Epilogue 1.1

Był to ślub Vogue.

Oczy Louisa powędrowały do biegających sylwetek i zmrużył oczy, by lepiej przypatrzyć się kto to był, chociaż już miał pewien pomysł kto to mógł być. Zaśmiał się do siebie, bo to mógł być pierwszy raz, kiedy jego najlepszy przyjaciel wysilił się i biegał, jego nogi nieywraźną plamą, gdy wchodził po dwa schodki. W następnej sekundzie, postać upadła bezceremonialnie i Louis mógł usłyszeć cichą wiązankę przekleństw, tuż po głośnym huku. Zmrużył bardziej oczy i tak, to byłby warty trzy tysiące dolarów aparat Zayna w kawałkach.

Było po wschodzie słońca i rozejrzał się, by zobaczyć jak ludzie kręcili się, nosząc wazony pełne lilii, tylipanów i piwinii. Ciepło przesączało powietrze i mógł już poczuć, że to będzie przyjemny dzień. Nie za gorący, idealny na ceremonię zaślubin.

Wyciągnął swój telefon, by sprawdzić wiadomości i kiedy zobaczył nową od Harry'ego, wsadził go do kieszeni i zrobił rundkę wokół wielkiej, kamienistej ściany, gdzie długie stoły zostały ustawione na ten wieczór.

Krystaliczne czyste morze adriatyckie lśniło, kiedy oparł się o ścianę i spojrzał w dół i dźwięk fal i rozmowy przechodzących ludzi mieszały się ze sobą, tworząc przyjemny hałas w tle.

Może powinien popływać po swoim bieganiu. Jeśli tylko mógłby znaleźć Harry'ego.

Poślizgnął się na marmurze i zaśmiał się do siebie. To właśnie dostawał za noszenie sandałów. Poprawił swój biały sweter od Etro, podciągając rękawy po łokcie. Był na nim duży i jego ramiona były nagie i luźny szew pozostawiał dużo dla wyobraźni, jego złota skóra ukazywała się pod spodem. Był ubrany całkowicie na biało, jak to się robiło na bajecznych wakacjach w Chorwacji. Cóż, nie do końca wakacjach, ale było tu słońce i morze i dużo wina.

Gdy szedł, znowu był całkowicie oczarowany swoim otoczeniem. Mógł zobaczyć niektóre z pięknych gotyckich, renesansowych i barokowych kościołów, klasztory i pałace, które ozdabiały miasto z miejsca, gdzie stał, gdy ściany i forty wokół niego prezentowały najwyżej położony punkt w mieście.

Dołączył do niego Niall, kiedy przyglądał się krzesłom, gdy przynoszono je do stołów. Były złote i białe i wyglądały tak pięknie, że Louis chciał płakać przez uwagę co do najmniejszych detali, które poświęcono na planowanie tego.

- Hej, już nie śpisz. Nie mogłeś przestać być szefem, huh?

Niall spojrzał na niego od dołu do góry, jakby szukał na nim śladów wątpliwości. Jeśli tylko by wiedział, że Louis nigdy w całym swoim życiu nie czuł się bardziej pewny. Prawdopodobnie wiedział, jedynie ślepy nie byłby w stanie dostrzec kryjącej się w oczach Louisa determinacji.

- Musiałem pójść pobiegać, inaczej świerzbiłoby mnie przez cały dzień. Tak właściwie szukałem Harry'ego, ale nie mogłem go nigdzie znaleźć.

- Jest z Liamem, myślę, że pomagają trochę w pałacu.

Niall uśmiechał się do niego i nie mógł nic poradzić, tylko dołączył do niego. Był tak niedorzecznie szczęśliwy że myślał, że może latać. Niall poklepał go po ramieniu i podszedł do jednego z najdłuższych stołów, który mieścił pięćdziesiąt ludzi, przejeżdżając dłonią po gładkiej powierzchni.

- Właściwie, Zayn dał mi zadania do wykonania, angażuje nas wszystkich i w ogólw. Muszę sprawdzić stoły i potem muszę przynieść Polaroidy dla gości i mam jeszcze dziesięć rzeczy, które zapisał - wyciągnął kawałek papieru ze swojej kieszeni i Louis zobaczył listę rzeczy do zrobienia, taką, jaką zrobiłaby Jessica.

- Okej, pójdę sobie. Nie stresuj się, Niall. To długi dzień - złożył głośnego, ohydnego buziaka na policzku Nialla, śmiejąc się, gdy powoli udał się w stronę pałacu.

Pałac był prawdziwym pałacem, z marmurowymi podłogami i pięknymi balkonami, które ozdabiały wielką salę, która przypominała Louisowi tą z Gry o Tron i czuł się jak król za każdym razem, gdy stawiał stopę w tym miejscu.

Uśmiechnął się, kiedy zauważył Liama i Harry'ego, którzy pomagali nosić ciężkie pudełka, w których znajdowały się części do sceny na dzisiejszy wieczór, odstawiając je na wyznaczone miejsca. Nucili do Florence i mógł dostrzec telefon Harry'ego podłączony do głośnika w rogu. Wydawało się to właściwe.

Louis obserwował jak śmiali się i nosili pudła i nie mógł nic poradzić, tylko uśmiechnął się do siebie przez to, jak obaj zdawali się być pełni życia i energii, pomagając w fizycznych zadaniach od samego świtu. Z pewnością wiedział jak ich wybierać, chłopaków jak i zarówno przyjaciół.

Kiedy Liam złapał ramieniem Harry'ego wokół szyi i Harry zaczął śmiać się jeszcze bardziej, w końcu podbiegł do nich i wskoczył na plecy Liama, zmuszając go żeby puścił Harry'ego i złapał go za nogi, gdy owinął je wokół jego torsu.

Harry uśmiechnął się, gdy tylko go dostrzegł, dołeczki widoczne na jego policzkach. Miał na sobie lekką, jedwabną, granatową koszulę i pasujące spodenki i w kwiatowym wzorze tkwił typowy Marc Jacobs. Louis tak bardzo chciał go pocałować.

- Hej kochanie, już wstałeś? - głos Harry'ego był zachrypnięty, tak jak zawsze o poranku.

Harry był taki śliczny, patrząc na niego spod swoich rzęs. Louis naprawdę potrzebował umieścić na nim swoje usta w tej sekundzie, więc zeskoczył z pleców Liama, uśmiechnął się do mężczyzny, oplatając ramiona wokół szyi Harry'ego i złączając ze sobą ich usta.

Nigdy nie pogodzi się z tym jak dobrze było czuć to, gdy Harry go całował. Zawsze był taki spragniony, ale również ostrożny i nie widział, żeby to kiedykolwiek się zmieniło, nie teraz, w ogóle. Harry całował go w ten sam sposób, w jaki pocałował go po raz pierwszy pod biurem Vogue dwa lata temu i był tak samo uważną, cudowną i oddaną osobą jaką był, kiedy się poznali.

- Myślę, że to różnica czasowa. Albo może fakt, że jestem zbyt podekscytowany - stanął obok Harry'ego, więc był zwrócony do Liama i oparł swoją głowę w miejscu, które lubił nazywać swoim, pomiędzy ramieniem, a szyją Harry'ego.

Harry cicho się zaśmiał i przyciągnął go bliżej siebie, kładąc dłoń na talii Louisa i obserwowali Liama, gdy ten wyciągnął kartkę ze swojej kieszeni i zaczął czytać długą listę.

- Masz te wszystkie zadania od Zayna? - spytał Liama, gdy mężczyzna się jej przyglądał.

- Tak, wszyscy je mają, z wyjątkiem waszej dwójki. Jeśli Zayn wiedziałby, że Harry pomaga, wyszedłby z siebie, więc radziłbym żebyście stąd poszli i nie wracali. Powiedziałbym, że macie kilka godzin spokoju - Liam puścił im oczko, zanim wrócił do dźwigania ciężarów.

Harry złapał go za rękę, jego dłoń przyciśnięta do tej Louisa i spojrzał na niego, jakby nie było innego miejsca, gdzie wolałby być, z lekkim zdumieniem i podziwem w swoich oczach.

Rzecz w tym, Louis był przytłoczony, tak właśnie się czuł, miastem, w którym byli i dniem, który ich czekał. I przede wszystkim, był przytłoczony faktem, że Harry był z nim i trzymał jego dłoń, nawet po dwóch latach. Najlepszą rzeczą było to, że Harry zdawał się nigdzie nie iść, odzwierciedlając go w swoich ruchach, jak i w radości, która była wymalowana na jego twarzy.

Więc miłość i oddanie to z tobą robiły.

- Myślałem, żeby pójść pobiegać, może wypróbować tę trasę, o której powiedziała nam recepcjonistka. Najwyraźniej ma pięć mil długości. I potem pójść na plażę. Możemy popływać nago.

Harry uśmiechał się, gdy słuchał jak Louis mówił i potem przycisnął usta do włosów Louisa na znak zgody. Pachniał tak dobrze, trochę piżmowo od potu.

- Jasne, skarbie. Nie mogę uwierzyć, że jesteś tak roztrzepany, że musisz pobiegać - śmiał się z Louisa, gdy szli i potem poślizgnął się, gdy zbliżali się do ich hotelu i Louis złapał go, zanim zdążył upaść.

- Kto teraz jest roztrzepany? - przyciągnął Harry'ego za dłoń i wtlulił się w niego, przyciskając miękki pocałunek do jego szyi i zagłębiając twarz w klatce piersiowej Harry'ego.

Dubrownik powoli się budził i nikogo wokół nich nie było, żadnej żywej duszy. Sezon turystyczny już minął i nawet jeśli wciąż kręcili się turyści, większość ludzi, których spotykali tak rano to byli okoliczni mieszkańcy, którzy byli opaleni i na ich twarzach widniały wielkie uśmiechy, mówiący szybko i głośno.

Serce Louisa biło z rytmem tego miejsca. Wszystko w antycznym, fortowym mieście było w bliskiej odległości, jeden z wielu powodów dlaczego Louis zawsze tutaj wracał. Było pełne ukrytych skarbów i miejsc, które nie zostały jeszcze odnalezione, sekretne drzwi, które były czyimś domem przy głownej ulicy. Było to jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakim Louis kiedykolwiek był, miasto ze stojącym wciąż fortem, nawet po tylu wojnach w tych terenach. Przypominało to trochę Louisowi jego samego i nie mógł nic poradzić na to, że czuł jakby tutaj należał, w dziwny sposób.

Szybko przebrali się w swoje rzeczy do biegania i Harry spotkał się z nim w lobby, ubrany w czarne spodenki i bez koszulki.

- Wiesz, kiedy ja i Zayn pojechaliśmy na te wakacje do Tajlandii, byliśmy jedynymi osobami na wyspie, które miały na sobie koszulki. Tylko dlatego że jest gorąco, to nie znaczy że jest to czas, żebyś rozbierał się na środku ulicy.

Naprawdę nie znosił osób, które paradowały pół nagie. Ale mógł zrobić wyjątek dla Harry'ego.

- Idziemy biegać. Na plaży. Jest okej, Louis, nikt nie będzie miał nic przeciwko.

Rzecz w tym, zdecydowanie nikt nie będzie miał nic przeciwko.

Przejechał palcami po mięśniach brzucha Harry'ego, jego skóra brązowa od tego, ile tygodni spędzili na dachach Nowego Jorku, pijąc margarity. Również byli w Malibu, gdzie Harry nauczył go jak surfować. Potem, w którymś momencie, pojechali w podróż samochodem, bo dlaczego do cholery nie i Louis mógł to zamienić w poboczny projekt Vogue, zrobić zbyt wiele zdjęć na stronę internetową i może nawet zrobić artykuł na ostatnią chwilę. Zrobił to, oczywiście. Również obciągnął Harry'emu, podczas gdy ten prowadził gdzieś w Nebrasce i kochali się pod gwiazdami gdzieś w Omaha. Nie był pewny wszystkich detali, na haju od adrenaliny przez coś nowego i pijany od tego spojrzenia, które nie wyrażało nic więcej oprócz miłości, którą dawał mu Harry przez cały czas.

Poszli pobiegać i było to lekkie tempo, które obrali, więc mogli udać się tak daleko jak chcieli bez większego wysiłku. Było to niemalże półtora godziny później, kiedy Harry zasygnalizował żeby się zatrzymali. Mógł zobaczyć Banje, najpopularniejszą plażę w Dubrowniku, tuż przed nimi i westchnął szczęśliwie na prospekt ochłonięcia w morzu. Październik był wyjątkowo ciepły i wciąż mogli skorzystać z turkosowej wody.

Harry dyszał obok niego, dłonie przyciśnięte nad jego kolanami, gdy próbował złapać powietrze do płuc. Pot spływał z jego czoła i nawet jego loki były mokre, związane w koczka. Był piękny, jego silny tors unosił się i opadał i mięśnie rozciągały z każdym wdechem. Louis był takim cholernym szczęściarzem.

- Wszystko dobrze?

- Tak, po prostu, czekałem aż się zmęczysz - głęboki wdech i Harry wyprostował się, podnosząc ręcę nad swoją głowę i potem pochylając się do przodu, rozciągając i wypuszczając powietrze. - Ale nigdy tego nie zrobiłeś.

Louis zaśmiał się. Stali po środku dzikiego szlaku, kilka kroków od morza. Nie było nic wokół oprócz drzew i odgłosów świerszczy i jego głos brzmiał na wyższy, niż zazwyczaj.

Czasami zapominał, że był w lepszej formie od Harry'ego. Jego plan przebiegnięcia maratonu przestał być tylko planem po szcześciu miesiącach, kiedy przebiegł maraton w Mediolanie. Harry stał przy mecie i płakał przez wieki, po tym jak upadł w jego ramiona, łzy szczęścia od ukończenia długiego wyścigu i od zobaczenia miłości swojego życia czekającej tam na niego, kiedy początkowo staranie się, by wszystko ułożyć kiedy Harry'ego nie było tym powodem, dla którego podjął ten trening.

Od tamtego czasu przebiegł jeszcze cztery, ukańczając maraton w Nowym Jorku w listopadzie zeszłego roku, gdy cała jego rodzina i przyjaciele mu kibicowali i Vogue urządziło wielką imprezę-niespodziankę na mecie, Niall stał za budką DJ-a.

Powoli zabierał Harry'ego ze sobą na dłuższe trasy, mając nadzieję, że w którymś momencie wyrazi swoją wolę, żeby pewnego dnia razem wystartowali w wyścigu.

Mieli całe swoje życie by to zrobić, naprawdę, więc nie śpieszyło mu się.

- Nie mogę uwierzyć, że wychodzę za mężczyznę, który jest zmęczony zaledwie po godzinie i trzydziestu minutach biegania. Jakie zaklęcie na mnie rzuciłeś, Styles?

Harry był na ziemii, nogi w prostej linii, gdy pochylił się i rozciągnął, sięgając rękoma do palców u stóp.

- Cóż, ja wychodzę za kolesia, który nie potrafi się porządnie rozciągnąć, nawet jeśli przebiegł milion maratonów.

Harry odetchnął jeszcze raz i potem wstał, przyciągając go do leniwego pocałunku. Obaj byli spoceni i to powinno być odrażające, przez sposób, w jaki mogli poczuć słony smak na swoich językach od potu, ale w jakiś sposób okazało się to być domowe i Louis nie mógł się nasycić.

Kiedy się od siebie odsunęli, Harry odgarnął jego grzywkę i przyciągnął go bliżej, kładąc dłonie na plecach Louisa. - Również wychodzę za najbardziej pracowitego, lojalnego, najbardziej uprzejmego, najpiękniejszego mężczyznę, którego kiedykolwiek poznałem.

Harry pocałował go w nos i jego uśmiech był tak szeroki, że jego twarz mogła przełamać się na dwie części.

Weźmie Harry'ego Stylesa spoconego i śmierdzącego; w chorobie i w zdrowiu. Weźmie go w każdej chwili i w każdy sposób, w jaki tylko mógł, tak długo jak będzie mógł to zrobić. Miał nadzieję, że będzie go miał na zawsze.

- Chodźmy popływać, może Niall złapie nas na jednym z polaroidów z miejsca, gdzie się rozkłada, tam na murach - wziął dłoń Harry'ego w swoją, by się ruszył.

Nie ważne ile biegał, zawsze będzie musiał po tym ochłonąć i zazwyczaj robił to za pomocą spaceru, aczkolwiek pływanie też się nada. Harry, z drugiej strony, spędzał kilka minut po bieganiu na leżeniu na chodniach i ulicach jak rozgwiazda, albo robił dziwne pozy z yogi, których Louis nie mógł zrozumieć pomimo wszelkich starań. Harry mógł zrobić swoją yogę w wodzie, kiedy on będzie pływał.

Był trochę nerwowy przez to, jak spocone ciało Harry'ego okazjonalnie ocierało się o niego gdy szli, jego umięśniony tors tak kuszący i jedyną rzeczą, o której był w stanie myśleć było jak bardzo chciał zagryźć skórę Harry'ego i sprawić, że rozdpadnie się tutaj, w tym momencie.

Ostatniej nocy spali w oddzielnych pokojach, obaj głupio próbowali podążać za tradycją, nawet jeśli wciąż nie byli pewni co to dokładnie była za tradycja. Więc teraz był na krawędzi i całkiem możliwe, że ryzykował skoczeniem na Harry'ego przy ołtarzu, w środku ich ceremonii zaślubin.

Zachował to dla siebie, nie komentował, jedynie słuchał jak Harry mówił o tym, że naprawdę powinni zjeść porządne śniaidanie ze swoimi rodzinami, zanim wszyscy zaczną się szykować.

Rozebrali się blisko miejsca, gdzie morze spotykało się z piaskiem, odkąd kilka osób już przemieszczało się po plaży i wbiegli do wody jak małe dzieci, Harry krzyczał z całych sił.

- Nie skończę na Page Six nagi tylko dlatego, że nie możesz utrzymać swojego wewnętrznego Tarzana na smyczy, Styles. Zamknij mordę - rzucił się, na Harry'ego, kiedy byli wystarczająco głęboko, trzymając się go niczym koala.

Harry uśmiechał się do niego i zdawał się nie móc przestać się uśmiechać, odkąd Louis wyskoczył z pytaniem sześć miesięcy temu. Louis zmarszczył swój nos i pochylił się do eskimoskiego pocałunku, ocierając o siebie ich nosy, zanim ich wargi się ze sobą spotkały i Harry pochylił się do tyłu, zanurzając ich obu pod wodą, podczas gdy nie przestawał całować Louisa.

Louis jedynie uśmiechnął się, był już tak przyzwyczajony do Harry'ego, że oczekiwał podwodnego pocałunku. Zamknął oczy i próbował nie oddychać przez nos, całując Harry'ego.

Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy jego umysł wrócił do dnia, gdy zapytał Harry'ego o zostanie jego mężem.

Planował to od miesiąca i rzeczą, która przerażała go najbardziej nie było to czy Harry powie tak, ale jak to zrobi. Musiało być to coś wielkiego i niezapomnianego i szalonego w odpowiedni sposób i Louis chciał, by było to perfekcyjne. Chciał zrobić to w Nowym Jorku, gdyż symbolizowało to dom, który razem budowali i chciał, żeby było to wieczorem, miejskie światła oczatające ich, kiedy prosi Harry'ego o zostanie jego wiecznością. Po niezliczonych dniach siedzenia w swoim biurze, udając że pracuje, podczas gdy tak właściwie próbował wymyślić gdzie i kiedy, podczas każdego biegania wpadał na nowy pomysł i potem odrzucał je, bo nie były wystarczająco dobre, nagle pomysł przyszedł do niego. Zdarzyło się to pewnego wieczora, kiedy Harry odebrał go z biura i spacerowali po Manhattanie, razem dłoń w dłoń i jego oczy krążyły po otoczeniu wokół nich, wszędzie wysokie budynki i spełniające się marzenia dla tak wielu ludzi wokół, w każdej sekundzie dnia. W Nowym Jorku możliwości były niezliczone i zdał sobie sprawę, że niemożliwego można dokonać tutaj i jeśli był ktoś kto mógł sprawić, że było to możliwe, był to właśnie on.

Następnego dnia i kilka telefonów później, gdzie użył niemalże wszystkich przysług, które miał u przywódców tego miasta, zdołał zamknąć Empire State Building na jedną noc dla niego i Harry'ego. Pomyślał, idź na całość. I wiele telefonów później, Jessica zdołała zdobyć kucharza z ulubionej restauracji Harry'ego, by zgodził się zrobić dla nich posiłek i dostarczyć go na dach budynku, bo zawsze kochałeś bardziej, gdy twój brzuch był pełny. - I spraw, żeby było to gorące, będziemy mieli swoich własnych kelnerów gotowych, dziękuję - usłyszał jak Jessica mówiła do telefonu i nie mógł się powstrzymać, tylko zaklaskał, tylko jeden raz, przez to jak świetne to było.

W dzień oświadczyn, Louis spędził godzinę w swoim biurze z Zaynem, który doskonale się bawił przedrzeźniając go, podczas gdy Louis próbował wybrać idealny strój. Tak jak za pierwszym razem, gdy poszedł z Harrym na randkę, tego lata, kiedy Harry zabrał go potańczyć, zastanawiał się co mogło być wystarczająco dobre na wieczór taki jak ten, dla Harry'ego, kiedy i tak zawsze ubierali się nienagannie. W końcu zaczął szperać w swoim archiwum rzeczy, które były zbyt dobre by oddać je zaledwie po jednym sezonie i były w drodze, by stać się vintage, znalazł piękną, podwójną marynarkę do Chanel, która sprawiała, że jego talia wyglądała obscenicznie dobrze i dobrał do tego prostą koszulę od Marc Jacobs w lamparcie cętki w szarym kolorze i czarne spodnie. Kiedy spojrzał na siebie w lustrze wiedział, że znalazł ten jedyny strój i nawet Zayn przestał przeglądać media społecznościowe by zagrizdać, albo przynajmniej próbować to zrobić.

- Jeśli wyskoczyłbyś teraz z pytaniem, wyszedłbym za ciebie. Tylko ze względu na tę marynarkę - puścił mu oczko Zayn.

- Zapamiętam to, w razie gdy Harry rzuci się do ucieczki.

Zayn wstał i oplótł Louisa ramionami i lekko nimi kołysał, jego dłonie kreśliły kojące ruchy na plecach Louisa. - On patrzy na ciebie, jakbyś był wszystkimi księżniczkami Disneya zmieszanymi ze sobą, jakby nie było innego miejsca, w którym wolałby być. Nie martw się, powie tak.

- Wiem - westchął szczęśliwie.

Kiedy spotkał się z Harrym, ten przebrał się ze spodni Lanvina, które wybrał tego ranka, po tym jak Louis obudził go obciąganiem i poszli razem pobiegać. Wciąż miał na sobie pełen strój z wybiegu, biały garnitur od Alexandra McQueena wyglądał na nim idealnie, jego ramiona szerokie i tors w idealnej linii V prowadzący do jego niemożliwie długich nóg.

Louis pocałował go w tamtym momencie, na środku ulicy i z niezliczoną ilością osób wokół nich i nie było nic lepszego od tego, że świat wiedział, że Harry był jego. Wciąż nie był do tego przyzwyczajony, nawet po tak długim czasie i czuł motylki tańczące szczęśliwie w jego płucach.

Pomimo mieszkania w tym mieście od dwóch lat, Harry wciąż nie postawił stopy w the Empire State building i jego oczy rozszerzyły się, gdy gospodarz zaprosił ich do środka i zaprowadził na ostatnie piętro.

- Czy to nie powinno być zatłoczone przez cały czas? - spytał Harry, gdy winda wydała dźwięk i drzwi otworzyły się na pusty dach, światła migały wokół nich.

- Poprosiłem ich o zamknięcie tego dla nas dzisiejszego wieczora.

Harry był najbardziej prawdziwą osobą, jaką Louis kiedykolwiek spotkał i jego oczy były takie duże i szczere, że niemalże opadł na swoje kolano i spytał Harry'ego o poślubienie go w tamtej chwili, kolacja zapomniana. Jedyną rzeczą która go powstrzymała był kelner, który pojawił się w tej sekundzie i zasygnalizował, by za nim podążyli, stół umieszczony po stronie z widokiem na najpiękniejszą część miasta, światła pod nimi tworzyły morze kolorów.

Zjedli kolację i Harry trącał go stopami pod stołem i nie było nic innego, czego Louis potrzebował w swoim życiu poza Harrym i swoją pracą i rodziną i przyjaciółmi i miastem, które nazywał domem. W końcu mu się udało i kiedy wjechał deser, był kulką energii i zawładnęło nim zniecierpliwienie, więc poprosił Harry'ego żeby wstał i zaprowadził go do barierki, otaczając Harry'ego wokół talii i przyciskając swoją twarz do jego włosów, podbródek spoczął na ramieniu Harry'ego. Harry był do niego wyższy, ale w jakiś sposób pasowali w ten sposób, widok przed Louisem był najpiękniejszą rzeczą, jaką jego oczy kiedykolwiek widziały. Przysunął się tak blisko jak tylko mógł do pleców Harry'ego i po kilku minutach ciszy, słowa wydostały się z pomiędzy jego warg, słowa, których nie planował, albo nawet nie wiedział, że składowane były w jego umyśle.

- Harry - wymamrotał i Harry zaczął poruszać się w jego ramionach, żeby zwrócić się do niego twarzą. - Nie, proszę zostań w ten sposób, nie musisz na mnie patrzeć. Patrz na miasto, które nazywamy naszym i posłuchaj jego dźwięku i poczuj bicie mojego serca zsynchronizowanego z twoim. Nie wiem czy zdałeś sobie sprawę, ale to wszystko nie jest przypadkiem, albo kolejną wspólną kolacją. Wiem, że obaj lubimy wystaczać ciężkie działa w najbardziej nudne dni i kocham to w nas, ale to nie jest to. Prawdą jest to, Harry, że zaprosiłem cię tutaj dzisiaj, bo sprawiasz, że jestem tak szczęśliwy, że czasami zapominam oddychać. Twoje oczy są jedyną rzeczą, na jaką potrzebuję spojrzeć by wiedzieć, że wszystko będzie w porządku kiedy mam wątpliwości i twoje ramiona jedyną rzeczą, którą potrzebuję, by chroniła mnie przed burzami, które miałyby nadejść. Tak bardzo cię kocham, Harry i kocham nasze życie każdą cząstką siebie. Kocham budzić się obok ciebie i biegać z tobą, albo jedynie wracając z biegania wiedząc, że tam będziesz. Kocham fakt że sprawiłeś, że przestałem zamawiać jedzenie przez cały czas i robisz mi śniadanie i że zainstalowałeś w kuchni maszynę do kawy, żebym przestał pić Starbucksa dwadzieścia razy dziennie. Kocham to, że jesteś najbardziej genialnym biznesmanem i również to, że stanowisz znacznie więcej niż to i nie mogę przestać być wdzięcznym za fakt, że nałożyłeś tą złotą marynarkę, kiedy po raz pierwszy cię spotkałem i że wylałeś na mnie tego drinka i że sprawiłeś, że nigdy nie byłem w stanie o tobie zapomnieć. Po prostu, jestem zdumiony faktem, że odnaleźliśmy siebie, bo myślałem, że takie rzeczy mi się nie przytrafią, myślałem, że nie było opcji, by ludzie mogli mieć wszystko, a jednak po tym jak znalazłem ciebie wiem, że mam wszystko. Zdobyłem świat i wszystkie moje marzenia się spełniły. Sprawiłeś, że zdałem sobie sprawę, że potrzebuję nad sobą popracować, sprawiłeś, że znalazłem lepszą stronę siebie. Jestem zdumiony tobą, jestem zdumiony nami i życiem jakie mamy i to co tutaj mówię, całkiem daremnie jeśli mogę dodać jest to, że chcę tego na zawsze. Chcę, żebyś był moim na zawsze - pociągął Harry'ego za dłoń, żeby ten się odwrócił i Harry już płakał, gęste łzy wypływały z jego oczu. Był taki piękny, że Louis mógł również się popłakać. Upadł na swoje kolano i otworzył pudełko, które zawierało prosty, vintage, platynowy pierścionek, udekorowany turkusem, szczęśliwym kamieniem Lousia. - Harry Stylesie, wyjdziesz za mnie?

Harry patrzył na niego przez chwilę, zanim upadł na swoje kolana i wypowiedział proste 'tak', całując go wygłodniale. Obaj płakali, na podłodze w Empire State building i brali ślub.

- Zrujnowałeś swój garnitur, kochanie. Nigdy nie upadaj na kolana, kiedy masz na sobie biel - powiedział Harry'emu, kiedy w końcu wstali, by wrócić do deseru, złączając dłoń swojego narzczonego ze swoją.

Niemalże tydzień później, na koncercie Florence + The Machine w Nowym Jorku, Harry przycisnął pośpieszny pocałunek do jego policzka i udał się do łazienki, zostawiając Louisa śpiewającego razem z tłumem. Dwie piosenki później zaczęło się How Big, How Blue, How Beautiful i Louis odwrócił się, próbując dostrzec Harry'ego. To była jego piosenka i w jakiś sposób stała się ona ich piosenką i nie chciał, by Florence zaśpiewała to bez Harry'ego u jego boku.

What are we gonna do?

We've opened the door, now it's all coming through

Tell me you see it too

We've opened our eyes and its changing the view

Oh, what are we gonna do?

We've opened the door, now its all coming through

How big, how blue, how beautiful

How big, how blue, how beautiful

And every city was a gift

And every skyline was like a kiss upon the lips

And I was making you a wish

And every skyline

And meanwhile a man was falling from space

And every day I wore your face

Like an atmosphere around me

I'm happy you're beside me

Florence przestała śpiewać i zaśmiała się, jej anielski głos rozbrzmiał w uszach Louisa, gdy próbował dopatrzeć się dlaczego przerwała piosenkę. - Przepraszam, achhh, mam, mam specjalną rzecz dzisiaj do zrobienia. Jeden z przyjaciół mojego przyjaciela jest dzisiaj tutaj z nami i uprzejmie poprosił mnie, żebym przerwała w środku piosenki, z jedynie melodią lecącą w tle - i teraz Louis słyszał dźwięk trąbek i orkiestry i końcówka piosenki leciała w kółko i w kółko, gdy mówiła. - I, tak, pozwolę mu teraz przejąć scenę - wskazała na kogoś poza sceną, by podszedł i potem Harry wspiął się na scenę, przerażenie i panika na jego twarzy zostały pokonane, żeby zawładnął nią uśmiech.

I, och, Louis się tego nie spodziewał.

Wziął mikrofon od piosenkarki, po tym jak ją przytulił i potem przysunął go do swoich ust, jego głęboki, zachrypinięty głos wypełnił pomieszczenie. - Cześć wszystkim i dziękuję ci Florence za zrobienie tego. Wszyscy musicie się zastanawiać co ja tutaj robię, ten przypadkowy, wystrojony koleś, którego mogliście widzieć w The Times - i tłum zaśmiał się, gdy Harry przejechał dłonią po swoich włosach, szeroko się uśmiechając. - Cóż, przepraszam. Tak właściwie, nie do końca, to po części jest dla mnie wielka rzecz, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale nie przepraszam za to, co zamierzam zrobić - oczy Harry'ego skanowały tłum i Louis wiedział, że starał się go znaleźć, więc czekał, aż ich spojrzenia się odnajdą i potem uśmiechnął się do Harry'ego, mówiąc bezgłośnie 'co ty robisz' i najwyraźniej tego potrzebował Harry, by kontynuować. - Widzicie, jestem tu ze swoim chłopakiem, jest tam - i Harry wskazał na niego i świetnie, skończą jutro na każdej okładce. - I jest największym fanem Florence. Myślę, że całe biuro Vogue zna albumy Florence na pamięć - zaśmiał się i widownia również i Louis był zawstydzony. - I ta piosenka jest jego ulubioną i gdzieś po drodze zaczęła być również moją ulubioną. Zdałem sobie sprawę, że tytuł był pięknym opisem Louisa, no wiecie, przez to, jak wielki jest, nie fizycznie oczywiście, ale jak wielkim wpływem i usposobiebiem i przede wszystkim osobą jest. I potem jak niebieskie, jak niebieskie są jego oczy, jak patrzenie w ocean, na sekundę gubisz się w jego oczach. I w końcu, jak piękny. Cóż, jest najpiękniejszą, najpiękniejszą osobą - Harry uśmiechnął się do niego i Louis mógł nigdy mu tego nie wybaczyć. - Louisie Tomlinsonie, miałem to zaplanowane od wieków, skontaktowałem się z Florence, żeby to było możliwe i tylko czekałem, aż nadejdzie dzień koncertu i potem ty to wszystko spieprzyłeś w zeszłym tygodniu, kiedy mi się oświadczyłeś. Więc to jest po części zbędne, ale moje serce powiedziało mi, żebym i tak to zrobił, żebym cię spytał, więc oto pytam, nawet jeśli ty już mnie o to poprosiłeś i już powiedziałem tak, wyjdziesz za mnie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top