Rozdział 6
Hawks nie ma ochoty jeść czy spać przez pozostałą resztę dnia. Nienawidzi ciszy obejmującej całe jego mieszkanie, choć nigdy wcześniej mu to nie przeszkadzało. A jednak nie potrafi się zmusić by zrobić z tym cokolwiek. Patrzy jedynie w niebo wciąż leżąc na łóżku, z którego nie ruszył się od ostatnich wydarzeń, które odebrały mu chęć zrobienia czegokolwiek, nawet tak prostych jak otworzenie książki czy włączenie telewizora.
Wie, że byłoby prościej ale zarazem, że nie dałoby to nic. Jego myśli zajęte są za bardzo przez Dabiego i Endeavoura, strach o Dabiego jest większy niż o jego własne, najwyraźniej drobnostkowe poczucie zdrady i krzywdy przez możliwe przestępstwa Endeavoura.
Krew cieknąca z rany Dabiego, gdy się otworzyła, strach widoczny w jego ruchach. Odruchowo Hawks złapał się za prawy łokieć w miejscu gdzie wcześniej złapał przez niego chwycony. Jest nieco spuchnięta i z pewnością widać już na niej sińce, ale nie ma o co rozlewać łez, bywało gorzej. Nie ma za złe złoczyńcy za złapanie go za mocno - wie, że miał prawo odejść już w trakcie rozmowy na tak drażliwy temat oraz, że Dabi zrobił źle łapiąc go w taki sposób, jednakże, rozumie także jak frustrujące musiało to dla niego być. A przeziębienie przez, które w tej chwili przechodził z bez wątpienia nie pomagało.
Wciąż, przerażenie rysujące się na jego twarzy nawiedza Hawksa myśli. Wyglądał jakby myślał, że to co robi było w jakiś sposób obrzydliwe, strach w jego oczach był najprawdziwszy. Możliwe, że dałby radę pokonać mężczyznę gdyby doszło do walki ale nie w tym rzecz. Marzył jedynie aby móc mu powiedzieć że jemu to nie przeszkadza, ale to byłoby nie fair w stosunku do Dabiego. To co zrobił niewątpliwie przyniosło ze sobą przykre wspomnienia, których Hawks nie ma prawa wiedzieć chyba, że Dabi mu o nich powie.
Następnie jego myśli wróciły do pocałunku. I chociaż sama myśl o ustach tak gorących przyciśniętych do jego rozpalała ciepło idące wprost do jego brzucha, to zarazem przynosiło ze sobą chłodny uścisk poczucia winy ściskający jego kończyny. Przez chwilę dał się temu ponieść. Pozwolił żeby Dabi pocałował go, gdy nie był w pełni sobą. Wykorzystał go.
Przejechał nerwowo palcami przez włosy i odwrócił się na łóżku.
Do tej pory przestało już padać ale chmury wciąż kłębiły się na niebie a strużki wody spływały w dół szyb.
Ma nadzieje że z Dabi jest wszystko w porządku albo chociaż że jest w stanie stabilnym. Stara wmówić sobie, że mężczyzna ma wspólników pomimo że nie skontaktował się z nimi po tym jak został zraniony. Wciąż ma Ligę Złoczyńców, która powinna być w stanie się nim zająć. Mówi sobie, że przelatywanie na drugą stronę alejki do budynku obok byłby złym pomysłem, szczególnie że Dabi wybiegł stąd ledwie parę godzin temu.
Na pewno będzie z nim wszystko dobrze, pomyślał.
-----------------------------------------------------
Nie udało mu się za długo pospać tej nocy. Budzony co jakiś czas prześladującymi go koszmarami pełnymi krwi, przeciekającą przez bandaże Dabiego, ręki zbyt mocno ściskającej łokieć i zimnego ciała mężczyzny leżącego w alejce, pokrytego błotem.
Następny dzień jest nie do zniesienia pełen myśli o mężczyźnie, którego uratował ale możliwe, że leżącego teraz martwym. I w ten sposób wyglądał kolejny dzień, i dzień po następnym. Czwartego dnia jednak jest najgorzej.
Spotyka Endeavoura zaraz po walce z szalejącym złoczyńcą.
Pewnie powinien przywiązywać większą wagę do imienia jakie nosił przestępca, z którym obecnie walczy, ale przez doskwierający mu brak snu od kilku dni nie potrafił skupić się na niczym - jego uwaga jest nawet na gorszym poziomie niż zwykle.
Złoczyńca pracował samemu co wychodziło Hawksowi na szczęście bo był on jednym z najgorszych jakich udało mu się spotkać.
Został wezwany na peryferia Tokyo do złoczyńcy grożącego rodzinie, gdzie będący już na miejscu bohater poinformował go, że jest to były kochanek matki dzieci, która zdecydowała się z nim zerwać i to właśnie z tego powodu jest wściekły.
Pierwsza rzecz jaka wtedy przyszła mu do głowy to, że kobieta jest głupia - dlaczego ktokolwiek miałby wybrać złoczyńcę na kochanka? Ale moment później przypomniał sobie Dabiego i jego oskarżenia rozpłynęły się w nieznane.
Moc złoczyńcy jest jedną z tych irytujących - potrafi kontrolować pogodę - więc do czasu, gdy Hawksowi udaje się do niego zbliżyć, wiatr jest już tak silny, że prawie nie potrafi utrzymać wszystkich piór na skrzydłach. Zostawia ich jednak na tyle że w razie gdyby przestępca zdecydował się wywołać huragan, on zdołałby się utrzymać na nogach.
Nie wiele brakowało a trzy razy zostałby uderzony błyskawicą, złoczyńcy udało się też dwukrotnie wysłać w jego stronę całe drzewo.
Udaje mu się jednak przemycić parę piór w pobliże złoczyńcy dzięki czemu dał radę unieszkodliwić go zaraz po tym jak mężczyźnie udało się przywołać huragan - widocznie go to wycieńczało ale nie chciał dać za wygraną. Z ich pomocą odsuną też rodzinę oraz siebie z dala od niebezpieczeństwa. Ledwie co zdążył odsunąć się z drogi nadlatującemu drzewu, ale wlazł zamiast tego po części pod lecącą w jego stronę beczkę, która uderzając go w ramie powaliła go na ziemie.
Niedługo po tym pogoda na powrót wróciła do normy jednakże kujący ból przeszywający jego ramie dawał znać, że nie był to uraz, który zdoła tak po prostu rozchodzić.
Właśnie wtedy, chwile po całym zajściu pojawił się Endeavour. Jego gigantyczna sylwetka w oddali była niczym światło górujące ponad wszystkimi ludźmi i dokładnie jak światło przyciągnęło wszystkich reporterów znajdujących się w rozważnej odległości od niedawnej sceny.
Patrząc tak na niego ciężko mu było powstrzymać mdłości, ale choć raz był zadowolony, że doznał kontuzji, mógł przynajmniej zwalić na nią całą trzymaną w sobie irytacje.
"Hawks," głos Endeavoura jest głęboki jak zawsze, gdy patrzył na Hawksa ze zmarszczonymi brwiami.
W tej chwili naprawdę wyglądał jak agresywny mężczyzna. Starał się nie myśleć o licznych bliznach zakrywających większość ciała Dabiego jednak nie było to takie proste.
"Tak?" uśmiechnął się szeroko do drugiego bohatera i pomimo, że był on fałszywy i sztywny, dał jednak radę zwieść Endeavoura.
"Dlaczego walczyłeś ze złoczyńcą, którego quirk widocznie ma nad twoją przewagę?"
"Przecież wygrałem." puścił oczko. Sztuczny, fałszywy, jest pieprzonym kłamcą.
Endeavour tylko prychnął, ale zanim cokolwiek zostaje dopowiedziane, młoda kobieta pojawiła się tuż za nim.
"Proszę się odsunąć, Panie Endeavour." powiedział ignorując zdenerwowany wzrok jaki jej posyłał, żeby stanąć obok Hawksa.
"Panie Hawks, jest Pan ranny?"
"To tylko draśnięcie."
Dziewczyna wypięła usta.
Co poprzedzało trzy godziny, w których musiał iść do szpitala gdzie został przebadany, następnie prześwietlony i musiał czekać niewyobrażalnie długo na wyniki. Całość przeciągało się bez końca więc nie bardzo musiał z kimkolwiek rozmawiać. Po za tym jego myśli wciąż wracały do Dabiego i Endeavoura. Desperacko pragnąc dowiedzieć się co dzieje się z mężczyzną i czy jest w porządku.
Przynajmniej, z tego co wie, nikt nie zgłosił znalezienia ciała podobnego do złoczyńcy.
Jego ramie na szczęście nie jest złamane lecz ostrzegli go, że ma w miarę możliwości trzymać się z dala od walk ponieważ jego kość jest pęknięta. Został mu nałożony gipsowy odlew i puścili go do domu.
W drodze do domu zatrzymał się jeszcze w Dancing Bean. Nie był tam od kiedy tamtego dnia rano przyniósł stąd śniadanie dla siebie i Dabiego.
Jak można było się spodziewać, Ayane jest w środku. Tak jak jej powiedział, Ayane wysła swoją pracę magisterską do jego agencji, ale pomimo jak bardzo się starał, nie potrafił należycie skupić się na jej przeczytaniu, a przejrzenie tego bez odpowiedniego zaangażowania brzmiało zbyt lekceważąco.
Odwracając się w jego kierunku uśmiechnęła się widocznie się odprężając.
"Widziałam cię w wiadomościach," wyszeptała. Kawiarenka była prawie pusta, ale przezorności nigdy za wiele. W trakcie, gdy robiła mu już to co zawsze, dodała: "Martwiłam się trochę, wiesz. I nie dlatego, że zrobiłeś sobie lekkie kuku." kiwnęła głową w stronę gipsu.
Bohater uśmiechnął się. "Chcesz mi powiedzieć, że ten uraz nie jest godzien wielkiego wojownika?"
Rzuciła mu przelotnym uśmiechem, ale szybko zamienił się on w poważniejszą minę. "Miałam na myśli, że nie byłeś tu od czterech dni."
Spuścił wzrok. Jednak pozostawanie tak nawet przez chwilę było błędem bo dało to czas dla Ayane na uważne wybranie jej następnych słów. Oboje dobrze wiedzieli kogo miała na myśli.
"Ewidentnie nie miałeś czasu by spojrzeć na moją prace naukową. Gdybyś to zrobił wiedziałbyś, że jej tematem są Sytuacje Złoczyńców i ich Możliwości Powrotu do Społeczeństwa. Jak mówiłam, badam głównie przypadki złoczyńców. I czytałam o wszystkich członkach Ligi Złoczyńców, o których mogłam znaleźć informacje.
Ayane ucichała i Hawks zrozumiał, że powinien być w tej chwili spięty, wszak jest jasne że udało jej się odkryć kim Dabi jest - jednak nie powinno go to dziwić, jest mądrą dziewczyną, nawet bardziej niż wygląda. Tymczasem nie czuł się zaskoczony, a raczej jakby kamień spadł mu z serca. To miłe mieć kogoś z kim będzie mógł porozmawiać o swoim małym, brudnym sekrecie, w dodatku kimś komu ufa.
"Wiem, że Dabi nie jest jednym z priorytetów pokazywanych w wiadomościach i pomimo, że uważam to za dziwne z racji, że to on podszedł do ciebie i Endeavoura wtedy, na dachu, to nie tym najbardziej się teraz zamartwiam. Jeśli mam być szczera, kiedy pierwszy raz tu przyszedł i po tym jak przemogłam swój wewnętrzny strach, byłam zadowolona."
"Rozumiesz, że nie zgłoszenie tego stróżom prawa jest karalne, nie?" odparł Hawks poważnie, ale nie groźbą.
Ayane uśmiechnęła się nieśmiało.
Nowy klient wszedł do środka więc spojrzała na swojego współpracownika błagająco, który przytaknął jej. Korzystając z okazji dała znak Hawksowi, aby usiedli w najdalszym boksie w rogu, z dala od wścibskich oczu i uszu.
"Wiem," powiedziała zaraz jak usiadła. "I chciałam, ale koniec końców to była moja okazja by przeprowadzić badania na prawdziwym złoczyńcy. I w ten sposób zaczęłam powoli go poznawać... to znaczy, nie aż tak dobrze, zauważyłam, że nie jest bezpodstawnie okrutny dla innych ludzi a nawet kiedy pewni idioci przeszkadzali mi podczas nocnej zmiany, pomógł mi. Z czasem zaprzyjaźnił się ze mną i zdecydowałam się go nie zgłaszać pomimo, że moja praca dyplomowa była już napisana."
"Rozmawiałam z nim o... na temat zła i jak jest odbierane przez społeczeństwo. Widzisz, ciekawe jest to że zazwyczaj nikt nie przyznaje się do bycia złym człowiekiem nawet jeżeli rzeczywiście tak jest. Ludzie zawsze potrafią osądzić sposób w jaki się zachowują - dla większego dobra, mówiąc, że świat jest bezlitosny a oni są po prostu jego częścią, i takie tam. Robią rzeczy z prawych powodów więc i ich czyny też takie są."
"Ale choć Dabi jest sarkastycznym dupkiem, widziałam i zresztą słyszałam w tym co mówi, że jest świadomy tego że to co czyni jest złe, a wręcz potrafi zgodzić się, że jest złym człowiekiem. Co jest doprawdy fascynujące. Każda człowiek uważający się za złą osobę, nienawidzi siebie."
"I właśnie dlatego sądzę, że jest on z tych co jeszcze mogą być ocaleni. Nawet jeżeli nie chce albo nie szuka odkupienia."
"Czyli zasadniczo widzisz Dabiego jako swój mały eksperyment?" zapytał. Nie podobał mu się za bardzo ten pomysł.
Ayane wyszczerzyła zęby w uśmiechu. "Każdy jest dla mnie w pewnym sensie trochę królikiem doświadczalnym. Ale wiem, że nie są przedmiotami. Są ludźmi. Czasem rozbitymi, zranionymi ludźmi i pomimo, że oglądanie ich zachowania jest ciekawe i jest to powód dlaczego zaczęłam studiować psychologie, to szczerze chcę im pomagać. Gdy złamiesz kość idziesz do lekarza, ale kiedy to dusza jest w strzępach, ludzie już nie są tak chętni szukać pomocy."
Hawks przytaknął popijając swoją kawę. Roztrzaskana dusza. W chwili zaufania, którą poczuł, zamknął oczy i przyznał: "Ostatnio, dowiedziałem się... albo przynajmniej podejrzewam, że osoba, którą podziwiam... podziwiałem może nie być taka za jaką ją do tej pory uważałem."
Ayane spojrzała się na niego wzrokiem pełnym sympatii. "Jak ludzie zachowują się przed publiką albo w towarzystwie innych osób może się różnić. To nic nadzwyczajnego. Wszyscy mamy tendencje do noszenia masek i pozwalania innym ludziom widzieć tylko to czego sami chcemy. To co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, że tak powiem, zazwyczaj nie jest już takie samo. Nie zobaczysz tego chyba, że się przyjrzysz albo w chwili, gdy dana osoba przestanie udawać. Nikt nie jest w stanie nosić jej cały czas a sam nie zdołasz zobaczyć prawdziwej twarzy osoby dopóki ma na sobie drugą twarz. Zwłaszcza bohaterowie są dobrzy w udawaniu, włączając w to ciebie."
Hawks wpatrywał się w nią. Brzmiała naprawdę mądrze mówiąc o ludzkim zachowaniu i szczerze, naprawdę jest szczęśliwy, że położył na niej swoje łapy zanim jakakolwiek inna agencja zdążyła zauważyć jej talent.
Udaje mu się dzięki temu też coś zrozumieć, "Wiedziałaś od samego początku kim jestem i wysłałaś mnie do niego specjalne."
To nie żadne pytanie. Ale wciąż uśmiechając się odparła: "Oczywiście, jednak nie tylko żeby zobaczyć reakcje bohatera i złoczyńcy spotykających się w miejscu publicznym pełnym cywili. Obaj jesteście bystrzy i nikt z was nie rzuciłby się się do walki w tak zatłoczonym pomieszczeniu. Ponadto, jesteś niewiarygodnie miły, więc pomyślałam, że jakby Dabi miał kogoś do siebie dopuścić, to byłbyś właśnie ty."
Rumieniec spłynął na jego policzki. Ludzie nazywali go już różnie - przystojny, zabawny, nawet bezczelny, ale nieczęsto bywał nazwany miłym.
"Więc postanowiłaś zrobić ze mnie kozła ofiarnego," powiedział z uśmiechem. "Poświęcić w zamian za istnienie wielu innych. Nie to, że nie jestem do tego przyzwyczajony."
Ayane potrząsnęła głową i spojrzała za niego. Gdy sam bohater zaglądnął przez ramie zobaczył, że kolejka zdążyła już urosnąć a barman za ladą wyglądał na co najmniej zestresowanego.
Wstała spoglądając na Hawksa swoimi szkarłatnymi oczami. "Wszyscy kogoś potrzebujemy, Hawks. I nie tyczy się to tylko Dabiego. Po prostu sądziłam, że mając kogoś jak on w swoim życiu byłoby...dla ciebie zdrowsze, ostatecznie. Przepraszam bo tak, można powiedzieć, że cię wykorzystałam jak i niego, ale obiecuje, że kierowałam się tylko najlepszymi intencjami, dla was obu."
I z tym słowami odeszła, zostawiając Hawksa samego, znowu.
Pewnie powinien czuć się gorzej, po wszystkim co powiedziała mu Ayane. Ale jej szczerość, zrozumienie i spokojny głos jakim wyraziła swoją czystą chęć pomocy ludziom przyniosły mu odrobinę spokoju.
To jednak co powiedziała na temat Endeavoura nie było dla niego niczym nowym, ale słysząc to od kogoś innego pozwoliło mu nie czuć się ze sobą aż tak źle.
Wciąż, cała ta gadka o Dabim sprawiła, że ma jeszcze większą ochotę się z nim spotkać. Nie chce jednak żeby mężczyzna zobaczył go tak jak teraz wygląda - włosy ma roztrzepane, a przez gips na ramieniu wygląda jak błazen.
Do głowy jednak wpada mu pomysł jak dowiedzieć się co się dzieje z drugim mężczyzną. Wstaje z miejsca, w którym siedział i podchodzi do lady.
"Ayane, jeszcze jedno pytanie." oparł się o blat.
Nawet na niego nie spojrzała, będąc już w pełni pochłonięta pracą. "Ta?"
"Był może tutaj w ciągu ostatnich czterech dni?"
"Tak, był tu wczoraj, ale zamiast zostawać jak zwykle wziął na wynos z podwójną śmietanką. Kupuje ją tylko, gdy coś mu chodzi po głowie." nie zapytała się co się stało, za co był jej wdzięczny.
Następnie podziękował i wyszedł.
Fakt, że Dabi wciąż żyje i ma się lepiej sądząc po jego wypadzie po kawę, uspokaja go bardziej niż rozmowa z Ayane.
Nadal jest zmartwiony, nie ma co, z tym że już mniej.
Kończy wypijać kawę zanim udaje mu się dojść do jego budynku mieszkalnego.
Jest słoneczny dzień więc decyduje się przejść do schodów pożarowych którędy wlatuje do góry. Tylko po to żeby prawie spaść praktycznie zapominając o używaniu swoich skrzydeł, gdy docierając na swoje piętro zastał Dabiego siedzącego na najwyższym stopniu, pochylającego się do przodu, klasycznie w swoich czarnych spodniach, białej koszulce i kurtce z kapturem zarzuconym a głowie.
Hawks poczuł jak jego serce przyspiesza na widok drugiego mężczyzny. Ulga, radość, miłóść - czuł się jak na emocjonalnym rollercoasterze.
Jednak to dzięki wylądowaniu tuż przed nim na schodach ,mógł dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Wyglądał na wycieńczonego i odrobinę blado, ale na szczęście nie jet tak, źle jak wtedy, gdy zostawał u niego w mieszkaniu.
"Jeżeli chciałeś mnie zobaczyć," mówił ignorując narastające w nim nerwy - pomimo, że chciał zobaczyć Dabiego, nie był na to jeszcze gotowy. "wystarczyło zadzwonić."
"Wiesz," odparł Dabi. "nie kojarzę jakość żebyśmy wymieniali się numerami."
Na kilka ciągnących się sekund zapadła cisza, jedynie napięcie zwiększało się między nimi.
Hawks jako pierwszy, nie mogąc wytrzymać ciszy, przerwał milczenie. "Co tutaj robisz?"
Dabiego turkusowe oczy przeszywały go na wylot, gdy wpatrywał się w niego przez chwilę, marszcząc lekko brwi. Niepewnie, odpowiedział: "Widziałem w wiadomościach jak zabiera cie karetka."
Myśl, że złoczyńca się o niego martwi sprawia, że się rumieni, a tak znajome ciepło na nowo rozpala go od środka.
Ale nie mógł się powstrzymać by go trochę podrażnić: "Oh, bałeś się, że coś mogło mi się stać?"
Nie spodziewał się jednak, że Dabi temu nie zaprzeczy i odpowie: "I widzę, że miałem dobre powody by się martwić." wskazując na Hawksa gips.
"To tylko stłuczenie," odparł nie znajdując nic lepszego do powiedzenia, po czym, próbując nie czuć się przy tym zbyt pełen nadziei, dodał: "Chcesz wejść?"
Ponura mina mignęła na moment na twarzy Dabiego. "Jesteś pewny, że mnie tam chcesz?"
Jego głos jest niski, zły a wzrok nagle patrzy gdzieś indziej byleby nie spojrzeć mu w oczy. I Hawks nie musi być geniuszem żeby domyślić się, że to nie na niego Dabi jest zły.
"Gdybym nie był, nie zapraszałbym cię." odpowiedział radośnie, dając mu najlepszy uśmiech jaki potrafił, mając wrażenie, że złoczyńca potrzebował lekkiej otuchy.
Bohater wszedł po schodach, przechodząc obok Dabiego żeby następnie przekręcić zamek. Mężczyzna wciąż nie ruszył się z miejsca więc Hawks zostawia za sobą otwarte drzwi i nareszcie, gdy wraca z kuchni z dwoma kubkami herbaty, Dabi wchodzi do salonu.
Wyglądał na zestresowanego pocierając kark i rozglądając się jakby to był jego pierwszy raz tutaj.
Zauważając jednak Hawksa niosącego herbatę zdobył się na słaby uśmiech: "Czy makaron i majonez to wciąż jedyne rzeczy jakie tu trzymasz?"
Bohater poczuł jak nagrzewają mu się uszy. "I sałata. Nie zapominaj o sałacie. I nie, kupiłem trochę... rzeczy i są w lodówce."
Jak zwykle, Hakws nie jadł zbyt dużo w swoim mieszkaniu przez ostatnie parę dni (w ogóle nie jadł dużo) ale kupił trochę jedzenia dzień po tym jak Dabi opuścił jego apartament.
Wyciągnął kubek z herbatą za co złoczyńca podziękował skinieniem głowy i sam specjalnie pozwolił żeby jego palce otarły się o Dabiego - były szorstkie i gorące, ale nie tak bardzo jak wtedy, gdy miał gorączkę.
Mężczyzna wzdrygnął się delikatnie na kontakt i podniósł wzrok by spojrzeć Hawksowi prosto w oczy.
Następnie odciągnął rękę z kubkiem w dłoni mamrocząc ciche: "Dzięki."
Zupełnie jak Hawsk, gdy Dabi był ranny, złoczyńca nie usiadł bezpośrednio obok niego na kanapie, a zamiast tego odciągnął krzesło od stołu i zasiadł na nim. Czym sam bohater starał się nie być urażony. Dabi miał prawo zmienić zdanie na temat ich... uczuć.
"Widzę, że udało ci się nie kopnąć w kalendarz." powiedział po czasie ze szczerym uśmiechem.
Uśmiechem, który całe szczęście Dabi oddał. "Ta, serio myślałeś, że to zrobię?"
Bohater mógł to zlekceważyć, udawać, że nie miał problemów spać w nocy, ani że nie myślał cały czas o rozgrzanych ustach mężczyzny.
Wręcz przeciwnie: "Cóż, patrząc na stan w jakim opuściłeś moje mieszkanie... Tak, myślałem o tobie."
Dabi wybałuszył oczy i patrzył się w ten sposób na niego przez dobre kilka sekund, z ustami lekko rozdziawionymi. Po chwili doszedł do tego jeszcze delikatny odcień różu na policzkach.
Hawks nie mógł w to uwierzyć, to nie tak, że kiedykolwiek skojarzyłby to z Dabim ale mężczyzna wyglądał w nim naprawdę uroczo. Tak uroczo, że Hawks czuł jak identyczny rumieniec formuje się na jego twarzy.
"Nie było się o co martwić," wymamrotał Dabi zbyt szybko żeby nazwać to nonszalanckim. "Radziłem sobie."
"Więc, rana się już zagoiła?" zapytał Hawks. Domyśla się, że w sposób naturalny nie ma mowy by zagoiła się tak prędko, ale z pewnością istnieją quirki podobne do tej Recovery Girl i Hawks wątpi by znali tożsamość każdego jednego złoczyńcy należącego do Ligii.
"Nie do końca," odparł. "Ale jestem teraz na antybiotykach i pewna osoba oglądała już te ranę jeśli to cię uspokaja."
W ogóle - może nigdy nie dowiedzieć się komu Dabi pokazał swoje rany, komu ufał wystarczająco by to zrobić. Ale wie lepiej niż pytać, po za tym jest wdzięczy, że Dabi jest w lepszym stanie niż poprzednio.
"Nie przyszedłem tu jednak żeby rozmawiać o swoim urazie," powiedział poważnie, znów unikając kontaktu wzrokowego.
Hawks przełknął ślinę a serce w klatce przyśpieszyło ponownie. "Więc czemu?"
"Chciałem przeprosić."
Teraz przyszła kolej na Hawks aby się gapić. Nie potrafił uwierzyć w to co właśnie usłyszał, szczególnie, że Dabi wyglądał jakby te słowa zostały z niego wyrwane siłą, pięści miał ciasno zaciśnięte i wciąż odmawiał by spojrzeć mu w oczy.
"Co?" zapytał głupkowato Hawks.
Dabi zacisnął zęby i posłał mu surowe spojrzenie.
Szybko, zanim złoczyńca wściekłby się jeszcze bardziej, dodaje: "Nie wyjść na dupka, po prostu naprawdę nie wiem za co przepraszasz, przystojniaku."
Mężczyzna na te słowa zdaje się rozluźnić odchylając się bardziej do tyłu w swoim krześle wciąż jednak, nie patrząc mu w oczy. Rumieniec na jego policzkach stał się ciemniejszy.
"Za złapanie cie," odparł zbyt skupiony patrzeniem na nieboskłon za oknem.
Hawks ma ochotę się zaśmiać bo naprawdę, sam za wiele nad tym nie rozmyślał, z tym, że wie iż to byłby zły ruch. Ewidentnie jest to ważny temat dla Dabiego i wyśmianie tego nie tylko byłby dla niego bolesne, ale również mogłoby rozwścieczyć złoczyńce jeszcze gorzej.
Z drugiej strony, powiedział sobie teraz albo nigdy, więc odparł szczerze: "Nie myślałem o tym zbyt wiele. I nie powiedziałbym nie, gdybyś zechciał złapać mnie znowu... jeśli wiesz co mam na myśli."
Czuje się jakby powinien puścić oczko lub inną wskazówkę tego, że flirtuje, lecz nagle żołądek zwija mu się w knoty i ma ochotę zadrżeć z nerwów. Dabi nie wyglądał jakby rozpoznawał jego ton, jedynie trzęsąc głową z zaciśniętymi kurczowo oczami. "Ty nic nie rozumiesz."
Czując chwilową odwagę wstał z kanapy z sercem łomoczącym tak, że słyszał je nawet we własnych uszach. Robiąc kilka ostrożnych i powolnych kroków podszedł do mężczyzny i położył mu obie dłonie na barkach. Złoczyńca, pod opuszkami jego palców, jest gorący, ale nie tak jak wtedy, gdy dopadło go przeziębienie. Do czasu, gdy poczuł to ciepło, jego serce biło już jak szalone.
Nareszcie, Dabi spojrzał mu w oczy. W jego spojrzeniu widać tę samą nerwowość oraz niepewność, która tak ściskała Hawksa za klatkę. Ale w przypadku Dabiego towarzyszyło im także czyste pragnienie.
Dabi z wahaniem ponownie położył swoje dłonie na biodrach Hawksa przez co niższy mężczyzna poczuł jak ten dotyk posyła fale ciepła rozchodzące się po jego ciele.
"W takim razie mi to wytłumacz." odpowiedział po cichu jednak w tej chwili to jego głos wybijał się ponad inne dźwięki.
Dabi wziął głęboki wdech, zamknął oczy i zacinając się pochylił się bliżej do bohatera, dopóki jego klatka nie była przyciśnięta do brzucha Hawksa.
Bohater miał wrażenie jakby był tylko gościem w jego własnym ciele, poruszając się pomimo, że nie z własnej woli. Przypomina mu to, gdy musiał pocieszać swoją siostrę, gdy ta była jeszcze mała a ich matki nie było w domu, a jednak było to kompletnie inne.
Przejechał palcami delikatnie przez włosy Dabiego. Były zaskakująco miękkie i powoli zaczynał zakochiwać się w uczuciu ich pomiędzy palcami.
Złoczyńca objął go ramieniem w okół talii by po chwili przyciągając go bliżej do siebie i Hawks zauważył, że nagle znajduje się pomiędzy jego rozłożonymi nogami. Twarz drugiego mężczyzny jest idealnie wyczuwalna przez cienką koszulkę jaką na sobie ma, jego gorący oddech odczuwalny na skórze, kształt nosa i krzywizna ust.
Gdy jednak zaczyna mówić jego głos jest niski i głęboki, a smutek i żal przesiąkają go na wskroś: "Mój ojciec bił moją matkę."
Obraz Eneavoura uderzającego bezimienną kobietę przychodzi mu nagle do głowy i ciepło przenikające jego żyły zamienia się w lód. Ignoruje to bo nie jest to chwila na jego błahe rozczarowania w stosunku do bohatera z dziecięcych lat.
W momencie kiedy się odzywa, zupełnie bez namysłu, ale czule drapie Dabiego po szyi: "Nie jesteś swoim ojcem."
"Czy aby na pewno? Nie wiesz tego. Nie znasz go tak jak ja."
"Miałeś gorączkę," mówi szukając uzasadnienia. "Kłóciliśmy się."
"Ciężko nazywać to usprawiedliwieniem." Dabi warknął przez zamknięte zęby, ale Hawks wie, że nie jest on zły a niego.
"Masz rację," odparł Hawks. "Ale się zatrzymałeś się, gdy zrozumiałeś co robisz."
"Czy ma to jakieś znaczenie?"
"I to jak cholera." odparł bez chwili namysłu i kucnął pomiędzy nogami złoczyńcy, aby móc spojrzeć drugiemu mężczyźnie prosto w oczy.
Dabi wyglądał po prostu na smutnego patrząc się na Hawksa z zachwytem w oczach i łagodnością.
Tym razem Hawks wie na pewno, że to jego kolej by zacząć. Pochyla się bliżej i łączy ich usta w pocałunku. Dabi nie odsuwa się ani nie oddaje pocałunku. Pozwala jedynie by Hawks założył mu ręce na szyje i całował go dalej.
Jego usta są dokładnie takie same jak je pamięta - gorące, miękkie a zarazem szorstkie. Zajmuje to kilka sekund, ale w końcu Dabi obejmuje go w talii ciaśniej, napierając na niego swoją klatką i po chwili Hawks czuje ciepły, mokry język próbujący dostać się mu do buzi, trącający jego usta, proszący o wejście.
Zajęczał, otwierając usta na co Dabi ochoczo pogłębił pocałunek. Dreszcze podekscytowania spłynęły w dół jego kręgosłupa Hawksa. Dabieo język jest rozgrzany i smakuje trochę jak dym.
Z początku ich pocałunek jest delikatny i cnotliwy zupełnie jak ich pierwszy,gdy nie robili nic więcej jak bawili się sobą, niczym w tańcu przeciwko sobie, okrywali swoje wnętrza. Ale wtem Dabi zacisnął na nim swój uścisk jeszcze bardziej. Kiedy przerwali, Hawks przykłożył swoje czoło do jego, nie chcą go puszczać. Ich nosy stykały się delikatnie, oddechy łączyły się w jeden i Hawks czuje jakby jego serce miało eksplodować z podekscytowania i szczęścia.
"Co się stało, że zmieniłeś zdanie?" zapytał Dabi muskając jego usta swoimi sprawiając, że ten zadrżał.
"Zawsze myślałem o tym w taki sam sposób," wyszeptał. "po prostu... jesteś złoczyńcą a ja bohaterem."
Dabi mruknął zrozumiale nawet na próbując zaprzeczyć jego własnym uczuciom lub mówić, że nie powinni tego robić - oboje siedzieli już w tym po uszy.
"W dodatku miałeś gorączkę," wymamrotał Hawks dłonią gładząc mięśnie mężczyzny od łokcia w górę uwielbiając uczucie jej pod ręką. "Nie byłem pewny czy normalnie wciąż czułbyś do mnie to samo."
Dabi zaśmiał się lekko po czym błądząc, powoli podciągnął swoją rękę ponad biodro Hawksa, posyłając fale niebezpiecznego podekscytowania przez niższego mężczyznę, aż dotarł do jego twarzy. Powolnymi ruchami gładził kciukiem policzek bohatera.
Patrząc na niego z wprost kompletnym uwielbieniem, które sprawiało, że Hawks czuł się spięty, niewarty i zachwycony zarazem.
"Ale tak jest." odparł Dabi.
Całują się raz jeszcze, ale tym razem Dabiego pocałunek jest mniej delikatny. Pewny siebie wciągnął Hawksa na swoje kolana. Nie jest jednak kompletnie ostry z tym w jaki sposób bada wnętrze jego buzi, ale głód z jakim jego język tańczy z Hawksa domagając się i przejmując kontrolę nad pocałunkiem jest wszechobecny.
Gdy w końcu odrywają się od siebie, oboje są bez tchu.
Jest wieczór i ostatnie promienie słońca padają na nich przez okno.
Hawks jest szczęśliwy, zadowolony, coś czego nie spodziewał się poczuć tak szybko po ledwie kilku dniach. Wziął twarz Dabiego w dłonie, tym razem uśmiechając się przy tym.
"Chcesz zobaczyć moje gniazdko?"
Paznokcie Dabiego drapały Hawksa przez koszulkę po plecach, dając bohaterowi gęsiej skórki.
Złoczyńcy ciężko ukryć uśmiech przedzierający się na jego usta gdy odpowiada: "Wiedziałem, że zostajesz tu tylko dla gniazdka."
"A i owszem," zamruczał odchodząc.
Gdy oboje wchodzą do łóżka, cichy chichot wypełnił przestrzeń w okół nich. Hawks nie ma problemów zwyczajnie wlatując na jego górę, ale gdy Dabi wspinał się po drabince, jest powolny i jakimś cudem udaje mu uderzyć się w głowę. Nie pomaga w uspokojeniu śmiechu nawet wymówka, że jest ostrożny ze względu na ranę i ma przez nią gorszą sprawność niż bohater.
Na szczęście, gdy Hawks wyszczerzył się do niego, on jedynie się uśmiechnął.
Jest wczesny wieczór więc powietrze w okół nich wydaje się być jeszcze bardziej kameralne przez małą przestrzeń jaką jest gniazdko Hawksa. To było zaproszenie do łóżka, jednak zaraz po kolejnym pocałunku, Hawks czuje się zmęczony. Cztery dni, w których praktycznie nic nie spał i teraz kiedy napięcie nareszcie zniknęło, jest w stanie w końcu pozwolić sobie na zrelaksowanie się.
Dabi prawdę mówiąc czuje się w ten sam sposób, pełen ulgi i zmęczony. Całują się dalej, oboje klęcząc na łóżku, po chwili jednak Dabi popycha Hakwsa w dół i następnie ostrożnie przyciska swoje ciało do niego, kładąc się na nim i odpoczywając pomiędzy jego rozłożonymi nogami. Jest to bardziej akt wygody niż pożądania. Żądza widoczna w ich pocałunku wciąż tam jest, ale z czasem stają się z tym bardziej leniwi i niezdarni - chcą się tylko całować i nic więcej. Właśnie w taki sam sposób dłonie Hawksa bawią się włosami Dabiego i w tak samo Dabiego ręce zaglądają w wszystkie zakamarki, dotykając go gdzie tylko mogą - jego klatki, bioder, boków dotykają wszystkiego.
W końcu Dabi przyciska swoją twarz do krzywizny szyi Hawksa, jego oddech lekko łaskoczący skórę bohatera i w przeciągu paru minut, już śpi.
Sam również próbuje zwalczyć sen, za bardzo uwielbia ciepło bijące od ciała Dabiego, uczucie jego oddechu czy bawienia się jego włosami. Stara się przegonić goniący go sen żeby pocieszyć tym jeszcze trochę, ale zasypia jeszcze zanim słońce całkowicie zachodzi.
___________________
(A/n): A czemu muzyczka? Bo tematycznie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top