Dazai x Blind!reader

Kiedy wattpad znów do cholery ma problem z wersją, która ma opublikować ;-;

FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU

Do cholery jeżeli się to nie opublikuje, to pójdę se str,elić w leb

Openingi z fma:b oraz Sousei no Onmyouji to najlepsze co istnieje, im just saying

No i jeszcze ending Id:invaded

A, I Alice Cullen jest hot

Dazai_Gnida (cóż za zbierzność nicków)
Hope you'll enjoy it :3

FioletowaTkaczka <-- redakcja oraz me dobre samopoczucie, pilna uczennica, a na dodatek troskliwy Bóg

Czy ktokolwiek ma powody, by do niej nie zajrzeć?

___________

Przebywanie na ulicach Japonii, jako osoba mająca bardzo wyostrzony słuch, chyba już zawsze miało być dla ciebie niewyobrażalnie kłopotliwe. 

Wokół zawsze było mnóstwo ludzi, a ty - mimo że nie zawsze tego chciałaś - doskonale słyszałaś ich każdą rozmowę. Przechadzając się po ulicach, krocząc w dłoni z laską, plusem było to, że wszyscy usuwali ci się z drogi; minusem - nieustające szepty, o tym jaka to ty nie jesteś biedna i jak to inni ci nie współczują.

Były też rozmowy, które nie były tak bezsensowne; polegające na sztucznym współczuciu. Choć gdybyś komuś powiedziała, jak wiele ludzi ma podobne sobie problemy i zahamowania, mógłby ci nawet uwierzyć, jednak w życiu nie przyjąłby tego do siebie. 

Bo ludzie woleli lamentować nad swoimi własnymi życiami, aniżeli słuchać “bzdur” że to ktoś inny ma gorzej. Na całym świecie pod tym względem byli tacy sami - egoistyczni i nie zawsze zdolni do szczerego współczucia. 

Ale ostatecznie wszyscy i tak starali się jakoś żyć. A ci, co umieli słuchać, wiedzieli więcej, niż ci by chcieli.

W dzień społeczeństwo mówiło o złych rzeczach w bardziej lekki i pogodny sposób; dopiero gdy nadchodził wieczór tracili już siły na udawanie, że są szczęśliwi. Było ich wtedy mniej na ulicach, bo przecież najlepszym miejscem do głębokich, życiowych rozmów był zawsze bar. 

Nieraz, gdy kusiło cię, by wejść do jednego w okolicy, słyszałaś niemal tylko jedne słowa, powtarzane przez wszystkich niczym mantrę, albo jakieś hasło, dzięki któremu barman dawał tylko wtajemniczonym gościom darmowy alkohol.

Ludzie gadali wtedy o tym jak zatracają się w życiu. Że nic już im nie sprawia szczęścia, i nawet dla swoich bliskich nie mają siły brnąć naprzód. Jak to mówili Świat zupełnie stracił dla nich barwy, a wszystko stało się czarno-białe. I tak w kółko paplali poprzez swoje pijackie umysły.

Za każdym razem chciało ci się śmiać, wręcz wybuchnąć gwałtownym śmiechem, choć wcale nie byłaś pijana. Chciałaś ściągnąć okulary, pokazując swoje białe tęczówki i parsknąć, że przynajmniej go widzą, a ty już nigdy nie będziesz miała na to szansy.

Ale to nie tak, że byłaś niemiła, czy też uważałaś, że ty sama nie jesteś jak oni, że nie jesteś egoistką… czasem miałaś po prostu dość, bo pośród tych wszystkich rozmów nie znalazłaś nigdy odpowiedzi na pytanie, co w końcu masz zrobić, jeśl już samo życie powoli cię nudziło.

Ostatecznie powstrzmywałaś się przed wygłoszeniem przemowy wypełnionej goryczą. Ale może to właśnie z tych powodów wyszłaś dzisiaj tak późno, na najbardziej odludną i zarazem najbardziej oddaloną część parku, z dala od jakichkolwiek barów i innych zbiorowisk. A dzięki późnej porze, mało kto przechodził obok ciebie i w końcu mogłaś cieszyć się upragnioną ciszą.

Było dość chłodno, a na swojej skórze doskonale wyczuwałaś każdy najmniejszy podmuch wiatru. Siedzą na ławce z przeciwsłonecznymi okularami zawieszonymi na koszulce, patrzyłaś się w górę, jak gdybyś była w stanie dostrzec widniejące przed sobą niebo. 

Wtem usłyszałaś odgłosy kroków, w których jednak już zaraz rozpoznałaś bieg. Ktoś w pobliżu ciebie biegł, a jakaś inna osoba jeszcze dodatkowo lekko dyszała.

- Tylko jeden łyk! - krzyknął błagalnie męski głos.

- Nie, musimy zająć się zleceniem! Potem będziesz pił ile będziesz chciał - odparł surowo ktoś inny. - Bądźże choć chwilę poważny i skup się trochę na sprawie.

- Ale po co, Kunikida? - powiedział beztrosko pierwszy, gdy kroki stały się głośniejsze. Czekałaś, aż dwójka mężczyzn sobie pójdzie, a ich rozmowa się zakończy. - To jest strasznie nudne. Narysuj coś w tej swojej kolorowance i rozkaż temu czemuś, by poszukało tego gościa.

- To jest dziennik! I w dodatku nie działa w ten sposób. Jesteśmy detektywami, to chyba oczywiste, że to my mamy się tym zająć.

- Szczegół. - słyszałaś głosy dwójki mężczyzn coraz wyraźniej. - Idź po Atsushiego, dzieciak pewnie chętnie pomoże. Dołączę do was w swoim czasie.

- Czyli kiedy upijesz się do nieprzytomności, huh? - Usłyszałaś odgłos szurania butów o beton, jakby jeden z rozmówców ciągnął tego drugiego po ziemi. - Mamy robotę, Dazai, przestań się obijać i zwalać wszystko na Atsushiego. A ty Atsushi mógłbyś wreszcie… - Kroki raptownie ustały, wraz z głosem drugiego mężczyzny. Ten pierwszy niemal niesłyszalnie zachichotał. - Gdzie jest Atsushi?!

- Nie wiem, może pójdziesz go poszukać? Tak w razie gdyby Portowa Mafia go porwała, a ja chętnie na ciebie poczekam, żeby ci w tym nie przeszkadzać - zaproponował błyskawicznie fałszywie grzecznym tonem. Ani trochę nie wydawał się zmartwiony brakiem prawdopodobnie towarzysza z pracy.

- Tsk, ty… -drugi się zawahał, kręcąc po chwili głową. - Zostań tu i nie właź do żadnej rzeki. Jak znajdę Atsushiego, wrócimy do zlecenia, jasne?

- Oczywiście.

Nie mogłaś tego zobaczyć, ale byłaś pewna, że mężczyzna się właśnie błogo uśmiechnął. Znów usłyszałaś kroki, które tym razem zaczęły się oddalić, a pośród panującej z powrotem ciszy, rozległo się chlupotanie jakiegoś płynu. Prawdopodobnie jakiegoś napoju. Jeszcze prawdopodobniej sake.

Ku twojej zgrozie, mężczyzna - Dazai, jeśli dobrze usłyszałaś - zaczął iść prosto w twoją stronę. Zastanawiałaś się, czy jest cień szansy, że nie widzi cię przez panującą wokół ciemność, czy też może jest po prostu zbyt pijany. Albo doskonale cię widzi i celowo do ciebie idzie. Albo wszystkie naraz.

Gdy mężczyzna z beztroskim westchnieniem opadł obok ciebie na ławce, instynktownie odsunłeaś się w bok. W tej chwili chlupot sake ucichł.

- Huh…? - mężczyzna mruknął coś niewyraźnie i dopiero wtedy poczułaś, jak opiera się o oparcie ławki, nieumyślnie cię przy tym szturchając. Wydawał się być zaskoczony twoją obecnością. - Co tu robisz? Siedząc tu tak późno, wyglądasz jakbyś tylko czekała, aż ktoś cię porwie.

Nie mogłaś nie prychnąć na te słowa. Mężczyzna brzmiał niewyobrażalnie beztrosko, ale z drugiej strony ucichł, czekając na twoją odpowiedź.

- Może właśnie czekam aż ktoś mnie porwie i zabije? - parsknęłaś, a jedyną odpowiedzią ze strony nieznajomego było mlaśnięcie językiem.

Czemu on wciąż tu był? Bo jeśli jest już pijany, chyba naprawdę powinnaś uciekać.

- Ach, myślę, że śmierć poprzez porwanie nie byłaby romantyczna. - Mężczyzna wziął łyka alkoholu, głośno go przełykając. - Nie miałaby żadnego sensu bez tej mistycznej głębi! Po co umierać, jeśli nie będzie w tym tego czegoś? - Zaczął machać rękami, mówiąc to teatralnym tonem. - Dlatego lepiej idź do domu, piękności. Albo… Chciałabyś może popełnić ze mną podwójne samobój...

- Raczej zostanę tutaj - wtrąciłaś się prędko. 

Czekałaś tylko aż nieznajomy zrozumie, że rozmowa z tobą jest bezcelowa i sobie pójdzie. I mimo, że mijały kolejne sekundy w kompletnej ciszy, mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał się stąd ruszać.

- Oglądasz niebo? - odezwał się po chwili. - To trochę nudne zajęcie. Nawet jeśli nocą wygląda pięknie, to niezbyt niespotykany widok - Usłyszałaś, jak zaczyna jak dziecko machać nogami, szurając butami po chodniku. - Chociaż takie samobójstwo o północy pośród gwiazd z piękną kobietą, tuż po romantycznym oglądaniu gwiazd… Na pewno nie jesteś chętna? Noc jeszcze młoda, mamy czas na poznanie się - przekonywał cię, jak gdyby myślał, że naprawdę weźmiesz jego propozycję na poważnie.

- Dlaczego mnie o to pytasz? - parsknęłaś. - Nie wiem nawet, kim jesteś. Dlaczego sądzisz, że chciałabym się zabić?

- Chciałbym zapełnić pustkę w swym sercu śmiercią, ale popełnianie samobójstwa w samotności by mi tego nie dało. Potrzebuję miłości pięknej kobiety. Ty jesteś piękna, więc czemu nie? - Wziął łyk, jak już się upewniłaś po zapachu, sake. Kontynuując swoją paplaninę rozmarzonym głosem, mężczyzna lekko szturchnął cię ramieniem. - Nikt, kto ogląda nocne niebo sam ze sobą, nie może w pełni cieszyć się ze swojego życia.

- Mówisz to tylko po to, by przekonać mnie do śmierci? Nawet jeśli chciałabym umrzeć, nie dążyłabym do niej - mruknęłaś dobitnie, choć w twoim głosie kryła się nutka rozbawienia. - A do tego cię nie znam. Powinnam chyba właśnie przed tobą uciekać, bo to ty jesteś najbardziej prawdopodobną osobą do zabicia mnie. - Pokręciłaś z niedowierzaniem głową.

- A czy fakt, że wciąż tego nie zrobiłaś, nie oznacza, że doprawdy życie nie znaczy dla ciebie tyle, ile powinno?

Nie odpowiedziałaś. 

A jeśli naprawdę tak było? Życie z każdym dniem powoli traciło dla ciebie sens, nie tylko z powodu faktu, że nie byłaś w stanie dojrzeć własnymi oczami jego piękna, ale… nigdy nie myślałaś, że mogłabyś to życie stracić. Tym bardziej z własnej woli.

- A moje imię brzmi Osamu, jeśli chcesz wiedzieć - kontynuował flirciarsko mężczyzna, udając, że wcale nie wypowiedział wcześniejszych słów. - A ty?

- (T/I). - Nie wahałaś się z odpowiedzią. 

Co złego mogło iść ze zdradzeniem jakiemuś podejrzanemu mężczyźnie swojego imienia? Choć podświadomość podpowiadała ci, że wszystko, to kompletnie ją zignorowałaś. 

Jakby odpowiedź nie miała większego znaczenia, a fakt, że ten mężczyzna - Osamu - może w rzeczy samej wobec ciebie mieć złe zamiary, nie miał żadnego znaczenia.

Chyba naprawdę musiałaś być do reszty zmęczona, albo też kompletnie zgłupieć i stracić instynkt samozachowawczy. A może to ta aura obojętności względem życia mężczyzny sprawiała, że nie czułaś się jakbyś była w niebezpieczeństwie?

- A więc już się znamy. - Osamu ucieszony obrócił się w twoją stronę, znów przypadkowo szturchając cię ramieniem. - Miło cię poznać - powiedział śpiewnie. Wyczuwając, że wyciągnął w twoją stronę dłoń, po omacku za nią złapałaś. Ten jednak zamiast nią potrząsnąć, uniósł ją do góry, muskając wierzch swoimi ustami. - Zakończenie swojego życia wraz z tobą byłoby spełnieniem moich marzeń, piękna.

Zaśmiałaś się. Twoja twarz była zwrócona w bok, a (K/W) włosy perfekcyjnie ją zasłaniały. Mężczyzna nie wiedział nawet, jak wyglądasz; nie miał pewności, czy jesteś piękna.

- Niestety, ja nie chcę jeszcze umierać. Musisz poszukać kogoś innego - westchnęłaś, delikatnie zabierając swoją dłoń. Osamu cicho parsknął, prawdopodobnie lekko się uśmiechając.

- A żyć? - Łyk alkoholu. - Nie chcesz umierać, a co w takim razie z życiem?

- A ty czemu wciąż żyjesz, skoro tak bardzo chcesz umrzeć? - Zignorowałaś pytanie, unosząc brew. Co z tego, że nie mógł tego zobaczyć.

Mężczyzna się roześmiał, jakby był wyjątkowo zadowolony z tego pytania.

- Los nie za bardzo mnie lubi. Dlatego zatapiam swe niemalejące smutki w alkoholu.

- A więc mamy ze sobą coś wspólnego.

Mężczyzna nie pytał, co miałaś przez to na myśli, za co byłaś mu wdzięczna. 

Ludzie wprawdzie nie gardzili takimi jak ty - niewidomymi, tak naprawdę od nie aż tak długiego czasu - ale to był właśnie problem. Zwykła ignorancja byłaby lepsza od współczucia, czy też nawet wypominania, że to przecież tylko wzrok, a życie nie może tak najzwyczajniej stracić dla ciebie sensu. Bo przecież doskonale to wiedziałaś, ale nigdy nic to nie zmieniało.

Nie chciałaś mieć spieprzonego całego dnia, tylko dlatego, że jakiś specyficzny nieznajomy, z którym nie rozmawiało się tak źle, nagle umilknie, orientując się, że jesteś niewidoma i zacznie przepraszać za swoją ignorancję.

Mężczyzna jęknął cicho, przeciągając się i pochylając w przód.

- Ugh… - Ziewnął, drapiąc się po szyi. - Kunikida pewnie zaraz się zorientuje, że wysłałem Atsushiego na drugi koniec miasta - wymamrotał do siebie. - Muszę cię niestety zostawić, moja droga. Choć wiedz, że chętnie wskoczyłby, teraz do jeziora, z tobą w swoich ramionach - westchnął rozmarzonym tonem, wstając.

A więc odchodził. A tobie stało się z tego powodu dziwnie przykro. Pewnie dlatego, że był to pierwszy człowiek od bardzo dawna, którego słuchanie nie wprawiało cię w chęć wymiotów. A gdyby tak… zgodzić się na jego propozycję?

Bo co innego miałaś teraz zrobić? Siedzieć tu dalej? Wrócić do domu pełnego krzyków i nigdy nieustających rozmów członków twojej rodziny? Ach, no tak. Oni. To dlatego nie mogłaś zgodzić się na propozycję mężczyzny.

A mimo to chciałaś, żeby został. Kiedy rozległ się pierwszy odgłos szurania butów o chodnik, pomyślałaś, że w tym akurat nic nie może ci przeszkodzić.

- Poczekaj - powiedziałaś bezbarwnie. - Mówiłeś, że niebo wygląda dzisiaj pięknie. Czy… Mógłbyś mi je opisać? - Gwałtownie odwróciłaś się w stronę, gdzie prawdopodobnie stał Osamu. Jego kroki momentalnie ucichły, przez co tak nagle zapadła głucha cisza. Wzdrygnęłaś się na jeden z mocniejszych powiewów wiatru.

Twoja twarz była kompletnie odsłonięta. Nawet twoje włosy, jak za dziwnym zbiegiem okoliczności, zostały rozwiane w tył, by nie okalać sobą twoich oczu. Nieznajomy na pewno je dostrzegł; wciąż stał za blisko, by tego nie zrobić. Widział ich biel i możliwe też, że połączył już fakty, dlaczego w swoich dłoniach trzymałaś przez ten cały czas laskę.

Nic nie odpowiadając, Osamu z powrotem opadł na ławkę. Potem się rozejrzał, prawdopodobnie by zobaczyć, czy jego towarzysz jeszcze nie nadszedł. A następnie westchnął jakby zawstydzony, ale też jednocześnie cicho zachichotał. 

Nie wiedziałaś, jak masz to zrozumieć.

- Wybrałaś do tego najgorszego człowieka - powiedział ze śmiechem i przeciągnął się, cicho jęcząc. Skrzywiłaś się, słysząc jego strzelające stawy. - Niebo jest ładne. Tak samo księżyc i gwiazdy. Ale uważam, że inni ludzie dużo bardziej wyczuwają jego piękno. Ja sam nie sądzę, że jest piękny. - Usłyszałaś odgłos drapania się po skórze. - Mówię tak tylko dlatego, ponieważ wiem, że tak właśnie widzieliby je inni. Nie wiem, co dla ciebie by było piękne. Dla mnie to zwykłe kolory i światełka. Rozumiesz? - zapytał na końcu, niedbałym tonem.

Nie, nie do końca go rozumiałaś. Sama przecież jeszcze kiedyś byłaś w stanie samodzielnie widzieć piękno nocnego nieba. Wydawało ci się, że wszyscy ludzie widzą je tak samo, że wszyscy również dostrzegają jego piękno.

Wątpiłaś, byś w tym przypadku się myliła. To Osamu był po prostu wyjątkiem.

Powli pokiwałaś głową.

- Co za głębokie słowa - zaśmiałaś się. Teraz już bez zahamowań mogłaś odwrócić swoją twarz w stronę mężczyzny. Nawet jeśli uważał za upiorne dwie wgapiające się w niego niemal białe tęczówki, nie powiedział tego. Nie powiedział już także nic więcej o swojej pracy. Jakby nagle zapomniał, że miał się zbierać, co jakiś czas popijając sake. A ty w głębi nie miałaś nic przeciwko tymczasowemu towarzyszowi.

- Zaimponowały ci?

Znów się zaśmiałaś.

- Wciąż myślisz, że się zgodzę?

- Ludzie są nieprzewidywalni i niestali. A ja byłbym w niebie, gdyby tak piękna kobieta jak ty postanowiła zmienić zdanie.

Byłaś pewna, że Osamu się teraz szelmowsko uśmiecha. Gdybyś tylko wiedziała, jak wygląda jego twarz, mogłabyś sobie to wyobrazić.

Zapadł cisza. Wokół wiał wiatr, ale żadne z was nie zwracało uwagi na mróz, podczas gdy ty samodzielnie uzupełniałaś lukę w swoim umyśle, rozmarzając o widoku nieba i gwiazd. Mężczyzna nie ruszył się nawet z miejsca, co najwyżej co jakiś czas wydawało ci się, że zerka za siebie, jakby sprawdzając, czy w pobliżu nie ma jego kompana.

- Chcesz łyka? - Zapytał w pewnej chwili, podstawiając ci tuż pod rękę szklaną butelkę.

- Czemu nie. - wzruszyłaś ramionami.

Bez wachania chwyciłaś za szkło. Natychmiast je przechyliłaś, biorąc z gwinta kilka łyków.

- Widzę, że masz doświadczenie - powiedział Osamu, gdy spostrzegł, że nawet się nie skrzywiłaś. - Musisz często przebywać w barach. W moich oczach wydajesz się przez to jeszcze bardziej samobójcza.

Gdybyś mogła, obrzuciłabyś go teraz oceniającym spojrzeniem.

- Tak samo jak ty - mruknęłaś, a następnie znów się napiłaś.

- W jakim sensie? - Zaśmiał się Osamu. - Że też mam doświadczenie w piciu, czy że jestem samobójczy?

- W obu. Każdy by tak stwierdził. - parsknęłaś, najwyraźniej ciesząc tą odpowiedzią mężczyznę, który swoim milczeniem, potwierdził tylko twoje słowa. 

- A więc nie zaprzeczasz, że czujesz się samobójczo? - Zaczął drążyć twoją wcześniejszą wypowiedź, z wyraźnym zainteresowaniem w głosie. Trochę przeciągał wyrazy, jakby jakby chciał przez to brzmieć kusicielsko.

- A ty zawsze przekonujesz nowo poznanych ludzi do popełnienia z tobą samobójstwa? - parsknęłaś, cicho się śmiejąc, gdy Osamu najzwyczajniej świecie zignorował twoje pytanie, zabierając ci z dłoni alkohol i samemu biorąc łyka.

Głośno odetchnął, a zaraz po nim ty.

Wtedy usłyszałaś w oddali jakieś szmery, które po kilku sekundach zmieniły się w coś podobnego do słów. O dziwo, mężczyzna siedzący obok ciebie także zdawał się to niemal natychmiast usłyszeć. A to było dziwne; ludzie nie często mieli słuch dorównujący twojemu.

- Dazai, ty cholerny nierobie, chodźże tu! - Od razu skojarzyłaś ten zdenerwowany głos. Osamu najwyraźniej tak samo, bo już zaraz bez ostrzeżenia złapał cię za ramię, i nim mogłaś zaprotestować, pociągnął w bok.

Tobie za to momentalnie zaczęło bić szybciej serce.

- Ech, Kunikida połapał się szybciej niż myślałem… - Wymamrotał do siebie Osamu, nie puszczając cię.

- Co ty wyp…

- Ćśśś... - Mężczyzna zakrył ci lekko twarz dłonią.

I choć przerażenie momentalnie opanowało twoje ciało, szłaś za nim. Mógł naprawdę chcieć cię zabić, bądź porwać, a ty dopiero w tej chwili pomyślałaś w pełni na poważnie, że tego nie chcesz. Instynktownie mocniej złapałaś swoją laskę. 

W tej jednak chwili, Osamu gwałtownie się zatrzymał. Ostatni raz pociągnął cię w swoją stronę, a ty poczułaś jak potykasz się o coś, bezwiednie opadając w dół.

Gdy już miałaś uderzyć o ziemię, poczułaś mocno łapiące cię za ramiona dłonie, prosto stawiające na nogi. Swój kij skierowałaś w stronę mężczyzny, całkowicie gotowa do ataku. Na szczęście, ten niemal od razu po odstawieniu cię, puścił twoje ręce jak i zabrał dłoń z ust. To jednak nie sprawiło, że twój puls się unormował, a laska została opuszczona.

Poczułaś jak opierasz się o pień jakiegoś dużego drzewa.

- Dazai... - rozległy się kolejne słowa wspólnika Osamu. Tym razem jednak nawet tobie przeszły po plecach dreszcze. Facet musiał być poważnie wkurzony.

- Ech, teraz to chyba naprawdę będę musiał się zbierać… - Westchnął mężczyzna, dziwnie teatralnie smutnym głosem. A następnie musiał na ciebie w końcu popatrzeć - zbierającą się do ataku w razie potrzeby, wyglądającą prawdopdodobnie żałośnie z kijkiem w dłoniach. Cicho odetchnął przez nos, jakby powstrzymywał się od śmiechu. - Naprawdę myślałaś, że coś ci zrobię?

- Oczywiście, że tak! - Krzyknęłaś szeptem.

- Wybacz mi, interesują mnie jedynie kobiety chcące popełnić ze mną samobójstwo. Morderstwa nie bardzo mnie kręcą - powiedział, jakby była to najromantyczniejsza fraza na świecie. Nie wiedziałaś czemu, ale w to drugie nie uwierzyłaś. Może to głupie, bo oba te zdania wypowiedział dokładnie tym samym tonem, a ty jednak podważałaś prawdziwość jednego z nich.

Albo może to dlatego, że na końcu swojej wypowiedzi mężczyzna się zaśmiał. Nie wiedziałaś, czy chciał ci dać tym coś do zrozumienia.

Do ust aż cisnęło ci się pytanie, dlaczego więc mężczyzna wciąż tu stał. Dlaczego pociągnął cię za sobą, zamiast samemu uciec od swojego przerażającego kolegi, zostawiając ciebie w spokoju.

Dazai znów lekko cię pociągnął, tym razem jednak jedynie delikatnie chwycił twoją dłoń, pozwalając ci na samodzielne analizowanie swojej drogi za pomocą laski. Pod butami wciąż wyczuwałaś trawę, więc nie mogliście odejść tak daleko, jak ci się wydawało.

Gdybyś z oddali, poza kontynuującymi się karcącymi krzykami nijakiego Kunikidy, nie słyszała przytłumionych rozmów oraz pojedynczych kroków, od razu byś uciekła. Te odgłosy jednak świadczyły o tym, że przeszliście na stronę parku tam, gdzie było bliżej barów. 

Ludzie przecież często wychodzili na zewnątrz na papierosa. No i był piątek, więc na mieście ogółem powinno być więcej ludzi, nawet jeśli w miejscu znalezionym przez ciebie, nie było ich wcale. 

A ludzie oznaczali dla ciebie bezpieczeństwo. Tak długo, jak ktoś był blisko, byłaś skłonna pozwolić Osamu się gdzieś ciągnąć.

Ale nie dalej niż park. Nie byłaś aż tak szalona, by iść za nim gdzieś dalej. Jeśli tylko będzie chciał to zrobić, nie zawahasz się i go zaatakujesz, uciekając w stronę ludzi.

W tym momencie w twojej głowie pojawiły się słowa mężczyzny, że nie kręcą go morderstwa. Powinnaś się modlić, że tak właśnie jest.

Wreszcie Osamu się zatrzymał. Ty za to na szczęście gdy tylko ruszyłaś trzymaną przez niego dłonią, od razu poczułaś jak natrafiasz na jakieś drzewo. Skóra dłoni dziwnie ci mrowiła, była też wyjątkowo ciepła. Powstrzymałaś się do przyłożenia jej do swojego policzka, by lepiej poczuć to ciepło.

- Czemu przed nim uciekasz? - Spytałaś po paru chwilach ciszy.

- Bo zabrałby mi moje sake - odparł Osamu cierpiętniczym tonem. - Poza tym, jest pewna piękna kobieta, z którą konwersację by mi zepsuł.

Zawiał mocniej wiatr, zagłuszając twoje parsknięcie. Zadrżałaś, ale nie poskarżyłaś się na zimno. Jedynie lekko przejechałaś po swojej dłoni, doskonale wyczuwając swoją gęsią skórkę. Dazai znów napił się alkoholu.

Westchnęłaś.

- Przedstawiłam to jasno, nie planuję niestety dzisiaj umierać.

- Powtarzasz się. - zachichotał mężczyzna.

- Więc czemu mnie tu przytaszczyłeś?

- Bo mam jeszcze coś do powiedzenia, zanim zniknę, kochana. - uśmiechnął się zawadiacko, znaczy, tak myślałaś. Obrócił się na pięcie, stając tuż przed tobą. - Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała zakończyć swoje życie, byłbym w niebie, gdybyś mi o tym wspomniała.

- O ile ty będziesz wtedy jeszcze żył - wtrąciłaś się. Poczułaś jak mężczyzna łapie za twoją dłoń i unosi ją w górę.

- Tak czy siak, wiedz, że moja propozycja będzie aktualna aż do mojej śmierci. Będę wyczekiwać dnia, w którym się zgodzisz.

W rzeczywistości uniosłaś brew, a w duchu zapytałaś samej siebie, dlaczego wciąż rozmawiasz z osobą namawiającą cię do podwójnego samobójstwa. 

- Mówisz, jakbyś był pewny, że kiedyś to naprawdę nastąpi.

Brak odpowiedzi po kilku sekundach uznałaś za potwierdzenie. Dreszcz przeszedł ci po plecach, a mężczyzna musnął ustami wierzch twojej dłoni. I nim się zorientowałaś, w ręce została ci wepchnięty butelka z resztkami sake.

- Uznaj to za honorowy prezent, którym niestety ja już nie mogę się zająć - powiedział szybko, żebyś nie miała czasu odmówić. - A teraz… żegnaj - dodał melodramatycznym tonem, a ty wyobraziłaś sobie, że się kłania.

Uniosłaś brew, by powstrzymać cisnący ci się na usta uśmieszek przez to wyobrażenie, jednocześnie nie rzucając w niego butelką, krzycząc, że mógłby chociaż zostawić ci trochę więcej.

Zaczął iść w przeciwną tobie stronę. Wtedy coś zaświtało ci w głowie.

- Czekaj - powiedziałaś, marszcząc brwi. - Jak mam się niby z tobą skontaktować?

Dazai zaśmiał się cicho pod nosem, a ty dopiero po chwili zrozumiałaś swoją głupotę.

Może właśnie dlatego mężczyzna wciąż sądził, że dasz się przekonać do popełnienia samobójstwa? Może przejrzał cię lepiej niż ty samą siebie? Cóż, nawet jeśli nie, to pytanie dało mu pewnie nadzieję, że kiedyś, może nawet za kilkanaście lat, będzie to możliwe. 

A ty nie byłaś pewna, czy chcesz naprostować, że w rzeczywistości mało myślałaś, zadając mu to pytanie.

- Po prostu wejdź do pierwszej lepszej, najlepiej jak najbardziej szemranej ciemnej uliczki - powiedział, brzmiąc jak wygrany; jak jakiś cholerny sportowiec, który doskonale zna umiejętności swoich przeciwników i wie, że nie mają z nim żadnych szans.

Brzmiał, jakby naprawdę był skłonny czekać na ciebie i nie uważał, że potrwa to długo.

- A potem się spytaj, kogokolwiek kto tam będzie, o Dazaia Osamu. - kontynuował. - Wspomnij przy okazji, że się znamy, a jeśli ci nie uwierzą, dodaj po prostu, że przyszłaś, by się ze mną zabić.

Ach, czyli naprawdę był jakimś wariatem. A w dodatku jego przyjaciele musieli doskonale o tym wiedzieć. Prawdopodobnie włącznie z goniącym go Kunikidą, który także nie wydał ci się do końca normalny, choć zdawało się, że był właśnie tą osobą, która trzymała - a raczej starała się trzymać - Osamu w ryzach.

Jednak, skoro tak o tym myślałaś, dlaczego jego słowa tak bardzo wyryły ci się w pamięci? Dlaczego wmawiałaś sobie, że nie skorzystasz z tak absurdalnej propozycji, jednocześnie pijąc resztę sake?

- Obyśmy się jeszcze kiedyś spotkali.

I tak, Osamu odszedł.

Nie za bardzo skupiałaś się na odgłosie jego kroków, więc nie wiedziałaś, czy poszedł w stronę swojego wspólnika, czy też dalej go unikał. Ty sama wróciłaś samotnie na ławkę i tym razem założyłaś na swój nos przeciwsłoneczne okulary.

Głęboko odetchnęłaś, ale to wcale nie pomogło w pozbyciu się z głowy głosu nieznajomego. Nieznajomego, którego imię brzmiało Dazai Osamu.

Chciałabyś wiedzieć, jak wygląda. Ale nie wiedziałaś. Mogłaś się o to spytać. Ale się nie spytałaś. Dlatego teraz mogłaś jedynie skupić się na brzmieniu jego głosu, który usilnie chciałaś wyrzucić ze swoich myśli, bo zagłuszał ci twoją ciszę. 

Wiatr zawiał, ale tobie nie było zimno, ponieważ byłaś już wystarczająco rozgrzana przez alkohol, który swoją drogą, już się skończył. 

Gwałtownie potrząsnęłaś głową.

- Nigdy więcej chodzenia po nocach - mruknęłaś do siebie, zasłaniając swoją twarz jedną ręką. Twój ton głosu brzmiał, jakbyś była zawiedzioną sama sobą. - Nigdy. Więcej. - powtórzyłaś dobitniej, ciężko wzdychając.

Cisza wreszcie do ciebie wróciła, nie sprawiając już jednak takiej przyjemności, co wcześniej.

Na następny dzień poszłaś do baru. Wyszłaś z niego po piętnastu minutach.

A potem usiadłaś na ławce w parku, nie przyznając się samej sobie, że w głębi duszy kogoś oczekujesz.

Ten ktoś się jednak już nigdy więcej się nie zjawił, zostawiając cię z rosnącą z każdym dniem pokusą.

____________

Idealnie się złożyło, bo pisanie tego było dla mnie idealnym pretekstem, by w końcu przeczytać "zatracenie", od tegoż właśnie Dazaia Osamu, które było ostatnim jego dziełem, as i know

Wprowadziło mnie to w taki klimacik huehue

I szczerze, myślałam, że to będzie bardziej depresyjne i w ogóle, ale ostatecznie myślę, że no... było, tylko nie było takich doładnych opisów użalania się (no dobra, w tym przypadku chyba słusznego xD) nad życiem

W sensie, było, ale... Nie na tyle, bym samą czuła jakieś możne przygnębienie

Niby większość składała się z samego tekstu, z dialogami co jakiś czas, ale mam wrażenie, że mimo to jakoś mnie to nie nudziło. Spoko było tak se poczytać coś depresyjnego w lekki sposób, gdzie były jakieś nie nudzące rozmyślania

I przy okazji zakończenie było w teorii takie á la smutne, ale... Nie czuje tego smutku, no sory xD

Czyli ogółem polecam, a oto był pierwszy odcinek  "DazaiNozeeSam oceniani książki, nie posiadając nawet umiejętności poprawnego składania zdań"

A i jeszcze jedno

Only Legoshi x Rouis

Ewentualnie Legoshi x Juno

W obu przypadkach wyobrażam ich sobie będących na randce i jedzących dziwnym trafem pewnego białego króliczka :>

Narka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top