Rozdział 3
Jeżeli możecie piszcie, gdy widzicie błąd ortograficzny. Ostatnio czytałam fragment mojego przetłumaczonego rozdziału i po zobaczeniu tam słowa "poraliżujące" normalnie zporaliżowało mnie z wrażenia.
--------------------------------------------------------------------------
"Mamo, już mówiłem ci, że nic mi nie jest." zaśmiał się Hawks.
Był późny wieczór i ulice prawie puste, gdy szedł wzdłuż nich. Ubrany właśnie w zwykłe ciuchy i starając się bardzo żeby nie kuleć. Niektórzy ludzie jednak wciąż patrzeli na niego kątem oka, gdy obok nich przechodził, ale prawdopodobnie ma to więcej w związku z jego podbitym okiem. Oba, ból w jego udzie i ozdoba na twarzy są prezentami od złoczyńcy, z którym walczył wcześniej tego samego dnia.
Nie było to nic poważnego i lekarz, który jako pierwszy go przebadał stwierdził to samo, tylko parę zadrapań i siniaków. Nic wielkiego, ale wystarczająco żeby sprawić by jego mama, która właśnie oglądała wiadomości, zaczęła się zamartwiać.
Hawks wie, że wiele osób uważało by zamartwianie się jego mamy za denerwujące i problematyczne, ale on sam sądzi, że to słodkie. Wie, że poszczęściło mu się z rodzicami, pewnie też dlatego nigdy nie czuł potrzeby przechodzenia przez 'buntowniczy' etap. Chociaż, jego ojciec zawsze nazywał go małym buntownikiem.
"Wciąż jednak, uderzyła cie całkiem mocno!" powiedziała jego mama. "Jesteś pewien, że nie chcesz żebym zajrzała? Mogłabym ci coś ugotować albo chociaż przynieść jakieś jedzenie!"
"Jestem pewny mamo," odparł Hawks. "I tak zjadłbym mrożoną pizze nie ważne czy mam podbite oko czy nie."
To kłamstwo, pewnie znów zamówi ryż z curry w swojej ulubionej budce, ale to wystarczy żeby podnieść jego mamie ciśnienie.
"O tym właśnie mówię, chłopcze!" westchnęła. "Okej, w takim razie zjem moje domowej roboty yakitori z twoją siostrą, co innego mogę zrobić?"
Hawks uśmiechnął się do siebie, potrafi rozpoznać przynętę jak już ją usłyszy. Nie bierze jej jednak, jest już za późno, a poza tym nie chce żeby jego mama z siostrą podróżowały nocą przez miasto.
"Smacznego," powiedział. "Zadzwonię później, mamo."
"Papatki skarbie!" zawołała śpiewająco i rozłączyła się.
W samą porę, Hawks właśnie stanął na przeciw Dancing Beans. Patrząc się przez okna wygląda na to, że jedynie kilka osób znajduje się w środku. Ayane siedzi przy stoliku będącego najbliżej lady, pijąc z kubka i przeglądając coś w telefonie.
Kiedy Hawks otwiera drzwi podnosi wzrok i uśmiecha się widząc jego. Wtedy wstaje i chowając swój telefon to tylnej kieszeni wraca by ustać za ladą. "Hej tam!"
"Hej," uśmiechnął się Hawks i zaraz grymasi, gdy czuje jak ból przeszywa jego twarz.
"Wyglądasz paskudnie," stwierdza, odruchowo zaczynając już robić jego zamówienie.
"Powinnaś była zobaczyć tego drugiego," odparł.
Spojrzał na niego, następnie rozejrzała się w okół by upewnić się, że nie nikogo w pobliżu i puszcza do niego oczko. "Już widziałam. To było w telewizji, Hawks."
"To właśnie w ten sposób sekretne tożsamości bohaterów wychodzą na światło dzienne?" zapytał sztucznie zszokowany Hawks kładąc sobie dłoń na klatce, "Ciekawscy barmani, którzy są zbyt mądrzy by dać się oszukać?"
"No ba," Ayane puściła do niego oczko.
Na chwilę zapadła komfortowa cisza i Hawks raz jeszcze rozgląda się po kawiarence. Jego oczy zatrzymują się na miejscu w rogu, gdzie parę dni temu siedział z Dabim.
"Jeżeli tak bardzo chcesz go spotkać to powinieneś przyjść w nocy."
Hawks odwraca się z powrotem do Ayane. Jest skupiona na latte, którą właśnie robi, ale jest tam też ten niewielki uśmiech na jej ustach.
"Co?" zapytał, rozumiejąc jak tępo to brzmi dopiero jak pytanie opuszcza jego usta.
"Powiedziałam, że powinieneś przyjść tutaj w nocy," powtórzyła Ayane. Nałożyła pokrywkę na jego jednorazowy kubek i postawiła go przed nim na ladzie. "Zawsze przychodzi tu o północy i zawsze siada w tej samej kabinie w rogu, za każdym razem zamawia coś innego, ale zawsze dolewa do tego śmietanki. Zawsze jest tu samemu."
Serce Hawksa bije mocno w jego piersi, praktycznie łomocze. To zły pomysł z kilku powodów - nie powinien zabiegać o złoczyńce, zwłaszcza, że w tej chwili to tylko lekkie zauroczenie, nie powinien go poszukiwać. Sprawy mogłyby się skomplikować gdyby to zwyczajne zauroczenie przerodziło się... w coś więcej. Wie już, że gdy stara się sobie wmówić, że chce go znaleźć tylko ze względu na pożerającą go ciekawość, to jest najzwyczajniejsza wymówka. Kolejnym powodem jest to, że Dabi jest złoczyńcą. Nawet gdyby uczucia były obustronne, to ten związek nigdzie by nie zabrnął, skończyło by się co najwyżej łzami o ile nie rozlewem krwi. Co jeżeli inni bohaterzy dowiedzieli by się o tym? Hawks, najmłodszy, najbardziej bezczelny, oczywiście, że zrobiłby coś tak głupiego.
"Dzięki, ale nie dzięki," wymamrotał Hawks nie odchodząc jeszcze od lady.
Ayane zmrużyła na niego oczy. "To przez to jak wygląda?"
Hawks zaśmiał się lekko, ale nie brzmiało to prawdziwie nawet dla jego własnych uszu. "Chciałbym żeby tu chodził o jego wygląd, ale wbrew temu co ludzie oraz inni bohaterowie o mnie myślą, nie jestem aż taki płytki. Właściwie to myślę, że jest całkiem przystojny. Zbyt przystojny."
Hawks uśmiech się przypominając sobie ciepło bijące od ciała Dabiego oraz płomienie, które stworzył. Czuł się rozdarty pomiędzy ciepłem jakie rozchodziło się po całym jego ciele aż do czubków jego palców sprawiając, że czuł się zachwycony i szczęśliwy, a obejmującym go chłodem zrodzonym z poczucia winy i strachu.
"W takim razie w czym problem?" domagała się Ayane unosząc brwi. Przeleciała go wzrokiem od stóp do głów. "Jesteś przystojny, zabawny, mądry i z pewnością sam o tym wiesz więc nie ma mowy żeby brakowało ci pewności siebie."
"Chciałbym żeby to było takie proste." wymamrotał z kubkiem przy ustach.
Ayane gapi się na niego. Jej czerwone oczy przeszywają go na wylot. "Nie wiem zbyt wiele o twoim prywatnym życiu Hawks i nie będę też udawać, że znam cie nie wiadomo jak dobrze. Zapewne masz swoje własne powody, którymi nie chcesz się ze mną podzielić. Ale wiem, że ten facet cie lubił, a ty lubiłeś jego i z tego co wiem to obaj jesteście singlami. Czasami, powinieneś iść po to czego pragniesz i w dupie mieć to co inni będą o tym myśleć."
Hawks patrzył się na nią przez chwilę. Zastanawiając się kiedy przestali być dla siebie okazjonalnie przyjacielscy i stali się prawdziwymi przyjaciółmi. Sądzi jednak, że nie ma to znaczenia bo Ayane jest niesamowitą dziewczyną.
"Możesz mieć w tym trochę racji," przytakuje, ale wciąż jest nie pewny co do tego. "Mówisz ze swojego doświadczenia?"
Od kiedy ją zna, to jest pierwszy raz kiedy uśmiech na jej twarzy staje się melancholijny. "To opowieść na kiedy indziej."
Kolejny klient wchodzi do kawiarenki i Hawks przesuwa się żeby zrobić mu miejsce. Uniósł kubek do góry na znak do widzenia i wyszedł. Na zewnątrz zaczęło już mżyć, opatulił się wiec lepiej swoją kurtką i szybkim krokiem skierował się w stronę swojego domu. Zatrzymał się jeszcze na chwilę przy swojej ulubionej budce z żarciem by kupić trochę ryżu z curry, ale zanim dostał swoje zamówienie, zaczęło lać.
Ulice świeciły pustkami jeszcze zanim rozpadało się na dobre, większość ludzi albo wróciła do swoich domów, złapała taksówkę albo ukryła się pod dachami najbliższych budynków.
Hawks lubi deszcz, jego dźwięk oraz to jak zimne powietrze wypełnia jego płuca. Nie lubi go jednak tak bardzo, gdy pracuje i jest zmuszony podczas niego latać. Deszczowi przeważnie towarzyszy wiatr i jeśli za bardzo przybierze na sile jest ciężko utrzymać kontrole nad piórami. Nie wspominając już o tym jak krople deszczu wbijają się w jego skórę niczym małe igiełki.
Dziękuje mężczyźnie, który przekazuje mu jego pudełka z ryżem, zwłaszcza, że zrobił je dla niego w takiej pogodzie i zapytał po chwili, "Potrzebujesz może jakiejś pomocy?"
"Nic podobnego młodzieńcze, mieszkam tuż za rogiem," mężczyzna uśmiechnął się do niego i ruszył w przeciwnym kierunku.
Hawks idzie powoli; nie ma sensu się śpieszyć jeżeli jego ciuchy są już tak przemoczone i włosy, całe mokre, przylegają do jego głowy z każdej strony. Skrzydła na szczęście są bardzo wodoodporne, więc wysuszenie ich nie zajmie mu sporo czasu.
Niedługo po tym, znajdował się już na przeciwko jego apartamentowca, ale decyduje się na pójście kawałek dalej w stronę schodów przeciwpożarowych ciesząc się dźwiękiem padającego deszczu o metal. To na pewno nie jest zbyt bezpieczne zwłaszcza, że właśnie usłyszał grzmot w oddali, ale nie przejmuje się tym. Jest pięknie na swój sposób, to jakby patrzeć na zdjęcie burzy mającej miejsce blisko wulkanu- ekscytujące, pełne energii.
Nie zamierza jednak wzlecieć na górę, zmoczenie wewnętrznej strony skrzydeł byłoby zbyt problematyczne, rusza więc w kierunku schodów. Kolejna błyskawica przelatuje po czarnym niebie rozświetlając na moment alejkę pomiędzy dwoma budynkami. Zajęło to tylko chwilę, ale wystarczyło żeby Hawks zatrzymał się w połowie schodów prowadzących na pierwsze piętro.
To było nic więcej jak przebłysk i przypominało mu to bardzo horrory, które zwykł oglądać wraz ze swoją młodszą siostrą gdzie następuje chwilowy przebłysk światła i główny bohater widzi coś złowieszczego w otaczającym go mroku - nierealnego, wstrząsającego i niebezpiecznego. Przez kolejną chwile, Hawks stoi jak przyklejony do ziemi na klatce schodowej, deszcz leje teraz jeszcze bardziej, nie jak małe igiełki na jego ramionach i głowie czy dźwięk uderzający równomiernie w metalowe części.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Kolejna błyskawica, tym razem z grzmotem brzmiącym w tej samej chwili, zobaczył to raz jeszcze - ciemno włosa sylwetka siedziała na dole schodów przy drugim budynku, ciało swobodnie opadnięte z głową pochyloną do przodu.
Hawks odłożył swój kubek oraz pudełko z jedzeniem na klatkę schodową zanim przeskoczył nad barierką lądując na ziemi i rozchlapują błoto we wszystkie strony. Nie zaczął biec, ale jego kroki są pewne i szybkie. Jeszcze zanim udaje mu się dotrzeć do drugiego budynku jest w stanie rozpoznać będącego tam człowieka.
Włosy Dabiego przylegają ściśle do jego czoła oraz oczu, mokre od deszczu. Oczy trzyma zamknięte, a łokcie oparte na kolanach więc Hawks myśli, że zwyczajnie jest pijany dopóki kolejny piorun nie rozświetla okolicy i pokazuje jak cała sytuacja wygląda naprawdę, tylko wtedy Hawks zauważa czerwoną plamę w lewym boku koszulki Dabiego.
W tym samym też momencie Dabi otwiera swoje turkusowe oczy na wycieńczonej twarzy, w połączeniu z tym jak blada jego skóra jest to wystarczające żeby napędzić stracha bohaterowi. Jego spojrzenie twardnieje, gdy wyraźnie skupiony zdaje się nareszcie rozpoznać twarz Hawksa.
"Proszę, proszę, przybył wielki bohater," jego głos jest słaby, ale pełen jadu, wysyłając Hawksowi złe przeczucie. "Przyszedłeś dokończyć robote?"
Pytanie 'Co się stało?!' zalega mu na języku, ale udaje mu się je przełknąć - nie tylko jest to bezsensowne pytanie w tej chwili, ale w dodatku Dabiego przeważnie ostrożne, ale przyjacielskie nastawienie zostało z jakiegoś powodu zastąpione przez gorycz i gniew. Jednak Hawks nie potrafi wziąć tego do siebie. Sam pewnie byłby zdenerwowany gdyby leżał wykrwawiając się w jakiejś ciemnej alejce.
Przykucnął przed Dabim żeby lepiej przyjrzeć się ranie i bez zastanowienie rozpostarł nad nimi swoje skrzydła żeby uchronić ich jak się da przed deszczem. Dabi zamrugał parę razy, spoglądając w górę na skrzydła, gniew po chwili topnieje z jego twarzy zastąpiony przez fascynacje, gdy się im przygląda z ustami lekko rozdziawionymi.
Hawks wciąż nie może zbyt wiele zobaczyć i na dodatek nie ma nadmiernie wielkiej wiedzy medycznej, ale to co widzi przez ciuchy i krew spływającą razem z deszczem z jego białej koszulki na spodnie wygląda na dźgnięcie nożem. Gdy spogląda w dół widzi tworzącą się małą kałużę krwi, ale ciężko mu powiedzieć ile z tego jest Dabiego, a jak dużo wody.
Jedno co wie na pewno po tym jak zatrzymał lecący na nich deszcz to to, że z rany mężczyzny wciąż pomimo tego leje się mała stróżka krwi.
"Masz apteczkę w swoim mieszkaniu?" zapytał się brzmiąc nerwowo i na spiętego pomimo jego wszelkich starań aby tak nie było.
Dabi zamrugał powoli na niego.
"Po co miałbym ją mieć?" mówił powoli, jakby musiał się skupić na każdym wypowiedzianym słowie.
Hawks chce zacząć się histerycznie śmieć, ale powstrzymuje się od tego - nikomu by to nie pomogło. Wie wystarczająco z anatomii człowieka, że Dabi nie powinien mieć uszkodzonych żadnych organów wewnętrznych, ale nie jest pewny tego samego co do tętnic. Jednakże gdyby Hawks myślał, że jest inaczej nie zastanawiałby się dwa razy nad wezwaniem karetki, konsekwencje czekające na niego oraz złoczyńce niech się walą. Ale w taki sposób, nie sądzi, że potrafiłby zdradzić jego zaufanie.
"Nie wiem!" odparł Hawks głównie przez nerwy. "Może na wszelki wypadek gdybyś został dźgnięty?"
Dabi otworzył buzię żeby coś powiedzieć, ale Hawks zaczął zanim ten miałby chociaż szanse: "Mam apteczkę w swoim mieszkaniu. Mogę cie tam zabrać i opatrzyć twoją ranę. Nie jestem lekarzem, ale sądzę, że dam radę coś z tym zrobić."
Dabi zacisnął zęby patrząc na niego znów, tym samym stwardniałym wzrokiem. "Nie potrzebuje twojej pomocy, ptasi móżdżku. Wypad."
"Wiem, że nie," skłamał Hawks o czym prawdopodobnie oboje wiedzieli. "Ale jakim bohaterem bym był gdybym pozwolił ci się tu wykrwawić na śmierć."
"Pieprzeni herosi," wymamrotał zdenerwowany.
Hawks stał nieruchomo jedynie przez kilka sekund zanim zdecydował się zignorować jego komentarz. Zmusza kilka z jego piór aby wyszły z jego skrzydła i skierowałby się w stronę rany Dabiego wszystko tak żeby ten drugi mógł je swobodnie obserwować. Złoczyńca nawet nie drgnął pomimo, że ucisk jaki wywierają pióra na jego ranę musi boleć.
Hawks czuje ulgą bo nawet jeśli pada i jak wnioskuje Dabiego ogień powinien być przez to słabszy, to jeżeli złoczyńca chciałby jednak wszcząć walkę byłoby o wiele ciężej udzielić mu pomocy. Pochyla się niżej, skrzydła wciąż chronią ich obu przed deszczem i chwyta mężczyznę za jego przedramienia.
Złoczyńca nie pomaga za bardzo, ale też nie próbuje stawiać oporu, gdy Hawks stawia go na równe nogi. Jest zaskoczony tym jak ciężki Dabi okazuje się być; jest wyższy i odrobinę lepiej umięśniony niż on, ale dopiero w teraz naprawdę czuje tę różnice. Zarzuca jedno z jego ramion na swoje barki by móc go lepiej wesprzeć, jego skrzydła natomiast wciąż wiszą nad ich głowami.
Oddech Dabiego jest ciężki i nie równy a po spojrzeniu na jego twarz Hawks zauważa, że zaciska zęby tak mocno, że może praktycznie usłyszeć ich zgrzytanie. To oraz głęboko zmarszczone brwi są jedynymi oznakami bólu w jakim musi być.
To naprawdę godne podziwu, ale szczerze, Hawks nie myślałby o nim gorzej nawet gdyby jęczał w tej chwili głośno z bólu.
Zauważa, że tym razem jego ciało jest inne w dotyku niż w dniu, gdy uratował ich obu z zawalającego się budynku. Zimniejsze, i w żadnym razie się to Hawksowi nie podoba.
Użył paru swoich piór starając się wspomóc ciężar mężczyzny ponieważ nie sądzi, że dałby rade go w jakikolwiek sposób ruszyć - był okropnie ciężki. Przez chwile rozmyślał nad pomysłem czy po prostu nie wlecieć z nim do góry, ale zrezygnował z pomysłu. Nie wie co mogłoby się stać z raną gdyby zmienił środek ciężkości Dabiego tak nienaturalnie, mogłaby się bardziej rozedrzeć albo chociaż stworzyć mu jeszcze więcej bólu.
"Co ty masz z twarzą?" zapytał Dabi głosem tak cichym, że Hawks ledwie go usłyszał podczas dźwięków ulewnego deszczu.
"Walnąłem w drzwi," odparł Hawks sarkastycznie zanim dodał usilnie. "A jak myślisz?"
Dabi odpowiedział przeciągłym hmm rozumiejąc o co mu chodzi. Ciężko dyszy i pomimo, że stara się nie opierać całej swojej wagi na Hawksie kiepsko mu to wychodzi. Wchodzenie po schodach jest powolne, gdy starają się nie zruszyć rany Dabiego aby nie bolała bardziej. Po pewnym czasie mężczyzna syczy z bólu, gdy są w połowie drogi do mieszkania, to pierwsza słyszalna reakcja jaką ma i którą próbuje ukryć pytaniem mówionym ostatkiem tchu: "Czemu twoje pióra nie przemakają."
Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie, ale Hawks zrzuca to na ból oraz wycieńczenie."
"Wiesz co, powiem ci jak przeżyjesz to cholerstwo," mówi wypuszczając oddech ustami i biorąc kolejny krok w górę. "Serio, cokolwiek ty tam robisz, naprawdę warto się w to pakować?"
Dabi zaśmiał się lekko, "Każda pieprzona chwila."
Kiedy w końcu docierają na ostatnie piętro Hawks otwiera drzwi i pomaga Dabiemu wejść jako pierwszemu. Podłoga w salonie natychmiast zostaje zrujnowana przez wodę kapiącą z ich obu, deszcz padający do środka oraz kapiącą krew.
Pomimo rany Dabi podnosi głowę żeby rozglądnąć się trochę po mieszkaniu. Hawks jednak nie daje mu na to za wiele czasu i popycha go delikatnie w głąb mieszkania, pomaga mu usiąść na kanapie. Może usłyszeć jak raz jeszcze zaciska swoje zęby z bólu.
"Byłoby lepiej gdybyś się położył," powiedział Hawks szybko znikając w drzwiach swojej łazienki. To najmniejszy pokój ze wszystkich i potrafi ledwie się w nim zmieścić podczas normalnych okoliczności, ale nie zraża go to w danej chwili. Stara być szybki, co tam, że przy tym wpada niezdarnie skrzydłami na każdą znajdującą się w środku rzecz, mydło, pastę do zębów, żel pod prysznic- wszystko ląduje na podłodze.
Nareszcie udaje mu się znaleźć apteczkę i w tym samym momencie cały apartament staje w jaskrawym świetle, grzmot tak głośny, że czuje go w swojej klatce, jakby piorun uderzył gdzieś niedaleko.
Natychmiast w całym mieszkaniu zapada ciemność. Hawks zamrugał głupio raz, drugi zanim stara się ostrożnie wydostać z powrotem do salonu. Udaje mu się zrobić tam tylko kilka kroków kiedy przestrzeń nagle zostaje rozświetlona przez niebieskie światło. Przez jedną krótką chwilę, Hawks zwyczajnie, wpatruje się.
Dabi wygląda inaczej w tym świetle. Jego lewa ręka dociska pióra znajdujące się na jego zranionym boku w czasie, gdy jego prawa jest uniesiona wystarczająco żeby płonień otaczający jego dłoń niczego nie podpalił. Płomienie tańczą na jego dłoni tworząc jakby osobne życie, w tanecznym kroku rzucając cienie na jego mieszkanie oraz twarz Dabiego. Mężczyzna wygląda równie pięknie co niebezpiecznie, tak że Hawks czuje prawie nieodpartą potrzebę usiąść w miejscu, w którym stoi i wpatrywać się wciąż w jego dzieło.
Ale wie, że jeżeli niczego nie zrobi to światło może zgasnąć w każdym momencie.
"Przez chwilę," Dabi brzmi jakby był pijany- jego głos jest niski i bełkotliwy. "Myślałem, że poślizgnąłeś się na podłodze w łazience i że będę musiał iść cię ratować."
Hakws zaśmiał się krótko, ale brzmiało to sztywne nawet dla jego własnych uszu. "Wspominając o ratowaniu... Patrzyłeś może ostatnio w lustro?"
"Ta, całkiem gorący nie?"
"Przeważnie, ale to nie pierwsza rzecz jaka teraz przychodzi mi do głowy, jeśli mam być szczery," Hawks podchodzi do kanapy i przyciąga bliżej stolik kawowy, na którym kładzie apteczkę. Idzie jeszcze szybko do kuchni i bierze stamtąd kilka świeczek zanim wraca do Dabiego. "Serio, trzeba cie położyć."
"Nie tak wyobrażałem sobie leżenie z tobą w pobliżu." wymamrotał Dabi podpalając świeczki i gasząc płomień otaczający jego rękę.
Do tego czasu, Hawks czuje ciepło jakie oddają jego uszy i zawzięcie stara się skupić na położeniu Dabiego; trzymając go za ramiona i powoli opuszczając. Złoczyńca nie ma nic przeciwko i kładzie się nie robiąc zamieszania, pomimo jak głęboko marszczy brwi z bólu.
W pokoju nastaje cisza przerywana jedynie przez dźwięk burzy na zewnątrz i ich oddechy. Hawks unosi koszulkę Dabiego i zdejmuje pióra z jego rany. Część skóry gdzie został dźgnięty powoli zaczęła się już zabliźniać, jest fioletowa i bardzo pomarszczona.
Krwawienie nie jest już tak mocne jak poprzednio, ale może dlatego, że krew nie miesza się już z deszczem. Dabi jednak wciąż jest bardzo blady. Hawks otwiera pudełko z wyposażeniem i najpierw wyjmuje z niej gumowe rękawiczki, a po założeniu, paczkę z bawełnianymi gazikami. Używa ich żeby wytrzeć jak najwięcej krwi może. Gdy skończył, rzuca je prosto na podłogę- później posprząta. Jest teraz zbyt zajęty.
Dabi znów zaczyna oddychać ciężko, gdy Hawks bierze się za odkażanie rany, jego oczy są zamknięte i Hawks czuje się zobowiązany by mu powiedzieć: "Nie waż mi się umierać po tym jak w końcu cię tu przywlokłem."
Złoczyńca spojrzał ma niego lekko uchylając powieki, ale choć raz nic nie powiedział. Z tego powodu Hawks jest jeszcze bardziej zmartwiony niż był, chwyta więc szybko za nić oraz igłę chirurgiczną i zabiera się do pracy.
"Jesteś w tym dobry," mówi Dabi po paru minutach. Hawks rzuca na niego okiem tylko by zobaczyć że jego oczy są zamknięte zanim skupia się z powrotem na ranie.
"Kiedy byłem mały moja siostra bardzo chciała nauczyć się haftować, ale nasza mama była zbyt zajęta pracą. Nauczyłem się więc tego żebym mógł później nauczyć ją." powiedział Hawks głosem milszym niż zamierzał. "Haftowanie poszewki na poduszkę, zszywanie rany, nie ma w tym więszej różnicy."
Drugi mężczyzna jest cicho.
Hawks ma przez moment parę problemów z odpowiednim supłem. Nie jest chirurgiem i w dodatku minęło już trochę czasu od kiedy ostatni raz trzymał igłę w ręku, ale koniec końców udaje mu się.
Bierze kolejny gazik i wyciera nim krew dookoła szwu.
"Możesz usiąść?" zapytał gdy skończył.
Dabi otworzył swoje turkusowe oczy. "Nah."
Hawks patrzy się na niego przez chwilę zanim coś go oświeca i zdaje sobie sprawę, że Dabi nie jest sarkastyczny i bezczelny, ale naprawdę nie może się ruszyć. Skrzydlaty bohater natychmiast podsuwa ramie pod plecy Dabiego i pomaga usiąść.
"Założę teraz bandaż elastyczny." powiedział Hawks łapiąc za rzecz.
Dabi tylko wzrusza ramionami i pozwala drugiemu mężczyźnie robić co musi. Zdejmuje z niego koszulkę, sam złoczyńca stara się mu pomóc unosząc odrobinę ręce. Hawks próbuje się za bardzo nie patrzeć - facet nie jest standardowo atrakcyjny, wręcz przeciwnie. Na całym ciele znajdują się miejsca z dużymi fioletowymi blinami, ale Hawks wciąż ma ochotę ich dotknąć, poczuć je pod swoimi palcami.
Wymaga to dużej ilości silnej woli aby nie gapić się i zamiast tego skupić się na założeniu bandaża w okół jego talii.
To uspokajające że krwawienie nareszcie ustało, myśli. Ktokolwiek go dźgnął ominął wszystkie organy i (najprawdopodobniej) tętnice.
"W porządku, możesz się już położyć." powiedział Hawks wstając z klękającej pozycji. "Zaoferowałbym ci moje łóżko, ale jest aż tam." bohater wskazał na swoje małe gniazdko. "I nie mam zamiaru zaciągać tam twojego dupska mój przyjacielu."
Dabi zaśmiał się wyczerpany. "Może innym razem?"
Hawks ugryzł się w język ponieważ gdyby jednak się odezwał, znów zaczął by flirtować. Zamiast tego idzie do kuchni. Bierze sok pomarańczowy i nalewa go do szklanki po czym wraca z nim z powrotem do Dabiego.
"Trzymaj, czytałem gdzieś, że jest dobry na utratę krwi." podaje szklankę mężczyźnie patrząc uważnie na wypadek gdyby Dabi był zbyt słaby by utrzymać ją samemu, ale uspokaja się widząc jak złoczyńca bierze ją i zaczyna powoli pić.
Hawks napełnia szklankę jeszcze trzy raz zanim Dabi potrząsa głową i pokazuje bohaterowi żeby postawił ją na stoliku. Wtedy, pomaga mu ostrożnie położyć się z powrotem na kanapie.
Światła wciąż nie ma, ale burza na zewnątrz zamieniła się w ulewny deszcz. Jedynym źródłem światła są świeczki, które w jakiś sposób tworzą w mieszkaniu intymną atmosferę na tyle, że Hawks zaczyna być nerwowy. A fakt, że Dabi patrzy się na niego tymi turkusowymi oczami, które w ciemności wydają się świecić z tą niebezpieczną iskrą wywołuje dreszcze przemierzające po całej długości jego pleców, że musi odwrócić wzrok pod pretekstem bycia zbyt zajętym sprzątaniem brudnych gaz oraz zbieraniem jego apteczki.
Ma dwa koce na swoim łóżku, w trakcie zimy lubi owijać się w nie jak burito. Bierze jeden z nich oraz poduszkę i zanosi je do salonu. Pomaga Dabiemu się podnieść żeby mógł mu położyć poduszkę pod głowę i podaje mu koc.
Złoczyńca nie daje mu się przykryć, prawdopodobnie jest na to zbyt dumny, ale bierze go z jego ręki.
Hawks gasi świeczki zanim proponuje: "Jeżeli zrobisz się głodny w nocy albo będziesz czegoś potrzebował, po prostu mnie obudź." powiedział zanim wspiął się z powrotem na swoje łóżko.
Dabi nic nie odpowiedział i szczerze, bohater nawet tego nie oczekiwał.
Teraz, gdy już leży w łóżku Hawks zauważył że nawet się nie przebrał. Wie, że dobrze wygląda, że jest atrakcyjny, ale w jego żołądku wiążą się w supły, gdy ściąga kurtkę oraz spodnie. Zostawia koszulkę i bieliznę na sobie. Z reguły rzuciłby ciuchy i nie dbał o to co się z nimi dzieje, ale w tej chwili ma potrzebę zrobienia czegoś z rękoma więc składa je i kładzie je w tylny kąt łóżka.
Rozpaczliwie ma ochotę położyć swoją poduszkę bliżej drabinki do swojego łóżka, pomimo że jest po kompletnie drugiej stronie, tylko dlatego, że jest ona bliżej Dabiego. Udaje mu się powstrzymać od tego i kładzie się na łóżku tam gdzie zawsze. Przez parę minut tylko się patrzy na okna znajdujące się ponad nim, oglądając jak krople deszczu uderzają o szybę i po chwili łączą się razem w małe sznurki wody.
Ciężko jest zasnąć mając Dabiego niedlaeko siebie, ale nie ze strachu, że złoczyńca mógłby zranić Hawksa we śnie.
"Hawks."
Hawks zląkł się przerywając tym samym swoje zamyślenia. Głos Dabiego jest łagodniejszy niż kiedykolwiek wcześniej bohater miał okazję usłyszeć i chociaż pada deszcz, pomimo jak cichy jego głos jest, to wciąż za głośno dla jego uszu.
Po pewnym czasie , skrzydlatemu bohaterowi w końcu udaje się znaleźć swój głos. "Ta?"
Przez parę długich sekund nie słychać niczego poza dźwiękiem padającego deszczu.
"Dziękuję."
Nic poza deszczem. I serce Hawska bije szaleńczo w jego klatce, łomocze głośno w jego uszach.
"Nie ma problemu." nie potrafi rozpoznać swojego tonu głosu, nie chce rozpoznać.
Nic poza padającym deszczem i walącym sercem.
Jest jeszcze trudniej zasnąć niż było przedtem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top