Prologue 1.1

Po raz pierwszy widzi Harry'ego Stylesa na gali British Fashion Council, która odbywa się co roku. 

Louis był zmęczony po długiej podróży samolotem i wolałby zanurzyć swoją głowę w puszyste poduszki w swoim pokoju hotelowym w sposób, w jaki strusie zanurzają swoje głowy w piasku.

Nie czuł tego. Wyłapał swoje odbicie w jednym z wielkich luster w Roundhouse. Białe światła sprawiały, że jego kości policzkowe wyglądały na nawet ostrzejsze i jego rzęsy rzucały długie linie na jedwabnej skórze pod oczami.

Mimo to wyglądał na zmęczonego, jego ustom brakowało brzoskwiniowego koloru, jaskrawoniebieski kolor jego garnituru od Hermesa wciąż wyróżniał go z tłumu.

Utknięcie w samolocie na szaloną liczbę godzin nie usprawiedliwiało go od zwalniania w modowej grze. Ponadto, Louis Tomlinson nie był tym, który odrzucał szansę na bycie stylowym.

Jego oczy powędrowały w kierunku mężczyzny, którego mimo to że nie poznał, to widywał go całkiem często. Również o nim słyszał. Był ubrany w Saint Laurent z tego sezonu. Surową zasadą ubioru był czarny krawat, ale mężczyzna naginał zasady. I na jego korzyść był sposób, w jaki obcisłe spodnie przylegały do jego nóg. Były odrobinę za krótkie, z niewykończonym brzegiem. Takie same były pokazane na wybiegu kilka tygodni temu. Po tym jak wypił zbyt wiele ponczu, badawczy wzrok Louisa powędrował w stronę butów. Jeśli dobrałby do tych spodni czarne buty, Louis mógłby skreślić go w tej sekundzie, nie ważne jak gładko wyglądały jego włosy. Albo jak pięknie melodia jego śmiechu niosła się przez pomieszczenie, chociaż leciała muzyka. 

Halo, Ziemia do Louisa.

Miał na sobie coś pomiędzy butami w stylu monk, a creepersami. Przez całe ciało Louisa przeszło uczucie ulgi, aż do jego palców u stóp. W tym momencie mężczyzna, na którego gapił się od minuty szybko odwrócił się i podszedł do baru.

Odwaga była jedynym słowem, które przyszło Louisowi do głowy, kiedy zdał sobie sprawę, że Harry zdecydował się narzucić złotą marynarkę, która zamykała show. Chociaż musiał być analfabetą, odkąd creepersy i złoty kolor pasowały do czarnego krawata tak bardzo jak mieszanina polimerów pasowała do biur Vogue'a, wciąż odbierał dech w piersiach. To, że był obecny w tym samym pomieszczeniu co on sprawiło, że Louis zapomniał, że siedział przy barze, odkąd odbył obowiązkowe rundy przywitań dwie godziny temu.

Wyrazistość przyszła w formie złotej marynarki wylewającej połowę swojego drinka na jego garnitur.

- Oooooops.

Ten mężczyzna nie miał żadnych wad. Jego brwi były wyregulowane, zarost nie istniał i loki, które unosiły się na jego głowie wyglądały kusząco. W jakiś sposób wyglądały jak aureola. Jeśli musiałby wybrać pasującą do niego postać Disneya, Harry Styles byłby wyrośniętym Dzwoneczkiem. Ten mężczyzna kurwa błyszczał.

- Hi.

- Dobrze, że nie zamówiłem nic kolorowego. Myślałem żeby spróbować passionfruit eclipse, ale wybrałem mojito. Więc jestem pewny, że nie będę nawet musiał płacić za pranie chemiczne. -  Wciąż paplał, jakby całkowicie zapomniał o fakcie, że wciąż się sobie jak należy nie przedstawili. 

Louis uniósł brew. Nie był jeszcze pewien czy jego mózg był w stanie sformułować jakieś słowa. Jeśli Vogue zaczęłoby brać na okładki więcej męskich modelów, może nie wyglądałby teraz jak zagubiony osioł. W ten sposób nie miał odporności na dobry wygląd.

- Jestem Harry. Harry Styles.

Jego dłonie były ogromne z długimi, smukłymi palcami i na drugim i trzecim palcu znajdowały się pierścionki od Cartiera.

- Louis Tomlinson.

Przynajmniej wciąż mógł mówić. Anna zabiłaby go, jeśli spieprzyłby to przed kimkolwiek, z wyjątkiem celebrytów, którzy zarabiali powyżej dwudziestu milionów dolarów. Nawet to nie było wymówką, Tomlinson. Boże, weź się w garść.

- Największy mężczyzna w świecie mody! Król Lew Nowego Yorku! - Wzrok Harry'ego zatrzymał się, kiedy cała jego twarz rozbłysła zachwytem. Wyglądał na pozytywnie zaskoczonego.

- W rzeczy samej. I ty jesteś? Z tego co widzę to powiedziałbym, że kochankiem Hedi Slimane, ale znam go osobiście i jest zajęty już od kilku lat. Mogę dodać, że trochę szkoda.

Harry rozświetlił się niczym choinka na Rockefeller Center o północy, zamknął oczy, kiedy odrzucił głowę do tyłu i wydał z siebie głośną symfonię chichotu.

- Jesteś zabawny. Zabawny redaktor naczelny - powiedział, po tym jak śmiech zamienił się w malutki uśmiech. Nie wyglądał na zawstydzonego tym, że otwarcie podziwiał Louisa, co było rzadkie i zarazem głupie.

- I nie, chociaż jest przystojny. Prowadzę GQ tutaj, w Wielkiej Brytanii. Mała liga dla ciebie, gruba rybo.

- Hmmm - Louis wybrał wymijającą odpowiedź. Wciąż nie był pewien czy w połowie elokwentna rozmowa mogła naprawdę wywołać u niego erekcję, ale jego mózg jakby utknął w piosence Drake'a.

- Niewystarczająco dobry dla pana ważniaka, huh?

Ochhh, więc Harry był zadziorny. Może był bardziej jak Rihanna, niż Drake.

- Nigdy tego nie powiedziałem. - Kiedy życie daje ci cytryny Tomlinson, lepiej zamknij swoje usta. Tutorial Louisa Tomlinsona o tym jak sprawić, żeby mężczyzna się od ciebie odczepił. Za darmo na iTunes. 

- Przepraszam. Musisz spotykać ciągle tyle ludzi, jestem pewien, że to męczące - z jakiegoś powodu jego mina opadła w ciągu kilku sekund. Wciąż wyglądał pięknie.

Kurwa. Louis, lepiej miej nad tym kontrolę. Nie mógł pozwolić na to, żeby ten piękny mężczyzna poszedł myśląc, że był najbardziej nadętą osobą, która kiedykolwiek postawiła nogę na chodniku w północno-wschodniej części miasta.

- Nie będę kłamał, może takie być. Ale nie każdego dnia poznaję mężczyznę, który raz na miesiąc wyjdaje przewodnik jak zrobić te opalone mięśnie na wakacje. Ktoś by pomyślał, że do tej pory mogłyby wam się skończyć pomysły. -  Ha, dajesz Tommo. Nie nazywają cię mistrzem bez powodów.

Śmiech Harry'ego był cichy, niemal nieśmiały. Ale był tam sprawiając, że krew Louisa wypełniła się wszystkim, od pożądania do strachu i podniecenia.

- Wiesz, że GQ jest właściwie magazynem o modzie męskiej i stylu. Musiałeś pomylić nas ze Sports Illustrated - uśmiechnął się, wyraźnie dumny. Louis chciał zerwać tą głupią, złotą marynarkę z jego silnych ramion i pieprzyć go do nieprzytomności.

Zamiast tego zdecydował się uśmiechnąć do swojego kieliszka. Nie był pewien czy jego flirt działał, czy wyglądał po prostu niedorzecznie. Odwaga wywołana alkoholem była przekleństwem i błogosławieństwem.

Jednak Harry zdawał się wchodzić w to. Uśmiech widniał na jego twarzy, jego oczy malowane były złotem, sposób, w jaki światło odbijało się od jego marynarki i sprawiało, że wyglądał lepiej z sekundy na sekundę. - Siedziałem w pierwszym rzędzie w Mediolanie dwa tygodnie temu. Po tym zdałem z tego raport w magazynie. Jak dla mnie wygląda to na modową pracę.

- Członkowie Boybandów siedzą w pierwszych rzędach na męskich fashion weekach. Jeśli starasz się mi zaimponować, to nie działa - dziesięć punktów dla Tomlinsona.

- Członkowie Boybandów są gorący - Harry wykorzystał bar i oparł się o niego całym ciężarem, ramiona lekko odchylone do tyłu, plecy wygięte, więc mógł oprzeć się o marmurową powierzchnię pokrywającą długość blatu, wyraźnie nieskrępowany czymkolwiek ta rozmowa była.

Kim w ogóle był ten koleś. Dzwoneczkiem na sterydach.

- I nie widzę powodu dlaczego nasz magazyn nie mógłby pomóc mężczyznom zdobyć ciało, którego chcą. Kto może powiedzieć nie niezłemu tyłkowi.

Ten skurwysyn puścił oczko. Louis chciał opaść na podłogę i kazać mu robić resuscytację, by mieć jakiś tlen w płucach. Nie flirtował w ten sposób od dziesięciu lat. 

- Czy to dlatego David Beckham wielokrotnie pojawiał się na stronach dzieła twojego życia? Czy twoje kryteria poważnie składają się z jednej rzeczy- męskiego tyłka?

- Cóż, tyłek jest najlepszym atutem mężczyzny - Harry złośliwie się uśmiechnął, trzymając kieliszek Martini. - I nie nazywaj magazynu dziełem mojego życia. Istnieje o wiele więcej ważniejszych rzeczy w życiu, Louisie Tomlinsonie, niż to, co jest wydrukowane na stronach magazynu.

- I co to by miało być? - naciskał, chociaż wiedział, że cokolwiek powie Harry nie będzie wystarczające. Już czuł jak podniecenie nieznaczenie opuszczało jego ciało, chociaż Harry patrzył na niego w sposób, w jaki przez długi czas nikt na niego nie patrzył.

Strony magazynu. I ten mężczyzna nazywał siebie redaktorem naczelnym. Nic dziwnego, że Louis pominął Londyn podczas fashion weeku. To nigdy nie będzie uważane za warte uwagi, jeśli ludzie jak Harry wciąż będą jego ważnymi reprezentantami.

- Miłość - powiedział Harry, jego oczy duże i szczere. Zielone. Patrzące się wprost na niego, jakby cała historia życia Louisa była wypisana pod jego powiekami.

- Ach, klasyczna odpowiedź - po tym jak wydał z siebie westchnienie, Louis lekko przechylił swoją głowę, sygnalizując koniec rozmowy, akt, który opanował do perfekcji wiele lat temu. Czuł się jakby ktoś wylał na niego lodowatą wodę. Powinien zdać sobie sprawę, że Harry będzie tym typem człowieka, który szuka kogoś, kto dla niego sięgnie gwiazd.

- Jeśli mi wybaczysz, widzę, że mój przyjaciel na mnie czeka. Dziękuję za interesującą rozmowę, Harry. - Jego uśmiech nie sięgnął jego oczu, kiedy spojrzał na młodego mężczyznę stojącego przez nim.

Zdezorientowanie było wyraźne na twarzy Harry'ego.

Louis odwrócił się i poszedł w stronę baru, gdzie stał Zayn. Umysł Louisa pędził, kropelki potu utworzyły się na jego czole. Niebieski kolor jego garnituru tworzył piękny kontrast z podłogą w kolorze kości słoniowej, kiedy elegancko szedł po wielkiej sali, unikając stołów przepełnionych ludźmi zainteresowanych tym, co miał do powiedzenia. To nie to, że czuł się źle; to było zbyt wiele. Jego umysł znów pędził i alkohol, który spożył wcale nie sprawiał, że fizycznie mógł to wszystko łatwiej przetworzyć.

Miłością była wiosenna kolekcja Galliano dla Diora w 2009 roku, Zayn miał sesję z Patrickiem Demerchelierem w ogrodach w Wersalu, którą nadzorował Louis.

Miłością były tysiące godzin pracy, które zajmowały produkcja jedynych w swoim rodzaju gorsetów ozdobionych perłami i długie spódnice, które przywoływały klasyczną, romantyczną kobiecość sylwetki Diora. Louis wciąż pamiętał słowa Gallioano po tym, jak pokazał mu nową kolekcję.

- To nasza praca, żeby ludzie marzyli.

I żeby się zakochiwali, Louis zawsze dodawał to do tego cytatu, kiedy przypominał sobie ten moment. Beznadziejnie, niemądrze zakochiwali.

Ci, co tworzą marzenia nie dostają tego doznania, by marzyć. Artyści nie widzą szczęścia. Prawidłowość nie była opcjonalna. Lista ciągnęła się w głowie Louisa, zawsze kończyła się tym samym podsumowaniem. Niektórzy mogą wybrać miłość, niektórzy mogą wybrać swoje marzenia. Tylko kilku szczęściarzy może mieć obie te rzeczy. Louis nie był żadną z tych osób.

~*~

Deszcz niestrudzenie padał, chmury wisiały nad miastem. Niebo było pomalowane różnymi odcieniami szarości; nastrój dla wielu przygnębiony. Przemoknięte ubrania, kawa ze Starbucksa stawała się za zimna zbyt szybko i pośpiech był jeszcze szybszy, niż zazwyczaj.

Louis Tomlinson zauważył plamę liliowego koloru między chmurami, które obecnie unosiły się nad dwoma, niemożliwie wysokimi drapaczami chmur. Samochody zatrzymały się na czerwonym świetle i miał okazję, by zrobić zdjęcie na Instagrama.

Florence + The Machine leciała z głośników i cieszył się tym, nucąc pod nosem piosenkę, którą znał zbyt dobrze, kiedy zaczął dzwonić jego telefon.

- Louis, polaroidy z Paryża już są. Również odebrałam twój garnitur na dzisiejszą galę. Dzwonię by zobaczyć czy chciałbyś, żeby śniadanie, albo kawa na ciebie czekały kiedy przyjedziesz - kobieta świergotała po drugiej stronie telefonu.

- Jajka. Benedyktyjskie. Również przesuń publikację na południe. Spotkanie redakcyjne zaraz po tym.

- Okej, Louis.

Zakańczając połączenie bez słowa, wrócił do patrzenia na niebo i ludzi. Wciąż miał dwie, pewne minuty, zanim kierowca podjedzie pod budynek World Trade Center.

Gdy tylko samochód się zatrzymał, Louis szybko złapał parasolkę Burberry leżącą obok niego. Jego ruchy były szybkie, lecz ciche, wziął torbę od Gucci, którą dostał wczoraj, czarna, matowa, z LT wygrawerowanym tam, gdzie rączki łączyły się z jej powierzchnią. Jego buty marki Coach były czarne. Nie matowe, ale również nie błyszczące. I również skórzana kurtka Givenchy, która zakrywała jego ramiona, jakby była jego drugą skórą. Wybrał spodnie Burberry z wyszywanymi kwiatami w różnych odcieniach beżu, które tak idealnie przywierały do jego tyłka, jakby były zaprojektowane jedynie dla potrzeb Louisa, kiedy efektywnie przemierzał w nich ulice Nowego Jorku.  

Tylko Louis wiedział, że nie miał nic pod spodem, jedyną oznaką tego były jego odznaczające się sutki na jego nieskazitelnej koszulce od Isabel Marant, kiedy poruszał się zbyt gwałtownie, by zapiąć je tego poranka.

Kiedy Anna Wintour zdecydowała, że zmieni siedzibę Vogue'a, Louis był tym, który wydawał decyzje kiedy chodziło o nadzorowanie wystroju wnętrz w ich nowym miejscu w One World Trade Center.

- Mimo wszystko, ty tym zarządzasz.

Zostawiła mu dowództwo. Kiedy kobieta z lodu, kobieta, którą podziwiał i wielbił ze strachem w swoich żyłach przez wiele lat poprosiła go o spotkanie trzy lata temu, ogłosiła, że planuje pójść na emeryturę, to było ostatnią rzeczą, którą spodziewał się Louis.

- Jestem całkowicie pewna, jeśli chodzi o to, o co cię proszę. Patrzyłam na twoja pracę przez lata, Louis. Jesteś wymagający, kompetentny i jasno widzisz przyszłość. Czujesz puls miasta i również świata. Nie wszyscy są w stanie to zrobić. Potrzebuję kogoś, kto zajmie moje miejsce w Vogue do końca tego roku. Rekomenduję, żebyś był to ty.

Louis zadławił się swoim stekiem. I pierwszy raz odkąd ją poznał, Anna zaśmiała się.

To było ulubione wspomnienie Louisa.

Trzy lata i prawie dwadzieścia wydań pisma pod jego nadzorem, dwie Met Gale i niezliczone imprezy później, magazyn wciąż prosperował.

Ludzie nie krzyczeli jeszcze 'to jest król!', ale reklamodawcy bez przerwy wykupowali miejsca. Zyski szybko rosły po ostatnim wrześniu i media cyfrowe Vogue'a prowadziły do nowej ery, tak jak powinno być.

Przechadzanie się w stronę wejścia do World Trade Center było jedną z ulubionych rzeczy Louisa. To było jak dom, zwiększało jego ego za każdym razem, gdy patrzył w górę i zdawał sobie sprawę, że dowodził tą całą działalnością. Pieprzyć niezliczonych milionerów i ich wykwintne mieszkania, on był tym, do którego ludzie przychodzili, by wysłuchać co wybrać i czego szukać. Dyktator gustu, bym jedynym, który potrafił przekonać Beyonce, by zamieniła Rousteinga na Cavalli'ego.

Drzwi się cicho dla niego otworzyły, ochroniarze wiedzieli, żeby nie pytać go o kartę ID z którą wszyscy inni chodzili.

Coach zrobili kiepską robotę, jeśli chodziło o te buty, podeszwa była zbyt twarda na obcasie i skóra była zbyt sztywna. Będzie musiał zacząć trzymać swoje Nike Roshe Run w szafie w biurze, albo w samochodzie. Dzięki ci Boże, że obuwie sportowe znowu było w modzie, kiedy przejął kierownictwo w Vogue.

Kanye West wciąż nie mógł mu wystarczająco podziękować.

Drzwi od windy otworzyły się na dwudziestym piątym piętrze, biel mocno w niego uderzyła. Podłogi promieniały białym marmurem z czarnymi zawijasami, zwiększając elegancję tego całego miejsca, które liczyło sześć tysięcy stóp kwadratowych: skąpo udekorowane, pękało onieśmieleniem. Po lewo znajdowały się biura reklamy i Louis ostro skręcił w prawo przy biurku recepcji zrobionym z białego drewna. Komputery z Apple były jedynym widocznym wyposażeniem z miejsca, gdzie buty o wartości dwóch tysięcy dolarów wyszły z windy. Szklane drzwi przy szklanych drzwiach, redaktorzy, stażyści i asystenci zrobili się widoczni, kiedy położył jedną stopę przed drugą, podbródek zadarty wysoko, poranne światło dobiegające z jego biura lekko muskało jego twarz.  

Jeśli Louis musiałby opisać swoje biuro jednym słowem, byłby to wyraz wykwintne. Nawet jeśli był redaktorem naczelnym najbardziej czołowego magazynu, wciąż musiał okazjonalnie sam siebie uszczypnąć, kiedy tylko widział bukiety świeżych piwonii umieszczonych na krawędzi jego parapetu. Książki pokrywały większość prawej ściany sprawiając, że wyglądało to mniej jak biuro, a bardziej jak biblioteka, z lewym kątem pomieszczenia wypełnionym zdjęciami historii jedynej rzeczy, którą Louis dobrze znał. Była tam Anna Wintour tańcząca w różowej, jedwabnej sukience z Oscarem De La Renta w 95 roku, czarno biały klasyk Irvina Penna, Cecil Beaton z 1945 roku, eteryczne wizje Annie Liebovitz wystylizowane przez Grace Coddington, portret Chaterine Deveuve wykonany przez Davida Bailey'ego kontrastujący z Kate Moss wykonanym przez Bruce Webera. Ściana służyła za inspirację tak samo jak i za przypomnienie ile ikon chodziło korytarzami biur Vogue'a. Jak dużo było do stracenia.

Przeszedł przez mały skrawek podłogi, który nie był pokryty pluszowym dywanem, który Armani wysłał Louisowi jako powitalny prezent. Kładąc piękność od Gucci na biurku obok The New York Times i Vanity Fair, podniósł swojego pierwszego Starbucksa tego dnia i wziął łyk.

Louis zdjął z siebie Givenchy, wieszając je na platynowym wieszaku od Ralpha, który dał mu go po tym jak oświadczył jak białe było biuro Louisa. Również obdarował go darmowym noclegiem w swoim hotelu w Miami. Louis byłby głupcem, gdyby powiedział nie.

Polaroidy schludnie leżały po prawej stronie jego biurka. Gdy spojrzał na pierwszy rząd, zmrużył oczy w koncentracji, widząc spodnie Herrery wyglądające na zbyt ciasne na jednej z dziewczyn. Jak na zawołanie, wszedł Zayn.

- Czy rozumiesz, że to nie twoja praca by przeglądać polaroidy. Te same, które powinny być dostarczone do mojego biura. Żebym mógł je przejrzeć. Kiedy ostatnim razem sprawdzałem, to ja byłem dyrektorem kreatywnym.

- I kiedy to ja byłem tym, którego delegowano? Poza tym, są beznadziejne. Nie jestem pewny jak długo mogę pozwolić Testino robić to gówno, Zayn. Gdzie wtedy byłeś? Dlaczego widzę połowę sukni balowej od Diora na tym zdjęciu? - Louis uniósł wzrok by zobaczyć jak jego najlepszy przyjaciel gapił się na niego, brwi zmarszczone. Zdołał podnieść trzy polaroidy, podczas gdy Louis mówił.

Zayn westchnął, ramiona się napięły, jego spojrzenie było jeszcze cięższe do odczytania. Robił to wtedy, gdy Louis zachowywał się wokół niego jak potężny dyrektor.

Louis wydał z siebie słyszalne westchnienie, jego mina złagodniała.

- Wiem. Poradziłeś sobie cudownie. Balenciaga dobrze współgra z tulipanową spódnicą. Ale nie możemy tego użyć, wiesz to. Nieostre, wyraźnie zrobione w pośpiechu - tyłek Louisa dotknął waniliowego krzesła i podniósł swojego Starbucksa, jakby to miało go uratować od wydania kolejnych pięćdziesięciu tysięcy, by to naprawić. - Nie widzę co jeszcze możemy z tym zrobić, poza powtórzeniem tego. Chcę z tego okładkę. Wiesz, że chcę by Kendall prowadziła to w zielonej, prześwitującej sukience od Calvina. 

I oto była wysoko ceniona, siedmio-wydaniowa passa Louisa bez powtarzania żadnych wstępnych artykułów, jego najdłuższy rekord jak do tej pory.

- Chcę Sims.

Więc Zayn czuł się dzisiaj zadziornie. Zmrużył oczy na Louisa, najwyraźniej znowu rezygnując ze swoich okularów na rzecz 'bardziej ostrego wyglądu', jak lubił to nazywać.

- Nie, to nigdy by nie zadziałało. Zadzwonię do Annie. I wiem, że i tak chciałeś ją od początku.

Zayn pohamował się od podskoku w powietrzu, ale to nie powstrzymało go od złożenia niechlujnego pocałunku na policzku Louisa.

- Mmmm, ładnie pachniesz - powiedział, gdy jego nos pozostał przy uchu Louisa, ciepła obecność ciała Zayna sprawiła, że Louis uśpił swoją czujność. - Jeśli dobrze sobie poradzę, wynagrodzisz mnie?

Louis cwaniacko się uśmiechnął, kreśląc proste linie na opalonych ramionach Zayna. - Jasne. Daj mi okładkę i będziesz mnie miał w jaki sposób zechcesz.

Więc Zayn dotrzymał słowa.

Pięć dni później, Louis zasnął w łóżku Zayna, ale to nie czarnowłosy chłopak sprawiał, że myśli skakały w jego głowie. Czuł się oszołomiony przez seks i pusty przez brak uczucia czegoś więcej, myśląc o kręconowłosym chłopaku z Londynu, który mówił o miłości jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, podczas gdy jedyną rzeczą, którą Louis znał była sztuka i pożądanie i pośpiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top