✩ fourteen ✩







⸺ ☾ MATTY ☽ ⸺



 Ostatni tydzień był jednym z najgorszych w moim życiu. Pomijając fakty, że dalej nie grałem w pierwszym składzie, wszystko się sypało. Nikomu o niczym nie mówiłem, ponieważ raczej nie byłem taki pewny, co do tego czy dobrym pomysłem byłoby żalenie się komuś. To nie było też tak, że teraz chodziłem z wiecznie smutną miną i każdy mnie pytał, czy coś się może stało, bo nie wyglądałem jak potrącony przez pociąg. Absolutnie tak nie było. Od zawsze miałem opinię wiecznie uśmiechniętego i nie dopuściłbym do tego, żeby to się zmieniło. Jak był jakikolwiek powód do radości nawet jakiś głupi, za każdym razem świętowałem z innymi to tak bardzo, jakby wyszedł nowy album Drake'a, czyli absolutnie najlepszego artysty chodzącego po ziemi piastującego się  dla mnie na pierwszym miejscu. 

 Nigdy nie pasowało mi bycie tym wiecznie smutnym i narzekającym na byle gówno, dlatego cieszyłem się jak nigdy z remisu Nicoli z Milanem, który nie zagrał wtedy najlepszego meczu w swoim życiu Jednakże dałem radę tak mu przegadać, że potem zachowywał się jakby to on strzelił pod koniec meczu te dwa gole. Kompletnie zapomniał o tym, że nawet nie było go wtedy na murawie. 

 W mojej głowie ciągle przewijały się myśli na temat ostatnich wydarzeń. Nie potrafiłem ich wyprzeć nieważne, jak bardzo bym chciał. Czasem jedno słowo umiało przywołać wszystko. Było to okropne, a po czasie i męczące. Nie rozumiałem z tego nic, ponieważ taki stan rzeczy był dla mnie wcześniej zupełnie obcy. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Każdy mój pomysł wydawał się bardziej idiotyczny od poprzedniego. 

 Czasem żałowałem, że nie ma dwóch treningów dziennie, jak kiedyś miałem w Nottingham Forest, tylko jeden rano. Wolałem robić cokolwiek, ponieważ nie chciałem myśleć, a trening to zawsze była jakaś odskocznia. Boże święty, miałem świadomość, że moje myśli teraz wyglądały jak kogoś po kryzysie wieku średniego, ale naprawdę  to przestawało już być śmieszne. Dałbym dupy za to, żeby mieć lepszy humor. 

— Cashy, co ci na duszy leży. — Tyrone Mings jak nigdy nic zajął miejsce obok mnie na ławce. —Zero asyst, zero goli w tym sezonie. Za niedługo trener będzie wolał puścić na meczu jakiegoś gówniarza zamiast ciebie.

 Pewnie za miesiąc częściej będę grzać ławę niż Bednarek.

 Uśmiechnąłem się w jego stronę, kręcąc z politowaniem głową.

— Czasem tak bywa, kapitanie. — wzruszyłem ramionami. — Każdy ma czasem słabszy sezon.

— Weź się w garść, bo mnie już wkurwia ten cały Ashley. — wyznał, mówiąc to znacznie ciszej niż poprzednie zdania. — Uważa się za nie wiadomo kogo, bo przyszedł z Manchester United.

 Ashley Young przyszedł do Aston Villi pół roku po mnie, więc teoretycznie oboje znajdowaliśmy się w tym klubie praktycznie ten sam czas. Jednakże to ja dostałem numer dwa, i to ja byłem w pierwszym składzie przez większość meczy. Właściwie nie pamiętam, żebym ominął jakikolwiek mecz w Premier League, za czasów kiedy naszym trenerem był Steven Gerrard. Wszystko się naprawdę zmieniło odkąd stery objął Unai Emery. 

— Dawno nie spotkałem piłkarza z tak wyjebanym ego. — zaśmiałem się. — Lewandowski ma w sobie więcej pokory a popierdala w Barcelonie.

 Przez moje słowa sam zaczął się śmiać, ale dosłownie sekundy później oboje gwałtownie spoważnieliśmy, ponieważ na murawę wszedł nie kto inny niż nasz ukochany trener, o którym wspomniałem wcześniej. 

 Unai Emery.

 Może dzięki niemu Aston Villa nie przegrywa każdego meczu, ale chłop stracił zaufanie szatni już po drugim meczu. Dawno nie spotkałem nikogo z takim kijem w dupie. Nie przepadaliśmy za sobą z wzajemnością i jedynym powodem, dla którego mnie nie sprzedał było to, że wciąż pomimo mojego spadku formy moja karta FIFA miała aż siedemdziesiąt dziewięć overall z potencjałem osiemdziesiąt trzy.

 Po prostu nawet najebany grałbym lepiej niż połowa tych świeżo sprowadzonych przez niego gówniarzy.

 Poczułem tą pewność siebie, że jednak nie oddadzą mnie do żadnego Radomiaka jeszcze bardziej po tym, jak powiedziałem z Leo trenerowi o tym, że Jacob ledwo żyje. Naprawdę myślałem w tym momencie, że coś mi zrobi, ale jedynie kiwnął głową i powiedział, że mamy zrobić dziesięć kółek po podstawowym treningu, i umyć podłogę w szatni. Nawet nie wiem czy było legalne zadanie nam takich rzeczy z jego strony, ale wyczyściłem z Leo podłogę tak zajebiście, że dałoby się z niej jeść. Nie chciałem już mu niczym więcej nigdy podpaść. Jacob był jednym z najmłodszych piłkarzy regularnie grających i jego strata przez parę kolejnych miesięcy przerażała nawet mnie, ponieważ czasem potrafił strzelać gole; nawet takie decydujące o wyniku końcowym meczu. Czułem się winny temu, że jego noga nie jest w najlepszym stanie, ponieważ to ja zaproponowałem mu pójście do Andrew. Naprawdę nie sądziłem, że może dojść do takiej sytuacji, a już tym bardziej, że to akurat on ucierpi. 

 Chociaż myślę, że gdyby to Leo się połamał zamiast Jacoba, to już kolejnego dnia mój transfer do ekstraklasy byłby gotowy. 

 Po skończonym treningu zmęczony pojechałem do siebie z nadzieją na to, że zainteresuje mnie jakiś serial netflixa lub uda mi się zasnąć, żeby przespać do kolejnego treningu, nieważne było to że do niego mam całe dwadzieścia godzin. Nawet miałem plan b zwany zażyciem trzech aviomarinów, które miały lepsze działanie usypiające niż niejeden lek na receptę. Naprawdę przysięgam, mówię z doświadczenia. 

 Ale oczywiście mój telefon musiał zadzwonić w momencie, jak przekroczyłem próg mojego lokum. Wszechświat wydawał się pluć mi prosto w twarz, ponieważ aż ciężko mi było uwierzyć w to, że akurat za każdym razem kiedy wchodzę do środka, ktoś dzwoni. 

  Naprawdę. 

— Matty, mój najukochańszy przyjacielu. — wiedziałem już, że Zalewski coś ode mnie chce, ponieważ bezinteresownie miły do mnie to on nigdy nie bywał. —Przyjedź po mnie na lotnisko.

 Jak to na lotnisko?

— Jakie lotnisko?

— Głuchy jesteś już? — słyszałem doskonale, jak dramatycznie westchnął po drugiej stronie. — Przyleciałem, więc przyjedź po mnie, bo nie chcę mi się pieprzyć niepotrzebnie z uberami.

 Naprawdę nie wiem, jak do tego doszło, że dosłownie godzinę później siedziałem z nim w moim samochodzie, słuchając jego monologu o tym, jak bardzo okropna jest pogoda w tej całej Anglii. Mówił to, jedząc jakieś noname chipsy z lotniska, które smakowały okropnie jego zdaniem, ale z racji, że wydał na nie całe pięć funtów, uznał, że nie może ich zmarnować.
 
 Ciekawe czy Mourinho wie o tym jaką dietę ma ten gówniarz. 

— Czaisz w ogóle jaka zachłanna szmata ze Szczęsnego? — zmienił całkowicie temat, wciąż jedząc te okropne chipsy. — Mieliśmy mecz z Juventusem i żadnego gola Romie nie przepuścił, nawet tak po znajomości.

— Oczekiwałeś, że pozwoli wygrać jakiemuś makaroniarzowi z reprezentacji?

— Nie przerywaj mi. — gestykulował mi brudnymi tłustymi palcami tuż przed twarzą zdecydowanie za bardzo dramatycznie. — Pięć do zera było! Wstyd mi było się pokazywać się w Rzymie przez tydzień z tego powodu. Mógł chociaż dwa pozwolić trafić, chociaż nie wiem czy ten gang napastników jakikolwiek celny strzał miał. Dybala dalej chyba przeżywa, że go wyjebali z tego Juventusu, bo nie traktował tego meczu poważnie. Na miejscu trenera dałbym go na ławę na parę meczów, żeby zrozumiał, że teraz jest już po innej stronie mocy. 

 Tak właściwie to nie do końca mi przeszkadzał taki stan rzeczy. Z tego co zrozumiałem jakimś sposobem Nico otrzymał pozwolenie na wolne na dwa kolejne mecze, więc uznał dość impulsywnie, że pora mnie odwiedzić. Swoją paplaniną zajmował szybko moje myśli, a skoro miało tak być przez kolejny tydzień nie znaczyło to dla mnie nic złego. Z tym, że musiałbym go zostawiać u siebie samego każdego dnia, gdy mam trening. To nie tak, że mu nie ufałem, ale ryzyko, że coś mi zepsuje, było większe niż sto procent. Jak raz byłem zmuszony podczas zgrupowania dzielić z nim pokój na jedną noc, to rano zostałem obudzony przez rozjebany telewizor, na który wpadł, bo pomyliły mu się kierunki. Nie znam nikogo z większym talentem potykania się o własne nogi niż on. 

 Jednakże jakimś sposobem przyjaźniliśmy się i to z nim złapałem najlepszy kontakt z wszystkich z reprezentacji. Taki był stan rzeczy i jeśli chciał zostać u mnie przez tydzień, moje mieszkanie stało dla niego otworem, chociaż nie wiem naprawdę czy moja kanapa jest aż tak wspaniałą opcją dla niego. 

 — Wiesz w ogóle o tym, że jutro mam urodziny, co nie? — rzucił, kiedy przekraczaliśmy próg mojego domu. — Nie będę już dwudziestoletnim gówniarzem...

— Staniesz się tylko dwudziestojednoletnim gówniarzem. — naprawdę byłem dobry w udawanie, że wcale nie zapomniałem o urodzinach swojego przyjaciela. — Oczywiście, że nie zapomniałem. 

  Zalewski położył swoją walizkę oczywiście na samym środku korytarza tak, że prawie się na niej wyjebałem, ale zdecydowałem się to zignorować, ponieważ przynajmniej poszedł umyć swoje tłuste ręce od tych okropnych chipsów. Naprawdę jeszcze chwilę temu obawiałem się o to, że jeszcze zostawi ślady swoich tłustych paluchów na moim nienagannie czystym materiału kanapy lub co gorsza fotela. 

 Myślałem, że najgorsze mam już za sobą, lecz niestety przeliczyłem się. Zraz po tym jak wyszedł z mojej łazienki, zaczął dokładnie zwiedzanie każdego kąta mojego mieszkania. Był w nim dopiero pierwszy raz, więc nawet zainteresowały go umierające od miesiąca kwiatki na parapecie, które zdecydowałem się kupić w momencie mojej chwilowej fazy na ogrodnictwo. Nie wiedziałem wtedy, że ona minie mi szybciej niż się pojawiła. 

  Popełniłem błąd, pozwalając mu iść przede mną, ponieważ nie miałem teraz żadnej władzy nad chowaniem przed nim czegokolwiek. Po części też nie wiedziałem, że powinienem mieć coś do ukrycia. Jednakże kiedy stanął przede mną z paczką papierosów dłoni z miną sugerującą chęć ukamieniowania mnie, przełknąłem ślinę. 

 Tak naprawdę to wcale nie było tak, że kiedykolwiek wypaliłem całkowicie jeden z niej. Zdolność zaciągania się wydawała mi się niemalże niemożliwa do nauczenia. Co jakiś czas mi się udawało, ale zaraz po tym czułem się, jakby ktoś ścisnął mnie z całej siły za płuca. Marniejszy ze mnie palacz jeszcze bardziej niż poliglota. 

— Ty i papierosy? — oglądał paczkę w swojej dłoni, jakby myślał, że jest sztuczna. — Miałem nadzieję, że to te takie gumy w kształcie petów, ale są prawdziwe. — spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek zdegustowany. — Dalej będziesz leciał w chuja, że jest zajebiście, czy może powiesz mi prawdę? 

  Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Może jednak przeceniłem swoje umiejętności udawania, że naprawdę czuję się świetnie jak zawsze. 

  Założyłem ręce na piersi, nie mając ochoty na żadne zwierzenia. 

— Mam dwadzieścia pięć lat, więc chyba mogę od czasu do czasu świadomie niszczyć swoje zdrowie. 

— Błagam cię, ty chyba jako jedyny ze mną z całej reprezentacji nigdy nie poszedłeś na szluga ze Szczęsnym, nawet po meczu z Argentyną. — rzucił mi zrezygnowane spojrzenie, po czym pokręcił z lekkim żalem głową. — Mam cały tydzień, nie myśl, że do niczego nie dojdę. 

 Chyba miałem to potraktować jako ostrzeżenie.

 Kiedy chwilę później zmieniłem temat, pytając o to, co mam zamówić do jedzenia, wydawał się już mniej zirytowany. Naprawdę chciałem, żeby odpuścił, ponieważ nawet nie wiedziałem, jak mam mu to wyjaśnić. Nie miałem bladego pojęcia, co może mieć aż taki wpływ na mnie poza tym, że jakiś piłkarz prawie emeryt zabrał mi miejsce w pierwszym składzie. To był jedyny powód, dla którego miałem ochotę zawisnąć na sznurze. 

 Wiecznie upatrywałem źródło mojego niezadowolenia w tym, że nie pozwalano mi grać. Nie chciałem znajdywać innego, ponieważ to by oznaczało coś znacznie gorszego dla mnie. Wmawianie póki co wychodziło mi nie aż tak źle, więc wolałem przy tym zostać. Nic mnie nie powstrzymało od zrezygnowania ze szukania głębiej, skoro to oznaczało mój odrobinę większy spokój wewnętrzny. 

 Parę godzin później myślałem, że wszystko jest już w najlepszym porządku. Nicola nie poruszył żadnego niewygodnego dla mnie tematu, więc najwyraźniej naprawdę byłem naiwny, ponieważ łudziłem się, że może już odpuścił. Nawet pozwoliłem mu parę razy wygrać ze mną w Fifę. Nie każdy może poszczycić się zaszczytem ojebania Matty'ego Casha na konsoli, więc miałem nadzieję, że to doceni. Uważam, że gdyby Zalewski pochwalił się tym w Aston Villi, mało kto by mu uwierzył, bo naprawdę nie miałem sobie równych tak samo jak w golfie, który swoją drogą ostatnio zaniedbałem. Powinienem umówić się z kimś; nawet z własnym bratem, żeby go pięknie ograć i móc się dowartościować. 

 Naprawdę chciałbym, że Nicola już zapomniał i dał mi święty spokój. 

— Jestem prawie w stu procentach pewny, że chodzi o Elizę.

 Zamarłem na jego słowa, ale próbowałem ukryć to tym, że trafiłem na twardy kawałek grzyba w mojej sałatce, którą właśnie jadłem, ponieważ nasze zamówienie dotarło do mojego mieszkania parę minut temu. 

  Wolałbym teraz skupić się w pełni na jedzeniu, a nie wracać myślami do niej i do tego, że jak ostatni tchórz dałem nogę z domu Andrew, po tym jak przyznała, że mnie nie lubi. 

 Ja mam dwadzieścia pięć lat, a to było zachowanie godne co najwyżej ucznia podstawówki. 

— Zapomniałem już o niej, szczerze mówiąc. — wzruszyłem obojętnie ramionami, próbując dać po sobie znać, że sprawa w ogóle mnie nie rusza.  — Czemu miałoby chodzić o kogoś, kto przywalił mi w twarz?

 — Może dlatego, że nigdy wcześniej nie zabrałeś żadnej dziewczyny na mecz? — tego się nie spodziewałem. — Mógłbyś się bardziej kryć, nieładnie okłamywać swojego najlepszego przyjaciela dzień przed jego urodzinami. 

  Od kiedy on niby czyta Pudelka? Czy to naprawdę coś niezwykłego, że ja nie wiedziałem, co to jest? 

  Nigdy nie zabierałem ze sobą żadnej dziewczyny na mecz, ponieważ wiedziałem, że je to nie interesuje a sztuczność była ostatnią rzeczą jaką bym chciał. Miałem świadomość, że Kady pewnie pomimo spotykania się ze mną przez te okrągłe cztery miesiące, nawet nie wiedziała kiedy przyznawany jest rzut karny, nie wspominając o tym, że pewnie nie miała bladego pojęcia na jakiej pozycji gram. Nigdy jej nie pytałem czy chce iść na mój mecz i też nigdy nawet nie zaproponowała, że chciałaby iść. Piłka nożna była dla mnie zbyt ważna, żeby zabierać na nie dziewczyny, byłyby one tylko zwykłym rozproszeniem. 

   A z Lizzie było inaczej. 

— A skąd miałem wiedzieć, że czytasz artykuły o mnie jak jakaś moja pierdolona fanka.  — wymamrotałem pod nosem, przewróciwszy oczami. — Ten mecz nic nie znaczył. Zabrałem ją ze sobą, ponieważ chciałem zrobić przysługę Andrew. 

 To brzmiało jeszcze gorzej, gdy powiedziałem to na głos. 

—  Jesteś naprawdę głupi, Matty. 

 To będzie bardzo długi tydzień.



___________________________________________________

Lubię ten rozdzial, moze nic nie wnosi jednakze jest juz zalewski wiec zawsze ciekawiej

dajcie znac czy wam sie spodobalo w komentarzach, zawsze motywuje

do nastepnego, kocham was











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top