Dzieła sztuki

- I jak odwiedziłaś to miejsce, które ci polecałem? - szeptał mi za plecami a jego oddech łaskotał moje ucho, podczas gdy zimne palce błądziły po szyi gotowe zacisnąć się na niej w każdej chwili. Stał górując za mną swoim wzrostem.

- Było bardzo... przyjemnie... i było w czym wybierać - mówiłam ostrożnie bo z każdym słowem jego ręka uciskała moją krtań.

- A nie mówiłem. Jak tylko cię poznałem, wiedziałem, że nie jesteś zwyczajna. A kiedy potwierdziłaś, że też masz niezwyczajne potrzeby byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że ty jedyna mnie zrozumiesz. Bo rozumiesz mnie prawda? - domagał się potwierdzenia.

- Tak - wyszeptałam.

Rozumiałam? Ależ oczywiście, że znałam takich jak on. Był dokładnie taki sam jak ci wszyscy zwyrodnialcy, patole, mordercy, których nie obchodzi czy rozerwą dziecko, matkę, starca czy kozę. Byle zastraszyć, zawładnąć, udręczyć, podbić i pohańbić, odwieczną bronią, którą noszą w spodniach.

Ja też używałam seksu do swoich celów, nie łączyłam go z uczuciem. Nie z takim jakby się winno. Służył mi w zdobyciu celu, czasu, zaufania, w szantażu. Traktowałam go jak lek na bezsenność, bezsens. Odwracałam nim uwagę, uśmierzałam ból, zabijałam samotność, zapełniałam pustkę. Przynajmniej na chwilę. Dopóki nie opadł dreszcz, nie wysechł pot i sperma na mym idealnie podłym ciele. Co zatem odróżniało mnie od zwyrodnialców takich jak James? Jedynie to, że nikogo siłą do niczego nie zmuszałam a moimi podbojami najczęściej nie były ofiary a dość często byli to to inni winowajcy. Niewiele i aż tyle.

- Kupiłaś jakieś pamiątki? - zapytał jakby mówił o magnesach na lodówkę.

- Kilka.

- Pokażesz mi?

- Jestem jedynaczką. Nie lubię się dzielić swoimi zabawkami.

Zaśmiał się zatapiając swoją twarz w moich włosach i przesuwając rękami w dół zatrzymując się na piersiach. Musiałam bawić się w tą jego chorą grę, przynajmniej na razie. Roztoczyłam więc znów przed sobą wizję zielonych łąk, złotych pól i pachnących igliwiem lasów. Moje palce powoli zsuwały z ramion sukienkę. Nie chciałam tego ale... Świergot ptaków w kwitnącym sadzie, łaskocząca bose stopy, mokra od rosy trawa... Stałam nago igrając z nim jak z ogniem, igrając z życiem. Jego zimne palce przesuwały się po moim ciele i zaciskały silniej. Chciał mi zrobić krzywdę, chciał na mojej jasnozłotej, jedwabistej skórze widzieć siniaki, krew, ból. Uwielbiał łamać ludzi, zmuszać do uległości bo to go nakręcało... Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie promienie słońca ogrzewające twarz i delikatny powiew ciepłego wiatru otulający moje drżące ciało...

- Ludzie są jak dzieła sztuki - wysapał a jego szept przedarł się do mojej świadomości. - Z taką różnicą, że nie musimy ich tylko podziwiać jak eksponaty w muzeum, możemy ich też dotknąć, żeby poczuć każdą krzywiznę, gładkość i wirtuozerię artysty, który stworzył człowieka.

Chciał poczuć Boga czy raczej poczuć się nim? Zastanawiałam się przez chwilę nad słowami tego szaleńca podczas gdy jego dłonie błądziły badając moją powierzchowność.

- Wiesz co mnie przeraża? - zadałam mu pytanie i nie czekając na odpowiedź od razu wyjaśniłam: - Przerażają mnie nie ci, którzy kradną ale ci, którzy niszczą dzieła sztuki.

Ale prawda była taka, że nienawidziłam poprostu wszystkich tych, którzy traktowali ludzi jak przedmioty, jak pamiątki.

Otwarłam oczy i chociaż stałam do niego tyłem widziałam jego wykrzywioną w szalonym półuśmiechu twarz odbijającą się w szybie. Staliśmy w mojej prywatnej loży na wprost szklanej ściany, za którą w dole na parkiecie bawili się klienci mojego klubu. Tylko my ich widzieliśmy dla ich wzroku pozostawaliśmy niewidoczni. Moje nagie ciało odbijało się na tym kolorowym, rozbawionym, głośnym tle. Tak, mogłabym się tutaj pieprzyć ale pewna byłam tego, że nie z nim.

- Nie przeszkadza ci, że twoja siostra już wylizała każdy centymetr mojego ciała? - Na razie blefowałam ale liczyłam na to, że się sobie nie zwierzali. Tym razem zobaczyłam swój krzywy uśmiech oraz to jak rzednie mina Jamsa a ręce zatrzymują się i sztywnieją na moim podbrzuszu. Zaryzykowałam. Albo go to nakręci jeszcze bardziej albo...

- Jeszcze po kresce? - zaproponował przerywając trwające chwilę milczenie i odsunął się ode mnie. A więc całe szczęście wygrała druga opcja. Schylił się po moją sukienkę i rzucił nią we mnie mówiąc: - Zakładaj to, przejedziemy się gdzieś. Podobno wujaszek urządza imprezę. Chcesz ze mną pójść?

Zajechaliśmy przed jedną z "imprezowych" własności oblecha Volcova. Jak mnie poinformował James cioteczka Patricia do niej nie zaglądała bo nie miała pojęcia o jej istnieniu. Panowie natomiast korzystali z niej jak tylko mieli ochotę się zabawić, czyli dość często.

W środku panowało przygaszone światło. Poczułam się jakbyśmy wrócili do klubu, z którego mnie zabrał. Z głośników leciała muzyka a pół nagie ciała poruszały się do jej rytmu. Minęłam dwie dziewczyny zlizujące z siebie na przemian biały proszek wraz z błyszczącym brokatem, którym były solidnie obsypane. Wyglądały na zdecydowanie za młode ale tutaj nikt nie sprawdzał dowodów. W salonie, do którego dobrnęliśmy trwała już w najlepsze... zabawa. Specjalnie zamówione na tę okazję panie do towarzystwa podskakiwały na kolanach mężczyzn. Profesjonalnie wyginały swoje ciała i pojękiwały ale ich ciężkie od nadmiaru makijażu oraz wypełniaczy twarze niekiedy zdradzały znudzenie. Przeszkodziliśmy też samemu wujaszkowi. Pomrugał kilka razy próbując wyostrzyć zamglony używkami wzrok. Uniósł swoją koszulę wystawiając na widok wieprzowaty, błyszczący od potu brzuch i krańcem materiału przetarł swoje łyse, równie mokre czoło i twarz. Mam nadzieję, że zaspokajająca go blondyna zażąda za to premii. Z takim prosiakiem to prawie jak zoofilia.

- A kto to zawitał w moje skromne progi? Czemu mnie nie uprzedziłeś gówniarzu, że sprowadzisz takiego gościa. - Parę co przytomniejszych twarzy obejrzało się na nas z ciekawością, włącznie z blondynką na jego kolanach. - Mówiłem kurwo żebyś przestała?! - zganił ją po czym nie przerywając sobie zwrócił się do nas jak przystało na gospodarza - Rozgośćcie się!

James rozsiadł się w salonie obserwując postękujcą parę na kanapie przed sobą, ja przysiadłam obok. Kobieta zaspokajająca starszego faceta znudzona widokiem obróciła się do nas przodem. Nadziała spowrotem na jego kutasa i kontynuowała oblizując swoje ogromne, czerwone usta lubieżnie, co w jej mniemaniu miało być zapewne zachęcające. Obnażyła ogromny biust za który automatycznie chwycił ją klient, którego właśnie obsługiwała. Jego pomarszczone ręce ściskały ją zachłannie ale najwyraźniej jej to nie wystarczało więc zaczeła się zaspokajać sama. James obserwował porno przedstawienie i leniwie gładził moje kolano a kiedy zaczął je ściskać coraz mocniej podziałało to na mnie alarmująco. Nachyliłam się do stołu i podałam mu tacę, z usypanym na niej białym kopcem. Skorzystał. Tymczasem chwyciłam nie otwartą jeszcze butelkę alkoholu i postanowiłam wybrać się na zwiedzanie.

- Idę siku - powiedziałam na odczepne.

Ale chłopak i tak mnie już nie słyszał, odpływał a do tego jakaś młoda kobieta już się przysiadła do niego, zwabiona zapewne widokiem jego drogiego zegarka i równie drogich ciuchów. James chwycił mocno jej twarz, przekrzywiał i przyglądał się jej pod każdym kontem, aż zajęczała z bólu. Czyżby szukał podobieństwa, może myślał, że to ja? Później zakręcił sobie na nadgarstku jej włosy i wywlókł dziewczynę z salonu. Pomyślałam, że chyba udało mi się w porę uciec. Jak widać takie kutasy nie wymarły z mamutami i wciąż miały się dobrze.

Korzystałam z okazji żeby się tu rozejrzeć. Otwierałam pokój za pokojem, przerywając niekiedy gościom imprezy. Udało mi się trafić do gabinetu świni i poszperać w nim ale niczego nie znalazłam. Dom faktycznie nie sprawiał wrażenia, że ktoś go zamieszkuje. Żadnych rodzinnych fotek, prywatnych pamiątek. Wyglądał jak taki świeżo po ingerencji architekta i dekoratora wnętrz, zaopatrzony niczym dobry motel... i naszpikowany kamerami.

- Patrz gdzie leziesz laska! - fuknęłam na brunetkę, która we mnie wpadła. Pozwoliłam jej się też oblać kolorowym drinkiem i ostentacyjnie pokazałam to, żeby wydarzenie dokładnie zarejestrowała kamera. W razie czego tylko szukam toalety aby doprowadzić się do ładu. Stara, wielokrotnie sprawdzona sztuczka ale przydatna.

- No nie! Toż to moja przyjaciółka lisiczka! - odezwała się Miranda.

- Ten twój piskliwy głos poznałabym niestety wszędzie.

- Nie wierzę taka gwiazda tutaj? Co będzie jak się fani dowiedzą jakie imprezy odwiedzasz. Twoja agentka wie gdzie się szlajasz? - zaczęła grzebać w torebce.

- Za to ty widzę, że czujesz się jak u siebie.

Wyciągnęła telefon przed siebie i chwiejąc się na nogach próbowała nim we mnie wycelować.

- Kochanie tak nie złapiesz ostrości i wyjdę rozmazana. Daj to, ja mam więcej doświadczenia. - Z łatwością wyciągnęłam jej z rąk telefon i wyłączyłam. Otwarłam pierwsze lepsze drzwi i wrzuciłam go tam prosto na łóżko, żeby nie miała do mnie pretensji, że się potłukł. Zanim go z tamtąd wydobędzie, trafi palcem w odpowiedni guzik i nim go uruchomi będę już daleko. Usłyszałam jej szpetne przekleństwa.

Węszyłam dalej i odkryłam zapewne piwniczkę na wino. Volcov musiał tam mieć niezłe okazy skoro była zabezpieczona elektronicznym zamkiem z kodem szyfrowym. To wydało mi się podejrzane i warte sprawdzenia. Wyciągnęłam cenny, kubański sypki puder z mojej niewielkiej, dizajnerskiej torebki ale zamiast noska przyprószyłam nim cyferki na kontrolerze. Tak poznałam cztery najbardziej używane. Gdybym ich nie znała czekałoby mnie jakieś dziesięć tysięcy prób a tak mogłam spróbować postrzelać. Gdzieś przy piątej kombinacji udało się.

W środku paliła się niewielka lampka. Było tam duszno i śmierdziało fekaliami. Pośrodku piwniczki zalegał materac a na nim nieprzytomna, młoda kobieta ubrana w sam podkoszulek. Nachyliłam się nad nią żeby sprawdzić czy żyje. Przyświeciłam w jej bladą twarz telefonem. Zajęczała. Na pierwszy rzut oka była ewidentnie czymś odurzona. Jej przedramię było całe posiniaczone i pokłute a do nogi przymocowano łańcuch. Bydlak potraktował ją jak zwierzę!

- Wrócę po ciebie - wyszeptałam obietnicę nachylając się nad nią.

Odpowiedziała mi tylko kolejnym jękiem.

Wnętrze było wygłuszone, mogła krzyczeć ale nikt jej nie słyszał. Byłam jej jedyną nadzieją ale pewno nawet tego nie rozumiała. Obfotografowałam wszystko dokładnie i musiałam się stąd szybko ulotnić. Nie mogłam dłużej ryzykować jeśli miałam być jej ratunkiem.

*

Przygotowaliśmy z Tito szybki plan działania. Następnego dnia zajechałam po zmroku pod rezydencję Volcova tłumacząc się, że na przyjęciu zgubiłam ulubioną ostatnio torebkę. Ochrona przy bramie skontaktowała się ze swoim szefem, który powitał mnie z wielką radością. Ugościł jak królową częstując najlepszym kawiorem, szmpanem i najczystrzą koką. Zbyt wiele sobie obiecując po mojej wizycie.

Popijaliśmy z fancy kieliszków z nachylonym rantem, aż w odpowiednim momencie wyjęłam móją cudowną puderniczkę i dmuchnęłam pyłkiem w twarz Volcova. Odczekałam chwilę, aż oddech diabła zacznie działać. Od teraz obleśny spaśluch był na moje rozkazy. Niczym posłuszna kukiełka. Sam zporowadził nas do dziewczyny, uwolnił ją, dał ubrania i odprowadził do drzwi machając na pożegnanie. Upewniłam się żeby ten moment dobrze uchwyciła kamera i obserwujący nas ochroniarze. Sama chichocząc puściłam mu całuska żegnając się z nim jak z psiapsiółką po piżamaparty.

Jak obiecałam nieprzytomnej dziewczynie, wyciągnęliśmy ją z tej zatęchłej piwnicy. Patrzyłam na jej drobne, zwisające bezwładnie ciało w wielkich ramionach Tito. Jeśli przeżyje może być przydatna. Ale najlepsze jest w tym wszystkim to, że Volcov obudzi się jutro i niczego nie będzie pamiętał również tego, że tej nocy wyznał mi ze szczegółami wszystko, dosłownie wszystko na czym mi zależało. I oddał mi więcej niż tylko dziewczynę. A co do niej z łatwością przekonam go, że ofiarował mi ją w prezencie.

*

Patrzyłem jak odpala papierosa. Między kciukiem a palcem wskazującym widniała nieco już wyblakła jaskółka. Jego podpis i znak rozpoznawczy, podobnie jak i szrama na prawej skroni. Słyszałem na ulicy wiele legend na temat jej powstania. Wypuścił dym i na chwilę za nim zniknął z ekranu mojego laptopa, żeby po chwili znów się wyłonić niczym z piekielnych oparów.

- Zamiast czytać te parę linijek wypocin, wolę porozmawiać. Jestem staroświecki - oznajmił z kpiącym uśmieszkiem wpatrując się w ekran jakby przewiercał mnie na wylot.

- Jak sobie życzysz - odezwałem się moim zmienionym przez moderator głosem. Mój klient prychnął.

- Co za czasy... Jak widzisz ja nie mam nic do ukrycia. Na pewno znasz mnie dobrze więc wiesz, że lepiej ze mną nie zadzierać. Nie mam powodów żeby ukrywać swoją tożsamość. Domyślam się, że nie porozmawiamy twarzą w twarz?

Słysząc te słowa, naciągnąłem głębiej kaptur i kiwnąłem na Kevina. W pomieszczeniu zgasło światło.

- Tak lepiej - odezwał się Swallow na widok mojej ukrytej w cieniu sylwetki na swoim ekranie. - Jak dla mnie możesz sobie pozostać anonimowy, dopóki nie wchodzisz mi w drogę. Mogę się założyć, że i na twoim ciele gdzieś tam widnieje moja jaskółka. Mieliśmy kilkoro utalentowanych dzieciaków w naszych szeregach, nie zdziwiłbym się gdybyś był jednym z nich. Wiem też, że odwiedziłeś mnie niedawno bo ta głupia cipa, moja żona cię zatrudniła. - Zaśmiał się. - Od dawna szuka na mnie brudów, żeby użyć ich na rozprawie rozwodowej. Ale nie gniewam się, dzięki temu sam wpadłem na pomysł wynajęcia cię.

- Jak długo mam jeszcze sprawdzać tą gwiazdeczkę? Czego mam dokładnie szukać?

- To ty mi wyjaśnij czego ona mogła szukać tego samego wieczora co ty w moim gabinecie, skoro pracujesz sam?! Bo wiem, że nie byłeś tam wtedy sam! A ona była jedyną obcą osobą przebywającą na piętrze w tym czasie! I czemu teraz ta mała kurewka kręci się przy mojej rodzinie?

- Nie jestem prywatnym detektywem tylko złodziejem! - odpowiedziałem nie pokazując po sobie jak bardzo zaskoczył mnie swoimi domysłami.

- Pracujesz teraz dla mnie i będziesz tym kim ci karzę być! A jeśli nie, to nie zapomnę twoich odwiedzin w moim domu! Żeby się na to porwać trzeba być gnojkiem z wybujałym ego albo szalonym skurwysynem. Którym z tych dwóch jesteś ty CZARNY? Co?! - rzucił retorycznym pytaniem w przestrzeń i rozłączył się.

- Kurwa!! - wybuchłem po zakończeniu połączenia zrzucając klawiaturę i pozostałe rzeczy z biurka. - Słyszałeś Kev?!

Żałuję, że dałem się w to wciągnąć! Już raz mi się udało wyrwać z tego bagna i jak idiota sam dałem się znów do niego wpieprzyć! Rzuciłem czapeczką o ścianę i zmierzwiłem swoje włosy oraz zmęczoną twarz. Byłem rozczarowany sam sobą. Nie mówiłem tego wszystkiego co mi się kotłowało w czaszce na głos, żeby Kevin nie poczuł się winny, że mnie namówił. Bo sam sobie byłem winien. Nikt mnie nie zmuszał do przyjęcia tego zlecenia. Jeśli już miałbym kogoś wskazać to byłaby to ta zepsuta kobieta! Gdyby mnie tak nie denerwowała... i ta cholera mnie rozpoznała! Rozpoznała Czarnego! To dlatego, że spotkaliśmy się już wcześniej. Wtedy u Swallowa to była ona? To musiała być ona!

Wydrukowałem sobie zdjęcie Milly Joseph czyli Josephine Miller, Jojo, agentki Fox czy jak jej tam jeszcze było. Czy faktycznie była tą włamywaczką? Ale po co? Po jaką cholerę?! Czy jest aż tak popierdolona, że zabawia się w to dla dreszczyku, emocji? Czy uroiła sobie, że jest agentką jak w tym swoim serialiku?

- Pogrzeb w jej przeszłości - zwróciłem się do Kevina. - Sprawdź czy coś ją łączyło ze Swallowem i jego rodziną wcześniej. Może chodziła z jego dziećmi do szkoły? Może ktoś z tej rodziny jej podpadł? Cokolwiek znajdziesz podejrzanego daj znać. Włącznie z jej zeznaniami podatkowymi i kartotekami medycznymi. Żarty się skończyły! Chyba musimy dokładnie przeanalizować wszystkie jej twarze - powiedziałem wieszając zdjęcie gwiazdki po środku ściany w podziemiach galerii.

Mieliśmy tu wstęp tylko my dwaj a moja asystentka dostawała na tyle dobre wynagrodzenie, że nie interesowała się tym dlaczego tyle czasu spędzamy w podziemiach z Kevinem, oficjalnie grając w bilard i automaty jak to zwykli chłopcy i ich zabawki a od czasu do czasu znikając tajnym przejściem w ukrytym pomieszczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top