✩ ten ✩







⸺ ☾ ELIZA ☽ ⸺

\


 Nim się obejrzałam była sobota czternastego stycznia. Dla każdego pewnie jest to zwykły dzień, ale niestety nie był dla mnie. Nie mogłam go spędzić z odpalonym kolejnym sezonem Plotkary lub Pamiętników Wampirów, a musiałam iść na mecz piłki nożnej - sportu, o którym wiedziałam dosłownie nic. Myślę, że lepiej by mi poszedł sprawdzian z matmy niż test wiedzy piłki nożnej i naprawdę mówię to w pełni poważnie.

 Nawet nastrój szczęścia Andrew i Neila mi się nie udzielał, gdy staliśmy przed wejściem na stadion Villa Park, czekając na Cassie. Miałam na sobie luźną, niebieską koszulkę z wygrawerowanym napisem Birmingham City, podobnie jak oni, ale w odróżnieniu do nich wyraźnie czułam to, że większość tutaj obecnych woli Aston Villę. Miałam w torebce zwinięty transparent LET'S GO BIRMINGHAM CITY, który sama wykonałam, z brokatowymi oczojebnymi niebieskimi literami, ale w obecnej sytuacji rozważałam nieużycie go, pomimo tego że napracowałam się nad nim. 

— Napisała, że coś jej wypadło. — Andrew skrzywił się, czytając wiadomość. — Nie przyjdzie.

Czyli zostałam sama z moim przyjacielem oraz Neilem, który właśnie w tej chwili wyglądał jakby odwołali mu gwiazdkę.

 Nie musiałam go pytać o to, żeby wiedzieć, że tysiąc razy bardziej wolał brak mojego towarzystwa. Nawet praktycznie nie odzywałam się od momentu jego przybycia. Zdawali się mieć z Andrew jakiś sekretny sposób porozumiewania się, który powodował, że każdy temat był mi obcy. Naprawdę chciałabym znaleźć jakiekolwiek pozytywy w tym momencie. Jedynie co, to nie padał deszcz, ale przez mój obecny humor przewidywałam, że pewnie zaraz zacznie lać jak z cebra.

 Dlatego też w całkowitej ciszy szłam za nimi na stadion, modląc się o to, że nie może być przecież aż tak źle, co było dość paradoksalne, ponieważ w zasadzie byłam bardziej na nie niż tak, jeśli chodzi wyjście na ten mecz. To Andrew nalegał na to, żebym poszła; w zasadzie kupując bilety bez mojej zgody, a teraz zdawał się zupełnie zapomnieć o tym, że ja idę za nimi. 

 Kiedy szłam tym zupełnie prostym korytarzem, po tym jak Andrew pokazał bilety, ktoś mnie dość mocno złapał za przedramię i pociągnął ku sobie, wypychając z kolejki tak, że teraz stałam obok samych barierek w towarzystwie ochroniarzy. Świetnie lepiej być nie mogło. 

 Gdy moje spojrzenie spotkało doskonale znane mi niebieskie oczy, myślałam że mam halucynacje. Naprawdę on był ostatnią osobą, którą chciałam w tym momencie spotkać. 

— Zanim zaczniesz uciekać, daj mi wyjaśnić. — dalej trzymał mnie za przedramię. — Neil i Andrew potrzebują czasu w pojedynkę, chociaż żaden z nich tego nie przyzna. Może jestem chujowym przyjacielem, ale wciąż życzę mu jak najlepiej i zakładam, że ty też, więc mogłabyś teraz iść ze mną i oglądać mecz z zupełnie innego miejsca ze mną. Wiem, że pewnie masz wykupione jakieś tam miejsce, ale wszystko załatwię. Nie będę aż takim złym towarzystwem, przysięgam. 

 Stałam w zupełnym bezruchu, kompletnie nie wiedząc jak skomentować jego propozycję. Jeszcze chwilę temu analizowałam, co zrobię z moim bezcennym plakatem, a teraz zastanawiałam się nad tym czy mam nie iść gdzieś indziej z samym piłkarzem grającego dzisiaj klubu.

Właśnie grającego dzisiaj klubu.

 A Matty stał przede mną w w jakiejś ciemnoczerwonej kurtce, która co prawda miała logo jego klubu, ale absolutnie nie wyglądał na kogoś, kto miał wejść na murawę za kilkanaście minut. Nie znałam się na piłce, ale nawet w tej chwili na kogoś grzejącego ławę mi nie wyglądał.

— A ty przypadkiem dzisiaj nie grasz?

Puścił moje przedramię, rzucając mi odrobinę zakłopotane spojrzenie. 

— Mam kontuzję po ostatnim meczu. — zacisnął lekko usta, dając mi jasno znać, że to raczej nie jest do końca wygodny dla niego temat. — Więc nie gram.

 Naprawdę ciężko było mi w tej chwili nie rzucić tekstem w stylu karma cię dopadła. Jedynym powodem, dla którego powstrzymałam się, było to, że być może byłaby to jakaś przesada z mojej strony i raczej byłby to tekst zupełnie nieadekwatny do sytuacji.

 Pokiwałam powoli głową na jego odpowiedź, po czym spojrzałam za siebie, żeby zauważyć, że Andrew i Neil całkowicie zniknęli z mojego pola widzenia.

 To nie był wcale głupi pomysł, żeby zostawić ich samych. Już wcześniej widziałam, że Neil nie jest zadowolony z mojej obecności, więc moje zniknięcie ucieszyłoby go. Sprawy pomiędzy nimi były takie powolne, że być może takie wysłanie ich zupełnie samych na mecz cokolwiek by zmieniło, skoro ich kontakt ograniczał się do wymieniania ze sobą wiadomości i spotykania się nigdy nie w dwójkę, jakby to było coś zakazanego.

 Ale czy nie będę jakimś zdrajcą, jak pojawię się na meczu z nim? To wcale nie tak, że pogodził się z moim przyjacielem. Jestem pewna, że nie zamienili ze sobą ani jednego słowa od zeszłego tygodnia. Andrew nadal był na niego zły jeszcze wczoraj, to przecież on załatwił błyskawicznie koszulki Birmingham City, tylko po to żeby nie wspierać Astron Villi, gdzie on właśnie grał. 

 Nie miałam jednak zbyt dużego czasu na podjęcie decyzji, ponieważ już niektórzy zaczęli się interesować tym, że jeden z piłkarzy Aston Villi stoi sobie jak nigdy nic obok tłumu wchodzącego na stadion.

— W porządku.

 Wydawał się przez chwilę zdziwiony moją odpowiedzią, jakby nie spodziewał się, że tak szybko pójdzie, ale i tak już sekundę później bez pytania złapał moją dłoń i zaczął ciągnąć mnie po korytarzach, które były zdecydowanie nieprzeznaczone dla byle kibica. 

 Podczas całej tej dziwnej wędrówki nie odzywaliśmy się do siebie ani jednym słowem. Ja miałam usta zamknięte bez żadnego wyjątku, z kolei on co jakiś czas odzywał się kolejno do mijanych przez nas ochroniarzy, którzy za każdym razem przepuszczali nas tak łatwo, że powoli do mnie dochodziło z kim właśnie idę za rękę.

 Miał prawie milion obserwujących na instagramie. Dosłownie mogłam się spodziewać tego, że jutro trafię na swoja twarz w jakimś artykule w internecie. Nie kopał piłki za blokiem z kolegami, to było coś znacznie więcej.

— Lepiej zapnij sobie kurtkę do końca, żeby nikt nie widział tej chujowej koszulki. — rzucił, kiedy zbliżaliśmy się do końca. — Aston Villa jest lepsza.

 Żeby wszystko było jasne wcale nie zapięłam tej głupiej kurtki, dlatego bo tak mi powiedział. Zrobiłam to, dlatego ponieważ nie mogłam wytrzymać tych skrzywionych spojrzeń; ludzie naprawdę woleli Aston Villę od Birmingham City. Nie zrobiłabym nigdy nic niczego, co chciałby on. 

 Zaprowadził mnie po schodach w dół trybun, które zdawały się być oddzielone od tych normalnych, po czym gestem pokazał mi, że mogę usiąść. To zdecydowanie nie było miejsce dla każdego kibica.  Nawet duża część miejsc była po prostu wolna. Oczywiście nie byliśmy sami, ale znajdowaliśmy się od innych ludzi o odległość może nawet pięć miejsc. 

 Wykorzystałam tą wolną chwilę na napisanie Andrew, że ze mną wszystko w porządku, ale już się chyba nie odnajdziemy. Dopisałam też po chwili, że pokibicuję Birmingham City sama. Nie liczyłam jednak na szybą odpowiedź z jego strony, bo byłam pewna, że jest teraz zajęty Neilem, który skutecznie odwracał jego uwagę od mojego zniknięcia. 

— Mam nadzieję, że wygrają. — pomimo tego, że mecz miał się zacząć dopiero za kilka minut wpatrywał się na murawę z taką ciekawością jakby ponownie działy się mistrzostwa świata. — Nie mogą przegrać z jakimś klubem z Championship.

Nie sądziłam, że będzie dzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami.

— Nawet nie wiem, co to jest Championship. — wymamrotałam po chwili w odpowiedzi. — Ledwo wiem w jakim klubie grasz.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Chcesz mi powiedzieć, że przyjaźnisz się z Andrew i nic nie wiesz o piłce nożnej? To oburzające.

— Dlaczego oburzające? On zna tylko podstawy, to Neil go tutaj zaciągnął.

— Myślisz, że poznałem go przez to, że siedział na trybunach cały czas? — na jego twarzy pojawił się uśmiech. — Andrew sam później grał ze mną w młodzieżówce w Nottingham Forest.

 To niemożliwe.

— Nie wiedziałam o tym. — czułam się źle z tym, że znowu wyszedł mój brak wiedzy o jego przeszłości. — Nigdy mi nie powiedział.

— Na pewno ma jakieś powody. — urwał na moment. — Nie martw się tym.

 Podniosłam wzrok, by spotkać jego pocieszające spojrzenie.

 To wydawało się takie szczere, ale nie chciałam w to wierzyć, ponieważ siedziałam na tym meczu tylko i wyłącznie dlatego, bo chciałam zrobić przysługę Andrew i Neilowi. Moim celem nie było zawieranie znajomości z piłkarzami grającego dzisiaj klubu. 

 Kiedy mecz się zaczął, wstyd mi to przyznać, ale starałam się naśladować zachowania Matty'ego. Nigdy wcześniej nie byłam na żadnym meczu, nie licząc takich momentów, gdy jak jeszcze mieszkałam w Polsce i byłam zmuszona patrzeć na mecze piłki nożnej w szkole, jak były zawody międzyszkolne. Niby też się grało w piłkę nożną na WF, ale ja głównie preferowałam zawsze załatwianie zwolnienia na cały rok lub pójście na jeszcze większą łatwiznę, czyli branie braku stroju. Z wyżej wymienionych powodów starałam się teraz robić dosłownie to co on, żeby nie wyjść na pierdoloną idiotkę, więc kiedy wstał i zaczął klaskać z radością jak weszła Aston Villa, nie zawahałam się ani chwili i też podniosłam się z siedzenia. 

 Obawiałam się, że cały stadion Villa Park rzuciłby we mnie kamieniem, gdybym zareagowała inaczej. 

 Dziwne było widzieć Matty'ego tak szczęśliwego. Nawet nie grał, ale cieszył się z każdego małego podania jakby sam je zrobił. 

 — Zaraz zdejmą pewnie Lucasa, tego z numerem dwadzieścia siedem. — wskazał ręką niedbale na jednego  z graczy. — I może wpuszczą Janka za niego, ale w sumie to nie wiem. Brakuje nam lewego obrońcy, masakra jest po tej lewej stronie. 

Słowa wypływały z jego ust z prędkością światła. 

 Ale faktycznie właśnie na moich oczach piłkarz z numerem dwadzieścia siedem stracił po raz kolejny piłkę. 

— Janka? Tego z Polski? —  pamiętałam go z tego, że pomagał mi ujebać Matty'ego w grze. —  Grzeje ławę?

— Głównie to w zasadzie tak, ale nie przeszkadza mu to. — wzruszył ramionami. — Ashley pewnie też by grzał, czyli ten z numerem osiemnaście, gdyby nie moja kontuzja. 

  Ponownie wypatrzyłam wspomnianego piłkarza wzrokiem; aktualnie biegł bez piłki na połowę przeciwnika. 

 Spojrzałam na mojego towarzysza kątem oka i ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam, że jego szczęśliwy nastrój znacznie zmalał. Już nie tryskał radością, tak jak chwilę wcześniej. 

— Ale pewnie tak jednorazowo nie grasz, co nie? —  spytałam i nie czekając na odpowiedź, dodałam:  —  To nie jest ciężka kontuzja, prawda?

—  Nie jest. —  zgodził się ze mną, zaciskając usta. —  Ale... — wiedziałam, że zastanawia się nad tym, czy warto jest mi cokolwiek na ten temat mówić. —  Zostałem wyłączony z treningów na boisku, więc pewnie trener w najbliższym czasie nie będzie stawiał na mnie. 

 To już miało znacznie większy sens. 

 Aczkolwiek nie wiem, czy gdybym była na jego miejscu to aż tak bym się tym przejmowała. Pewnie i tak płacą mu za jego tygodniowe siedzenie na ławie więcej niż za moje roczne podawanie piwa emerytowanym górnikom w barze. 

 Ale dla niego piłka nożna była wszystkim, a dla mnie moja praca była ponurym obowiązkiem. To były ogromne różnice. 

 — Chcesz mi wmówić, że jakiś Ahley od tak zajmie twoją pozycję? — spojrzał na mnie zaskoczony. —Nie znam się na piłce, ale chyba to tak nie działa. Miej wyjebane a będzie ci dane, pewnie będziesz w wyjściowym składzie.

— Przestań tak mówić. —  uśmiechnął się w moją stronę. —  Bo cię naprawdę polubię.  

 Wiedziałam doskonale o co mu chodzi. 

— Tego zdecydowanie nie zawierała nasza umowa. —   pokręciłam teatralnie głową. — Mieliśmy tylko udawać, Matty. I to dla Andrew. 

— Ale czyżby nasza umowa nie jest złamana, skoro nie rozmawiam już z Andrew? — otworzyłam już usta, żeby odpowiedzieć, ale niespodziewanie wstał z prędkością światła. — GOL! Leo strzelił gola! 

 Nie patrzyłam nawet, co się dzieje na murawie, ale wystarczyło tylko podążyć spojrzeniem za nim, żeby zobaczyć euforię Aston Villi. 

 Byłam tak zaskoczona, że gdy Matty podał mi swoją rękę i mnie podciągnął do góry, nie zabrałam ani na moment wzroku z piłkarzy świętujących bramkę. Nawet nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego od tak godziłam się na przypadkowe kontakty fizyczne z nim, ponieważ na moje zainteresowanie w tej chwili zasługiwał naprawdę tylko Leo, który okazał się być strzelcem tego pięknego gola w trzydziestej szóstej minucie spotkania. 

 Kiedy krzyczałam z Mattym głośno Aston Villa, zupełnie zapomniałam o tym, że wciąż miałam na sobie koszulkę Birmingham City. 

 Najwyraźniej kibicowanie jakiemuś marnemu klubowi z Championship nie było mi pisane. 


________________________________________

 Ten rozdzial osobiscie lubie chociaz musialam go zmieniac poniewaz eliza prawie byla pick me

mam nadzieje ze wam sie spodobalo, dajcie znac najlepiej w komentarzu bo zawsze motywacja jakas

do nastepnego, kocham was


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top