10. Leć ze mną do Los Angeles.
bardzo się cieszę, że was mam i pomimo tak długiej przerwie dalej tu jesteście. dziękuję.
Ruggero's POV
Mocno zdenerwowany powędrowałem spiętym krokiem do drewnianej powłoki, do której ktoś dobijał się nieustannie. Nie powiem, zszokowała mnie osoba po drugiej stronie, gdyż nie spodziewałam się żadnych gości, a zwłaszcza o tej godzinie. Dźwięk walenia w drzwi nasilał się, więc stanąwszy przed nimi wyraźnie zaaferowany, przekręciłem zamek i otworzyłem ładne drewno na oścież, dostrzegając dziewczynę, której najmniej się spodziewałem. Co, u licha, ona tu robi?
– Co tu robisz, Victoria? – zapytałem skonsternowany, kiedy Włoszka mnie pchnęła i weszła butami do mieszkania, nie kryjąc się ze swym zdenerwowaniem malującym się na twarzy. Ciągnęła za sobą walizkę, gdzie na rączce zaciskała mocno dłoń, której knykcie zbladły.
– Mamy sobie do pogadania, kuzynku. – wycedziła przez zęby wściekle i już wtedy wiedziałem, że nadchodzą kłopoty. Szkoda tylko, iż nadeszły one w momencie, w którym było tak dobrze mi z Karol i mogliśmy przejść do czegoś więcej. Pragnąłem tej dziewczyny jak cholera, a teraz musiałem wysłuchiwać kazania od własnej kuzynki na dobrze znany mi temat.
Głęboko wzdychając, przymknąłem na sekundę powieki, a potem spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem, kiedy wciskała we mnie piorunujące spojrzenie.
– To nie najlepszy moment, Vic. – mruknąłem cicho, przejeżdżając dłonią po spiętych kręgach szyjnych. Brakował moment, a brunetka dostałaby białej gorączki, lecz średnio mnie to interesowało. – Mogłaś przyjechać jutro.
Moje słowa podjuszyły ją jeszcze bardziej. Widziałem, jak zaciska mocno szczękę, a niewidoczna dla oczu para z jej uszu się ulatnia. Być może nie powinienem tak reagować, jednakże to naprawdę nie był odpowiedni moment na jakąkolwiek dyskusję. Miałem gości, to po pierwsze, a po drugie przebyłem cholernie długą podróż z Santa Fe, tuż po tym, czego się dowiedziałem od swoich kumpli z klubu. Byłem zmęczony i jedyne co przez cały ten czas, odkąd przekroczyliśmy z Karol próg tego mieszkania miałem w głowie, to właśnie ona. Wstrzymując oddech, przygotowałem się na najgorsze.
– Żartujesz sobie ze mnie?! – wrzasnęła, aż zahuczało mi w uszach. Przymknąwszy powieki, przetarłem twarz dłonią i oparłem się o komodę wolną ręką. – Przyleciałam prosto z Włoch, przebyłam podróż niemal z drugiego końca świata, bo ty nie raczysz skontaktować się ze mną od pierdolonego września! Masz czelność mówić mi, że miałam przyjechać jutro, wiedząc doskonale od twojego przyjaciela oraz rodziny, co odwalasz?!
I się zaczęło.
Wstrzymałem powietrze, a potem wypuściłem je ze świstem z ust. Popatrzyłem na nią błagalnie, kiedy ona w tym samym momencie wciskała we mnie swój pełen furii wzrok, od którego robiło mi się niedobrze. Jednakże nie dałem tego po sobie poznać w żaden sposób, zgrywając obojętnego, co mi całkiem wychodziło. Wiedziałem, że nawaliłem, ale między innymi taki właśnie był plan, który i tak chuj strzelił. A to wszystko przez siedzącą w salonie dziewczynę o oczach w kolorze czystego szmaragdu. Do diaska z tobą, piękna.
– Vic, proszę. – niemal jęknąłem i ulokowałem w niej spojrzenie ciemnych tęczówek. – Możemy porozmawiać jutro? – spytałem z nadzieją w głosie, lecz to na nic, bo dziewczyna skrzyżowała gniewnie ramiona.
– Och, nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej, ty głupi palancie. Dość już narobiłeś bałaganu, który to ja będę teraz sprzątać. – nie spuściła z tembru ani trochę, co mi utrudniało nieznacznie. Nie miało sensu dyskutowanie z tą dziewczyną podczas jej gniewu, więc odpuściwszy, wskazałem dłonią na salon.
– W porządku. Chodź. – zasznurowałem słabo wargi i posłałem jej wymowne spojrzenie, gdy ona z buzującą złością, odwróciła się w stronę pomieszczenia, do którego mieliśmy wejść.
Przeszliśmy z holu do wskazanego miejsca, aż moja kuzynka zatrzymała się w półkroku, dostrzegając to, co ja. A mianowicie farbowaną blondynkę spoczywającą na kanapie ze zwieszoną głową i widocznie czymś zaabsorbowaną. Wziąłem nieco więcej powietrza do ust, po czym uniosłem słabo kąciki ust, kiedy patrzyłem na jej niewinną osobę. Cóż, dziewczyna stojąca obok mnie poczyniła dokładnie to samo, jednak na jej twarzy w czystej postaci malował się szok. Nie umiała się wysłowić przez kolejne kilkanaście sekund, podczas gdy Karol uniosła słabo spojrzenie swych zielonych oczu na nas. Widziałem, jak nazbyt biło od niej zwyczajne zawstydzenie, choć wcale nie powinno. To przecież ja we własnej osobie namieszałem oraz moje gówniarskie zachowanie sprowadziło do obecnej sytuacji.
– Och. – tylko to byłem w stanie usłyszeć z ust Victorii, która obserwowała szeroko otwartymi oczami blondynkę. – Cześć, Karol.– dodała z nutą zawahania, lecz finalnie na jej wargach pojawił się nikły uśmiech. Zielonooka również zmusiła się do gestu, jakim było nieśmiałe uniesienie kącików swoich dalej opuchniętych od pocałunków ust. Na samą tę wspominkę robiło mi się nieco cieplej.
– Cześć, Vic. – odpowiedziała słabym głosem wyraźnie zestresowana. Cholera, teraz ta Bogu winna dziewczyna musi płacić za moje głupstwa swoją wstydliwością, której miała aż za wiele, choć niegdyś była ona tak niemożebnie urocza.
– Dlaczego nie ostrzegłeś mnie od razu? – rzekła brunetka, kierując swe ciemne spojrzenie w mym kierunku. Już nie widziałem trzaskającej piorunami złości w jej ślepiach, zamiast tego biło od niej małe opanowanie.
– Próbowałem, ale nie dałaś mi dojść do słowa. – miałem zwykłą ochotę przewrócić oczami, ale w ostatnim momencie się powstrzymałem. Zdałem sobie sprawę, że to tylko pogorszy między nami sytuację, więc po prostu wskazałem dłonią na salon. – Wchodź. Kolacja niedługo będzie.
Włoszka nie będąc zdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, popatrzyła na mnie z zawahaniem, a później odłożywszy walizkę pod ścianę, weszła do środka. Zanim jednak to zrobiła, ściągnęła swoje buty na obcasie wraz z sięgającym do kolan płaszczem, który odwiesiłem swoją drogą na wieszaku. Obydwoje weszliśmy do pomieszczenia, gdy blondynka odsunęła się znacznie na kanapie, robiąc nam miejsca. W tle dalej grał telewizor, a ja zerknąłem szybko przez wyspę kuchenną na piekarnik, dostrzegając ostatnie siedem minut. Usiadłem na narożniku sofy z głębokim odetchnięciem i przerzuciłem ramię przez jej oparcie, patrząc na dwie dziewczyny. Jedna z nich siedziała skulona na samym krańcu mebla z podkurczonymi nogami, gdy moja kuzynka zdenerwowana w dalszym ciągu, jednak z dozą skrępowania na jej wymalowanej, lecz zmęczonej twarzy.
– Co słychać u ciebie, Karol? – zagaiła jako pierwsza Victoria, odwracając się w stronę nastolatki. Ta jej posłała słaby uśmiech, który Włoszka odwzajemniła, gdy ja zagryzłem delikatnie dolną wargę, przyglądając się temu wszystkiemu.
– Wszystko dobrze. – odparła słabo, a jej dłonie, które zaciskała na nogach podkurczonych i trzymanych kurczowo przy sobie zaczęły niespostrzeżenie drzeć. Stresowała się tak bardzo, choć to ja byłem prymarnym powodem jej odwiedzin oraz wybuchu gniewu. Przejechałem niekontrolowanie językiem w kąciku mych warg.
– Ścięłaś włosy i je przefarbowałaś. – zauważyła z nieco lepszym nastrojem. Przekręciła się na kanapie w kierunku swojej rozmówczyni, zginając jedną nogę w kolanie oraz usadawiając ją na meblu. Dostrzegłem także, że blondynka odrobinę się rozluźniła.
– Tak. – przytaknęła również głową. – Potrzebowałam jakiejś... zmiany. – dokończyła z małym uśmiechem na swoich miękkich wargach, kiedy nasze spojrzenia się nagle skrzyżowały. Zmrużywszy swoje oczy oraz wtapiając w nią swój zaciekawiony wzrok, wyłapałem, jak jej policzki zalewa nikły rumieniec. Wpatrywałem się w nią uważnie, jeżdżąc językiem po dolnej wardze z lekko ściągniętymi brwiami, gdzie zapewne pojawiła się zmarszczka. Wiedziałem, że mój wzrok ją peszy jak cholera, ale wpatrywanie się w tę dziewczynę było uzależniające. Prędko wróciła swymi szmaragdowymi tęczówkami do mojej kuzynki, kiedy na moje wargi wkradł się malutki, satysfakcjonujący uśmiech.
– To podobnie, jak ten buc. – fuknęła pod nosem rozeźlona, wskazując na mnie palcem. Wówczas to w moją stronę się odwróciła z irytacją błąkającą się na jej twarzy. – No właśnie. Gdzie są twoje włosy, do cholery? I co to za broda? – zapytała, piorunując mnie wzrokiem. – Wiedziałam od Agustina na bieżąco co wyprawiasz, ale nie przypuszczałam, że jest z tobą, aż tak źle. – moja mina spoważniała.
– Victoria, dosyć. – rzekłem nisko, śmiertelnie poważnym tonem głosu, od którego dwudziestoczterolatka rozszerzyła oczęta. Mogliśmy się kłócić do woli, wyrywać włosy z głowy, napluć prosto w twarz lub zwyczajnie krzyczeć do momentu, gdy nasze gardła by się zdarły, ale w samotności. Nie przy niej.
– Masz rację. Oszczędzę ci wstydu. – wycedziła, a później oderwała ode mnie swoje miażdżące spojrzenie, by kolejno skupić się na Karol. Jej postawa się zmieniła o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy posłała jej uśmiech. – Chcę zadać ci jedno pytanie.
Przełknąłem nerwowo ślinę podobnie jak dziewczyna.
– Tak? – zapytała słabo swym drżącym basem.
– Mieliście kontakt przez calutki czas? – dobiła ostatecznie, opierając się wygodnie o tył sofy. Jej mina pozostawała wyniosła, ale jednocześnie skupiona, kiedy przymrużonymi słabo oczami prześwietlała zbłąkaną Sevillę. Ta młoda blondynka wahała się długi czas. Nie chciała wydać mnie przed rodziną, chociaż powinna, bo zachowałem się, jak sukinsyn. Błagała mnie niemo o pomoc swymi zielonymi oczętami, a jej wargi subtelnie się uchyliły, gdy moje jabłko Adama wymownie się poruszyło. Nie mogłem pozwolić jej kłamać, więc zacisnąwszy wargi w wąską linię, jako pierwszy odwróciłem wzrok, przymykając powieki. Wówczas z jej ust wydobyło się jedno, łamiące mi serce słowo:
– Nie. – zagryzłem wnętrze policzka, a później przejechałem językiem po górnych zębach.
– Och, cóż za zdziwienie. – sarknęła i mimo, iż na nią nie patrzyłem, wiedziałem, że było skierowane to w mą stronę. – I kiedy wasz kontakt się urwał? – naciskała na nią nieustannie, dzięki czemu poczułem wzmagające się na sile wyrzuty sumienia przeplatane zdenerwowaniem. Przerzuciłem drugie ramię przez oparcie sofy, gdy wolną dłonią przetarłem twarz.
– Dziewiątego sierpnia. – jej ton był znacznie niższy i łamiący się z każdym pytaniem Victorii bardziej. Odważyłem się spojrzeć na tę kruchą dziewczynę, a wtedy zdałem sobie sprawę, że przygląda mi się nieprzerwanie z rosnącym bólem w jej pięknych oczach.
– A kiedy odezwał się do ciebie ponownie?
Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy znajdowali się w tym pomieszczeniu jedynie we dwoje.
– Dziewiątego listopada.
Jej słowa były dla mnie niczym brzytwa. Nieprzerwanie patrząc sobie w ślepia, dawałem jej do zrozumienia niemo, jak również i we mnie trafia ten temat. Schrzaniłem po całości, doskonale o tym wiedziałem, ale taki właśnie na samym początku miał być plan, który niezbyt dobrze wyszedł. Gdzieś w tle usłyszałem ironiczny, sztuczny śmiech należący do Victorii, ale zamiast skupiać na nim swą uwagę, patrzyłem nieprzerwanie w jej oczy, obserwując, jak jej źrenice się poszerzają. Czułem się wewnątrz z lekka zagubiony, lecz zarazem przytłoczony myślą, że to ja sam przyczyniłem się do jej takich zmian. Chociażby głupie włosy, które ścięła oraz przefarbowała. Pamiętam do dziś, kiedy powtarzała, że są one ostatnią rzeczą, jaką w sobie by zmieniła, bo za bardzo je kocha. A jednak to zrobiła bez chwili zawahania. W dodatku te w kolorze jasnej zieleni oczęta, które niegdyś świeciły zwyczajnym płomykiem radości, a teraz najzwyklej były wyblakłe. I to przeze mnie.
– Zgaduję, że nie wiedziałaś nic, co przez ostatnie trzy miesiące robił? – zwróciła się w jej kierunku, gdy Karol leniwie przeniosła swoje zmęczone spojrzenie ze mnie na Włoszkę. Widziałem, jak wzdycha wyraźnie zrezygnowana, po czym wyszeptała słabym głosem:
– Nie.
Wówczas po mieszkaniu rozniosło się dochodzące z kuchni pikanie piekarnika. Wszystkich wybudziło to z tej koszmarnej atmosfery utworzonej w zaledwie kilka minut. Kto by się spodziewał, że z chęci pożądania rozrywającej mnie od środka przejdziemy do złości oraz melancholii. Westchnąwszy głęboko, wstałem niepospiesznie z kanapy, kierując się do kuchni, skąd dochodził dźwięk. Wyprostowałem się nieznacznie i pierwsze odgłosy zastałych kości dotarły do moich uszu, gdy plecy finalnie się rozluźniły.
Podszedłem do piekarnika, wyłączając go, po czym otworzyłem, wsadzając pierw na dłonie rękawice. Para buchnęła solidnie, dlatego się odsunąłem, czekając, aż przeminie. Doczekawszy się tego przełomowego momentu, wyciągnęłam gotową lasagne, której zapach roznosił się po całej kuchni. Przynajmniej ta woń pozwoliła mi na moment zapomnieć o problemach na głowie. Ściągnąłem materiał z dłoni i odłożyłem rękawice na bok, uprzednio otwierając naczynie żaroodporne. Wyciągnęłam także z szafki trzy talerze, słysząc ciche rozmowy dziewczyn z salonu stłumione w większości przez telewizor. Westchnąłem, dochodząc do wniosku, że i tak nie ucieknę przed wytłumaczeniem. Sięgnąłem w między czasie po widelce wraz z nożami, po czym położyłem je na stosie talerzy. Już po chwili znalazłem się z powrotem w salonie z naczyniami w dłoniach, które ułożyłem na stoliku, a potem każdemu rozdałem po jednym wraz ze sztućcami.
– Napijesz się czegoś, Vic? – zwróciłem się do brunetki, krótko na nią patrząc. Pokiwała głową w odpowiedzi z nikłym uśmiechem. Och, czyli było już nieco lepiej.
– Soku pomarańczowego. – przytaknąłem zrozumiale i przeniosłem wzrok na Karol, która wpatrywała się pusto przed siebie. Odetchnąłem w środku, pytając:
– Karol? Jeszcze jednej herbaty? – spytałem łagodnie, tym samym zwracając uwagę blondynki na siebie.
– Też poproszę soku. – posłała mi słaby uśmiech, przymykając mozolnie powieki, które po sekundzie uchyliła. Ja za to przejechałem językiem po zębach, marszcząc lekko brwi i nic nie odpowiedziawszy, pomaszerowałem z powrotem do kuchni.
Przekroczywszy jej próg, wyciągnąłem prędko z szafki trzy szklanki i biorąc po drodze sok pomarańczowy z lodówki, wróciłem do towarzystwa w pokoju gościnnym. Ułożyłem naczynia obok talerzy, po czym padłem na sofę, patrząc na nie obie. Zdawały się na pierwszy rzut oka być w lepszym nastroju, zanim wyszedłem, pozostawiając je same.
– Musi trochę ostygnąć. – poinformowałem, na co dziewiętnastolatka przytaknęła uśmiechnięta głową, a Victoria na mnie spojrzała.
– Co tam wypichciłeś? – spuściła z tembru znacząco, dzięki czemu mogłem w końcu odetchnąć z ulgą. Co prawda i tak nie ominie mnie szczera rozmowa z tą dwudziestoczterolatką, którą uważałem za starszą siostrę, lecz świadomość, iż ten temat nie będzie poruszany w obecności Karol dodawał mi otuchy.
– Lasagne. – odparłem, posyłając kuzynce niemal niewidoczny uśmiech, który odwzajemniła. Jestem tylko ciekaw co tak wpłynęło na jej zmianę nastroju w zaledwie cztery minuty, gdy byłem w kuchni, a one pozostały ze sobą same.
– Swoją słynną lasagne. – poprawiła dumnie z uniesioną głową, co i u mnie wywołało uśmiech na twarzy. Znacznie szerszy, niż poprzednio.
Wyczułem na sobie jej wzrok. Powędrowałem tam tęczówkami, dostrzegając także na jej wargach cień uśmiechu, przez co poczułem przyjemne ciepło rozlewające się po wnętrzu.
– Chwalił ci się już ten pacan, jaki to nie jest wspaniały w gotowaniu? – brunetka zagaiła już po chwili, zmuszając Karol do przekierowania spojrzenia na siebie.
– Żeby to raz. – odparła z dozą rozbawienia w głosie, przez co i ja pokręciłem głową w niedowierzaniu z uśmiechem na twarzy.
– Niestety, ale jest. – powiedziała z grymasem, lecz podzielała humor nastolatki, która parsknęła śmiechem i popatrzyła na mnie. Coś w mym wnętrzu mnie zaszmerało przyjemnie, kiedy zauważyłem, iż jej tęczówki świecą namiastką radości, której wcześniej nie umiałem wyłapać.
– W czym jeszcze jesteś dobry? – moje ciemne spojrzenie skrzyżowało się z Karol.
– Nie tylko w gotowaniu. Już ci mówiłem. – uśmiechnąłem się zawadiacko, aby ją zawstydzić, co w okamgnieniu mi się udało, ponieważ jej policzki oblał rumieniec. Pochyliłem lekko głowę, intensywnie pożerając wzrokiem jej osóbkę, która nie wiedziała co ze sobą zrobić z zawstydzenia. Lubiłem ten moment, gdy wpędzałem ją w zmieszanie, a potem triumfalnie oblizywałem wargi, na które cisnął mi się szeroki uśmiech.
– Dobra, nie chcę znać szczegółów. – zawołała gdzieś z boku Victoria, wymachując rękoma oraz przerywając tworzącą się między nami gęstszą atmosferę. – Ale to fakt. Jesteś dobry w wielu rzeczach, ale ich nie wymienię, bo połechcę twoje ego. – wywróciła oczami, kiedy do konwersacji włączyła się blondynka, trzeźwiejąc.
– Myślałam, że tylko ja to zauważyłam. – popatrzyła na Włoszkę, która parsknęła śmiechem. – No... jego napompowane ego. – sprostowała.
– Cóż... – zaczęła Vic. – Od dziecka zawsze musiał być we wszystkim najlepszy. I o dziwo mu się to udawało, ponieważ osiągał praktycznie w każdej dziedzinie pierwsze miejsce. – uśmiechnęła się z uznaniem, gdy pokręciłem głową nieco rozbawiony, ukazując tym samym rząd zębów.
– Zdołałam się przekonać o tym na własnej skórze. – przyjemny tembr jej głosu rozniósł się po salonie, miażdżąc moje ostatnie negatywne emocje siedzące wewnątrz. Ta dziewczyna potrafiła działać cuda i za cholerę nie umiałem wyjaśnić w jaki sposób mój mózg wraz z wszelakimi uczuciami przy niej pracował. Do dziś nie rozwikłałem tej zagadki.
– Idę do kuchni. – poinformowałem, po czym wstałem z wygodnej kanapy, idąc do wspomnianego miejsca.
Z nieodstępującym uśmiechem na wargach dreptałem w kierunku kuchni, do której już po sekundzie wszedłem. Z powrotem założyłem rękawice i wyciągnąłem nóż wraz z podstawką pod naczynię żaroodporne, które chwyciłem w dłonie. Przeszedłem z powrotem do salonu, gdzie dziewczyny zrobiły miejsce na stole, po czym ułożyłem tam razem z podstawkiem naczynie. Ładny zapach roznosił się po pokoju, a dostrzegając zielonooką, jak z zamkniętymi powiekami oraz błąkającym się uśmiechem zaciąga się wonią, poczułem ogarniający mnie spokój. Zasiadłem na poprzednim miejscu, kładąc rękawice na półce pod stolikiem i biorąc do ręki nóż, aby każdemu nałożyć po kawałku. Pierw podałem napełniony potrawą talerz Karol, a później kuzynce, której nie odstępował dobry humor. Naprawdę byłem ciekaw, co tak przyczyniło się do jej poprawy nastroju, lecz stwierdziwszy po chwili, że nie chcę się w to zagłębiać, porzuciłem tę myśl i nałożyłem sobie lasagne. Tak w ciszy zaczęliśmy się zajadać potrawą, a z ust dziewcząt usłyszałem pierwsze pomruki zadowolenia. Uśmiechnąłem się cwano, spoglądając na telewizor, gdzie dalej leciał film.
Kilka godzin spędziliśmy na dyskusji, a także oglądaniu kolejnego filmu, jakim były "Duże dzieci". Rozmawialiśmy na różne tematy począwszy na życiu Victorii we Włoszech, gdzie studiowała dziennikarstwo i układała życie od półtora roku z chłopakiem o imieniu Emiliano, a kończywszy na szkole, do której dalej uczęszczała Karol. Opowiedziała o poprawie ocen, o tym, jak ostatnie trzy miesiące spędziła głównie w książkach, co mnie w pewien sposób zabolało. Nigdy nie była osobą, która pałała sympatią do nauki, więc wiedząc doskonale czym było to spowodowane, wyłączyłem się z rozmowy, udając się do kuchni, aby odnieść talerze wraz z potrawą. Gdy wróciłem, temat zszedł na inny, a mianowicie na zwierzęta domowe, jakie obie dziewczyny chciałyby mieć.
Około godziny dwudziestej trzeciej Victoria zaalarmowała, że pójdzie się położyć. Zaprowadziłem ją do pokoju gościnnego, gdzie zawsze spędzał noce Leonardo, a także ona, kiedy przyjeżdżała z wizytą. Poszła wziąć przy okazji prysznic, podczas gdy zostałem sam z blondynką, której powieki zaczęły się mozolnie zamykać z mijanymi sekundami. Westchnąłem, wtapiając w nią wzrok.
– Chcesz pierwsza się wykąpać czy ja mam iść? – zapytałem, przez co skupiła swą uwagę na mnie. Jej oczy były lekko przygaszone przez towarzyszące zmęczenie.
– Pójdę pierwsza. – odpowiedziała cicho, więc przytaknąłem głową w zrozumieniu, po czym skupiłem się na lecącym w telewizji filmie, który swoją drogą dobiegał już końca. W tym samym momencie Victoria wyszła z łazienki, dlatego powędrowałem spojrzeniem w kierunku jej osoby.
– Łazienka wolna. – powiedziała, kolejno zasiadła na kanapie między nami i uśmiechnęła się. Na jej twarzy nie znajdował się ani gram makijażu, a na głowie spoczywał zawinięty w turban ręcznik. – O wiele lepiej. – dodała, wzdychając.
– Idę wziąć prysznic. – popatrzyłem w jej kierunku natychmiastowo, gdy dziewczyna wstała, a później zniknęła za ścianą salonu. Słyszałem szmery dochodzące z korytarza, gdzie spoczywał jej plecak, po czym drzwi łazienkowe się zamknęły. Wziąłem głębszy wdech, odchylając głowę na poduchę oraz przymykając powieki.
– Jesteście razem?
Pytanie Włoszki sprowadziło mnie na ziemię, co najmniej gdybym oberwał kubłem zimnej wody prosto w twarz. Otworzyłem momentalnie oczy, patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami oraz konsternacją widniejącą na twarzy. Nie spodziewałem się takiego pytania, które nie powiem lekko mnie zszokowało, stąd moja reakcja. Victoria za to wpatrywała się we mnie z całkowitą powagą, a na jej wargach dostrzec mogłem cień uśmiechu. Gdzieś w głębi poczułem nieodgadnione uczucie, jakim było ściśnięcie żołądka. Dlaczego, do cholery, towarzyszyły mi takie emocje skoro nawet nie umiałem poprawnie ich nazwać? Przełknąwszy ślinę, odwróciłem zakłopotany wzrok.
– Nie. – odpowiedziałem, po czym odchrząknąłem przez chrypkę. A ona skąd się wzięła, do diaska?
– Słucham? – podwyższyła ton głosu, dlatego na nią popatrzyłem zdziwiony, kiedy jej tęczówki się rozszerzyły. – Żartujesz?
– Nie. Nie jesteśmy razem. – sprostowałem niemal od razu, widząc jak jej brwi powoli wędrują w górę.
– Zależy ci na niej? – kolejne pytanie, przez które poczułem się nieco zestresowany, a co najdziwniejsze nie umiałem wyjaśnić swojego zakłopotania. Zacisnąłem rozluźnione dotychczas dłonie w pięści i zwiesiłem głowę, gryząc wnętrze policzka niemalże do krwi. Nigdy nie lubiłem udzielać odpowiedzi na takie pytania, gdyż od zawsze kłębiłem w sobie każdą najmniejszą emocję. Ta dziewczyna znała mnie od niemowlęcia, spędziliśmy razem lata i zawsze mogliśmy na siebie liczyć w każdej potrzebie, jednak rozmowy o moich uczuciach względem jakiejś dziewczyny były dla mnie krępujące.
– Oczywiście, że zależy. – burknąłem pod nosem w nadziei, iż pozostawi tę dyskusję w spokoju, lecz ona miała w planach coś innego. Ściszając głos do szeptu, powiedziała:
– Więc na co czekasz, do cholery? Nie widzisz jak za tobą szaleje?
Nie należałem do osób, które wylewają uczucia względem innych tak po prostu. Dusiłem w sobie wszystko, nie mówiłem o sobie oraz nie przywykłem prosić o pomoc. Było wiele czynników, które doprowadziły do tego, że wokół mnie utworzyła się pieprzona skorupa, przez którą niejeden próbował się przebić, ale mu się to zwyczajnie nie udawało. Do czasu, gdy poznałem Karol, dziewczynę, która z początku miała być tylko pionkiem w mojej grze, gdzie miałem odegrać się na Mai za to, co wyrządziła ona. Dolores Reficco, główny powód zamknięcia się w sobie na dobre oraz unikania jednego uczucia za wszelką cenę, które mnie wyniszczyło. Miłość do tej podstępnej, dwudziestoletniej czarnowłosej dziewczyny, za którą niegdyś byłem w stanie oddać własne życie, by była szczęśliwa. To właśnie to doprowadziło do mojej bezduszności.
– To nie takie proste. – fuknąłem, odwracając głowę. Victoria za to pochyliła się do przodu, opierając łokcie na swych kolanach i popatrzyła na mnie pobłażliwie, co najmniej gdyby czytała w mych myślach.
– Karol nią nie jest. – wypowiedziała cicho, wbijając mnie swymi słowami prosto w kanapę. Po tym westchnęła i wstała wolno z sofy, patrząc na mnie z góry, gdy ja z zaciśniętymi wargami mierzyłem wzrokiem włączony telewizor. – Przemyśl to, póki nie jest za późno. Dobranoc.
Widziałem kątem oka, jak oddala się ode mnie, wychodząc finalnie z pokoju i pozostawiając z bijącymi się myślami. Ukłucie gdzieś pośrodku klatki piersiowej się nasilało, lecz zignorowałem je, przymykając słabo powieki. Przecierając twarz dłońmi, patrzyłem nieprzerwanie w grający telewizor, z którego i tak nic nie wyłapywałem, gdyż był on pustym punktem, w który się wpatrywałem. Głęboko w środku wiedziałem, że ma rację, a jednak starałem się pozostać przy swoim, aby nie cierpieć. Może było to egoistyczne posunięcie, lecz nie mogłem zmarnować kolejnego czasu z powodu uczuć do tej niskiej niegdyś brunetki, gdyby nam nie wyszło lub przeliczyłbym się kolejny raz. Musiałem myśleć o własnym zdrowiu psychicznym, które i tak było już na uszczerbku oraz martwić o swoją rodzinę. Nie mogłem ponownie ich pozostawić na tyle miesięcy, sięgając po używki. Nie tym razem.
Po niedługiej chwili wstałem z kanapy, wyłączając telewizor. Wolnym krokiem odniosłem szklanki oraz napój do kuchni, kiedy usłyszałem dźwięk przekręconego zamka w drzwiach od łazienki. Wzdrygnąłem się lekko, zaczerpując więcej powietrza, po czym wyszedłem z pomieszczenia, spotykając się z sylwetką blondynki. Stała w swoich poprzednich ubraniach, kiedy z jej mokrych włosów spływały pojedyncze kropelki. Wyglądała na taką bezbronną, bez jakiejkolwiek maski, całkowicie naga. Otwarta dla mnie, niczym księga, do której tylko ja posiadałem klucz. Patrzyła na mnie swymi lekko rozszerzonymi tęczówkami, wwiercając się w głąb mej duszy, nawet jeśli tego nie chciałem lub pragnąłem przerwać.
Jej ładne wargi uformowały się w uśmiechu, a później uciekła wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać. Dlatego odetchnąłem i zniknąłem za drzwiami łazienki, zamykając się na klucz. Podszedłem do umywalki, o którą się oparłem dłońmi, a potem spojrzałem na swe odbicie w słabo zaparowanym lustrze. Wyższa temperatura przyczyniła się do mojego płytszego oddechu oraz tworzących się kropelek potu na czole, dlatego sprawnym ruchem ściągnąłem koszulkę przez głowę, a potem syknąłem z bólu, zginając się znacząco. Rana po prawej stronie na brzuchu dalej krwawiła pomimo upływu kilku dni. Dotychczasowy bandaż zawinięty wokół talii był poplamiony, więc delikatnie z ogromnym bólem zacząłem go odwiązywać. Moje dłonie zaczęły niespostrzeżenie drżeć z powodu towarzyszącej mi boleści, dlatego zakląłem, kiedy oderwałem opatrunek i spojrzałem na poważne rozcięcie. Niemal od razu odkręciłem kran, po czym obmyłem ranę dokładnie zimną wodą przy tym zagryzając wnętrza policzków, by stłamsić ból. Woda zatamowała krew, więc ściągnąłem resztę ubrań, a później wszedłem do kabiny, oblewając ciało wodą, co mnie finalnie ukoiło. Przymknąłem powieki, przejeżdżając dłońmi po włosach i dokładnie się umyłem, a także fryzurę. Z zamkniętymi oczami oraz zwieszoną głową stałem pod strumieniem wody, próbując chociaż raz nie myśleć za dużo. Ostatnie miesiące spędziłem właśnie na tej czynności, co mnie tak diabelsko rozpraszało w każdej najmniejszej czynności. Dlatego też prędko odgoniłem wszelkie myśli i pokrótce wyszedłem spod prysznica, zaczerpując powietrza. Sięgnąłem po ręcznik leżący na półce i wytarłem się dokładnie. Również wcisnąłem spodenki do spania, które zostawiłem tu dziś rano, a później otworzyłem szafkę, z której wyciągnąłem apteczkę. Wybrałem kolejny bandaż wraz z opatrunkiem i opatrzyłem na nowo ranę, sycząc przy tym z bólu. Już po niedługiej chwili zakładałem koszulkę przeznaczoną do snu, a następnie ogarnąłem bałagan w łazience i wyszedłem z pomieszczenia, idąc do kuchni, aby wyrzucić starą gazę z zakrwawionym bandażem.
Korzystając z okazji, wziąłem w dłoń karton soku pomarańczowego i upiłem porządnego łyka, oblizując finalnie wargi. Bez zastanowienia był on moim ulubionym. Sok jabłkowy mógł się przy nim kryć. Wyszedłem z kuchni, gasząc za sobą światło i zajrzałem ostatni raz do Vic, aby życzyć jej dobranoc. Uczyniwszy to, nacisnąłem klamkę od swojego pokoju, w którym przebywała nastolatka. Wchodząc do sypialni od razu rzuciła mi się jej skulona sylwetka na krańcu łóżka w dzisiejszych ubraniach, w jakich przyjechała. Zatrzymałem się w półkroku, wzdychając z cieniem uśmiechu na wargach.
– Przecież wiesz gdzie trzymam koszulki. – cicho rzekłem, powodując jej natychmiastowy wzrok na sobie. Spięła się nieznacznie, po czym przeklinała ślinę i wstała wolno do siadu. Bez słowa podszedłem do szafy, zamykając za sobą drzwi, a kolejno wyciągnąłem czarną koszulkę. – Trzymaj. – powiedziałem, wręczając jej rzecz, którą niepewnie odebrała z zawahaniem w oczach.
– Nie chciałam ci grzebać po szafkach. – mruknęła pod nosem, powolnie ściągając swoją bluzę wraz ze spodniami. Mimo ogromnej chęci podziwiania jej pięknego ciała, odwróciłem się w ostatnim momencie, wznosząc wzrok ku niebu i klnąc niesłyszalnie pod nosem.
– Wiesz, że mi to nie przeszkadza. – stwierdziłem obojętnie, wzruszając ramionami i zerknąłem kątem oka na nią. Widząc ją w swej za dużej, sięgającej do prawie połowy uda koszulce, odwróciłem się całkowicie w jej kierunku. Teraz wyglądała na jeszcze bardziej niewinną osóbkę, przy której moje serce wariowało.
Patrzyłem dokładnie, jak siada z powrotem na łóżku, po czym kładzie się na jego krańcu, przykrywając do połowy ciała kołdrą. Miałem ochotę jeszcze długi czas na nią patrzeć bez celu, lecz ocknąłem się, idąc na swą połowę. Usiadłem na miękkim materacu, wzdychając cicho i ostrożnie się położyłem, gasząc lampkę na stoliczku nocnym. Światło przy blondynce w dalszym ciągu się paliło, więc spojrzałem na nią przez ramię, dostrzegając, że leży nieprzerwanie w jednej pozycji.
– Nie gasisz lampki? – zapytałem łagodnie, tkwiąc przez chwilę w ciszy, kiedy jej słodki głos rozbrzmiał po pokoju.
– Od jakiegoś czasu tego nie robię. – tonacja jej basu była rzeczywiście niska, co mnie lekko zdziwiło. Przewróciłem się na drugi bok w jej stronę i teraz obserwowałem jej plecy, które w wolnym tempie się podnosiły oraz opadały. Podłożyłem zgięty łokieć pod poduszkę, na której ułożyłem głowę.
– Boisz się? – dostrzegłem, jak słabo się spina, po czym poprawia na swym miejscu, uciekając jeszcze dalej ode mnie. Błagam, dziewczyno, nie rób tak.
– Można tak powiedzieć. – odparła szeptem. Patrzyłem jakiś czas na jej osobę, gdy stwierdziwszy, że pora zniwelować tę pieprzoną barierę, przysunąłem się w jej stronę. Objąłem ramieniem ją w pasie, po czym przyciągnęłam do siebie, umiejscawiając twarz w jej jeszcze mokrych, pachnących włosach i zaciągając tym przyjemnym zapachem.
– Czego dokładnie? – wyszeptałem, wolnym ruchem gładząc dłonią jej brzuch. Czułem, jak pozostaje spięta, a mój dotyk wcale jej nie uspokaja, co jest tak cholernie absurdalne, bo kiedy do cholery się to tak pozmieniało?
– Miewałam koszmary każdej nocy. – odparła cichutko, gdy poczułem, jak oddycha nieco płyciej, niż przed chwilą. Nie miałem zamiaru naciskać, więc zwyczajnie przytuliłem ją mocniej, by dodać ciepła oraz otuchy.
W ciszy leżeliśmy tak długą chwilę. Z mijanymi sekundami jej ciało się rozluźniało, aż finalnie chwyciła mą dłoń i usadowiła ją sobie koło klatki piersiowej i do niej przytuliła. Nie potrzebowaliśmy żadnych słów, aby się zrozumieć, bo oboje od samego początku pragnęliśmy tylko tego elektryzującego dotyku, od którego w głowie się przewracało. Niekiedy przerażała mnie myśl, że moje szczęście jest uzależnione właśnie od niej, czego się wypierałem. Nie chciałem uzależniać swego samopoczucia od drugiej osoby, dawno nie czułem czegoś takiego, a jednak jej się udało i na mojej skorupie pomału tworzyły się pęknięcia. Bałem się tego uczucia. Bałem, iż kiedy w końcu otworzę przed nią serce w stu procentach, historia się powtórzy. Że mnie zwyczajnie zostawi lub potraktuje w bolesny sposób podobnie, jak ja ją. Ta myśl mnie przerażała chyba najbardziej, dlatego za wszelką cenę pragnąłem ją od siebie odsunąć i nie pozwolić jej bliżej podejść. Choć i tak byłem świadom tego, że jest za późno. Udało jej się osiągnąć coś, czego nie potrafił nikt, poza Dolores.
– Co jest twoim marzeniem? – spytała zaspanym głosem cichutko. Ocknąłem się po jej pytaniu z własnych myśli, wzdychając i układając wygodniej głowę.
– Nigdy nad tym chyba nie myślałem. – odparłem taką samą tonacją, co ona i przełknąłem ślinę, by nawilżyć gardło.
– Nie masz marzeń? – dopytała nieco ciekawiej, lecz usłyszałem także nutę zdziwienia. Mruknąłem w odpowiedzi zamyślony, po czym ulokowałem wzrok w białym suficie.
– Hmm... Chyba jako dziecko marzyłem tylko o miłości rodziców. – powiedziałem szczerze, przez co się spięła, dlatego prędko dodałem: – Ale również o piesku. Małym szczeniaczku, owczarku niemieckim. – uśmiechnąłem się na tę wspominkę, gdy ona roześmiała się niemal niesłyszalnie dla ucha.
– I już o nim nie marzysz? – zapytała z dozą wesołości w głosie, więc i ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
– Nahh, zdałem sobie sprawę, że pies to za dużo obowiązku. – stwierdziłem, obserwując sufit oraz nasłuchując się jej melodyjnego barytonu. – A ty?
Blondynka poruszyła się na swoim miejscu znacząco. Zabrałem więc dłoń, kiedy odwracała się w mą stronę i teraz patrzyłem na jej piękną twarz, gdzie nie było ani jednej niedoskonałości. Z jej tęczówek wyłapywałem pojedyncze ogniki szczęścia, które niegdyś gościły tam nieprzerwanie. Zjechałam wzrokiem na jej pełne usta, kiedy je uchyliła z nikłym uśmiechem.
– Zawsze mnie interesowało łyżwiarstwo figurowe. – wyznała. – Chciałam to robić zawodowo. Nie dla zabawy. – dodała i jej jasne spojrzenie powędrowało do góry w kierunku sufitu, gdzie utkwiła wzrokiem. Lustrowałem jej twarz począwszy na uformowanych w uśmiechu wargach, a kończywszy na jej rozmarzonych tęczówkach, których barwa zintensywniała.
– Więc dlaczego tego nie robisz? – zapytałem, podnosząc się na łokciu, aby mieć na nią lepszy widok. Karol przechyliła słabo głowę, po czym zajrzała głęboko w moje oczęta.
– Bo już o tym nie marzę. – rzekła, wzruszając ramionami, a jej lewy kącik ust powędrował w górę.
– Więc co jest twoim skrytym pragnieniem?
Dziewczyna przez moment się zamyśliła, zagryzając słabo dolną wargę, przez co moje spojrzenie powędrowało w tamtym kierunku.
– Chciałabym być taka, jak ciocia Lily. – powiedziała i utknęła wzrokiem w moich lekko zdziwionych tęczówkach,
dlatego od razu sprostowała. – Niezależna, szczęśliwa, robiąc to, co kocham bez świadomości, że ktoś mi stoi na przeszkodzie. Ona nigdy nie potrzebowała drugiej osoby do całkowitego zadowolenia, bo sama jest wystarczalna. – uśmiechnęła się do mnie szczerze, kiedy odpłynąłem myślami całkowicie w innym kierunku. Dopiero po chwili poczułem, jak jej miękka skóra styka się z moim pokrytym zarostem policzkiem, który pogładziła kciukiem.
– Myślisz, że nie jesteś samowystarczalna? – przechyliłem delikatnie głowę, lustrując jej twarzyczkę skonsternowanym, lecz zaciekawionym wzrokiem.
– Uzależniam swoje szczęście od drugiej osoby. To nie jest zdrowe podejście, ani trochę. – odpowiedziała od razu bez mniejszego zastanowienia, co dało mi wiele do myślenia. – Powinniśmy sami się zadowalać oraz czerpać radość z tego, co sprawia nam przyjemność. A nie czekać, aż druga osoba nas uszczęśliwi.
Zajrzałem w głąb jej oczu, dostrzegając ukryte pod tym drugie znaczenie. Odnosiłem wrażenie, iż pragnęła mi coś tym przekazać, lecz nie umiałem jeszcze tego rozgryźć.
– Powinnaś już iść spać. Wyglądasz na zmęczoną. – westchnąłem z nikłym uśmiechem, zakładając kosmyk jej mokrych włosów za ucho. Przymknęła słabo powieki na ten gest, po czym odwzajemniła mój uśmiech i przytaknęła głową.
– Chyba masz rację. – rzekła, zaglądając w moje tęczówki swym spokojnym wzrokiem. – Ale ty również. W końcu przebyłeś daleką podróż. – przytuliłem się do jej dłoni, słabo przymykając powieki oraz kręcąc z politowaniem głową. Co ta dziewczyna ze mną wyprawiała?
– Dobranoc. – zbliżyłem się do niej, po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej czole, zamykając przy tym ślepia. Już po chwili leżałem na swojej połowie, a ona odwróciła się z uśmiechem w drugą stronę.
Miałem szansę chyba po raz pierwszy od długiego czasu położyć się wygodnie, całkowicie niezmartwiony jutrem, ponieważ wiedziałem, że kiedy uchylę powieki, ona obok będzie. Ta świadomość napawała mnie dziwną ekscytacją, nawet jeśli mieliśmy się jutro pokłócić o błahostkę, tak, jak mieliśmy w zwyczaju. Mimowolnie na moje wargi wkradł się mały uśmiech. Wspomnienia może i bywały bolesne, gdyż nigdy już mieliśmy nie powrócić do tych czasów, ale również najpiękniejsze. Moje z nią były bez wątpienia jednymi z tych dobrych.
– Ruggero? – jej cichy głosik wybudził mnie z letargu, więc otworzyłem mozolnie powieki, czując powoli zmęczenie. Popatrzyłem na nią w całkowitej ciemności, ponieważ zdołała zgasić lampkę. Czuła się przy mnie bezpiecznie.
– Hm? – mruknąłem w odpowiedzi, poprawiając kołdrę. Chwilę przebywaliśmy w ciszy, kiedy westchnęła niemal bezgłośnie, a później usłyszałem kilka słów z jej ładnych ust.
– Leć ze mną do Los Angeles.
Zmarszczyłem niemal natychmiast brwi, nieruchomiejąc.
– Co takiego? – wykrztusiłem dopiero po upływie paru sekund. Byłem pewien, że się przesłyszałem, bądź zdążyła zasnąć i gadała od rzeczy.
– Dostałam dwa bilety do LA. – wyznała od razu cichym, spokojnym głosem. – Chcę, abyś leciał tam ze mną.
Długo leżałem bez ruchu, wpatrując się skołowanym wzrokiem prosto w sufit. Zawsze podejmowałem przemyślane decyzje, które wymagały czasu, a teraz dostałem propozycję o prawie pierwszej w nocy tak bardzo irracjonalną. Ale niejednokrotnie przyłapałem się na tym, że z tą dziewczyną wszystko wokół było popaprane oraz pełne przygód, przez co pragnąłem więcej i więcej, aż końca widać nie było. Każde nasze spotkanie było w pełni nieprzemyślane oraz całkowicie spontaniczne. Dlatego uśmiechnąłem się pod nosem, a potem z moich ust wypadło kilka słów:
– W porządku. – wyszeptałem, czując napływającą ekscytację oraz zastrzyk adrenaliny. – Zróbmy to. Polećmy do Los Angeles.
***
Kolejnego ranka zjedliśmy w trójkę obfite śniadanie zrobione przeze mnie. Porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, a następnie spędziliśmy przedpołudnie w salonie na kanapie, oglądając telewizję, kiedy na dworze słońce prażyło całkiem mocno, jak na listopadowy dzień. Później ubraliśmy się do wyjścia, ponieważ Karol oznajmiła, iż musi być wcześniej w domu, ponieważ już jutro wylatuje do Miami z rodzicami oraz bratem. Dopytałem z jakiej okazji, a ona odpowiedziała, że szykuje się Święto Dziękczynienia w Stanach Zjednoczonych. Jako że połowa jej rodziny stamtąd pochodziła, obchodzą więc to święto tak samo. Dlatego też po jedenastej podjechaliśmy pod jej dom razem z Victorią, która swoją drogą orzekła stanowczo, że dziś wybieramy się do babci oraz Leonarda, u których nie byłem od września. Odkąd tylko wygrałem ten pieprzony wyścig, odciąłem się od rodziny, aby nie narażać ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo, ponieważ od nowa wkręciłem się w ten syf. W tamtym momencie nie myślałem zbyt trzeźwo i wszystko wokół było dla mnie obojętnie. Teraz oddałbym wiele, aby z tego zrezygnować, lecz po prostu nie mogłem. Złożyłem przysięgę na piśmie.
Niecałe dziesięć minut później zaparkowałem na przyjaznym osiedlu pod żółtobiałym blokiem. Zgasiłem auto i wyszliśmy z Victorią, dostrzegając bawiące się na ławce obok dzieci, które krótko na nas spojrzały, zlustrowały wzrokiem, a potem powróciły do zabawy. Wpisałem odpowiedni kod na domofonie i przepuściłem brunetkę w drzwiach, która się do mnie słabo uśmiechnęła. Cóż, wiedziałem, że spotkanie z bratem oraz babcią po dwóch miesiącach będzie jednym z boleśniejszych doznań, gdyż sam doprowadziłem do takiej sytuacji. Dlatego wspinając się na drugie piętro budynku czułem, jak mój żołądek zawiązuje się w supeł. Kiedy pokonywałem kolejne kroki byłem o krok od zawrócenia i ucieczki jak ostatni tchórz. Gdyby nie fakt, że Victoria, która znała mnie bardziej niż ja samego siebie, trzymała mnie za dłoń, prowadząc do drzwi, prawdopodobnie by mnie tu już nie było.
– Chryste, zawsze tak ci się ręce pocą? – z własnych myśli wyrwała mnie moja kuzynka, zerkając na mnie, gdy stanęliśmy przed odpowiednią powłoką. Przełknąłem ślinę, a ona zrozumiała, czym było to spowodowane, więc po prostu wcisnęła dzwonek do drzwi, a melodia rozniosła się wokół.
Naprawdę się stresowałem. Chyba najbardziej myślą, iż kolejny raz ich zawiodłem całkowicie świadomie i będą już na tyle tym zmęczeni, że oznajmią, iż nie chcą mnie więcej widzieć. Wizja tego mnie najmocniej przerażała, dlatego nieświadomie zacisnąłem mocniej palce na dłoni Victorii, która na mnie luknęła podejrzliwie, lecz nie byłem w stanie tego dostrzec. Wpatrywałem się zawzięcie w ciemne drewno, płytko oddychając. Jednak kiedy zamek się przekręcił, a drzwi powoli otworzyły, zamarłem na amen.
Nie wiem jak prędko moje serce waliło, lecz na tyle szybko, że byłem w stanie je wyczuć dwa razy intensywniej niż na co dzień, kiedy zobaczyłem mojego brata. Stał znieruchomiały, przenosząc wzrok ze mnie, to na Vic, która się cicho śmiała pod nosem. Natomiast ja, stałem jak ostatni kretyn i czekałem na jego pierwszą reakcję, której wkrótce się doczekałem, ponieważ jego szczęka opadła z hukiem o ziemię, po czym rzucił się w ramiona Włoszce. Dziewczyna zachwiała się aż na swoich nogach, jednak roześmiana mocno odwzajemniła uścisk. Nie zmieniłem pozycji o milimetr. Trwałem nieprzerwanie z mocno zaciśniętymi wargami oraz pięściami tuż po tym, gdy puściłem dłoń brunetki. Nie miałem odwagi się poruszyć, gdyż z każdej strony zalewała mnie fala wstydu, nędznej żałości oraz wyrzutów sumienia. Brakowało mi słów, by opisać to, jak się obecnie czułem, stojąc w jednym miejscu i czekając na reakcję brata na moją osobę. Nie miała prawa należeć do tych dobrych. Powinien być wściekły, zawiedziony lub po prostu przytłoczony faktem, że jego starszy brat kolejny raz go zawiódł.
Jednak on kiedy tylko odsunął się od Victorii, zwrócił się w moim kierunku. Po raz pierwszy odkąd tu przybyliśmy spojrzałem mu w oczy, widząc jak tlą się w nich ogniki szczęścia, wcale nie rozczarowania. Było to dla mnie tak niepojęte, że aż niemożliwe, lecz Leonardo po raz kolejny wykazał się większą dojrzałością ode mnie i po prostu rozłożył szeroko ramiona, podchodząc do mnie prędko. Objął mocno moje ciało, co od razu odwzajemniłem, czując pieczenie pod powiekami. Nie zasługiwałem w żadnym stopniu na tak wyrozumiałego, dobrego brata. Byłem sukinsynem, a on dalej trwał przy mnie i nawet jeśli zawiódłbym go setny raz z rzędu, on by mocno do mnie przylgnął, mówiąc, jak tęsknił.
Nie mam bladego pojęcia ile czasu spędziliśmy na czułym uścisku, jednak gdy otworzyłem do tej pory zamknięte oczęta, które widocznie się szkliły, ujrzałem stojącą w głębi mieszkania staruszkę. I wtedy coś we mnie pękło, bo zrozumiałem jak wiele bym stracił przez własną głupotę. Zawziętą chęć chronienia ich przed zagrożeniami, w które sam się wkopałem. Babcia na nasz widok chwyciła się za głowę, a później przyłożyła obie dłonie do rozszerzonych warg, gdy płacz miała praktycznie na wierzchu. Vic podeszła do niej najprędzej jak to możliwe, kiedy ja pozostałem w niezmiennej pozycji już z nie tak małym bratem. Przez te kilka miesięcy zdołał kolejny raz urosnąć, więc sięgał mi już do nosa. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, jak cholernie za nimi tęskniłem. Ekscytacja oraz szczęście zalewało mnie z każdej strony, nawet do cholery przewyższało dotychczasową falę wyrzutów sumienia.
– Nigdy więcej tak nie rób. – jego szept był dla mnie tak paraliżujący, że skamieniałem na moment. Czułem się, jakby ktoś właśnie oblał mnie kubłem zimnej wody lub zrzucił z najwyższego piętra budynku. Z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi wargami wgapiałem się pusto w punkt przed sobą, aż poczułem jego zacieśniające się coraz mocniej ramiona wokół mojego tułowia.
– Nie zrobię. – obiecałem i przytuliłem go ostatni raz z całych swych sił.
Leo jaki pierwszy się ode mnie odsunął, po czym uśmiechnął szeroko widocznie szczęśliwy, co natychmiast odwzajemniłem. Przejechałem dłonią po jego idealnie ułożonych włosach. Tak bardzo mnie przypominał, nawet jeśli oboje nie zdawaliśmy sobie z tego niekiedy sprawy. Przepuścił mnie w drzwiach, dając znak, abym poszedł przywitać się z babcią. I kiedy tylko podszedłem wolnym krokiem do staruszki, która odsunęła się od Victorii, z jej oczu wypłynęły pierwsze krople łez, więc bez zastanowienia zniwelowałem między nami odległość. Zgarnąłem ją prędko do mocnego uścisku, po czym przymknąłem ukontentowany powieki, zaciągając się mocno tym specyficznym zapachem. Zapachem domu.
– Gdzieś ty tyle czasu się podziewał? – zapytała rozemocjonowana, gdy oderwaliśmy się od siebie i popatrzyła w moje oczęta. – Nie odbierałeś telefonów, nie było z tobą żadnego kontaktu przez dwa miesiące! Chcesz żebym zeszła na zawał? Całe szczęście, że mam numer do Agustina, bo nawet bym nie wiedziała czy dalej żyjesz!
Moja mina posmutniała. Nie miałem na swoją obronę nic, więc po prostu posłałem staruszce jedno znaczące spojrzenie, odwracając później wzrok z napływającego wstydu. Kobieta nic nie odpowiedziawszy, zgarnęła mnie drugi raz w swe ramiona i wyszeptała mi do ucha swym przyjemnym głosem kilka słów:
– Bardzo się cieszę, że wszystko jest w porządku. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało. – wtedy już wiedziałem, że schrzaniłem po całości, dlatego nic nie odpowiedziawszy, po prostu przylgnąłem do jej nieco tęgiego ciała, wzdychając głośno.
Byłem takim cholernym kretynem.
– Co tak ładnie pachnie? Gotowaliście coś? – usłyszałem tym razem rozweselony głos Victorii. Niedługą chwilę potem razem z kobietą przerwaliśmy uścisk, patrząc na siebie z uśmiechem, a później na naszych towarzyszy.
– Robiłem z babcią spaghetti. – odparł młody widocznie zadowolony. – Przyszliście w samą porę.
– To świetnie! – klasnęła w dłonie. – W takim razie ja robię deser. Z tobą. – spojrzała na mnie wymownie i jednocześnie wskazała palcem, więc uśmiechnąłem się, po czym przytaknąłem słabo głową.
– Oczywiście, jak sobie życzysz. – powiedziałem.
– Victoria, kochanie. – tym razem babcia zwróciła się do naszej kuzynki, a swojej wnuczki, która popatrzyła na nią. – Na jak długo przyleciałaś?
Vic luknęła na mnie porozumiewawczo, dlatego westchnąłem niemal bezgłośnie, zaciskając wargi.
– Na chwilę obecną nie wiem, ale myślę, że około miesiąca. Być może nawet do Nowego Roku zostanę, wszystko zależy od tego, jak ten kretyn będzie się zachowywał. – wskazała głową na mnie, kiedy wszystkich spojrzenia powędrowały w mym kierunku. Jedyne co wydobyło się spomiędzy moich warg to ciche westchnięcie, a potem z powodu towarzyszącego mi poczucia winy, zwiesiłem głowę. Utkwiłem wzrokiem w podłodze.
– Co ja z wami mam, dzieci... – w jej głosie usłyszałem tę namiastkę wesołości, co skłoniło mnie do luknięcia na staruszkę, z której twarzy nie schodził uśmiech. Niezależnie od sytuacji ona zawsze pozostawała pozytywnie nastawiona. Zazdrościłem jej tego jak diabli, a z drugiej zaś strony nie mogłem pojąć skąd brała w sobie tyle energii oraz radości, nawet jeśli zachowałem się po raz setny jak skończony idiota.
– Nie ze mną, babciu, a z nim. Ja od zawsze byłam grzeczna, to on odstawał od reszty. – prychnęła, kiedy Benedetta roześmiała się gardłowo i pokręciła głową w politowaniu. Moje ostre spojrzenie skrzyżowało się z Vic, która próbowała udawać obrażoną. Finalnie jednak parsknęła śmiechem, a mój brat dodał:
– Potwierdzam. Zawsze był jakiś odklejony od życia. W dodatku głośno chrapie i zajmuje łazienkę najdłużej! – orzekł głośno, po czym skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, gdy ja wywróciłem oczami z błąkającym się uśmiechem na twarzy.
– Co za ironia. Na szczęście odziedziczyłeś to po mnie, młody. – odparłem i poczochrałem go mocno dłonią po głowie, wywołując jego natychmiastową reakcję, jaką był krzyk.
– Ej no! – skulił się, a w momencie gdy zacząłem się śmiać razem z Vic oraz babcią, Leo wbił we mnie swój karcący wzrok. – Wypowiadam ci wojnę. Po obiedzie!
– Fifa? – uniosłem brew, gdy brunet przytaknął z zaciętą miną oraz uśmiechem natychmiast głową.
– Fifa. – potwierdził.
– Już mam was dość. – podsumowała Włoszka, przewracając swymi ciemnymi oczami. Wybuchnęliśmy śmiechem, patrząc na nią, a potem na siebie.
Jak ja ich, kurwa, kochałem.
– Babciu a my co porobimy? – zapytała, zwracając się do staruszki, która wolnym krokiem ruszyła do salonu. Za nią od razu Victoria.
– Właśnie skończyłam szydełkować. Z racji, że zbliżają się święta, zrobiłam kilka stworzonek świątecznych. – roześmiała się, powodując nasz uśmiech.
– Koniecznie musisz mi je pokazać. – odpowiedziała.
Obie zniknęły, a my z Leonardem zostaliśmy sami.
– Pójdę zajrzeć do obiadu. – poinformował, a ja przytaknąłem głową.
W tym samym momencie zdałem sobie sprawę, że z tych towarzyszących mi emocji nie zdołałem ściągnąć nawet kurtki. Dlatego też przeszedłem do korytarza, gdzie znajdowały się wieszaki i powiesiłem tam czarną kurtkę jesienną. Nie lubiłem ich nosić. Zazwyczaj podczas zimy, które nie należały do najmroźniejszych, chodziłem w bomberkach. Dopiero w momencie, gdy temperatura spadała poniżej zera wciskałem na siebie grubą kurtkę zimową, klnąc przy tym niemiłosiernie.
Wówczas po pomieszczeniu rozniosło się brzęczenie mojej komórki, więc wyciągnąłem ją z kieszeni spodni. Zamarłem, widząc tak kurewsko dobrze znany mi numer.
– Czego chcesz? – warknąłem na wstępie, ściszając głos i wchodząc dyskretnie do sypialni mojego brata. Przymknąłem za sobą drzwi, słysząc po drugiej stronie głośne śmiechy ludzi oraz muzykę. Znowu siedzieli napaleni w swoim pierdolonym klubie, patrząc z cieknącą śliną na te biedne dziewczyny wywijające w tańcu erotycznym, gdy oni wciągali prochy i popijali whiskey. Na samo wspomnienie o tym, że ja również miałem okazję tam być, zrobiło mi się niedobrze.
– Och, Ruggero! Co tak niemiło? Powinieneś się cieszyć, że dzwonię, bo kiedy to robię, zawsze mam nowinki! – głos jakim się posługiwał przyprawiał mnie o mdłości. Był on sztucznie przepełniony radością oraz empatią, której nigdy ten skurwiel nie posiadał.
– Mów czego chcesz, Joaquin. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Nie wiem kiedy zdołała napłynąć na mnie fala furii, lecz obecnie byłem skupiony tylko na tym, co mówił ten obleśny mężczyzna.
– Muszę przyznać, że naprawdę ładna ta dziewczyna wchodząca z tobą do budynku. Myślisz, że chłopcom też by się spodobała?
Natychmiast skamieniałem, a na moich plecach zaczął tworzyć się strużek zimnego potu. Mogłem przysiąc, że przestałem oddychać, a serce się zatrzymało, gdy zamglonym wzrokiem obserwowałem przed sobą pustą przestrzeń. To nie mogło się dziać na poważnie. Ten kutas nie miał prawa wiedzieć nic o moich bliskich! Miałem jedynie nadzieję, iż za momencik wybudzę się w swoim łóżku z tego koszmaru, lecz to nie nastąpiło. Zamiast tego do moich uszu dotarł ten przerażająco demoniczny śmiech, który wprowadził mnie w jeszcze większy amok. Wszystko we mnie wrzało. Każdy najmniejszy nerw, mięsień oraz narząd. Pewność, iż za sekundę zmiażdżę trzęsącą się dłonią telefon wzrastała z mijanymi chwilami bardziej. Byłem blisko eksplozji.
– Więc jak będzie, Pasquarelli? Pogadamy jak dobrzy przyjaciele? – zapytał rozbawiony swoim przyprawiającym o dreszcze basem. Wziąłem pierwszy wdech, zaciskając drugą pięść mocniej.
– Gadaj, do kurwy.
Sam przeraziłem się swojego głosu jaki się ze mnie wydobył, lecz nie byłem w stanie się nawet na nim skupić na sekundę. Oni już wiedzieli. Wiedzieli o Karol i Victorii. Najbliższym mi kobietom.
– Wiesz, Ruggero... – zaczął tajemniczo nieco wyższym tonem głosu, gdy ja zacisnąłem szczękę najmocniej jak było to możliwe. Żaden ból do mnie nie docierał, gdyż znajdowałem się w istnym transie gniewu. – Mówiłem Hectorowi od razu, że będzie ciężko cię namówić, więc lepiej wziąć kogoś innego do tego wyścigu, ale on się uparł. Wszyscy dobrze wiemy, że jesteś jego ulubieńcem i to ty zawsze zgarniasz największe nagrody oraz uznanie wielu nadzianych jegomości. – dodał wyraźnie znudzony tą konwersacją, podczas gdy temperatura mojego ciała wzrastała z sekundy na sekundę. W tle usłyszałem głośne gwizdy, więc podejrzewałem, że właśnie któryś z tych psychopatów wziął się za jedną z młodych dziewczyn przy wszystkich. Na tę myśl zagryzłem wnętrze policzka do sączącej się pomału krwi.
– Śledziliście mnie. – wyszeptałem jednym z najbardziej mrożących krew w żyłach barytonem. Sam nie miałem nawet pojęcia, że potrafię tak się odnieść do drugiego człowieka kiedykolwiek.
– To za dużo powiedziane, przyjacielu. – jego reakcja była natychmiastowa. W tembrze słyszałem tę dozę urazy, a po chwili jego gardłowy śmiech. – Po prostu obserwowaliśmy. Tak lepiej brzmi.
Wziąłem głęboki wdech.
– Umawialiśmy się, że ostatnie wyścigi w tym roku będą w grudniu. Trzy decydujące o wygranej sezonu. – odparłem nisko, gdy on jęknął przeciągle.
– Ja wiem, Pasquarelli. Lecz Hector dostał za ten wyścig naprawdę mnóstwo kasy. Myślisz, że chciało mi się wysyłać ludzi po to, aby cię obserwowali i mieli na ciebie haka? Oczywiście, że nie, mam lepsze zajęcia. – po jego słowach usłyszałem w tle stłumiony jęk dziewczyny. I nie, wcale nie należał on do tych przyjemnych. – Tak czy inaczej, wiesz jak to działa. Jeśli się nie zgodzisz, będę musiał zająć się tą śliczną brunetką. Wszystko z polecenia Hectora.
Nie miałem wyboru. Choćbym się zapierał, pragnął uwolnić się od tych ludzi, po prostu nie mogłem. Musiałem być na każde ich skinienie.
Podpisałem na siebie umyślnie wyrok.
– Kiedy i gdzie? – zapytałem bez mniejszego zastanowienia.
– Wspaniale! – wykrzyknął triumfalnie. – Sądziłem, że będziesz stawiał większe opory. Cóż, miłe zaskoczenie, Ruggero. – byłem pewien, iż uśmiecha się w swój zwycięski sposób, a później upija ze szklanki whiskey. – Będziemy w kontakcie. Miło się z tobą rozmawiało, przyjacielu!
I rozłączył się, pozostawiając mnie samego z gniewem, żałością, a jednocześnie strachem. Obawą, że wkrótce dowiedzą się również o reszcie mojej rodziny.
***
cześć i czołem!
widzimy się po dwóch miesiącach za co przepraszam, ale jak wiecie, źle się czułam i nie byłam w stanie czegokolwiek napisać. na szczęście ten okres minął i jest wszystko dobrze:)
mam nadzieję, że następny zdołam napisać znaaaacznie wcześniej.
do kolejnego!
kocham x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top