27. Chcę się z tobą kochać.
Nigdy przedtem w ciągu mojej siedemnastoletniej egzystencji nie miałam okazji zaznać czegoś takiego jak pustka. Wyłączenie się ze świata, tego co nas otacza, a także bezdennej nicości. Właśnie, nicość. Podobno jedno z najpiękniejszych uczuć, ponieważ jak mawiają nie jesteś w stanie poczuć niczego, co byś chciał, bądź nawet nie chciał. Lecz czy aby na pewno było ono takie wspaniałe, jak każdy o tym mówił i prosił, by nicość zawładnęła jego ciałem? W moim przypadku była to męka oraz największe okrucieństwo, jakie mogło mnie spotkać, ponieważ nie wiedziałam nic konkretnego. Która wybijała godzina, jak marnie musiałam wyglądać, czy ktokolwiek coś do mnie mówił, bądź jak długo czasu spędziłam z wlepionym wzrokiem w bialutki sufit. Nawet on wydawał mi się zwyczajnie pusty oraz bezbarwny, nie posiadał żadnego blasku lub zwyczajnego wdzięku. Jakby był skazany na taki los, nie miał żadnego wyboru nad tym, jaką cholerną barwę chciałby przyjąć. Dlatego pozostał mu biały. Biały, jak nicość.
Mrugnęłam kolejny raz od dłuższej chwili, nie zmieniając obiektu wpatrywania, więc bezgłośnie westchnęłam. W ponurej ciszy leżałam na miękkim materacu plecami, cicho wzdychając co jakiś czas, niekiedy przymykając na moment powieki. Jednakże najgorsze w tym wszystkim chyba było to, że nie byłam w stanie poczuć niczego prócz tej cholernej drętwoty, która bezkarnie mną zawładnęła od momentu tej dziwnej oraz niepojętej dla mnie sytuacji. Nie potrafiłam zrozumieć skąd ten przeklęty mężczyzna wypalił z pomysłem wyścigu. I jaki związek miał z nim człowiek o imieniu Hector, na którego wieść wszyscy zdębieli? Miałam tak wiele pytań pozostawionych bez żadnej sensownej odpowiedzi, co powodowało me rozgoryczenie, a moja głowa myślałam, iż za moment dokona wybitnej eksplozji. I cholera, może byłam tym pieprzonym wrakiem człowieka leżącym od kilku godzin w jednej i tej samej pozycji, lecz każda moja myśl była sprzeczna z kolejną nachodzącą po sekundzie. Bo wewnątrz czułam, iż płonę żywcem.
Przymknęłam powieki, a następnie przechyliłam delikatnie głowę w stronę odsłoniętego okna, układając ręce na brzuch i krzyżując je ze sobą. Bez potrzeby zapalania światła, którego w tę gorącą noc było pod dostatkiem z powodu istniejącej pełni księżyca na niebie, spojrzałam markotnie przed siebie. I chyba gorszego uczucia od pustości oraz nicości na świecie nie ma, ponieważ to jak fatalnie w tym momencie się czułam, nie równało się z niczym innym. W głowie non-stop odtwarzał mi się obraz sytuacji sprzed kilku godzin. Och, jego wściekłość, to zabójcze spojrzenie, którego nie miałam okazji jeszcze nigdy od początku naszej znajomości zobaczyć, zaciśnięte pięści i te cholerne niebieskie, uwidocznione na jego całym ciele żyły, gdy czarnowłosy mężczyzna rzucał w jego kierunku nieapetycznymi, niezrozumiałymi dla mnie tekstami. A to przeklęte imię? Ach, to było coś na wzór erupcji wulkanu, który był nieaktywny przez kilkadziesiąt lat. Ta niewiedza mnie przytłaczała. Cholera, jak wiele nieprzyjemnych wydarzeń oraz styczności miał chłopak, który poprzewracał mi w głowie z tymi ludźmi. Jęknęłam żałośnie, próżno patrząc za okno i przetarłam po chwili dłońmi swe podkrążone oczy. Nawet nie byłam w stanie od ostatnich godzin poczuć tego zmęczenia, które nieustannie zalewało mnie wewnątrz, nie opuszczając żadnego narządu.
Z dużym, niegłośnym jęknięciem przewróciłam się na drugi bok, wyciągając rękę w stronę stoliczka nocnego. Sięgnęłam swojego różowego Iphone'a i wzdychając ciężko, poprawiłam się na swym miejscu. Usiadłam i ułożyłam białą poduszkę na wezgłowiu, kolejno się na niej opierając plecami, aby potem odblokować komórkę. Widząc ilość różnych powiadomień z mediów społecznościowych oraz mnóstwo wiadomości cicho westchnęłam, lecz szczerze powiedziawszy niespecjalnie obchodziły mnie te wszystkie cholerne powiadomienia, których było multum. Interesowała mnie jedna osoba. Ta jedyna.
Do Ruggero:
Wszystko ok?
Wypuściłam z płuc ze świstem powietrze do tej pory przetrzymywane. Dłuższą chwilę czekałam za odpowiedzią, jednak gdy takowej się nie doczekałam, sięgnęłam ponownie po komórkę, wchodząc w konwersację z chłopakiem.
Do Ruggero:
Martwię się
Chcę wiedzieć czy wszystko w porządku
Odpisz mi jak najprędzej
Kolejny raz wysłałam wiadomości, tym razem czując jak moje serce przyspiesza bicia. Delikatnie przymknęłam powieki pokrótce, gdy z tej cholernej bezradności moje oczy robiły się powolutku szklane, jednakże kiedy poczułam wibrację telefonu i typowy dźwięk SMS'a, w trybie natychmiastowym szarpnęłam komórkę, wchodząc w konwersację.
Od Ruggero:
Jest ok
Do Ruggero:
Na pewno?
Cholera, nie odzywasz się od kilku godzin
Od Ruggero:
tak.
Do Ruggero:
jesteś pewien?
to co się stało dziś
było w chuj dziwne
nic z tego nie rozumiem
może chcesz pogadać?
Od Ruggero:
Kurwa, karol
po prostu się zamknij
Do Ruggero:
martwię się o ciebie...
! nie wysłano.
Nie możesz odpowiedzieć na tę konwersację. Użytkownik cię zablokował.
Wytrzeszczyłam oczy w niezrozumieniu, jednak gdy wszystko powoli do mnie dotarło niczym za gęstą mgłą, poczułam nachodzące do oczu łzy. Przetrzymywane dotąd powietrze wypuściłam ze świstem, a później był już tylko ból umiejscowiony gdzieś pośrodku klatki piersiowej. To było jak żelazny sztylet wbity przez wiele znaczącą dla mnie osobę prosto w serce. I wtedy nie czułam niczego, jakbym była tylko zwyczajnym manekinem stojącym na wystawie bądź wrakiem człowieka, który pozbawiony był każdej emocji. Pojedyncze łzy powolutku spływały po moich rozgrzanych policzkach, docierając prosto do kącików ust, przez co je oblizałam.
Byłam bezradna. I choć z zewnątrz wyglądałam na silną dziewczynę, którą nie ruszały takiego typu rzeczy, to prawda była inna, ponieważ gdy tylko zapadał zmrok, moja maska opadała, a ja czułam się przeokropnie zmęczona udawaniem. Nie mówię, iż tak było przez cały ten czas, bo nie, byłam szczęśliwa bardzo często, lecz tak samo często byłam smutna. Chłodnym bądź nawet ciepłym wieczorem, kiedy mogłam oglądać bezchmurne, granatowe niebo pełne miliona gwiazd, rozmyślałam co robię źle, a później do mnie docierało jaką byłam podłą żmiją, by traktować bliskie mi osoby w ten sposób. Ból, udręka oraz wyrzuty sumienia, które nieustannie odbijały się w mojej klatce piersiowej, co jakiś czas zahaczając o serce. Bo robiłam źle od momentu mojego przyjazdu tutaj.
To była walka ze samym sobą. Poczuciem wygody i przyjemnością, a świadomością, co odpowiednie. Diabeł siedzący na mym lewym ramieniu wcale nie mówił, że to złe. Szmerał przyjemnie moje ucho, szepcząc iż tak powinno być, a nasz sekret nigdy nie wyjdzie na jaw. Że to słuszne, tak należy. Że nie wolno rezygnować z czegoś, co daje nam przyjemność, nawet jeśli jest to robione kosztem innych. I jaką byłam popieprzoną, zagubioną siedemnastolatką, która sama nie wiedziała co robić, bo wszystko co do tej pory wykonywałam było nieodpowiednie oraz niestosowne. Grzech za grzechem, poczucie winy przeplatane utrapieniem i lista powodów, dla których powinnam trafić do piekła. Do męki, gehenny, pandemonium ognia oraz siarki. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, iż ona się szerzyła.
Wytarłam z policzków wierzchem dłoni łzy, które zdążyły zmoczyć moje nagie uda i krótkie jeansowe spodenki. Nieco bardziej uspokojona wzięłam głęboki wdech, a następnie ponownie odblokowałam komórkę, której ekran był mokry. Wytarłam go kawałkiem bluzki i weszłam w listę kontaktów, zjeżdżając do literki A.
Agustin.
I choć każdy sygnał wydawał mi się mijaną godziną, tak po kilku sekundach usłyszałam ochrypnięty, lecz zdenerwowany głos chłopaka, a za nim głośne dźwięki.
– Halo?
– Cześć, Agus – przywitałam się cicho i odchrząknęłam. – Jesteś może w domu?
– W tym momencie nie – westchnął ciężko, a w tle usłyszałam przejeżdzające samochody. – Zapewne też do jutra rana mnie nie będzie. Coś się stało? – zapytał, gdy ja zagryzłam wnętrze policzka i odliczyłam w myślach do dziesięciu. Ostatni raz wzięłam odetchnęłam, przymykając powieki.
– Jesteś w stanie po mnie przyjechać?
To było tak cholernie głupie. Moja postawa oraz to, jak bardzo lgnęłam do chłopaka, który jasno dał mi do zrozumienia, iż mnie nie potrzebuje. Że tylko zatruwam jego powietrze swoją nachalną osobą, a on sam potrzebuje większego spokoju i odpoczynku od wszystkiego wokół. Jednakże ja byłam głupią dziewczynką pragnącą tylko jego szczęścia oraz widoku radosnej jego osoby, gdy rzuca do mnie słodkimi słówkami i dwuznacznymi tekstami. Bo taka byłam.
Idiotyczną, a także upierdliwą hipokrytką, której brakowało w życiu osoby takiej jak on, mimo, iż on mnie nie chciał. Byłam jak pierdolony bumerang, wracający, kiedy on stwierdzi, że chciałby znów poprzebywać w mym towarzystwie. Bo ja do niego wracałam zawsze. I nawet jeśli wbiłby mi nóż prosto w serce, ja bym wróciła.
Bo taka już byłam.
– Jest po północy i prosisz mnie abym po ciebie przyjechał? – wyczułam tę kpinę oraz zdziwienie w jego głosie, dlatego przetarłam twarz wolną dłonią. – Gdzie ci tak prędko?
– Do waszego mieszkania.
W tamtym momencie zapadła głucha cisza przerywana jedynie naszymi przyspieszonymi oddechami, a także innymi bodźcami zewnętrznymi. Jednak to mnie nie interesowało, ponieważ swoją uwagę skupiałam na tym, jakiej odpowiedzi się już za sekundę doczekam. Wiedziałam, że tymi słowami wywołałam napiętą atmosferę między nami, lecz co mogłam poradzić na to, iż pragnęłam znaleźć się teraz jak najbliżej chłopaka, który poprzewracał mi w głowie. Dlatego przełknęłam ślinę z mieszanymi myślami, nad którymi nie mogłam się skoncentrować choć chwilkę, bo ciągle miejsce obecnej zajmowała kolejna. Pokrótce jednak usłyszałam to typowe dla niego westchnięcie. Wtedy już się domyśliłam, iż jest źle. Bardzo źle.
– Wiesz, jak wygląda sytuacja – usłyszeć można było jego rozgoryczenie tym wszystkim, co działo się zaledwie dwie godziny temu.
– Wiem – przytaknęłam. – Dlatego chcę tam jechać. Zobaczyć czy wszystko w porządku. Zobaczyć... jego.
Ostatnie słowa wyszły z mego gardła z trudem. Szeptem je wypowiedziałam, conajmniej jakbym bała się reakcji samego Agustina, który był dla mnie kimś na wzór starszego brata. I znów wywołałam nieprzyjemną dla mych uszu ciszę, jednak po niecałej minucie została ona przerwana jego niskim barytonem.
– Nie wiem czy to najlepszy pomysł, malutka – westchnął, gdy ja poczułam gdzieś ukłucie pośrodku klatki piersiowej. – Jest w totalnej rozsypce.
– Tym bardziej muszę tam być – odrzekłam twardo. – Poza tym, nie wiem niczego, co się stało. Jestem cholernie bezradna, a ta pieprzona niewiedza mnie zaczyna przytłaczać. Mam prawo wiedzieć, o co temu mężczyźnie chodziło, zwłaszcza, kiedy chodziło mu o mnie. Nie chcę żyć, nie wiedząc, co się stało. Agus, nie chcę – z każdym słowem mój głos drżał, a także załamywał coraz bardziej, aż w końcu stał się on szeptem. Ta pieprzona monotonia była najgorszym z możliwych wyborów, jednakże co mogłam zrobić, wiedząc, iż brunet, na którym kurewsko mocno mi zależy siedzi w domu w okropnym stanie, a jego przyjaciel nie jest przekonany do mojej wizyty u niego. Dopiero po krótkiej chwili, która była dla mnie wiecznością, do moich bębenków trafił jego niski baryton.
– Masz rację – westchnął prawie że bezgłośnie. Ja za to odetchnęłam głęboko i przymknęłam na moment powieki, by uspokoić swe oszalałe serce, które pragnęło wyskoczyć z klatki piersiowej. – Ale nie ode mnie. Ode mnie niczego nie wyciągniesz, Karol i nawet na to nie licz, bo nic ci nie powiem. Nie mogę.
– W takim razie jadę do niego – poinformowałam twardo i zacisnęłam w pięści kawałek pościeli.
– Nie rób się śmieszna. Jest po północy, nie masz jak tam dojechać. Poza tym, masz tylko siedemnaście lat, rodzice cię z domu nie wypuszczą, odpuść sobie – odparł. – Przejdzie mu.
– Słyszysz się, Agustin? – uniosłam nieco głos z powodu nadchodzącej irytacji przeplatanej żałością. Jak mógł w ten sposób podchodzić do sprawy, która nie wyglądała wcale na zwyczajną i o której nie można by było zapomnieć po kilku dniach. On za to tylko jęknął. – Jesteś jego najlepszym przyjacielem, życie byłby w stanie za ciebie oddać, a ty odwalasz takie gówno – skwitowałam, kręcąc powoli głową. – Jadę do niego, czy tego chcesz czy nie.
– Uwierz, że ja też bym zrobił dla niego wszystko. Cały czas robię. Nawet w tym momencie.
Kolejno nie słyszałam już niczego, prócz zwykłego przerwanego połączenia, dlatego rozszerzyłam oczy i w szoku odsunęłam komórkę od ucha. Spojrzałam na ekran, a na nim widoczny był ekran początkowy, więc dźwięk wydobyty z mojego gardła był warknięciem z niedowierzania. Oburzona jeszcze bardziej niż poprzednio, wstałam z łóżka, odrzucając komórkę na pościel i podeszłam do wiszącego na ścianie lustra, aby przejrzeć się w nim ostatni raz. Od momentu gdy przyszłam do domu nie zdołałam ściągnąć moich dzisiejszych ubrań, dlatego miałam na sobie krótkie szorty oraz białą bluzkę wsadzoną w środek. Przeczesałam palcami potargane włosy, a później związałam je w luźnego kucyka, z którego powyłaziło mnóstwo pojedynczych kosmyków. Z komody stojącej obok wyciągnęłam białe skarpetki i wcisnęłam je na stopy, po czym wyszłam bezgłośnie z pokoju. Wszyscy mieszkańcy pochłonięci byli snem, toteż zachowywałam się jak mysz pod miotłą, kierując swoje malutkie kroczki do sypialni Julio, przed którą drzwiami po sekundzie się znalazłam. Konspiracyjnie zapukałam, aby po chwili pociągnąć za klamkę oraz przekroczyć próg jego oazy.
Chłopak leżał w tej samej pozycji, co jeszcze ja kilka minut temu z komórką w dłoni. W jego pokoju panowała totalna ciemność, on sam przebrany był w rzeczy do spania, a kiedy mnie usłyszał, jego wzrok automatycznie powędrował na moją osobę. Później jednak z powrotem skupił się na swoim telefonie, a ja weszłam w głąb pokoju, zamykając za sobą drewnianą powłokę.
– Śpisz? – spytałam głupio, więc zbiłam sobie szybko mentalną piątkę z czołem. Brunet przewrócił oczami, ciężko wzdychając, a następnie odłożył telefon, skupiając swe ciemne ślepia na mojej osobie.
– Z tego co widzisz, to nie – odparł sucho. Ja za to po cichu podeszłam do jego łóżka, siadając na nim.
– Zawieź mnie do niego.
Często wypalałam znienacka oraz bez owijania w bawełnę, tak jak i teraz, dlatego mój brat z początku posłał mi pytające spojrzenie, jednak szybko zmienił swój wzrok na taki, jakby patrzył conajmniej na idiotę. Nie było moją winą to, iż nie potrafiłam siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż ludziom na którym mi przeokropnie zależy przejdą chwilę słabości, a ich problemy rozwiążą się ot tak. Bo ja lubiłam wspomagać moich bliskich, a już na pewno w momencie, gdy wiem, że nie jest to żadna błahostka, nawet jeśli nie wiedziałam na co się piszę oraz o co konkretnie chodzi.
– Jesteś głupsza niż przypuszczałem – skwitował pod nosem i kiedy ponownie chciał chwycić komórkę, chwyciłam za jego dłoń, przez co jęknął bezsilnie. – Co?
– Zawieź mnie do niego – powtórzyłam tym razem nieco głośniej. Pragnęłam ujrzeć jego osobę, sprawdzić w jakim cholernym stanie się teraz znajduje, a także jak bardzo musi być źle z nim samym, gdyż nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Julio jedynie wywrócił oczami, zaciskając wargi w wąską linię, podczas gdy ja nieprzerwanie mierzyłam go zimnym wzrokiem.
– Jak ty to sobie wyobrażasz, huh? – uniósł głos, co mnie zszokowało, jednak mój wyraz twarzy pozostawał bez zmian. – Jest wpół do pierwszej w nocy, rodzice śpią i o niczym nie wiedzą, a ja mam cię zawieźć na drugi koniec miasta, bo taki masz kaprys – skończył dobitnie, toteż z niedowierzaną miną na niego zerknęłam.
– Ja mam taki kaprys? – niemal krzyknęłam z nadmiaru kumulujących się we mnie emocji. Moje oczy się rozszerzyły, a bicie mego serce stało się nierównomierne. – Cholernie się martwię o was. Straszliwie, jednak Agustin mnie zlał, ty także teraz to robisz, przy okazji mnie obrażając, a osoba, na której wszystko się odbiło oraz jest w totalnej rozsypce, siedzi teraz sama w domu w pierdolonych czterech ścianach. W dodatku nie mam możliwości skontaktowania się z nim, ponieważ po tym, jak oznajmiłam, iż cholernie się o niego martwię, olał mnie, blokując wszędzie, gdzie to możliwe. Tak po prostu. ZABLOKOWAŁ MNIE.
To w jakim aktualnie pozostawałam stanie było przeogromnym zdziwieniem dla mojego brata, ponieważ w trybie natychmiastowym zmienił swoją postawę. Zachowywał się tak, jakbym była jego matką, która właśnie daje wykład swojemu synowi, bo coś przeskrobał. Dlatego też bez słowa wstaliśmy, brunet przebrał się, ogarnął, a ja w między czasie uspokoiłam swoje oszalałe serce, czekając na niego na dole w ogrodzie.
I nawet nie wiem, w którym momencie znalazłam się pod niezbyt ładną kamienicą chłopaka, który potrafił mnie zignorować w ciągu jednej sekundy, a dla którego ja jechałam przez calutkie miasto, bo był w fatalnym stanie. Więc tak, bez wątpienia nasza relacja była toksyczna, lecz tak jak zalewała się trucizną, tak ją kochałam i oddałabym wszystko, by móc być blisko niego i cieszyć się każdą chwilą spędzaną u jego boku. Westchnęłam ociężale, stojąc w jednym miejscu od ponad pięciu minut w środku nocy, w dość niebezpiecznej dzielnicy, bez nikogo, podczas gdy Julio odjechał, prosząc mnie abym po rozmowie od razu do niego zadzwoniła, a on sam będzie krył mnie przed rodzicami. Oczywistym było to, iż nie zawiodę się na tym bezmózgim idiocie, jednak zanim całkowicie mnie wesprze, zawsze musi ponarzekać oraz dać swoje kazanie, a ostatecznie i tak ulec oraz mi pomóc.
Dlatego ostatni raz przymykając powieki, przeniosłam swoje ciężkie kroki w stronę klatki schodowej. Wcisnęłam odpowiedni kod na domofonie, a kiedy do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk, pociągnęłam za klamkę i przeszłam przez próg. Wpełzłam na pierwsze piętro kamienicy, mijając po drodze obdarte ściany, jak i również brud na schodach, jednakże jakie to miało dla mnie w tym momencie znaczenie, skoro wiedziałam, iż człowiek, na którym mi najmocniej zależało, siedzi za pierdolonymi drzwiami i nie wie co ma ze sobą zrobić. Boże, byłam tak cholernie naiwna, a i tak gnałam do niego na kolanach. Bo nie potrafiłam się od niego odwrócić i postąpić inaczej. Byłam dla niego, nawet jeśli on nie był dla mnie.
Stanęłam naprzeciw powłoki wykonanej z jasnego drewna, która u góry miała numerek „5". Przez chwilę jeszcze się wahałam, czy dobrze robię, jednak doszłam do wniosku, że co ma być, to po prostu będzie, więc bez dalszych namyśleń, zapukałam dwa razy i wzięłam głęboki wdech. Charakterystyczny odgłos przerwał dudniącą w uszach ciszę, toteż mimowolnie ogarnął mnie stres, jak również chwila zawahania. Zagryzłam wnętrze policzka, kiedy moje dłonie niespodziewanie zaczęły się pocić, a serce przyspieszyło swego bicia. Wtedy usłyszałam tylko przekręcanie klucza w zamku i stało się.
W progu drzwi stanął on.
Miałam wrażenie, jakbyśmy znajdowali się w przeklętej bańce, w której czas nie ma najmniejszego znaczenia. Och, to uczucie, kiedy mogłam ujrzeć go na nowo, jednakże to, co dostrzegłam, było dla mnie czymś przyprawiającym mnie o ból nie do zniesienia. Czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi z piersi serce, a później w bestialski sposób przebił je na wskroś żelaznym sztyletem. Jego osoba, a raczej to, co z niej pozostało wywoływało we mnie tak wiele sprzecznych, negatywnych emocji, iż poczęłam coraz płyciej oddychać, a w kącikach mych oczu powolutku sączyły się pierwsze łzy. Wyglądał tak, jakby stracił resztki człowieczeństwa, jego dusza się ulotniła, a przede mną stało tylko i wyłącznie blade ciało pozbawione jakichkolwiek emocji. Dlatego też moje wargi automatycznie się uchyliły, a ramiona opadły wzdłuż tułowia z bezradności. I wtedy dotarło do mnie coś przerażającego, czego nie chciałam początkowo do siebie dopuścić.
On był po prostu martwy.
Te pieprzone loczki, które każdego dnia i o każdej porze były ułożone w idealnym stanie, tak teraz były potargane oraz porozrzucane na wszelkie strony. Jego zmęczone, podkrążone i calutkie przekrwione oczy, gdzie w ich kącikach znajdowały się pojedyczne łzy, którym nie chciał pozwolić wyjść na zewnątrz. Opuchnięte, czerwone wargi. Nawet one były nijakie, zwyczajnie puste oraz bezwartościowe, mimo, iż zawsze wydobywały się z nich szczeniackie teksty. Och, dobry Boże, jego wyprana z jakiejkolwiek emocji twarz, ta postura oraz uginające się pod nim kolana, gdy opierał swe ciało na powłoce drzwi i ledwo utrzymywał na prostych nogach. Biała koszulka luźno spoczywającą na jego umięśnionej klatce piersiowej, a także spodenki w kolorze czerni przed kolano, podczas gdy jego stopy były gołe. Nawet nie wiem, w którym momencie zasłoniłam buzię dłonią, kiedy on pusto wpatrywał się w moje szklane tęczówki. To w nich pragnęłam tonąć każdego dnia, a teraz? Och, teraz one były bezdenną nicością, wyblakłe oraz próżne, pozbawione jakiegokolwiek blasku. Chryste, na jaką cholerę ja tak długo zwlekałam z tym, by się tu pojawić, by być blisko niego, dlaczego, za jaką cenę doprowadził się do tak piekielnej miernoty tylko ze względu na dzisiejsze, tajemnicze oraz niespodziewane spotkanie z czarnowłosym mężczyzną? Gdzie mój kretyn, z którym mogłabym się wyzywać przez calutki dzień, a później pożerać pocałunkami, kończąc finalnie w jego, bądź mojej sypialni? Gdzie się podział Ruggero, którego znałam przez cały ten czas? Gdzie mój Ruggero?
– Jeśli przyszłaś tylko po to, by zgrywać martwiącą się dziewczynkę, która nie wie co robić ze swoim życiem, tak wyjdź i nie wracaj. Obędzie się bez ciebie.
I wtedy dotarł do mnie ten wstrętny odór alkoholu, papierosów, a także wyczuwalnej marihuany, dlatego też pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach. Do tej pory wstrzymywałam powietrze w płucach, więc kiedy postanowiłam odetchnąć głęboko oraz cicho zaszlochać, poczułam ukojenie, ale wraz z nim rosnący ból w klatce piersiowej. Sceptycznie obserwowałam jego postawę, lecz prócz zwykłej obojętności, która rozrywała mnie z każdą sekundą coraz bardziej oraz braku emanującego do tej pory od niego ciepła, nie dostrzegłam nic. Był on zwyczajnym wrakiem człowieka, pieprzonym manekinem na wystawie. I choć desperacko pragnęłam dojrzeć w jego wyblakłych oczach ten promyczek nadziei, tak go nie było.
– Co ty ze sobą zrobiłeś... – wyszeptałam fanatycznie, wycierając powoli wierzchem dłoni mokre policzki, a także zaciągając nosem. On za to tylko roześmiał się gorzko, a jego śmiech był jednym z najbardziej przerażających rzeczy, które zdołałam usłyszeć.
– Co ja ze sobą zrobiłem? – cyniczność zawładnęła moim ulubionym dźwiękiem, jakim był jego głęboki baryton. Wpatrywałam się w niego zmieszana, aż on głośno czkając, skończył swoją odpowiedź. – Nic, Karol. Ja taki już jestem. Pustym, a także bezuczuciowym gnojem, którego nie obchodzą inni, bo myśli tylko o sobie i o swoich zachciankach. Prawda? – wiedziałam, że jego słowa mają drugie dno, lecz ja próbowałam myśleć inaczej, łudzić się, iż tego nie powie, jednak jakie były tego marne szanse. – Czy to nie ty czasem zawsze tak mi powtarzałaś? Że nie liczę się z innymi, bo jestem pierdolonym egoistą. Czy tak nie było?
– Przestań, proszę – wyszeptałam z ledwością. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, iż mimo nigdy tak nie myślałam poważnie, to tak mówiłam.
– Powiedz to – zmrużył swe przekrwione oczy i przytrzymał się klamki, kiedy prawie upadł na ziemię z powodu przedawkowania alkoholu, jak również innych używek. Pokręciłam z politowaniem głową, zaciskając mocno powieki. – Wykrzycz to do cholery! – uniósł głos, powodując moje nagłe wzdrygnięcie z przerażenia i czknął głośno, przewracając się na przeciwległą ścianę, o którą się wsparł. Ja za to zaciągnęłam mocno nosem, a następnie uniosłam hardo głowę, patrząc na niego załzawionymi tęczówkami i krzyżując z jego opuchniętymi oczami spojrzenie.
– Nie próbuj mnie do siebie zniechęcić, abym tylko cię zostawiła w spokoju – powiedziałam łamiącym się głosem, kiedy zimne poty zalały moje plecy, a dreszcz przeszedł po rdzeniu. – Nigdy tego nie zrobię.
– Czego ty w sumie oczekujesz ode mnie? – przechylił głowę delikatnie, z trudem utrzymując się na prostych nogach i spojrzał na mnie spod swych ciemnych rzęs.
– Prawdy – odparłam szczerze. I znowu jego gorzki, apatyczny śmiech, który przyprawiał mnie o mdłości.
– Powiedzieć ci ją? – spytał retorycznie. – Nie obchodzisz mnie. Tak jak twoje zasrane zachcianki oraz to, iż za każdym razem gdy mnie widzisz, rozkładasz nogi. Jak nisko trzeba upaść, Karol, by oddać się chłopakowi, którego nie znasz, a także nie obchodzisz? Niżej, niż obecnie się znajdujesz.
I wtedy już nie wytrzymałam, dlatego patrząc mu prosto w oczy, wybuchłam płaczem, jednocześnie czując jak każda część mega ciała drży. Nie wiem dlaczego tak bardzo trzęsłam się z bólu, podczas gdy on stał obojętnie naprzeciw mnie, lustrując moją postawę próżnym, wypranym z jakiejkolwiek emocji wzrokiem. Zawzięcie mu się przyglądałam, pragnęłam dostrzec jakiekolwiek uczucie, lecz prócz tego, dostrzegłam bezdenną nicość. Apatyczność oraz wyblakłą twarz, która pałała do mnie zawsze radością i zaczepnością. Teraz tego nie było. Nie było niczego.
– Jeśli już się wypłakałaś, możesz odejść.
Kolejne słowa dochodzące do mnie echem, odbijające się o me bębenki, docierające niczym za gęstą mgłą. Nie miałam już czym płakać, a powietrze łapałam z trudem, czując rozchodzącą się po mym wnętrzu szkaradną żałość. Z boleścią wytarłam mokre policzki, a także opuchnięte oczy i wbiłam w niego swoje rozpaczliwe spojrzenie, podczas gdy jego postura była nieustannie taka sama. I choć pragnęłam w tym momencie się poddać, a później odejść, tak jak on zażądał, tak moja podświadomość krzyczała, abym postąpiła inaczej. Bym nie pokazywała, jak bardzo mnie zranił i aby nie udało mu się to, co zamierzał. A on po prostu nie chciał, żebym oglądała go w chwili jego słabości.
– Wiesz co? – zapytałam tuż po uniesieniu wysoko głowy. On za to posłał mi znudzone, a także pytające spojrzenie, kiedy ja wzięłam ostatni głęboki wdech i wlepiłam w niego nad wyraz zielone tęczówki. – Nie pierdol głupot o tym, że cię nie interesuję. Bo obchodzę i to dużo – uniosłam głos, nabierając nieco pewności siebie.
– Jesteś w błędzie – skwitował gorzko.
– Nie, nie jestem, Ruggero i oboje to wiemy.
– Odejdź – wysapał przez zaciśnięte zęby, po czym zacisnął dłonie mocno w pięści, do momentu gdy na ich zewnętrznych stronach uwidoczniły się granatowe żyły. Później zmrużył oczy, próbując przygwoździć mnie swym zimnym wzrokiem do ziemi, jednak to nie zadziałało, dlatego zarzuciłam ręce na klatce piersiowej.
– Nie chcesz bym odeszła – odparłam, tak jak na moją upartą oraz haniebną postawę przystało. – Potrzebujesz mnie i doskonale o tym wiesz, ale boisz się do tego przyznać.
– Nie potrzebuję nikogo do szczęścia, a w szczególności ciebie – wymamrotał pod nosem, spuszczając głowę i wbijając swoje spojrzenie żelaznych tęczówek w ziemie. – A teraz idź stąd zanim powiem ci jeszcze gorsze rzeczy.
Prychnęłam pod nosem.
– Nawet jeśli zmieszasz mnie z błotem, wyzwiesz od najgorszych szmat, tak ja tu będę stać i czekać aż łaskawie mnie dopuścisz do siebie.
Uderzył zaciśniętą pięścią z całej siły w ścianę, o którą się podpierał i uniósł prędko głowę z wściekłym wyrazem twarzy, gdy ja podskoczyłam w miejscu na tak gwałtowny oraz niespodziewany ruch.
– Idź stąd i po prostu nie wracaj! – wykrzyczał wprost w moją twarz. – Czego kurwa nie rozumiesz w tak prostych słowach?!
Tylko wywróciłam oczami i oparłam ciężar swego ciała na jedną nogę.
– Nie pójdę – wzruszyłam ramionami.
– Wiesz co? – wściekłość pomieszana wraz z cynicznością objęła kontrolę nad jego zachrypniętym głosem od ciągłych krzyków. Zerknęłam na niego, przybierając na twarz obojętną minę i zaciągnęłam nosem, kiedy odbił się od białej ściany. – Już mnie to nie obchodzi, możesz sobie robić co ci się żywnie podoba!
I odwrócił się chwiejnym krokiem na pięcie, ruszając w głąb domu, a mi zatrzaskując z hukiem drzwi przed nosem. Dźwięk był tak cholernie głośny oraz mocny, iż przez kolejną dobrą minutę roznosił się echem po całej klatce schodowej, obijając o każdą pojedynczą ścianę. W szoku obserwowałam przed sobą ładne, jasne drewno, kiedy zostało ono zamknięte jakiś czas temu. Stałam w bezruchu, niczym słup soli, nie wiedząc co się właśnie stało, bo to co on zrobił było kolejnym ciosem poniżej pasa, dlatego pomrugałam kilkakrotnie, w końcu trzeźwiejąc. Ciężko było mi wszystko poskładać w całość, więc kiedy zdołałam to osiągnąć, rozszerzyłam oczy, rozdziawiając jednocześnie wargi, a następnie mrużąc gniewnie oczy, patrząc na drewnianą powłokę.
On mi zamknął drzwi przed nosem.
– Ty kutasie – mruknęłam sama do siebie, po czym ruszyłam w ich stronę i szarpnęłam za klamkę, pchając z całej swej siły. Nic mnie w tym momencie nie interesowało, prócz tego, iż nie będzie mnie tak okropnie traktować. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Żaden frajer nie będzie mną pomiatał, a już na pewno nie on, kiedy przyszłam tu z własnej woli!
Siła z jaką drzwi uderzyły o ścianę była niewytłumaczalna, dlatego też z powrotem się one za mną zamknęły. Pędem ruszyłam w stronę dobrze znanego mi salonu i kiedy się w nim znalazłam, jego zaskoczenie było równe zenitu. Bacznie mi się przyglądał swymi czarnymi ślepiami, kiedy wokół niego był istny bałagan. Mimowolnie zrobiło mi się niedobrze z powodu smrodu w mieszkaniu, więc przyłożyłam dłoń do buzi z trudem powstrzymując odruch wymiotny, podczas gdy on wstał z kanapy i prawie ponownie na nią upadł, mierząc mnie zimnym wzrokiem.
– Tu nawet nie ma czym oddychać – wymamrotałam, a potem szybkim krokiem wyruszyłam w stronę balkonu oraz okna, które otworzyłam na oścież.
– Jasne, czuj się jak u siebie! – warknął wściekle.
Odwróciłam się w jego stronę, zauważając iż kolejny raz siedzi rozłożony na kanapie, trzymając w dłoni litrową butelkę, która była prawie pusta. I dopiero wtedy do mnie dotarło, co on najlepszego wyczynił pod nieobecność Agustina, którego wywiał wiatr. Wypił litr na głowę czystej gorzały, o ile nie było jej więcej, aby tak rozwiązać swój problem, którego nie dało się rozwiązać. Na stole porozrzucane były puste paczki fajek z czego trzecia leżała obok niego na kanapie w połowie pusta. Także dostrzegłam swym zamglonym wzrokiem, kiedy badałam pomieszczenie, leżące na ławie puste woreczki, wyglądające conajmniej na takie po narkotykach, dlatego też z nieopisaną złością, jak również załamaniem, zacisnęłam dłonie w pięści, ruszając w jego stronę.
– Mogę wiedzieć coś ty najlepszego ze sobą zrobił?! – krzyknęłam, nie próbując hamować swego gniewu nasilającego się coraz bardziej, gdy nic z moich słów sobie nie robił i popijał dalej tę pierdoloną wódkę. On mnie ignorował. – Teraz przeszedłeś na tryb zlewania mnie?! Odpowiedz mi! – kolejny krzyk, który wydobył się z mojego osuszonego gardła, więc przełknęłam ślinę, by je nawilżyć, podczas gdy on przeniósł na mnie swoje lodowate spojrzenie.
– Gdyby nie ty, wszystko byłoby prostsze – wycedził przez zaciśnięte zęby, kiedy z moich ust wydobyło się głośne, ironiczne prychnięcie, gdyż nie miałam już na niego siły.
– Teraz zwalasz winę na mnie, po tym, jak doprowadziłeś się do... – wskazałam dłońmi na jego postawę. – Tego czegoś?!
– Tak, właśnie tak.
Każdą część mojego organizmu zalewała niepohamowana złość, mogę się wręcz założyć, że jad wychodził mi uszami, ponieważ w jaki cholerny amok wpadłam, było dla niego równie mocnym zaskoczeniem co dla mnie. Szarpnęłam za tą pieruńską butelkę i pędem powędrowałam do kuchni, nie oglądając się za siebie oraz unikając jego krzyków. Tuż po sekundzie stanęłam przed umywalką i przechyliłam naczynie, z którego wylewał się alkohol, po czym wsadziłam butelkę prosto do śmieci.
– Przestaniesz w końcu ingerować w moje życie?! – krzyknął na mnie, kiedy tylko przyczłapał się do tego samego pomieszczenia. Okręciłam się w jego kierunku. – Udajesz zatroskaną dziewczynkę, a później przychodzisz jak gdyby nigdy nic do mojego mieszkania i robisz w nim co zechcesz!
– Gdybyś nie zachowywał się jak pierdolony dzieciak, wszystko byłoby łatwiejsze! – odwarknęłam i zadarłam mocno głowę, gdyż stanął naprzeciw mnie w niewielkiej odległości.
– Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym nigdy cię nie poznał.
Miałam wrażenie, jakby ktoś przyłożył mi prosto w twarz zimnym kubłem wody. Oberwałabym z pięści, bądź spadła z dużej wysokości, łamiąc wszystkie kości po kolei, kiedy ból rozprzestrzeniałby się po całym mym martwym ciele. Jak za gęstą mgłą dotarły do moich uszu jego słowa, gdy w jego oczach gościła chęć mordu oraz zwyczajny żal. Tylko najgorsze w tym wszystkim było to, iż ja nie wiedziałam, dlaczego zachowywał się w ten sposób oraz dlaczego ranił mnie z mijanymi chwilami coraz mocniej. I choć moje oczy zrobiły się niemal szklane, tak zadarłam głowę z widoczną nonszalancją i obojętnością, przybierając kamienny wyraz twarzy.
– Jesteś żałosny – wysyczałam w jego wargi, a później odpychając go od siebie delikatnie, by nie mógł upaść, przeszłam do salonu. Podeszłam do szklanej ławy, na której znajdował się bałagan i poczęłam zbierać wszystkie puste opakowania po papierosach, jak również narkotykach. Chwilę mi to zajęło, aż się wyprostowałam i napotkałam z jego sylwetką stojącą niedaleko mnie.
– Robisz za moją sprzątaczkę? – zapytał ze słyszalną kpiną, gdy z włożonymi rękoma w kieszeniach swoich czarnych spodenek, zaśmiał się sztucznie. – Szkoda, że jesteś taka tania.
– Widzę, że już ci się zmienił humorek – parsknęłam pod nosem, ponownie przechodząc do kuchni, w której wszystko wyrzuciłam do kosza. Chwilę potem byłam w salonie.
– Po prostu mi cię żal – wzruszył nonszalancko ramionami, po czym skrzyżowaliśmy spojrzenie. – Jesteś w chuj naiwna.
– Miło mi to słyszeć – posłałam mu cyniczny uśmiech, na który zareagował tym samym.
– Dziwię się Maxi'emu, że jest z taką... jak ty – dokończył prześmiewczo przez cały czas nie próbując włączyć swego człowieczeństwa, podczas gdy ja już tego nie wytrzymałam i uderzyłam pięścią w stół, na co aż sam się wzdrygnął, posyłając mi zaskoczone spojrzenie. – Uspokój się, bo mi ławę rozbijesz. Kosztowała więcej niż twoje całe żałosne życie – zaśmiał się głośno, ukazując białe zęby, kiedy stało się to.
– Siadaj! – wrzasnęłam na całe swoje gardło. I chyba bardziej zdziwionej oraz zdezorientowanej jego miny nie widziałam, gdy przyszpiliłam go swymi rozwścieczonymi tęczówkami do pobliskiej ściany. Tak podskoczył w miejscu, aż prawie upadł na tę zimną posadzkę. Już mnie nie interesowało nic. Byłam w istnym amoku, para z uszu mi leciała, a z ust jad, którym miałam ochotę go zatruć, a później spalić żywcem jego ciało. Wbiłam w niego ociekające gniewem spojrzenie, moje oczy wręcz płonęły, a bólu który pozostawiałam na wewnętrznych częściach swych dłoni poprzez wbijane paznokcie w skórę, nie byłam w stanie odczuć.
– Co?
– Siadaj, do kurwy i nawet nie próbuj protestować, bo zaraz cię przywiąże do tej pierdolonej kanapy, a potem zacznę stosować najgorsze z możliwych tortur! Wtedy gówno będzie mnie interesować, czy cokolwiek poczujesz, bądź nie, bo zachowujesz się teraz jak zwykły kutas, który uważa, iż może pomiatać każdą dziewczyną, której na nim zależy, a więc siadaj kurwa mać i zamknij w końcu swój pysk, bo sama ci go zamknę!
Kończąc swój wywód, wzięłam głęboki wdech, a następnie przymknęłam na momencik powieki, by uspokoić swe oszalałe serce, które pragnęło wyskoczyć z klatki piersiowej. Poluźniłam uścisk dłoni, zerkając na nie i dostrzegłam, jak na ich wewnętrznych stronach były krwawe ślady półksiężyców. Później była już tylko cisza przerywana moim płytkim oraz przyspieszonym oddechem, a na mym czole wyczuwalna duża, niebieska żyła, po której przejechałam opuszkiem palca. Pokrótce rozmasowałam obolałe skronie i uniosłam głowę, napotykając się z jego znieruchomiałą osobą. Patrzył na mnie bez żadnego ruchu, głęboko oddychał, co utwierdziła jego klatka piersiowa, która powoli się unosiła oraz opadała. Jednak po długiej chwili, gdy się nie odzywał, a jego postawa nie zmieniała się o milimetr, co zaczynało mnie drażnić, zmarszczyłam brwi i posłałam mu rozjuszone spojrzenie.
– Co?
– Usiądź mi na twarzy.
Z szokiem obserwowałam jego zmianę zachowania o sto osiemdziesiąt stopni. Marszcząc brwi, mierzyłam go przebiegłym wzrokiem, podczas gdy jego pozostawało niezidentyfikowane oraz należało do samego męczennika, kiedy jego oczy po raz pierwszy zabłysły dosłownie na ułamek sekundy. Lecz ja zdołałam dostrzec ten niebezpieczny, zarazem nadziei błysk, który tak szybko jak nastał, tak szybko się ulotnił, a jego tęczówki zrobiły się matowe.
– Chcę się z tobą kochać.
I znowu pozostawił mnie w osłupieniu, totalnym zdezorientowaniu po tych jakże niezrozumiałych dla mnie słowach, które uderzyły prosto w mą twarz niczym bumerang. Nawet nie wiem, kiedy stałam z rozdziawionymi a także spierzchniętymi wargami, wytrzeszczonymi oczami, którymi badałam jego twarz, lecz nic z niej nie mogłam wyczytać. Serce obijało mi się o żebra w tym samym czasie, co on postanowił postawić swój pierwszy ciężki krok w moim kierunku. Na chwiejnych nogach się przemieszczał przez cały prawie pokój, tkwiąc głęboko w moich oczach, aż w końcu zatrzymał się naprzeciw mnie i ułożył swe duże dłonie na mych spiętych ramionach.
– Jesteś piękna, wspaniała, masz tak dobre serce, pragnę cię, Karol. Chcę się z tobą kochać każdej nocy, zasypiać, bawiąc się twymi włosami w blasku księżyca, budzić u twego boku, a później zanosić śniadanie do łóżka, mówiąc jak bardzo cię pragnę mieć przy sobie. Chcę byś była moja, moja i tylko moja. Moja na zawsze.
Kilkakrotnie pomrugałam powiekami, gdy jego przekrwione, wyblakłe ślepia wpatrywały się w moje totalnie wytrzeszczone. Okej, to było coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała, dlatego mierzyliśmy się niezidentyfikowanymi spojrzeniami dłuższą chwilą, badałam jego twarz, maniakalnie doszukiwałam się cienia jakiejś emocji, lecz nic takiego nie znalazłam. Jednak dopiero po dłuższej chwili naszego stania bez ruchu w jednej pozycji, jego ślepia błysnęły iskierkami rozbawienia. Wtedy już wiedziałam, iż kolejny raz postradał wszystkie zmysły, a jego mimika twarzy, która mozolnie się zmieniała, utwierdziła mnie w przekonaniu, że kłamał.
– Byś musiała widzieć swoją minę – parsknął głośno, po czym zawył żałośnie, zamykając oczy i odchodząc ode mnie w pełni roześmiany, podczas gdy ja stałam znieruchomiała, patrząc uporczywie w jeden punkt. Leniwie przeniosłam wzrok na jego osobę, która ledwo utrzymywała się na nogach, gdy szedł w stronę kanapy, lecz w tamtym momencie coś do mnie dotarło.
Kolejny raz ze mnie zakpił.
– Ty skurwiały frajerze – bąknęłam pod nosem, bacznie mu się przyglądając.
Gniewnie zmrużyłam powieki i wtedy poczułam niepohamowaną złość, która z każdą sekundą obok tego kretyna się nasilała, dlatego też niemal pędem ruszyłam w jego stronę. Nawet nie zdołał się odwrócić, gdyż gwałtownie pociągnęłam go za białą koszulkę, niemal ją rozrywając na szczątki i niczym rakieta wystartowałam do łazienki, słysząc za sobą ciągłe jego jęki.
– Co robisz?! – jego głos przypominał zwyczajne piśnięcie należące do ośmioletniej dziewczynki. – Rozerwiesz mi koszulkę! – oburzył się, toteż zatrzymałam się, puszczając go, a on w między czasie poprawił ubranie znów uśmiechając od ucha do ucha w swój złośliwy sposób. Jednak tak szybko jak jego wargi się rozciągnęły, tak prędko znów mina mu zrzedła, gdy zbliżyłam się do niego i chwyciłam mocno za jego ucho. Ponownie go za sobą pociągnęłam, podążając do łazienki. – Ałaaa, Karol, kurwa!
– Nie chcesz po dobroci, to trzeba siłą – skwitowałam gorzko, po czym będąc przed odpowiednimi drzwiami, wtargnęłam niczym huragan do środka, pociągając za sobą chłopaka. Zatrzymałam się przed toaletą, pchając go w jej kierunku. – Klękaj.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, wykrzywiając usta w niesmaku oraz łapiąc się za swoje czerwone, obolałe ucho, które począł masować.
– Jesteś nienormalna – burknął na mnie, jednak ja nieugięta stałam z założonymi rękoma na klatce piersiowej i czekałam aż wykona moje polecenie.
– Klękniesz po dobroci czy znów mam to zrobić siłą? – spytałam z widoczną obojętnością. On jedynie posłał mi niezrozumiałe spojrzenie, a później prychnął pod nosem, co wyprowadziło mnie z równowagi. Znów złapałam go za to cholerne ucho, które skończył masować i pociągnęłam w stronę toalety, drugą dłonią otwierając klapę.
– Auć! Dobra, już dobra, zrobię to sam, puść mnie, wariatko! – wykrzyczał, próbując mi się wyrwać, jednak gdy tylko tego próbował, pociągałam mocniej.
Nie miał ze mną najmniejszych szans z powodu wypitego alkoholu, co dawało mi przewagę, a także satysfakcję, iż w końcu mogę sobie z nim poradzić. Brunet pokrótce odpuścił, gdy ja go puściłam, a później usiadł przy toalecie, opierając się o ścianę obok i zginając nogi w kolanach.
– Co zamierzasz? – zapytał, a jego głos tym razem był podłamany, co znacząco mnie zdziwiło, jednak pozostałam nieugięta. Wbiłam w niego swoje bezosobowe spojrzenie z zaciśniętymi wargami i coś we mnie pękło, gdy siedział tak cholernie niewinnie, bawił się palcami u swych dużych, męskich dłoni niczym mała dziewczynka, która coś przeskrobała. Jego głowa była delikatnie pochylona, a oczy po raz pierwszy coś wykazały. I było to coś naprawdę bolesnego, ponieważ w tych czarnych, wyblakłych ślepiach dostrzegłam pierwsze iskierki potencjalnego smutku oraz rozpaczy, a ich kąciki były wilgotne, jakby zaraz miał dać upust wszystkim swoim emocjom, które do tej pory tlił w sobie. Potrząsnęłam głową, by nie ulec, nie stać się znowu tą pieprzoną, uczuciową Karol, którą tak łatwo złamać. Bo nie chciałam kolejnej chwili słabości. Nie teraz, gdy on potrzebuje wsparcia.
– Zwymiotuj to wszystko, co w siebie władowałeś – oznajmiłam twardo po cichu wzdychając, by nie był w stanie tego usłyszeć. Także usiadłam na zimnej posadzce naprzeciw niego podczas gdy nasze stopy prawie się ze sobą stykały. Ciężko odetchnęłam, opierając się plecami o ścianę i przymknęłam powieki, odchylając głowę.
– Nie dam rady – usłyszałam jego ciężki baryton, a potem zaciągnął nosem, dlatego też zerknęłam na niego spod ciemnych rzęs.
– Ruggero – mruknęłam bezsilnie. – Musisz, w innym przypadku ja cię do tego zmuszę.
– Zmuś – wzruszył obojętnie ramionami, przelotnie na mnie spoglądając. – Już mi wszystko jedno.
Byłam pod ogromnym wrażeniem, jak jego postawa w mgnieniu oka się zmieniała. Był bipolarnym gnojkiem, który pierw mnie zwyzywał od najgorszych, zmieszał z błotem, sprawił, iż znów poczułam ból rozchodzący się mozolnie po mym organizmie, który zahaczał o każdy narząd w szczególności okaleczone serce. Później wybuch agresji, a kiedy postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, on najnormalniej w świecie począł ze mnie żartować, doprowadzając jednocześnie do jeszcze większego amoku. Cóż, a teraz? Teraz siedział całkowicie podłamany ze zwieszoną głową, a świat wokół go nie interesował. Nawet jeśli by przyszli tu teraz jacykolwiek przestępcy, on by nie drgnął, a swoją postawą odstraszyłby nawet najmroczniejszego mordercę. Bo kto by chciał odbierać życie człowiekowi, który i tak jest już zepsuty, a jego zdrowie psychiczne znajduje się na uszczerbku? W końcu sam by nie zniósł ciążącej presji i chwyciłby sznur, obwiązując wokół szyi.
Byłam już zmęczona. Zmęczona jego zachowaniem, moją słabością oraz tym, jak łatwo można było mnie zepsuć. Wystarczył ułamek sekundy wraz z kilkoma słowami, których nigdy by nie wymówił na trzeźwo. I szczerze powiedziawszy nie wiem co mnie bardziej przerażało. Że to co mówił mogło okazać się prawdą, czy pragnął mnie odtrącić od siebie, bym nie mogła oglądać jego chwili słabości. Tego, jak postanowił się poddać, chwytając po alkohol z najwyższej półki. Tego, że nie zawalczył. Wolał tlić w sobie wszystkie uczucia, zaszywając się w czterech ścianach, w samotności z butelką wódki w dłoni. Serce mi pękało na widok jego osoby. Kiedy zapukałam, a w drzwiach stanął nie on, a jego druga strona, którą była lichota. Zwykłe utrapienie, miernota, także moment załamania, gdy już nie miał siły nosić tego pieprzonego ciężaru na swych plecach, niczym męczennik podążający przez pustynię w poszukiwaniu za wodą. On szukał rozwiązania swego problemu. Wybrał alkohol, który nigdy nie był rozwiązaniem. Był jego przeciwieństwem.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że ja byłabym w stanie ściągnąć z niego ten ciężar i przypisać go sobie. Potrafiłabym cierpieć za niego w najgorszych mękach i męczarniach, by mógł poczuć ulgę. Tylko po to, by znów odzyskać mojego starego chłopca.
– Dlaczego płaczesz? – zamglonym wzrokiem podążyłam za łamiącym się, delikatnym basem, który powoli docierał do moich uszu. Parokrotnie pomrugałam, by oczyścić pole swego widzenia, a następnie wytarłam łzy ze swoich gorących policzków. Nie wiem, kiedy dopuściłam się takiego wydania, lecz teraz było mi już wszystko jedno, dokładnie jak jemu.
– Po prostu... – wargi zacisnęły się w wąską linię, a później parsknęłam przez napływające łzy i ozdobiłam je sztucznym uśmiechem. – To wszystko jest takie popieprzone – szepnęłam, kręcąc głową, po czym ją zwiesiłam.
Sama zaciągnęłam nosem, a kojąca cisza przyjemnie szmerała moje wnętrze, ponieważ od prawie godziny znów poczułam ulgę. Wrażenie, iż mogę wreszcie odetchnąć było jednym z najpiękniejszych uczuć tego dnia, dlatego finalnie dałam upust wszystkiemu. Słone łzy spływały po mych rozgrzanych policzkach, mój makijaż spływał razem z nimi, a mi ani trochę to nie przeszkadzało. Oparta o zimną ścianę z odchyloną głową i przymkniętymi powiekami, szlochałam cicho raz po raz ścierając ciepłą ciecz, która strumieniem spływała wprost do kącików mych opuchniętych ust. Nawet on się nie odzywał. Siedział potulnie po drugiej stronie naprzeciw mnie ze wzrokiem wbitym w ziemie, kiedy jego oczy widocznie się szkliły. On także był na skaju wytrzymania.
– Mogę z tobą?
I kolejny raz jego słowa uderzyły we mnie niczym fala nadchodzącego tsunami. Mój mglisty wzrok powędrował na jego osobę, aż napotkałam się z jego wyblakniętymi tęczówkami, w których tliły się pojedyncze łzy. Nie dowierzałam, jak ten człowiek potrafi zduszać w sobie każdą pojedynczą emocje, aż nadeszła chwila, gdzie poddał się bez walki. Choć nie, on dalej próbował zwalczać swe uczucia, wyłączyć człowieczeństwo, by pozostało tylko ciało, a dusza ulotniła w powietrzu. Pragnął pozostać twardym, bezuczuciowym człowiekiem, którego wybudowany wokół mur miał mu w tym pomóc. Lecz i tak upadł, poddał się oraz pozwolił mi być przy sobie w momencie, którego nigdy nie chciał. Bo on nie pragnął litości i współczucia. Pragnął samotności, a wtedy każdy z najmroczniejszych upiorów mieszkających w nim ujrzałby światło dzienne.
Zaszlochałam po cichu, odwracając głowę.
– Dlaczego? – zapytałam niemal niesłyszalnie. Wtedy stało się to, przed czym się wzbraniał. Po prostu po raz pierwszy zaciągnął nosem, a z jego oczu poleciały pojedyncze kropelki.
– Bo już nie daję rady – przyznał bez bicia, głośno i otwarcie. Następnie nasze rozpaczliwe spojrzenia się skrzyżowały, a ja głęboko utkwiłam w jego ślepiach, które wyrażały jedynie lament. – A ty dalej tu jesteś.
Westchnęłam ociężale.
– Każdy dobry przyjaciel zachowałby się tak na moim miejscu – wzruszyłam ramionami.
Kłamałam. Łgałam, jak ostatnia męczennica, prosząca pana o wolność. Lecz inaczej być nie mogło. Nie w tym życiu.
– Naprawdę uważasz mnie tylko za swojego przyjaciela? – zapytał podłamanym głosem. Zerkając na niego przelotnie, zacisnęłam wargi, czując jak moje policzki pomału zaczynały mnie piec.
– Przecież wiesz, że mi się podobasz – odparłam. Później odwróciłam wzrok, kiedy on intensywnie taksował mnie czekoladowymi tęczówkami, próbując wyczytać coś z mimiki mej twarzy.
– Rumienisz się – stwierdził.
Tym mocniej się zawstydziłam i przybrałam nieco obojętniejszy wyraz twarzy.
– To dobrze – odwrócił wzrok. – Bo ty też mi się podobasz. W każdej okazałości – zerknęłam na niego kątem oka kpiąco.
– Więc po co te wszystkie słowa? – wyrzuciłam ręce, a potem bezwładnie opadły na kolana, które podkurczyłam. On tylko przymknął oczy i odchylił mocno głowę, opierając ją o zimną ścianę.
– Bo to wszystko nie tak miało być – wyznał cichutko, po czym ukrył twarz w dłoniach, kiedy jego głos już totalnie się podłamał. – Miałaś odejść, zobaczyć, jakim jestem gnojem, a później odpuścić.
Prychnęłam pod nosem wycieńczona.
– Ale ja wciąż tu jestem – stwierdziłam beznamiętnie, wzruszając ramionami. Tuż po tym on przeniósł na mnie swoje spojrzenie, a głęboko w jego oczach dostrzegłam namacalną rozpacz, żal do drugiej osoby, conajmniej do mnie, jakbym była głównym powodem wszystkich jego zmartwień w życiu.
– Dlaczego? – wyszeptał finezyjnie, a później jego ślepia ponownie się zaszkliły. Nie wytrzymałam. Ten widok był jednym z najbardziej bolesnych obrazów w mej młodej egzystencji, dlatego zaciskałam mocno wargi, głośno oddychając, by się znowuż nie rozpłakać. Ktoś z naszej dwójki musiał pozostać silny.
– Tobie nigdy nie zależało? – parsknęłam pod nosem, kręcąc głową z widomym strapieniem wymalowanym na twarzy. Odchyliłam ją, po czym spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek w tym samym momencie, co on postanowił utkwić w moich tęczówkach.
– Zależało – odparł szczerze, a ja zagryzłam wnętrze policzka.
I znów nastała pomiędzy naszą dwójką przyjemna dla uszu cisza, która zakłócana była tylko i wyłącznie naszymi ciężkimi oddechami. Bez problemu mogłam usłyszeć jego szaleńcze bicie serca, pragnące wyskoczyć z klatki piersiowej. I nie mówię, że ja zachowywałam spokój, bo ta sytuacja równie mocno dla mnie była przytłaczająca. Choć nie wiedziałam, ile w życiu przeżył, tak wierzyłam, iż było naprawdę źle, co utwierdzała jego sucha postawa wobec wszystkiego wokół. Jednak ja nie naciskałam. Nawet jeśli oddałabym mu całą cząstkę siebie, a on mi w zamian nic, nie miałabym mu tego za złe. Nigdy.
– Kochałaś kiedyś? – jego bas wolno docierał do mych bębenków, aż w końcu spojrzałam na niego.
Noc wyznań.
– Bardzo dawno – wyznałam zgodnie z prawdą, ciężko wzdychając.
Prawie dwa lata temu związana byłam z ciemnoskórym chłopakiem o imieniu Lukas, którego darzyłam ogromnym uczuciem. I tak, to był pierwszy mój chłopak, a ja go pokochałam całą sobą, aż do momentu naszego rozstania. Szczerze powiedziawszy do dziś nie wiem, jaki był powód jego zmiany zachowania w stosunku do mnie. Opryskliwość, a także toksyczność, która widoczna była z daleka gołym okiem. Jego szacunek do mnie zanikał z czasem, aż finalnie utkwiliśmy w relacji, z której nie było zdrowego wyjścia. Bo kiedy w końcu zdecydowałam się na duży krok w stronę światła, tej nadziei, że jeszcze może być dobrze, popadłam w ciężki stan. I choć naprawdę nie było łatwo, tak wyszłam z tego cało, znajdując się aktualnie w tym miejscu.
Och, co za hipokryzja.
– A ty? – odbiłam pałeczkę, intensywnie na niego patrząc.
Zapadła chwilowa cisza.
– Kochałem. Na zabój.
Prędko wytrzeszczyłam oczęta, mierząc jego twarz przenikliwie wzrokiem, gdy on zwiesił głowę. Wszystkiego bym się spodziewała, jednak nie tego, bo... Jak taka osoba jak on, mógłby szaleńczo kochać innego człowieka? Chłopak z przypisanym mianem najprzystojniejszego w szkole, chodzącego ideału oraz dominanta. Dlaczego więc skoro żywił uczucie do drugiej osoby, zachowywał się tak sucho oraz obojętnie wobec ludzi? I choć było to dla mnie na ten moment zagadką, tak pragnęłam ją rozwiązać, zagłębić bardziej w jego historię dotyczącą szkaradnej przeszłości. Dać mu wsparcie oraz kredyt zaufania. Być blisko, kiedy by tego potrzebował.
Chłopak leniwie uniósł głowę. Wtedy jego oczy po raz kolejny się zaszkliły.
– I to był najgorszy błąd w mym życiu.
W szoku analizowałam jego słowa, którymi oberwałam prosto w twarz. Dlaczego? Co do cholery się stało, iż przybrał postawę obojętnego, pełnego cynizmu człowieka?
Moja podświadomość krzyczała.
– Jednak wiesz co jest jeszcze gorsze? – spytał, podczas gdy ja w ciszy na niego patrzyłam, czekając na ciąg dalszy. – Że historia zaczyna się powtarzać.
Zmarszczyłam zmieszana brwi.
– Dlaczego tak sądzisz? – on tylko zaśmiał się gorzko.
– Bo przez ciebie znów zaczynam czuć.
I przysięgam na miłość boską, że siedziałam jeszcze mocniej zdezorientowana, niż przedtem z biciem serca szybszym niż prędkość światła. On tylko ponownie zwiesił głowę, uśmiechając smutno. Ponownie. Znowu postawił mnie w ciężkiej, nie do zrozumienia sytuacji, w której nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Dlaczego? Dlaczego przeze mnie do cholery jasnej czuł? Wcześniej nie czuł? Czego nie czuł? I dlaczego on mi to powiedział? Tak wiele pytań mi pozostawił, którymi poczęłam się zadręczać. Miałam wrażenie, iż moja głowa za moment dokona wybitnej eksplozji, a serce wyskoczy z piersi. Nie wiedziałam co robić. Znów byłam bezsilna, a moje wnętrze płonęło żywym ogniem, kiedy zewnątrz wyglądałam niczym manekin na wystawie. Rozdziawiłam usta, aby z powrotem je zamknąć. Bladego pojęcia nie miałam co z siebie wykrztusić. Było to dla mnie coś okropnego, pozostawiona byłam w dwuznacznej sytuacji, która wyjścia nie miała.
– Czemu mi to mówisz? – wydusiłam szeptem, po czym odchrząknęłam i przełknęłam ślinę, gdyż zdażyło mi zaschnąć w gardle. I znów jego sztuczny śmiech.
– Sam nie wiem – posłał mi uśmiech człowieka bezwartościowego, który nie wie co ze sobą robić. Później wzruszył jedynie ramionami. – Może dlatego, że jestem pijany, spaliłem zioło, a później wypaliłem dwie paczki papierosów.
Zacisnęłam wargi w wąską linię, głośno wzdychając.
– W dodatku jestem śpiący, a siedzę przy otwartym klozecie, sam nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zabawne, co?
Jego cierpki śmiech łamał mi serce. Traciłam powoli siły, by oglądać go w tak koszmarnym stanie. Toteż zaciągając się świeżym powietrzem, pierwsza wstałam z płytek, otrzepując z tyłu spodnie i podchodząc do niego.
– Chodź – rzekłam, wystawiając drętwą dłoń w jego kierunku. Jedynie zadarł głowę i zmarszczył brwi.
– Dokąd? – zapytał, niczym małe dziecko.
– Po prostu chodź.
Chłopak długo nie zwlekając, chwycił mnie za dłoń, a kiedy tylko jego rozpalona skóra zetknęła się z moją, z trudem zniosłam kolejny przypływ dreszczy biegnących do zakończenia kręgosłupa. Widząc me zmieszanie, uśmiechnął się półgębkiem i wyprostował, toteż nie czekając, poprowadziłam go za sobą, uprzednio opuszczając klapę od toalety. W ciszy kierowałam kroki w stronę jego sypialni, a gdy tylko do niej weszliśmy, przymknęłam drzwi. Podeszliśmy na wyścielonego łóżka, na którym kazałam mu usiąść i stanęłam pomiędzy jego nogami.
– Unieś ręce – poprosiłam cicho, więc bez sprzeciwu to zrobił. Schyliłam się delikatnie, aby móc chwycić za rąbki od koszulki i kiedy udało mi się to zrobić, mozolnie pociągałam ją do góry, aż w końcu ściągnęłam ją z jego torsu. Wyprostowałam się, odrzucając koszulkę na materac. – Pomóc ci ściągnąć spodnie?
– Zrobię to sam – wymamrotał pod nosem, więc bez słowa opuściłam sypialnie, kiwając głową.
W między czasie przeszłam do salonu, aby pozamykać okna, gdyż zdążyło się przewietrzyć. Poprawiłam firanki, a następnie zajrzałam do kuchni, by sprawdzić, czy wszystko jest odłączone od prądu, a kurki od gazówki wyłączone. Gdy byłam pewna, że jest w porządku, odetchnęłam głęboko, po czym po cichutku podeszłam do drzwi od sypialni. Bezgłośnie nacisnęłam klamkę, uchylając powłokę oraz zaglądając do środka, aby upewnić się, iż chłopak już zasypia. Dostrzegając go leżącego w łóżku jednocześnie przytulonego do poduszki, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, więc ponownie zaczęłam zamykać białe drewno, jednak w ostatniej chwili jego głos mi to uniemożliwił.
– Dasz mi buziaka? – zapytał, pomrukując w poduszkę, gdy ja zaprzestałam czynności i przeniosłam na niego wzrok, marszcząc brwi.
Jednakże pokrótce bez zawahania przekroczyłam próg pokoju, przekierowując kroki w jego stronę. Będąc już przy łóżku, usiadłam na materacu, który pode mną się ugiął i delikatnie przejechałam wierzchem dłoni po jego policzku, gdy miał ledwo otwarte oczy. Z niemal niewidocznym uśmiechem błąkającym się na wargach, złożyłam delikatnego buziaka na jego rozgrzanym policzku. Mruknął w odpowiedzi.
– Dobranoc, Ruggero – wyszeptałam tuż przy jego uchu. On tylko się uśmiechnął.
– Dobranoc, skarbie.
I tak oto wyszłam z jego sypialni, przechodząc do salonu i siadając na kanapie, aby wyciągnąć komórkę, a następnie napisać do Julio, że rozmowa została zakończona.
Jednak najgorsze było to, iż nic konkretnego się nie dowiedziałam.
Chyba niespodzianka?🙈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top