. Chwyć mnie pod rękę - zaoferowałem.
- Ależ nie hamuj się, powiedz mi jakim nic niewartym śmieciem jestem - chwyciła mnie mocno i uśmiechnęła się machając do fanów i paparazzi.
- Po co, skoro już to wiesz - uśmiechnąłem się promiennie w odpowiedzi. Doprowadziłem ją do czerwonego dywanu i pozostawiłem żeby dalej już brnęła po nim sama a ja w tym czasie zrobię z boku parę fotek moim "aparacikiem".
*
- To były komandos - oświadczył Tito.
- Że niby ta sierota? No ma mięśnie, ale że on? Kiedy nas napadli nawet się nie ruszył, a kiedy zamknęli w tym spa mógł przynajmniej wyważyć drzwi... - odezwała się panna Joseph, moja największa fanka.
- Ale po co? - Ramirez wyjął mi to z ust.
- Dobra podsumujmy to co wiemy - wtrąciła się Flor. - Piszą tu, że jak tylko skończył osiemnaście lat zaciągnął się do wojska, gdzie służył w siłach specjalnych. Spędził tam dziesięć lat. Niektóre misje, w których brał udział są ściśle tajne. W między czasie zaczął fotografować. To jego przyjaciel z wojska, ten cały Kevin, wysłał jedno ze zdjęć na konkurs, to takie słynne, które mówisz, że widziałaś w galerii. Po wyjściu z wojska związał się z mediami jako korespondent, jeździł po świecie i robił fotorelacje gdzie było niebezpiecznie i coś się działo. W ostatnich latach już prawie zawiesił na kołku swój aparat i zajął się głównie inwestycjami, biznesem...
- I supermodelkami. Tak, tą część historii już znam - dopowiedziała Milly. - Czego dowiedziałeś się na ulicy? - zwróciła się do wielkoluda.
- Chłopaki pytali o niego na mieście ale nikt o takim nazwisku się nie przewija, nie wiemy o nim nic z przed wojska - dodał ochroniarz.
- Podobno nie wspomina o przeszłości, bo mówi, że nie ma o czym. Nie ma rodziny. Może też był w sierocińcu? - zaproponowała aktualnie pomarańczowo-włosa.
- Tym bardziej wiedzielibyśmy coś o nim - skwitował Ramirez.
- Może zmienił nazwisko? Wiesz, że w sierocińcach nadawali je jak leci... - stwierdziła Milly.
- To możliwe, że załatwił sobie nowe ale wojsko go nie sprawdziło? - zastanawiał się jej ochroniarz.
- Może też brali jak leci - odezwała się znów wredna baba.
Dziwnie było tak słuchać o sobie. Poczułem się prawie jak celebryta ale nie mieli na mnie nic konkretnego oprócz wyczytanych newsów z plotkarskich portali. Już Kevin zadbał o to, żeby nie krążyło o mnie w sieci nic poza tymi oficjalnymi informacjami, które sami wygenerowaliśmy. No i może parę skandali dla podtrzymania reputacji i odwrócenia uwagi.
Odwróciłem się od ekranu w stronę Kevina.
- Teraz nasza kolej. Co ciekawego udało ci się znaleźć?
- Od kogo zacząć? - zapytał.
- Obojętne.
- Ok. To ta z pomarańczowymi włosami - wskazał palcem na ekranie na Florence. - Pomijając wiek, studia i inne suche fakty, bo to możesz doczytać. Założyłem ci osobny folder z materiałami na ich temat na pulpicie. Cztery lata temu rodzina zgłosiła zaginięcie jej młodszej siostry Flawi. Dziewczyna zaginęła tuż po tym jak została modelką w agencji Swallowa. Zgłosiła się na casting do jakiejś reklamy kiedy miała siedemnaście lat, dostała kilka zleceń później nagle ślad po niej zaginął. Policja nie znalazła niczego i sprawę umorzono.
- Ok, to mamy jakieś niewielkie ale powiązanie ze Swallowem. Może Florance wkręciła się do tego biznesu żeby powęszyć w sprawie siostry? A ten jej chłopak Matt?
- Chłopak z ulicy, ma na koncie jakieś drobne bójki, nic poważnego. Przez chwilę był na posyłki w gangu Swallowa ale to już pod koniec jego gangsterki, zanim Swallow został biznesmenem. W branży filmowej zaczynał jako kaskader, teraz zajmuje się głównie efektami specjalnymi.
- Kolejny jakoś powiązany.
- Ale nie tak jak ten cały Ramirez. Nasz szef i właściciel firmy ochroniarskiej był jednym z najlepszych dzieciaków Swallowa. Patrz... - przybliżył mi zdjęcie z wytatuowanym torsem faceta i jaskółką widniejącą pod obojczykiem. - Ojciec nieznany, matka pracowała na ulicy, przedawkowała. Rodzina nie była w stanie zająć się kłopotliwym chłopakiem i wylądował w domu dziecka.
- Niech zgadnę u Sióstr Miłosierdzia?
Kevin przytaknął.
- Był legendą na ulicy - kontynuował. - Podobno jego kariera w organizacji Swallowa rozwijała się całkiem nieźle. Specjalizował się w kradzieży bryk, za to i za drobne porachunki trafił na chwilę za kraty. To wszystko co znalazło się w jego policyjnej kartotece. Ale podejrzewano go o serię włamań do największych rezydencji w mieście i chociaż wszyscy byli pewni, że za nie odpowiada, nigdy mu tego nie udowodniono. Musiałeś o nim słyszeć...
- Banditto?
- Dokładnie. Taki światowiec a jeszcze ogarnia swoje stare podwórko.
- Co nieco muszę sobie odświeżyć.
- Banditto przez jakiś czas miał wspólniczkę, podobno razem obrabiali te domy. Uzupełniali się. On mięśniak ona drobna, zwinna i podobno ładna nikt nic więcej nie pamięta na jej temat. Oboje trafili do gangu ale nagle z dnia dzień ślad po dziewczynie zaginął. Nikt nie wie gdzie się podziała. Kiedy Swallow porzucił oficjalną gangsterkę wziął pod skrzydła najlepszych a resztę spisał na straty. Ta część, która się nie zdecydowała na współpracę skończyła marnie. Dzieciaki się rozpierzchły, wytłukli się sami albo trafili do więzienia, co było mu na rękę, mniej świadków. Mało kto się wyrwał. Ramirez był mądrzejszy. Prawdopodobnie za zarobione na włamach pieniądze rozkręcił firmę ochroniarską i jego pierwszą poważną klientką została - tu zrobił dramatyczną pauzę - nie kto inny jak Josephine Miller.
- Czy ty sugerujesz...
- No właśnie sprawdziłem i nie bardzo mi się to pokrywa z jej życiorysem. Doniesienia o znamienitszych włamach nie pokrywają się z tym gdzie w tym czasie przebywała Josephine Miller, no i byłaby za młoda.
- A co z nią? Jakieś punkty zaczepienia wiążące ją ze Swallowem?
- Nic a nic. Do niedawna nawet nie przebywali w pobliżu siebie.
- To dziwne - mówiłem do siebie przerzucając sobie jej zdjęcia na ekranie. - A nie masz jakichś zdjęć tej wspólniczki Banditto?
- Niestety nie mam. Sprawdziłem ich wszystkich kartoteki policyjne, włącznie ze stanem konta i zeznaniami podatkowymi. Nie zalegają z płatnościami, żyją uczciwie i powiedziałbym aż nazbyt nudnie. Z wyjątkiem barwnego życia panny Miller, oczywiście. Mandaty za złe parkowanie, prędkość, jazda pod wpływem, jakieś przepychanki w klubach, procesy o zniesławienie, naruszenie nietykalności... jej agentka się nie nudzi. No i inwestycje. Inwestuje w różnych miejscach niekiedy w firmach powiązanych ze Swallow Industries, wykupiła już z połowę naszej ulicy.
- Cholera. Jak myślisz, jaki miałaby powód, żeby włamać się do Swallowa? A Ramirez był z nią na tym przyjęciu?
- Tak był.
- Trenuje z nią. Może z sentymentu za dawną wspólniczką ją przeszkolił. Nieźle radzi sobie w powietrzu z liną, wspina się, otwiera zamki... - Przyglądałem się jej zdjęciom i chociaż pasowało za chuja mi się to nie składało. - Czy myślisz, że ta dziewczynka to ta sama osoba? - porównywałem jej stare i nowe zdjęcia.
- Nie ukrywa, że ma za sobą korektę nosa i zapewne co nieco przy okazji poprawiła. Nie jestem specjalistą ale raczej tak.
- Wspomniała, że nie odpuści sobie przez to, czego dowiedziała się od Volcova. Chodzi o coś zwiazanego z przeszłością tego typa i Swallowa. Pogrzeb w życiorysie wieprza. I dalej ją monitoruj. Cokolwiek podejrzanego zauważysz, melduj!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top