20. Straciłam już rachubę czasu.


Szanujcie to, że powinnam była się uczyć na sprawdzian z polskiego, na który nic nie umiem, a zamiast tego, pisałam rozdział 🤣


Niech to miejsce stanie się naszym.

Te słowa nurtowały mnie od momentu, gdy ciemnowłosy odwiózł mnie do domu, pożegnał się, a ja bez słowa żadnego wyszłam z auta, mając mętlik w głowie spowodowany tym wszystkim i chcąc jak najprędzej znaleźć się w swym ciepłym łóżku.

Niech stanie się ono naszym.

Naszym? Co miał na myśli? Nawet nie zdołałam się dowiedzieć, skąd on ma swoją własną przyczepę campingową. Przecież był chłopakiem wożącym się z ludźmi niezbyt dobrego pokroju, jego przyjaciel to diler, zaliczał każdą panienkę po kolei, nie przejmując się tym co powiedzą ludzie, jakie wynikną z tego konsekwencje. Liczyło się tylko to, aby miał on opinie władczego, najprzystojniejszego oraz największego chłopaka siejącego wokół siebie grozę, który zwraca swą uwagę wszystkich, każdy go zna oraz nabawia się problemów ot tak. Czy to nie dziwne czasami?

Coś ci się należy w zamian...

- Karol! - usłyszałam krzyk Mai obok, przez co gwałtownie zwróciłam głowę w jej kierunku, marszcząc brwi. Dopiero teraz zrozumiałam, że dziewczyna mówiła do mnie od jakiegoś czasu, a ja jedyne o czym myślałam to ten człowiek, który zdążył już namieszać w mym siedemnastoletnim życiu. W dodatku chłopak mojej przyjaciółki. Świetnie.

- Huh? - to jedyne co z siebie wydobyłam, jednocześnie odganiając gonitwę myśli.

- Mówię do ciebie od dobrych pięciu minut - westchnęła podirytowana moim zachowaniem. - Jesteś jakaś dziwna, nieobecna... Coś się stało? Chcesz pogadać? - jedno pytanie za drugim wydobywało się z jej pomalowanych na bordowo ust. Przeniosłam swe znużone spojrzenie na nią i przymknęłam powieki, bezgłośnie wzdychając.

- Wszystko gra - odparłam naturalnie, unikając zawzięcie jej intensywnego wzroku piwnych tęczówek. Bo niby co miałam jej powiedzieć? „No wiesz, Maia. Jest taka sprawa. Twój chłopak jakieś dobre dwie godziny temu pieprzył mnie bez żadnych skrupułów w swojej przyczepie campingowej. Nawet nie wiem do cholery skąd ją wytrzasnął."?

Nie.

- Pokłóciłaś się z Maxi'm? - poprawiła się na łóżku, podkurczając nogi i siadając po tak zwanym turecku, kiedy jej oczy bacznie mi się przyglądały. - Porozmawiaj ze mną - jęknęła bezsilnie. - Nie lubię cię oglądać smutnej. Powiedz mi.

I właśnie takich momentów najbardziej na świecie nienawidziłam zważywszy na to, iż musiałam kłamać swą przyjaciółkę prosto w oczy. Od zawsze preferowałam oraz kierowałam się szczerością, nie wyobrażałam sobie skłamać nawet w najmniejszej głupiej sprawie. A teraz? Spoglądam w jej oczy, łżąc jak z nut, by tylko moja dziwnie popaprana relacja z ciemnookim nie wyszła na światło dzienne.

- Po prostu... - wzięłam głęboki wdech także rozsiadając się wygodniej na jej dwuosobowym łóżku przykrytym szarym, grubym kocem. - Jest pewna sprawa, która nie daje mi spokoju - dodałam.

Nie rób tego.

- Co to takiego? - spytała zaciekawiona. Mimowolnie moje dłonie zacisnęły się w pięści, wbijając paznokcie w skórę, na wskutek czego poczułam ból na wewnętrznej ich stronie. Uniosłam niepewnie głowę jednocześnie przenosząc swoje rozpaczliwe oraz pełne wyrzutów sumienia spojrzenie w jej oczy, a następnie cicho westchnęłam.

- Mam... - zawiesiłam się. - W sumie to nie wiem, czy to moja przyjaciółka, czy też nie. Po prostu zachowuje się ona w bardzo nieodpowiedni oraz krzywdzący inne osoby sposób - wzięłam głęboki wdech, jednak gdy dziewczyna nic nie odpowiedziała i wpatrywała się we mnie wyczekująco, uznałam, iż mam kontynuować. - Ona ma przyjaciółkę. Kochaną, przemiłą, bardzo pomocną. Ta jej przyjaciółka ma także chłopaka - przymknęłam powieki. - Ta moja przyjaciółka, popełniła ogromny błąd, wplątując się w romans z chłopakiem swojej przyjaciółki.

- Zaczekaj... - przerwała mi, usadawiając przed twarzą swą dłoń. - Twoja przyjaciółka ma przyjaciółkę, która ma chłopaka, a ten chłopak zdradza przyjaciółkę twojej przyjaciółki z twoją przyjaciółką, tak? - zapytała, uważnie mi się przyglądając, podczas gdy ja sama zaczęłam się w tym wszystkim gubić. Kłamstwo za kłamstwem, brawo, kretynko.

- Um... Tak - odpowiedziałam niepewnie. - Jak myślisz, co powinnam zrobić?

- Powiedzieć jej, że robi źle. Na miejscu przyjaciółki twojej przyjaciółki, znienawidziłabym ją do końca swego życia. Takie osoby nie powinny być obdarowywane szacunkiem - stwierdziła, robiąc przy tym grymas i wzruszając ramionami. Głośno, przeciągle westchnęłam, gdyż miała ona rację, a jej cholerne przemyślenia zawsze były zgodne z prawdą, tym co nas otaczało. Miała niezastąpione poglądy oraz spostrzeżenie na świat, czego jej zazdrościłam.

- Tak... Chyba tak zrobię - podrapałam się po karku, kiedy moja twarz posmutniała, czując jednocześnie poczucie winy.

- Nie wyobrażam sobie, jakbyś mi tak zrobiła - powiedziała obojętnie i wzięła do ust winogrono spoczywające na łóżku w białej miseczce. Poczułam jak mój żołądek zaciska się w supeł, a w mym gardle powstaje duża gula, której za cholerę nie potrafiłam przełknąć, choćbym nie wiem jak się starała. - Poza tym - machnęła ręką. Spojrzałam na nią niepewnie i rozszerzyłam oczy. - Ty byś nie była do tego zdolna. Przecież nienawidzisz Rugg'a, kłócicie się zawsze, a w dodatku jesteś z Maxi'm, tworząc uroczą parę. Jesteście moim ulubionym shipp'em, nie wliczając w to oczywiście Seleny i Justina - dodała, wybuchając lekkim śmiechem, podczas gdy mi wcale nie zbierało się na radość.

Muszę jej powiedzieć prawdę. To mnie pomału wyniszcza.

Nie możesz tego zrobić, idiotko.

Chociaż z drugiej strony, gdy się przyznam, stracę ją na zawsze. Będę nikim, totalnym dnem oraz zerem w jej oczach.

Masz rację.

Mimo tego muszę to zrobić.

Kurwa.

- Maia... - zaczęłam cicho, a moje wargi rozciągnęły się w słabym uśmiechu. Czułam, jak ogarnia mnie ogromny stres, pojawił się także szum w moich uszach, który w niczym mi nie pomagał, a w dodatku przed oczami zauważałam delikatne mroczki. Już czułam się stracona, zbesztana z błotem oraz największą suką w tym popieprzonym świecie.

- Hm? - posłała mi uśmiech. Była taka szczęśliwa, beztroska, zajadała się pysznym winogronem jednocześnie popijając Sprite'a z stojącej obok niej puszki, a ja w jednej sekundzie miałam jej odebrać to wszystko.

- Chyba muszę ci o czymś jeszcze powiedzieć - ściszyłam nieco głos. Bałam się tego, co zaraz nastąpi. Wiedziałam, że Reficco znienawidzi mnie do końca życia, stanę się zerem w jej oczach, lecz nie to się w tym momencie liczyło. Tylko szczerość.

- Słucham cię - odrzekła, a ja uniosłam głowę napotykając się z jej wzrokiem.

- Bo ja... Ja spałam...

W jednej sekundzie ciche pukanie do drzwi rozniosło się po beżowej sypialni, przez co ucichłam a nasze spojrzenia powędrowały w stronę powłoki. Po sekundzie w progu stanęła wysoka, szczupła blondynka, nienagannie uczesana w niskiego kucyka. Ubrana do połowy uda, obcisłą szmaragdową sukienkę, a na jej barkach spoczywała czarna marynarka. Jej oczy były nad wyraz intensywne w kolorze błękitu, idealnie podkreślone przez ostry makijaż.

Wspominałam już, że Maia należała do jednej z bogatszych rodzin w Buenos Aires a jej rodzice byli przeokropnie zapracowani, jednocześnie wymagający i niezbyt sympatycznie nastawieni do ludzi będących dużo niżej od nich? 

- Dzień dobry, Karolita - przywitała się ze mną głębokim barytonem, a jej wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.

- Dzień dobry, pani Reficco - odpowiedziałam miło także się uśmiechając. Kobieta pomału przeniosła swoje spojrzenie na córkę.

- Maia, masz gości - zwróciła się do brunetki, która na jej słowa pokiwała głową i wstała powoli z łóżka. - Czeka na dole.

- Zaraz wrócę - poinformowała mnie, a później wyszła z pokoju, przymykając drzwi.

Głośno odetchnęłam, jednocześnie czując wielką ulgę, iż nie musiałam tego mówić. Pomimo, że moje wyrzuty sumienia oraz poczucie winy ogarniało me ciało z każdym naszym pojedynczym spotkaniem i spojrzeniem w jej oczy czułam się przeokropnie to chyba nie byłabym w stanie jej tego wyjawić. Nie dziś, nie teraz, nie na chwilę obecną.

Wstałam z materaca, by choć odrobinę rozprostować kości od ciągłego siedzenia i poprawiłam spodnie w nogawkach. Przeszłam się po pokoju, podziwiając każdy najmniejszy chociażby kąt, ponieważ nie oszukujmy się, ale Maia należała do naprawdę bogatych rodzin, mimo, że się tym nie wychwalała, jej sypialnia była bardzo przeuroczo ozdobiona. Beżowe ściany, biała komoda znajdująca się niedaleko łóżka po prawej stronie, trzydrzwiowa szafa tego samego koloru przeplatana szarością stała na przeciwległej ścianie obok toaletki oraz biurka. Różne dodatki, mnóstwo zdjęć, dużo ozdób, a także dwa duże okna z czego jedno było balkonowe.

Podeszłam do komody, na której znajdowała się czarna ramka ze zdjęciem. Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam Mai'ę z jakąś dziewczyną, bardzo podobną do niej, wyglądała na trochę starszą. Obie były uśmiechnięte, przytulone do siebie, a w tle znajdował się duży ogród, bujana huśtawka i kawałek basenu. Mogłam się tylko domyślać, że to jej siostra, o której wspominała mi dwa i pół miesiąca temu, gdy wpadłyśmy na siebie po raz pierwszy w szkole. Westchnęłam ociężale, odstawiając fotografię.

Usłyszałam w pewnej chwili coraz głośniejsze rozmowy, śmiechy oraz znajomy mi głos. Przełknęłam ślinę, spoglądając na powłokę, a gdy się ona otworzyła, w drzwiach zawitał czarnowłosy z dużym uśmiechem na twarzy.

- Karoluś - zawołał radośnie, rozkładając ręce do uścisku i podszedł do mnie bez zastanowień, na co mimowolnie zareagowałam cichym śmiechem.

- Cześć, Seba - przytuliliśmy się.

- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza Sebastian - usłyszałam głos Mai. - Zaprosiłam go, pomyślałam, że fajnie będzie spędzić czas w trójkę. Jak prawdziwi przyjaciele - zaśmiała się, a ciemnooki jej zawtórował, gdy ja poczułam skręt w żołądku, a moja twarz zbladła.

Jak prawdziwi przyjaciele.

Jak prawdziwi przyjaciele.

Tak. Jak prawdziwi.

Kurwa.

- To o czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytała z zainteresowaniem, gdy ja zagryzłam wnętrze policzka, posyłając jej uśmiech.

- To nic ważnego - odparłam. - Kiedyś ci powiem - machnęłam ręką, a dziewczyna pokiwała głową.

***

Głośno się zaśmiałam z kolejnej opowiadanej przez Villalobos'a historyjki z dzieciństwa. Czarnowłosy mówił, że gdy miał pięć lat i był w sklepie z matką, wypadł z koszyka na zakupy wprost na lodówki, rozcinając sobie wargi oraz zrzucając mnóstwo produktów na ziemię leżących obok na półce. Przysięgam, że z jego ust brzmiało to tak komicznie, nie wstydził się wpadek ani niczego z tym związanego. Po prostu go podziwiałam za dystans do siebie, jednocześnie umierając z bólu brzucha od ciągłego śmiania się. Wzięłam głęboki wdech, zwijając się na łóżku razem z Mai'ą.

- Seba, wystarczy już - sapnęłam przez śmiech i złapałam się za brzuch. - Już. Dosyć - prosiłam, przymykając powieki a po sekundzie podniosłam się do siadu, głośno wzdychając.

- Wiecie jakie to było wstydliwe? Ludzie na mięsnym obok patrzyli na mnie i zastanawiali czy mi pomóc, czy nie, bo przez chwilę się nie poruszałem. Moja twarz była spłaszczona przez tą cholerną lodówkę z lodami - także się zaśmiał, a my z Reficco ponownie zaczęłyśmy się zwijać. - Ale plus jest w tym, że mama kupiła mi ostatecznie tego loda - dopowiedział rozbawiony.

Przez dobre dwie albo trzy godziny siedzieliśmy w jednym pokoju, śmialiśmy się do upadłego, zajadaliśmy pizzą zamówioną jakiś czas temu, a w dodatku popijaliśmy to wszystko zwykłą Coca-colą.

Nienawidzę Pepsi, jest zbyt mało słodka. 

Czułam się tak, jakbym znajdowała się w Arroyito. Razem z Veronicą i Zachem spędzaliśmy każdy wolny dzień od nauki w taki właśnie sposób. Robiliśmy wiele zabawnych rzeczy, oglądaliśmy seriale, filmy, jedliśmy dużo niezdrowych rzeczy, popijając je zwykłymi napojami gazowanymi bądź winem albo zimnym piwem. Do tego wszystkiego oczywiście nigdy nie zabrakło Julio, ponieważ razem z Manuelem należał do naszej paczki. Minęły trzy miesiące od mojej przeprowadzki, a całkiem dobrze się zaklimatyzowałam, choć w dalszym ciągu cholernie brakowało mi tamtego życia oraz przyjaciół. Nikt nie będzie w stanie ich zastąpić. A bynajmniej tak mi się zdaje.

- Która godzina? - zapytałam, gdy w miarę możliwości wszyscy się uspokoiliśmy.

- Wpół do dwunastej - niemal wyplułam Coca-colę z mojej buzi, biorąc uprzednio duży łyk z puszki. Szybko wstałam z łóżka, kaszląc z powodu zachłyśnięcia się i zgarnęłam z koca moją wyładowaną komórkę, chowając do tylnej kieszeni spodni.

- Matka mnie zabije - stwierdziłam rozpaczliwie w trybie natychmiastowym żegnając się z przyjaciółmi, którzy wybuchli śmiechem na moją reakcję.

- Odprowadzę cię - zaproponował nastolatek, lecz pokręciłam głową. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu, jestem pewna, że dostanę miesięczny szlaban lub co innego, nie wiem. To nie jest teraz istotne.

W dodatku jutro idziesz do szkoły.

Zamknij się, kurwa.

- Nie trzeba - odrzekłam. - Widzimy się jutro w szkole, o ile nie zdołają pokroić mnie na ćwiartki - rzuciłam na odchodne, słysząc w oddali ich śmiech i wybiegłam z pokoju.

- Napisz później! - usłyszałam.

Zbiegłam na dół, robiąc kroki co dwa schodki i gdy znalazłam się w dużym, przytulnym holu zaczęłam zakładać moje różowe Vansy. Sięgnęłam czarną, jeansową kurtkę z wieszaka i wcisnęłam ją na siebie. Kiedy już miałam naciskać klamkę, a następnie wychodzić, w korytarzu zjawiła się matka Mai, która zawzięcie mi się przyglądała ze zmarszczonymi brwiami.

- Będziesz wracać sama? - zapytała, a mój wzrok natychmiast na niej spoczął. - Jest prawie północ. Podwiozę cię - zaproponowała. Wspominałam, że ta kobieta była bardzo stanowcza, wydawać by się mogło, że sieje wokół siebie grozę, jednak pozostawała miła dla ludzi włóczących się wokół jej córki. Maia została jej jako jedyna, musiała o nią dbać jak najlepiej, nic dziwnego też, że często nie pozwalała dziewczynie wychodzić z nieznajomymi ludźmi. W końcu straciła już jedną córkę.

- Bardzo pani dziękuję, ale przejdę się - zaalarmowałam. - Jeszcze raz dziękuję i dobranoc. Miłej nocy życzę.

- Uważaj na siebie - powiedziała, gdy zamykałam za sobą drzwi.

Zimne powietrze zderzyło się z moją twarzą, a także owiało całe me ciało, na wskutek czego poczułam delikatne dreszcze oraz ciarki. Mimowolnie potarłam dłońmi moje ramiona odziane jeansową kurtką i ruszyłam przed siebie, głośno wzdychając. Podążałam brukową ścieżką prowadzącą do furtki, a po sekundzie wyszłam poza posesję.

Co prawda miałam dość daleko do domu, mój telefon wyładował się już dawno, niemal za chwilę miała wybić północ, było strasznie zimno na dworze, jutro szłam do szkoły, ale nie przerażało mnie to. Najbardziej obawiałam się wizji spojrzenia w oczy matce oraz ojcu, którzy na pewno próbują się do mnie dodzwonić od jakiegoś czasu. To jedyne czego w tym momencie się obawiałam. Żadni seryjni mordercy, ćpuni, pedofile, gwałciciele czy też menele szukający zaczepki, rzucając obrzydliwymi tekstami. Podobnie jak ci wszyscy pieprzeni budowlańcy.

Głośno westchnęłam jeszcze bardziej przyspieszając kroku, ponieważ robiło się coraz zimniej. Schowałam dłonie do kieszeni kurtki, gdy nagle zauważyłam reflektory mijającego mnie auta, które zaczęło zwalniać, aż w końcu jechało równo z moim krokiem. Przełknęłam samoistnie ślinę, jednak to jaki stres w tym momencie mnie ogarnął był nie do opisania, miałam już wizję swojej własnej śmierci, czułam jak całe me ciało się napina, a gdy przednia szyba się otworzyła, wciągnęłam gwałtownie powietrze, idąc dalej przed siebie coraz szybciej.

- Dobry wieczór, Karol - usłyszałam czyjś męski, niski oraz zachrypnięty głos, który przysięgam na miłość boską dochodził do mnie jak przez gęstą mgłę.

Nie zwracałam na niego swej uwagi. Nawet nie wiedziałam jak ten chory typ wygląda, jakie ma auto oraz skąd do cholery jasnej zna moje imię. Cały czas z uniesioną głową kierowałam swe kroki do domu, w myślach odmawiając pacierz i inne wszystkie modlitwy, składając prośby o dalsze egzystowanie na tej planecie.

- Miło cię w końcu widzieć - wychrypiał, a ja mogłam jasno stwierdzić, że na jego wargach pojawił się satysfakcjonujący uśmiech.

Mama zawsze mi powtarzała, że nie powinnam pod żadnym pozorem dyskutować z takimi ludźmi, zwracać uwagę na ich zaczepki oraz reagować. Po prostu iść przed siebie, wyciągnąć komórkę, wybrać numer do kogokolwiek i zadzwonić. Pozostawało także wołanie o pomoc. Ale jak do cholery miałam to wszystko niby zrobić skoro cały czas życie jest przeciwko mnie? Wyładowana komórka i brak jakichkolwiek ludzi na ulicy.

- Przekaż proszę bratu, żeby się pospieszył z pieniędzmi - co? - W innym wypadku będę zmuszony zająć się tobą, a z tego co widzę to twarda z ciebie sztuka - roześmiał się. I w tym momencie nie wytrzymałam, bo tego było zbyt wiele. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę, zatrzymując w miejscu, co również i on poczynił, a moje oczy momentalnie padły na czarnowłosego, wyglądającego na dwadzieścia pare lat chłopaka, który z perfidnym wymalowanym uśmiechem na twarzy, wpatrywał się we mnie czarnymi tęczówkami.

- Kim ty, kurwa niby jesteś? - warknęłam wściekle, czym spowodowałam nagłą zmianę jego nastroju. - Skąd mnie znasz i dlaczego mówisz o moim bracie oraz jakiś chorych pieniądzach, co?! - krzyknęłam.

Jednak on się nie odezwał. Posłał mi dziwny, niebezpieczny uśmiech przeplatający się z błyskiem w oku i następnie puścił do mnie oczko, czym wywołał moje przeogromne zdziwienie.

- Czas leci - zaśmiał się sztucznie pod nosem. - Tik, tak.

I więcej już go nie widziałam. Zasunął szybę od czarnego Porsche, odjeżdżając z piskiem opon, powodując jednocześnie głośny hałas. Moje oczy przybrały kształt monet, byłam w ogromnym szoku, czułam, że moje serce wyskoczy za moment z klatki piersiowej, a żołądek zawinie w supeł. Po dobrych kilku chwilach ocknęłam się, potrząsając głową i ruszając ponownie do domu z myślą o tym wszystkim.

***

- Teraz po cichu - szepnęłam sama do siebie, gdy znalazłam się przed drzwiami frontowymi domu. - Spokojnie, tylko bez nerwów. Będzie dobrze - westchnęłam i chwyciłam pęk kluczy z kieszeni kurtki, pomału oraz jak najciszej odkluczając powłokę.

Wolno przekroczyłam próg mieszkania, zamykając za sobą drzwi i gdy przekluczyłam zamek w drzwiach, odetchnęłam głęboko. Weszłam w głąb, a następnie ściągnęłam delikatnie swoje tenisówki, by tylko nie zrobić jakiegokolwiek hałasu, a gdy mi się to udało, zaczęłam kierować się na palcach do swojego pokoju.

- Do salonu - usłyszałam surowy, zimny oraz stanowczy głos mojej matki po prawej stronie, czym wywołała moje wzdrygnięcie. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, głośno przełykając ślinę i krzyżując z nią spojrzenie, doskonale wiedziałam, że byłam już stracona. Przysięgam, że gdyby dało się zabijać wzrokiem, ona by dawno to zrobiła ze mną.

Posłusznie podreptałam do pomieszczenia, modląc w duchu by nie było tak źle, jak się spodziewałam. I tak, to było to, czego najbardziej w życiu się obawiałam na chwilę obecną. Dostrzegłam na kanapie siedzącego mojego ojca, co spowodowało mój jeszcze większy stres tym wszystkim. Czułam, jak me ciało zalewają zimne dreszcze, moje dłonie zaczęły się niespodziewanie pocić, a serce biło w nierównomiernym rytmie. Bez żadnych ceregieli usiadłam obok mojego równie mocno wzburzonego ojca na sofie i skuliłam się, spuszczając głowę.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? - zapytał surowo. Był wściekły, jeszcze nigdy nie słyszałam go tak zdenerwowanego jak w tym momencie. Ostatni taki raz był wtedy, gdy razem z Veronicą znalazłyśmy się w klubie dla striptizu. I wcale nie mówię tu o damskim striptizie, gdzie kobiety wywijają tyłkiem na prawo i lewo. Chodzi mi o mężczyzn tańczących w samych obcisłych spodniach na środku podwyższonego parkietu, gdzie wszystkie osobniki płci damskiej pożerają ich wzrokiem.

Nie pytajcie.

- Mamo, tato... - zaczęłam cicho, lecz sama nie wiedziałam co mam im powiedzieć. Byli wkurzeni, a ja wcale im się nie dziwiłam, bo jakbym ja zareagowała, gdyby moja córka nie odbierała ode mnie telefonów przez ponad cztery godziny, a finalnie wróciła do domu po północy? Nie za fajnie.

- Telefon - zażądała matka, wyciągając dłoń w mą stronę. Wiedziałam, że z nią nie wygram. Nikt nie wygrywał, nawet Julio, więc bez zbędnych dyskusji wyciągnęłam go z kieszeni spodni i wręczyłam czarnego Iphone'a rodzicielce.

- Przepraszam... - wyszeptałam ochryple, jednak oni nic nie odpowiedzieli, a jedynie głośno westchnęli.

- Razem z mamą na zawał schodziliśmy, zastanawiając co ci się stało - burknął na mnie. - Gdzieś ty tyle czasu była?! Dlaczego nas w ogóle o tym nie poinformowałaś? - jego krzyk był dla mnie najgorszą możliwą opcją, gdyż miał on bardzo donośny oraz groźny głos, czym wywoływał moje ciarki. Rzadko kiedy David na mnie krzyczał, a gdy już się to zdarzało, to musiała być to poważna sprawa. Na przykład ta.

- Mówiłam, że idę do Mai - odpowiedziałam skruszona. - A komórka mi się wyładowała, przepraszam.

- Idź już na górę - obydwoje westchnęli. - Masz szlaban do odwołania - świetnie. Kobieta ostatni raz przelotnie na mnie spojrzała, a później skierowała swe kroki do wyjścia. Gdy zniknęła, zwróciłam się do mężczyzny, robiąc skruszoną minę.

- Tato... - jęknęłam, jednak on pokręcił głową, więc wiedziałam, że nic nie wskóram. Także przymknął na moment powieki, odetchnął głęboko, a finalnie wstał z kanapy, patrząc na mnie z góry.

- Przykro mi, ale tym razem przesadziłaś - widziałam w jego oczach to zawiedzenie, rozczarowanie oraz zmęczenie. W końcu przeze mnie nie mogli iść wcześniej spać, bo cały ten czas się martwili. - Idź się już połóż - westchnął ociężale, a gdy pokiwałam głową na znał, nachylił się nade mną i złożył delikatny pocałunek na mym czole. - Cieszę się, że nic ci nie jest. Dobranoc, kochanie.

Tymi słowami mnie pożegnał i ruszył na górę do sypialni, w której moja matka już zniknęła. Przewróciłam oczami samoistnie, a następnie powędrowałam do swojego pokoju, lecz zanim ostatecznie to zrobiłam, musiałam porozmawiać z Julio. Wdrapałam się po schodach i kiedy znalazłam się przed drzwiami pokoju tego barana, wtargnęłam bez zapowiedzi.

- Kurwa, Karol! - krzyknął i w trybie natychmiastowym zamknął swojego laptopa. Mimowolnie zaśmiałam się na jego zachowanie, wchodząc do środka oraz zamykając za sobą drzwi.

- W dupie mam te twoje pornole - mruknęłam, machając ręką. - Muszę ci o czymś bardzo ważnym, a zarazem dziwnym powiedzieć - poinformowałam go i usiadłam na skrawku łóżka, gdy on odwrócił się na swoim krześle bujanym przy biurku w moją stronę.

- Co to takiego, że nie może poczekać do rana? - burknął zły. - A swoją drogą naucz się pukać do cholery jasnej.

Parsknęłam śmiechem pod nosem.

- Znajdź sobie panienkę, to nie będziesz musiał oglądać tych gołych bab, które robią loda przez pół godziny do kamery - odgryzłam się, czym wywołałam jego zakłopotanie, jednakże jego wargi po chwili uformowały się w głupawym uśmiechu, a swój wzrok skrzyżował z moim.

- Ty za to przestań rozszerzać nóżki za każdym razem, gdy widzisz Rugg'a, albo ucisz przynajmniej swoje jęki, gdy bawisz się paluszkami. Siostra serio, twoje krzyki i wołanie jego imienia słychać u mnie w pokoju zważywszy na to, że mamy je niestety obok siebie - zaśmiał się, kiedy ja zażenowana spuściłam głowę, przełykając ślinę. - Te ściany są cienkie, naprawdę - jęknął bezsilnie, jednak wybuchnął finalnie śmiechem. Zdenerwowana uniosłam głowę, jednocześnie wykrzywiając twarz w grymasie.

- Po prostu już się zamknij i mnie wysłuchaj - warknęłam wściekle, na co się zaśmiał. - Pewnie już wiesz od rodziców co odwaliłam, więc nie będę tłumaczyć od początku - przytaknął głową.

- Przejdź do rzeczy, bo nie mam czasu - ponaglił mnie, wymachując dłonią, przez co przewróciłam oczami i cicho westchnęłam.

- Gdy wracałam do domu tam niedaleko Mai, zatrzymało się jakieś auto i zsunęła się szyba - twarz mojego brata nieco zbledła, a ja kontynuowałam. - Ten typ co w nim siedział powiedział mi, że mam ci przekazać, iż masz pospieszyć się z kasą, bo w innym wypadku zajmie się mną. Możesz mi wytłumaczyć o cholerę chodzi? - warknęłam poddenerwowana.

- Jak on wyglądał? - zapytał natychmiast, na wskutek czego zmarszczyłam brwi.

- Czarne włosy, ciemne oczy i po dwudziestce jakoś - stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Czy to ma znaczenie? Powiedz mi lepiej, o co chodzi.

- A jakie miał auto? - posłałam mu pytające spojrzenie.

- Czarne Porsche - odrzekłam.

- Kurwa - warknął i szybko wstał z krzesła, idąc po komórkę leżącą na stoliczku nocnym obok łóżka. - Pod żadnym pozorem z nim nie rozmawiaj, unikaj go jak ognia i nie dyskutuj. A wiem, że twój niewyparzony pyszczek lubi mówić za dużo, więc po prostu się przymknij, gdy go kiedykolwiek spotkasz i od razu dzwoń po mnie, Rugg'a lub Agusa. Jasne? - mówił to tak szybko, był cholernie zdenerwowany, nawet nie wyjaśnił mi kim do cholery jest ten typ. Powoli i niepewnie przytaknęłam głową, mrużąc oczy, gdy ten wystukiwał coś w telefonie.

- Kim on jest? - zapytałam.

- Rób to, o co cię proszę. Chociaż raz, Karol, proszę - zablokował urządzenie, rzucając je na biurko i spojrzał na mnie błagalnie.

- No w porządku! - oburzyłam się. - Tylko chcę, byś mi powiedział kim on jest - skrzyżowałam ręce na linii biustu, kiedy brunet zajął swoje poprzednie miejsce.

- Pamiętasz, gdy wracaliśmy raz ze sklepu? - spytał. Zmarszczyłam brwi, nie przypominając sobie takiej sytuacji, na co przewrócił oczami. - Wieczorem, a potem pojechaliśmy do Agusa. Teraz już pamiętasz? - mruknął poirytowany.

- Ach, tak! - krzyknęłam, kiedy do mojej głowy powróciły wspomnienia z tamtego wieczoru. - Kazałeś wtedy mi ubrać kaptur na głowę i kierować się do auta bez zbędnych słów - chłopak pokiwał głową.

- Prawdopodobnie zaczepił się Joaquín. Ten sam, co był na parkingu przy supermarkecie - posłał mi smutne spojrzenie, gdy do mnie pomału docierało kto to był.

- Ten sam od narkotyków - rzekłam sama do siebie wściekle. - Czy ty żeś do reszty zdurniał?! Pogięło cię totalnie?! - krzyczałam raz po razie. Ciemnowłosy natychmiast zaczął mnie uciszać, by tylko rodzice nas nie usłyszeli, a tym bardziej to, o czym rozmawialiśmy.

- Proszę, bądź cicho - jęknął błagalnie, układając dłonie jak do modlitwy.

- Nawet nie chcę słyszeć, że wisisz mu pieniądze związane z narkotykami - burknęłam i wbiłam w niego swój palec wskazujący, jednak gdy on nie zaprzeczył, moje usta się rozszerzyły. - Nie... Nieeee... Nawet mi nie mów...

- Teraz to nieistotne - przerwał mi natychmiast. - Liczy się twoje zdrowie i bezpieczeństwo. Błagam, powiedz, że będziesz robić wszystko, o co cię poprosiłem. Karol, proszę - kucnął przy mnie między moimi nogami i spuścił głowę, kładąc dłonie na mych udach.

- Dlaczego jesteś tak lekkomyślny, żeby wdawać się w handel narkotykami, huh? - spytałam wściekle. - Jesteś niepoważny! Ten typ jest podejrzany, doskonale o tym wiesz, a pomimo tego, kretynie wpełzłeś w to gówno.

- No ja wiem, Karol, Jezu nie mów mi tego - jęknął i wstał z kolan. - Ale teraz to nieważne, wyjdę z tego. O mnie się nie martw. Po prostu myśl o tym co ci powiedziałem oraz poprosiłem, dobrze? - spytał.

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w totalnej ciszy, którą przerywały nasze głębokie oddechy. Byłam wściekła na mojego brata, który bez większego zastanowienia tak po prostu wpadł w to gówno, z którego bardzo często nie ma ucieczki. Co prawda byłam zła, lecz dalej pozostawał on moim najlepszym przyjacielem, najlepszym braciszkiem oraz częścią rodziny, więc musiałam mu pomóc. Niezależnie od sytuacji, w którą się wpakował.

- W porządku - westchnęłam ociężale, zaciskając wargi w wąską linię.

- Dziękuję, skarbie - podszedł do mnie natychmiast i przytulił do siebie, czym wywołał mój mały uśmiech. - Bardzo cię kocham, idiotko i twoje bezpieczeństwo jest ważne dla mnie - wymruczał do mojego ucha.

- Też cię kocham, kretynie - parsknęłam. - Tylko wkurwiasz mnie tymi swoimi akcjami. Serio, Juli, musisz się trochę ogarnąć - stwierdziłam, odsuwając się od niego.

- Nie zamieniaj się w mamę - przewrócił oczami. - A teraz uciekaj spać. Jest już pierwsza - powiedział, a ja przytaknęłam głową także wywracając oczami.

- Lepiej powiedz od razu, że chcesz sobie potrzepać - zaśmiałam się pod nosem, czym wywołałam jego złowrogi wzrok na sobie. - Dobra, już idę.

- Dobranoc - usiadł ponownie przy swoim biurku.

- Dobranoc - posłałam mu uśmiech.

***

Po tygodniu monotonności, chodzenia do szkoły, zaliczaniu egzaminów i ciągłym uczeniu się nastąpił tydzień luzu. W kolejnym tygodniu, który mnie czekał nie było żadnych sprawdzianów, prac klasowych, testów i innych wszystkich podobnych rzeczy. Byłam zmęczona ciągłym wkuwaniem, tą zwykłą codziennością, która każdego dnia wyglądała tak samo. Praktycznie każdy dzień wyglądał tak samo.

Po długim oraz ciężkim dniu w szkole, kierowałam się do swojego domu, marząc jedynie o łóżku, kąpieli, czarnej kawie i moim kochanym balkonie, na którym mogłam się opalać do woli. W końcu był trzydziesty kwietnia, temperatura sięgała do dwudziestu stopni, a słońce jeszcze ani razu nas nie zawiodło. Ja naprawdę marzę o wakacjach, tym totalnym zrelaksowaniu się, nie myśleniu o obowiązkach i robieniu, co mi się żywnie podoba. Mam na myśli wracanie do domu nad ranem, opalaniu się całymi dniami, kąpiel w zimnym basenie oraz wypady z przyjaciółmi nad jezioro, popijając jednocześnie zimne piwko.

- Co zamierzasz dziś robić? - usłyszałam wesoły głos Maxi'ego z lewej strony. Szliśmy za rękę w stronę mojego domu, ponieważ Espindola stwierdził, że mnie odprowadzi.

- Leżeć, opalać się i odpoczywać psychicznie - stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Jestem przeokropnie zmęczona, nie mam telefonu, nawet nie mogę z nikim się skontaktować - rzuciłam oburzona. Moi rodzice stwierdzili, że oddadzą mi komórkę dopiero wtedy, gdy zauważą poprawę w mym zachowaniu. Śmieszne.

- Może masz ochotę iść na lody? - zaproponował.

- Przełożymy to na jutro? - spytałam, czym wywołałam jego cichy śmiech. Także uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ moje lenistwo przekraczało wszelkie granice.

- To ty zapomniałaś co jest jutro? - zapytał oburzony, dalej się śmiejąc, jednak gdy zauważył mój grymas na twarzy, posłał mi błagalne spojrzenie. - No nie... Karol, co jest z tobą - jęknął rozbawiony, na co prychnęłam.

- Straciłam już rachubę czasu - stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Poza tym, co to za różnica. Ważne, że dziś jest piątek i wreszcie mogę odpocząć - rzuciłam obojętnie, a na moich wargach pojawił się błogi uśmiech. Taaak, odpoczynek zdecydowanie dobrze mi zrobi.

- Jutro jest festyn z okazji Święta Pracy.

- Ach, tak - pokiwałam obojętnie głową. - Zapomniałam - brunet się zaśmiał.

- Mam nadzieję, że się pojawisz - spojrzał na mnie, kiedy na mojej twarzy pojawił się grymas nieprzekonania. - No ty nygusie! Nie mogę uwierzyć, że jesteś aż tak leniwa! - głośno rzekł jednocześnie zatrzymując w miejscu, ponieważ znaleźliśmy się już przed moim domem.

- Zobaczymy - zaśmiałam się. - Dziękuję i do zobaczenia możliwe, że dziś po południu - przytuliłam się do niego, a po chwili złożyłam delikatny pocałunek na jego wargach.

- Cześć, śliczna - pożegnał się ze mną.

Ostatni raz posłałam mu swój uroczy uśmiech i ruszyłam do furtki, przez którą przekroczyłam, idąc w stronę domu. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka, a następnie ściągnęłam buty oraz jasną kurtkę jeansową, odwieszając ją na wieszaku. Rodziców nie było w domu zważywszy na ich pracę, Julio skończył lekcje godzinę wcześniej, a ja korzystając ze świętego spokoju przekierowałam się do kuchni, by coś zjeść.

Przekroczyłam próg, gdy moim oczom rzucił się gotowy obiad na stole idealny do podgrzania. Podeszłam z uśmiechem na twarzy, biorąc talerz w dłoń i wkładając go do mikrofali oraz ustawiając na trzy minuty. W między czasie wyciągnęłam szklankę z szafki, nalewając do niej zwykłej wody mineralnej, a gdy mikrofala dała o sobie znać, wyciągnęłam z niej danie. Wzięłam sztućce z szuflady i powędrowałam do pokoju na górę z talerzem w dłoni oraz szklanką z napojem. Będąc przy drzwiach swojego pokoju, wtargnęłam do środka i zamknęłam je za sobą, kierując się do balkonu.

- Jak wspaniale - stwierdziłam, odstawiając talerz na parapet, by otworzyć drzwi i gdy mi się udało, wzięłam obiad, przekraczając próg balkonu. - Nareszcie - głośno westchnęłam, a finalnie opadłam na krzesło materiałowe, kładąc potrawę oraz napój na stoliczku obok.

Przymknęłam powieki, napawając się tym cudownym świeżym powietrzem, aż w końcu me wargi rozciągnęły się w dużym uśmiechu. Oparłam nogi na poręczy balkonowej i ułożyłam sobie talerz na podbrzuszu, zajadając się obiadem, co jakiś czas popijając zimną wodą. I nie mam bladego pojęcia ile tak przesiedziałam w przyjemnym blasku słońca, owiewającym mnie delikatnym wietrzykiem oraz ciepłem, lecz w jednej chwili do mej oazy spokoju wtargnęła czyjaś męska postać.

- No dzień dobry - usłyszałam, przez co moje spojrzenie powędrowało w tamtym kierunku.

- Co chcesz - westchnęłam pod nosem, poprawiając na swoim krześle, czym wywołałam cichy śmiech bruneta stojącego w progu drzwi balkonowych.

- Rugg mówi, że masz odebrać w końcu ten pieprzony telefon - rzekł roześmiany, jednak ja jedynie przewróciłam oczami.

- Przekaż mu, że ma spierdalać - machnęłam ręką. Chłopak powtórzył moje słowa do telefonu przez który rozmawiał i ponownie na mnie spojrzał.

- Masz być gotowa za piętnaście minut - rzucił, czym wywołał moją natychmiastową reakcję. Poruszyłam się gwałtownie na krześle, spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami i prychnęłam pod nosem, krzyżując ramiona.

- Może sobie pomarzyć - powiedziałam oburzona. - Poza tym za kogo on się do cholery uważa, by dyktować mi co mam robić?

- Mówi, że jest już całkowicie gotowa do działania - spojrzałam na niego niezrozumiale. - Co po chwilę mi tu pojękuje, mówiąc, że chce cię już dosiąść - zaśmiał się głośno.

- Julio! - krzyknęłam zdenerwowana i wstałam z krzesła.

- O, słyszysz? Już się nie może doczekać - dodał rozbawiony, a kiedy ruszyłam w jego stronę, zaczął się wycofywać.

- Chodź tu do mnie, idioto! - krzyczałam i w jednej sekundzie znaleźliśmy się w moim pokoju.

- Dobra, to na razie - powiedział szybko, a następnie rozłączył się, idąc szybkim krokiem do drzwi, gdy ja podążałam za nim.

- Zabiję cię, kretynie - warknęłam wściekle i rzuciłam w niego leżącą na biurku książką, jednak zrobił unik. Głośny jego śmiech rozniósł się po całej mej sypialni, gdy we mnie buzowały negatywne emocje.

- Daj spokój, Karls - posłał mi prowokujący uśmiech. - Przecież widzę to twoje ogniwo w oczach - rzucił, po czym głośno się roześmiał po raz kolejny, prowokując mnie coraz bardziej.

- Wyjdź stąd - wskazałam na drzwi od pokoju.

- Oh, Ruggero - zrobił rozkojarzoną minę, pojękując, a później ponownie z jego ust wydobył się śmiech. Chłopak spojrzał na mnie całkowicie roześmiany, gdy ja sięgnęłam po kolejną książkę leżącą na moim biurku i rzuciłam nią w jego stronę, lecz w ostatniej chwili zrobił unik oraz zniknął za drzwiami.

- Ughhh! - warknęłam głośno, pociągając za swoje włosy. Krążyłam chwilę po sypialni, myśląc co mam zrobić w takiej sytuacji. Nie miałam zamiaru najmniejszego ruszać się z domu, nie chciałam nigdzie wychodzić, a tym bardziej z tym imbecylem. Za kogo on się do cholery jasnej uważa? Że co? Powie sobie, że mam być gotować za moment i ja będę? Nie, tak się bawić nie będziemy. Będziemy grać na moich zasadach, nie na jego.

Opadłam na łóżko plecami i przymknęłam powieki, próbując coś wymyślić. Jednak jego wizyta tutaj była nieunikniona więc tak czy siak musiałam spojrzeć temu idiocie w oczy czy tego chciałam czy też nie. Głośno westchnęłam, przewracając się na brzuch, gdy do mojej głowy nic nie przychodziło, a czas brnął do przodu. Nie mam pojęcia ile mogło minąć, nawet nie wiem do cholery, która jest godzina. Przez to, że nie mam telefonu nie wiem co się wokół mnie dzieje oraz jaki mamy dzień w kalendarzu. Jedyne o czym miałam pojęcie to, to, że dziś piątek, a ten dzień chciałam spędzić sama w domu, na balkonie i bez nikogo.

Warknęłam w kołdrę, powstając, a następnie idąc na balkon by wziąć brudne naczynia. Kiedy trzymałam w dłoniach już talerz razem ze szklanką, weszłam ponownie do pokoju, a później przekroczyłam próg sypialni, znajdując się jednocześnie na korytarzu. Zeszłam na dół po schodach i poszłam do kuchni, wkładając do zmywarki naczynia. Spojrzałam przelotnie na zegarek umieszczony nad piekarnikiem i westchnęłam, widząc godzinę siedemnastą. To oznacza, że za jakieś trzy godziny rodzice wrócą do domu, a żeby wyjść, musiałabym wrócić przed nimi, by znów nie podpaść.

Zresztą, jakie wyjść? Nigdzie nie wychodzisz, nie dasz temu debilowi tej cholernej satysfakcji.

Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi, przez co momentalnie przełknęłam ślinę i oparłam o blat.

- Co robić, co robić - szeptałam sama do siebie. Dostrzegłam Julio idącego otworzyć, a gdy przechodził obok kuchni i nasze spojrzenia się skrzyżowały ze sobą, puścił mi oczko. Pokazałam mu środkowego palca, na który zareagował cichym śmiechem, a po chwili usłyszałam ich wspólną rozmowę.

Wplątałam palce w swoje włosy, myśląc nad sensownym rozwiązaniem, lecz gdy nic nie przyszło mi do głowy od tych cholernych dziesięciu minut, stwierdziłam, że będę improwizować. Trudno, co ma być to będzie. Odetchnęłam głęboko, przymykając powieki, a moje wargi ozdobił sztuczny uśmiech. Pomału ruszyłam do wyjścia z kuchni i gdy przechodziłam na moje nieszczęście przez korytarz, ich głosy ucichły, skupiając swą uwagę na mnie.

- Gotowa? - usłyszałam za sobą, jednak nie zatrzymałam się i nie spojrzałam na niego, podążając na górę.

- Nigdzie z tobą nie jadę - burknęłam zła pod nosem, wchodząc po schodach. Chłopak westchnął, przez co się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę, parskając śmiechem.

- Nie będę się powtarzał - przechylił głowę i uniósł brwi w górę, krzyżując jednocześnie ręce na klatce piersiowej. Peña stojący obok cały czas podśmiechiwał pod nosem, jakby dostał conajmniej dzisiaj napadu śmiechu. Miał duże poczucie humoru, to fakt, ale nie sądziłam, że potrafi go złapać taka faza.

- Mam się bać? - zagryzłam wargę, gdy cisnął mi się na nie uśmiech. Ciemnowłosy posłał mi złowrogie spojrzenie, jednak gdy ja się zaśmiałam, on przestąpił z nogi na nogę.

- Policzę do trzech i ładnie pójdziemy do auta, ok? - spytał, jakby był na skraju wytrzymania.

I choć byłam wściekła, to widok go wkurzonego oraz zirytowanego moim zachowaniem był przekomiczny i warty dosłownie wszystkiego. Gdy nie zmieniałam swojej pozycji o milimetr, chłopak przymknął powieki, a następnie zaczął odliczać.

- Raz - rzekł nisko oraz stanowczo, mierząc mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Mój uśmiech się powiększał, jednak próbowałam tego po sobie nie poznać więc zagryzłam dolną wargę, krzyżując ramiona. - Dwa - parsknęłam pod nosem obojętnie, gdy w jego oczach pojawił się niebezpieczny znany mi błysk.

- Dalej, Rugge - ponagliłam go przez szczery śmiech, który pomału mnie ogarniał. - I... Trzy - wydusiłam przez nachodzącą mnie falę śmiechu.

- Trzy - rzekł. I przysięgam, że w tym momencie poczułam się dziwnie oraz ogarnęło mnie niepewne uczucie odnośnie tego, co się miało teraz wydarzyć.

- Chyba powinnaś uciekać - stwierdził Julio, przez co posłałam mu zdziwione spojrzenie, jednak gdy brunet zaczął kierować kroki w mą stronę, zrozumiałam do czego mój brat dąży.

Pisnęłam głośno, śmiejąc w najlepsze i szybko pobiegłam na górę, robiąc kroki co dwa schodki, lecz przez mój napad śmiechu było to strasznie ciężkie. Chłopak także za mną podążał szybkim krokiem, a kiedy usłyszałam jego cichy śmiech, wbiegłam do swojego pokoju, z którego nie było już ucieczki. W jednej sekundzie poczułam duże dłonie obejmujące mnie w talii, na wskutek czego ponownie głośno pisnęłam mieszając to z moim głupawym śmiechem, a kiedy chłopak odwrócił mnie gwałtownie w swoją stronę, zobaczyłam w jego oczach rozbawienie.

- Zachowujesz się jak gówniara - stwierdził roześmiany i po chwili objął mnie ramionami w podudziach, unosząc jednym sprawnym ruchem. Ponownie usłyszeć można było mój śmiech, lecz nieco poprzeplatany z irytacją na jego ruch.

- Puść mnie! - krzyknęłam wesoło, uderzając go pięściami w plecy. - Teraz ty się zachowujesz jak gówniarz. Ruggero, puść! - jęczałam co po chwilę, gdy ten kierował się ze mną jak z workiem na ziemniaki na dół do holu.

- Wystarczyło się mnie słuchać - rzekł przez cichy śmiech, a ja poczułam jego dłoń na swym pośladku, który ścisnął, na wskutek czego syknęłam.

- Auć! - krzyknęłam i uderzyłam go w plecy. - To bolało, przestań.

- Ma boleć - burknął pod nosem, na co przewróciłam oczami, a po chwili gdy byliśmy w korytarzu, odstawił mnie na ziemię. - Zakładaj buciki i idziemy - rzucił stanowczo. Prychnęłam pod nosem na jego słowa, lecz posłusznie wzięłam czarne Converse'y i założyłam je na stopy.

- Palant - rzuciłam oburzona w jego stronę, zarzucając ramiona na klatce piersiowej.

- Dojdziesz sama czy ci pomóc? - zapytał dwuznacznie z błąkającym się perfidnym uśmieszkiem, po czym parsknął śmiechem.

- Pierdol się - warknęłam i pokazując mu środkowy palec, wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.

Dostrzegłam pod bramą stojące czarne Audi i bez zbędnych dyskusji z tym kretynem, zaczęłam kierować do niego swe kroki, nie czekając na niego. Słyszałam jedynie w oddali, jak żegna się z Peñą, a następnie błyskawicznie zjawia się obok mnie.

- I nie mogłaś tak od razu? - spytał podirytowany, wsiadając do auta co również i ja poczyniłam. - Teraz będziesz mnie unikać? - parsknął śmiechem pod nosem, lecz ja ani słowem się nie odezwałam, doprowadzając go do irytacji coraz bardziej. - O, Boże ty memejo jasna, najchętniej to byś kisiła swój tyłeczek w domu - natychmiast zwróciłam się w jego stronę ze zmarszczonym czołem.

- Memejo? - powtórzyłam, zakładając ręce na piersi.

- Jesteś taką zrzędzącą co po chwilę i nigdzie nie ruszająca się memeją. Tobie naprawdę więcej prócz łóżka nie potrzeba do szczęścia - stwierdził rozbawiony, odpalając auto.

- Pieprz się, Pasquarelli - wymamrotałam wzburzona pod nosem, czym wywołałam jego chichot.

- Tylko z tobą - puścił mi oczko. Przewróciłam oczami, jednak na moich wargach pojawił się cień uśmiechu, a policzki oblał delikatny rumieniec. Mimowolnie zrobiło mi się ciepło po tych słowach.

Dosyć, kurwa. Ogarnij się.

- Muszę być w domu przed dwudziestą - westchnęłam ociężale i oparłam głowę o szybę, gdy ruszyliśmy.

- Dlaczego tak wcześnie? - zapytał zdziwiony, marszcząc brwi. - Zgaduję, że coś przeskrobałaś - rzekł dumnie i przelotnie na mnie spojrzał.

- Można tak powiedzieć - wzruszyłam ramionami.

- Więc dlatego nie odbierasz ode mnie i nie odpisujesz od tygodnia - pokiwałam twierdząco głową, pomrukując jednocześnie w odpowiedzi. - Wyciągnij mi okulary z półki - wskazał na miejsce pod deską rozdzielczą.

Powoli otworzyłam półkę, dostrzegając mnóstwo w niej papierów, map oraz innych dokumentów. Kiedy zauważyłam czarne okulary przeciwsłoneczne, sięgnęłam po nie, jednak w ostatniej chwili moją uwagę przykuło pewne zdjęcie. Wzięłam je do ręki, przyglądając mu się.

- To ty z Vic? - spytałam, czym zwróciłam uwagę chłopaka na sobie. Ten jedynie westchnął, zaciskając mocniej palce na kierownicy, lecz zauważyłam że na jego wargach błąkał się mały uśmiech.

- Tak - odparł krótko. - To było pięć lat temu, odłóż to zdjęcie - zażądał, jednak nie posłuchałam go i dalej wpatrywałam się w fotografię, na której miał zaledwie czternaście lat. Obydwoje byli do siebie przytuleni, stojąc w jakimś dużym, zielonym parku, a wokół znajdowało się dużo ludzi.

- Ale wyglądałeś - parsknęłam śmiechem, a potem zawyłam, zbijając piątkę z czołem. - Mój Boże, wyglądałeś jak taka nieogolona owieczka - roześmiałam się głośno, czym wywołałam także jego cichy śmiech.

- Ale z ciebie dowcipniś - skomentował ironicznie. - Jestem ciekaw, jak ty wyglądałaś w tym wieku - prychnęłam na jego słowa, krzyżując na moment z nim spojrzenie i odkładając zdjęcie, a następnie sięgając po okulary przeciwsłoneczne.

- Przykro mi, ale nigdy się tego nie dowiesz - rzuciłam zgryźliwie i podałam mu okulary, które założył na swój nos. - Poza tym, gdzie jedziemy? - spytałam, zamykając półkę.

- Trochę się rozerwać - stwierdził z uśmiechem na twarzy, przez co przeniosłam swój wzrok na niego, marszcząc brwi.

- I potrzebowałeś do tego mnie? - spytałam znudzona, gdy on pokiwał głową. - Nie mogłeś wziąć Mai? To twoja dziewczyna - rzuciłam neutralnie i rozsiadłam wygodniej w fotelu, głośno wzdychając.

- Nie - odparł obojętnie i skręcił na skrzyżowaniu w prawo, zatrzymując na światłach. Przewróciłam oczami.

- Bo? - prychnęłam, spoglądając na niego.

I w tym momencie zauważyłam coś, czego się nie spodziewałam. W jego oczach widziałam ten błysk, ten cholernie niebezpieczny błysk, gdy wpadał na swoje durnowate pomysły. Jego wargi rozciągnęły się w dużym, pełnym tajemniczości oraz dwuznacznym uśmiechu, który nie zwiastował nic dobrego. Przełknęłam automatycznie ślinę, gdy moje oczy się poszerzyły, a z jego ust wydobyły się następujące słowa.

- Bo z tobą będzie ciekawiej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top