✩ thirty ✩



⸺ ☾ELIZA☽ ⸺


Okazało później, że Nicola nie poinformował o swoich planach Nicol, a przynajmniej nie zrobił tego w odpowiednim czasie, jak ona stwierdziła. Wydawała się też być oburzona faktem, że pierwsze dowiedziałam się o tym ja z Mattym oraz tym, że najwyraźniej musi jechać teraz z nami. 

Generalnie zabrzmiało to tak, jakby mnie naprawdę nienawidziła i być może z mojego punktu widzenia tak to wyglądało, aczkolwiek informowała nas o tym, że szykuje się cudowny wieczór z uśmiechem na ustach godnym pogodynki na Polsacie. Nie wiem, co bym o tym myślała, gdyby nie wieczne napierdalanie na nią Matty'ego, który wciąż nie chciał mi za wszelką cenę wyjaśnić przyczyn jego nielubienia się z obiektem westchnień jego przyjaciela, ale naprawdę nie umiałam sobie już wmówić, że być może nic do mnie tak naprawdę nie ma. 

Wydawała mi się fałszywa, lecz ostatnio doszłam do wniosku, że lista osób które lubię z każdym dniem coraz się zmniejsza i być może powinnam jakoś przestać nie darzyć sympatią każdej osoby, która raz mi podpadnie. Zabrzmiało filozoficznie, ale naprawdę na każdego jestem w stanie znaleźć coś, co mnie wkurwia. Jestem po prostu jaka jestem; zdecydowanie czasem jest zbyt łatwo mnie wyprowadzić czymś malutkim z równowagi. 

Blondyna:
Czaisz, że anulowali produkcję tej całej nowej Plotkary?

Gdy zobaczyłam tą wiadomość, od razu się uśmiechnęłam. Nie zamieniłam z nią ani jednego słowa odkąd opuściłam jej mieszkanie rano półtora tygodnia temu, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że ani razu nie przeszło mi przez myśl napisanie do niej. To ona powiedziała mi prawdę i zajęła się mną, po tym jak wszystko mi opowiedziała. Naprawdę to doceniałam. Nie napisała do mnie też żadnego sztucznego hej. Miałam nadzieję, że niczego nie spierdolę, jeśli chodzi o jej i moją znajomość. 

— Eliza mam do ciebie pytanie. 

— Tak? 

— Gdybyś miała wybrać, to z którym zwierzęciem spędziłabyś godzinę w zamknięciu? — spojrzałam na Matty'ego, jak na idiotę, który z kolei wydawał się być całkowicie poważny. — Z krokodylem? Z hipopotamem? Czy z tygrysem? 

— Nie wiem. — udałam zastanowienie, wkładając telefon z powrotem do kieszeni po szybkim odpisaniu Grace. — Chyba  z tygrysem, bo zawsze miałam rękę do kotów. 

  Teraz to on spojrzał na mnie jak na idiotkę.  

— On by ci tę rękę ujebał. — powiedział, jakby to było coś całkowicie oczywistego. — Jedyną sensowną odpowiedzią jest krokodyl, ponieważ gady są często ślepe. 

— Jesteś niewidomy? 

 Usłyszałam śmiech Nicoli, który był kierowcą, oraz zaraz po tym wymamrotanie tancerki pod nosem czegoś w stylu ja bym tak nigdy nikomu nie powiedziała

 Matty jedynie przez moment patrzył na mnie urażony, po czym rzucił:

— Jeśli bym był, to na pewno uderzyłbym cię w tym momencie swoją laską. 

 Uniosłam brwi na jego słowa. 

— Uderzyłbyś dziewczynę? 

 I wciągu sekundy dostrzegłam, jak jego pewność siebie ulotniła się całkowicie. 

— To było hipotetycznie stwierdzenie, bo przecież nie uderzyłbym.. — urwał, ponieważ Nicola uśmiechnął się do nas szeroko w lusterku. — Boże, naprawdę nie potrafię rozmawiać z dziewczynami, dajcie mi spokój ludzie. 

  — To nie byłaby jedyna rzecz, które nie potrafisz. 

No tak akurat w tym momencie musiała zdecydować się nagle odezwać Nicol, która wolała wcześniej przeglądać swojego instagrama. Wybrała sobie naprawdę zajebisty moment,  

Atmosfera zdawała się totalnie psuć, dlatego Nicola podjął desperacką próbę ratowania jej, podgłaśniając swoją chujową muzykę; tą samą, którą wczoraj razem z Mattym zwyzywaliśmy. 

  — Każdy lubi muzykę, prawda? — zaczął swoją paplaninę Zalewski, ignorując ich mordercze spojrzenia. — Lewy mi kiedyś powiedział, że muzyka zawsze rozwiązuje wszystkie problemy. Nic tak nie łączy ludzi jak muzyka, moi drodzy. 

— Ta, łączy nas coś więcej niż alkohol. — prawie, że podskoczyłam, gdy usłyszałam od Matty'ego wersy doskonale znanej mi piosenki. — Nie pierdol, Nicola i wyłącz to gówno. 

Mógł wyrazić się w mniej dosadny sposób, ale kłamstwem byłoby nieprzyznanie mu racji w kwestii tego, że ten włoski rap był naprawdę okropny. 

 — Zostaw Nico, Cash. — Luzardi ponownie odezwała się swoim wysokim piskliwym głosikiem, przyprawiającym mnie o ból uszu. — Jak możesz go tak traktować, specjalnie dla ciebie przekładał swoje...

— Ej, ej. — przerwał jej Zalewski. — To były tylko żarty, nie musisz mnie...

— Właśnie. — tym razem ja wtrąciłam. — Nie zesraj się, Nicol. 

 Czy ja właśnie rozpętałam III wojnę światową? 

Odpowiedź brzmi zdecydowanie tak, ponieważ po moich słowach, napompowane usta Nicol ułożyły się w kształt o

— Widać, że pasujecie do siebie z Cashem. — już nie zwracała się do mnie tak miło. — Połączyła was żałosność, zgadza się? 

Nie umknęło mojej uwadze to, że mina Nico nie wyrażała w tym momencie nic więcej niż załamanie. 

Chłop naprawdę chciał tylko, żebyśmy się nie kłócili.

—Być może. — Matty wzruszył pozornie obojętnie ramionami. — Ale przynajmniej cokolwiek nas łączy. 

Nico zaklął siarczyście pod nosem, a ja z całej siły starałam się nie wybuchnąć śmiechem. 

O mój Boże. 

Nie zdziwił mnie w ogóle fakt, że gdy dojechaliśmy do galerii, Nicola uznał, że lepiej będzie, jak się rozdzielimy. Sam nie wydawał się zadowolony z tego, że Nicol jak jakiś pierdolony rzep przykleiła się do jego ramienia odkąd wysiedliśmy z samochodu, ale biedny nie miał innego wyjścia. 

Nie wiedziałam, jak przetrwamy kolejne parę dni, jeśli Nicol zamierzała być blisko nas cały czas Aż było mi już powoli naprawdę szkoda niczego winnego Nico, który chciał po prostu spędzić miło czas z Mattym, a nie było mu to dane. 

— Szkoda mi Nicoli.  — wymamrotałam, udając zainteresowanie figurkami jakiś antycznych stworów za szybą sklepu. — Ale ta laska naprawdę działa mi na nerwy. Nie wiem w sumie, ale coś w niej jest, że patrzę na nią i już wiem, że chuja z tego będzie. — prawie podskoczyłam jak niespodziewanie plastikowy tygrysek mrugnął do mnie. — Jezu, te tygrysy prześladują mnie. 

  — Szkoda, że nie ma nigdzie krokodyla. — rzucił unosząc lekko ku górze kąciki swoich ust, po czym westchnął: — Jest po prostu wariatką, nic na to nie poradzisz. 

— Wyjaśnisz mi w końcu, dlaczego tak się nie lubicie? — podjęłam kolejną próbę, a widząc jak przewraca oczami, natychmiast dodałam: — No daj spokój, to pewnie jakaś pierdoła. 

I nawet jak szliśmy dalej, zwiedzając włoskie sklepy, wciąż próbowałam go przekonać. Naprawdę byłam ciekawa i chciałam wiedzieć od czego się to w ogóle zaczęło, ponieważ nikt wcześniej mi o niczym nie wspomniał, ale to też nie tak, że była jakaś ku temu okazja. 

— Łowiłeś kiedyś ryby? — spytałam i bez czekania na odpowiedź, założyłam na jego głowę czapkę rybacką z jakimś wzorem w żabki, śmiejąc się. — Wyglądasz teraz jak ten ziomek z Rzecznych potworów

Ku mojemu zdziwieniu Matty wyjął z kieszeni swój telefon i po krótkim przeglądnięciu się w aparacie, odłożył czapkę z powrotem na miejsce, zdobywając zdegustowane spojrzenie pracownika. 

 — Rzeczne potwory? — zmarszczył czoło, poprawiając swoją fryzurę, która już w zasadzie teraz nie istniała. — Co to jest?

— Hmm, a więc chcesz wiedzieć, co to Rzeczne potwory? — to była starannie zaplanowana przeze mnie akcja. — Powiem ci, jak mi powiesz, czemu nie lubisz się z wariatką. 

 — W porządku. 

— Co?

— Mówię, że w porządku. — myślałam, że się przesłyszałam. — Opowiem ci, czemu nie lubię się z Nicol. 

Jestem aż taka dobra w przekonywanie, czy po prostu postanowił mnie oszczędzić? 

Jednakże nie chciał mi o tym mówić, podczas oglądania reszty dziwacznych nakryć głowy, więc poszliśmy na górę galerii do strefy gastronomicznej pod pretekstem poznania lepiej włoskiej kultury. W zasadzie nie mieliśmy nic do roboty większego, ponieważ Nicola uznał, że i tak chuja byśmy zrobili, i będzie zadowolony, jak po prostu nie zwrócimy na siebie uwagi. Mówiąc, to obdarzył szczególnym spojrzeniem swojego przyjaciela, które znaczyło jasno, że miał bardziej na myśli go niż mnie. 

 — Masz rodzeństwo? — spytał mnie niespodziewanie, zdobywając moje zdziwione spojrzenie. — No co? Prawie nic o sobie wciąż nie wiemy. — wyjaśnił, a mi ciężko było się  z nim nie zgodzić. — Chociaż czekaj, wiem... Masz brata, prawda?

— Tak. — odpowiedziałam, prawie się wzdrygając na przypomnienie Michała. — Nie rozmawiamy ze sobą, tak jak kiedyś. 

 — Przez twoją wyprowadzkę? 

Zadał to pytanie pozornie obojętnie, aczkolwiek unikał mojego wzroku, więc byłam już pewna, że bardzo go to ciekawiło. Na pewno bardziej niż fontanna, w którą teraz się tak usilnie wpatrywał. 

— Powiedzmy. — rzuciłam od razu, chcąc powoli skończyć temat, ale przez jego spojrzenie i słabnący uśmiech, zdecydowałam się kontynuować: — Kiedyś miałam z nim super relację, ale po prostu naturalnie tak wyszło, że pogorszyła mi się ona z nim, a ja akurat się wyprowadzałam. Nie lubię, jak ktoś mnie ogranicza, wiesz? — aż mnie dziwiło to, że mi nie przerywał. — Wkurwiało mnie trochę jego zachowanie i cieszę się, że już nie muszę się z nim aż tak użerać. — dokończyłam, widząc jego chęć zadania mi kolejnego pytania. — A ty? Masz rodzeństwo poza bratem? 

 — Mam jeszcze młodszą siostrę Hannah. — wiedziałam, że chciałby się jakoś odnieść do moich słów, ale nie dałam mu na to szansy. — Mieszka w Teksasie i przyjeżdża co jakiś czas z jakimś pokurwionym pomysłem do spełnienia, ale taka właśnie ona jest. 

— Nie pomyślałeś nigdy, że to może tak rodzinnie każdy Cash ma zawsze głupie pomysły? — spytałam, przełamując odrobinę za bardzo grobową atmosferę, śmiejąc się. 

— Nie, nie. — szybko pokręcił głową. — Nie spotkałaś mojego brata. On ma takiego potężnego kija w dupie. Odkąd znalazł sobie laskę jakąś rodem z mojego największego koszmaru, to już nie ma co liczyć na to, że pójdziemy grać w beer ponga po moim wygranym meczu. — rzucił mi rozżalone spojrzenie. — Koniec imprezowego Adama, ponieważ musi zachować równowagę fizyczną i psychiczną w swoim życiu za pomocą odpowiedniej porcji brokułów dziennie. 

Chyba byliśmy odrobinę za głośno, ponieważ wielu mijających nasz ludzi, patrzyło na nas tak jakbyśmy byli jakimś kosmitami. To było dziwne, ale nie obchodziło mnie to jakoś szczególnie. 

— Hmm, twoje słowa nasuwają mi pewien wniosek. — powiedziałam, zastanowiwszy się chwilę. — Czy ty Matty lubisz jakąkolwiek dziewczynę twoich znajomych? 

— Julia, dziewczyna Betoniarka nie jest aż taka zła. — odrzekł od razu w swojej obronie pretensjonalnym tonem. — I dziewczyna Olliego, mojego przyjaciela z Villi, też czasem ma swoje dobre momenty. — niespodziewanie wskazał palcem na jedną z kawiarni, zatrzymując się gwałtownie, tak że prawie na niego wpadłam. — Lizzie, musimy tam iść. Musimy. 

 Zmarszczyłam czoło, widząc duży napis FRESH GELATO

 — Lody? 

I zanim zdążyłam zaprotestować złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku, jak się teraz okazało, dość dużej lodziarni, w której aż roiło się od ludzi, ale najwyraźniej nie było to problemem. 

Od razu stanęliśmy w kolejce. 

— Jaki lubisz smak? Ile chcesz porcji? W kubeczku czy w rożku? — ilość zadawanych pytań przez niego w moją stronę była zdecydowanie duża. 

— Obojętnie, byle nie jakieś smerfowe czy coś. — rzuciłam szybko, ponieważ najwyraźniej on znowu planował wydać na mnie swoje pieniądze. — Liczę na twoją kreatywność. 

 Przyglądał mi się przez chwilę uważniej swoimi niebieskimi oczami, przez co przełknęłam aż głośniej ślinę. 

— W porządku. — i o zgrozo akurat w momencie nastała nasza kolej przy kasie, więc z szerokim uśmiechem zwrócił się do dziewczyny: — Poproszę dwa razy po trzy porcje jakiś dobrych, byle nie smerfowych i mają być w kubku. 

O mój Boże on naprawdę powiedział byle niesmerfowych. 

Dziewczyna spojrzała na nas zakłopotana. 

— Mógłby Pan powtórzyć? — spytała z wyraźnym włoskim akcentem. — Ja...

Doskonale zrozumiałam jej problem, ponieważ akcent Matty'ego czasem wkurwiał mnie niemiłosiernie, więc zdecydowałam się wkroczyć. 

— Dwa razy po trzy porcje jakiś dobrych. — powiedziałam i na to od razu pokiwała twierdząco głową. 

— W rożku czy w kubku?

 — Nie umieć angielskiego... — usłyszałam, jak zaczął mamrotać pod nosem. 

 Od razu kopnęłam delikatnie go w nogę, żeby przestał. 
 
— W kubku. 

Zajęliśmy jedno z miejsc jak najbardziej przy ścianie, chcąc uniknąć możliwości, żeby ktokolwiek rozpoznał Matty'ego. To nie tak, że na razie choćby jedna osoba zwróciła na niego osobę uwagę, ale lepiej dmuchać na zimne, jakby to powiedziała moja babcia. Nie był jakimś Lewandowskim, lecz no naprawdę wciąż był pieprzonym piłkarzem. 

Już po jednej łyżeczce, niemalże rozpłynęłam się. Boże, jakie to było dobre. Już rozumiałam, co miał na myśli on wcześniej, mówiąc mi jeszcze przed wejściem, że lody we Włoszech, a już zwłaszcza w Rzymie, to inny wymiar. Po smaku błyskawicznie rozpoznałam, że dostałam porcje o smaku masła orzechowego, czekolady oraz chyba pistacji. 

— Ta dziewczyna umiała angielski, ale masz taki dziwny czasem akcent, Matty. — wyjaśniłam mu szybko, wciąż czując niebo na języku. — Przysięgam, że gdyby nie to, że siedzę już w tej Anglii jakiś czas, to pewnie rozumiałabym z tego tyle samo co z pisma lekarzy. 

— Ale wszystko dobrze rozumiesz. — powiedział, sam przymykając oczy z powodu zajebistości tych lodów. — Czasem do mnie aż dziwne to jest, bo...

 — Bo? Nico też wszystko chyba rozumie, co nie?

 — No tak, ale nie chciałabyś słyszeć ani widzieć, to jak nawijał na początku, jak się poznaliśmy. — zaśmiał się. — Ja mu coś tam opowiadam, produkuje się, a jego odpowiedź to yes, yes, yes. Nawet mi tego nie przypominaj, ja pierdolę. 

Muzyka lecącą cicho powodowała niepodrabialną atmosferę, której ze świecą szukać w Birmingham. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że zachowuje się teraz jak jakaś idiotka, zachwycając się niemalże wszystkim; włącznie z pięknym kolorem ścian tej lodziarni, ale hej to jest Rzym. Nigdy w nim wcześniej nie byłam i być może ciężko to przyznać, ale jak na razie niczego nie żałowałam. 

Podczas naszego jedzenia lodów pozwoliłam sobie na skupienie wzroku na chwilę na jego twarzy. Sam zdecydowanie pomimo narzekań na fatalną obsługę, zdawał się być zadowolony. Dopiero teraz dostrzegałam rzeczy, które wcześniej usilnie ignorowałam. Na pewno chociaż raz mi przez myśl przeszło, że Matty Cash zdecydowanie nie należy do top dziesięć najbrzydszych mężczyzn na świecie, aczkolwiek na siłę szukałam w nim wad przez ten cały czas. W momentach gdy choć tylko odrobinę skupiałam się na tym, że ma całkiem ładne oczy lub coś w tym stylu, od razu zjeżdżałam wzrokiem na  jedną bliznę zdobiącą jego czoło, wmawiając sobie, że przystojniejszy od niego był ten jeden gangster z osiedla, z którym chodziłam do klasy, mający jeden outfit przez pięć lat. 

 Ale chyba powoli to przestawało działać  i zaczynałam bardzo powoli dostrzegać wszystko, co wcześniej było niewidzialne. 

— Patrzysz się na mnie. — stwierdził, marszcząc czoło. 

— Bo się ujebałeś. — wybrnęłam automatycznie bez zająknięcia, ale zgodnie z prawdą. — Prawy kącik ust. 

I naprawdę komicznie wyglądało to, jak od razu sięgnął po swój telefon, żeby sprawdzić w aparacie czy mówię prawdę. 

Zaśmiałam się, ale już chwilę później gwałtownie spoważniałam, ponieważ wyczułam wibracje mojego telefonu w kieszeni oznaczające to, że ktoś do mnie dzwoni. Już wtedy miałam złe przeczucie, przysięgam na wszystkie smaki Amareny. 

  — Kto dzwoni? — spytał, gdy wpatrywałam się jak zaczarowana w ekran mojego Iphone'a. 

 — Kurwa, mój brat. — myślałam naprawdę, że mam omamy. — Muszę odebrać. 

Pokiwał głową, wracając do swoich lodów, a ja z myślami samobójczymi dotknęłam zielonej słuchawki.

Wykrakałam chyba to, że zadzwoni. A mogłam go nie obgadywać z Mattym.  

 — Co chcesz? — od razu przestawiłam się na polski, rezygnując ze zbędnej grzeczności. — Konkrety, Michał. 

 — Nie mogę już zadzwonić do własnej siostry? — sam jego głos już mi podnosił ciśnienie, ponieważ myślami byłam przy naszej ostatniej rozmowie, która raczej nie będzie moim dobrym wspomnieniem. — Nie rozmawiasz z nikim. Tata próbuje udawać, że go to nie obchodzi, ale powinnaś czasem się zainteresować. Liczy na to, że przyjedziesz na święta, ale i ja, i ty wiemy, że już pewnie szukasz powodu, żeby nie przyjechać. — aż przymknęłam oczy, słysząc te słowa, a na domiar tego po chwili mojego milczenia, rzucił już zupełnie innym tonem, który znacznie bardziej przypominał mi mojego brata: —Martwię się po prostu, Eliza. 

Boże, to zdecydowanie nie tak miało wyglądać. 

Mało tego, że nie byłam przygotowana na taką rozmowę, to jeszcze Matty wpatrywał się mnie wzrokiem typu potem wszystko mi opowiesz, jakby był jakąś największą plotkarą na świecie. 

 On zdecydowanie był w tej chwili Jenną Humphrey. 

— Muszę wszystko poukładać i obiecuję, że przyjadę. — powiedziałam w końcu, zdobywając jego westchnięcie po drugiej stronie. — Nie zapomniałam o nikim przysięgam, tylko moje życie naprawdę skomplikowało się w ostatnim czasie, wiesz? — on nawet nie wiedział, że jestem w tej chwili w cholernym Rzymie. — Ogarnę wszystko i zrobimy taką parapetówę w Katowicach, że sąsiedzi zadzwonią po psy. 

 — Powiedz mu, że się tobą opiekuję. — wtrącił Matty, puszczając mi oczko, przez co aż prawie zakrztusiłam się. — Masz całodobową opiekę. 

 — Czekaj, czekaj, jesteś z kimś? — szlag, chyba go usłyszał. — Przeszkadzam ci? 

Jeszcze parę minut temu odpowiedziałabym mu tak, spierdalaj, ale teraz sytuacja odrobinę się zmieniła, dlatego zacisnęłam zęby i powstrzymałam się od powiedzenia tego na głos. 

Wyciszyłam go na moment, po czym spojrzałam na niego karcąco, na on wybuchł śmiechem tak bardzo, że poczułam chęć uduszenia go jak nigdy. 

— Nie przeszkadzasz, ale moglibyśmy porozmawiać później? — i zanim zdążyłam się powstrzymać, dodałam: — Jestem z Mattym. 

 — Co ty gadasz. — jego zdziwiony ton prawie mnie rozbawił, prawie. — Z tym piłkarzem, to tak na poważnie? Nie wierzę. 

 — Przyjaźnimy się. — wymamrotałam błyskawicznie, tłumacząc się mu niemalże automatycznie jak jeszcze parę dobrych lat temu, gdy nie było mnie w domu na dłużej niż godzinę. — Przyjaźń damsko-męska istnieje, nie zgadzasz się? 

— Obgadujesz mnie. — stwierdził ni stąd ni zowąd Matty, kończąc swoje lody. — Jak już to robisz, to mogłabyś przynajmniej po angielsku z grzeczności dla swojego towarzysza...

— A zamknij mordę. — rzuciłam w jego stronę, zapominając o tym, że tym razem nie wyciszyłam mikrofonu. — Znaczy się...

— Co?

— To nie było do ciebie. — wymamrotałam, przykładając palec do ust od razu, jak  tylko zobaczyłam, że ten piłkarzyk znowu otwierał usta z zamiarem powiedzenia ponownie czegoś głupiego. 

 — Jesteś dziwna. — powiedział, po czym dodał: — A co do przyjaźni damsko - męskiej to uważam, że istnieje, ale...

 — I zajebiście. — przerwałam mu, pragnąc już jak najszybciej skończyć tą rozmowę. — Odezwę się później, pa!

Wypuściłam gwałtownie powietrze  z ust, chowając z powrotem telefon do kieszeni. Nigdy więcej nie odbiorę od nikogo telefonu, jeśli nie jestem w odpowiednim miejscu ani czasie, przysięgam. Teoretycznie cieszył mnie fakt, że Michał nie postawił krzyżyka na naszych relacjach, ale wybrał sobie moment naprawdę świetny. 

 Chciał we mnie wzbudzić wyrzuty sumienia swoją początkową paplaniną i osiągnął swój sukces, ponieważ nie umiałam od tej chwili odeprzeć twarzy mojego ojca  z głowy. Od tak dawna nie zamieniłam z nim żadnego słowa, nie licząc wiadomości na messengerze. Kiedyś gdyby ktoś mi to powiedział, nie uwierzyłabym w to, że moja niegdyś wymarzona dla każdego relacja z ojcem tak upadnie. Oczywiście były tego powody, ale wciąż sam fakt bolał. 

 Polska staje się odległym wspomnieniem. 

— Twoje lody już nie są lodami. — trafnie stwierdził Matty, wskazując palcem na mój kubeczek. — Masakra z tobą, Lizzie. 

  Zauważyłam, że nigdy nie nazywa mnie tak przy innych. 

 — Wiem. — spojrzałam na rozpłynięte lody z żalem. — A takie dobre były, to wszystko przez Michała. 

 Wydawało mi się w tym momencie, że zarówno jemu jak i mi jakoś szczególnie nie zależało na jak najszybszym opuszczeniu tego miejsca. Nie byliśmy odosobnieni, ponieważ klienci zajmowali znaczną część lokalu, ale specyfika wybranego przez nas miejsca była taka, że nic poza muzyką nie docierało do naszych uszu i to było cudowne. 

Dlatego też bardzo powoli złapałam łyżeczkę i zdecydowałam się nie zmarnować tego włoskiego cudu pomimo tego, że wyglądały to one już gorzej niż ja po dwóch dniach imprezy. 

— A więc co to są Rzeczne Potwory

 Aż się prawie zaśmiałam, słysząc to pytanie, które zdecydowanie zabrzmiało zbyt poważnie. 

— Najpierw ty mi wyjaśnij o co z nią chodzi. — odrzekłam, podpierając się rękami na stoliku. — Bo ile można mi razy mówić, że później, później, później. — widziałam, że już chce zaprotestować. — No dawaj Matty jesteśmy razem w cholernych Włoszech, przyjaźnimy się. 

Patrzył na mnie ze zrezygnowaniem przez parę dobrych sekund, dając mi czas na przemyślenie tego, jak naturalnie z moich wyszła fraza przyjaźnimy się

— Niech ci będzie. — powiedział, a ja natychmiast uśmiechnęłam się szeroko na te słowa. — W imię przyjaźni z Lizzie... — i niespodziewanie urwał, jakby coś sobie właśnie uświadomił. — O kurwa, jak ty masz na nazwisko?

— Żartujesz. — moja łyżeczka  z lodami zatrzymała się w powietrzu. — Nie możesz być poważny...

Aż odchyliłam się do tyłu na krześle. 

— A kiedy mam urodziny? — przerwał mi, odchylając się lekko na krześle. — Jaki mam znak zodiaku? 

— Sądząc po tym, jak bardzo mnie teraz wkurwiłeś to lew. — odłożyłam ze złością swoje lody, zakładając ręce na piersi. — Jak możesz nie wiedzieć, jak mam na nazwisko? — już otwierał usta, ale zdecydowałam się mu przerwać tak jak on mi wcześniej. — I nie odwracaj kota ogonem, ja znam twoje nazwisko. 

 — Wiem tyle, że masz jakieś dziwne. — powiedział w swojej obronie, zdobywając moje prychnięcie. — Może nie Szczęsny, ale jakieś takie dziwne. 

— Sam jesteś dziwny. 

— A tak swoją drogą moim znakiem zodiaku jest rzeczywiście lew. — odparł, ignorując mój wcześniejszy komentarz. — Jesteś zodiakarą?

— Oczywiście, że tak. — przewróciłam oczami. — Pomiędzy cyckami trzymam pięć różnych rodzajów kamieni, a podczas wzniesienia Wenus nie wychodzę z domu, bo grozi mi przykra przygoda z osobą przeżywającą zenit Marsa. 

 O mój Boże, czemu on musiał teraz na mnie patrzeć w taki sposób? 

Nie odzywał się przez dobre parę sekund, po prostu tasując starannie swoim spojrzeniem całą moją twarz niczym ja jakiś czas temu jego. Różnicą było jednakże to, że ja chociaż starałam się robić to odrobinę dyskretniej. 

 Uśmiechnął się lekko, po czym skierował swój wzrok na szybę lodziarni. 

 — Mamy towarzystwo. 

Zmarszczyłam czoło, ale spojrzałam tam i rzeczywiście zauważyłam wkurwionego Nicolę z telefon w dłoni, na którego wskazywał palcem drugiej. Zdecydowanie nie był w dobrym humorze, a stojącą obok niego Luzardi jak za karę nie poprawiała pewnie sytuacji. 

Widząc to Matty wyciągnął swój Iphone z kieszeni. 

 — Chyba trochę nie odbierałem od niego jakiś czas. 

— Ile?

— Może z piętnaście? 

— Minut?

— Razy. — skrzywił się. — I SMS-ów też trochę przegapiłem. 
 
To zdecydowanie wyjaśniało mordercze spojrzenie jego przyjaciela, dlatego aż przykryłam usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech. 

 — Idziemy. 
 
Wyrzuciłam do kosza moje zjedzone do większej połowy lody z żalem serca, po czym wyszliśmy im na spotkanie. Przez minę Nicol i Zalewskiego czułam się tak jakbym znowu miała szesnaście lat i właśnie wróciła do domu o parę godzin za późno, przysięgam. Jednakże Matty nic z tego sobie nie robił i jak nigdy nic podszedł do swojego przyjaciela, który na starcie rzucił:

— Następnym razem wsadzę ci nadajnik w dupę lub założę Family Linka. 

— Nie pierdol, gówniarzu. — Matty pomimo irytacji Nicoli, poklepał go po przyjacielsku po ramieniu, uśmiechając się. — I tak mnie uwielbiasz. 

Dopiero widząc zażenowaną minę Nicol, przypomniałam sobie jedną ważną rzecz. 

Matty wciąż mi nie powiedział. 


________________________________


Zdaje sobie sprawę, że trochę nie było zadnych rozdzialow, za co bardzo przepraszam ale brak weny to najgorsze co moze byc a zawsze musze miec napisane z 5 rozzdzialow do przodu

spodobal wam sie rozdzial? dajcie znac w komentarzu, najlepsza motywacja zawsze

natchnelo mnie tak btw po dzisiejszym wpierdolu aston villi 5:1 z Newcastle
mam chyba jakas traume po tym meczu, serio

pamietajcie o gwiazdce i do nastepnego, kocham was


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top