Rozdział 4
Ktokolwiek to wgle czyta xD?
***
Trzask!
Gwałtownie się obudził, przez dźwięk wywołany małym kamykiem. Shinso spojrzał w kierunku z którego przybył i zobaczył zakapturzoną postać. Wywołując cichy szmer, chwiejnie wstał. O mało się ponownie nie osunął na ziemię przez otępiający ból głowy. Stłumił jęknięcie i przyjrzał się nieznajomemu.
Czarna peleryna zakrywała niemal całe jego ciało, ale przy ruchach które wykonywał - gdy przechadzał się z telefonem w tę i z powrotem, prowadząc rozmowę, z której Shinso nie mógł nic wyłapać, przez ciągłe wirowanie w głowie - można było zobaczyć normalne ubrania oraz zielone włosy. Choć jego potencjalny wiek - maksymalnie 16 lat - oraz sposób jego... sposob w jaki wykrzywiał swoją twarz, krzycząc coś do telefonu, nie sprawiał, że wyglądał na osobę wartą zaufania.
Hitoshi wnet się wyprostował w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Nie żeby umiał się nią w ogóle posłużyć. Jednak lepsze było mieć coś niż nic, dlatego też sięgnął po dwa ostre, aczkolwiek nie duże kamienie, i podszedł zakapturzonego od tyłu.
- Byłbyś tak miły, i powiedział mi, co ty wyprawiasz?
Niemal nie upóścił kamieni gdy usłyszał głos chłopaka. Tuż za swoimi plecami. Powolnie się odwracając, próbował ułożyć w glowie jakikolwiek plan, jednka ten okazał się zbyteczny, gdy nieznajomy po prostu złapał go za przód koszulki i dosłownie rzucił w miejsce, gdzie leżał wcześniej. Shinso tylko złapał się znów za głowę, patrząc na niego z wyrzutem, zapominając o tym, że ten mógł chcieć go właśnie wykończyć. Teraz liczył sie tylko nieznośny ból.
- Leż - powiedział bezuczuciowo zielonowłosy i sięgnął po leżącą obok torbę. Shinso rozpoznał że tuż przy niej leży także ta jego, szkolna.
- Ja.. Jak się nazywasz? - spytał, zaciskając zęby, gdy drugi zaczął przekręcać jego głowę i oglądając ranę.
Odpowiedz.
Jednak jego rozkaz na nic się zdał, gdy zielonowłosy kontyuuował bez słowa sprawdzanie rany.
- To nie powinno cię obchodzić - odparł, marszcząc brwi. - Odwróć się.
Shinso niechętnie wykonał polecenie i zacisnął dłonie na kamieniach, czując potworny ból. Instynktownie zaczął się wyrywać.
- Nie ruszaj się - warknął drugi, kiedy złapał za wcześniej nałożony przez siebie bandaż, by go wymienić. - Spokojnie.
Te słowy jednak nie pomogły Hitoshiemu. Zagryzł wargę i zaczął niekontrolowanie zaciskać pięści. Zielonowłosy przeklął w myślach, najwidoczniej obrażenia mogły być poważniejsze, niż jak z początku mu się wydawało.
- Powiedziałem nie ruszaj się - ku zaskoczeniu Shinso, nie wysyczał tego tak jak wcześniej z irytacją, tylko jakoś bardziej... wzdrygnął się, gdy poczuł przy uchu ciepły oddech. To wystarczyło, by znieruchomiał, tym bardziej, gdy usłyszał cichy śmiech chłopaka.
Przeszedł go dreszcz, do którego w życiu by się nie przyznał. Do ogarniającej go złości, owszem. Wyrwał się jeszcze raz i poczuł zimne palce na swojej szyi, gdzie znajdowała się mała blizna po kwasie Miny. Jego - jak teraz uznał - wróg, wydawał się ją uważnie lustrować wzrokiem. Bezwiednie rozluźnił dłonie, zamachując się w tył głową, by go uderzyć, czy zrobić cokolwiek innego, co mogłoby mu pomóc w tej sytuacji, kompletnie zapominając o swoich obrażeniach. Znów usłyszał ten z niewiadomych przyczyn, irytujący go śmiech i oddech na karku. Menatlnie nakazał sobie spokój, żeby móc wymyśleć jakiś plan na ucieczkę. Zacisnął oczy, a wtedy...
- Gotowe - zielonowłosy gwałtownie się od niego odsunął, mocno kończąc wiązanie bandaża na dłoni Shinso, aż ten syknął z bólu.
Nawet nie zauważył, kiedy to zrobił. Był zbyt zajęty wyrywaniem się od jego bliskości.
Fioletowowłsy zdezorientowany zamrugał oczami i drugą, również zabandażowaną ręką, złapał się za tył głowy. Następnie jego wzrok przeszedł na zielonowłosego. Ten zaś tylko parsknął i zaczął chować wykorzystany bandaż.
- No co? - zapytał kpiąco, lecz po chwili spoważniał. - Twoje rany przemyłem wcześniej i nie wyglądało to źle, ale i tak powinieneś posięgnąć pomocy specjalisty. I nigdy więcej nie zapędzaj się w sprawy Ligii. - Shinso tylko delikatnie kiwnął głową. - I ani słowa o mnie bohaterom.
- Coś za coś - wypalił niewiele myśląc Shinso.
- Co?
- No... - przełknął ślinę. - Nie powiem nikomu, ale pierw chcę wiedzieć kogo w razie czego mogę obwiniać o złe opatrzenie rany.
Powiedz, jak się nazywasz.
Znów nie podziałało. Po kilku sekundach Shinso dezaktywował swój dar, a drugi kontynuował.
- Jest jakiś środek nocy - powiedział jakgdyby nigdy nic, choć niezauważalnie zwęził oczy, jakby wiedział co własnie zrobił fioletowowłosy. - Policja wciąż przeszukuje miejsce ataku, jednak ta uliczka jest na tyle daleko, by się tutaj nie panoszyli. Wracaj do domu - rozkazał i zanim Hitoshi mógł zareagować, rzucił w jego stronę szkolną torbę, a jedyne co jeszcze dodał było: - I pamiętaj moje słowa.
I wypchnął go z uliczki - albo raczej jakaś nieiwdzialna moc - a gdy Shinso się odwrócił, nie pozostało ślady po tajemniczym zielonowłosym. Przeszedł go dreszcz gdy poczuł powiew zimnego wiatru, ale mimo to ruszył... ulicami. Jakoś nie miał ochoty wracać do pustego mieszkania.
- Co się właśnie stało? - zapytał po dłuższej chwili sam siebie.
Wciąż czuł dziwną siłę która go tutaj popchnęła. Ruszył do przodu, lecz wówczas poczuł niezbyt delikatne szturchnięcie w ramie.
- Ej, koleś, wypadło ci - usłyszał znudzony głos jakiegoś starszego od siebie nastolatka, trzymającego w dłoni energetyka. Idealny obraz kogoś szwędzącego się w nocy po ulicach, ze słuchawkami w uszach. Był tak zajęty swoim telefonem, że pewnie nawet nie popatrzył na twarz Shinso. Jakim cudem w takim razie udało mu się zauważyć coś, co mu wypadło?
W dłoni zaś trzymał notkę, którą Shinso dzisiejszego - a raczej poprzedniego - dnia dostał od Midnight. A na niej był adres.
Nastolatek nagle nabrał ochotę na spacer.
______________________
Ja nie wiem co się w tym rozdziale zadziało, ale mam dobrą wiadomośc
Uznałam, że kurde, zbytnio próbuje żeby to ff bylo jakieś idealne a z moimi the best umiejętnościami pisarskimi jest to nie możliwe, więc uznałam że Yolo(lolo) i dam sobie więcej luzu
Czyli ogólnie pewnie ostatecznie ta książka będzie krindżowa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top