New York 1.2
Wstał godzinę przed swoim budzikiem, obudzony przez popieprzony sen, gdzie skończył w więzieniu, uciekł z niego i potem ponownie został tam zamknięty.
Zayn był cicho po drugiej stronie jego łóżka i Louis dobrze wiedział żeby go nie budzić, inaczej będzie całkowicie bezużyteczny przez cały dzień.
I Louis potrzebował dzisiaj funkcjonującego Zayna.
Zamiast wparowywać do biura o szóstej rano, poszedł pobiegać i ciężko dyszał, kiedy wrócił mniej niż godzinę później. Był to powolny i łatwy bieg, ale czuł się zmęczony i wiedział, że będzie musiał zrobić sobie wkrótce przerwę, by odzyskać siły i oczyścić umysł.
Rozebrał się przy wejściu i poszedł pod prysznic, jego nagie stopy wydawały ciche dźwięki gdy szedł.
Jego apartament był niedorzecznie duży nawet dla jego standardów. Trzy sypialnie, każda z własną łazienką, tradycyjna, amerykańska kuchnia i jadalnia z przylegającym do niej salonem z widokiem na miasto.
Przeszedł przez przedpokój, gdzie po lewo znajdowały się dwie pary drzwi, jedne przeznaczone na trzymanie prania, które Sabine podrzucała każdego ranka i drugie na jego kolekcję marynarek i butów na następny miesiąc. Nalegał na podwójne, dębowe drzwi w apartamencie, jedynym wyjątkiem mahoniowe prowadzące do garderoby. Pomiędzy nimi stał wysoki, szklany stolik, na którym był umieszczony wazon ze świeżymi piwoniami. Dzisiaj były one fioletowe.
Po jego prawej znajdowały się marmurowe schody i wszedł po nich, by znaleźć się w swoim pokoju, największym pomieszczeniu w całym apartamencie. Pokój był prosty i przypominał jego biuro, wszędzie panowała biel. Ściany były w kolorze jasnoóżłtym, jeden obraz Warhola wisiał nad łóżkiem w rozmiarze king size z wysokim, drewnianym zagłówkiem i podłoga była pokryta białym dywanem, który był miękki pod jego stopami.
Posłał jedno spojrzenie Zaynowi, który obudził się i teraz bezczynnie patrzył w swój telefon i skręcił w prawo by wziąć prysznic w pasującej, białej, marmurowej łazience.
Woda była niemalże lodowata na jego skórze i pozwolił sobie postać dłużej pod natryskiem, krople wody masowały jego plecy i oczyszczały myśli.
Miał dwa dni zanim rozpocznie się weekend i musiał wepchnąć w nie jak najwięcej pracy się dało, październikowe wydanie było wielką, deszczową chmurą nad jego głową.
Było to wszystkim o czym mógł myśleć, nawet jeśli wiedział, że poradzą sobie jak zawsze to robili. Jednym z dodatków bycia perfekcjonistą było to, że nigdy nie odpuszczasz.
Zayn walnął go w tyłek, kiedy nagi wrócił do swojego pokoju, obecnie pasował do niego, telefon wciąż ściśnięty w jego dłoni.
Zayn naprawdę, naprawdę lubił jego tyłek. Zastanawiał się czy Harry dzielił z nim to samo zdanie.
- Mówiłeś coś o Givenchy? - Zayn uniósł wzrok znad swojego telefonu z diabelskim uśmieszkiem.
- Najpierw załóż jakąś bieliznę, nie pozwolę by twój kutas dotykał Givenchy.
- Mój kutas był w twoim tyłku.
Louis spojrzał na niego z udawanym przerażeniem.
- Nie przy ubraniach, Zayn! - Dobrze, że nie miał sąsiadów, inaczej usłyszeliby jego krzyki. Podał parę bokserek Calvina Kleina swojemu przyjacielowi i udał się na dół po swoje świeżo wyprane ubrania.
Wrócił z tuzinem gładkich, czarnych pokrowców na garnitury w dłoni, by znaleźć Zayna stojącego po środku garderoby z dłońmi na biodrach, prawe wypchnięte do boku.
Pokój, gdzie ubrania Louisa były przechowywane był ogromny, z wieszakami na lewo i prawo i butami ułożonymi na półkach przymocowanych do ściany na przeciwko podwójnych drzwi. Był tam pluszowy dywan w białym kolorze i nad nim wielki żyrandol rzucał ciepłe światło na ubrania.
- Co jeśli wezmę kamizelkę od Lavin? - Zayn odwrócił się, by na niego spojrzeć. - I tak nie widzę ciebie noszącego to.
- Przyszedłeś do sanktuarium i potem mnie obrażasz?
Ale miał całkowitą rację. Louis nawet nie pamiętał dlaczego w ogóle wybrał kamizelkę w kolorze ciepłego koniaku.
Zayn tylko się zaśmiał. - Okej, więc biorę to. Spodnie też.
Zayn podszedł do wieszaków najbliżej drzwi i wziął ten z kamizelką i czarnymi, szerokimi spodniami, umieszczone były razem jakby były częścią tego samego stroju na wybieg.
Wyglądał jakby robił zakupy, zawsze chętny by zrobić nalot na szafę, która nie należała do niego. Raz opisał to jako przygodę, podekscytowanie którego nie mógł wytłumaczyć. Może dlatego Louis nie zakazał mu zabierania rzeczy z szafy w biurze. Jeszcze.
Pozostawił Zayna by sam sobie radził wiedząc, że mężczyzna teraz będzie poszukiwał koszuli i butów i poszedł otworzyć pokrowce na swoim łóżku.
Był tam szeroki wybór nadruków i swetrów i wszystko było bardzo głośne, o wiele bardziej niż pamiętał jak kolekcja wyglądała na wybiegu. Wybrał najbardziej skromną z tego co mógł znaleźć, dzisiaj czując się bardziej luksusowo, niż jakby miał wyznaczać trendy.
Louis nałożył obcisłą, białą z nadrukiem krzyży koszulę i klasyczne, czarne spodnie i założył sztyblety z lśniącej, czarnej skóry z lekko zaostrzonym czubem i wysadzaną srebrem podeszwą.
Wstał w poszukiwaniu marynarki i torby, wybierając klasyczną, skórzaną kurtkę i skórzaną aktówkę, obie rzeczy również należały do Givenchy.
Zayn czekał na niego na dole, wyglądając jak bogaty artysta i zamówili śniadanie.
- Spójrz na nas wymiatających w porannej rutynie, rodzinny styl - Zayn radośnie na niego spojrzał, usta wypchane jajkami.
- Jesteśmy rodziną, Zaynie. Tylko lepiej ubraną.
Louis uśmiechnął się do swojego najlepszego przyjaciela wdzięczny, że mieli to samo zdanie, zanim otworzył Women's Wear Daily, pozwalając sobie cieszyć się chwilą ciszy przed burzą.
Po tym jak przedłużyli swoja poranną rutynę, co zdawało się trwać godzinami, weszli do biura ramię w ramię około ósmej i Zayn usadowił się na krześle przed biurkiem w biurze Louisa, kiedy ten pokazał mu grafik na dzisiejszy dzień. Nawet nie trudził się by iść do swojego biura obok, po prostu ukradł biały notatnik od Sabine i zaczął skrobać pomysły.
Wyglądał na maleńkiego, skulony w kulkę na miękkim krześle.
Florence + The Machine zaczęła cicho lecieć z głośników jak tylko się zaklimatyzowali i cicho pracowali, Louis tu i ówdzie rzucał w Zayna pomysłami na wydanie.
- Naprawdę chcę Florence na okładce. Ale nie sprzedawałoby się to dobrze.
Uniósł wzrok z miejsca, gdzie przeglądał sesję, którą rok temu zrobił brytyjski Vogue ze wspomnianą wcześniej kobietą.
- Pytasz mnie o poradę kierownika? To ty jesteś mózgiem stojącym za tą operacją.
Cóż, to było pomocne. Tak jak się tego spodziewał.
Prawie jakby mógł odczytać irytację Louisa, Zayn kontynuował - mogę idealnie to wystylizować. Lata siedemdziesiąte, grzywka, delikatne oświetlenie, tona zamszu. To może być wyjątkowe. Ale to twoje zadanie, żeby powiedzieć mi czy powinienem.
Louis westchnął. - To byłoby wyjątkowe. Wydanie w kolorze miedzi i mahoniu. Z tego stworzone były sny, szczególnie dla października - odłożył swój długopis i oparł się o krzesło. - Ale to również się nie sprzeda.
Louis był zmartwiony. Był zainspirowany przez Florence, ale również obawiał się podjąć takie ryzyko.
Podszedł do półki, gdzie przechowywane były wszystkie numery z ostatnich dziesięciu lat i wyciągnął październikowe wydania.
- Październik gównianie sprzedaje się co roku. Robimy furorę z wrześniem i w następnym miesiącu są zawsze złe liczby. Nie mogę mieć do tego złej okładki.
Ale naprawdę chciał Florence. Była duszą tej generacji.
- Dlaczego nie umieścimy jej w drugim artykule wstępnym? Dlaczego musi być na okładce - odpowiedział Zayn, jego cała uwaga była skupiona na Louisie.
Okej, teraz nabierali tempa.
- I co, mieć setkę celebrytów w numerze?
Spojrzał na Zayna, który patrzył na niego z rozchylonymi ustami jakby był szalony.
- Czemu nie? Daj im wszystkim mieć coś wspólnego.
Spojrzenie Zayna było przeszywające, jakby wiedział że Louis domyśli się w ciągu kilku następnych sekund.
I tak, wszyscy mogliby mieć coś wspólnego.
Louis wypchnął swoje biodro do boku i przekrzywił niewinnie głowę. - Co jeśli wszyscy byliby... brytyjczykami?
Zayn wybuchnął śmiechem.
- Ojej. Jesteś takim pantoflarzem. Jesteś tą bitą śmietaną na frappe ze Starbucksa. /tłum. po polsku to nie ma sensu, zostało użyte słowo whipped co oznacza właśnie pantoflarza, ale również używa się tego słowa w odniesieniu do bitej śmietany, o czym mówi Zayn./
- O czym ty w ogóle mówisz?
- Brytyjczycy! - wykrzyknął Zayn i wstał, wciąż się śmiejąc. Zostawił swoje rzeczy na krześle, biorąc paczkę Malboro ze szklanego biurka po swojej prawej.
Klepiąc Louisa po plecach, odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia, nucąc do Louisa "co jeśli wszyscy byliby brytyjczykami".
Nie był pewien czy Zayn był specjalnie szalony, czy Louis był na tropie czegoś.
Może obie te rzeczy.
Pobiegł za Zaynem, który obecnie czekał na windę i krzyknął do Sabine, żeby zwołała spotkanie redaktorów naczelnych za piętnaście minut.
- Wiesz, że to może zadziałać - rzucił do Zayna, kiedy drzwi się za nimi zamknęły, tłum jego pracowników czekał na następną windę, po tym jak przepuścili ich pierwszych.
- Nie podważam twoich ekspertyz, tylko twoje motywy.
Jeśli Zayn nie byłby tak genialny, wyleciałby już dawno temu.
Papieros niesamowicie osiadł w jego krwiobiegu, ból głowy minął za trzecim pociągnięciem. Louis mógł poczuć jak podekscytowanie nowym pomysłem zaczynało w nim wrzeć.
----------
Pomieszczenie wokół niego wypełnione było starszymi redaktorami, obecnie kłócącymi się nad wszystkimi brytyjskimi rzeczami. Po zasugerowaniu żeby wszyscy na raz przemyśleli jak wykonać wydanie o tematyce brytyjskiej bez wykorzystania flagi narodowej, albo McQueena na okładce, rozpętał się chaos.
Louis przypomniał sobie dlaczego nigdy nie pytał, tylko rozkazywał.
Okazało się, ze wszyscy kochali Wielką Brytanię. I wszyscy mieli swoich ulubieńców. Victoria Beckham i Kate Moss były najbardziej oczywistymi wyborami i najbardziej na nie naciskano.
Zayn siedział naprzeciwko niego, notes leżał przed nim i szkicował, na jego twarzy nie widniało żadne zainteresowanie.
Louis mógł stwierdzić, że nie miał pojęcia co się działo. Jeśli mógłby kupić samokontrolę a la Zayn w Targecie, kupiłby dwadzieścia opakowań.
Zaczął spisywać najważniejsze punkty, gdy redaktorzy wciąż dyskutowali dlaczego Victoria była lepsza od Kate i vice versa, kiedy Sabine weszła do sali konferencyjnej z poważną miną, gdy podeszła tam, gdzie siedział Louis.
Jej włosy połaskotały w nos Louisa kiedy pochyliła się, żeby tylko on mógł to usłyszeć.
- Harry Styles jest tutaj, by się z tobą zobaczyć. Nie wiedziałam czy powinnam wpuścić go do twojego biura, więc zostawiłam go na korytarzu.
Cholera. Czy to dzisiaj był ten dzień, w który powinien przyjechać? Dzisiaj? W tej chwili?
Jak Louis mógł o tym zapomnieć? To dlatego nie bawił się w komunikowanie z ludźmi.
Cholera jasna. Czy naprawdę już minęły dwa dni?
Zayn wstał i zrobił trzy kroki by stanąć obok Louisa, patrząc na niego z rozbawieniem. - Ja mogę pójść.
Więc zwracał uwagę na to co się działo.
- Całkowicie zapomniałem, że miał dzisiaj przyjść, Zayn. Nie mam dla niego czasu.
Żarty na bok, jak zapomniał o Harrym? Jak zapomina się o człowieku?
Dyrektor kreatywny przejechał dłonią po plecach Louisa, rozluźniając napięte mięśnie ramion.
- Uspokój się. Zajmę się tym. I ty, zajmiesz się tym - wskazał dłonią na resztę ludzi w pomieszczeniu, wszyscy czekali aż skończą rozmowę i potem poklepał Louisa po głowie.
- Co z nim zrobisz?
- On nie jest psem, Lou. To nie taki problem - Zayn odwrócił się, zamykając za sobą szklane drwi od sali konferencyjnej. - Och, i weź na okładkę Alexę.
Alexa Chung. Największa, brytyjska ikona mody.
Och, to było genialne. Błogosław Zayna i jego niedorzeczny umysł i niekończące się pomysły.
Wkrótce po tym, Louis pozwolił redaktorom rozejść się, nie potrzebne były dalsze dyskusje i powrócił do swojego biura, by sporządzić okładkę z Alexą, którą miał w swojej głowie i wszystkie brytyjskie rzeczy jako motyw.
Po tym wszystko szło gładko i wymyślił jak będzie w stanie umieścić Florence, jako reprezentantkę sceny muzycznej. Wyróżni Victorię Beckham jako historię sukcesu i Alexa będzie umieszczona jako najlepsza It-girl. Żadnych niespodzianek tutaj. /tłum. it-girl to kobieta, zazwyczaj celebrytka, która posiada i urodę i świetną osobowość/
Spędził resztę dnia rozdzielając pracę i dzwoniąc do redaktora za redaktorem, by wyjaśnić im ich pracę i kiedy z tym skończył, zaczął robić poszukiwania co mogli zawrzeć w artykułach.
Robił tematyczne wydanie i minęło sporo czasu, od kiedy Vogue robiło coś takiego.
-------------------
Było około godziny dwudziestej, kiedy opuścił biuro i dał kierowcy adres, który wysłał mu Zayn.
Albo Zayn czuł się dzisiaj wykwintnie, albo Harry miał coś do małych, zakrytych basenów i zbyt drogich drinków, gdyż obecnie byli w LeBain, ekskluzywny bar na ostatnim piętrze budynku The Standard.
Louis po drodze zahaczył o dział urody, jego osobisty stylista gotowy jak zawsze by sprawić, że jego kości policzkowe będą podkreślone i włosy wyglądały nienagannie.
Miał quiffa i świeży strój, zmieniając sztywne spodnie od Givenchy na bawełniane shorty Rag & Bone w kolorze węgla. Dopełnił to jeansową koszulą od Saint Laurent ze skórzanymi łatami na ramionach i podwinął rękawy prawie po same łokcie. Na jego nadgarstku widniała czarna, skórzana bransoletka od Balenciagi i dopasował do tego cienki pasek od Dolce & Gabbana zrobiony z czarnej i szarej skóry cielęcej. Na stopach miał brązowe, matowe sandały w stylu Arizona od Birkenstock.
Kiedy wszedł do baru, musiał przedostać się przez gęsty tłum by znaleźć Zayna i Harry'ego i cieszył się, że zmienił szkła kontaktowe na okulary. Nie to, że nie rozpoznałby dwóch najprzystojniejszych mężczyzn w całym Nowym Jorku, ale czym wcześniej tym lepiej.
Zastał ich w żywej rozmowie, Zayn wyglądał na otumanionego i kurczowo trzymał się każdego słowa, które wychodziło z umysłu Harry'ego. Drugi mężczyzna nieznacznie podniósł głos, próbując przekrzyczeć muzykę.
Więc obaj byli pijani.
Harry zauważył go dopiero kiedy był kilka centymetrów od niego i gwałtownie wstał, szeroki uśmiech na jego twarzy.
- Louis! - Jego dłonie zakradły się za plecy Louisa i byli przyciśnięci do siebie, podbródek Louisa opierał się o ramię Harry'ego. Harry pachniał odrobinę piżmowo, jak francuskie perfumy z nutką potu i papierosów i Louis mógł poczuć jak jego penis drgnął z zainteresowania.
Louis zamknął oczy, nie chcąc go puścić zbyt szybko, ale potem Harry docisnął ogromne dłonie do jego ramion i trzymał go na wyciągniecie rąk.
- Wyglądasz nawet lepiej, niż jak widziałem cię ostatnim razem.
Ostatni raz, kiedy Harry widział Louisa był on w jego łożku.
- Dziękuję. Widzę, że dobrze się bawicie.
Czuł jak napięcie uchodziło z jego ciała pod badawczym spojrzeniem Harry'ego i pozwolił, by lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Louis spojrzał na miejsce, gdzie siedział Zayn, patrzący na nich z czułością. Louis uśmiechnął się do niego, bezgłośnie mu dziękując.
Jego najlepszy przyjaciel przewrócił jedynie oczami.
- Przepraszam za olanie cię, nie byłem w stanie złapać dechu - oczy Louisa powędrowały z powrotem do Harry'ego. Oczekiwał odrobiny podirytowania, albo przynajmniej wyłapać nutkę złości u mężczyzny, ale Harry jedynie się uśmiechnął.
- Nie oczekiwałem, że weźmiesz sobie wolne. Nie martw się o to.
I Louis naprawdę nie wiedział co do tego dodać, w zamian ścisnął talię Harry'ego, gdy usiadł na przeciwko ich dwójki.
- Co pijemy?
- Ochhh, pozwól mi ci coś zamówić. Mogę? - Harry wstał i kiedy Louis przytaknął, podszedł do baru, promieniując szczęściem wobec wszystkich w najbliższym otoczeniu.
Louis odwrócił swoje ciało, że mógł podążać za nim wzrokiem, gdy Harry przedostawał się przez tłum, jego tyłek wyglądał stylowo w purpurowych, jedwabnych spodniach. Jego plecy formowały idealne V w kwiatowej koszulce od Balmain i na stopach miał czarne, skórzane sandały od Gucci. Na jego lewej dłoni znajdował się czarny zegarek Hublota i szeroki wybór platynowych pierścionków na prawej.
Louis był, w tym momencie, nie do końca pewny czy go sobie nie wyobrażał.
Zayn pstryknął palcami, zbyt przejęty tym, by ochronić Louisa przed zrobieniem z siebie głupca.
- Musisz to wypieprzyć z siebie. Wypuścić napięcie seksualne.
Nawet się nie uśmiechał, jego ciemne oczy były odrobinę niewyraźne do alkoholu, ale poważne.
- Jesteś widoczny, Louis - kiwnął głową w stroną krocza Louisa i tak, było tam więcej niż odrobina twardości.
- Kurwa. Kopnij mnie w goleń. Szybko, zanim wróci.
Zayn mocno go kopnął i skrzywił się z bólu, ale zadziałało, jego penis znów był wiotki po kilku, bolesnych sekundach.
- Dzięki - wycedził przez zęby Louis ze sztucznym uśmiechem, gdy tyłek Harry'ego znalazł się ponownie w zasięgu wzroku i usiadł naprzeciwko niego.
Podał Louisowi drinka o kilku odcieniach pomarańczy i żółci w wysokim kieliszku. Był wypełniony lodem i, jeśli dobrze widział, kilkoma plasterkami ogórka.
- Czy zamówiłeś najbardziej gejowski drink na świecie? - Louis nie mógł nie zauważyć, że pasował do Harry'ego, w jego kieliszku ten sam drink.
- Jest pyszny - uśmiechnął się Harry. - Pyszny drink dla pysznego mężczyzny.
Nie mógł nic poradzić, ale wybuchł na to śmiechem, Harry promieniał, tak dumny był z wymyślenia tego komplementu.
- Myślę, że to będzie twój ostatni. Twój też, Zayn. Wyglądacie jak dwie trzecie pijanego Jonas Brothers.
- Och no weź, dopiero zaczęliśmy, noc jest młoda! - Harry teraz śpiewał. Był tak uroczy, sposób w jaki jego nos marszczył się i jego ramiona odrobinę napinały, kiedy unosił ręce w górę i pozwalał im unosić się jakby nie miał nad nimi kontroli.
- Możemy rozluźnić się w weekend, jeśli chcesz. Jeśli będziesz mnie chciał.
- Rozluźnić? - Harry uniósł brew i pochylił do przodu, więc jego twarz była niezwykle blisko torsu Louisa.
Louis spojrzał na niego i czuł się niedorzecznie przez sposób, w jaki Harry obecnie był w dziwnej pozycji, chociaż był o wiele wyższy od Louisa.
- Możesz nawet zabrać mnie na potańcówkę.
Cóż, to był pierwszy raz kiedy powiedział coś takiego.
- Mogę zabrać cię na potańcówkę? Naprawdę? - Twarz Harry'ego była całkowicie rozkoszna, z malutką nutką niedowierzania.
Czy taniec powinien być czymś podniecającym? Dlaczego Louis w ogóle zasugerował taniec? Nigdy nie tańczył w całym swoim dorosłym życiu.
Będzie musiał po prostu improwizować. - Nigdy nie żartuję z tańca.
Harry przytaknął, pełen powagi i ogłosił - zabieram cię na potańcówkę - i po tym kontynuował picie swojego drinka.
Louis lekko szturchnął jego stopę, bo najwyraźniej już nie panował nad swoim ciałem i w jakiś sposób została ona tam, dopóki nie wstali i Harry poszedł po rachunek.
I co jeśli dłoń Louisa zgubiła się pod koszulą Harry'ego, kiedy próbowali wyjść z klubu i w stronę Harry'ego rzucono kilka wygłodniałych spojrzeń. Materiał podwinął się po prawej stronie talii Harry'ego, więc zebrał się tam i kiedy Louisa położył dłoń żeby go prowadzić, kontakt skóry o skórę sprawił, że Harry odrobinę zadrżał, chociaż nie odwrócił się twarzą do Louisa.
Żaden z nich tego nie skomentował, kiedy byli na zewnątrz i ciepły wiatr i rozgrzane chodniki przywitały ich, ulica niemalże pusta.
Louis odpuścił to, w ten sam sposób, w jaki pozwalał gehennym rzeczom wyślizgnąć się z jego ust kiedy chodziło o Harry'ego. Miał oczywiście szczęście, robiąc niesamowicie głupie rzeczy kiedy był w otoczeniu młodszego mężczyzny.
Kto do kurwy chodził potańczyć.
- Obawiam się, że jutro również nie będę miał dla ciebie czasu. Nie poza biurem. Ale możesz przyjść, pomóc mi? Robimy wydanie o tematyce brytyjskiej.
Na to, pozwolił swoim ustom wykrzywić się w uśmiechu, oczy Harry'ego skupione na jego twarzy, uważnie.
- Wydanie o tematyce brytyjskiej. Zgadza się? - Uśmiechał się, sukinsyn.
Zayn, stojący kilka stóp od nich i opierający się o znak drogowy, wyglądał jakby jego płuca miały pęknąć, usta ściśnięte w ciasną linię, tak starał się nie roześmiać. Wziął telefon, prawdopodobnie po to, by dzwonić po kierowce żeby ich odebrał. Albo może po prostu próbując odsunąć się od sytuacji w pobliżu.
- Zaplanowałem dzisiaj okładkę z Alexą.
- Ale myślałem, że to ja byłem najjaśniejszą gwiazdą w Wielkiej Brytanii! - wydął wargi i to byłoby urocze, gdyby Harry nie podniecałby Louisa jedynie, cóż, istnieniem.
Harry próbował zrobić obrót, dłonie na jego biodrach. Nędznie zawalił, podeszwa jego sandałów wygięła się, więc jego palce otarły się o chodnik.
Louis spojrzał na niego, dolna warga zwisała jakby wciąż próbował pokazać zawód jego niepowodzeniem w byciu prima balleriną na ulicach Nowego Jorku i zdał sobie sprawę, że nie miał zielonego pojęcia co on robił.
Harry był wyraźnie wstawiony i Louis był zmęczony i nie dostanie z tego niczego oprócz tego, że sobie obciągnie, ale wciąż nie był pewien co powiedzieć.
Harry odwrócił jego uwagę od rozmyślania, kiedy ogłosił - zazwyczaj mam na sobie botki - popatrzył szczerze na Louisa, jakby to była zwykła rzecz, on robiący obroty.
Louis bardzo wyraźnie potrzebował mieć swoje usta na ustach Harry'ego. Tylko nie teraz.
Zauważył zatrzymujący się samochód i Zayn zasygnalizował mu że tak, to ich podwózka i powinien zdecydować co zrobi z kapryśnym gigantem obok siebie.
- Pozwól że podwieziemy cię do twojego hotelu, Harry.
Louis złapał dłoń Harry'ego w swoją, tylko po to, by go poprowadzić i była ciepła i sucha, całkowicie obejmując tą Louisa. Palce Harry'ego splątały się z jego jak tylko Louis wsunął swoją dłoń w tę Harry'ego i pasowały do siebie, jak puzzle.
Harry był wesoły podczas krótkiej jazdy samochodem. Jego policzek był przyklejony do okna i utrzymywał swój wzrok na zmieniającym kształty mieście na zewnątrz, jego dłoń przyklejona do tej Louisa.
Kiedy podrzucili go do The Greenwich Hotel, Louis odczekał dziesięć minut zanim wysłał mu krótkie 'śnij o tańczących nas'.
Nie pozwolił, by teraz na stałe widniejący uśmieszek Zayna dostał się do jego głowy, kiedy podrzucił go kilka ulic dalej od budynku Louisa. Absolutnie nie pozwolił, by palce Harry'ego owinięte wokół jego rozmazały jego myśli.
Również zdecydowanie nie obciągał sobie do Harry'ego w tych ciasnych spodniach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top