Various Storms 1.3
Cisza przed burzą. Nienawidził tego wyrażenia, bo pasowało to do wielu sytuacji w życiu każdego człowieka, że straciło to twoje znaczenie już dawno temu. Ale tak właśnie było wczoraj, ten spokój który czuł po opuszczeniu gabinetu McCreamy i wypłakiwaniu swojej duszy i spokój w biurze, albo jak później na imprezie bas pulsował w jego ciele. To był jeden, wielki spokój.
Pominął dzisiejsze bieganie, bo nikt nie powinien biegać po pół godzinie snu i ogólnie pominął cały poranek, idąc do biura chwilę po dwunastej, po tym jak wcisnął drzemkę dwanaście razy. Wszyscy wokół wyglądali jak śmierć w swoich zbyt drogich strojach i czuć było mocny zapach Starbucksa, gdy tylko wszedł na piętro.
Imprezy Wanga zawsze były najgorsze i najlepsze.
Na jego biurku czekała ne niego kawa i powiedział Jessice, żeby przyniosła mu wszystko, od naleśników po owoce i jajka na śniadanie, gdy tylko zauważył Zayna, który udawał że nie spał na fotelu, który nazywał swoim, w biurze Louisa. Bóg wiedział, że jedyną rzeczą, która go obudzi było jedzenie.
Kiedy podszedł bliżej i lepiej przyjrzał się jego twarzy, Zayn miał spanikowaną minę i jego wzrok wylądował na biurku Louisa. Więc coś się stało.
Podążył za spojrzeniem Zayna i został postawiony w obliczu Harry'ego Stylesa.
Tak, to zdecydowanie był Harry. Jego oczy, jego nos, jego brwi. I zdecydowanie jego włosy. Twarz Harry'ego widniała na okładce trzech różnych magazynów. Nad tym znajdował się tytuł, o którym nie pomyślał, że przeczyta kiedykolwiek w swoim życiu
Harry Styles ląduje w Net-A-Porter
Młoda, Brytyjska Siła Przejmuje Net-A-Porter - Harry Styles Nowym Głównym Dyrektorem Kreatywnym
Net-A-Porter Wita Harry'ego Stylesa
Przeczytał to raz, potem znowu i znowu, dopóki litery nie zlały się ze sobą i nie był pewien czy to co właśnie zobaczył było prawdziwe. Twarz Zayna była pełna wyczekiwania, kiedy napotkał jego wzrok i teraz siedział prosto, czekając na reakcję Louisa.
Louis opadł na swoje siedzenie i nie był pewien jaka powinna być jego reakcja, więc jedynie rzucił swoją torbę od Louis Vuitton na podłogę i ściągnął płaszcz, najpierw biorąc WWD i otworzył artykuł.
'Były redaktor naczelny Brytyjskiego GQ jest nowym głównym dyrektorem kreatywnym grupy Net-A-Porter. Wieści nadeszły, gdy Styles nie tylko odrzucił propozycję przedłużenia swojego kontraktu z publikacją, ale najwyraźniej również odrzucił okazję, by przejąć Vanity Fair. Młody, brytyjski prekursor i członek londyńskiej paczki był najgorętszą rzeczą na rynku, najwidoczniej, jako że Net-A-Porter przechwyciło go za masywną kwotę. Styles będzie zarządzał nowo otwartym biurem w Nowym Jorku, jako że biznes przenosi się niemalż całkowicie do Stanów Zjednoczonych, ale będzie szeroko podróżował, by nadążyć za azjatyckim rynkiem i centralą w Lonydnie.'
Artykuł ciągnął się, spekulacje jak i dlaczego podpisał kontrakt i dlaczego ktokolwiek miałby zatrudnić kolesia od publikacji jako kreatywną część multimiliardowej firmy.
- Co ty zrobiłeś, Zayn?
Podniósł wzrok i jego najlepszy przyjaciel gapił się na niego z szerokimi oczami. Nie wyglądał na przestraszonego, a powinien być, naprawdę powinien.
- Nic.
- Skończ pieprzyć. Nie wzięliby tego pomysłu znikąd. Żeby redaktor naczelny stał się komercyjny? Proszę. Również pamiętam jak słyszałem twoją rozmowę; byłeś na kilku rozmowach z nowym szefem Harry'ego. Więc proszę, powiedz mi co zrobiłeś - ton głosu Louisa był zimny jak lód.
- Powiedziałem ci, nic nie zrobiłem. Naprawdę. Mogłem wspomnieć jego imię, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o rewolucyjnych krokach i jak Net-A-Porter powinien przewodzić na rynku, myśleś do przodu - Zayn zatrzepotał rzęsami i Louis mógł szczerze wylać swojego gorącego Starbucksa na jego śliczną, małą główkę.
- Zayn - był wściekły, naprawdę. Nawet nie był pewien dlaczego, może dlatego, że był ostatnim, który się o tym dowiedział.
- Och proszę, jeśli miałbym jakieś oznaki z twojej strony, że chciałbyś wiedzieć, powiedziałbym ci. Unikasz jego imienia tak namiętnie, że nie chciałem rujnować twoich planów. Więc się zamknij. I były o tym rozmowy, kiedy tylko odrzucił Vanity Fair, tylko że ty wycofałeś siebie z tego. Wszyscy po części wiedzieli. Albo zgadywali, odkąd było kilku kandydatów do wyboru. Również byłem jednym z wielu, którzy mieli z nim spotkanie i wspomnieli imię.
Louis spojrzał na niego, gdy to do niego dochodziło.
Harry. Net-A-Porter.
- Więc przeprowadza się do Nowego Jorku.
- Jestes taki głupi czasami, naprawdę. To nic nowego, Louis - pstryknął palcami przed twarzą Louisa. - Obudź się. Chciał przeprowadzić się od dawna i pracował nad tym i w końcu by to zrobił, nie ważne czy ty byś się pojawił, czy nie.
- Twoje motywacyjne przemowy są tym, co dodaje mi energii, Zayn - uśmiechnął się do swojego przyjaciela, który od zmartwionego stał się lekko zirytowany i teraz zdawał się osiąść na ładognie rozdrażnionym.
- Pozwolę ci to przetrawić - wstał i podszedł do biurka Louisa, przyciskając pocałunek do jego policzka. Pachniał jak lawenda i Louis zamknął swoje oczy i zaciągnął się zapachem i mógł poczuć jak ciśnienie jego krwi malało.
Gdy miał wyjść za drzwi, Zayn odwrócił się i dodał - i zobaczę czy Jessica ma jakieś prezenty, które mogę sobie przygarnąć - puścił mu oczko i ukazał zęby i potem zniknął niczym dym.
Louis wygodnie rozsiadł się na swoim fotelu, ściskając kawę w swojej prawej dłoni, gdy wziął The New Yorker i skupił się na słowach przed sobą. Ponownie przeczytał wszystkie trzy artykuły o Harrym, pozwalając słowom całkowicie do niego dotrzeć.
Harry.
Najlepsze było to, że nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony. Nie bardzo.
Spędził resztę dnia pracując, po tym jak powiedział Jessice, żeby znalazła wszystkie opublikowane artykuły ze słowem Harry Styles i mu je przyniosła. Był na autopilocie, podążając za planem z pamięci. Jego mózg był okupowany przez Harry'ego i czy Harry był szczęśliwy i co to wszystko mogło oznaczać.
Harry będzie w tym samym mieście co on. Będą je dzielić. Dwa miesiące temu dzielili łóżko i najszybsze, najbardziej intymne słowa. Teraz to wszystko było spalone i szli po popiole. Cóż, przynajmniej on i teraz będą mieszkać na tym samym skrawku ziemi.
Louis nie mógł stwierdzić czy to był moment, gdy miał w sobie najwięcej nadziei od lat, czy najbardziej zrozpaczony, jaki był kiedykolwiek. Obstawiał oba.
Odmówił ofercie Zayna, by u niego przenocował i poszedł do domu sam, drugą noc z rzędu. Nadchodziła burza i wolał stawić jej czoła samemu.
Tego wieczora, deszcz nawiedził ulice Nowego Jorku i przemoczył przechodniów, gdy panika zawładnęła Louisem i ponownie ściskał pościel, z trudem łapiąc oddech tak, że było to bolesne.
Ale teraz było to inne, nie tylko niekończący się potok pytań, ale jedynie kilka głośnych, które wpychały się przez drzwi i uruchamiały wszystkie alarmy, które miał w swoim ciele, żądając odpowiedzi.
Co teraz?
Nie spał tej nocy, nawet wtedy, gdy się uspokoił i wypił butelkę wody i zrobił peeling na twarz i zrobił całą swoją wieczorną rutynę w nadziei że to przyniesie mu jakiegoś rodzaju obeznanie wystarczająco silne, by zepchnąć go z krawędzi do krainy snów.
Jak powinien spać, kiedy Harry tam był i on również i jego serce biło bez jego pomocy i pragnął dotyku skóry Harry'ego i jego ciało bolało przez pustkę nieposiadania Harry'ego?
Wziął kołdrę i swojego papierosy i poszedł na balkon, sam. Zapalił jednego i potem spalił całą paczkę, gdy ludzie pod nim spacerowali i obserwował jak deszcz ciężko opadał na ich ramiona.
Zastanawiał się ilu z nich czuło pustkę, tak jak on.
Zastanawiał się jak to naprawić.
----------------------------------------------------------
Jego impreza urodzinowa wypadła szóstego grudnia. Świętował swoje urodziny wcześnie w tym roku, biorąc od razu po tym wolne i udając się do innej części świata razem z Zaynem.
W tym roku odbywało się to w MOMA i było jakieś trzysta ludzi, wszyscy pijani i szczęśliwi. Wiedział jak robić imprezy i ta, wzbogacona o ducha świąt i lekką desperację, która zawsze miała związek ze świętami i była wyczuwalna w powietrzu, zawsze była wysoce wyczekiwana.
Miał na sobie prostą, dopasowaną, czarną koszulę z plamami białej farby, tak delikatnymi i wykwintnymi, że wiedział że musiał ją mieć, gdy tylko ją zobaczył. Był także ubrany w spodnie od Maisona Margiela w jasnoszarym kolorze, które odkrywały jego kostki i miał na sobie dwutonowe półbuty od Vovienne Westwood. Jego włosy ułożone były w quiffa i wyglądał tak dobrze, nie czuł się ani o dzień starszy, niż dwadzieścia pięć, ludzie zatrzymywali się, by co minutę życzyć mu wszystkiego najlepszego, wszyscy jego znajomi byli obecni, Zayn przy jego boku, dobrze się bawiąc.
Całe wydarzenie było stworzone według jego upodobań, od jedzenia po ludzi, którzy byli zaproszeni i Zayn pociągnął za kilka sznureczków, by Florence była tu i zaśpiewała dla niego, kiedy przynieśli tort.
Byli doszczędnie nawaleni po tym, gdy ktoś oznajmił żeby wypić trzydzieści szotów, każdy za każdy rok życia Louisa i kiedy minęli liczbę piętnaście, nie pamiętał wiele, oprócz śmiechu.
Nowy Jork świętował jego urodziny w wielkim stylu. Ale wciąż czuł się kompletnie samotny, wspinając się do swojego łóżka, gdy alkohol zaczął z niego wyparowywać i Zayn już chrapał po drugiej stronie łóżka, stronie Harry'ego, nie tylko samotny tak po prostu, ale samotny, bo osoba, która sprawiała, że mocno się śmiał i szeroko uśmiechał była dla niego obca. Był samotny na ten sam sposób, w jaki był zagubiony, bez żadnego kompasu, który wskazałby mu gdzie iść. Nic nie zdawało się działać. I po raz pierwszy od dawna przyznał się, że nie było z nim okej.
Stracił Harry'ego, zanim go miał. Kochał go w momentach pomiędzy czym to było i czym mogło to być.
Ta myśl najpierw uderzyła w niego niczym fala, powoli i było to łagodne i ledwo to zarejestrował, wielkie słowa, które wypełniły jego umysł. I potem wróciło to jako tsunami i niemalże powitał panikę, która zawładnęła jego płucami, gdy odgrywał to w swojej głowie znowu i znowu.
Miłość. Pieprzyć to.
--------
- Myślisz, że powinienem kupić psa?
Odwrócił swoją głowę, ściskając swoją walizkę od Louis Vuitton ciaśniej w swojej dłoni, gdy szli przez lotnisko w Bangkoku w stronę wyjścia. Właśnie wylądowali i było zbyt wiele hawajskich koszul i krótkich spodenek wokół nich. Również było o wiele za gorąco, a wciąż byli wewnątrz. Może powinni byli pojechać na narty. Aspen, albo coś takiego.
- Absolutnie nie - powiedział w ten sam sposób jak zawsze, gdy Zayn wpadał na kolejny, głupi pomysł. Co odbywało się co jakiś tydzień.
- Ale mielibyśmy coś do przytulania i to byłby świetny magnes na mężczyzn - Zayn puścił mu oczko, gdy ludzie zatrzymywali się, by się gapić na ich dwójkę.
- Jakby twoje wyjątkowe piękno i kości policzkowe nie były wystarczające. Żadnych psów, Zayn.
Och, tu było wyjście. Powinni przebrać się w samolocie, wilgotność połknęła ich i wypluła z plamami potu.
- Może powinniśmy byli pojechać na narty - powiedział Zaynowi, gdy zauważyli kierowce, który miał na nich czekać.
- Może nie. Chcę pływać w głębokim, niebieskim morzu i chodzić na piesze wycieczki. Chcę aktywne wakacje.
- Więc chcesz pieprzyć wszystko, co wpadnie ci w oko.
Przynajmniej kierowca przyjechał i przynajmniej był przyzwoicie ubrany, w garnitur, któremu przydałoby się dopasowanie, ale miał miłe spojrzenie i wypolerowane buty, więc Louis uśmiechnął się do niego, kładąc swoje dwie, wielkie walizkina ziemi i szukając ulgi w klimatyzacji.
- Nie, myślę, że spróbuję tego nie robić. No wiesz, czysta dusza i to wszystko. Powinniśmy uprawiać jogę.
Louis parsknął śmiechem i lekko poklepał Zayna po ramieniu.
- Najpierw zjedzmy. Potem popływajmy i potem róbmy nic przez przynajmniej dzień lub dwa. Będę spał pod drzewem na plaży i ty możesz szkicować, gdy ja będę robił zdjęcia.
Może pieniądze nie mogą kupić szczęścia, ale mogą kupić ekskluzywne wakacje w siedmiogwiazdkowym resorcie z prywatną plażą i zapewnionymi lekcjami duchowego kierownictwa, jeśli chceli.
Weźmie lekcje z duchowego kierownictwa. To brzmi jak coś, czego Harry Styles by poszukiwał. Więc on poszuka sposobu, by poradzić sobie z Harrym Stylesem w sposób, w jaki on sam by to zrobił.
Gra toczyła się dalej.
--------------------
Dwa tygodnie później, mniej więcej zwiedzili wyspę. On i Zayn pozostali jedynymi ludźmi którzy wierzyli, że koszulki powinny być założone podczas zwiedzania i zrobił wiele zdjęć i spędził godziny każdej nocy na segregowaniu ich i wrzucaniu na media społecznościowe.
Nic się nie działo, poza faktem, że przywalił kolesiowi, kiedy zdecydował że Zayn będzie jego kolejnym, miłosnym celem i nie zostawił ich w spokoju, gdy zwiedzali Bangkok, jedząc różne zwierzęta, które nigdy nie powinny zostać usmażone, ani ugotowane, ale w jakiś sposób smakowały dobrze.
Było to czuć dobrze, ten cios i siła za nim stojąca i sposób, w jaki mógł to zrobić, nic go nie trzymało i następnego dnia zdecydował zająć się sztukami walki z prywatnym instruktorem, tylko dlatego, bo mógł.
Bawił się pomysłem zostania tu i znalezienia nowej pracy, czegoś prostego, co nie wymagało wielkiego wysiłku umysłowego. Powiedział to Zaynowi i mężczyzna przytaknął, ta sama zaduma wypisana na jego twarzy. Tu wszystko było prostsze, po drugiej stronie świata.
Było mniej żalu. Nowość zawładała tobą i twoje myśli odpływały. Nie miał ani jednego ataku paniki w przeciągu dwóch tygodni i dużo się uśmiechał, skąpany w słońcu.
- Mówię poważnie, Zayn, powinniśmy po prostu uciec?
Leżeli na plaży i wokół nich były żółwie, morze jedynym dźwiękiem, który mogłeś usłyszeć. Obaj mieli drinki w swoich dłoniach i obok ich stóp leżały miski z owocami.
Zayn spojrzał na ocean i Louis przesunął się, więc mógł obserwować jego twarz, gdy mówił. Nie byli tak wyciszeni od długiego czasu.
- Myślałem o tym, naprawdę. Kiedy patrzę na ciebie, gdy z rana jesteś cały kung fu i i popołudniami dziesz na swoje dające do myślenia sesje i biegasz swoje pięćdziesiąt mil dziennie, wydajesz się dobry. Jesteś spokojny; nie ma paniki, ani zmartwienia w twoim głosie. Cóż, jest, kiedy rozmawiasz z biurem i gdy wysłali ci rzeczy do przejrzenia. Potem przybierasz swoją twarz do gry i jesteś cały spięty. Mam na myśli, rozumiem to. Jestem taki sam, kiedy nadchodzi jakaś sesja, zawsze myślę czy jest wystarczająco dobra, co porzebuje poprawek. Jesteśmy zaprogramowani w ten sposób. Ale w tym samym czasie, jeśli zostaniemy, ile minie, zanim będziemy znudzeni? Bo już nauczyliśmy się wszystkiego o tym miejscu, po prostu czekam, aż staniemy się tutaj nerwowi. I potem musielibyśmy się przeprowadzić, do innego miejsca, czegoś nowego, czegoś ekscytującego. I znowu bylibyśmy szczęśliwi, bo mielibyśmy coś, co zajęłoby nas na jakiś czas. Ale stalibyśmy się tym zmęczeni, tak sądzę, nowością i faktem, że nie mamy miejsca, które nazywamy domem i w końcu czulibyśmy się tak zagubieni, to byłoby gorsze od powrotu i stawieniu czoła temu, co czeka nas w Nowym Jorku.
Zayn zamknął swoje oczy, napawając się słońcem niczym kot i Louis uśmiechnął się na to, jak rozsądnie brzmiał.
- Dorosłeś, wiesz o tym?
- To, że nie chcę pieprzyć cię, gdy tylko mam taką okazję nie oznacza, że jestem dojrzały.
- Och, ale jesteś, twoja głowa wciąż jest w chmurach, ale również posiadasz mądrość. Myślę, że to mój wpływ.
Zayn popchnął go tak mocno, że spadł ze swojego leżaka i jego całe ciało było pokryte w piasku. Popływali w oceanie, bo to było to co robiłeś, kiedy byłeś w Tajlandii.
Było to czuć, jakby to był koniec czegoś. O dziwo nie czuł się tak beznadziejnie jak myślał że powinien, gdzieś z tyłu jego głowy malutki promyczek nadziei lśnił pośród ciemności.
Później tego dnia, kiedy wziął prysznic po swoim biegu i zjadł kolejny, świetny posiłek, zadzwonił do Jessici. Zabukował lot do Londynu.
Zayn był o wiele mniej zaskoczony, niż spodziewał się tego Louis. W zamian jedynie uniósł swoją brew.
- Zatem mam nadzieję, że zabukowałeś bilet również dla mnie.
Tej nocy wypróbował każdą technikę oddychania, jakiej się nauczył, oczyszczając swój umysł i pozwalając sobie być wolnym. Robił to znowu i znowu, dopóki panika nie była jedynie cichym pomrukiem w jego brzuchu i dopóki nie czuł, że sprawował kontrolę.
Nadszedł czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top