✩ thirty one ✩
⸺ ☾MATTY☽ ⸺
— Żartujesz sobie. — wpatrywałem się w jego twarz, doszukując się jakichkolwiek znaków żartu.— Nie możesz być poważny, stary.
— Ale w pełni jestem. — pokiwał głową dla potwierdzenia swoich słów. — Nie wierzę w Boga, ale chyba jest coś takiego jak zadośćuczynienie, prawda?
Aż zabrakło mi słów naprawdę, dlatego zamykałem i otwierałem kolejno usta, zastanawiając się nad tym kiedy popełniłem błąd.
Ona mnie zabije przecież. Nie widzę innej możliwości.
— Jakie kurwa zadośćuczynienie? — powiedziałem ostatecznie po chwili załamania, patrząc na niego tak jakby właśnie wpadł na najgłupszy pomysł na świecie i w zasadzie to taki to był. — Czy ty siebie słyszysz?
— Przesadzasz. — założył ręce na piersi, unosząc dumnie głowę. — Nie będą zadowolone, ale to przez ciebie jest ten cały problem! Musiałeś od razu robić...
— Mówiłem prawdę! — przerwałem mu automatycznie zdecydowanie za głośno, ponieważ nie byliśmy sami w jego domu, dlatego ściszyłem delikatnie ton i kontynuowałem: — Nikt normalny jej nie lubi, Nico. Wkurwia mnie bardziej niż pijany wujek Fergie, a byłeś ze mną już na weselu mojego brata i wiesz jak....
On doskonale znał moje powody.
I tak samo znał jej.
Ale mówienie ich na głos nie było czymś mądrym w żadnym wypadku.
— I znowu przesadzasz. — pokręcił ze zrezygnowaniem głową. — Nie był wcale aż tak zły.
— To że ci polał, kiedy wszyscy mówili, że tobie już wystarczy nie czyni go zajebistym. — szybko zaprotestowałem, ponieważ absolutnie nie było niczego dobrego w wujku Fergie. — Ale wracając do tematu, to wybij sobie lepiej ze swojego pustego łba ten pomysł. Popierdoliło cię.
— To się zdziwisz. — był zdecydowane zbyt pewny siebie dzisiaj. — One muszą chociaż się trochę polubić a to twoja wina, że Eliza najchętniej rzuciłaby w nią niedopałkiem papierosa. — wskazał na mnie oskarżycielsko palcem.
— A ona by w nią nie rzuciła? — uniosłem wysoko brew, prychnąwszy. — Nie lubią się to się nie lubią, lepiej to tak zostawić.
Znałem się na tym lepiej niż ktokolwiek na tym świecie. Przez większą część swojego życia żyłem pod jednym dachem z Hannah. Ona nauczyła mnie postępowania w takich sytuacjach.
— Nie. — nie zgodził się ze mną ponownie. — Znudziło mi się już wyjebanie w to.
— To co? Zamierzasz je zamknąć razem w jednym pokoju jak jakieś dzieci?
— A oglądałeś Outerbanks? — gdy to powiedział, prawie się zaśmiałem, prawie. — Zamknęli tam dwie główne bohaterki na jakiejś łodzi i co? Wróciły pogodzone.
A myślałem, że nie można mieć głupszych pomysłów niż Jacob Ramsey.
— Ja pierdolę. — westchnąłem głośno, zaraz zwariuję. — To nie jest netflix. One się jeszcze bardziej pokłócą...
Naprawdę czasem były momenty, kiedy zastanawiałem się dlaczego się z nim kurwa dalej przyjaźnię. Ponieważ z większości chwil zapominałem o tym, że on ma przecież dwadzieścia jeden lat. Znaczy się to nie tak, że ja jestem jakiś dorosły, ponieważ dalej czułem się na gorące osiemnaście, a nie na zbliżające się dwadzieścia sześć, ale ten pomysł był naprawdę tragiczny.
Najwyraźniej mojemu przyjacielowi nie spodobał się fakt, że Eliza i jego tancereczka od siedmiu boleści nie przepadają za sobą i oczywiście winą musiał obarczyć mnie. Jakby wcale nie było tak, że Lizzie wkurwia niemalże każdy, a ja ostatnio jestem jakimś wyjątkiem. Nawet jej nie powiedziałam całej tej śmiesznej genezy mojej złej krwi z Luzardi. Prawdą było to, że odrobinę się posprzeczały podczas drogi powrotnej do domu, ale hej tak to już jest z dziewczynami, że często nawet największe przyjaciółki kłócą się o byle gówno, żeby potem wyznawać sobie wieczną miłość. Tak zawsze było i będzie, więc nie widziałem tyle złego w tym, co Nico. Tak swoją drogą myślę, że może teraz się naprawdę nie lubią, ale może naturalnym biegiem rzeczy dogadają się jutro po paru kieliszkach, nic nie jest stracone, a mój przyjaciel musi tak przeżywać. Wspólnie picie zdecydowanie lepiej łączy ludzi niż zjebany pomysł Zalewskiego.
Nico nigdy nie powinien przychodzić po mnie do tego pokoju i przerywać moją ciekawą rozmowę z Lizzie na temat tego, co jest pierwsze mleko czy płatki. Ja naprawdę myślałem, że to coś ważnego.
— A czy ja powiedziałem, że chce je zamknąć na klucz na jakiejś łajbie? — przysięgam, że zaraz wydłubię mu oczy. — Jesteśmy w Rzymie, nie w Wenecji, więc wyślę je razem po odebranie tortu.
Świetna alternatywa.
— Okej, ale co to ma wspólnego ze mną?
— Boże jakim ty jesteś idiotą, Cash. — mój przyjaciel wziął głęboki oddech. — To przez ciebie się nie lubią, dlatego masz to odkręcić i przestać nagadywać Elizie na Nicol. Mów czasem na nią jakieś miłe rzeczy...
— Miłe rzeczy? — zakrztusiłem się niemalże własną śliną. — Co mam jej powiedzieć? Że tym razem fajnie się jej kwas wchłonął do ust, a nie tak jak ostatnio? Że fajnie, że jej nie poznała podczas jej fazy ekologicznej, bo nie mogłaby wypić coli w McDonaldzie?
— Wiedziałem, że masz w dupie te żółwie.
— Nie mam w dupie żółwi. — uniosłem ręce w obronnym geście. — Ale wyjaśnij mi raz jeszcze czemu nie mogliśmy pić coli z plastikowymi słomkami?
Wiedziałem, że tego nie powie na głos. Prawda była taka, że byliśmy wtedy bardzo głodni i uznaliśmy, że McDonald nie jest tak złym pomysłem. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie to jaką awanturę rozpętała Luzardi o słomki. Ja rozumiem, że ekologie i te sprawy, ale wszyscy byliśmy zmęczeni i nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi. Trener nie miał się o tym dowiedzieć, a skończyło się tak, że kolejnego dnia każdy na treningu pytał się mnie o to jaka teraz cena 2foru. Miałem naprawdę szczęście, że Czesiowi tego dnia bardziej podpadł Szczęsny, który uczył zaciągania się papierosem Skórasia w kiblu po porannej siłowni.
Ja zdaję sobie sprawę, jak to brzmi, ale tak naprawdę było. To było okropne.
Nigdy więcej już nie postawię nogi już w tym McDonaldzie., To było bardziej zawstydzające niż jazda z Jankiem do szpitala, po tym jak rozwalił sobie łuk brwiowy najebany w klubie.
— Nie zmieniaj tematu. — wskazał na mnie oskarżycielsko palcem. — Masz...
— Matty, ktoś do ciebie dzwoni. — serce mi stanęło i całe życie przeleciało mi przed oczami, jak nagle pojawiła się przed nami Lizzie, podając mi mój telefon. — Odbierz, bo chyba już piąty raz i przysięgam, że zaraz skończy za oknem; masz taki denerwujący dzwonek, a ja chyba lecę spać.
Kiedy zobaczyłem na ekranie napis Jacob, zamarłem. Totalnie o tym zapomniałem.
— Okej, dzięki. — kiwnąłem głową, na co ona odeszła obdarowując jeszcze mnie i Nicolę podejrzliwym spojrzeniem; zwróciłem się do Nico: — Muszę oddzwonić, wybacz.
Nie był zadowolony, dlatego złapał mnie za ramię.
— Kto niby jest tak pilny? Bo nie uwierzę, że Baśka do ciebie dzwoni, a ty jako najcudowniejszy synek musisz teraz w tej chwili oddzwonić.
— To uwierz. — rzuciłem zirytowany, wyrywając się mu bez żadnego problemu. — Zaraz wracam.
Nie chciałem, żeby ktokolwiek się dowiedział. Nikomu nie powiedziałem o tym, że byłem u Andrew i u Jacoba. Nicola wyśmiałby to wszystko i stwierdziłby, że kompletnie mnie pojebało, a Lizzie nie chciała żebym się angażował od samego początku, a ja to zrobiłem.
Wyszedłem na taras przed jego rodzinny dom, zapalając nieświadomie parę automatycznych lamp. Trochę się przestraszyłem, dlatego prawie się wyjebałam o doniczkę jakiegoś wysokiego kwiatka, ale jakoś udało mi się zachować równowagę. Zakląłem pod nosem, wyciągając telefon z kieszeni.
— Szybciej chyba dodzwoniłbym się do Bednarka niż do ciebie. — powiedział od razu do mnie Jacob, odbierając po pierwszym sygnale. — Dostałem już odpowiedź.
Szczerze powiedziawszy, gdyby ktoś mnie spytał o to jak wyglądała wizyta na policji z nim, ja nie mógłbym powiedzieć na ten temat nic ciekawego. Stresowałem się jak cholera i na przemian w mojej głowie pojawiały się przeróżne myśli na temat tego czy robię dobrze czy źle, więc na wskutek tego wspomnienia z tego dnia stały się jakby rozmazane. Pamiętam, że pierwotnie chciałem wejść tam razem z nim i być świadkiem, ale nic z tego nie wyszło, ponieważ nie wpuścili mnie nawet z nim do siebie. Dowiedziałem się, że najpierw muszą pogadać z nim, a dopiero jeśli sprawa wejdzie w samo postępowanie, mogę zostać wezwany.
Ale go nie dostałem.
— Co ci powiedzieli?
— Mogę domagać się co najwyżej pieniędzy od niego. — odpowiedział. — Powiedzieli mi, że gdybym przyjechał od razu, to sprawa wyglądałaby inaczej. Mogą mu teraz wlepić mandat, a ja jeśli udowodnię, że to jego wina, to powinien wypłacić mi odszkodowanie, nic więcej.
— Przecież dosłownie Andrew połamał ci nogę z czystą premedytacją. — takiego obrotu spraw nie spodziewałem się. — On wiedział, że jak ci ją połamię, to będziesz skończony do końca sezonu. — zacząłem chodzić w kółko po tym tarasie. — Nie przeszukają go ani nic, żeby wiesz sprawdzić czy wszystko z nim w porządku?
Jacob zaśmiał się.
— Matty, nie żyjemy w jakimś filmie gangsterskim. — jakbym nie wiedział. — To nie jest żaden kurwa dziki zachód, że przeszukają ci całą chatę, bo jakiemuś ziomkowi zajebałeś. Mają mnie gdzieś i szczerze nie wiem czy nawet opłaca mi się prowadzić to dalej...
— Ej, czekaj.— przerwałem mu, ponieważ coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało. — Podmienili cię czy czy jak? Przecież ty poszedłeś na tą policję dla plotu w życiu. Nie wierzę w to, że teraz nagle myślisz...
Nie uważałem, żeby to były samodzielne myśli Jacoba. Nie był może głupi, ale jakiś Einsteinem też nie był, więc często największe przypały jakie działy się w Aston Villi, to były z jego udziałem. Facet absolutnie nie miał żadnych pohamowań w życiu i w tym naprawdę przewyższał mnie o wiele. To on wpadł na zrobienie zielonej nocy Gerrardowi przy jego pierwszym dniu pracy, a nawet chciał zrobić podobne święcenie Emery'emu, ale skutecznie Tyrone i Emiliano mu to wybili z głowy. Pamiętam, że wtedy też chciałem mu w tym pomóc, ale z perspektywy czasu dobrze, że do tego nigdy nie doszło. Skoro on mnie nie lubi za sam mój styl bycia i woli zamiast mnie grać emerytem, to nie wiem co by się stało ze mną, gdybym faktycznie mu pozamieniał wszystkie wkłady w długopisach na różowe.
— Gadałem z Jankiem. — wyjaśnił, na co ja aż zamarłem. — Powiedział mi, że jestem głupi jak hydrant strażacki i chcesz mnie jedynie wykorzystać dla własnych celów, nie skupiając się na tym, że jak media podłapią temat, to będę w dupie.
To już miało więcej sensu, bo tak jak wcześniej wspominałem - nie było szans na to, że sam to wymyślił.
— Nie byłbyś przecież w dupie. — zatrzymałem się na moment, żeby odpowiednio się skupić. — Dostałbyś pieniądze za to, że teraz jesteś skreślony na cały sezon. Nie chciałbyś, żeby Andrew pożałował tego?
— Chciałem, ale Janek uświadomił mi, że w sumie to przegiąłem. — cholerny Betoniarek. — Nieźle poleciałem po tym Neilu i większość to pamięta. Mam złamaną nogę to fakt, ale wypłatę dalej mam taką samą, co nie? Wrócę do gry, jak się wyleczę i wszystko będzie zajebiście bez artykułów w Birmingham Live o tym, że jestem kolejnym Leo Bailey.
Przymknąłem oczy z irytacji.
Musiałby naprawdę zrobić znacznie więcej, żeby pobić wszystkie afery Leo. Filmiki z jego udziałem z licznych klubów widział niemalże każdy i myślę, że jedna plotka o policji i złamanej nodze nie zniżyłaby Jacoba do tego poziomu.
— Czyli zamykasz sprawę? — spytałem pretensjonalnym głosem. — Stary, nie możesz być taki łatwy. Andrew bezkarnie chodzi sobie teraz po Birmingham, co jeśli komuś jeszcze coś zrobi?
— Na razie chyba mam już w to wyjebane. — odrzekł, a ja aż nabrałem dziwnej ochoty pojawienia się teraz w Birmingham i złożenia mu wizyty. — Może mi się to zmieni i wtedy dam ci znać.
— A co z tym, że kazał ci zwalić winę w klubie na mnie? — przypomniałem sobie właśnie o tej sprawie. — Oni mnie nienawidzą.
— A grasz teraz w pierwszym składzie?
— No tak.
— To znaczy, że im minęło i nie czym się przejmować. — chyba zaraz zacznę liczyć do dziesięciu. — Muszę chyba już kończyć, Matty. Idę zaraz do kościoła, więc nie dzwoń do mnie przez następną godzinę, pa!
— Czekaj...
Ale nie zdążyłem, ponieważ już się rozłączył.
Byłem naprawdę zły. Cały mój plan poszedł się jebać. Andrew nie dostał kary za to, co zrobił. Wszystkie moje starania nie wyszły, a na dodatek teraz będę już tylko czuł wyrzuty sumienia za to, że jej nie powiedziałem. Wcześniej przynajmniej czułbym je za coś, co się wydarzyło a teraz to za samą próbę.
Boże święty i po co mi to było?
Chłód zaczynał mi już powoli coraz to bardziej doskwierać, dlatego musiałem wracać ku mojemu nieszczęściu. Aż chciałem zadzwonić do Bednarka i go opieprzyć za to, że nagle zdecydował się dawać dobre rady Jacobowi, ale powstrzymało mnie przed tym to, że on by przecież zauważyłby moje inne motywacje. Nie mógłbym tak lać wody i pierdolić o sprawiedliwości na świecie, ponieważ on po prostu by na to nie poszedł.
Czy naprawdę nie zostało mi nic poza pójściem do jego ojca na skargę niczym jakiś dwunastoletni gówniarz? Miałem w tej chwili nadzieję, że wysłuchał mojej groźby i cały jego syf zniknął, naprawdę.
— Ej, ej wracaj tutaj. — Nicola chciał mnie zatrzymać i najwidoczniej znowu zacząć ten sam temat jego dziewczyny i Elizy. — Nie skończyliśmy.
Stałem do niego tyłem, szukając kubka w którejś z szafek.
— Obiecuję, że postaram się jej mniej obrabiać dupę. — powiedziałem, mając naprawdę serdecznie dość jego uparcia. — Gdzie macie kubki?
— Trzecia u góry od lewej. — odpowiedział mi, po czym zajął miejsce przy stole, starannie mnie obserwując. — Mam nadzieję, że tak naprawdę zrobisz.
— Zrobię. — przewróciłem oczami, wiedząc że i tak tego nie widzi w tej chwili. — Ale o tym, że mają razem odebrać tort ty im mówisz.
Zaparzyłem sobie herbatę i zająłem miejsce tuż obok niego. Szczerze miałem nadzieję, że do tej chwili pójdzie sobie gdzieś, ale najwidoczniej teraz obrał sobie za cel bycie moim przydupasem.
Ale to wcale nie tak, że go nie lubiłem, ponieważ byliśmy cholernymi przyjaciółmi i oddałbym mu nerkę, gdyby to było koniecznie. Jednakże teraz był niczym więcej niż wrzodem na dupie. Ciekawsze dla mnie w tym momencie były te kwieciste tapety ozdabiające tę kuchnię niż słuchanie ponownie jego paplaniny na temat zapewne kolejnego dziwnego pomysłu Mourinho lub przypału Spinazzoli, który zasłynął w Romie ostatni czasy z tego, że skręcał najlepsze szlugi.
— Ty i Eliza będzie coś z tego? — spytał, dziwiąc mnie bardziej niż wtedy, gdy wolał pić na zgrupowaniu Cydr Lubelski niż Somersby. — No wiesz coś więcej niż to coś co obecnie was łączy?
— Nie wiem. — wzruszyłem obojętnie ramionami, sięgając po cukierniczkę. — Może tak, może nie.
— Lepsza rozmowa to z księdzem na kolędzie niż z tobą. — prychnął, biorąc sobie jedno z ciasteczek ze stołu. — Nie możesz mi się zwierzyć, jak przyjaciel przyjacielowi?
— Jeszcze chwilę temu byłeś na mnie wkurwiony o to, że przeze mnie...
— Było minęło. — dla potwierdzenia swoich słów uśmiechnął się do mnie szeroko, czego ja niestety nie odwzajemniłem, więc gwałtownie spoważniał i dodał: — Jutro odprawiam urodziny, a zachowujesz się tak jakby jutro była stypa. Ogarnij się, bracie.
Okej, to na mnie odrobinę podziałało. Faktycznie Nicola jutro odprawiał swoje urodziny, a ja zamiast grać z nim teraz w Just Dance i świętować to bardziej niż kiedykolwiek, zachowuje się jak jakiś pierdolony gbur.
Wymusiłem uśmiech.
— Sorki, Nico. — powiedziałem, po czym poklepałem go celowo mocniej po plecach. — Oszczędzam siły na jutro.
— No mam nadzieję. — rzucił mi znaczące spojrzenie. — Pamiętasz to, jak na twoim urodzinach szukaliśmy trzy godziny Skórasia?
Tym razem naprawdę szczerze się zaśmiałem.
— Każdy pamięta. — dalej się uśmiechałem. — Znalazł go Szczęsny z Zielem w krzakach. Trzy godziny tam spał.
Nicola miał zwyczaj mówić mi o tej sytuacji za każdym razem, kiedy miałem gorszy humor. Ceniłem to.
I dzięki temu też rozmawialiśmy to całe aż dwadzieścia minut bez przerwy, podczas tego jak ja powoli piłem moją herbatę, a on stopniowo opróżniał talerz z ciasteczkami. Już nie żałowałem tego, że nie skierowałem się od razu do pokoju, który dzieliłem z Lizzie, ponieważ dzięki Nicoli nie miałem aż tak zepsutego humoru. Nie chciałem okłamywać jej, a gdyby tylko mnie o coś spytała, ciężko byłoby tego uniknąć. Nie zapominając o tym, że dalej pragnie dowiedzieć się czemu nie lubię się z tą tancereczką.
Niestety tak szybko prawdy nie pozna.
Kiedy już poszedłem w końcu do pokoju z humorem lepszym niż pół godziny wcześniej, spodziewałem się raczej tego, że będzie spać, ponieważ zapowiadała mi to już znacznie wcześniej. Jednakże ku mojemu zdziwieniu wcale nie spała, a grzebała w swojej walizce, mamrocząc coś pod nosem.
— Czego szukasz? — spytałem bez zastanowienia, opierając się o futrynę drzwi.
— Papierosów. — nie kłopotała się z odpowiedzią. — Muszę zapalić.
Na te słowa westchnąłem głośno, zdobywając jej pretensjonalne spojrzenie.
— Niszczysz sobie płuca. — zacząłem, idąc w jej stronę. — To nie jest w ogóle...
— Zdrowe? Tak, wiem. — wyminęła mnie, wychodząc z pokoju. — Wrócę za pięć minut.
Chciałbym być pewny czegokolwiek w naszych relacjach.
— Pójdę z tobą. — zawołałem za nią, biorąc szybko z walizki jakąś bluzę. — Już jest dość późno.
— Ależ ty spostrzegawczy. —zatrzymała się i wróciła do pokoju, teraz z kolei jak ja wcześniej, opierając się o futrynę. — Chodźmy.
I tym o to sposobem ponownie w ciągu ostatniej godziny znalazłem się na tarasie domu Nicoli, ale tym razem w znacznie lepszych okolicznościach.
Bez słowa zaczęliśmy iść w kierunku furtki, zgadzając się na spacer. Było to dziwne, ale tak jakbyśmy oboje wcześniej zaplanowali, ponieważ nawet tym razem nie zajebałem po prostu laczków Nikoli, jak przy moim ostatnim wyjściu, a ubrałem moje normalne buty. Ona też sama miała na sobie wciąż to samo ubranie, w którym wcześniej usiłowała spać, co dopiero zauważyłem przez światło pobliskiej latarni. Nie była to żadna piżama, a zwykłe szare dresy z luźną koszulką, na którą teraz założyła, zapewne przed tym wyjściem, grubą bluzę, ponieważ rzecz jasna we Włoszech nie ma tak ciepło, jak się może wydawać, cały czas.
— Chcesz jednego? — wystawiła w moją stronę z jasną kpiną paczkę papierosów, a ja od razu pokręciłem głową. — Więcej dla mnie.
Schowała paczkę do kieszeni, po czym wyciągnąwszy zapaliczkę, sprawnie zapaliła papierosa, od razu się się zaciągając.
— Można powiedzieć, że jesteś już uzależniona? — spytałem, patrząc jak wypuszcza dym z ust.
— Możliwe. — odpowiedziała wymijająco, skupiając swoją uwagę niespodziewanie na mnie. — A co? Martwisz się?
To oczywiste, że się martwiłem i mogłem to przyznać na tysiąc różnych sposób. Gdybym nie miał wyjebane, to nigdy bym nie poszedł do Andrew i nie planował nigdy go wpierdolić na policji, to proste. Naprawdę ją polubiłem i nie chciałem tego zepsuć.
Ale oprócz tego, że nie chciałem tego popsuć, byłem głupi na wielu przeróżnych płaszczyznach. Gdyby spytali każdego po kolei w Villi o to, kto jest największym idiotą w klubie, jestem pewien, że większa cześć odpowiedziałaby z uśmiechem oczywiście, że Cashy. Bo być może Jacob był tym z najgłupszymi pomysłami, ale to ja największy idiota Matty Cash najczęściej byłem gotowy brać w nich udział. Podkreślam, że najczęściej, bo czasem nawet i mnie przerastało to, co on ma w głowie.
Ale w tym momencie chyba naprawdę straciłem już wszelkie resztki inteligencji, ponieważ zamiast wprost wyznać tak Lizzie martwię się, wiele dla mnie znaczysz, powiedziałem na totalnej wyjebce:
— Nie, rób co chcesz. — wzruszyłem ramionami i na domiar złego jeszcze dodałem: — Spytałem tak wiesz, wyłącznie z ciekawości.
— Aha. — uśmiechnęła się słabo, odwracając wzrok. — Pamiętasz w ogóle drogę?
— Idziemy ciągle prosto, więc chyba nie zgubimy się. — odrzekłem, już powoli żałując coraz to bardziej moich słów sprzed chwili. — Jakoś spokojnie tutaj, prawda?
Obserwowałem, jak ponownie wypuszcza dym z ust.
— Nie mów tak, bo zaraz za tym płotem. — aż wskazała ręką na widoczny ledwo w oddali płot jakiegoś domu. — Pojawi się z pięć typów i będziemy musieli spierdalać, a moja kondycja nie istnieje.
— Przesadzasz. — powiedziałem, prychnąwszy. — Jesteśmy tutaj bezpieczni, to nie Neapol.
— Ja tylko mówię. — odparła obojętnie, przymykając lekko oczy przy kolejnym zaciągnięciu papierosem. — Wiesz o tym, że nikt nie o mojej obecności tutaj?
Zmarszczyłem czoło, wciąż dotrzymując jej kroku.
— Nikomu nie powiedziałaś?
— A komu miałam? — spojrzała na mnie z niezrozumieniem i aż pożałowałem, że tym razem nie widziałem wiele przez ciemność. — Nie mam nikogo, Matty.
— A twój brat i twoi rodzice, to co? — i ja dodałem w myślach. —Masz naprawdę szansę poprawić kontakt z bratem, skoro sam do ciebie dzwoni.
— Może.
Coś mi nie pasowało w jej zachowaniu. Jeszcze przed tym jak wyszedłem porozmawiać z Nicolą była naprawdę szczęśliwa, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Razem śmialiśmy się z wszystkiego, wspominając nawet te nielicznie nasze wspólne chwile. Umówiliśmy się też na powtórkę z gry w Fifę, ponieważ wciąż nie dostałem rewanżu z nią za tą jej niesprawiedliwą wygraną.
A teraz?
Zachowywała się tak, jakby nic ją nie obchodziło, przy okazji rozpoczynając dość niepokojące tematy. Nie wiedziałem ani nie rozumiałem, co się mogło stać. Jednakże najwidoczniej chciała mojej obecności, ponieważ zawsze mogła mnie odtrącić i finalnie iść sama, a nie skomentowała źle tego, że idę z nią. Może to było już czyste czytanie pomiędzy wierszami, aczkolwiek potrzebowałem choćby tego dla własnej motywacji.
— Jutro poznasz wszystkich. — zacząłem zupełnie inny temat, bardziej przyjazny. — Przyjedzie Szczęna z Mariną, Zielu, Dybala, Pelligrini, wielki Kamil Glik, Bereś i inni.
— To śmieszne. — odrzekła, wypuszczając dym z ust. — Będę wśród piłkarzy, a dalej nie wiem, kiedy jest spalony. Mam nadzieję, że chociaż będą jutro jakieś ciastka.
— A jakimś sposobem ojebałaś mnie w Fifę. — rzuciłem, zwracając uwagę na jedynie pierwszą część jej zdania.
I tym razem spostrzegłem coś w rodzaju rozbawienia na jej twarzy, które chciała od razu szybko zamaskować, odwracając wzrok.
Chyba nie jest aż tak źle.
— Szczęście początkującego. — powiedziała, na co ja ją delikatnie szturchnąłem, a przez jej nieuwagę prawie jej papieros wypadł z dłoni. — Ej!
Zaśmiałem się, a ona oczywiście żeby nie być mi dłużna od razu wyciągnęła swoją rękę w kierunku moich włosów, żeby mi je rozwalić. Znałem już to jej posunięcie, dlatego uniknąłem sprawnie jej dłoni, wyginając się w przeciwną stronę.
— Nie będziemy się tak bawić.
I na moich oczach oddaliła się ode mnie na moment, żeby wyrzucić wypalonego papierosa do kosza. Od razu po tym obróciła się i spojrzała na mnie tym wzrokiem, którego znaczenie jakiś czas temu poznałem.
Już wtedy wiedziałem.
— Nie musisz być taka mściwa, wiesz?
I być może kondycję miała naprawdę fatalną, ale ja szybkość reakcji najwyraźniej gorszą. Możliwe też, że odrobinę ją zlekceważyłem. Kiedy zobaczyłem jej ruch w moją stronę, dałem jej naprawdę wiele sekund, spodziewając się tego, że zanim do mnie dotrze trochę jej to zajmie.
Wcale tak nie było.
Zanim zdążyłem powiedzieć żart o prędkości Krychowiaka, ta już doszczętnie rozwaliła moje włosy i zdążyła nawet rzucić się biegiem przed siebie tym wykafelkowanym chodnikiem ze śmiechem, którego myślałem, że dzisiaj nie będzie dane mi usłyszeć.
— Kurwa. — błyskawicznie wymsknęło się z moim ust, po czym zawołałem za nią. — Nie będę gorszy!
— Tego oczekuję!
Już zdecydowanie ten spacer stracił swój pierwotny cel, którym było zapalenie papierosa. Zachowywaliśmy się teraz jak jacyś piętnastoletni gówniarze, którzy wolą się szlajać nocą po ulicach, ponieważ nie chcą wracać do domu z powodu złej oceny w szkole.
Nie przeszkadzało mi to.
Uśmiechając się do siebie, ruszyłem za nią biegiem. Ona w tym czasie już zdążyła zatrzymać się i obejrzeć się za mną czy dalej stoję. Kiedy tylko zobaczyła, że też już biegnę, wróciła do swojej wcześniej czynności, kręcąc głową ze śmiechem.
W takich chwilach żałowałem, że jej nie poznałem wcześniej. Czemu musiała przyjaźnić się z tym pierdolonym idiotą? Z jednej strony gdyby nie to, to nigdy bym nie poznał się z nią lepiej. Nasza znajomość zakończyłaby się na tym, że na siebie wpadliśmy na ulicy i wymieniliśmy parę nieuprzejmych słów. To przez fakt, że jest przyjaciółką Andrew zwróciłem na nią swoją uwagę. Potrzebowałem trochę czasu, żeby zrozumieć, że jest w niej coś więcej.
Nie wiedziałem, co ona uważa o mnie. Tak dużo o niej nie wiedziałem. Prawdą było to, że już nie zaliczyłem takiego samego błędu jak ostatnio z jej nazwiskiem. Potem mi już je zdradziła w samochodzie, powodując wredny komentarz Luzardi. Myślałem, że wtedy ją obedrę ze skóry, a obecnie nie mogę zrobić nic przez irytację mojego przyjaciela. Sam wtedy stwierdził, że jestem okropny, ale chyba miałem prawo nie wiedzieć, prawda?
Miałem nadzieję, że choć trochę mnie lubi. Zakładałem, że przecież gdyby nie przepadała za mną, to by nigdy nie pojechała do tych Włoch, a zrobiła to. Ile bym dał, żeby cokolwiek stało się bardziej jasne w naszej relacji.
Nie było dla mnie ciężkie dogonienie jej, ponieważ może zdarzało mi się zachlać mordę częściej niż wypadało, ale wciąż byłem zawodowym piłkarzem przebiegającym więcej niż dziesięć kilometrów na mecz. Dopadłem ją w momencie, kiedy pobiegła jedną z bardziej wąskich uliczek. Skróciłem sobie znacznie dystans poprzez nieprzypisowe przebiegnięcie drogi i już złapałem ją za rękę, zatrzymując ją w miejscu.
— Jakoś długo ci to zajęło. — rzuciła pomimo tego, że brała tak ogromne oddechy, jakby właśnie przebiegła maraton. — Słabo, Matty.
Była widocznie zmęczona, dlatego bez słowa oparłem się razem z nią o ścianę jakiegoś budynku.
— Chciałem dogonić cię jeszcze później, ale bałem się, że zaraz na zawał zejdziesz. — odpowiedziałem, po czym w końcu przez chwilę jej nieuwagi dopadłem jej włosy. — To za zepsucie mojej fryzury.
Próbowała złapać moją dłoń w powietrzu, ale jej to nie wyszło, dlatego już sekundę później musiała całe swoje brązowe kosmyki odgarniać z twarzy.
Wciąż byliśmy razem oparci o ścianę.
— Niczego nie żałuję. — powiedziała po chwili ciszy, uśmiechając się do mnie. — Poprawiłeś mi humor, wiesz?
Czy mogę zaliczyć te słowa jakie jedne z tych świadczących o tym, że chyba mnie lubi?
Było naprawdę ciemno, dosłownie widziałem jedynie kontury całego jej ciała, ale w tym momencie zdawało się to nie grać aż tak dużej roli. Obydwoje spojrzeliśmy w sobie prosto w oczy, czując się jakbyśmy właśnie odbyli jakąś niemą rozmowę. Kąciki moich ust same się podnosiły, widząc jej szczęście.
— Matty Cash największy idiota na świecie, zawsze służy z pomocą. — rzuciłem ze śmiechem, już kompletnie zapominając o tym, co palnąłem na samym początku tego spaceru.
I ona najwyraźniej też o tym nie pamiętała.
— Wiesz mam ochotę zrobić coś głupiego.
— Coś głupiego?
— Tak. — pokiwała głową, patrząc się na moją słabo oświetloną twarz z niebywałą uwagą. — Coś bardzo głupiego.
I zanim zdążyłem spytać co takiego konkretnego ma na myśli i jak mam jej pomóc w spełnieniu tego głupiego pomysłu, zbliżywszy się do mnie powoli, złożyła na moim policzku krótki pocałunek.
Byłem taki oszołomiony, że najprawdopodobniej zachowałem się jakbym po raz pierwszy czuł usta jakiejś dziewczyny na sobie a przysięgam, że tak nie było. Nie spodziewałem się tego w tym momencie w ani jednej pierdolonej połowie procenta. To uczucie, które mnie ogarnęło przez ten malutki moment, było mi wcześniej zupełnie obce.
Jak coś trwającego sekundę wywołało we mnie aż tyle?
Czułem ciepło jej ust na moim policzku aż do końca naszego spaceru.
Gdybym ja wtedy wiedział, że to nie zwiastowało aż tyle dobrego.
________________________________________________
Chyba najdluzszy dotychczasowo rozdzial na tej ksiazce, mam nadzieje ze wam sie spodobal
standardowo bardzo ucieszylyby mnie komentarze i gwiazdki, to najlepsze wsparcie <3
do nastepnego, kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top