Dłonie Midasa
Od wejścia skierowałam swoje kroki od razu w kierunku recepcji. Wyrywałam słuchawkę telefonu przestraszonej dziewczynie i krzyknęłam do niej:
- Tak jest! MJ przybyła! Szykujcie się, bo nadchodzę!
- Czekamy jak zawsze z niecierpliwością - usłyszałam sarkastyczną szefową po drugiej stronie.
Mam nadzieję, że przygotowałaś hektolitry miodu tam na górze Bianco Jones. Rozmyślałam przemierzając szybkim krokiem ogromny hol w kierunku windy. Miałam wrażenie jakby wszyscy zamarli i słychać było tylko bojowe stukanie moich szpilek w tej głuchej ciszy.
Do gabinetu szefowej wparowałam jak zwykle bez pukania, a tam już wszyscy czekali na mnie. Rzuciłam moją chanelką na stolik dzielący obie kanapy i biuro Bianki dokładnie na pół. Usiadłam obok mojej agentki a po przeciwnej stronie zasiadał mój sąsiad z prześliczną blond kobietą w soczystym, fiołkowym komplecie, u swego boku. Kobieta ostrożnie odstawiła trzymaną w ręku filiżankę z herbatą i odrzuciła za swoje ramię blond pasma, które opadały kurtyną na jej twarz. Potem spojrzała na mnie idealnie pasującymi do jej stroju oczami. Czy to wogóle możliwe, żeby ktoś miał naturalnie taki kolor oczu? To musiały być szkła kontaktowe. Gdybym była zadeklarowaną lesbijką chyba bym się właśnie zakochała, ale nie jestem więc wracajmy do rzeczywistości.
- Witamy Milly! Sądząc po minie dotarła do ciebie informacja - zagaiła Bianca Jones.
- Zjawiłam się niezwłocznie.
- Pana Longmana już znasz a to jego asystentka... - kontynuowała szefowa.
- Natalie Svensson - piękna kobieta przedstawiła się wstając z miejsca i podała mi rękę nad stolikiem.
- Skarb narodowy, cud natury, super gwiazda ble, ble, ble. Ja chyba nie muszę się przedstawiać - odpowiedziałam chamsko ale uścisnęłam jej dłoń. Longman prychnął pod nosem.
Bianka zasiadała w swoim fotelu jak na tronie audiencyjnym, centralnie pomiędzy skórzanymi kanapami. I dokładnie w tym tonie udzieliła głosu swej poddanej.
- Przejdźmy do rzeczy. Yuko odczytaj warunki umowy. Jak rozumiem, chyba już wyjaśniliśmy sobie mailowo wszystkie wątpliwości. Jeśli jednak ktoś miałby jeszcze jakieś uwagi... - zrobiła pauzę i rzuciła spojrzeniem w moją stronę. - Omówimy je sobie na końcu.
Patrzyłam i słuchałam jak moja menadżerka się produkuje. Cierpliwie czekałam końca. Bianka zaś obserwowała mnie. Zachowywałam kamienną twarz ale aż gotowałam się w środku. Wiedziałam, że kobieta się denerwuje, że doprowadza ją do szału moja bierność i milczenie. I powinna! Tym razem przegięła! Sprzedawała moją prywatność na cały rok! Ale co to dla niej? Już i tak wyprzedawała mnie kawałek po kawałku. Mój tyłek, moje zęby, dłonie, włosy. Czego tam nie było, na bilbordach w całym mieście. Kiedy Yuko Hara wszystko odczytała zainteresowani złożyli swoje podpisy i dokumenty trafiły do mnie. Wzięłam je do ręki i rzuciłam nimi w twarz Bianki Jones.
- Nie zgadzam się na to! Naruszacie moją prywatność! Ten typ... - Z obrzydzoną miną wskazałam brodą w kierunku Longmana. - Nie będzie za mną chodził przez cały rok ze swoim aparacikiem. Niech się ustawi w rzędzie z innymi przy czerwonym dywanie, na kolejnej imprezie, jeśli chce moje zdjęcie, bo kiedy schodzę z tego zapchlonego chodnika kończy się moja praca a zaczyna życie prywatne! Już i tak jestem obfotografowywana i filmowana za kulisami a teraz chcecie jeszcze wejść z buciorami do mojego mieszkania? Na siłownię, do fryzjera albo do lekarza? A może jeszcze do mojej sypialni?!
- Wiesz dobrze, że ustaliśmy pewne granice - wtrąciła się menadżerka.
- Nie! - powiedziałam krótko. Wstałam, chwyciłam moją torebkę ale uścisk Bianki na moim nadgarstku powstrzymał mnie w miejscu.
- Zostawcie nas same na chwilę. Yuko zajmij się proszę naszymi gośćmi.
Była wściekła. Zgrzytała zębami, jej szybko poruszające się szczęki wyraźnie to pokazywały. To było interesujące. Widziałam ją taką pierwszy raz. Jak tylko wszyscy wyszli z gabinetu Bianka zbliżyła się do mnie i dobitnie, stanowczo zaczęła mi tłumaczyć:
- Pogódź się wkońcu z tym, że stałaś się marką samą w sobie! Nie żyjesz już tylko dla siebie! Praca z tobą... - westchnęła. - Samo przebywanie w twoim towarzystwie podnosi wartość usług twojego fryzjera, ochroniarza, gosposi, twojej garderobianej, agentki czy asystentki. Cokolwiek robisz czy cokolwiek teraz dotkniesz nabiera wartości. Dopóki masz popularność i chcą cię oglądać ludzie. Z tego do cholery żyjemy! Z tego utrzymują się nasze rodziny, ja i ta biedna recepcjonistka, którą przeraża każde twoje przybycie do firmy. Dzięki temu kontraktowi otworzysz drzwi wszystkim mniej znanym aktorom, piosenkarzom czy modelkom, którzy współpracują z naszą agencją. Dzięki temu i oni zostaną dostrzeżeni i zatrudnieni. Możesz zgrywać twardzielkę ale znam cię i wiem, że zależy ci na tych wszystkich ludziach tak jak i mnie. Dlatego... - Schyliła się i zaczęła zbierać rozrzucone przeze mnie dokumenty. - Weźmiesz teraz to drogie, markowe, eleganckie pióro i podpiszesz ten kontrakt swoimi pięknymi, wypielęgnowanymi, gwiazdorskimi dłońmi Midasa, o które wszyscy dbamy od chwili kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, żebyśmy mogli to robić nadal.
Gdyby zagroziła procesem, rzuciła mi w twarz pieniędzmi, sławą, wypomniała, że to dzięki jej udziałowi i ciężkiej pracy... ale nie. Dobra jest. Ale ja jestem w takim razie zajebista. Muszę jeszcze tylko popracować nad słabością do ludzi, "do pewnych ludzi" uściśliłam w myślach. Są tacy, którzy mogą ją wykorzystać, jak widać. Muszę być gorszą suką. I tak się jej wszyscy po mnie spodziewają. Westchnęłam i złożyłam zamaszyście podpis we wskazanym mi miejscu przez starannie pomalowany, w kolorze nude, paznokieć Bianki. Rzuciłam pióro na jej biurko i wyszłam z agencji trzaskając drzwiami, nie oglądając się na nikogo, rozgoryczona swoją chwilową, wymuszoną kapitulacją.
*
- Weźcie go odsuńcie bo mnie denerwuje, nie mogę się skupić! - utyskiwałam kiedy Matt, szef kaskaderów i kilku innych pracowników sprawdzali mocowanie mojej uprzęży. Robiliśmy próbę opuszczenia się na linie. Musiałam się później rozbujać i przelecieć parę metrów w bok strzelając po drodze do przeciwników. Taki był przynajmniej plan. Ale ten niecnota, fotografina, mój upierdliwy sąsiad w jednym, seksownym ale mimo wszystko znienawidzonym ciele, rozpraszał mnie pstrykając swoim aparacikiem.
A kiedy wreszcie myślałam, że się go pozbyłam pojawił się znienacka tuż przed moją twarzą akurat wtedy gdy przelatywałam głową w dół na linie... uch!
- Czy moje życie nie jest więcej warte niż zlecenie, nawet od samego Vogue?! - krzyknęłam mu w twarz kiedy zatrzymałam się i dyndałam głową w dół na wprost aparatu. - Nie zbliżaj się dla mojego i twojego dobra! Odsuńcie go! Nie widzicie, że to niebezpieczne?! - krzyczałam wciąż wisząc na linie dopóki nie zjawili się ochroniarze, którzy mieli dbać o spokój, porządek i żeby nikomu nie stała się krzywda na planie zdjęciowym. Jak widać chyba słabo się starali, bo ja za chwilę kogoś skrzywdzę. Sprawnie się odwróciłam i wypięłam z zabezpieczeń. Chwyciłam butelkę wody i ręcznik od kogoś z ekipy. Zrobiło się zamieszanie. Longman zapewniał, że już będzie się grzecznie stosował do ich wytycznych. Łamaga!
Skąd pomysł na to, że ludzie będą chcieli oglądać i jeszcze kupować album z moimi zdjęciami?! Obrazkowy dziennik z całego roku mojego prywatnego życia?! A to, że zdjęcia zlecono Longmanowi, to już przesada. Jeszcze bardziej dziwi mnie fakt, że się zgodził na takie przedsięwzięcie. Przecież ostatnio sam jasno deklarował, że równie mocno nienawidzi pracy z gwiazdkami mojego pokroju. Z cholerną wzajemnością!
Odkręciłam zamaszyście butelkę wody i kiedy ją przechyliłam ktoś szturchnął mnie z tyłu w plecy, powodując to, że się zakrztusiłam i wychlapałam część zawartości na siebie.
- Co jest?! - odwróciłam się i stanęłam na wprost tej czarnowłosej małpy, mojej serialowej przyjaciółki.
- Dopięłaś swego! Podobno nie ma między nami dobrej chemii na ekranie?!
- A więc już dostałaś scenariusz do kolejnych odcinków - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Czy byłam zdziwiona? Nie. Wkońcu zasugerowałam scenarzystom, że przydałby się jakiś dramatyczny zwrot akcji, bo w serialu zaczynało wiać nudą. Weszłam im na ambicję i poskutkowało. - Jak ci się podoba twoja finałowa scena? Obiecuję, że będę po tobie płakać jak bóbr! Dam z siebie wszystko - zapewniłam ją.
Stałyśmy same w sali treningowej mierząc się wzrokiem.
- Jesteś podła!
- Nie, tylko dbam o swój image.
- Przysięgam, że zrobię wszystko żeby ludzie poznali twoje prawdziwe oblicze! - zagroziła.
Powoli do sali wracała ekipa, która skorzystała z chwilowej przerwy.
- Sama jestem go ciekawa. Powodzenia - wyszeptałam nachylając się do jej ucha i odeszłam jeszcze trącając ramieniem.
Podpięli mnie do kolejnej próby. Wszystko szło początkowo zgodnie z planem. Zjechałam w dół i próbowałam się rozbujać kiedy coś puściło i zaczęłam spadać.
*
"Lina była przecięta" usłyszałam na potwierdzenie swoich przypuszczeń.
- Dzięki Matt, tak jak podejrzewałam - powiedziałam. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik kładąc się z powrotem na kolanach mojego ochroniarza.
- Podejrzewasz Mirandę? - zapytał Tito.
- Tak - potwierdziłam z przekonaniem. - Pojawiła się chwilę wcześniej, wściekła na mnie za to, że uśmiercają jej postać.
- Powinnaś to zgłosić, niech ten twój policjancik zajmie się tą sprawą - oznajmił.
- Marshal? Ma niezły tyłek ale nie mieszajmy go do tego. Nie chcę żeby policja kręciła się przy mnie.
- Ale może dobrze też mieć jakiegoś zaufanego psa. Taka znajomość może ci się przydać a ten jeszcze wygląda na twojego fana.
- Masz rację. Ale nie mamy dowodów, że to była Miranda. Nie będę się przejmować stukniętą, rozgoryczoną suczą.
- Po co ci to było? Po co z nią zaczynałaś? - wyrzucał mi Tito.
- Nie specjalnie. Wkurzyło mnie, że pojawiła się tak z dupy. Nikt mnie nie zapytał o zdanie. Ale potem jej zainteresowanie Jonah było mi nawet na rękę. Dzięki niej pozbyłam się natrętnego typa. Gdyby tylko ta wredna idiotka nie uznała, że jestem jej wrogiem numer jeden i nie zacietrzewiła się tak w tym. Już bym o niej zapomniała. Ty myślisz, że nie wiem kto rozpuszcza o mnie plotki, sabotuje i wrzuca do sieci zdjęcia jak to ostatnie z obściskującym mnie Royem? - uniosłam się znów do siadu na mojej ogromnej, luksusowej, wygodnej kanapie.
- Tyle razy cię prosiłem, żebyś trzymała się z daleka od moich pracowników.
- Nie zmieniaj tematu. Swoją drogą wiem, że wysłałeś go na przymusowy urlop.
- To był pomysł Smoczycy.
- Mogłam się domyślić. Tak czy siak sytuacja już mnie trochę męczyła. Porozmawiałam więc ze scenarzystami. Laska straciła przychylność producenta. Dał im zielone światło więc zrobili parę zmian dla poprawienia notowań serialu. Miranda się wkurzyła i chciała zemścić, to wszystko.
- Uważaj na siebie, może jeszcze próbować.
- Oj Tito martwisz się o mnie? Daj mi ochronę dwadzieścia cztery na dobę i załatwione. Słyszałam, że zatrudniłeś nowych chłopaków...
- Przestań, to poważna agencja ochrony a nie burdel. Przez ciebie czuję się czasem jak jakiś stręczyciel - westchnął a ja się zaśmiałam.
- Czy wiesz coś na temat tego faceta... - nie dokończyłam pytania ale wiedziałam, że wie kogo mam na myśli. Od razu pokiwał przecząco. Oparłam głowę o jego wielkie, umięśnione ramię.
Zastanawialiśmy się już nad scenariuszem, że Czarny mógł mnie w jakiś sposób rozpoznać tamtego wieczora i śledzić. Sprawdzać. Byłam przekonana, że zareagował na swój pseudonim kiedy go zawołałam. Ale teraz, po jakimś czasie sama miałam już wątpliwości. Może tylko go zaskoczyłam samym krzykiem? Z drugiej strony, to nie był zwykły paparazzi, ani jakiś stalker. Za dobrze walczył, jakby był do tego wyszkolony. Jego okulary nie wyglądały jak zwykłe przeciwsłoneczne ale jak wyszukany sprzęt, zresztą było ciemno po co mu były zwykłe okulary po zmroku?
- Widziałem nagranie z próby. Dobrze, że był tam ten twój sąsiad, gdyby nie jego refleks ubiłabyś sobie zadek, albo skręciła kark - Tito zauważył, że się zamartwiam, próbował mnie więc zagadać.
- Co? Eee tam! Wylądowałabym jak zawsze. - Wyszczerzyłam się do wielkoluda.
- Ale scena wyglądała jak z jakiegoś taniego romansu. Wylądowałaś prosto w jego ramionach. Nieźle musiało facetem szarpnąć, jak taki klocek spadł na niego... - Chwyciłam pierwszą, lepszą poduszkę z kanapy i rąbnęłam nią w twarz Tito.
- Dość o pracy! Odwołali mi grafik na resztę dnia, nie pamiętam kiedy ostatnio miałam wolne. Chcę odpocząć i w spokoju dokończyć mecz a ty paplasz jak najęty. - Chwyciłam piwo i dopiłam duszkiem. Po wszystkim zgniotłam puszkę i bekłam jak nie przystało na gwiazdę, symbol seksu i natchnienie artystów. - Tito potrafisz jeszcze wybekać alfabet? - Przypomniało mi się.
- Żartujesz?! Kulko, to że teraz bywam na salonach nie znaczy, że już straciłem takie umiejętności!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top