✩ twenty nine ✩
⸺ ☾ELIZA☽ ⸺
Nie jestem z siebie dumna i wstyd mi to przyznać, ale sporą część lotu samolotem przespałam. Miałam zupełnie inne plany, lecz w którymś momencie naprawdę poczułam się taka zmęczona, że nie widziałam innej możliwości poza poddaniu się temu i zaśnięciu. Najważniejsze były z resztą zdjęcia z okna, które już dawno wykonałam. Wiecie, jak to jest. Prawdziwa podróż samolotem zawsze musi skończyć się sesją widoków podczas lotu, inaczej nie jest to to samo.
Matty'emu kompletnie nie pasował mój sen, który może odzyskał swoje słuchawki i świętował to tak, jakby udało mu się umówić na wymarzoną rundkę golfa z Garethem Balem, lecz wciąż preferował mnie przytomną podczas tej podróży. Podjął parę prób obudzenia mnie, ale zakończyły się one dłuższym sukcesem. Mi nie przerywa się spania, więc po paru razach po prostu zdenerwowana oznajmiłam mu, że jeszcze raz mnie szturchnie a od razu po przylocie do Włoch łapię pierwszy powrotny do Londynu.
Tak bardzo obraził się na moje słowa, że nawet po tym jak wylądowaliśmy i już odbieraliśmy swoje walizki, nie odzywał się do mnie poza zwykłymi uprzejmościami. Zachowywał się jak jakieś dziesięcioletnie dziecko, ale dobra, jak chce się tak bawić, no to tak będzie.
— Obydwoje wyglądacie jakbyście połknęli cytrynę na raz. — Zalewski nas nie oszczędzał. — Coś się stało?
Nie powitał nas na lotnisku z gigantycznym kartonem z napisem Buongiorno, a za to pojawił się spóźniony z kącikiem ust ubrudzonym jeszcze pastą do zebów, mamrocząc coś o tym, że nie zdążył dokończyć kawy.
Nawet nie było ranka, ale nie mnie to oceniać, bo sama wcale nie byłam lepsza w tych kwestiach.
— Może to, że spóźniłeś się o pół godziny. — rzuciłam, opierając się twarzą o szybę jego samochodu, na co ten rzucił mi od razu zdegustowane spojrzenie. — A żadne z nas nie umie włoskiego.
Nawet nie próbowaliśmy nikogo znaleźć.
— Nie opieraj się o szybę, godzinę ją polerowałem. — upomniał mnie, przyglądając mi się w lusterku. — Jeśli wam chodzi tylko o moje spóźnienie, w co wątpię, to przechodzicie szok kulturowy. Tutaj każdy się...
— Co ty pierdolisz? — Matty w końcu postanowił życzliwie się odezwać, patrząc na swojego przyjaciela z ukosa. — Szok kulturowy to ty dostaniesz zaraz, jak będzie mandat za twoje niezapięte pasy, frajerze.
Nicola zaklął pod nosem po usłyszeniu tych słów, ale nie zapiął pasów pomimo słów jego przyjaciela.
— Wiesz, co? Nie będę słuchał się ciebie. — wymamrotał parę kolejnych, jak przypuszczam, włoskich przekleństw. — Jak dostanę mandat, to dostanę.
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
— Ach, tak? — uśmiech pojawił się na twarzy piłkarza Aston Villi. — Ostatnio oznajmiłeś mi, że to koniec przepierdalania pieniędzy na głupoty i za głupoty, bo Nicol się to nie podoba.
Nicola na te słowa prychnął z oburzeniem. Najprawdopodobniej gdyby nie to, że to on prowadził, to Matty zarobiłby mocne uderzenie.
— Kim jest Nicol? — zdecydowałam się wtrącić, ponieważ nie zamierzałam być aż tak długo wyłączona z rozmowy. — Jakieś twoje alter ego?
— Ta, mów mi Batman. — przewrócił oczami Zalewski. — Nicol to moja...
— Jaki jest aktualny status? — Matty przerwał mu, uśmiechając się niewinnie.
— A pierdol się, Cash. — Nico najwyraźniej stracił cierpliwość. — Wiesz jak jest, to skomplikowane.
To skomplikowane.
A więc najprawdopodobniej Nicol jest byłą, niedoszłą lub przyjaciółką Nicoli, która zamknęła go w friendzonie.
To nie tak, że któraś z tych opcji wyklucza pozostałą.
Resztę drogi spędziliśmy na raczej w miarę przyjacielskiej rozmowie, poprzeplatanej może z dwa razy sprzeczkami o jakieś pierdoły. Najwyraźniej gust muzyczny Nicoli kompletnie nie pokrywał się z tym Matty'ego i bardzo im to przeszkadzało podczas jazdy. Ja osobiście miałam głęboko gdzieś, co leci, do momentu, w którym Nico puścił jakiś podejrzany włoski rap, którzy brzmiał jak jakaś kiepska podróbka Cypisa. Od tej chwili muzykę wybierałam razem z Mattym, ponieważ istnieją jakieś granice.
Te parę dni mieliśmy być w domu rodzinnym Nico, korzystając z pokoi gościnnych. Z tego, co wiem, Matty chciał załatwić jakiś hotel, ale Zalewski absolutnie się na to nie zgodził, więc wyszło, jak wyszło. Miałam nadzieję, że nie będę żałować tego wyjazdu. Znaczy się Boże, zaś zaczynam brzmieć tak jakbym przeżywała kryzys wieku średniego, a mam dopiero dwadzieścia jeden lat. Będzie super i koniec kropka. Innej możliwości nie ma, inaczej zrzucę się z mostu w porcie w Birmingham, w tym samym miejscu, gdzie poczęstowałam Matty'ego papierosem.
Tak symbolicznie.
— Wow Stary, ale masz chatę. — wymsknęło się z ust Casha, kiedy wchodziliśmy furtką na teren jego domu. — Może na stare lata przeniosę się do Włoch.
— Polskiego uczysz się dwa lata i umiesz go na takim samym poziomie jak Eliza włoski. — Nicola pokręcił z politowaniem głową. — Marny z ciebie poliglota, więc wątpię w to czy byś sobie poradził.
Aż mi się przypomniała jedna z moich pierwszych rozmów z Mattym, kiedy ten pokazał mi swoje zdolności językowe.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, zdobywając oburzone spojrzenie piłkarza Aston Villi, a wyglądało to naprawdę komicznie przez śmieszne okulary Nico, które ukradł mu ze schowka w samochodzie parę chwil wcześniej ku jego irytacji.
Włochy były jak na razie naprawdę piękne. Zdawało się być niecałe piętnaście może dziesięć stopni, ale słońce świeciło tak, jakby było z trzydzieści. Generalnie nigdy nie byłam fanką upałów i ciepło jakoś wyjątkowo tutaj nie było, lecz te promienie słoneczne były naprawdę przyjemne i były ciekawą odmianą od wiecznie deszczowej Anglii, która zdecydowanie za często przypominała Polskę.
I zanim zdążyłam się dokładniej rozejrzeć, poczułam ręce łapiące mnie w tak mocnym uścisku, że aż puściłam rączkę mojej cudownej fioletowej walizki, zamierając w bezruchu.
— Ty musisz być, Eliza! — angielski z niesamowicie wyraźnym włoskim akcentem dotarł do moich uszu. — Tak bardzo chciałam cię poznać!
Dziewczyna tuliła się do mnie z całej siły, a ja dosłownie zachowywałam się jak sparaliżowana, ponieważ takiego okazu uczuć zdecydowanie nie oczekiwałam od nikogo.
Miałam naprawdę ochotę pokazać środkowy palec Matty'emu, który zupełnie niedyskretnie zaśmiał się z tego w jakiej pozycji się znajduje.
Nicola z kolei przyglądał się tej sytuacji ze zdziwieniem i dopiero moje błagające spojrzenie zmusiły go do interwencji.
— Nie wiedziałem Nicol, że tu będziesz. — a więc to była ta Nicol. — Ani nie wiedziałem tego, że jesteś taka... Gościnna.
Wciąż się ode mnie nie odczepiła.
— Ciebie też miło poznać. — wymamrotałam w końcu, wciąż nawet nie widząc jej twarzy, oddając powoli jej uścisk. — Nicol.
I w tym momencie w końcu odsunęła się ode mnie. Następnie oparła swoje dłonie na moich ramionami, dzięki czemu mogłam się jej przyjrzeć i należycie ocenić sytuację.
Byłam od razu przekonana, że musiała być jakąś modelką lub czymś w tym deseń. Miała szereg idealnie białych zębów, którymi uśmiechała się do mnie tak szeroko niczym te wszystkie baby w reklamach polecające jakiś syf. Wstyd to przyznawać, ale jej opalenizna wywołała we mnie aż zazdrość, ponieważ ja mogłam zapomnieć o czymś takim. Nie wyglądała tak sztucznie, jak Kady, której klipsy z Shein nigdy nie znikną z mojej pamięci. Aczkolwiek byłam pewna, że niejedna igła była w jej ustach, ponieważ tak pełne usta nie mogły być efektem wspaniałych genów.
Gdybym miała pieniądze też bym sobie gdzieniegdzie coś wstrzyknęła.
Tak poza tym wyglądała dla mnie jak taka prawdziwa Włoszka. Pewnie naprawdę brzmi to śmiesznie, ale gdy na nią patrzę, to widzę taką gigantyczną flagę Włoch. Miała na sobie krótki pomarańczowy top z koronką na dekolcie oraz długie czarne spodnie z pojedynczym przecięciem na nogawkach
— Jest taka urocza. — Matty aż się zakrztusił po usłyszeniu tych słów, na co ona od razu rzuciła mu zdegustowane spojrzenie. — Nie mówiłeś mi o tym Nico.
Że ja jestem urocza?
Jest gorzej niż myślałam.
— Um, dzięki? — inna odpowiedź cisnęła mi się na usta, ale czasem w życiu trzeba się powstrzymać. — Ty też jesteś urocza.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej o ile było to możliwe, w końcu puszczając moje ramiona spod swoich dłoni.
Wolność.
— Szybko zostaniemy przyjaciółkami, zobaczysz. — puściła mi oczko, powodując we mnie szybciej przerażenie niż radość.
Nie wiedziałam, co powiedzieć i dzięki Bogu tym razem przybył mój rycerz na białym koniu.
— Nie chcę wam przerywać tego ciekawe zacieśniania więzi, ale chyba powinniśmy iść dalej. — powiedział Matty, rzucając znaczące spojrzenie swojemu przyjacielowi. — Jestem taki głodny.
— Tak, tak. — pokiwałam błyskawicznie głową, nerwowo zakładając pasmo moich włosów za ucho. — Jesteśmy głodni.
I tak w zasadzie nawet nie było to kłamstwo, ponieważ mój brzuch domagał się jedzenia już od dobrej godziny.
Miałam nadzieję na to, że zachwalane przez Zalewskiego zdolności kulinarne jego mamy okażą się prawdziwe. Moja zawsze była chujowa w takich sprawach i zdecydowanie nie wpisywała się w stereotypowy obraz matki, która potrafi wyczarować w kuchni każdą potrawę; włączając w to najświętsze polskie ciasto sernik. Zawsze od gotowania była babcia.
Uśmiech obiektu uczuć Nicoli zniknął, gdy spotkał wzrok Casha. Najwyraźniej nie przepadali za sobą zbyt szczególnie, co nie było dla mnie zaskoczeniem po wielu przepychankach słownych jego i Zalewskiego dotyczących jej osoby. Jednakże nie zdawałam sobie sprawę, jak otwarcie to wygląda.
— No to chodźmy. — rzuciła, splatając swoją dłoń z dłonią Nicoli, który wciąż chyba do końca nie przetworzył, co się dzieje.
I w ten oto sposób zakochana para podążała przed nami, a ja z Mattym ociężałym krokiem, taszcząc nasze walizki, szliśmy za nimi.
Trwało to w dość dziwnej atmosferze, ponieważ Nicola i Nicol od razu zaczęli ze sobą rozmawiać po włosku, całkowicie wykluczając mnie i Casha. Ta niezręczność mnie odrobinę irytowała, ponieważ przecież miałam z nim spędzić najbliższe parę dni.
Parę dni.
Świadomość tego faktu coraz to bardziej do mnie docierała.
—To będzie naprawdę ciężkie parę dni, jeśli ona przylepi się do nas jak jakiś rzep. — rzucił, łagodząc wszystkie moje nawracające co jakiś czas wątpliwości. — Nie wiem, kiedy sięgnie po rozum do głowy i znajdzie sobie kogoś sensownego.
— Nie lubicie się? — spytałam, udając zdziwienie tym faktem. — Taka milutka się wydaje przecież.
Powstrzymał śmiech, najwyraźniej wciąż pamiętając o tym, że oni znajdują się parę metrów przed nami, prowadząc jakąś dyskusję z jego przyjacielem.
— Jestem przekonany, że przyjechała tutaj, ponieważ dowiedziała się o twojej obecności. — zmarszczyłam czoło w niezrozumieniu, na co on dodał: — No wiesz, jak jest z wami dziewczynami, jesteście zazdrosne o byle gówno...
— Ale nie pozwalaj sobie na zbyt dużo, piłkarzyku.
— Dobrze, w porządku. — przewrócił oczami, chociaż wciąż się uśmiechał, błyszcząc tymi swoimi idealnymi białymi zębami, dla których wielu by zabiło. — Chodzi mi o to, że ona jest naprawdę wariatką i pewnie uznała sobie, że zabierzesz jej Nico, więc tu przyjechała go pilnować.
— Co? — prawie się zatrzymałam z zaskoczenia. — Ona myśli, że moją kurwa nie wiem misją jest odbicie jej niedoszłego?
— Coś w tym stylu.
A może jednak Kady wcale nie jest taka zła.
Chciałam kontynuować temat, ale nie było mi to dane, ponieważ droga od furtki do domu nie trwa tyle co pielgrzymka do Częstochowy i w końcu stanęliśmy przed drzwiami.
Mama Nicoli okazała się naprawdę przekochana i od razu po tym, jak przekroczyliśmy próg powitała mnie i Matty'ego, tak jakbyśmy byli jej zaginionymi dziećmi. Szybko ofiarowała nam miłosiernie obiad, na który zgodziliśmy się nieważne, co to miałoby być. Nie obeszło mojej uwadze fakt podniesienia do brwi Nicol, kiedy zgodziłam się na czwartą chochlę zupy z lanym ciastem.
To chyba jakiś żart.
Nie było jakoś szczególnie późno, ponieważ była może coś koło piętnastej, ale wciąż byłam taka zmęczona, że marzyłam o choćby chwili odpoczynku. Spanie w samolocie zdecydowanie nie spełniło moich wszystkich oczekiwań.
Dostałam z Mattym jeden wspólny pokój gościny, co nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, aczkolwiek fakt, że znajdowała się w nim tylko jedna rozkładana duża kanapa już nim była. Nie obchodziły mnie zarzekania Zalewskiego, że jest wygodniejsza od jego łóżka w Rzymie.
— Chyba przeżyjecie ze sobą na jednej kanapie, co nie? — już otwierałam usta, ale nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo już kontynuował. — Nie macie chyba dziesięć lat, a kołdry wspólnej nie będziecie mieć, chyba że chcecie.
Widząc, to z jaki spokojem Matty przyjmuje informację o tym, że będziemy razem dzielić tą kanapę, z każdą chwilą coraz ciężej było mi zaprotestować na cokolwiek.
Dosłownie zostałam zabrana tutaj jako jego osoba towarzyszącą, do domu jego przyjaciela, więc chyba to nie ja powinnam stawiać warunki.
Boże, powinnam cokolwiek powiedzieć, a zamiast tego rzuciłam:
— Nie mam zamiaru walczyć z nim każdej nocy o skrawek kołdry. — uśmiechnęłam się słabo. — Myślę, że dwie będą super opcją.
Ja pierdolę.
I tak o to w ten sposób, właśnie zostałam z Mattym sama w naszym pokoju, po to żeby doprowadzić się do ładu i składu. Nie czułam się z tym źle ani nic, ponieważ wciąż w mojej głowie istniał temat wariactwa tej tancerki, która napierdalała o swojej pasji kręcenia dupą przed nami połowę naszego obiadu, kończąc pytaniem czym ja się tak właściwie interesuję.
Ciężki temat.
Położyłam moją fioletową walizkę w kącie pokoju, po czym rzuciłam się bez żadnego zawahania na rozłożoną kanapę. Nie pomyślałam w ogóle, co robię i trochę spanikowałam po chwili, ponieważ przestraszyłam się, że być może ubrudziłam korektorem pościel.
Dzięki Bogu, wszystko było wciąż czyste.
— Przespałaś cały lot i dalej chcesz spać? — nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć, że najprawdopodobniej uniósł te swoje brwi, co robi za każdym razem. — Dziewczyno, ile ty śpisz.
— Masz jakiś problem? — wyciągnęłam z kieszeni leniwie telefon, wyłączając w końcu tryb samolotowy. — Spanie to moja ulubiona czynność.
— Więc nie będziesz chodzić ze mną rano każdego dnia na poranne bieganie? — zaczęłam się śmiać po usłyszeniu tej propozycji. — Przekonam cię.
Obróciłam się w jego stronę, ledwo wstrzymując śmiech.
— Nigdy w życiu. — i ponownie opadłam całym ciałem na jasną pościel. — Mam rozumieć, że wtedy po tym klubie, rano zapierdalałeś poranne bieganie?
— Tak, z Nicolą codziennie biegaliśmy. — po tych słowach byłam już pewna, że żartuje. — Codziennie po dziesięć kilometrów.
— Ta, a ja trenuję zawodowo tenisa. — przymknęłam zmęczona powieki. — Moja siostra to Iga Świątek.
— Dobra dobra, przyznaję się. — i położył się tuż obok mnie. — Tylko żartuję.
— Ale zdejmij buty, idioto. — popchnęłam go chyba za mocno. — Za bardzo się chyba poczułeś już.
Jego przekleństwa po tym, jak wylądował na podłodze wywołały we mnie od razu śmiech.
Wydawało mi się, że z każdą chwila czułam się coraz to bardziej komfortowo z Mattym. Coraz to bardziej docierało do mnie to, że byłam naprawdę nie fair z tym, jak go oceniłam na samym początku. Naprawdę nie był zły. Wiedział wszystko, najwięcej z wszystkich i jeszcze ani razu mnie nie zdradził. Zachował dla siebie to, czego się dowiedział, kiedy byliśmy u niego. Nie zrobił nic w związku z tym, tak jak powiedział.
Nigdy nie byłam fanką nazywania kogoś przyjacielem po tak szybkim okresie czasu, ale naprawdę chyba podświadomie już go tak traktowałam; to było silniejsze ode mnie. Czułam się z nim tak swobodnie, jak z nikim innym obecnie.
Już nie ma Andrew.
Na samo wspomnienie jego imienia, mój humor gwałtownie spadł. Nie dostałam od niego żadnej wiadomości od tego dnia. Nie zrobiłam kompletnie nic. Być może wcześniej miałam ochotę walczyć, ale wszelkie zapędy zgasił we mnie Matty. Nawet nie wiem czemu tak szybko odpuściłam mu fakt, że nigdy mi o tym wszystkim nie wspomniał. Nie mogłam być długo na niego zła o coś takiego, ponieważ nie rozmawialiśmy dużo, przynajmniej nie tak jak teraz, wtedy. Nie miał nawet okazji.
— Wszystko w porządku? — z moich rozmyślań wybudził mnie jego głos. — Aż tak przejmujesz się tą wariatką?
I o tym właśnie mówiłam. Wystarczyło jedno jego głupie zdanie, żebym znowu się uśmiechnęła.
— Chciałabym, żeby ona była moim największym problemem. — wzięłam głęboki oddech. — Przypomniał mi się Andrew.
— A on. — urwał na moment, zmieniając swoje pozycję tak, że teraz leżał bokiem w moją stronę. — Wyjebane w niego, nie przejmuj się nim.
Świetna rada Matty, ale zabłysłeś.
— Łatwo jest ci tak mówić, skoro gadaliście ze sobą przez ostatnie cztery lata co pół roku. — zdecydowanie powiedziałam to ze zbyt wielkim wyrzutem, dlatego od razu po wypowiedzeniu tych słów rzuciłam mu nieme przepraszam. — Zapomnij o tym, co powiedziałam.
Jego niebieskie oczy zdawały się prześwietlać w tym momencie mnie na wylot, jakby chciały poznać każdą moją myśl. Wcześniej możliwe, że zrobiłabym coś, żeby przerwać taki kontakt, ale tym razem z tego zrezygnowałam.
Nie miałam nic do ukrycia.
— Był twoim jedynym przyjacielem, odkąd się przeprowadziłaś do Birmingham, więc... — i ponownie przerwał, ponieważ najwyraźniej zabrakło mu słów. — Jezu, ja naprawdę nie jestem dobry w takie pocieszające gadki, ja o tym wiem, ale staram się. Po prostu pierdol go, nie jest tego wart. — uśmiechnął się ponownie w ten dobrze mi znany sposób. — Znajdziesz kogoś lepszego od niego, jak na przykład mnie...
Oczywiście wybujałe ego piłkarzyka musiało wyjść na wierzch nawet w takim momencie.
Ale tym razem nawet mnie tym nie zdenerwował.
— Oczywiście. — powiedziałam bez żadnego wahania, przewracając oczami, na co ten złapał mnie za dłoń. — Nikt nie jest lepszy od piłkarza o niespełnionych ambicjach golfisty.
Temat Andrew już kompletnie opuścił moją głowę.
Oboje nie usłyszeliśmy otwierania drzwi.
— Ej, a chcielibyście może potem iść na miasto... — Nicola urwał, a on od razu puścił moją dłoń. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. — O kurwa, następnym razem będę pukać.
Matty po raz kolejny tego dnia spadł z kanapy z głośnym trzaskiem.
— Żyjesz?
Usłyszałam w odpowiedzi jedyne coś niewyraźnego wymamrotanego pod nosem.
— Pojechalibyśmy do Rzymu z tego wypizdowia i skoczylibyśmy do galerii. — Zalewski oparł się o futrynę. — Muszę kupić balony.
— Tak, tak pojedziemy. — Cash podniósł się z ziemi, prostując swój kręgosłup. — Ale bez tej wariatki, bo jak ona jedzie, to wolę już taksówką osobno.
Zalewski przewrócił z irytacją oczami.
— Musicie zakopać topór wojenny. — zdecydowanie za bardzo poważnie przejął się słowami Matty'ego. — Bo pierdolca przez was dostanę.
— Jakiego zaś pierdolca? — postanowiłam wtrącić się do rozmowy. — Nic się jeszcze nie wydarzyło.
— Dzisiaj nic się nie wydarzyło. — Nicola uśmiechnął się ironicznie, po czym powiedział do swojego przyjaciela: — Matty, więc może wyjaśniłbyś Elizie dlaczego tak się nie lubicie?
Na te słowa piłkarz Aston Villi zgromił go wzrokiem.
— Szkoda gadać. — rzucił jedynie w odpowiedzi. — Wolałbym o tym zapomnieć.
Zalewski najwyraźniej nie chciał mu odpuścić, ponieważ już otwierał usta, domagając się jasno rozwinięcia tych słów, jednakże przerwało mu głośne zawołanie jego imienia, które chyba usłyszało połowa mieszkańców tego miasteczka.
Taka wariatka, a jednak uratowała Matty'emu dupę w tej chwili, który właśnie mógł odetchnąć z ulgą.
Gdy Nicola zniknął, uśmiechnęłam się niewinnie w jego stronę.
— Chcę wiedzieć wszystko.
Po jego minie szybko wywnioskowałam, że nie będzie tak łatwo.
___________________________________________________
wracamy powoli do regularnosci cn, teraz praktycznie kazdy rodzial tak samo dlugi jak ten wiec nie ma negatywow
mam nadzieje ze wam sie spodobalo o czym dajcie znac najlepiej w komentarzu, poniewaz to jest zawsze motywacja
i pamietajcie o gwiazdce
do nastepnego, kocham was<33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top