Rozdział 5

Z początku Hawks zaczął panikować, próbując przypomnieć sobie co zrobić z zainfekowaną raną. Oczywiście że wie co powinien teraz zrobić  - powinien zabrać Dabiego do pieprzonego szpitala. Niestety, to nie wchodzi w grę. Nie zrobi tego, nie chce zdradzić jego zaufania do siebie ale zarazem wie że jeżeli sprawa przybierze jeszcze gorszy obrót, to nigdy sobie tego nie wybaczy.

W trakcie gdy grzebał w apteczce znajdującej się w jego łazience w poszukiwaniu czegoś do odkażenia rany, usłyszał Dabiego wołającego do niego z salonu: "Biegasz w około jak jakaś skołowana ptaszyna, uspokój się."

"No sory przystojniaku, ale nie jestem pieprzonym lekarzem." odparł bardziej nerwowy niż sfrustrowany.

"To poszukaj czegoś na necie." odpowiedział mu spokojnie. "Nie czuję się aż tak źle. Bywało gorzej."

Hawks nie ma wątpliwości że mówi prawdę, wystarczy na niego spojrzeć żeby to wiedzieć. A jednak, jego ręce wciąż się trzęsą gdy wyjmuje telefon. Kilka pierwszych stron jest bezużytecznych z racji że każdy piszę tą samą radę by jechać do szpitala ale koniec końców udaje mu się znaleźć coś przydatnego.

"Daj mi spojrzeć jeszcze raz na ranę." powiedział Hawks chowając z powrotem telefon do tylnej kieszeni.

"Pewnie, patrz się ile chcesz, ptaszku." odparł nonszalancko.

Hawks cofnął się do głównego pokoju i przykucnął przed Dabim będącym na kanapie. Rana już dawno przestała całkowicie krwawić lecz mała ilość transparentnego wypływała z niej ściekając w dół.

"Kurwa." skomentował Hawks.

Dabi ponad nim chwycił powietrze wpatrując się w niego zaciekawiony. "Nigdy nie sądziłem, że bohaterzy mogą używać takiego słownictwa."

"Wiesz jak to mówią, ciągnie swój do swego."

"Czy to znaczy że mogę w końcu przestać udawać grzecznego chłopca?"

Hawks patrząc na niego uniósł brew uśmiechając się powoli. "Do głowy by mi nie przyszło żeby tak o tobie chociaż pomyśleć."

Kącik ust Dabigo drgnął w górę w rozbawieniu nim pochylił się lekko do przodu, uważając na swoją ranę, lecz Hawks i tak miał wrażenie jakby złoczyńca nad nim górował. "Widzisz mała ptaszyno, jeszcze nie widziałeś mnie niegrzecznego."

Jego głos był niczym więcej jak głębokim pomrukiem, niskim i cichym, ale Hawks i tak miał wrażenie jakby gruchotał mu kości. Domyślał się że jego głos brzmi w ten sposób tylko przez zmęczenie na skutek zakażenia, ale nawet mimo tego nie mógł powstrzymać fali pożądania pochłaniającej go w całości. Robi błąd spoglądając w górę. Dabi wpatruje się w niego, jego turkusowe oczy przeszywające mogące zobaczyć jego duszę i zarazem, ta wkradająca się w nie apatia będąca robotą przeziębienia.

Wzdrygnął się. Miał wrażenie jakby został zabrany i przy okazji też wykorzystywał przewagę nad majaczącym Dabim.

Gdy odzywa się po raz kolejny, głos Hawksa brzmi obco dla niego samego: "Sądzę, że będziemy musieli ściągnąć szwy."

Chwila pauzy i jakby nagle zaklęcie straciło swoją moc gdy w tym samym czasie Dabi opiera się z powrotem o kanapę, z dala od Hawksa. "To nie zbyt dobrze."

"Nope." odpowiedział jeszcze zanim znów zaczął panikować.

Podniósł apteczkę i wyjął z niej rękawiczki, ale w tej samej chwili się zatrzymuje. Wie przecież że nie choćby dotknąć rany Dabiego rękawiczkami których używał wczoraj.

"Użycie ich nie będzie za higieniczne, nie?" dodał zgodnie Dabi.

Hawks przytaknął ponownie przeczesując zawartość apteczki. Udaje mu się znaleźć jeszcze jedną parę nieużywanych rękawiczek i ponad to parę nożyczek do nici. Nie ma ochoty w ogółe jej otwierać, boi się że może zacząć krwawić na nowo, problem w tym że sama myśl o tym że Dabiemu mogło wdać się zakażenie martwi go niemiłosiernie.

Ostatecznie zmienia zdanie - jeżeli rana znów zacznie krwawić, zabiera Dabiego do szpitala czy mu się to podoba czy nie.

"Marzyłeś kiedyś że chcesz zostać lekarzem?" zapytał Dabi gdy zakładał na dłonie rękawiczki.

Większość dzieci marzy by zostać lekarzami gdy są... cóż, dziećmi. Lekarzami, strażakami, policjantami czy bohaterami. Heros uśmiechnął się na tę myśl. Postanowił zostać bohaterem jedynie rok przed pójściem do szkoły średniej.

"Nope," odpowiedział Dabiemu wyjmując nożyczki. "Kiedy byłem mały, chciałem zostać assassinem."

Dabi zaśmiał się i po chwili już zaciskał zęby z bólu, ale i to nie starło mu jakoś uśmiechu z ust. "Możesz powtórzyć?"

"Za dzieciaka chciałem zostać assassinem," powtórzył uśmiechając się na samą myśl. "Prawdopodobnie rezultat oglądania od groma filmów na które byłem wtedy jeszcze za młody."

Dabi wtedy przestał się uśmiechać i zamiast tego patrzył się na Hawks z dziwną, poważną miną. "Twoi rodzice cię nie pilnowali czy jak?"

Starał skupić się na rozcinaniu szwów, ale pytanie jakie zadał Dabi jest jak mucha w jego głowie, przeszkadza i stwarza potrzebą odpowiedzenia, podzielenia się tym. Ale im więcej mu zdradzi tym trudniej w razie konieczności będzie go opuścić, nie mówiąc już o starciu na polu bitwy.

"Opiekowali, ale do czasu, zanim mój tata dostał raka," odpowiedział przełykając nerwowo. Nie pozwalając sobie spotkać oczu Dabiego. "Od tego czasu to mama pracowała za dwoje z racji że straciliśmy dochód ze strony ojca a on sam był... taki na co pozwala ci rak."

Przeciął ostatnią ze szwów i czuje jak w żołądku mu się przewraca. Rana wcale nie wygląda za dobrze, w dodatku może zobaczyć w okół niej zielone plamy i z pewnością jest opuchnięta ale przynajmniej, nie krwawi. Wziął waciki i oczyścił nimi ranę, a następnie przemył ją środkiem odkażającym. Dabi nawet nie drgnął więc gdy Hawks patrzy w górę mężczyzna patrzy na niego zamyślony.

Bohater przełknął ślinę i odwrócił się.

"Raka czego?" zapytał Dabi głosem wyjątkowo cichym.

To nie grzeczne pytać ale złoczyńca mówił to tym samym cichym, niemalże łagodnym tonem jakiego użył gdy dziękował mu wczorajszej nocy, mówiąc do ciemnego pokoju. To jedyna rzecz jaka powstrzymuje go przed naskoczeniem na niego.

Czuje się spięty, bezradny wręcz ale postanawia odsłonić się jeszcze trochę Dabiemu: "Mózgu. Staram się pamiętać jaki był zanim zachorował ale... czasami jest ciężko. Od tamtego czasu był zupełnie inną osobą."

Dabi uniósł ramiona żeby Hawks mógł owinąć bandaże w okół jego torsu.

Bohater jest wdzięczny że Dabi nie zadaje już żadnych pytań bo naprawdę pragnie już tylko żeby rozmowa o jego ojcu się zakończyła.

Podniósł brudne waciki i wyrzucił je do śmietnika.

"Staram się pamiętać ojca tak bardzo jak mogę. Tylko po to żebym o nim nie zapomniał."

Gorycz, nienawiść i cierpienie miesza się w jedność gdy Dabi zabiera głos, tak żywe w swojej postaci że Hawks czuje się zmuszony by spojrzeć na niego. Dabiego oczy płonęły i Hawks poczuł jak strach dźga go głęboko w brzuch - ten ogień tak niebezpieczny i płonący równie jasno co nienawiść będąca w jego głosie.

 Hawks czuje suchość w buzi gdy otwiera ją ponownie by powiedzieć: "Przykro mi że tak się stało."

I wie że jest to żałosna rzecz do powiedzenia, wie bo sam nienawidzi gdy ludzi którzy gdy odkryją co przydarzyło się jego ojcu pierwszą rzeczą jaką mówią jest właśnie to. Ale nagle będąc w podobnej sytuacji rozumie w końcu dlaczego tak jest. Nie ma tutaj naprawdę nic więcej do powiedzenia. Jedyne co mogą zrobić w takiej sytuacji to okazać współczucie.

"Nie ma potrzeby. I tak niedługo go zabije."

Nie wie jak wyglądała przeszłość pomiędzy Dabim a jego ojcem, nie wie co się wtedy stało, ale jest jasne że Dabi został skrzywdzony, nie tylko w sposób fizyczny.

W końcu, Hawks zrozumiał co złoczyńca właśnie powiedział. Ma zamiar zabić swojego ojca. Nie zrobił tego jeszcze. Dabi jest złoczyńcą i choć nikt nie wie jak silny dokładnie jest, jest jasne że jest potężny. Skuteczny na tyle by zabić każdego zwykłą osobę jaką ma ochotę.

Jest kilka opcji. Albo, pomimo tego co zrobił mu ojciec, wciąż go w pewien sposób kocha i część jego nie potrafi go zabić. Z tym że Dabi nie wydaje się być typem co wybacza i zapomina. Więc w takim razie druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna - jego ojciec otoczony władzą. Najpewniej był bohaterem. Od razu odrzucił możliwość pomocnika bohatera - Dabi mógłby zwyczajnie obserwować jego rutynę i następnie zaatakować w chwili, gdy jego ojciec nie znajdował się w pobliżu kogoś silniejszego. On sam, musi być potężnym herosem. 

Sposób w jaki Dabi nienawidzi bohaterów. Dlaczego nikt nie był w stanie odkopać jego prawdziwej tożsamości. Dlaczego jego twarz nie pojawia się w wiadomościach tak samo często jak innych złoczyńców. Poczuł się aż głupio, że nie domyślił się tego wcześniej.

"Co się dzieje w tej twojej ptasiej główce?" zapytał Dabi z przymrużonymi z podejrzeniem turkusowymi oczami choć było w nich widać również zaniepokojenie. Jego turkusowe oczy. Oczy które wydawały się znajome już od samego początku. Ta poparzona skóra. 

Poczuł jak ściska go serce, powietrze opuszcza jego płuca a żołądek zaczyna mu ciążyć. Jego ręce trzęsą się z przerażenia a zimny pot oblewa go całego. Nie może być, nie.

Boi się, że gdy tylko otworzy usta to zwymiotuje przez uczucie jakiego nie miał w sobie od czasów szkoły podstawowej. Tyle że nie potrafi trzymać gęby na kłódkę: "Farbujesz włosy?"

Dabi zamrugał zdezorientowany. Nie pomogło to w zmniejszeniu nerwów jakie w danym momencie miał i po raz pierwszy, chce odsunąć się od drugiego mężczyzny. Potrzebuje pomyśleć na trzeźwo. To na co wpada teraz jego mózg jest czystym absurdem. To nie może być prawda. Nie?

"Tak, a co?"

Musi się uspokoić. Wie, że quirki mogą być dziedziczne. Dabi kontroluje ogień, inny niż Endeavora ale niemniej jednak ogień.

"Nie wiem," skłamał, głosem płynnym niczym jedwab. "Tak tylko, myślałem."

Dabi nie wyglądał na przekonanego patrząc na Hawksa wątpliwie i z podejrzeniem.

To nie jest tak jakby złoczyńca mówił mu wprost, że jest synem Endeavora, nie wyznawał niczego na żaden temat. Ale chociażby taka możliwość zaciska Hawksowi gardło.

"Co jest, ptasi móżdżku?" zapytał Dabi brzmiąc teraz na bardziej zmartwionego niż jakby go podejrzewał.

"Zaraz wracam." odparł Hawks, brzmiąc odlegle nawet dla samego siebie.

Wrócił pośpiesznie wychodzi pokoju po drodze zwalając z półek parę książek, ale nie zatrzymując się aby je pozbierać. Gdy zniknął już w łazience, zamknął za sobą drzwi. Światła w tym pomieszczeniu są wyłączone i gdy tylko nastaje ciemność czuje jak jego płuca opuszcza ciężar i znów może oddychać.

Ale to w żaden sposób nie pomaga. Próbuje wmówić sobie żeby nie być głupi. Że to wszystko może być tylko przypadkowy zbieg okoliczności. Przecież nie ma na nic dowodu, to są tylko teorie. Teorie które tak desperacko pragnie aby okazały się fałszywe. Od zawsze podziwiał Endeavoura, nawet bardziej niż All Mighta - Był tak skupiony na swoim celu, tak nakręcony, nie pozwalając by cokolwiek zatrzymało go przed staniem się lepszym od All Mighta. Nawet gdy został za to wyśmiewany i mówiono mu, że to niemożliwe. Jego determinacja i zapał żeby osiągnąć czego pragnął była czymś co zawsze w nim podziwiał.

Będzie musiał się temu przyjrzeć. Wie, że Endeavour ma dzieci i to, że jego najmłodszy chodzi teraz do U.A. ale po za tym nie posiada w tym temacie wiele informacji. Ponad to przez chwilę rozważał zapytanie się o to Tokoyamiego, aby wypytał się o rodzinnego sprawy Todorokiego, jednak równie szybko porzucił ten pomysł. Nie było by w porządku używać nastolatka do zdobycia informacji.

Przypomniał sobie w jaki sposób Dabi wykrzyczał prawdziwe imię Endeavoura i ponownie skręciło go w żołądku. Wciąż w ciemności, usiadł na ziemi krztusząc się. 

Zajmuje mu trochę czasu zanim udaje mu się uspokoić swój oddech. Jest wdzięczny Dabiemu za to że zostawił go samemu sobie i nie przyszedł pytając co się dzieje. Wciąż jednak, gdy wraca do salonu, Dabi obserwuje z ciekawością widoczną na jego twarzy.

"Wygląda na to że masz jakieś problemy, bohaterze." powiedział niezwłocznie Dabi.

"Nie my wszyscy." uśmiechnął się, ale był to jedynie cień uśmiechu jaki zazwyczaj nosił. Pozbierał bałagan jaki pozostawił po sobie, gdy znów zajmował się raną Dabiego i wyrzuca wszystko do śmietnika zanim spogląda do apteczki. Wciąż jest nerwowy oraz roztrzęsiony więc skupianie się na czymś, pomaga.

"Będziemy musieli zdobyć nowe środki," powiedział. "Wygląda na to że powinniśmy zmieniać bandaż codziennie, aby utrzymać ranę w czystości. Ponad to, twoja rana nie może w żadnym razie zmoczyć, więc pamiętaj o tym."

"Muszę przyznać, że nie rana jest tym co chciałbym zamoczyć gdybym miał wybierać."

Hawks zadrżał a krew w jego żyłach na moment zawrzała niczym magma. Ale wtedy przypomina mu się jego obecna teoria na temat tożsamości Dabiego i jego wnętrze znów zwija się w knoty.

"Pójdę po nie oraz po obiad jeśli chcesz." odparł.

Przez chwilę Dabi wydaje się urażony Hawksem tak ostentacyjnie ignorującym jego flirty, ale następnie, przytakuje. "Weź mi cokolwiek. Jestem nowoczesną osobą."

"W takim razie może powinienem ci zrobić makaron z majonezem." zaoferował Hawks i tak samo jak wcześniej, jego głos był jedynie cieniem jego dotychczasowych docinek.

"Już ci mówiłem, że nie jestem aż tak nowoczesny." odparł Dabi z uśmiechem i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej portfel i sięgając po będące w nim pieniądze, dał je drugiemu mężczyźnie. "Daj mi sobie postawić."

Hawks niepewnie wziął pieniądze. "Czy mógłbyś dokładniej określić co byś chciał?"

"Wspomniałeś o makaronie więc," westchnął. "Jakiś smażony makaron z mięsem. Co dokładnie, zostawiam tobie."

Wychodząc czuł na sobie wzrok Dabiego i chyba po raz pierwszy chciałby żeby okolica, w której mieszka nie była tak zaludniona. Latanie oraz spacer pomagają mu na poukładanie sobie w myślach wszystkiego, na jego nieszczęście apteka, w której może kupić dodatkowe środki jest nie daleko, jak również kilka restauracji i fast foodów gdzie będzie mógł kupić obiad i kolacje, więc zdobycie potrzebnych rzeczy nie będzie trwać wiecznie.

Wziął nowe bandaże, parę rękawiczek, więcej spreju do dezynfekcji i jakieś tabletki na przeziębienie. Farmaceuta jest a tyle miły aby mu powiedzieć że Dabi będzie musiał dużo pić i dostawać zimne okłady.

Nie pozostało mu nic więcej jak podziękować za rzeczy oraz radę zanim wyszedł.

Wziął haust powietrza idą chodnikiem. Jego mózg wciąż wraca myślami do Endeavoura. Oczy jego oraz Dabiego wglądają niemal identycznie, w dodatku ten ogień. Wyobraża sobie Endeavoura - wielkiego, prawie gigantycznego, czasami przerażającego mężczyznę. Wyobraża sobie jak uderza kogoś niebędącego złoczyńcą. Nie jest to radosna myśl i po raz kolejny, czuje się chory.

Idąc rozpatrywał jak dowiedzieć się więcej o nim i jego dzieciach.

A później do głowy przychodzi mu Dabi. Dabi, który teraz bezwstydnie z nim flirtuje. Który nie tak dawno siedział razem z nim w kawiarence, który porzucił swoje plany żeby 'uratować go z walącego się budynku.

Ten sam Dabi co wymamrotał ciche, delikatne 'dziękuję' w głuchą noc.

Postanowił że poczeka. Poczeka aż Dabi postanowi się otworzyć i opowiedzieć mu wszystko. Powinno być tego warte. Pytaniem pozostaje czy jest zdolny czekać na tyle długo żeby tak się stało. Rozpaczliwie pragnie wiedzieć czy całe życie podziwiał osobę która pod której skórą tak naprawdę krył się najprawdziwszy potwór. Jakby nie patrzeć, zło nie rodzi się z siebie a jest tworzone.

Na obiad i kolację kupił makaron na wynos, dla siebie z kurczakiem a dla Dabiego z wołowiną. Nie jest do końca pewien jaki rodzaj mięsa Dabi lubi, ale wydaje się to właściwym wyborem. Nawet gdyby wolał kurczaka to Hawks zawsze może mu oddać swoją porcję. 

Powrót do apartamentu jest niechętny choć czuje się już o wiele spokojniejszy. Ma świadomość że nie może zmienić przeszłości i jeśli jego teoria okaże się prawdziwa, to nie miał skąd tego wiedzieć gdy był mały i szukał idola z którego mógłby brać przykład.

Lecz nadal. Pomyśleć że jako dziecko, dziecko co dopiero straciło ojca więc zaczęło brać przykład z Endeavoura było w będzie... to boli.

Jednak nie jest w stanie boleć bardziej niż został skrzywdzony Dabi.

Hawks nigdy nie był tym co się nad sobą użala. Wie że jest w lepszej sytuacji niż większość ludzi, a śmierć jego taty kiedy był jeszcze dzieckiem nie robi z niego biednego małego chłopczyka. Oboje rodzice go kochali. Ma niesamowitą siostrę. Jego agencja jest jedną z najlepszych w kraju. W dodatku robi to co kocha pomagając przy tym ludziom.

Z pewnością, nie ma źle.

Dabi śpi właśnie na kanapie gdy dociera na miejsce. Na moment przestaje martwić się o swoją teorię i przenosi te zmartwienia na Dabiego. Wyczerpanie nie jest czymś nadzwyczajnym u człowieka gdy jest przeziębiony ale w tym przypadku nie da się być zanadto ostrożnym. Rzucił swoje rzeczy na kuchenny blat i podszedł do Dabiego.

Drzemiący mężczyzna widocznie staje się spięty i powoli otwiera oczy by spojrzeć się a Hawksa.

"Przyniosłem parę rzeczy," powiedział Hawks wyciągając szybko z torby tabletki na obniżenie gorączki. "Weź je.

Bohater nie potrafi znieść jego oczu, za bardzo przypominają mu o Endeavourze i ponownie przyprawiają o mdłości.

"Idę ogarnąć trochę kuchnie," usprawiedliwił się i poszedł do pomieszczenia obok.

Słyszy szelest reklamówki jak Dabi najpierw wyjmuje leki a następnie makaron.

"Nie będziesz jadł?" zapytał ze spokojem złoczyńca.

"Nie jestem w tej chwili głodny." zawołał z powrotem Hawks. Nalał wody do kufla którego nawet nie wiedział że ma i postawił przed nos Dabiemu. Szukając teraz czegokolwiek do roboty był na tyle zdesperowany że zabrał się za sprzątanie kuchni. Dabi pozostawał cicho a Hawks nie miał odwagi aby chociaż rzucić okiem na drugiego mężczyznę.

Pytanie ciąży Hawksowi na języku. Marzy o tym aby po prostu spytać się czy Endeavour to jego ojciec. Jednak strach przed prawdę oraz strach przed reakcję Dabiego skutecznie wiąże mu język.

Wkłada wszystkie brudne naczynia do zmywarki a po tym jeszcze wyciera ścierką szafki. Ostatecznie też, wyrzuca do śmietnika przeterminowane herbatniki.

W trakcie jak Dabi kończył już swój posiłek, Hawks stopniowo również kończył sprzątanie co tylko pogłębiło jego nerwy. Nie jest dzisiaj sobą, zbyt rozdrażniony i zarazem roztrzęsiony, i dlatego też nie chce zbliżać się do złoczyńcy, zapewne od razu by zauważył dziwne zachowanie Hawksa i zażądał wyjaśnień.

Jednak ogarnia go kompletne przerażenie gdy tylko Dabi wstaje z kanapy, wciąż blady i widać że w każdy jego ruch musi wkładać dużo wysiłku.

Na moment cały jego niepokój zastąpiło zmartwienie. "Powinieneś siedzieć na miejscu."

Dabi uniósł brwi ale dalej szedł w kierunku kuchni. Oparł się o jedną z szafek, swoimi turkusowymi oczami wpatrując się w Hawksa. Wciąż jest tak samo gorący jak zawsze - wysoki, przystojny i potężny. Jak słońce przyciąga Hawksa do siebie. Z jakiegoś powodu bohater znów poczuł się obleśnie. Nie tylko Dabi może zachowywać się i mówić bzdety przez gorączkę to na domiar czuje się jakby wykorzystywał okazje pozwalając mu ze sobą flirtować gdy jest w takim stanie.

"Nie powiedziałeś mi do tej pory co się stało?" Dabi zamruczał robiąc krok bliżej. Jak w tańcu Hawks bierze krok wstecz - od niedawna tak znajomy mu rytm. Dabi zbliża się, Hawks ucieka. Dopóki jego dolna część pleców dotyka szafki. A Dabi bierze kolejny krok.

"A coś powinno być?" wymamrotał w odpowiedzi nie ważąc się spojrzeć w oczy złoczyńcy zbyt przerażony że się w nich zatrać i zbyt przerażony że zobaczy w nich Endeavoura, nie Dabiego.

"Wydajesz się powstrzymywać," głos Dabiego nie jest niczym więcej jak szeptem, przeznaczonym tylko dla uszu Hawksa, jak sekret. "Pomimo że tylko kilka dni temu wydawałeś się tak mną zainteresowany."

"Może zmieniłem zdanie?" serce podchodzi mu do gardła gdy to mówi, wciąż unikając przenikliwego wzroku Dabiego.

"Ty zmieniłeś zdanie? Naprawdę?" Dabi cały czas brzmi sceptycznie, choć nie udaje mu się całkowicie wyzbyć zmartwienia w swoim głosie.

Wziął kolejny krok w jego stronę tak że Hawks na nowo może poczuć ciepło bijące od niego. Bohater wie że gdyby teraz powiedział mu tak, nie jest zainteresowany, mężczyzna na pewno by się odsunął, nie ma na ten temat żadnych wątpliwości. Jedno słowo i Dabi by się zatrzymał. Nikomu nie stała by się krzywda.

To słuszne ale kiedy tylko Hawks spogląda w górę aby spotykając się ze wzrokiem Dabiego jego słowa giną na jego ustach. Zdaje sobie sprawę że pomimo iż Dabiego oczy są w podobne do Endeavoura to coś w nich jest inne. Może to ta iskra, może sposób w jaki patrzą na niego, jakby widziały kogoś pięknego, kogoś wartego uwielbienia a mimo to innego niż patrzą na niego jego fani.

Hawks nie wie kogo winić. Dabiego za położenie dłoni na jego biodrach - są duże i gorące i takie - przyjemne? Czy siebie za zrelaksowanie się, wtopienie się w ten dotyk i samemu zrobienia kroku w przód, ich klatki się stykają i Hawks ma wrażenie jakby dzieliło ich zbyt wiele ubrań nawet pomimo że ciepło od klatki Dabiego posyłało falę kolejnego, innego rodzaju żaru jego żyłami.

Jednego do czego ma pewności to że oboje pochylili się do pocałunku w tym samym czasie.

Jest dokładnie taki jak sobie tego wyobrażał - Każda z warg Dabiego jest dla siebie kontrastem. Czego sobie nie wyobrażał to w jaki sposób Dabi jest delikatny, niemalże ostrożny. Lżejszy niż kiedykolwiek spodziewałby się od złoczyńcy. Jest cnotliwy, coś czego nie spodziewał się doświadczyć i że Dabi były do tego zdolny.

Jest przepełniony pewnym uczuciem i nie jest to pożądanie, a przynajmniej nie do końca. Przeraża go i ten strach pozwala mu zrozumieć co dokładnie w tej chwili robi zanim odpycha od siebie Dabiego a nagłe zimne poczucie winy pożera całe ciepło jakie przyniósł ze sobą pocałunek.

Dabi krzyknął z zaskoczenia więc korzystając z okazji Hawks wyszedł z kuchni - to małe pomieszczenie i rozpaczliwie potrzebuje teraz przestrzeni między nimi.

Słyszy z pokoju obok jak Dabi wzdycha głośno zmęczony i sfrustrowany. Na dworze znowu pada przez co ma ogromną ochotę zwinąć się w kłębek na swoim dużym łóżku i patrzeć jak krople deszczu spadają no okna.

Ale kolejną rzeczą jaką słyszy są głośne kroki, co jest godne podziwu zważywszy na stan w jakim jest Dabi. Jednakże to też główny powód jego zmartwienia. Bohater odwraca się aby stanąć twarzą w twarz z drugim mężczyzną. Dabi jest o wiele bledszy niż przed chwilą, głęboki rów uformował się pomiędzy jego brwiami a jego twarz wykrzywiona w ze złości.

"Co ci chodzi w tym twoim ptasim móżdżku?!" syknął.

"O czym ty mówisz?" wie dokładnie, oboje wiedzą.

"Mówię że raz patrzysz na mnie jakbym zawiesił na niebie księżyc i gwiazdy, a po chwili jakbym miał ukraść twoją duszę przez zwykłe przebywanie w pobliżu ciebie!" Dabi warknął podchodząc bliżej. "Mówię jak zabierasz mnie do swojego domu, zajmujesz się tą pieprzoną raną a później unikasz mnie jak tylko potrafisz! Zapytam cię raz jeszcze, co ci chodzi w tym ptasim móżdżku?!"

Hawksa serce łomocze w jego klatce. Dabi jest ewidentnie wściekły, trzymając zaciśnięte pięści przy ciele i zaciskac z tego samego powodu zęby, ale Hawks nie boi się jego. Jest przerażony bo Dabi ma racje i dlatego że sam może mieć rację co do jego prawdziwej tożsamości.

Ale jeśli myśli sobie że ustanie tam i wyładuje na nim swój gniew, jakkolwiek uzasadniony, to jest w błędzie. "Nie chce o tym mówić. Koniec rozmowy!"

Próbuje znów wyjść, przechodząc obok Dabiego. 'Próbuje' jest tutaj najważniejsze bo kiedy znajduje się już przy mężczyźnie ten łapiąc go za łokieć szarpie w swoją stronę obracając go w swoim kierunku. Uścisk jest na tyle mocny i bolesny, że jutro na pewno pojawi się w jego miejscu siniak. Nie jest jednak winą ściśnięcia, bohater potrafi nieść te namiastkę bólu, ale zaskoczenie tak nagłej fizycznej agresji sprawiło, że Hawks krzyknął.

"Gdzie ty kurwa leziesz! Jeszcze tu nie skończyliśmy!" gniew w jego oczach jest prawdziwy, dziki i nieokiełznany, a chwyt na Hawksa ręce zaciska się niebezpiecznie ciaśniej.

I przez chwilę, Hawks widzi złoczyńcę jakim Dabi naprawdę jest.

Jednakże, ślepa furia jaką w sobie ma zniknęła z jego oczu tak szybko jak się pojawiła. Spojrzał w dół na swoją dłoń trzymającą Hawksa za ramie i puścił ją nagle jakby poparzony dotykiem. Teraz to on nie mógł odważyć się spojrzeć Hawksowi nabierając w tym czasie drżące głębokie wdechy. Ręce przy jego bokach trzęsły się mocno.

"J-ja..." Dabi próbuje zacząć ale nie udaje mu się skończyć i Hawks patrzy, z otwartą buzią jak mężczyzna lotem przechodzi obok niego zostawiając bohatera za sobą. 

Po mimo bólu jaki czuje w ramieniu w miejscu gdzie złapał go Dabi, to jest teraz bardziej ciekawy co się właściwie teraz wydarzyło oraz jest zaniepokojony o samego mężczyznę - porusza się o wiele za szybko ze swoją raną i nie wygląda jakby miał zamiar w najbliższym czasie usiąść. Zamiast tego łapie za swoją koszulkę i kurtkę. Jego ręce wciąż się trzęsą a klatka piersiowa porusza się w górę i w dół  niemalże gwałtownie, oczy wpatrują się w ciuchy, które właśnie zabierał a brwi miał zmarszczone w grymasie. Hawks rozpoznaje wstyd i poczucie winy rysujące się na twarzy mężczyzny oraz trwogę towarzyszący znajdujący się w każdym jego ruchu.

"Co robisz?" zapytał zmartwiony.

Niepokój szybko zamienia się w panikę gdy zauważa czerwień na bandażu w miejscu gdzie znajduję się rana.

"Hej!" wrzasnął i podszedł bliżej.

"Nie!"  krzyknął Dabi podnosząc rękę zatrzymując Hawksa. "Muszę już iść."

Złoczyńca ignoruje że rana się otworzyła i zakłada na siebie koszulkę oraz kurtkę. Dopiero wtedy jego słowa docierają do zmartwionego mózgu bohatera.

"Iść? Iść gdzie?" zapytał zagubiony ponownie próbując do niego podejść.

"Mówiłem ci że masz się odczepić!" wrzasnął znowu Dabi, ale pomimo jego wysiłków aby brzmieć złowrogo, jedyne co Hakws słyszy to... strach.

"Ale twoja rana-"

"To mój zasrany interes!" warknął jak osaczone, przerażone zwierze. "Po prostu o tym zapomnij, Hawks!"

I bohater pozwala mu wyjść, patrząc jedynie oniemiały jak mężczyzna zakłada kaptur na głowę i wychodzi. Hawks chce pobiec za nim, złapać go i zmusić żeby został, ale po tym co właśnie się stało, coś w jego wnętrzu powstrzymuje go przed tym. Nie byłoby właściwe zmuszać drugiego mężczyznę do przebywania z nim, widząc jak bardzo przerażony był. Bez względu na to jak bardzo zamartwianie się skręca mu żołądek.

W taki sposób, znalazł się stojąc tam, gdy Dabi zamykał za sobą drzwi od jego salonu i zbiegał po schodach. Stoi tak jeszcze dopóki nie widzi jak mężczyzna przechodzi przez alejkę pomiędzy dwoma budynkami i wchodząc po schodach, znika w swoim apartamencie.

Znów stał tam samotnie, w swoim mieszkaniu jak to zawsze było. Tylko tym razem cisza w nim była wręcz zagłuszająca.

Wleciał do swojego gniazdka i tam zwijając się w kłębek oglądał jak krople deszczu spadają na jego okna z sercem ciężkim od poczucia winy i troski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top