☆○ Śnieżynka wśród płomieni ○☆
Dzisiaj, ku szczęściu Albedo, nie było żadnej śnieżycy w Dragonspine. Mógł na spokojnie wyjść ze swojego laboratorium oraz poszukać kilku roślin, potrzebne do kolejnych badań. Może nawet pójdzie dalej, w stronę Mondstat? Też rozważał taką opcję.
Sucrose wyszła wcześnie rano, chcąc załatwić parę spraw, więc od kiedy tylko Albedo się przebudził, znów był sam. Od kiedy Aether ruszył dalej, chcąc znaleźć siostrę, alchemik nie poznał żadnych nowych osób. Chciał poczuć jakieś nowe uczucie; takie, jakie miał wcześniej, kiedy zobaczył nowo poznanych mu ludzi.
Westchnął cicho, poprawiając rękawiczki. Ani żywej duszy wokół niego, oprócz paru białych lisów. Blondyn spłoszył kilka hillichurls kilka dni temu, aby te nie przeszkadzały mu lub jakimś podróżnikom, którzy postanowili pozwiedzać Dragonspine. Najwyraźniej reszta innych potworów ruszyła bardziej na zachodnią stronę gór lub do ich wnętrz.
- Trzeba będzie prędzej czy później ostrzec przechodzących... - mruknął pod nosem Albedo, skupiając swój wzrok na jednym punkcie w oddali. Znów zatapiając się we własnych myślach, chłopak po chwili usłyszał szelest oraz kroki wśród białego puchu. Alchemik położył dłoń na rękojeści miecza, w razie, gdyby te kroki należałyby do jakiejś niebezpiecznej istoty. Przystanął, nasłuchując. Do jego uszu dotarł trzask gałęzi, przez co od razu się spiął na całym ciele. Już miał wyjmować broń z pochwy, lecz nie zrobił tego; z małego podwyższenia skalnego ktoś sturlał się w dół, w jego stronę. Cofnął się trochę, gdy nieznajoma mu osoba opadła na brzuch. Usłyszał ciche przekleństwa, kiedy ta wstawała i otrzepywała się ze śniegu.
- Trzeba było zostać w domu... Tam przynajmniej normalne temperatury są... - mruknęła kobieta, nawet nie zwracając uwagi na Albedo. Ten uniósł jedną brew do góry i chrząknął cicho. Nieznajoma od razu umilkła, tak szybko odwracając głowę, że opadł kaptur jej płaszcza.
Alchemik na chwilę zaniemówił.
Nie widział zbyt dużo osób z ciemną karnacją. Tylko i wyłącznie Kaeyę. Jednakże skóra nieznajomej przypominała palone ziarna kawy; włosy zaś, w kolorze prawie że czerni, były spięte w niechlujnego, niskiego kucyka. To, co wyróżniało się na ciele dziewczyny, to bardzo jasnoróżowe oczy oraz znaki w kształcie poziomych kresek i kółek pod jej oczami, a także nad brwiami. W dodatku dostrzegł parę szczegółów w nieznajomej; była o jakieś pół głowy wyższa od niego, a postura dosyć... Umięśniona. Szacując, mogła z podnieść dorosłego mężczyznę i przerzucić go przez ramię, jeżeli by chciała.
To było dla niego coś nowego.
- Mieszkasz tu? Czy również jesteś podróżnikiem, jak ja? - różowo oka przechyliła głowę na bok, przyglądając mu się. Jej prawa dłoń znikła za plecami; prawdopodobnie na nich miała jakąś broń.
- Mieszkam.
- Od zawsze?
- Można tak powiedzieć. - po jego odpowiedzi wzdrygnęła się lekko. Poprawiła rękawy płaszcza tak, że zasłaniały jej dłonie z rękawiczkami.
- Nie jest zbyt ci zimno tutaj?
- Jestem przyzwyczajony. - wzruszył ramionami, a następnie minął nieznajomą, chcąc już sobie pójść. Miał dzisiaj już plany i chciał je spełnić. Chociaż z chęcią zabrałby tę dziewczynę do siebie oraz zadał parę pytań. Kto pyta nie błądzi.
- Nie radzę iść tą drogą. Zasypana jest. - do jego uszu dotarł głos ciemnoskórej. Odwrócił się w jej kierunku, marszcząc brwi.
- Szłaś tamtędy? - oparł ręce na piersi, wbijając a nią wzrok.
- Chciałam. Postanowiłam ruszyć drogą na skróty, ale... To był błąd. Straciłam od razu orientację w terenie. - westchnęła cicho, strzepując śnieg, który osiadł się na jej włosach.
Albedo zamyślił się. Jeżeli ta mówiła prawdę, Sucrose prawdopodobnie ruszyła okrężną drogą i wróci jutro. Jemu natomiast nie opłaca się iść do Mondstat o tej porze - musiałby o wiele wcześniej wyruszyć.
Postanowił wrócić do swojej kryjówki. Nic nie mówiąc minął dziewczynę, tym samym zaczynając przedzierać się przez już troszkę bardziej wysoki puch śniegu.
- Hej, chwila! Gdzie idziesz?! - różowo oka starała się za nim nadążyć, ale po prostu nie była przyzwyczajona do chodzenia w tym klimacie. - Mógłbyś chociaż mi wskazać drogę do Liyue? A dokładniej do Liyue Harbor.
Blondyn zatrzymał się dosłownie w tym momencie, kiedy nieznajoma go dogoniła, skutkiem czego prawie wpadła na chłopaka, lecz szybko się cofnęła.
- Czemu nie ruszyłaś prosto z Mondstat? Byłoby ci łatwiej i szybciej. - Albedo spojrzał na nią ciut podejrzliwym wzrokiem.
- Chciałam jeszcze zobaczyć Dragonspine. Dzisiaj drugi raz w swoim życiu mogę dotknąć śnieg. - mruknęła, odwracając speszona wzrok. Alchemikowi natomiast oczy delikatnie się rozszerzyły, słysząc te słowa.
- Naprawdę dopiero drugi raz? - nagle wiatr rozwiał ich włosy, dzięki czemu Kreideprinz mógł lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Była delikatnie zarumieniona (najwyraźniej wstydziła się, że nie miała w ogóle do czynienia z zimą). Albedo dostrzegł również, że jej znaki nie były tatuażami - wyglądały, jakby miała je od urodzenia.
- Yhym... Pochodzę z Natlanu. Sama pustynia, kamienie i wulkany. - wzruszyła ramionami, wspinając się po malutkim pagórku śniegu, z chęcią wyminięcia blondwłosego. - Mam nadzieję, że wiesz, o jaką krainę mi dokładnie chodzi. Spotkałam kilku ludzi, którym czasami myli się Natlan z Sumeru, a te mają bardzo dużo różnic.
- Czytałem trochę o obydwóch krainach. Jednakże... Opowiesz mi coś o nich? - to pytanie niespodziewanie wypłynęło z ust blondyna. Czasami nie potrafił pilnować swych wypowiedzi, które wynikały z czystej natury alchemika.
- Tutaj? Teraz? - przybyszka z Natlanu zmarszczyła nos, spoglądając dziwnie na alchemika.
- Prędzej u mnie, w pracowni. To niedaleko.
- U ciebie? Huh... Mogę ci zaufać? - zapytała podejrzliwie, opierając dłonie na biodrach.
- To zależy tylko od ciebie. Jeśli chcesz, zaufaj mi i zobacz, gdzie dokładnie mieszkam, lub zostań tutaj sama na tym zimnie. - chłopak wyprzedził dziewczynę, ruszając dobrze znaną mu drogą.
Czarnowłosa najwyraźniej łyknęła trochę haczyk, gdyż pospiesznie ruszyła za nim, jednakże zachowując odpowiednią odległość. Na ten czyn alchemik uśmiechnął się pod nosem.
- Jak się nazywasz? - Kreideprinz początkowo nie spodziewał się tego pytania.
- Albedo. - odpowiedział, spoglądając na pewne drzewo. Dosyć ładne było; prawie że zniszczone, pewnie przez potwory lub wiek, jednakże nadal usilnie starało się zostać na ziemi.
- Albedo, powiadasz... - idąc za nim, kobieta pogrążyła się w zadumie; jakby starała się przypomnieć, czy gdzieś nie słyszała tego imienia.
- A ty? - teraz to on zadał te pytanie.
Różowo oka niespodziewanie drgnęła, jakby obudziła się ze snu. Zasłoniła nos swoim jasnoszarym szalikiem, odwracając na chwilę wzrok w bok. Jakby bała się odpowiedzieć mu.
- Nazywam się Neus.
Po tych słowach obydwoje w milczeniu szli przez starodawne ścieżki Dragonspine, które z każdą minutą stawało się coraz bardziej groźne dla nich.
༻✧༺
Albedo podczas pisania notatek, od czasu do czasu spoglądał kątem oka na przybyszkę z Natlanu. Mało rozmawiali od ostatniej godziny, a alchemik nie wiedział zbytnio, jak zacząć rozmowę. Dziewczynie najwyraźniej nie było śpiesznie na nową wymianę zdań.
Za to dostrzegł pewną rzecz: Neus miała wizję Pyro, gdyż kiedy tylko znaleźli się w pracowni Kreideprinz'a, podczas ogrzewania się przy ognisku zwiększyła płomienie oraz temperaturę. Aktualnie grzała się bez płaszcza, szalika oraz butów (najwyraźniej chciała, aby te trochę wyschły), a jej plecach leżał na kolanach ciemnowłosej.
- Jak ty tak funkcjonujesz w tej wiecznej zmarzlinie? - alchemik nie spodziewał się nagłego zapytania od strony dziewczyny. Ten najpierw wzruszył tylko ramionami, chowając pewne kartki do książek.
- Normalnie. Nie jest aż tak źle...
- Jest. - przybliżyła się do ognia, podkulając nogi. Źrenice Neus rozszerzyły się, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, co powiedziała. - Nie jestem hipokrytką, od razu mówię. Powód, dlaczego tutaj jestem to zobaczenie tej krainy oraz to, że pewien podróżnik wskazał mi tę drogę mówiąc, że to najszybszy kierunek do Liyue.
- Pomylił się. Albo skłamał. Jest inna droga, a tutaj możesz się bardziej zgubić lub zginąć. - powiedział cicho chłopak, biorąc z pewnej skrzyni koc. Przyklęknął koło ciemnoskórej, a ta od razu uniosła dłoń, chcąc mu dać znać, że nie potrzebuje dodatkowego okrycia, ale Albedo nalegał. Ta tylko speszona popatrzyła gdzieś w bok, dziękując szeptem. Oparła podbródek o kolana, gdy jasnooki zaczął szukać przy pewnym regale swojego szkicownika.
- Każdy alchemik jest tak odporny na zimno?
- Zauważyłaś, że interesuję się alchemią? - niezbyt zaskoczony usiadł po drugiej stronie ogniska, otwierając notatnik. Miał ochotę na rysowanie, ale nie miał żadnego pomysłu na rysunek.
- Ta miejscówka mówi za siebie.
- Ah tak... Nie każdy dostrzega takie szczegóły. - ponownie wzruszył ramionami, rysując bazę pewnej postaci na kartce. Czuł na sobie różowe oczy podróżniczki, kiedy tylko ruszał dłonią ołówkiem, przez co bardziej schylił głowę, zasłaniając swoją speszoną twarz pod włosami. Ta pewnie wyczuła, że źle się z tym czuje, gdyż spojrzała w ogień.
- Mam małą prośbę... - zaczęła, dosyć niepewnie.
- Jaką? - blondyn uniósł na nią wzrok.
- Mogę zostać tutaj na dłużej?
Albedo zamrugał powiekami. Przez kilka minut milczał, rozmyślając nad tym, ale końcowo pokiwał głową na tak.
- Tyle że na ile dni?
- Tylko dwa. Może trzy, ale wątpię.
- Jasne. Ale przez ten czas opowiesz mi trochę o Natlanie, dobrze?
- Zgoda. - na twarz dziewczyn po raz pierwszy, od kiedy się spotkali, wszedł uśmiech.
Blondyn musiał przyznać, iż ten uśmieszek świetnie by wyglądał na rysunku. Znów zapadła cisza, przerywana trzaskami palącego się drewna. Kreideprinz miał już bazę do swego rysunku. Teraz mógł dorysować kontury, a reszta pójdzie gładko. Uniósł wzrok na ciemnoskórą. Zasnęła. Nawet nie usłyszał, kiedy ta przysunęła sobie krzesełko, aby się o nie oprzeć.
Blondyn odłożył szkicownik na bok, by wstać. Minął ognisko, aby uklęknąć koło śpiącej Neus. Oddychała głęboko, równo. Spała jak kamień. Albedo przechylił głowę, przyglądając się dziewczynie. Uniósł dłoń, chcąc dotknąć jej policzka, jednakże zanim przybliżył palce do skóry podróżniczki, ta złapała jego nadgarstek lewą dłonią, nie otwierając od razu oczu. Nie był to bolesny chwyt, lecz alchemik i tak trochę się zaskoczył.
- Proszę, nie rób mi tak. Nigdy. - mruknęła ledwie słyszalnie, unosząc powieki oraz mierząc go wzrokiem. Skinął głową, a ta puściła go, na nowo zasypiając. W milczeniu wstał, nie spuszczając z niej oczu. Zadawał sobie pytanie, jak go słyszała, skoro spała.
"Albo nie... Może domyśliła się, że będę nią zaciekawiony?"
Zaintrygowała go trochę. Zaczął się krzątać po pracowni, trochę majstrując przy swoich eksperymentach. Kiedy słońce zaczęło znikać za horyzontem, a Neus nadal nie wstawała,
Albedo postanowił nie budzić jej. Najwyraźniej trochę przemęczona była. Dołożył trochę chrustu do ogniska, a po tej czynności wyjął dodatkowy koc ze skrzyni. Przykrył ciemnoskórą, aby nie było jej aż tak zimno. Ta pewnie wyczuła to i sennie wtuliła się w derkę. Alchemik wziął swoją torbę, która stała na biurku. Przez chwilę obserwował dziewczynę, czy ta na pewno śpi, po czym podszedł do jednego z regałów. Dotknął pewnej księgi, a ta błysnęła złotym światełkiem.
Drzwi do jego drugiej pracowni otworzyły się.
Pośpiesznie przeszedł przez nie mając nadzieję, że Neus go jednak nie obserwuje.
༻✧༺
Podróżniczka z Natlanu, popijając sobie resztki gorącej kawy, szukała paru rzeczy w pracowni Albedo. Zmarszczyła nos, kiedy zaczęła oglądać półki jednego z regałów. Było tutaj mnóstwo dziwnych oraz różnorodnych rzeczy, nieznane dla niej.
Kiedy tylko się zbudziła, ogień nadal cicho skwierczał. Neus domyśliła się, że alchemik dołożył drewna, gdy ta jeszcze spała. Niestety nie zastała go w pracowni - najwyraźniej wyszedł na chwilę. Jednakże na jak długą chwilę?
Poprawiła rękawy golfu, aby zasłoniły jej własne nadgarstki, zaczęła szukać... Strun. Do gitary. Umiała grać oraz nauczyła się stworzyć taki jeden prowizoryczny przedmiot; oczywiście pewnie ten, który sobie stworzy, nie utrzyma się długo, ale dopóki tutaj zostanie będzie dobrze służył. Rozglądając się, westchnęła. Wątpiła, aby mogła znaleźć struny, lecz przydadzą się również porządne sznurki różnej grubości. Dlaczego by nie spróbować?
Usiadła przy dużym biurku, uprzednio wcześniej sprzątając go. Blondynowi najwyraźniej czasami nie przeszkadzał bałagan. Położyła potrzebne jej narzędzia, które znalazła, a obok nich dała kilka materiałów.
Podczas pracowania, zatraciła się nagle w czasie. Jej palce przemieszczały się z miejsca na miejsce w drewnie, z noża do innego przyrządu. Poprawiła kolejny raz włosy za ucho, skupiając się na przymocowaniu mostka do bębna. Bawiąc się śrubkami oraz śrubokrętami, niespodziewanie ktoś ujął delikatnie włosy dziewczyny. Znieruchomiała, spinając się. Zacisnęła dłoń na przedmiocie; postanowiła nie reagować gwałtownie, gdyż mogła tylko i wyłącznie pogorszyć sytuację.
- Nigdy bym nie pomyślał, że potrafisz zbudować gitarę. Mogłaś poczekać na mnie. - zza plecami różowo okiej rozległ się głos Albedo. Uniosła głowę, spoglądając prosto w jego niezwykle turkusowe oczy, połyskujące z zaciekawieniem.
"Ciekawy świata. Uroczy" przemknęło przez umysł dziewczyny. Poczuła, jak dłonie alchemika spinają pewną wstążką jej włosy. Na ten gest Neus zarumieniła się niezauważalnie, zniżając pospiesznie wzrok.
- Nudziło mi się. Dlatego. - mruknęła pod nosem, bawiąc się pewnym ołówkiem.
- Pomogę. - dziewczyna nawet nie zdążyła zaprzeczyć, a ten już siedział koło niej, majstrując przy instrumencie. Wyszło jednakże tak, że to on większość rzeczy wykonał, a Neus tylko czasami mówiła, co i jak. Rozszerzyła oczy, kiedy po jakiejś godzinie gitara była gotowa. Nawet nie zauważyła, że Albedo posiada struny."Jak...? Kiedy...?" alchemik był wielką tajemnicą dla niej. Po chwili podał jej przedmiot; był wręcz idealny. Różowo oka przejechała palcami po drewnie i strunach. Była w niemałym szoku, że ten umie zrobić takie rzeczy w krótkim czasie. Tym bardziej dziewczyna zainteresowała się
Albedo. On był taki jedyny w swoim rodzaju.
Usłyszała szuranie butów. Podniosła wzrok w idealnym momencie, kiedy chłopak chciał wyjść z pracowni.
- Chwila, już idziesz? - Neus wstała pospiesznie, nadal trzymając gitarę w dłoni.
- Tak. Przyszedłem tutaj tylko po farbę, której mi zabrakło. - wzruszył ramionami, nawet nie spoglądając na nią, po czym zniknął zza drzwiami. Podróżniczka zmarszczyła nos, jednakże nie dała za wygraną; wzięła swój płaszcz z szalikiem i wybiegła z pracowni. -
Czekaj, idę z tobą! - krzyknęła za Albedo, ubierając się szybko. O dziwo nie zabiła się po drodze, gdy schodziła, a instrument nadal miała w rękach. Blondyn zatrzymał się na pewnym skręcie. Odwrócił się w jej stronę, przechylając głowę. Nic nie mówiąc czekał, dopóki dziewczyna nie znalazła się koło niego. Po wymienieniu spojrzeń, ruszyli.
Pogoda była całkiem przyjemna. Jak na Dragonspine. Nie wiało aż tak mocno, jak poprzedniego dnia. Śnieg również nie padał, a słońce ukazywało się co kilkanaście minut, trochę ogrzewając ich twarze. Zaczęli schodzić w dół, w stronę średniej wielkości płaskiego terenu, z którego był niesamowity widok na okolicę spoza gór. Neus wzięła wdech, kiedy zatrzymała się na dużym głazie, aby poobserwować krajobraz. Takich rzeczy nie było w Natlanie.
Zeszła z kamieni, tym samym trochę zjeżdżając po śniegu, w stronę Albedo. Stanął przy stojaku z płótnem, gdzie już były jakieś szkice. Ciemnoskóra nie przyglądała się im zbytnio, tylko od razu usiadła na starym pieńku, niedaleko alchemika, który już skupił się na swoim celu dokończenia dzieła.
- Będzie ci przeszkadzać, jeżeli zacznę grać? - spytała się go nagle, trochę już nastrajając instrument. Uniosła wzrok, a jej oczy skrzyżowały się z tymi od niego.
- Nie. Wręcz przeciwnie. - ostatnie zdanie dodał ciszej, skupiając się ponownie na obrazie. Dziewczyna skinęła głową, nawet jeżeli ten nie zauważył tego. Zaczęła grać prawie że zapomnianą melodię o Archonie, czuwający nad Natlanem.
Pieśń niosła się długo, a za nią następna wypłynęła ze strun; teraz skupiająca się na Mondstat. Śnieg zaczął powoli padać, znikając wśród płomieni latarni, która znajdowała się niedaleko Kreideprinz oraz jego towarzyszki z krainy wulkanów.
༻✧༺
- Jeżeli mogę wiedzieć... Co znaczy ten znak na twojej szyi? - Neus uniosła wzrok znad kubka kawy, którym ogrzewała dłonie. Albedo nadal obserwował ognisko, które skwierczało przed nimi. Obydwoje siedzieli dzisiaj koło siebie, lecz nie w pracowni, a na tym obszarze z pięknym krajobrazem, który namalował blondyn.
- To nic wielkiego. Zwykłe znamię, jakie mam od kiedy się urodziłem. - wolał jak na razie utrzymywać w tajemnicy to, że nie jest śmiertelnikiem. Pomimo dobrze spędzonego czasu z nią, nie mógł jej bezgranicznie zaufać.
Różowo oka nie zadawała więcej pytań. Pewnie wyczuła, że alchemik nie ma zbytnio ochoty na rozmowę o swojej przeszłości. Rozumiała go. Obydwoje znali się tylko jakieś dwa dni, więc chcieli swoją historię zachować w tajemnicy. Nic trudnego do zrozumienia.
- W sumie to się cieszę, że też tak masz. - tego zdania Neus nie potrafiła jednak nie powiedzieć. Kreideprinz uniósł brwi, kierując oczy na twarz dziewczyny. Ta wpatrywała się w ogień, który odbijał się w jej oczach. Blask natomiast pięknie rozświetlał twarz przybyszki z Natlanu, podkreślając dosyć szczupłą twarz podróżniczki. Z naciskiem na dosyć, gdyż była ona trochę okrągła; jak to mają mieszkańcy Natlanu.
- A więc ty również...? - Albedo jakoś nie wiedział, jak posklejać to zdanie. Dziewczyna pokiwała głową na tak. Niespodziewanie ziewnęła, przeciągając nieco ręce. Z powodu tego, że odchyliła się trochę wstążka, której dał jej alchemik rozwiązała się, a włosy rozpuściły.
- Dokładnie. Dużo osób z mojego kraju ma takie znaki. I właśnie te idą do wojska Muraty. - Neus wzruszyła ramionami. Blondyn od razu załapał: więc ta służy w wojsku dla Pyro Archona. Albo służyła.
- Nie sądziłem, że jesteś żołnierzem Natlanu. - chłopak zmrużył oczy. Ta uśmiechnęła się lekko do niego.
- Niespodzianka. - znów ziewnęła. Nagle ta oparła głowę o jego ramię, przymykając trochę powieki ze zmęczenia. Kreideprinz spiął swoje ciało, na co dziewczyna parsknęła cicho śmiechem, skutkiem czego był pierwszy w życiu rumieniec alchemika.
- Nie bój się. Przecież cię nie zjem, Albedo. - powiedziała cicho, unosząc dłoń. Z jej palców wystrzeliło parę płomyków, które zniknęły w ogniu, tym samym zwiększając jego objętość.
Blondyn, nic nie mówiąc, przysunął się trochę do niej bliżej, aby było Neus wygodniej. Ta z wdzięczności wtuliła się w ramię chłopaka, następnie zasypiając.
Albedo uniósł wzrok na bezchmurne, ciemne niebo.
Tamtego wieczoru gwiazdy były przepiękne. Jedyne w swoim rodzaju. Alchemik kolejny raz poczuł w tamtej chwili przyjemne ciepło, w środku jego ciała. Jednakże te było silniejsze, pod kilkoma kątami dla niego nieznane.
Chciał jeszcze raz przeżyć tę noc, zanim Neus wyruszyła dalej. Pomimo, iż nadal miał swoją pomocniczkę, przy żołnierzu z Natlanu czuł się całkiem inaczej.
Los związał ich w specyficzną, ale i bliską więź.
Dlatego już po tygodniu rozłąki nadal wyczekiwał tego kolejnego dnia.
Dnia, kiedy mógłby stać się ponownie śnieżynką pośród jej płomiennych objęć.
⊱ ────── {⋅. ✯ .⋅} ────── ⊰
Ilość słów: 2881
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top