Prologue 1.3

Paryż był pędem pokazów, kolacji i spotkań. Dla Louisa był również pracą w samochodzie i w Ritz, ciągłymi telefonani do Nowego Jorku i zbyt małą ilością godzin snu.

Dołączył do Zayna na sesji do październikowego numeru w Musee d'Orsay po godzinach otwarcia, ubrania zaprezentowane na pokazach wyglądały spektakularnie w białej scenerii. Ich dwójka zawsze czuła się jakby łamała zasady, więc załatwili wszystko przez Sabine i wystylizowali tą całą rzecz przez jeden dzień planowania, wydział od akcesoriów wysłał im wystarczająco, by mieli co wybrać na improwizowaną noc lekkomyślności. Louis na nowo przypomniał sobie dlaczego zakochał się w modzie tyle lat temu i kiedy spojrzał na Zayna siedzącego na podłodze, sprawdzającego zdjęcia na swoim komputerze, mógł dostrzec, że jego najlepszy przyjaciel również to czuł.

Zazwyczaj dni tygodnia mody zdawały się Louisowi zlewać w jedno, ponieważ w większości był po drugiej stronie oceanu. Włochy i Francja zawsze były dla niego przyjemne i miłe, załoga traktowała go jak króla, ale po sezonie lub dwóch bycia starszym redaktorem Bazaaru i potem reprezentując The New York Times, każdy następny rok zaczynał wyglądać jak poprzedni i tygodnie mody polegały na wciśnięciu takiej ilości interesów w siedem dni, jak było to możliwe.

W jakiś sposób teraz było to czuć inaczej, kiedy widywał tam również Harry'ego. Harry miał na sobie vintage Comme Des Garcons rock and roll marynarkę z nadrukiem, kiedy mijali się po drodze w lobby w Ritz, wieczór trwał w pełni, ale dla Louisa była to pora snu, podczas gdy Harry miał dopiero wychodzić. 

Louis czuł się jakby trochę wariował, bo kiedy tylko się odwracał, Harry zawsze stał tak blisko, ciało odwrócone w jego stronę i albo rozmawiał ze swoją dwójką przyjaciół którą zaciągnął ze sobą do Paryża, albo z redaktorami innych publikacji. 

W poniedziałek Louis był podekscytowany na Diora, fioletowy dywan igrał z umysłami widowni, jakby spodziewali się festiwalu muzycznego, podczas gdy byli pod wpływem narkotyków, a nie oglądali pokaz mody. Ponownie motywem przewodnim dla Simonsa, który zarządzał Diorem były kwiaty i Louis kochał to, zawsze zafascynowany ruchem, który wszczepiał w swoje prace, kontrast sztywności i lekkości. Zayn był również wyraźnie szczęśliwy, jak szalony szkicując w swoim notatniku, jego głowa poruszała się w górę i w dół, gdy próbował wyłapać detale na długich sukienkach, które przepływały przez wybieg. 

W jakiś sposób zdołał wyobrazić sobie Harry'ego w lekkim jedwabiu pomimo tego, że został usadzony w rzędzie z tyłu, więc Louis nie mógł dostrzec go wśród tłumu. Jego umysł wciąż był niemym brzęczeniem słowa Harry, Harry, Harry. Wszystko dotyczyło Harry'ego, materiały i zapach zmieszanych, drogich perfum w wielkim pomieszczeniu. 

Gdy tylko pokaz się skończył, Louis i Zayn wyszli z powrotem na paryskie słońce, reszta grupy Vogue tuż za nimi. Sabine zdołała złapać Louisa, nawet jeśli musiała stać daleko z tyłu z innymi asystentami i natychmiast zaczęła mówić z pamięci jego harmonogram, niczego nie przegapiając. Louis czuł jakby czasami to ona nim dowodziła, nawet jeśli to on był u władzy. 

- Właśnie dotarł wywiad z Hillary Clinton, jest na twoim iPadzie w samochodzie. Lunch z Vogue Paris jest dzisiaj i the LVMH Young Fashion Ceremony jest o siedemnastej. Mam dla ciebie ubrania na zmianę w samochodzie - chwilę potem znaleźli się przy pojeździe, Zayn leniwie wsiadł do środka, brzeg jego marynarki od Balmain był niebieski, żółty i czerwony. Louis będzie musiał ją ukraść.

- I tyle z powolnego dnia - wydostało się z ust Zayna, zanim Louis mógł dobrze usiąść. Przejechał palcami po skórzanej tapicerce, przestronne wnętrze pozwoliło im wyciągnąć swoje kończyny. Louis odchylił swoją głowę do tyłu i zamknął oczy.

- Chciałbym, żeby wrzesień co roku nie był taką męczarnią - wymamrotał do siebie Louis, wydymając usta. 

- To się dzieje, kiedy chcesz za każdym razem przewyższyć samego siebie, kochanie. - Louis otworzył oczy by zobaczyć jak Zayn gapił się na niego i potem posłał mu oczko znad swoich okularów od Thoma Browne. Wyglądał jak model i Louisowi pociekła ślinka na wspomnienie jak dobrze znał wszystkie krzywizny ciała Zayna. Sonety, które mógł napisać w tej sekundzie o tym, jak mógł wić się i dyszeć od zaledwie sprośnej gadki. 

- Nie mogę zepsuć dziedzictwa, nieprawdaż? - Louis przyglądał się paryskiemu krajobrazowi, białe budynki i kwiaty były stałym elementem w jego głowie za każdym razem, gdy był w tym mieście. Krzyżując ręce na piersi, rozmyślał czy powinien spróbować wcisnąć drzemkę przed lunchem. Dzisiaj jego umysł był śpiący i nie gotowy do gry po tym, jak nie spał do szóstej by nadrobić zaległości z Nowym Jorkiem.

- To twoje najlepsze wydanie jak dotąd, Lou - Zayn przysunął się bliżej, całe udawanie, że byli zaledwie znajomymi z pracy poszło na bok. Jego głowa spoczęła na ramieniu Louisa, gdy skulił swoje ciało, by zmieściło się obok jego najlepszego przyjaciela. - Już widziałem większość. Jest inspirujące i wiesz jak pełne gówna to słowo zazwyczaj jest dla mnie. I drugi artykuł z Johnem, nie mogę uwierzyć, że możemy zobaczyć jak ponownie wziął w tym udział. Świat oszaleje. 

Jeśli był ktoś, kto był bardziej radosny na wieść o udziale Johna Galliano niż Louis, był to Zayn. Zawsze była ta jedna kolekcja, ta jedna osoba, która przyciągała twoją uwagę w pewnym momencie twojego życia i to nigdy nie mijało, ta obsesja. To zauroczenie, którym ta dwójka darzyła Galliano czasami była nie z tego świata, ale znowu, tak samo jak ogólnie ich branża. I teraz, kiedy mieli swojego bohatera na stronach ich pamiętnika, cóż, życie było całkiem wspaniałe. 

- Dzięki, kochanie. Mam nadzieję, że wszystkie małolaty, które kupią to dla Kendall na okładce dostaną dawkę nauki na którą zasługują w reszcie wydania.

Powiedzieć, że Louis był dumny z tego co miał zaprezentować byłoby niedopowiedzeniem. Wciąż cholernie się bał.

Siedzieli spokojnie w samochodzie, czekając aż dotrą do Ritz, Mekki światowej mody na ten tydzień. I jeśli umysł Louisa powędrował do chłopaka, którego nie widział dzisiaj na pokazie, to tylko dlatego, że palce Zayna rysowały niezidentyfikowane kszłaty na jego klatce piersiowej i nie mógł nic poradzić, tylko wyobraził sobie jakby to było czuć, jakby Harry robił to swoimi szczupłymi, pokrytymi pierścionkami palcami na jego nagiej skórze.

~*~

Dwie godziny później, Harry widzi Louisa po raz pierwszy tego dnia. Nie było niespodzianki, że tutaj był, mimo wszystko było to wydarzenie Vogue, ale Harry wciąż miał problemy z powstrzymaniem swojego serca od wykonania radosnego tańca w jego klatce piersiowej, kiedy zobaczył starszego mężczyznę w bogatym, złotym pomieszczeniu.

To wydarzenie było prywatne, odseparowane. Tylko Conde Nast. Niall robił cokolwiek znani DJ robią i Liam był tutaj z nim, dostarczając wsparcia i całkowicie nie rozumiejąc co się tutaj działo. By wmieszać się w tłum, Harry ubrał Liama w Gucci od stóp do głów. Nawet miał na sobie mokasyny, ten czarujący bohater, którym był.

Harry miał na sobie McQueena na tę okazję, nie był do końca pewien jaki ubiór byłby odpowiedni na takie prywatne spotkanie jak to. Okazało się, że trafił bezbłędnie, kiedy rozejrzał się dookoła i dostrzegł mężczyzn w garniturach, krawaty zapomniane i kołnierze na wolności. Był odziany w marmurową koszulę i taliowane spodnie, białe i niebieskie nierówne wzory na bawełnie sprawiały, że jego oczy były jeszcze zieleńsze. 

Nikt poza nim nie miał na sobie jasnopomarańczowej chustki na głowie z organzy. Zaliczał to do wygranej. 

Podczas lunchu, Harry siedział przy całkowicie innej części stołu niż Louis i Zayn, geniuszem stojącym za kilkoma najbardziej marzycielskimi artykułami wstępnymi w Vogue. Był usadowiony z resztą brytyjskiej załogi, leniwie rozmawiając i nadrabiając najnowsze osiągnięcia innych. Wymienią się plotkami o wiele później, kiedy mimosy zaczną działać. (tłum. rodzaj drinka)

To nie znaczyło, że spuszczał wzrok z Louisa; w zamian, chłonął go. Koleś wyraźnie był królem ich wszystkich, plecy w prostej linii, podbódek trzymany wysoko, oczy niebieskie jak morze adriatyckie. Był ubrany cały na czarno, ciasna, jedwabna koszula idealnie otulała jego tors i kiedy Louis odwrócił się, podczas gdy z kimś rozmawiał, Harry był w stanie dostrzec kształt jego łopatek na gładkim materiale. 

- Gapisz się - Liam potrafił być całkiem spostrzegawczy, kiedy uważał. 

- Nie mogę nic poradzić - Harry przeżuwał swoją rybę dłużej, niż było to konieczne, wciąż oczarowany tym wszystkim, czym był Louis Tomlinson. - Czy tak będzie do końca tygodnia? Ja, będący gapiącym się pawianem, podczas gdy on będzie królową lodu?

- To Voguezilla - Liam rozejrzał się po pomieszczeniu i jego oczy znalazły mężczyznę siedzącego obok Louisa. Miał najbardziej ostrą budowę szczęki, którą Liam kiedykolwiek widział. Louis mógł nie być jedynym wartym sprawdzenia. Voguezilla miała dobrze wyglądających przyjaciół. - Żarty na bok. Sprawimy, że to zadziała. Małe kroczki. Najpierw Instagram, potem obciąganie. 

Harry przeżuwał swoją sałatkę. - Muszę zaliczyć. I nawet tego nie chcę. Chcę jego i jeśli nie mogę go mieć, nie chcę nikogo innego. Popatrz na niego, Liam, nawet nie ma konkurencji na tym świecie. W rzymskich czasach byłby Cezarem. 

Przejechał dłońmi po twarzy, jedna spoczęła na jego czole, w drugiej trzymał mimosę. - Będę dzisiaj musiał sobie obciągnąć dwa razy pod prysznicem, żeby powstrzymywać się jutro na pokazach. 

- Heeeeej. Za dużo informacji! - na twarzy Liama nie widniało zdziwienie, ani osąd. Jego wielkie, szczenięce oczy błyszczały, wyraźnie rozbawiony, podczas gdy obserwował zmagania swojego przyjaciela. - Wiesz jak kiedy wszystko ssie i czujemy się jak gówno i tylko chcemy obejrzeć Toy Story i jeść gówniane jedzenie, pojawia się Niall i wszystko po prostu się zmienia. Za każdym razem. Pamiętasz moje zerwanie? Niall upił mnie i wy, dwaj idioci, zawieźliście mnie do Niemiec. Najlepsze pieprzenie w moim życiu. 

Oczy Harry'ego rozpromieniły się na to wspomnienie. Sądząc po dźwiękach, które Liam wydawał tej nocy, to było najlepsze pieprzenie w życiu. Nigdy więcej nie będzie dzielił z nim hotelowej ściany. 

- Tak, okej, przestanę się użalać. 

- Powinieneś. Podoba ci się ten fajny koleś; on wyraźnie jest również zainteresowany. Byłby głupcem jeśli nie, więc przestań się martwić. Gap się na niego do nieprzytomności, czy coś. Możesz to zrobić? Nie jestem pewien. Wiem, co możesz zrobić. Zjeść obscenicznie deser, jakbyś miał to na myśli. No dalej, użyj swoich zasobów, Styles. Mamy Paryż u swoich stóp w tym tygoniu. I również Voguezillę na twoim penisie, jeśli nam się poszczęści. 

Entuzjazm Liama sięgnął wysokiego poziomu i wkrótce połowa ich stołu patrzyła na nich, miny od zaskoczonych do wyraźnie urażonych. Harry niemo zaczął modlić się, że nikt nie połączy Voguezilli z Louisem, inaczej mieli kłopoty. 

- Coś zabawnego? - dobiegł głos z lewej strony i Harry zdał sobie sprawę, że nie był to tylko ktoś, ale Louis naprawdę zauważył jego istnienie przed, cóż, wszystkimi, którzy liczyli się w świecie wydawnictwa modowego. Usta Louisa wygięte były w pewny siebie uśmieszek. Połączony z włosami zaczesanymi do góry i wyraźnie zarysowaną szczęką, wyglądał zabójczo. Nie wspominając, że pięknie. 

- Ummm, tak, właśnie mowiłem jak nie widzieliśmy się od wieków. Co to było, dwa dni temu, kiedy moda męska się zakończyła? - uśmiechnął się Harry. 

Dawał wszystko co miał, zęby na widoku, dołeczki ukazały się niemalże natychmiast. 

Pomieszczenie zaryczało śmiechem, nic śmieszniejszego dla modowego grona, niż wyraźne wyśmiewanie jak rozległe i męczące mogłby być tygodnie mody. 

- Tak, wypijmy za to - Louis uniósł swój kieliszek, przechylając głowę lekko w lewo, jakby sam opijał Harry'ego. 

Wewnątrz, Harry tańczył nago na polu i było lato i wszystko było wspaniałe.

~*~

Louis obudził się, gdy słońce zaczęło łaskotać go w nos.

To było wystarczająco dziwne, bo zazwyczaj budził się zanim słońce wzeszło. 

Poprawka, zawsze tak było. 

Powoli podniósł głowę spod materiału miękkiej pościeli i był odwrócony w stronę szafki nocnej po jego lewej stronie. Jego dłoń była odrobinę za krótka, by dosięgnął swojego iPhona, który zaświecał się co sekundę, wyraźny znak, że coś przegapił.

Kiedy jego kończyny zaczęły funkcjonować i usiadł prosto, spojrzał na wielkie lustro w kącie jego luksusowego pokoju, gdzie przesadne okna spotykały się z wygórowanymi, pokrytymi tapetą ścianami. Jego włosy odstawały we wszystkich kierunkach, oczy w odcieniu stłumionego niebieskiego jak zawsze, kiedy się obudził. Jego skóra wyglądała na zdrową, dzięki szerokiemu wyborowi Chanel i Estee Lauder, które codziennie wsmarowywał w swoje policzki. 

Była dziewiąta rano i miał kłopoty, pokaz Chanel zaczynał się za godzinę i zaspał i Sabine wylatuje z pracy. 

Po prostu nie przegapiasz Lagerfelda. 

Widząc jak obecnie nie posiadał absolutnie żadnej godnej wymówki, wybrał jeden z numerów na szybkim wybieraniu i włączył tryb głośnomówiący. 

- Czy jest jakieś wyjaśnienie dlaczego pozwolono mi spać do dziewiątej rano w najbardziej pracowity dzień w tygodniu? Miałaś wypadek samochodowy? - warknął.

Nie było mowy, żeby zdążył na czas do Grand Palais.

- Przepraszam Louis, zawsze masz nastawiony budzik na poranne bieganie. Nie chciałam ci przeszkadzać - Sabine brzmiała panicznie i Louis mógł usłyszeć jak zbierała wszystkie swoje papiery i biegła przez korytarz, który łączył jego apartament z jej pokojem.

Zobaczył jak nagle zatrzymała się kiedy dostrzegła, że grzebał w szafie mając na sobie jedynie bokserki. 

- Jedynym powodem dlaczego nie wylatujesz jest fakt, że nie mam czasu szukać innej asystentki w środku tygodnia mody i dwa tygodnie przed tym, jak wrześniowy magazyn idzie do druku.

Wściekły, Louis skrzyżował ramiona odwracając się, by stanąć twarzą w twarz z Sabine. To jakby niemalże mógł usłyszeć jej przyśpieszone bicie serca w cichym pomieszczeniu, paryski ruch uliczny był niczym, tylko niemym brzęczeniem. 

- Kurwa, chodźmy. Przestań sprawiać, że jest jeszcze gorzej. Załatw mi makijaż i włosy za pięć minut. Gdzie Varvatos, którego planowałem dzisiaj założyć? Przesuń to.

Nie było miejsca na uprzejmość i Sabine wiedziała to sądząc po sposobie, w jaki wybiegła z pokoju, jej szpilki od Prady uderzały o jasny parkiet.

Wróciła w krócej niż minutę, Louis zmienił swoje bokserki i ubrał z prostą, białą koszulkę.

- Żadnej torby, weź mi ten krawat od Saint Laurent i Jimmy'ego Choosa. Ze wzorem w czekoladowe żółwie. 

Piętnaście minut później, drzwi od windy się za nimi zamknęły, Louis szedł za Zaynem w granatowym garniturze w cętki, który wyglądał jak nocne niebo. 

Zdążyli pięć minut przed czasem.

Anna zawsze była piętnaście minut wcześniej. Głowa Louisa zaczęła boleć. 

Celebryci rozrzuceni po kasynie i modele chodzący wokół nich, ubrania ponownie zepchnięte na drugi plan. 

Umysł Louisa odpłynął po piętnastu minutach i ponownie był wdzięczny za okulary przeciwsłoneczne, tradycję, którą zdecydował się zatrzymać po Annie. 

Skończyło się to prędzej czy później i Louis powoli wstał, nie czując pośpiechu, bo to miejsce było wystarczająco duże, by wszyscy spokojnie wyszli. Jego pierwsza myśl o Harrym nadeszła wtedy, kiedy stanął twarzą w twarz ze wspomnianym mężczyzną, pomiędzy nimi kilka kroków. 

Zgonił winę na brak kawy. Nikt normalnie nie funkcjonuje bez kawy.

Harry wyglądał fantastycznie jak zawsze. Dopasował się wyjątkowo dobrze z wysokiej klasy finezją, która pojawiała się na pokazach takich jak Chanel, nawet jeśli utrzymał raczej sporą ilość swojej brudnej, ekscentrycznej modowej osobowości. 

Ubrany w czarny garnitur i wyprasowaną, białą koszulę, zastąpił poszetkę różą w kolorze flaminga i jego włosy były uczesane w ciasne warkocze rozchodzące się od czaszki do tyłu jego głowy, gdzie zaczynała się szyja. Na stopach miał parę cielistych Adidas Supercolor. 

Louis desperacko chciał go pocałować. 

Chciał go również na Vogue.com w ciągu kilku minut i dobrze tego nie przemyślając, przekroczył odległość pomiędzy jego ciałem a Harry'ego i odchrząknął.

Uśmiech Harry'ego był oślepiający. I jeśli Louis byłby poetą, pisałby o nim piosenki przez resztę życia.

Jednakże, jego sztuka była bardziej dobitna, niż słowa.

- Nie mogłem nie zauważyć tej odważnej stylizacji, którą masz na sobie.

Louis się nie bał, nie. To tylko jego serce ogłuszało jego uszy. Jego krew była lawą. Nic wielkiego.

Harry na sekundę się zawahał, potem powoli, lecz słodko powiedział - dziękuję. 

Nie było wątpliwości w myślach Louisa, że teraz, czy kiedykolwiek będzie to możliwe, żeby powiedział nie temu mężczyźnie stojącemu przed nim. 

- Masz coś przeciwko, żebyś poszedł ze mną na sekundę? Chciałbym zrobić ci zdjęcie na naszą stronę. Może stać się to 'stylizacją dnia'. Znam pewnych ludzi. 

Wciąż odrobinę oszołomiony, Louis włożył dłoń do kieszeni garnituru, ale nie zachwiał się. Uśmiechnął się i uderzyło to w niego jak kokieteryjnie brzmiał. Jego intencje były dalekie od tego, ale najwyraźniej jego mózg zdecydował się nie przesyłać poprawnie sygnałów do jego ust, więc dzisiaj zamiast być racjonalnym, był głupcem. Jak miło. 

Cała twarz Harry'ego była zaskoczona i przez moment Louis myślał, że Harry nie traktował jego propozycji z powagą na jaką to zasługiwało, co oznaczało, że będzie musiał to powtórzyć.

Nie był pewien czy był w stanie wypowiedzieć tyle słów. Włosy Harry'ego wciąż wyglądały jak czekolada.

- Tylko jeśli ty się zrewanżujesz - oświadczył Harry. Podkreślił swoje zdanie podskakując na stopach, wyczekujący uśmiech widniał na jego twarzy.

- Nie bądź bezczelny, Styles - wymamrotał Louis, przygotowując się do ucieczki z kraju. Może jak wyjedzie teraz, po prostu ucieknie, będzie w stanie zapomnieć o tym mężczyźnie i jego idelanym wyglądzie i jak się zdawało, wymarzonej osobowości.

Słyszał, że Magadaskar jest ładny.

Ale wciąż był w Paryżu. I to, czego naprawdę chciał to zdjęcie Harry'ego na stronę internetową. Był wizją. I Louis nie odrzucał okazji takich, jak ta. 

- Chodźmy - zdecydował Louis, łapiąc Harry'ego za nadgarstek i ciągnąc go na środek ogromnej przestrzeni, tuż obok stołu do kasyna. Był, oczywiście, zbyt elegancki by kogoś za sobą ciągnąć, więc użył trochę siły, by mężczyzna za nim poruszył swoimi stopami i szedł za nim. 

Nie zauważył nawet co robił, dopóki Harry się nie potknął, bo co innego mogło się stać i Louis podniósł wzrok by zobaczyć ludzi, którzy odrobinę dziwnie się na nich patrzyli, nie przyzwyczajeni do widoku Louisa okazującego jakiekolwiek uczucia. 

Jak profesjonalista, Louis szybko wrócił do siebie, delikatnie zdejmując swoją dłoń z ręki Harry'ego. Pomaszerował w stronę, gdzie światło idealnie padało na białą podłogę i czekał, aż Harry podąży za nim.

Harry był wystarczającym głupcem, by za nim pójść. 

- Zrobisz ze mnie gwiazdę? - spytał, patrząc na Louisa spod swoich rzęs, głowa lekko opuszczona, jakby robił to już wcześniej. Jakby to było niczym, pozowanie do zdjęcia na Vogue.com po środku Grand Palais minuty po tym, jak zakończył się pokaz Chanel. 

1:0 dla Stylesa. Był dobry w sprawianiu, że Louis się wiercił. 

- Jasne, kochanie - odpowiedział Louis, idąc tyłem, próbując zdobyć to idealne ujęcie. - Tylko pomyśl o sławie i chwale, sushi i drinkach, które dostaniesz, gdy tylko świat cię ujrzy.

Śmiech Harry'ego był zbyt głośny dla tego pomieszczenia. Louis się tym nie przejmował, nawet jeśli gdyby był to kto inny, byłby już w połowie drogi do drzwi.

Gdy zrobił zdjęcie dla jednego ze swoich edytorów by wstawił je na stronę i otworzył Instagrama, by zrobić jedno dla siebie, Harry wyciągnął własną broń i zrobił tą samą rzecz.

- Ucho za ucho.

Tak, Harry powiedziałby coś takiego.

Louis zaczął się śmiać. - Nie baw się ze mną. Zapomniałeś z kim rozmawiasz? - słońce zdawało się trącać twarz Harry'ego i Louis musiał odwrócić wzrok. - Nie powineneś pozwolić oszukać się przez zewnętrzną stronę.

Mina Harry'ego się nie zmieniła. Ze wzruszeniem ramion zdawał się zaakceptować fakt, że Louis w każdej chwili mógłby zrujnować jego przyszłość. Albo to, albo był dobry w odczytywaniu ludzi i wiedział, że nie było szans żeby Louis zrobiłby cokolwiek, by go zranić. 

- Okej, mam inną propozycję - powiedział Harry, zanim Louis miał szansę się wtrącić. - Zamiast publikować online to piękne zdjęcie - jego uśmiech powiększył się, gdy dumnie wyciągnął rękę w stronę Louisa, więc zdjęcie było jedynie kilka centrymetrów od niebieskich oczu - ty i Zayn możecie dołączyć do mnie i moich przyjaciół na drinki w Hotel Du Nord. 

W porządku, Louis miał zawał serca. Dlaczego ten piękny idiota się nie poddawał? Czy był w ogóle zainteresowany? Albo dla niego to tylko gra? Dlaczego wszystko, co wychodziło z tych ust było wielkim wyzwaniem dla Louisa? Potrzebował alkoholu i głębokich wdechów i starać się, żeby do cholery nie zwariować. 

Postawa Louisa lekko się rozluźniła i odpowiedział - jasne. Mogę mieć kilka wolnych minut.

Kogo w ogóle chciał oszukać w tym momencie.

Odwrócili się niemalże jednocześnie, Louis wciąż pracował nad swoim oddechem. Harry zdawał się być spokojny, jego ramiona prostym zarysem na poziomie wzroku Louisa.

Harry dotarł do swoich przyjaciół, wystarczyło mu jedynie kilka, pewnych siebie kroków i kiedy się zatrzymał, Louis zauważył Zayna stojącego z blondynem i umięśnionym przyjacielem, zlewając się z tłumem.

- Och, Louis, wiedziałeś, że przyjaciel Harry'ego, Niall, to DJ Neil? Ten sam, o którym rozmawialiśmy, by zagrał na naszej imprezie w Nowym Jorku za kilka tygodni? - uśmiech Zayna był tak sztuczny, że nawet jego zęby wyglądały na plastikowe. 

- Cześć stary, to byłoby świetne. Zadzwoń do mnie! I hej, jestem Niall - blondyn był tak radosny jak tylko się dało, najwyraźniej. Jego uśmiech płonął obok Zayna, który patrzył na Louisa w sposób, w jaki tylko prawdziwi przyjaciele patrzyli na siebie, kiedy coś się działo. 

Louis wyciągnął swoją dłoń i potrząsnął tą Nialla. - Przyjemność po mojej stronie.

- I ja jestem Liam, miło w końcu poznać mężczyznę, o którym tak wiele słyszałem.

Trzy rzeczy działy się na raz, jak tylko słowa opuściły usta Liama. Zayn zaczął się śmiać, ale szybko się opamiętał i zamaskował to kaszlnięciem. Łokieć Nialla skończył gdzieś w żebrach Liama i Harry zadrżał, jego dłoń znalazła się w jego włosach, niemalże jakby miał zakryć nimi swoją twarz, ale zdecydował się na nonszalancję. 

- Same dobre rzeczy, mam nadzieję.

- Najlepsze - Liam był szczery i jego oczy były duże i troskliwe i Louis uśmiechnął się, chociaż nie dosięgnęło to do końca jego oczu, nerwy go pokonywały.

Harry zdecydował się odezwać, ich dziwny półkrąg był widocznie spięty. - Louis i ja rozmawialiśmy o tym, jak zamierza nas zaszczycić swoją obecnością na drinkach. Zayn, jesteś bardziej, niż mile widziany by dołączyć. 

Zayn jedynie przytaknął, spoglądając na Louisa by zyskać nieme potwierdzenie, zanim zmienią temat. Louis nie okazał żadnych oznak wycofania się i to było jak święta bożego narodzenia w głowie Zayna, jego serce pękało z nadziei dla swojego najlepszego przyjaciela.

- Możemy? - Niall był pierwszym, który się poruszył, idąc najkrótszą drogą do wyjścia. Louis zauważył Freda, czy Franka, czy jakkolwiek się nazywał czekającego na niego przy samochodzie.

Niall, jednakże, nie dzielił z nim punktu widzenia, gdy udał się w stronę jednego z dwóch Vespa (tłum. skuter w stylu retro) zaparkowanego obscenicznie blisko Grand Palais.

Brwi Louisa wystrzeliły w górę. Co za parodia. Mógł jedynie usprawiedliwić turystów i nastolatków jeżdżących na tych idiotycznych maszynach. 

- Czy Conde Nast nie zapewnia wam samochodu na ten tydzień? - Louis nie mógł nic poradzić na zadanie tego pytania. Jego ciało już naturalnie chciało szukać Harry'ego.

Śmiech Harry'ego był bardziej jak szczeknięcie. Ten mężczyzna był żywym cudem.

- Nie wszyscy prowadzą Vogue. I właściwie, nie mam pojęcia, nigdy nie siliłem się by zapytać.

- Wzięliśmy tutaj pociąg - odezwał się nagle Liam, zarzucając rękę na ramię Harry'ego.

- Pociąg? Jakby... kolej? - Louis mógł usłyszeć jak Zayn histerycznie śmiał się po jego lewej stronie, nie był pewny czy z jego osłupienia, czy z idiotycznego zachowania Harry'ego.

- Żyje się tylko raz, czyż nie? - Niall nie zdawał się być zmartwiony elitaryzmem Louisa.

Wspinał się na swojego Vespa gdy mówił, niebieski kask znajdował się już na jego głowie, więc tylko kilka blond kosmyków wystawało z przodu. Był schludnie ubrany, co Louis mógł przypuszczać, było robotą Harry'ego. Był cały na biało, jedyny kolorowy akcent pochodził z kołnierza jego koszuli. Miał na sobie lniane spodnie i wyglądały znakomicie, kończąc się tuż wokół kostek. Nie mogłeś dostrzec nagiej skóry, na stopach Nialla znajdowała się para białych, długich Conversów. Jego okulary przeciwsłoneczne były polaryzowane i mieniły się różnymi odcieniami zieleni. Wpasowywał się, chociaż Louis wiedział, że zazwyczaj nie nosił nic innego, tylko jeansy i przypadkowe, monochromatyczne koszulki. DJ zazwyczaj nie troszczyli się za bardzo o modę. Louis był wdzięczny, że Niall miał Harry'ego, który nim kierował. 

- Nie jestem pewny co do tego. Wezmę swój samochód i możemy się spotkać na miejscu. 

Jakby miał ryzykować swoje życie, by tylko zepsuć swoją fryzurę i pognieść garnitur. Samochody zostały wynalezione z pewnego powodu, by jeździć nimi po mieście.

Louis rzucił przyzwoitym uśmiechem w stronę Harry'ego i odwrócił się, rzucając okiem jak długie nogi Harry'ego siadały okrakiem na motocykl. Miał na sobie złoty kask.

Louis był całkowicie i absolutnie w dużych tarapatach. Kiedy jego penis lekko drgnął, zaczął iść.

Kiedy byli chronieni przez przyciemniane szyby i wytrzymałe wnętrze samochodu, Zayn zaatakował Louisa wszystkim, czym miał. 

Louis pomyślał, że nikt kto ubierał się tak dobrze nie powinien być w stanie wystrzelić tak wieloma pytaniami w ciągu minuty.

- Lou, co się dzieje? - jego brązowe oczy naprawdę lśniły. - Poślubisz go - klasnął dłońmi i zachichotał.

Louis nigdy nie widział, żeby Zayn chichotał.

- Czy to miało być pomocne? - Louis się nie zgadzał. Nie był do końca pewny dlaczego wciąż z tym walczył, cokolwiek to było, odkąd obecnie siedział w samochodzie, który wiózł ich do baru, gdzie spotka się z tyczkowatą owieczką swoich snów. 

- Obaj wiemy, że to jest dobre. Twoje serce z lodu się topi.

Jeśli zacznie śpiewać ścieżkę dźwiękową z Krainy lodu, Louis wykopie go z jadącego auta.

Zayn wciąż skupiony był na Louisie, zapał wciąż osiągał szczyt.

- Ojej, to będzie ślub Vogue'a!

Louis całkowicie odwrócił swoje ciało w kierunku Zayna i jego najlepszy przyjaciel w połowie siedział, w połowie kucał na siedzeniu, jedna noga zgięta, jego granatowe buty Berlutti wystawały spod jego uda. Jakby nie mógł się opanować, zaczął powoli klaskać. 

- Może być to ślub Vogue'a, Louis, proszę? Poproszę Toma, by zaprojektował dla ciebie idealny garnitur, on nałoży Dior Homme. Możemy zrobić sesję w Positano, z widokiem na morze. Nie mogę zdecydować się co do fotografa, ale mamy na to czas, Kwiaty, dużo kwiatów. Wiem, że chcesz piwonie. 

Louis uderzył go. Jego dłoń ledwo dotknęłą skóry Zayna, ale zrobił to.

- Mam pieprzony, życiowy kryzys tutaj. Bambi jest cały gorący i używa dobrych słów i nigdy nie przestaje zachwycać. Jest dosłownie idealnym materiałem na męża. I ja jestem mną. I w mojej perspektywie nie ma dla mnie żadnego małżeństwa. To nie ma sensu, Zayn. Wiesz jak to się skończy. On się zakocha, ja się zakocham. Ale przed nim zawsze będzie Vogue. I Vogue nie jest od dziewiątej do piątej. Jest przez cały, pieprzony czas. I jest w Nowym Jorku. Nie wiem czy zapomniałeś, ale mieszkamy w tym mieście za oceanem i jego brytyjski tyłek przebywa w Londynie. Mam do zrobienia więcej, niż kiedykolwiek myślałem, że to możliwe i idę spać o drugiej i wstaje o piątej trzydzieści, by pójść pobiegać i potem jestem w biurze dużo wcześniej, niż wszyscy inni. Moje wieczory to analizowanie projektu za projektem z butelką wina dla towarzystwa i moje dni są wypełnione spotkaniami. Jestem odpowiedzialny za tą całą branżę. Zatem jestem, mniej lub więcej, jego szefem. - Louis opadł na swoim siedzeniu, wykończony przez słowa, które opuściły jego usta. 

Tylko Zayn mógł sprawić, że wyrzucił z siebie tyle słów przed południem. Wciąż nie wypił swojej kawy.

Twarz jego najlepszego przyjaciela była pełna współczucia, kiedy na niego spojrzał i Louis nie był pewien czy będzie płakać, czy nakrzyczy na kierowce by zawracał.

- Okej, przepraszam. Byłem podekscytowany, kochanie. Minęło dużo czasu odkąd ostatni raz spojrzałeś na kogoś w ten sposób. Właściwie, kiedy o tym pomyślę, nie sądzę, że kiedykolwiek to zrobiłeś. Chcę, żebyś był szczęśliwy. Już osiągnąłeś swoje marzenia. Nie ma wiele do zrobienia, z wyjątkiem bycia doskonałym na twoim stanowisku - dłonie Zayna gładziły uda Louisa powolnymi, ospałymi ruchami.

Pozwolił Louisowi wziąć wdech, zanim kontynuował. - Okej, więc, nie możesz za niego wyjść. Zamiast tego, pieprz się z nim. Weź prostrzą drogę.

- Nie jestem pewien, czy jestem w stanie to zrobić, Zaynie - po czole Louisa spływały krople zimnego potu i czuł się jakby świat kręcił się zbyt szybko.

- Co jest tu do stracenia? Twoje serce? - Zayn dźgnął go w policzek swoim palcem, jego druga dłoń rozczochrała włosy Louisa. - Ostatnim razem, kiedy złamano ci serce pracowałeś tak ciężko, że zaoferowali ci posadę w The Times.

Louis odetchnął pozwalając, by jego głowa uderzyła o siedzenie. 

- Pieprz go. Może musisz wyrzucić go ze swojego organizmu.

To było kłamstwo i obaj to wiedzieli, ale w jakiś sposób przyniosło to falę spokoju i kiedy wysiał z samochodu, przybrał swoją biznesową minę.

Nikt nie zadzierał z Louisem Tomlinsonem. Z wyjątkiem Harry'ego Stylesa.  Być może. (tłum. została tu używa gra słów - fuck with - pierzyć się, ale również i zadzierać z kimś) 

- Wciąż zaklepuję ten ślub - po namyśle dotarł do niego stłumiony głos Zayna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top