Rozdział 17

Nienawidził wracać myślami do swojej przeszłości.

Począwszy od jego niespełnionego marzenia, by zostać bohaterem takim jak All Might, przechodząc przez śmierć jego matki, a wszystkim, co działo się po niej kończąc. Nienawidził wspomnienia dziecka, jakim kiedyś był; swojej dziecięcej naiwności i wiary. Nienawidził myśleć o mamie, bo przypominał sobie o tym, jak jej nie uchronił. Lata temu spędzał całe dnie na rozpaczaniu, że to on powinien był zginąć. A później wydarzył się największy błąd, który popełnił, dając się głupio oszukać.

Jednak żadna z tych rzeczy nie przypominała mu się tak nachalnie. Nawet śmierć matki odpychał do najciemniejszych zakątków umysłu, przez co za każdym razem, jak sobie o niej przypominał, nie umiał się uspokoić. O dzieciństwie zapomniał już dawno, nie kojarząc już All Mighta z ideałem bohatera. Współpraca z ojcem nie była tak traumatyczna, by się nią przejmował, choć na tyle głupia by wyrzucał ją sobie w każdy czwartek.

Żadna z jego przeszłości nie błagała go, by do niej wróci. Żadna z wyjątkiem jednej.

Ostatnie dni spędzał na pracy zbyt ciężkiej jak na kogoś, kto miał przystopować w swojej działalności. Wiedział jednak, że bohaterzy nie poradzą sobie bez jego pomocy, a szczególnie szpitale. Gdyby do opinii publicznej dostały się informacje o już kilkunastu pacjentach w stanie krytycznym, atakowanych przez ich własne quirk, wybuchłaby panika.

Ludzie zasługiwali na prawdę. Jednak wbrew wszelkiemu swojemu obrzydzenia do bohaterów, nie dziwił im się, że ci chcą to ukryć. Byli przerażeni, a nawet nie wiedzieli, ilu ludzi dziennie Izuku udaje się wyleczyć zanim ich znajdą. Przestał nawet zwracać szczególną uwagę na bohaterów, złoczyńców i występki obu tych grup. Od śmierci Staina nie zabił żadnego degenerata, częściowo przez zapracowanie i częściowo po to, by japoński rząd nie spanikował kompletnie.

W sytuacji jak ta, ciężko było mu myśleć o zemście. Kiedy własnymi rękami dostarczył ojcu narzędzie destrukcji, a ostatni tydzień stał się walką z wiatrakami.

Nie chciał bezpośrednio zgłaszać się do bohaterów i proponować pomocy. A jednak wydawało się to najlepszym wyjściem.

I za każdym razem, gdy prawie podejmował tę decyzję – która równała się z częściowym poddaniem jego morałów – przeszłość o sobie przypominała.

'Sir Nighteye'

Imię bohatera wyświetlało się na ekranie jego telefonu od dobrych kilkunastu minut. Patrzył na nie zmęczony, powstrzymując się przed wzięciem kolejnej tabletki na ból głowy.

Jego ciało było wyczerpane, ale to umysł nie pozwalał mu poruszyć się z łóżka i wyłączyć irytującego dzwonka. Z każdym ruchem przed jego oczami pokazywały się czarne mroczki, mówiące mu przestań. Przy kolejnej osobie nie dasz rady. Odpuść.

Nie lubił odpuszczać, ale głupotą nie dotarłby tak daleko. Skulił się na łóżku, wzdychając zapach czystej pościeli. Chciał usłyszeć głos przyjaciółki; by powiedziała mu, że to tylko stan przejściowy. Potrzebował, by powiedziała mu cokolwiek.

Żeby ktokolwiek powiedział mu cokolwiek. Po całych dniach przepełnionych wycieńczającymi jego układ krwionośny aktywnościom, czuł się dziwnie samotny. Łaknął przerwy od myślenia.

– Marzenie ściętej głowy – mruknął do siebie. Nighteye przestał dzwonić i nie zrobił tego przez kolejne minuty. – Agh, walić to.

Szybkim ruchem uniósł się na łokciach. Złapał darem swój telefon i przelewitował go do siebie, ledwo poświęcając uwagę kilkunastu nieodebranym połączeniom od Nighteye'a.

Tęsknie spojrzał na wiadomości z przyjaciółką, a następnie wszedł w nową konwersację z jej już starym telefonem.

I w końcu napisał do niego.

***

Już w momencie wysłania esemesa, Izuku poszedł w miejsce spotkania, chociaż doskonale wiedział, że Shinso nie pojawi się szybciej niż w przeciągu godziny. Przez chwilę obawiał się, że ten nie pojawi się wcale, ponieważ zostawił jego wiadomość bez odpowiedzi. W momencie jednak, kiedy Izuku wyszedł z mieszkania, jego telefon zadrgał.

'Dobrze'

Uśmiechnął się do ekranu. Podobała mu się ta niewzruszoność i powaga Shinso. Nie mógł doczekać się, aż będzie w stanie zniszczyć ją na małe kawałeczki, a potem z powrotem poskładać. Nie wiedział nawet, czy było to możliwe. Chociaż fioletowe oczy skrywały w sobie wiele cienia i bólu, nie oznaczało to wcale, że będzie go łatwiej złamać. Raczej zniechęcić i kompletnie odstraszyć.

Musiał działać precyzyjnie, niczym chirurg nad stołem operacyjnym. Odpowiednie słowa i odpowiednie czyny. Żeby Shinso był jego, ale jednocześnie nie stał się jedną z bezmyślnych kukieł, którymi zwykł posługiwać się ojciec.

Czekał, herbatą popijając tabletki. Nie poprawiła jego samopoczucia, ale przez jakiś czas nie miał przed oczami czerni, więc wystarczała.

– Proszę. – Młoda dziewczyna, prawdopodobnie studentka, położyła na jego stoliku ciasto.

– Dziękuję – odparł cicho, ale ta zdążyła już wrócić do środka kawiarni.

Przyciągnął talerz bliżej siebie, nie ważąc się podnieść widelczyka. Ciasto zamówił dla Shinso, by wyglądali względnie normalnie dla otoczenia, ale też po to, by go udobruchać. Ubrany w swoją najbardziej cywilną koszulkę z napisem "T–shirt" oraz spodniami od dresu, czuł się dziwnie odkryty. Nawet wzrok kelnerki uważał za ostrzegający, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że potrzebował przerwy.

Paranoja była najgorszym wrogiem zdrowego rozsądku. Wziął wdech i wydech.

Shinso nadszedł z południa. Nie przyszedł od razu, Izuku wypatrzył drobny ruch przy ścianie, zza której się wyłonił, jeszcze kilka minut wcześniej. Chłopak analizował sytuację, która łudząco przypominała ich spotkanie tydzień wcześniej.

Tym razem jednak Izuku nie był wściekły, a dozgonnie zmęczony. Shinso z kolei pozostawał taki sam – chłodny i podejrzliwy. Usiadł przed nim niczym ofiara dzikiego zwierzęcia, gotowa w każdej chwili uciec.

Przeraźliwie głośny pisk rozległ się, kiedy po szklanym stoliku przysunął do Shinso ciasto. Ten uniósł brew, jakby co najmniej oczekiwał, że jest zatrute.

– Wcześniej – zaczął w końcu Izuku – powiedziałem, że to bez znaczenia, że wcale nie zmusiłeś Endeavora swoim darem do wpuszczenia się. Nie skłamałem. Z grubsza.

Brew Shinso powędrowała w górę.

– Prawdopodobnie gdybyś to wtedy zrobił, już więcej bym się z tobą nie skontaktował.

Kamienny wyraz twarzy Shinso zachwiał się na moment, by zaraz wrócić na swoje miejsce. Lekko zacisnął szczęki, najwyraźniej usilnie nie chcąc pokazać zdziwienia.

– To jest: gdybyś wybrał potęgę ponad bohaterstwo. Wiesz – zaśmiał się bez humoru – wcześniej dałeś mi wierzyć, że moc jest dla ciebie ważniejsza niż ludzie. Kiedy wykazałeś się tą szczeniacką szlachetnością, poczułem się oszukany. – Pochylił się do przodu. – Okłamałeś mnie, Shinso.

– Niby w czym? – prychnął. Izuku przyglądał mu się intensywnie, aż w końcu wzruszył ramionami.

– Nie celowo, ale dałeś mi nadzieję, że nie będę musiał się tobą przejmować. Gdybyś okazał się maniakiem zaślepionym rządzą władzy... nie byłoby mi to na rękę. – Uśmiechnął się niewinnie. – Chociaż z drugiej strony nieco mi smutno, bo w takim razie nie będziesz dawał z siebie wszystkiego.

– Mógłbyś nic nie zakładać na mój temat? Pozwól, że sam zdecyduje, ile jestem w stanie z siebie dać – powiedział twardo.

– Skoro tak mówisz. – Otworzył usta, jakby chciał coś dodać, ale nagle się rozmyślił.

Nie był pewien, czy powinien ostrzegać Shinso. Mówić mu, że jeśli zmieni zdanie, to ich układ dalej będzie musiał trwać? Nie mógł ryzykować bycia zdemaskowanym przed bohaterami, o ile nie działo się to na jego warunkach.

Nie chciał też tymi słowami go odstraszać. Musiał sprawić, by Shinso nie chciał go opuszczać, albo przynajmniej znaleźć na niego haka. Zagrozić skrzywdzeniem jakiegoś zakładnika? Wprawdzie to przecież fakt, że był przyjacielem Shoto Todorokiego sprawił, iż bardziej się nim zainteresował.

Jeśli Shinso go zdradzi, miał względnie plan zapasowy. Teraz jednak wolał upewnić się, że zdrada nigdy nie nastąpi.

– Więc może zaprezentujesz mi, co umiesz zrobić?

– Do tego lepiej przenieść się gdzieś indziej. – Wstał z krzesła, a Shinso śledził go swoim uważnym wzrokiem. Izuku nigdy wcześniej nie czuł się tak intensywnie obserwowany i było to zdecydowanie dziwne uczucie. Jakby ktoś czekał na twój najmniejszy błąd, ale w rzeczywistości jedynie nie mógł oderwać wzroku od twoich oczu.

W zamyśleniu, Shinso prychnął.

Za chwilę. Przed tym chcę się dowiedzieć, z czym mam do czynienia. – Zamknął oczy. – Z kim. Znasz mój dar, więc ja chcę poznać twój. Według raportów nigdy żadnego nie miałeś, ale po tym co mi pokazałeś, mogę śmiało stwierdzić, że raporty się mylą. Więc?

– Powiem ci.

Shinso zaczął tupać z niecierpliwością.

– Mhm...

– Powiem ci, o ile ze mną wygrasz. – Nie zwracając uwagi na zaskoczenie Shinso, złapał go za ramię i pociągnął. – Ale rzeczywiście przenieśmy się gdzieś indziej – dodał z naciskiem. – Nie chcemy przecież, by ktoś cię ze mną zauważył.

– Ty nie chcesz na pewno – warknął Shinso, wyswobadzając się z jego uścisku, ale powoli za nim idąc.

– Och, nie. – Izuku uśmiechnął się przez ramię. – Zapewniam, że zważywszy na twoje plany masz o wiele więcej do stracenia, zadając się ze mną.

Hitoshi albo nie wziął na poważnie jego słów, albo wcale ich nie usłyszał przez nagłe hałasy dochodzący z ulic. Jego strata. Izuku zawsze miał jak uciec, zawsze mógł zniknąć, a na pewno znalazłaby się osoba skłonna pomóc mu z tym. Shinso był żywą osobą, a nie personą stworzoną na potrzeby misji.

Przez chwilę przez myśl przemknęło mu, że może właśnie to byłby dobry pomysł: stworzenie chłopakowi alter ego. Tylko czy byłby skłonny się na to zgodzić? Przewidywał raczej marne szanse, ale kto wie? Był dobry w przekonywaniu.

Nie miał czasu dłużej nad tym rozmyślać, bo doszli do szukanego przez niego miejsca, Park w środku miasta, jednak zbyt duży, by ludziom kiedykolwiek chciało się wędrować w głąb jego. Doskonale wyczuwając niewypowiedziane słowa Shinso, przeprowadził ich dalej, w gęstsze drzewa, krzaki i kończące się ścieżki. W momencie, kiedy przestał słyszeć jakiekolwiek ludzkie odgłosy, przystanął.

Spojrzał prowokująco na Shinso i ustawił się w pozycji sparingowej.

– Jeśli wygrasz, odpowiem ci, jaki mam dar. Zwykła walka wręcz, używanie darów niedozwolone. Przegrana w momencie dotknięcia plecami ziemi.

– Co ci to da? – Nastolatek uniósł brew, wyraźnie nieprzygotowany na taki rozwój sytuacji.

Dobrze. Hato wciąż był jeszcze zmęczony po ostatniej nocy, więc prawdopodobnie nie będzie w stanie dać z siebie wszystkiego podczas walki. Mógł się jedynie modlić, że w którymś momencie nie zemdleje ani nie opadnie z sił.

Nie odpowiedział, jedynie czekając, aż Shinso przyjmie identyczną pozycję. Chłopak rozejrzał się wokoło, upewniając się, że w pobliżu nikogo nie ma, po czym westchnął. Izuku prawie roześmiał się na ten widok – kilka dni wcześniej widział go zupełnie zrozpaczonego, zagubionego, a potem wściekłego, tylko po to, by jego ostateczną formą było zupełne niewzruszenie. W końcu zobaczył w nim tego, którego opis dostał od przyjaciółki.

Patrzył na niego chłodno kalkulujący były uczeń kursu ogólnego, pupilek cholernego Eraserheada. I było widać między tą dwójką podobieństwo.

W jego ciele zaczęło narastać podekscytowanie, kiedy zaatakował jako pierwszy.

Shinso był szybki na tyle, by zrobić unik, ale zbyt mało, by zdążyć chwycić za idealnie odkryty nadgarstek Izuku i natychmiast go powalić. Oddał szybki cios wycelowany w jego szczękę, który Izuku sparował ramieniem. Odrzucony w tył, poczuł namolny ciężar swoich kończyn.

– Tak właściwie, to dlaczego tak bardzo chcesz być silniejszym? – zapytał nagle, zaraz znów atakując.

Shinso zdawał się w ogóle go nie słuchać – jakby gadanie w trakcie walki było dla niego normą, którą umiał już mistrzowsko zablokować. Skupiał się na ciosach: lekkim ruchu nogą, by podciąć Izuku, uniesieniu łokcia wprost na jego twarz czy też odchylenie głowy, by uderzyć go od tyłu. Wszystkie ruchy dobrze wyważone i Izuku nie mógł zdecydować, czy to jest cały jego potencjał, czy może tylko początek.

– Chcę być przydatny – powiedział w pewnej chwili Shinso. – Umieć walczyć sam.

To była kolejna odpowiedź, która pozytywnie zaskoczyła Hato. Spodziewał się prostego "by pokonać Ligę", ale to dawało mu o wiele większe pole do manewru. Chłopak czuł się bezużyteczny, ucząc się w jednej z najbardziej prestiżowych szkół dla bohaterów w Japonii. Izuku dobrze znał to uczucie, chociaż nigdy nie miał w swoim życiu tak wielkiej szansy, co Shinso.

Walka stała się bardziej tańcem niż prawdziwym testem, podczas gdy jeden zadawał cios, drugi go sparował, a potem na odwrót. W lekkich ruchach wydawało się, że wcale nie chcą siebie pokonać, tylko celowo uderzają tak, by nie trafić o mały włos.

– Wiesz, co ja z tobą zrobię? – Izuku popatrzył, jak Shinso przygryza wargę.

– Nie.

Lecąca pięść rozwiała lekko jego włosy.

– Jesteś zdesperowany – stwierdził ze śmiechem, nie dowierzając, że ktoś tak rozsądny, naprawdę oddaje się w jego ręce.

– A ty – zmarszczył brwi – jesteś jedynie pieprzony samozwańcem, któremu jakimś cudem udaje się być niemal niezauważonym przez media. W jakiś sposób musiałeś przeżyć. I w jakiś sposób stworzyłeś ze swojego quirk... to coś.

– Jeste... – nie dokończył, bo w tym samym momencie jeden z ciosów w końcu trafił w swój cel. Umiarkowany ból rozlał się po jego przedramieniu, w tym samy czasie kiedy Shinso popchnął go na ziemię.

Spojrzał na niego z dołu, poprzez czarne mroczki, które częściowo zasłaniały mu wizję. Wyciągnął dłoń i doskonale czuł, jak Shinso poświęca jej tylko chwilę uwagi, decydując się jej nie chwycić. Izuku jednak nie pozwolił mu na tę decyzję i mimo to rzucił się naprzód, by go powalić.

– Wygra... – zaczął Shinso, kiedy Hato gwałtownie wykręcił jego dłoń. – Agh! Ty...

Izuku użył więcej siły, ledwo dając radę zmienić ich pozycję – on trzymający rękę Shinso za jego plecami, nogą pchając jego plecy. Straciwszy równowagę, uczeń nieporęcznie spróbował wstać. Izuku drugą ręką przytrzymał jego głowę i pochylił się.

– Zasada numer jeden – szepnął prosto do jego ucha. – Ligę nie będzie obchodziła żadna szlachetność czy zasady. Albo pokonasz ich sprytem, albo ich nim zafascynujesz.

Shinso wydał z siebie zduszonym odgłos.

– Zapomnij ze mną o swoim honorze – kontynuował, nie przejmując się tym, że wygięta ręką Shinso musiała piekielnie boleć. – A przy nich nawet o nim nie myśl. Jakie znaczenie ma technika, jeśli i tak nie wygrasz? Sprawiedliwość jest dobra dla telewizji, ale w praktyce bohaterzy przegrywają właśnie przez nią. Boją się złej opinii publicznej, bo zamiast pozbyć się groźnego złoczyńcy, klepią go po główce. Mają zasady. Wyzbądź się ich.

Po kilku sekundach, które zostawił na wybrzmienie jego słów, puścił nieruchomego Shinso. Nieregularny oddech chłopaka mógł świadczyć o wściekłości lub bólu, ale Hato to nie obchodziło. Spojrzał na niego wyczekująco, niemal z pogardą.

Z cichym sykiem Shinso najpierw podniósł się na rękach. Rozciągnął kończyny w tak spokojny sposób, jak robił to pewnie zawsze przed treningiem. Stał tyłem do Izuku, zupełnie jakby go tam nie było. Lub stał tyłem właśnie dlatego, że tam był.

– Mówisz to tak, jakbyś sam w pewien sposób nie był bohaterem.

Nie tego spodziewał się usłyszeć. Założył ramiona na piersi, czując dogłębną urazę tym stwierdzeniem.

– Nie każ mi myśleć, że pomyliłem się co do twojego intelektu. – Shinso prychnął. – Nie jestem jednym z nich.

– Tak sądzisz?

– Ta...ak...

I wtedy Shinso się odwrócił. Izuku miał okazję zobaczyć kpinę w jego oczach, kiedy wszystko zupełnie zniknęło.

Ziemia pod jego stopami nie istniała; nie było parku, nie było drzew ani nie było powietrza. Jego myśli gdzieś się ulotniły, razem z wszelkim zmęczeniem, które czuł. Nie miał emocji, które mogłyby mu kazać się bać i uciekać. Stan nieważkości ogarnął go od wewnątrz, przechodząc od umysłu aż po każdy koniuszek jego ciała.

Miglby przysiąc, zw tą chwila trwała zaledwie kilka sekund, ale jednocześnie ie niemiłosiernie go wymęczyła.

Kiedy jego świadomość wróciła, miał otwarte oczy, a tuż przed nim stał Shinso z wyrazem wygranej na twarzy. Chociaż wcześniej był tego świadom, to dopiero teraz trafiła w niego ich różnica wzrostu. Nie lubił, gdy ludzie patrzyli na niego z góry.

Z drugiej strony jednak wciąż był omamiony osobliwym uczuciem nieważkości i nie miał siły na złość.

– Niesamowite... – wymamrotał. – Niesamowite uczucie.

– Teraz bym wygrał.

– Tak, tak przypuszczam. – Uśmiechnął się lekko na oburzenie powagi Shinso. Trybiki w jego głowie zaczęły przeskakiwać, a ręce świerzbiły go, by tylko wyciągnąć kartkę papieru i zacząć notować swoje doświadczenie. Starał się przypomnieć sobie każde najmniejsze uczucie, ale te ulatywały jak sen tuż po obudzeniu się. Z zamyślenia wyrwało go głośne chrząknięcie. Uniósł wzrok, nieco zirytowany. – Och, no tak, chciałeś coś wiedzieć o moim darze?

– Tak. – Odsunął się, dzięki czemu Izuku czuł się mniej osaczony. – Chcę wiedzieć, jak wcześniej blokowałeś mój dar. Dlaczego nie zrobiłeś tego teraz? I co to były za eksplozje?

– Rozumiem twoją ciekawość. – Westchnął, odgarniając włosy z twarzy. Shinso wydał kolejny pomruk niecierpliwości. – Mam nadzieję, że nie muszę mówić, że ma to zostać między nami?

Odpowiedz.

– Ehh, już już. To nie tak, że twój dar na mnie nie działa, ale zwyczajnie ma ograniczony czas aktywacji, prawda? Lub przynajmniej swojego działania. – Zaczął przechodząc się w kółka. – Za każdym razem, gdy wiedziałem, że zaraz go użyjesz, unieruchamiałem własne ciało. W pewien sposób to mój dar zabierał m kontrolę nad sobą, zanim mogłeś zrobić to ty. Dlatego zastanawiałem się, na ile jesteś w stanie sprawić, aby dezaktywować czyjś dar. Może kiedy mój quirk był słabszy udałoby ci się wyłączyć też mój, ale cóż... teraz najwyraźniej nie możesz tego zrobić. Wracając: używałem daru, aż ty nie wyłączyłeś swojego, przekonany, że nie zadziałało. Dlaczego teraz tego nie zrobiłem? – Zaśmiał się. – Bo byłem nieuważny – skwitował. – Eksplozje powstały dzięki rozdzieleniu atomów i stworzeniu substancji wybuchowej dzięki dostępnym środkom.

Shinso pokiwał głową niepewnie.

– Czyli w skrócie: mój dar to telekineza.

Teraz wyraz chłopaka rozświetlił się w zrozumieniu, podczas gdy w głowie pewnie analizował każdą sytuację i zaistnienie jej.

– To by wyjaśniało wiele rzeczy. – Izuku uśmiechnął się na te słowa. – Pomijając to, że nigdy wcześniej nie słyszałem o tak potężnym posiadaczu telekinezy. Większość z nich ma przeciętne możliwości, ale ty... – Spojrzał na Izuku jakby go o coś oskarżałł. – Powiedziałeś, że wcześniej, kiedy twój dar był słabszy, pewnie bym go dezaktywował. Co miałeś na myśli?

– Dokładnie to, co powiedziałem.

Shinso zamrugał. Najwyraźniej ta informacją zrobiła na nim o wiele większe wrażenie niż sam dar Hato.

– Co to znaczy, że był słabszy? – powtórzył z naciskiem. – Chcesz powiedzieć, że teraz...

– Że pod wpływem kilku nieprzyjemnych sytuacji i zwyczajnej potrzebie musiał się dostosować i mnie uratować. – Przewrócił oczami. To była oczywistość, którą każdy powinien wiedzieć instynktownie.

– Masz na myśli ewoluować? – brnął dalej Shinso. – Czy zwykłe doskonalenie techniki? Ponoć... ponoć dary mogą tylko w drobny sposób stać się lepsze, ale znaczne zmiany... Wzmacniacze...

Hato powstrzymał się przed parsknięciem tylko dlatego, że Shinso wydawał się szczery i naprawdę przejęty. Miał w sobie trochę wrażliwości, by nie wyśmiać go za tę głupią koncepcję. A sugerowanie, że używał wzmacniacza? Powinien poczuć się urażony, lecz nie skomentował tego.

– Pozwól, że sam się o tym przekonasz. Na własnej skórze.

Shinso wyglądał na usatysfakcjonowanego, lecz zamilkł. Wydawał się zrezygnowany, kiedy włożył ręce do kieszeni i ledwo zauważalnie zerknął na swoją komórkę. Izuku zastanawiał się, o czym myślał, kiedy zmarszczył brwi.

Czy był zawiedziony brakiem natychmiastowego progresu? Nie wydawał się taką osobą, ale nigdy nie można być czegoś pewnym. Może inne sprawy – niezwiązane z Ligą czy UA – zaprzątały mu głowę. Izuku czasem zapominał, że poza aspiracjami, ludzie często mają swoje własne życia.

Ciężko było mu sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz żył dla siebie, a nie jedynie dla zemsty. Dla kogoś i dla zwykłej przyjemności. Jego wspólniczka była mu bliska, ale od kilku miesięcy nie mieli okazji na dłuższe spotkania. Poza nią, ostatnią bliską mu osobą był Stain, który teraz przebywał w Tartarze. Mieli podobne poglądy, chociaż Izuku już od dawna nie był tak bardzo zafascynowany All Mightem jak Stain.

Lubił go. Ale zabójca bohaterów był nieostrożny i dał się złapać. Bez względu na to jak dobrze spędzało mu się z nim czas, bardzo łatwo przyszło mu zapomnienie o nim.

– Mam rozumieć, że już wiesz z kim masz do czynienia?

Głos Shinso wyrwał go z zamyślenia. Dopiero patrząc na jego niecierpliwy wyraz, Izuku zauważył, że milczał przez kilka minut. Zamrugał, by odgonić nostalgię, którą poczuł na myśl o Stainie.

– Nie. Wciąż nie jestem pewny co do twojego stylu walki, ale tym zajmiemy się następnym razem. Ktoś na ciebie czeka? – Skinął głową na zaciskany przez Shinso telefon. – Nie będę cię zbyt długo zatrzymywał, mam tylko kilka spraw... Cóż, wracając do wcześniej: wiem że jesteś bohaterem, ale graj czasem nieczysto. W świecie złoczyńców nie dasz inaczej rady, a Liga nie weźmie cię nawet pod uwagę. Prawdopodobnie kiedy zostaniesz odkryty spotkasz się z ostracyzmem społecznym, więc bądź na to gotowy. – Jego postawa się zmieniła z pouczającej na zwyczajnie analizujący. Tak właściwie nie mówił już, a bardziej mamrotał sam do siebie, zapominając o obecności Shinso. – Musisz też być szybszy. Twoje reakcję są dobre, ale mogą być lepsze, bardziej automatyczne. Umiesz zachować zimną krew w niebezpiecznych sytuacjach, ale to nie wystarczy, jeśli nie będziesz w stanie podjąć odpowiedniej decyzji. Musisz czasami pozwolić swoim instynktom przejąć stery. Z twojej walki na Festiwalu Sportowym w UA niewiele mogłem wydedukować, poza tym, że masz nawyk stawiania prawej nogi do tyłu, a twoja lewa ręka jest słabo skoordynowana z ciałem. Teraz się polepszyłeś, zakładam, że to przez trening z Eraserheadem. Próbowałeś już używania Taśm? Twój styl walki wskazuje na to, że do tego byłeś przygotowywany. To dobrze, ale ćwiczenie siły to nie wszystko. Mam kilka propozycji na trening twojego dar. Mam już zaczęty zeszyt specjalnie dla ciebie, ale potrzebuję jeszcze kilku spotkań i odpowiedzi na pytania i...

– Zeszyt? Tak jak... Analizy Bohaterskie na Przyszłość?

Izuku ledwo poświęcił mu swoją uwagę, posyłając jedynie przelotne spojrzenie.

– Wścibskość też może cię zgubić, jeśli wzbudzisz ich podejrzliwości. Albo uratować, jeśli to zrobisz.

Shinso nie wyglądał na przekonanego, podczas gdy Izuku zaczął mamrotać coraz bardziej i bardziej. Nie zastanawiał się, skąd chłopak zna nazwę jego zeszytów. Nie przejmował się wątpliwym spojrzeniem. Wkrótce doszedł do sedna tego, co chciał wiedzieć.

– Byłbyś tak miły i odpowiedział na kilka pytań odnośnie twojego daru?

Dowiedział się wielu przydatnych rzeczy.

Shinso nie panował nad tym, czy czyjś dar się dezaktywuje czy nie, ale zauważył zależność, że czym bardziej nieśmiała czy uległa osoba, tym częściej dar się wyłączał. Jak Izuku się domyślał – konkretne zadania w kwestii wyciągnięcia z kogoś prawdy nie wchodziły w grę, bo trzeba było dać konkretny rozkaz. Wydać go można było werbalnie, ale Shinso od jakiegoś czasu ćwiczył nakazy w głowie. Kontrolę przejmował najmniejszą myślą, jeśli ktoś mu odpowiedział, co swego czasu nie było przez niego opanowane.

Ze względu na sugestywne westchnienie, Izuku wywnioskował, że wciąż był z tym problem. Quirk absorbował wszelkie jego myśli, więc jeśli przypadkiem coś sobie wyobraził, osoba opanowana do tego dążyła. Jedynym sposobem na zatrzymanie tego było wydanie rozkazu – dopiero wtedy Shinso miał zacząć planować i nie przejmować się, że nieumyślnie użyje swojego daru.

Po dłuższym użyciu bolała go głową, a czas reakcji się wydłużał, co Izuku uznał za bardzo lekki objaw nadużycia, w porównaniu do tych, co widział ostatnio.

– I? – ponaglił, kiedy Shinso umilkł.

– Co: i?

– I co jeszcze? – Spojrzał na notes, który zdołał wyjąć w międzyczasie. – Ile trwa działanie twojego daru? Ile osób na raz jesteś w stanie opętać i jaką masz nad tym władzę? Próbowałeś zmusić kogoś do użycia Quirk? Czy każdy ma takie same doświadczenia po byciu opętanym, czy to indywidualne odczucia?

Shinso zacisnął usta w cienką linię.

– Nie wiem.

– Jak to nie wiesz? – zapytał, niedowierzając. – Czy UA nie powinno uznać odpowiedzi na te pytania za podstawy?

– Tak, na początku roku u klas bohaterskich. – Założył ramiona na piersi, jakby stwierdzał oczywistość. – Na początku roku nie byłem w klasie bohaterskiej – dodał dosadnie. – A nawet jeśli znajdzie się ktoś chętny na bycie obiektem mojego treningu quirk, to nigdy nie trwa to na tyle długo, bym zdołał sprawdzić każdy jego aspekt.

– Nawet Eraserhead? – Zyskując zdziwiony spojrzenie Shinso, sprostował: – Nawet on nie dał ci na sobie trenować? Albo nie znalazł ci nikogo?

Kilkunastu sekundowa cisza była aż nazbyt wymowna.

– Więc czego oni uczą w tym UA? Chcą żebyś walczył tylko wręcz? Czy może Eraserhead jest przekonany że Taśmy Wiążące w zupełności wystarczą? To jakiś absurd.

Wiedział, że UA nie jest tak idealne jak niegdyś myślał. Ich egzamin wstępny działał na niesamowicie głupich zasadach, nie dając prawdziwym diamentom okazji na dostanie się. A teraz jeszcze kwestia treningu Shinso, który najwyraźniej został zupełnie zaniedbany. Nie dziwił się, że chłopak mógł mieć problemy w używaniu go – chociaż jak na razie wykazał się raczej niezłą zręcznością w tym – skoro nie miał jak porządnie go opanować. Trenowanie na losowych osobach byłoby głupie, bo przecież...

– Bohaterstwo nie lubi takich darów – odparł cicho Shinso, jakby czytając mu w myślach. – Już to zaakceptowałem.

Te słowa tylko bardziej wzburzyły Izuku, który myślał, że kto jak kto, ale akurat on – człowiek, który najwyraźniej chciał władać własnym losem i miał silny charakter – nie popadnie w obłęd ich społeczeństwa. Pokręcił gwałtownie głową.

– Nie powinieneś tego akceptować.

– A dlaczego ciebie to obchodzi? – powiedział ofensywnie. Cofnął się o kilka kroków, zupełnie zapominając o masce obojętności, co tylko pokazywało, że nie, wcale tego nie zaakceptował. Miał do społeczeństwa urazę, jaką miało wielu złoczyńców.

Prawdopodobnie Izuku powinien się cieszyć, że trafił najpierw do niego, a nie do Ligii. Myśl o nich z kolei przypomniała mu o jeszcze jednym fakcie.

Na pytanie Shinso wzruszył ramionami, a ten nieco się zrelaksował. Odsunął się od niego jeszcze bardziej, rozglądając się za ludźmi, chociaż przez ten cały czas jak tam przebywali, nikt ich nie nakrył.

– Powinieneś odejść pierwszy, by nikt nas ze sobą nie powiązał.

Shinso skinął głową i nie wahał się, kierując ścieżką do głównego parku. Przez chwilę słyszał ruch, jakby Hato chciał podejść do niego powiedziedzieć coś jeszcze. Zatrzymał się.

Hato do niego nie podszedł.




Pod wpływem troche spontanicznej dcyzji uznałam, że to chyba czas na skończenie z tym ff. Podczas pisania go na nanowrimo znów poczułam do niego sympatię, a potem... cóż, okazalo się, że jeśli chcę napisać całość, jaką na niego zaplanowałam, musiałabym napisać praktycznie drugie tyle, co już było napisane

Tu nawet nie chodzi, że źle mi się to pisze, tylko jak długo by to zajęło i jak wiele czasu bym na to poświęciła. A na to, jak dosyć nieważny w tym momencie jest dla mnie ten ff... chyba wolę spędzić ten czas na pracowaniu nad innymi projektami. Ten ff ma potencjał -- gdybym tylko napisała go w 2021, a nie z przerwami przez jakieś 4 lata

Dlatego też, po dosyć powierzchownych sprawdzeniach, opublikuje kilka rzdziałów już napisanych, a potem wkleję plan, co by się stało, gdybym miała siłę to wszystko pisać XDDDDD. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że będą to moje ostatnie rozdziały opublikowane na watt, bo ostatnio bardziej zajmuję się wstawianiem na ao3

Pozdrawiam, może kiedyś będę żałować tej decyzji, ale zdecydowanie bardziej myślę, że raczej nie XDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top