Flo 1.2

Louis obudził się z językiem Harry'ego trącającym jego usta. Instynktownie rozwarł wargi, zanim w ogóle pomyślał o otwarciu swoich oczu i Harry nie marnował sekundy, by wepchnąć swój język do ust Louisa, obracając nim i potem ssąc.

Louis zaczął myśleć o porannym oddechu, ale potem Harry zagryzł jego wargę, o wiele mocniej niż żartobliwie i mógł poczuć jak skóra w tym miejscu pęka niemalże natychmiast i na języku poczuł posmak krwi.

Harry zassał jego dolną wargę, przykrywając swoimi ustami część, gdzie jego warga była pęknięta i był tak twardy, przyciśnięty do nogi Louisa.

Louis jęknął, gdy Harry zaczął przejeżdżać dłońmi w górę i w dół po jego biodrach. Nie dotykał jego penisa i Louis mógł poczuć jak zaczynał twardnieć, krew wrzała w jego żyłach.

Harry wyszeptał sprośne dzień dobry do jego ucha i potem przesunął się w dół, całując i liżąc szyję Louisa. Louis już był podniecony i jego penis drgał za każdym razem, gdy Harry przejeżdżał językiem po jego szyi.

Harry przestał i spojrzał na niego, zagryzając wargę. - Teraz zamierzam cię ssać.

Poruszył się w dół, minął miejsce, gdzie Louis był teraz całkowicie twardy, jego penis ciężko opierał się o brzuch, czekając na bycie dotkniętym. Harry zaczął całować i lizać wewnętrzną część jego uda, drocząc się z nim. Louis syczał, kiedy tylko Harry przejeżdżał zębami po jego skórze, ale nie gryzł, biorąc w dłoń penisa Louisa i powoli mu obciągając. 

- Lubisz sposób, w jaki czuć moją dłoń? Twojego kutasa czuć tak dobrze, muszę go posmakować.

Odpowiedzią Louisa było jedynie 'mmpphh' i wypchnął biodra, zdradzając jak bardzo tego chciał. Dłoń Harry'ego była silna na jego biodrze, gdy zepchnął Louisa z powrotem na materac. 

- Nie ruszaj się dla mnie. Obciągnę ci tak dobrze - teraz Harry jedynie trzymał go w swojej ogromnej dłoni, oddychając nad główką, gdy spojrzał na Louisa.

- Dojdziesz na moją twarz?

Jego włosy już były bałaganem od całowania ud Louisa i źrenice rozszerzone.

- Cholera.

- Odpowiedz mi, Louis - wykonał jeden ruch dłonią i potem lekko ścisnął główkę i Louis powstrzymywał się przed ponownym wypchnięciem bioder.

- Tak, dojdę na twoją twarz. Cholernie cię zrujnuję, będziesz wyglądał tak dobrze.

- Kurwa - i potem Harry znowu się z nim droczył, liżąc główkę penisa Louisa okrężnymi ruchami, podczas gdy resztę przykrył swoją dłonią i powoli nią poruszał.

Następnie polizał podstawę, pozostawiając ją wilgotną i nie martwił się tym, by wyglądać ładnie, dając wszystko co miał by sprawić, żeby było to dobre dla Louisa.

Po tym jak poświęcił uwagę podstawie penisa Louisa, wrócił z powrotem do główki, wkładając ją do swoich ust i ssąc.

Harry był w tym dobry. Tak dobry, że kiedy ssał główkę, przyłożył swój język od dołu i polizał i biodra Louisa uniosły się i nagle wypełniał usta Harry'ego.

Harry uniósł wzrok i cwaniacko się uśmiechnął, jego włosy były wszędzie na jego twarzy i na szczęce widniała ślina.

- Podoba ci się?

W głowie Louisa rozbrzmiała Christina Aguilera 'Dirty' i chciał pozostać w tej chwili, jego penis w dłoni Harry'ego, podczas gdy zrujnowane usta Harry'ego mówiły mu jak bardzo mu się to podobało.

- Nie przestawaj, kurwa. Nie przestawaj.

Harry napluł na jego penisa i był on cały w preejakulacie i ślinie. Było to brudne i mokre i Harry polizał swoją dłoń i złapał go, powoli poruszając ręką.

Louis przewrócił oczami i dyszał, szybkie jęknięcia wydostawały się z pomiędzy jego warg, gdy Harry ponownie wziął go do buzi.

Wciąż pracował dłonią u podstawy, ssąc i liżąc, plując na główkę. Gdy Louis zaczął się wiercić, Harry wziął go całego i Louis głośno jęknął, mając pustkę w głowie.

- Chcesz pieprzyć moje usta? - spytał Harry, jego głos niski i zniszczony.

Jedynie myśl o tym niemalże zepchnęła Louisa z krawędzi. - Achh, tak. Kurwa tak.

I Harry wrócił z powrotem do brania go w swoje usta, ponownie go połykając i potem poruszając głową w górę, wracając z powrotem do jego główki. Na to Louis uniósł biodra i pchnął nimi, usta Harry'ego gorące i mokre, idealne wokół niego i to było za wiele.

Harry brał go, jego jęki wibrowały wokół kutasa Louisa i Harry mógł poczuć że Louis był blisko przez to jak niestaranne były jego pchnięcia, robiąc to szybko i płytko.

Podniósł swoją głowę i polizał penisa Louisa po bokach i potem przesunął go tak, że opierał się o jego brzuch i pracował pod spodem, podczas gdy Louis wydawał z siebie głośne jęki.

- Chcę cię posmakować, proszę dojdź dla mnie, Louis. Tak bardzo chcę ciebie spróbować. 

I Louis spojrzał na niego, gdy Harry szybko poruszał po nim swoją dłonią, drugą poruszał po swoim penisie, nie będąc w stanie skupić się na swoim własnym kutasie przez to jak skupiony był na sprawieniu Louisowi przyjemności.

- Dojdź dla mnie, proszę.

Usta Harry'ego były rozwarte i na jego twarzy była ślina zmieszana z preejakulatem i Louis został zepchnięty z krawędzi, patrząc na jak wypieprzonego wyglądał. 

Louis trysnął długimi, białymi liniami na język Harry'ego i jego policzki i wydawał z siebie długie jęki, gdy dochodził przez jak się zdawało wieczność, Harry ponownie wziął go w usta.

Kiedy Louis odzyskał świadomość, Harry rozłożony był obok niego na swoim brzuchu, ze zrelaksowanym wyrazem twarzy.

- Doszedłeś, kiedy mi obciągałeś? - spytał zaskoczony Louis.

- Nie masz pojęcia jak dobrze wyglądasz. Cholernie mnie zrujnowałeś.

- Kurwa.

Gapił się na Harry'ego, który dawał wrażenie że był w euforii przez to, jak jego szczęka nisko wisiała, podparty o łokcie i powoli mrugał, jakby za każdym razem gdy zamykał oczy energia uchodziła z niego i pozostawiała go jeszcze bardziej bez tchu.

Louis czuł się w ten sam sposób, po wczorajszej rundzie rzucania jak szmacianą lalką przez, jak się zdawało, godziny i zostanie obudzonym przez bardziej namiętny, odurzający seks. Było to wycieńczające i czuł się wykończony, ciało Harry'ego było lepszym treningiem niż jakikolwiek poranny bieg.

Nie będąc w stanie się powstrzymać, posłał Harry'emu osobisty uśmiech, który powoli rozciągnął się na jego twarzy i wypełnił oczy i w zamian natychmist otrzymał dokładnie taki sam, uśmiech Harry'ego tak szeroki, że jego oczy były malutkie i użył siły swojego ciała, by przyczołgać się bliżej Louisa, więc byli teraz twarzą w twarz.

Obaj dyszeli, wciąż, minuty po tym, jak przetrwali swoje szczyty i kiedy Harry położył swoją dłoń na twarzy Louisa i delikatnie go pocałował, Louis nie mógł zrobić nic więcej, tylko wdychać go i leniwie poruszać swoimi ustami na przeciwko tych Harry'ego.

Było to intymne, dźwięk deszczu ogarniał Nowy Jork i włosy Harry'ego były wilgotne od potu, łaskocząc szyję Louisa.

- Co powiesz na to, że jeszcze trochę pośpimy? - powiedział Harry, opierając swoje czoło o te Louisa i głęboko oddychając, przypominając mu o ich wspólnym bieganiu i kiedy powiedział Harry'emu żeby oddychał.

Wspomnienia, o których w tamtym momencie nie wiedzieli że budowali krążyły po pomieszczeniu i płuca Louisa były ciężkie, wypełnione czymś, co mógł rozpoznać jako sympatię i poczucie przynależności, coś, za czym nie tęsknił od liceum. 

Było to dobre, trzymało go w gotowości, jego krew wrzała i szalenie krążyła pod jego skórą, ale w jakiś sposób utrzymywanie swojego wzroku na rysach twarzy Harry'ego i jego spokojnych, zielonych oczach uspokoiły go. 

- Mhm. Zdecydowanie mógłbym spać obok ciebie.

Pościel była pomięta pomiędzy nimi i łóżko bałaganem po tym, jak Harry poruszał się niczym burza po ciele Louisa.

Harry przyciągnął go blisko i usta Louisa kreśliły kształty pomiędzy jego obojczykami, skóra w tym miejscu gładka.

Louis czuł się jakby był w domu, rytm bicia serca Harry'ego wyznacznikiem czasu i jego ramiona bezpiecznym niebem. 

Pozostał tak przez chwilę, próbując zapamiętać ile tylko mógł, sposób, w jaki w pokoju było ciemniej przez padający deszcz na zewnątrz, małą bliznę tuż pod lewym sutkiem Harry'ego i lekki, nieregularny zarost na jego podbródku.

Gdy czuł że odpływał, zmusił się do zmienienia pozycji bez naruszenia ciasnego uścisku Harry'ego wokół siebie i w końcu zasnął z uczuciem unoszącej się klatki piersiowej Harry'ego przy swoich plecach, ich ciała splecione ze sobą jakby byli jednością. 

----

Louis nie poszedł na sesję zdjęciową Florence dla Vogue. Nie, to byłby stalking. Wysoce niestosowne.

Ale marzył o tym, żeby pójść. Gdy poranek powoli zamieniał się w południe i jego oddech dopasowywał się do tego Harry'ego, gdy spokojnie leżeli w pościeli, obrazy jej ognistych włosów pojawiały się pod jego powiekami i w tle rozbrzmiewał głos Zayna wydający polecenia jak pozować.

Kiedy się obudził, Harry cicho chrapał obok niego, jego włosy rozrzucone po poduszce niczym aureola i jego opalona skóra kontrastowała z kremową pościelą Louisa kupioną we Frette kiedy miał ochotę roztrwonić pieniądze.

Po rozmyślaniu o swoich możliwościach przez kilka długich minut, rozproszył się przez sposób, w jaki włosy Harry'ego kręciły się bardziej przy końcówkach i jak na grzbiecie jego nosa widoczne były malutkie piegi. Louis uniósł dłoń, by przejechać palcami po cieniach, które rzucały rzęsy Harry'ego, ale zmienił zdanie w ostatniej minucie, nie będąc pewnym czy było mu można to zrobić.

Wiedział, że Harry nie miałby nic przeciwko bycia obudzonym w ten sposób. Ale Louis nie był pewny jak się wobec tego czuł.

W zamian, przerzucił nogi przez krawędź łóżka i cicho poszedł do miejsca, gdzie jego Mac leżał na białym, drewnianym biurku i wrócił z nim do łóżka, obok śpiącego Harry'ego.

Florence miała dzisiaj wieczorem koncert na Brooklynie.

Jakiś czas temu Louis odmówił Sabine, kiedy ta wysłała mu maila z ofertą zarezerwowania dla niego biletów. To bolało, uczucie nie posiadania nikogo, kto by z nim poszedł.

Rozmyślał nad zapytaniem kogoś ze swoich przyjaciół, ale jedyną osobą, z którą czułby się komfortowo by pójść zobaczyć Florence był Zayn i Zayn był już zajęty na ten wieczór.

Jego palce uderzały o miękką pościel, gdy śpiewał pod nosem, umysł wciąż zamglony.

Zaskoczył nawet samego siebie, kiedy napisał do Sabine by załatwiła mu bilety.

Nie był pewien jak to było, że uczucie doświadczenia Harry'ego Stylesa zdawało się być bardziej niż wystarczające po ubogich kilku tygodniach od poznania go, ale wiedział, że jego serce się nie myliło.

Jeśli byłby ktoś, komu zaufałby by zabrać go żeby zobaczyć jego największe pragnienie, był to mężczyzna śpiący obok niego.

Louis odłożył swojego Maca i telefon na białą szafkę nocną ze srebrną ozdobą na górze i położył się obok śpiącego ciała Harry'ego, więc był bezpośrednio do niego odwrócony twarzą.

Jego dłoń powędrowała po książkę Murakami leżącą na podłodze obok niego, bo właśnie po to sięgał gdy był zagubiony lub refleksyjny, albo po prostu gdy szukał słów, których nie potrafił znaleźć. 

Teraz czuł to wszystko na raz, emocje wirowały w jego wnętrzu i czuł się jak huragan stojący nieruchomo.

Przeczytał kilka linijek i potem zrobił przerwę, jedynie patrząc na Harry'ego. Był tak spokojny i to sprawiało, że Louis się roztapiał z pragnienia przyklejenia się do niego i nie puszczenia go już nigdy.

Przez jak się zdawało godziny, był ujęty przez rytm regularnych oddechów Harry'ego, zmieszanych z piosenką, którą nucił.

'Cause looking for heaven, found the devil in me

Looking for heaven, found the devil in me

Well what the hell I'm gonna let it happen to me, yeah'

Tak naprawdę się nie poruszał, dopóki po lewo nie rozległ się dźwięk jego telefonu. Była to Sabine informująca go, że jest na liście razem z osobą towarzyszącą.

To również obudziło Harry'ego i Louis napotkał dwie, rozmazane plamki zieleni, sny wciąż wypisane w jego malutkich tęczówkach.

- Myślisz, że byłbyś chętny na potowarzyszenie mi dzisiaj na koncercie?

Głos Harry'ego był słaby, gdy się odezwał. - Czy to Florence?

Coż, cholera. Harry Styles był czarodziejem i redaktorem naczelnym.

- Skąd wiedziałeś?

Głos Louisa nie zadrżał kiedy się odezwał i w jego oczach zdecydowanie nie było zdumienia.

- To dosłownie wszystko, co puszczasz. Nie wspominając o tym, że zaśpiewałeś pół jej albumu pod nosem pierwszym razem, gdy poszliśmy na drinki w Paryżu. I wczoraj wykrzyczałeś tekst do What Kind Of Man w twarz Zaynowi, kiedy nie chciał się z tobą zgodzić. 

Harry uśmiechnął się. Ten sukinsyn.

- Śpiewasz to teraz, Louis - Louis mógł odczytać czułość wypisaną na jego twarzy i była tam nutka tego w sposobie, w jaki wypowiedział jego imię. - Czy w ogóle sam to rozpoznajesz?

Słońce bawiło się w chowanego na twarzy Harry'ego. Błyszczał w wciąż był śpiący, ton jego głosu niski i wciąż był odrobinę ospały, pozostając w pozycji w jakiej spał, na brzuchu z twarzą wciśniętą w poduszkę.

- Cóż, ty chrapiesz. Więc jesteśmy kwita.

Śmiech Harry'ego został stłumiony przez poduszkę, ale w pomieszczeniu wciąż brzmiał na pełen życia.

- Nie jestem pewien. Myślę, że potrzebuję przekonania - jego uśmiech rozciągał się szerzej z każdym słowem.

Louis wiedział, że to miało być bezczelne, ale wyszło bardziej urocze, z Harrym ledwo utrzymującym otwarte oczy i jego niepewnym wzrokiem.

- Och tak? I jak powinienem tego dokonać? - przysunął się bliżej, więc niemalże wisiał nad Harrym i mógł poczuć jak jego oddech zadrżał.

Louis pozwolił swoim oczom powędrować po rysach twarzy Harry'ego, w taki sposób, w jaki szczegółowo badał ubrania na wybiegu, ale jego oczy były teraz o wiele cieplejsze, bez wątpienia doceniał ciało Harry'ego, sposób w jaki jego rysy twarzy wyglądały anielsko w subtelnym świetle.

Louis poddał się swojemu instynktowi i jego dłoń była delikatna, kiedy spotkała się z podbródkiem Harry'ego, dotyk jego palców lekki, kiedy przejechał po jego szczęce.

Była to jego jedna z ulubionych cech, odkąd po raz pierwszy spojrzał na Harry'ego, jak silnie wyglądała jego szczęka, nawet jeśli tylko stał z zamkniętymi ustami. Nie sądził, że kiedykolwiek spojrzy na Harry'ego i nie odbierze mu to oddechu przez to, jakim był pięknym i seksownym i potężnym mężczyzną.

Louis pochylił się do przodu, kiedy oczy Harry'ego nabrały energii i żartobliwie zagryzł jego wargę. Pocałunek był jak nic innego wcześniej i Louis czuł, jakby ponownie uczył się Harry'ego na więcej sposobów, niż mógł to opisać.

Wargi Harry'ego były miękkie i jego oddech ciepły i ulegał bardziej, niż wcześniej, jego uparte usta rozwarły te należące do Louisa, gdy tylko się ze sobą zetknęły. Wysłało to dreszcze wzdłuż kręgosłupa Louisa i wkrótce poruszali się naprzeciw siebie, ich języki splątane ze sobą.

- Sprawiasz, że mam zawroty głowy.

Harry odsunął się i wziął głęboki oddech, jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała.

Louis nie był pewien skąd nagle wzięła się ta odwaga, ale poddał się jej. - Chcę sprawić, że zemdlejesz. Sprawię, że zemdlejesz. Moimi ustami wszędzie na twoim ciele.

Spojrzał Harry'emu w oczy. - Prosiłeś o to.

I pochylił się do przodu, ponownie obejmując wargi Harry'ego, mocno.

Tym razem było to z zamiarem, nie tylko z zamiarem marnowania czasu, czy poznaniu siebie nawzajem.

Umysł Louisa był tylko jedną rzeczą w kółko. Przekonaniem Harry'ego.

Złapał dolną wargę Harry'ego pomiędzy zęby i lekko zassał, podczas gdy zarzucił prawą nogę przez jego brzuch, więc teraz mógł na nim porządnie usiąść.

Przed ponownym pocałowaniem go, Louis przekręcił swoją głowę, więc mówił prosto do ucha Harry'ego i jego głos był niski, więc brzmiał na równie potężnego i potrzebującego.

- Powiedziałeś, że potrzebujesz przekonania. Czy to twoje usta tego potrzebują? Czy twój kutas? Na czym potrzebujesz, żebym się skupił, Harry?

Oparł swój ciężar całkowicie na ciele Harry'ego i mógł poczuć jak ten już był twardy, zaledwie od słów Louisa.

Louis złapał kosmyk włosów Harry'ego i lekko pociągnął, wystarczająco by sprawić, że Harry jęknął pod nim.

- Zamierzam się tobą zająć, kochanie - powoli całował obojczyki Harry'ego, centymetr po centymetrze i potem ugryzł miejsce które wiedział, że bolało najbardziej, ssąc, by rozpalić Harry'ego.

Harry milczał i kiedy Louis uniósł wzrok z miejsca, gdzie jego wargi były przyklejone do skóry Harry'ego zobaczył jak ten ma głowę odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte. 

- Co powinienem z tobą zrobić? - kolejny pocałunek, gdzie teraz widniał siniak na skórze Harry'ego. Złapał go za włosy i ponownie pociągnął, tym razem mocniej. 

Harry był bałaganem pod nim, wydając siebie ciche jęki.

- Tak bardzo chcę ci obciągnąć. Ale nie sądzę, że to wystarczająco przekonywujące - ponownie pociągnął i złapał głowę Harry'ego, przechylając w bok, więc mógł przejechać zębami po jego szczęce.

Było to boleśnie powolne, sposób, w jaki Louis skubał centymetr po centymetrze skóry Harry'ego.

- Kurwa, jesteś taki pyszny - ponownie go pocałował, łapiąc język Harry'ego swoim i natychmiast wpychając go w jego usta. Przejmując kontrolę.

- Myślę, że muszę cię pieprzyć. Pieprzyć cię dobrze, prosto w ten materac. Tak dobrze, że dojdziesz niedotknięty, kochanie. To powinno być wystarczająco przekonujące.

Kolejny pocałunek, silny. - Odpowiedz mi.

Harry jedynie na niego patrzył, jakby nie był pewien co powinien powiedzieć, jego oczy zaszklone. Był cały rozczochrany pod Louisem i Louis odnosił sukces, patrząc na najseksowniejszego mężczyznę, którego kiedykolwiek poznał, całkowicie tracącego ponownie kontrolę jedynie przez słowa, jakimi do niego mówił.

- Tak - Harry przytaknął, w końcu. Jego głos szorstki i załamujący się, oddech przerywany. - Tak, pieprz mnie.

Dłonie Louisa błądziły po klatce piersiowej Harry'ego, przejeżdżając po tatuażach rozsianych po jego torsie i lekko ścisnął jego biodra, by wydobyć z Harry'ego ponowny dreszcz. 

Położył swoje dłonie na torsie Harry'ego i przesunął swój tyłek niżej, ponad miejscem, gdzie penis Harry'ego ociekał preejakulatem i usiadł pomiędzy jego nogami.

Louis nie mógł poczekać, by dać sobie tą przyjemność ssania lini V Harry'ego, liście laurowe wytatuowane na jego skórze niemalże spotkały się z miejscem, gdzie spoczywał jego penis. Zaczął na kości biodrowej, lekko ssąc. Uniósł wzrok, by napotkać oczy Harry'ego i to zdawało się go ostrzec i Harry ponownie zajęczał, tym razem głośniej.

Zero umiaru.

Louis zszedł niżej, przygryzając skórę Harry'ego i zatrzymał się w miejscu, gdzie kończy się prawy liść, ssąc tam duży znak. Najpierw przejechał po skórze swoim językiem i potem lekko ugryzł, by krew zaczęła szybciej płynąć. Powtórzył to trzy razy, zanim przejechał zębami po skórze, by rozproszyć krew, która płynęła pod skórą Harry'ego.

- Mmmmmph. Kurwa - głos Harry'ego był niski i brzmiał tak seksownie, Louis nie mógł się powstrzymać, więc wziął Harry'ego w usta.

Harry był duży; nawet wyjątkowo duży. Gruby i przyjemny w ustach Louisa i z dumą Louis obniżył się, niemalże się dławiąc, zanim zassał swoje policzki. Powoli przejechał wargami po długości Harry'ego, kiedy odchylił swoją głowę do tyłu i został na chwilę przy główce, pracując językiem i wyłapując nim preejakulat.

Harry smakował gorzko i słono, ale w jakiś sposób Louis chciał więcej, by wkrótce zepchnąć go z krawędzi i zlizać spermę z jego brzucha.

Niski jęk wydobył się z gardła Harry'ego, kiedy usta Louisa opuściły jego penisa i Louis cwaniacko się uśmiechnął. Harry był tak wrażliwy na każdy dotyk.

Wyprostował swoje plecy, żeby móc dobrze się przyjrzeć Harry'emu. - Teraz będę cię pieprzył - dłoń Louisa odnalazła drogę do loków Harry'ego i lekko podrapał jego głowę, by się skupił.

- Podaj mi lubrykant i prezerwatywy, Harry. No dalej, po twojej prawej.

Harry był powolny i pośpieszny zarazem, by wykonać zadanie, niemalże upuszczając buteleczkę w swoim pośpiechu. Louis złapał ją i pochylił się, by pocałować Harry'ego, powoli pracując wargami i przejeżdżając zębami oraz językiem. Zassał jego wargę, zanim się odsunął i Harry był bałaganem jęków, kiedy Louis rozszerzył jego nogi. 

Louis spojrzał na tyłek Harry'ego i był idealny, mały, ale wyrzeźbiony, mięśnie napięły się przez to, że Harry miał podkulone nogi. Wylał lubrykant na dziurkę Harry'ego i wsunął jeden palec.

- Czuć dobrze, kochanie? - zgiął palca, kiedy wszedł cały do końca, by od razu znaleźć punkt Harry'ego, potrzebując żeby sprawić, że Harry poczuje się dobrze. 

Harry przytaknął, jego włosy były wszędzie i pot zbierał się na jego skórze. Już wyglądał na wypieprzonego.

Louis wyciągnął palca i potem włożył go z powrotem, powoli nim pracując, gdy drugą dłonią ujął swojego własnego penisa. Zaniedbywał swoje potrzeby, całkowicie zatracony w Harrym i tym co sprawi, że Harry poczuje się dobrze.

Czuł się jakby był w siódmym niebie, gdy dodał kolejnego palca. Harry jęknął na to i Louis mógł zobaczyć jak złapał za pościel, by znaleźć w tym podporę.

Albo może po to, by powstrzymać się przed dotknięciem swojego penisa.

Kurwa, był dobry. Taki wrażliwy i tak głośny.

- Czego potrzebujesz, Harry? - dwa palce Louisa napierały na prostatę Harry'ego.

Na to Harry zadrżał, jego usta rozwarte i wydał z siebie niski jęk. - Więcej.

- Mogę dać ci więcej - i wsadził trzeciego palca, nieustępliwie pracując dłonią. - Mogę dać ci swojego kutasa, kochanie.

Nogi Harry'ego trzęsły się i Louis wsunął głębiej swoje palce jeszcze raz, zanim całkowicie je wyciągnął i zawisł nad Harrym, by powoli go pocałować, dłońmi masując jego uda.

- Shhhhh. Zajmę się tobą, kochanie - wciąż kreślił kółka na lewej nodze Harry'ego, kiedy nałożył prezerwatywę i ustawił się.

To było ekscytujące jak ciasny był Harry, kiedy Louis powoli się wsunął i kręciło mu się w głowie od potrzeby więcej, by poczuć go bliżej.

- Czuć cię tak dobrze, Harry - całkowicie w niego wszedł i został w tej pozycji.

Mógł dojść jedynie od patrzenia na bałagan, jakim pod nim był Harry.

Pot, włosy i jęki.

- Powiedz mi czego potrzebujesz.

Harry uniósł głowę, by napotkać jego wzrok, jego oczy zaszklone. - Pieprz mnie, Louis - wypuścił oddech, kręcąc głową. - Pieprz mnie mocno.

Louis uśmiechnął się i to było wszytko co potrzebował, by zacząć zawzięcie pchać w Harry'ego.

- Jesteś taki ciasny. Taki dobry.

Mocno uderzał w Harry'ego i wiedział, że uderzył w prostatę przez sposób, w jaki knykcie Harry'ego zrobiły się białe, gdzie trzymał pościel i jego nogi drgały.

Utrzymywał tempo, uderzając w to miejsce znowu i znowu i obserwując, jak penis Harry'ego podskakiwał za każdym razem, gdy Louis wchodził do końca.

- Kurwa, jesteś piękny.

Na to Harry krzyknął, jego głos wysoki. Łzy pojawiły się w kącikach jego oczu i Louis mógł dostrzec, że był blisko przez to jak jego penis ociekał preejakulatem na jego brzuch. Płytko oddychał i uniósł wzrok, kiedy Louis spytał.

- Potrzebujesz dojść, kochanie?

Harry nie zdawał się być w stanie by uformować zdanie, więc jedynie przytaknął i Louis pchnął mocno, dźwięk jego bioder uderzających w Harry'ego rozległ się po pokoju.

- Odpuść, Harry.

Wystarczyło jedno zdanie, by Harry w końcu doszedł.

Namalował białe paski na swoich liściach i brzuchu, wydając z siebie symfonię jęków.

Louis tak bardzo chciał to z niego zalizać.

Oczy Harry'ego były zamknięte i był rozwichrzony, tak cholernie cudowny, że zajęło to dwa pchnięcia, zanim Louis wyszedł z niego i zdjął prezerwatywę, żeby również mógł dojść na brzuch Harry'ego.

Czuł euforię, jakby latał i nagle rozpadał się i niemalże zapomniał o pierwotnej myśli która sprawiła, że doszedł mocniej, niż kiedykolwiek będąc na górze, kiedy opadł na Harry'ego, ale szybko stoczył się na bok, zanim rozmazał spermę na brzuchu Harry'ego.

Louis wziął kilka, szybkich oddechów i potem jego język pracował na brzuchu Harry'ego długimi liźnięciami. To powinno być dziwne, smak jego spermy i Harry'ego mieszający się w jego ustach, ale było to tak gorące, że nie trudził się by nad tym rozmyślać. W zamian przełknął i wylizał co zostało i potem użył ręki, by podnieść się i ująć wargi Harry'ego.

- Smakujemy tak dobrze - Harry nie mógł mieć więcej racji i Louis jedynie się uśmiechnął, cmokając go w usta jeszcze raz, zanim wtulił się w klatkę piersiową Harry'ego i zamknął oczy, dając sobie minutę, by odzyskać siły.

Harry kreślił dziwne kształty na jego plecach, jego palce miękkie.

- Myślę, że mnie przekonałeś.

Louis zaśmiał się, zapominając o pierwotnym wyzwaniu, aż to tej chwili.

- Tak? - nie trudził się, by otworzyć oczy, z zamian czule cmokając Harry'ego.

- Nie byłem na dole od dwóch lat. I nigdy nie doszedłem nietknięty - Harry delikatnie głaskał go po włosach, jego głos był głęboki i senny.

Cóż, Louis był zaradny.

- Żyję, by sprawiać przyjemność.

- Będziemy się dobrze bawić na Florence.

Louis nie chciał, żeby palce Harry'ego opuszczały jego włosy, ani nie chciał, by tors Harry'ego przestał się pod nim poruszać z każdym oddechem.

- Jedyna osoba, dla której pojadę na Brooklyn. 

------

Cóż, Brooklyn był jeszcze większym wrzodem na tyłku, niż Louis pamiętał.

Tłum nie miał końca, głośne grupy ludzi porozrzucane były na chodniku i przejeżdżające samochody trąbiły.

Wszędzie, gdzie Louis się nie odwrócił był poliester i drżał za każdym razem, kiedy spocone ramię dotykało jego, gdy stał na palcach tak uprzejmie, jak tylko mógł, próbując dostrzec czuprynę Harry'ego w tłumie.

Nawet jego okulary mu nie pomagały, oprawki od Cutler and Gross sprawiały, że rysy jego twarzy jeszcze bardziej się wyróżniały w tym otoczeniu. Co zdawało się być mieszanką hipsterów i tych, którzy udawali, że nimi byli; tu i ówdzie twarz znanego celebryty.

Jedynie Florence mogła sprawić, żeby zaciągnął swój tyłek odziany w Givenchy w tę część miasta. Nawet Donna Karan znalazła nowe miejsce na jej pokaz w ostatnim sezonie, kiedy Louis prychnął na plan, jaki dała mu Sabine, gdzie było napisane czarnymi, grubymi literami, że DKNY chciało zorganizować swoje show na Brooklynie. 

Z jakiegoś powodu było to po drugiej stronie mostu.

Zagubiony w myślach o tym, czy pranie chemiczne da radę z jego siatkowaną koszulą z perłowymi wstawkami po dzisiejszym wieczorze, nie zauważył skradającego się do niego Harry'ego, dopóki mężczyzna nie położył swoich dłoni na jego brzuchu.

Nie pocałował Louisa, jedynie zakołysał nimi dwa razy na bok, zanim puścił go i stanął przed nim twarzą w twarz. 

Błyszczał, pot tworzył się na jego twarzy i włosy były związane w koka. Z tego co Louis mógł stwierdzić, miał na sobie jednego z japońskich projektantów, którego regularnie pokazywali w Paryżu, awangarda rozciągała się na jego kształtym ciele.

Louis nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony, wielu decydowało się ubrać w stylu lat 70 na koncert, ale Harry podkręcał to, stawiając na klasykę i powściągliwość, ale wyluzowaną.

Florence byłaby dumna.

Jego spodnie rozciągały się niesamowicie w białych pasach na jego nogach, nogawki dłuższe i szersze, niż to co dzisiaj było modne, był to lekki krok w tył do spodni w kształcie trapezu. Do tego miał na sobie niezwykle ciasną dżersejową koszulę, pierwsze trzy guziki odpięte, więc było miejsce na kilka naszyjników w różnych długościach. 

Był wizją, ponownie.

- Muszę powiedzieć, jesteś dobrą osobą towarzyszącą, Styles - Louis poklepał go po biodrze, oczy krążyły po ciele Harry'ego z upodobaniem.

W zamian, Harry się nie zaśmiał, uśmiech nieśmiały. - Z twoich ust, to komplement. Nawet osiągnięcie z mojej strony. 

Przytaknął, dając Louisowi znać jak mu to pochlebiało.

- Ale myślę, że prawdziwą gwiazdą tutaj jesteś ty, kochanie - jego palce powędrowały po koszuli Louisa wywołując gęsią skórkę. - Florence może przekazać ci scenę.

Było to należne stwierdzenie, figura Louisa w kształcie klepsydry pod prześwitującym materiałem koszuli. Szerokie rękawy dosięgały tuż nad jego łokcie, czarna koszulka bez rękawów pod spodem tworząc kontrast z białym naszyciem pokrywającym zewnętrzną część materiału. Jego talia była oprawiona zielonym, miękkim materiałem, spodnie wąskie w stylu cargo, a na jego nogach czarne botki od Costume National.

Louis zaśmiał się na to, lekko wzięty z zaskoczenia tym, jak Harry zdawał się być z nim zawsze szczery, ale nie zaoferował w zamian odpowiedzi, jedynie pokręcił głową.

Udali się do południowego wejścia, gdzie, jak napisała mu Sabine, pewien Giuseppe był odpowiedzialny za wpuszczanie gości VIP i zabieranie ich do ich wyznaczonych miejsc.

Louis nie czuł żalu wymijając ogromną kolejkę i idąc prosto do mężczyzny ubranego na czarno, ze zbyt dużą ilością produktów do włosów na głowie.

Mógł dostrzec, że mężczyzna go rozpoznał, kiedy wziął krok do przodu i sztucznie się uśmiechnął, wykrzykując głośno 'pan Tomlinson', głowa lekko zadarta na znak powitania.

Zostali wprowadzeni do środka i były tam masywne kieliszki wypełnione czymś, co wyglądało jak mojito w każdej z ich dłoni, zanim show się zaczęło. Strefa VIP była niczym innym, tylko balkonem z widokiem na podłogę i scenę i Harry patrzył przed siebie z czymś, co zdawało się być żalem w oczach.

Kiedy Louis przysunął się bliżej i trącił jego ramię, Harry szybko zamaskował swoją minę w całkowicie pogodną.

- Wolałbyś, żebyśmy zmieszali się z plebejuszami? - Louis cwaniacko się uśmiechnął i wziął łyk swojego mojito, obserwując reakcję Harry'ego.

- Nie musimy - szybko odpowiedział, ale jego wzrok zagubił się w kierunku podłogi, która wypełniała się ludźmi. - Po prostu uważam, że elitaryzm nie może ci dać porządnego, koncertowego doświadczenia.

Louis nie wziął tego do siebie, najprawdopodobniej dlatego, bo nie mógł sobie przypomnieć ostatniego razu, kiedy był popychany w tłumie i piwo było rozlane na jego ubrania. I jak złe to by mogło być, z Harrym służącym za jego osobistą tarczę.

Więc po prostu wymamrotał - zatem chodź - i udał się w stronę schodów, ciasno ściskając swoje mojito.

Mogli mieć jego ciało, ale nie oddawał swojego alkoholu.

W pomieszczeniu było parno i tłum już robił się nerwowy, ludzie drżeli z podekscytowania. Szybkie spojrzenie na jego telefon powiedziało Louisowi, że koncert powinien się właśnie zaczynać i wokół nich rozległ się głośny wiwat, gdzieś na środku pomieszczenia, tak przypuszczał, gdzie on znajdował się trochę bardziej na tyle, ale wciąż wyraźnie widział scene.

Harry stał obok niego i Louis był wdzięczny, że nie próbował być tym rodzajem pary, która stała przyklejona do siebie na koncertach, kołysząc się i ciągle całując do muzyki.

Z wyjątkiem, dlaczego miałby, kiedy nie byli tak naprawdę parą.

Uprawiali seks. Trzy razy. W ciągu dwunastu godzin. Całkowicie normalne zachowanie dwóch, dorosłych mężczyzn.

Harry uśmiechnął się do niego, zęby na wierzchu, gdy Florence zaczęła śpiewać i publiczność ją naśladowała, pierwsze akordy What Water Gave Me sprawiły, że Louis zadrżał. 

Kobieta stojąca przed nim była wolna, głośna i dzika, biegająca po scenie i wykonująca ruchy baleriny, ani razu nie przegapiając nuty.

Louis zagubił się w niej i muzyce i w tysiącu ciał, wszystkie tak samo podekscytowane wokół niego i gdy kolejnym razem spojrzał na Harry'ego, jedyną rzeczą, jaką mógł wyszeptać było - jest taka piękna.

Harry przytaknął, zdumienie i radość wypisane na jego twarzy.

To było tak proste, bez potrzeby rozmowy, Harry śpiewał obok niego i Louis rozluźniał się z każdą piosenką, głośno śpiewając, kiedy Florence poprosiła widownię, by była jej chórem.

Na koniec koncertu przerwała, by poprosić widownię by weszli na swoje ramiona i nie bała się poprosić raz, dwa, trzy razy, zanim Harry odwrócił się w jego stronę.

- No dalej! - krzyknął i zniżył się na swoje kolana, wskazując Louisowi żeby się wspiął.

Było to niedorzeczne i dziecinne i był to bardzo zły pomysł.

Louis pokazał mu gestem dłoni żeby wstał, jego umysł pędził kilkaset kilometrów na godzinę.

Może naprawdę powinien to zrobić.

Nie. To głupie.

Ale to Florence poprosiła i Harry zaoferował.

Na miłość boską, był redaktorem naczelnym Vogue. 

To był Brooklyn. Światła były przygaszone i nie rozpoznawał nikogo wokół nich.

Był trzydziestoletnim mężczyzną.

Wspiął się na jego ramiona.

Louis zarzucił nogi na ramiona Harry'ego, wydając z siebie głośny wrzask, gdy Harry uniósł go do nieba.

Był wysoko, wyżej, niż kiedykolwiek był i Harry mocno trzymał go za nogi, gdy Florence śpiewała refren.

Latał, podskakując w górę i dół jak tylko mógł i śpiewał z całego serca. Było to jak szalone zadanie na zaufanie, gdzie całkowicie oddał kontrolę i pozwolił Harry'emu ją przejąć, ufając mu ze swoim ciałem i bezpieczeństwem.

Było to szalone, uczucie odpuszczenia i oddania siły, ale w tym samym czasie czuł, że miał wszystko pod kontrolą bardziej, niż kiedykolwiek i na jego twarzy gościł uśmiech i tańczył na ramionach Harry'ego i kiedy Harry ściągnął go na dół, bas dudnił głośno w jego uszach i jego serce było bałaganem nieregularnych uderzeń.

Tańczył jak szaleniec, podążając za przewodnictwem Harry'ego i po prostu całkowicie poddając się uczuciu euforii na dwie ostatnie piosenki i kiedy Florence krzyknęła dobranoc i tłum wybuchł okrzykami, serce Louisa urosło o dwa rozmiary.

Czuł się wolny. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top