✩ fifty one ✩



⸺ ☾ELIZA☽ ⸺ 



— Umówiłam się  z nimi. — powiedziałam do Matty'ego, kiedy szliśmy ulicą Warszawy. — Nie wiem czy aby na pewno mnie nie pojebało, ale chcę żeby zobaczyli, że...

— Że jesteś szczęśliwa? — wszedł mi w słowo. — Lizzie, skoro naprawdę byli takimi debilami w przyszłości, to wątpię żeby...

Przewróciłam oczami. 

Jeśli nikt z was tego nie zauważył — tak Matty zdecydowanie nie był ogromnym fanem mojego pomysłu, pomimo tego że obiecał pójść ze mną nieważne co. 

— Okej, a teraz możesz powiedzieć, co uważasz tak w środku. — odparłam, unosząc lekko brwi. — Bo na pewno nie masz takiego jakże dojrzałego podejścia...

Spojrzałam mu specjalnie prosto w oczy, gdy wypowiadałam te słowa, żeby odnieść lepszy efekt. 

— Dobra. — westchnął, zaciskając lekko usta. — Zemszczenie się na nich jest... Kuszące? 

Szybko podziałało. 

— Po prostu powiedz, że najchętniej odjebałbyś teatrzyk życia ze mną i wszystko będzie super. — uśmiechnęłam się zachęcająco, na co on w końcu też nie wytrzymał i się zaśmiał. — Wiedziałam!

— Staram się być odpowiedzialny. 

— Ta, odpowiedzialny. — rzuciłam ironicznie. — Z pewnością byłeś bardzo odpowiedzialny, kiedy wczoraj za wszelką cenę chciałeś podmienić zawartość szamponu Bereszyńskiego na rozjaśniacz...

— To było wczoraj. — zaperzył się. — Nowy dzień, nowy ja. 

Mój śmiech był bez wątpienia słyszalny dla wszystkich ludzi dookoła nas w odległości paru metrów. 

Spędzanie czasu z Mattym z każdym dniem okazywało się coraz to lepsze. Nawet w tej chwili było przyjemnie, pomimo tego że ten spacer nie był ani trochę mądrą decyzją — liczba ludzi zaczepiającym go o zdjęcie była znacznie wyższa niż przypuszczaliśmy. Cóż w Birmingham problem jest odrobinę mniejszy, w co początkowo nie wierzyłam, lecz okazało się, że byłam w wielkim błędzie. 

Ale to nie miało żadnego znaczenia — a przynajmniej teraz tym się ani trochę nie przejmowałam. 

Mógł mi opowiedzieć o tym, jak bardzo Nicola się przestraszył telefonu od managera PZPN na weselu. Rzekomo Zalewski wtedy był zesrany bardziej niż, gdy Nicol mu oznajmiła, że chcę na co dzień chodzić na bachatę. 

A finalnie się okazało, że Matty miał rację i Kwiatkowski dzwonił tylko po to, żeby spytać jak teraz z atmosferą z Grecji, skoro był tam rok temu na wakacjach. 

Nie obyło się bez tematu o telefonie, lecz w dalszym ciągu Matty miał zupełnie wyjebane. Kupił sobie nawet już nowy dzisiaj z rana, kiedy ja jeszcze spałam, bo rannym ptaszkiem to ja nigdy nie będę. On pewnie tak swoją drogą w normalnym okolicznościach też by spał, lecz poranna rehabilitacja go zmuszała do wczesnego wstawania. 

— O której się z nimi spotykamy?

— Co? 

— No z twoimi znajomymi. — przepuścił mnie w drzwiach wejścia do hotelu. — Nie powiedziałaś o której. 

— A tak, zgadza się. — powiedziałam, zastanowiwszy się.— Wyjeżdżamy pojutrze co nie?

— Rano mamy odlot. — pokiwał głową. — Coś po ósmej, więc w sumie marnie widzę nasze wstawanie. 

— Nicola już jutro wieczorem?

— Nie, on jeszcze zostaje. — spojrzał na mnie z politowaniem. — Grają ten jeszcze cały mecz z Albanią, a on już nie ma karteczki z kontuzją, więc musi zostać.

— Rozumiem, więc że ty taką masz. 

— Może nie kuleję, ale trochę obawiam się, że gdybym zrobił coś... — najwidoczniej szukał odpowiedniego słowa. — głupiego, jak nie wiem na przykład granie w Twistera, to może by mi jebnął na nowo mięsień. 

— Od twistera? 

— Nawet nie wiesz, jaka to wymagająca gra, jak grasz z ta bandą debili. — bez zawahania nazwał tak swoich kolegów. — Nie żebym sam nie był debilem, ale... Zawsze zrobią wszystko, żeby wygrać. 

— A ty nie?

— Właśnie w tym problem, że ja też i dlatego jebnąłby mi znowu mięsień. — odpowiedział błyskawicznie, gdy już stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju. — Wracając do poprzedniego tematu, o której?

Nie było to do końca zgrabna zmiana tematu

— Dzisiaj o osiemnastej w jakiejś kręgielni. — założyłam ręce na piersi. — Brzmi bardziej bezpiecznie niż wiesz jakiś klub, a tak z resztą miałbyś chyba przejebane jakby ktoś cię w jakimś zobaczył, co nie?

Wzruszył ramionami. 

— Obchodziło by ich to tylko, gdyby jakoś trafiłoby to do mediów. — odparł, opierając się o ścianę. — Wtedy musieliby zagrać rolę poważnego związku Piłki Nożnej i mnie jakoś ukarać. 

— Czyli rozumiem, że ty z Nicolą uniknąłeś konsekwencji za wesele, bo nikt wam fotki nie cyknął?

— Wojtek nas krył dość dobrze. — wyjaśnił jakby to było coś oczywistego. — Mówiłem ci też, że Nico coś poudawał, że go noga boli i jakoś szczególnie nikt nie zwrócił uwagi na to, że nas nie było dwa dni. 

To dalej brzmiało naprawdę nierealnie, lecz cóż z tym począć, skoro faktycznie nie widziałam, żeby jakąkolwiek mieli karę. Chyba naprawdę uniknęli jakimś cudem kłopotów. Ciężko w to uwierzyć, lecz chyba poważnie mieli po prostu ogromnego farta. 

Matty by wstąpił do mnie, ale nie mógł, ponieważ musiał udać się na pogadankę z selekcjonerem, a bardziej z jego tłumaczem Gregiem — cóż angielski Santosa zupełnie nie istniał. Była to rutynowa czynność i każdy piłkarz czeka na swoją kolej już od paru dni, odkąd to wymyślili. 

Rzuciłam się, więc w totalnym spokoju na swoje łóżko, uśmiechając się sama do siebie. Byłam taka szczęśliwa. Nawet nie wiedziałam wcześniej, że jest to w ogóle możliwe. Być może powtarzam się, ale tak już bywa, zgadza się? Nie było mi dane od pewnego czasu czuć się tak, z małym wyjątkiem, kiedy Michał zabrał mnie na kebaba, lecz to było naprawdę wszystko. 

Te parę godzin minęło naprawdę szybko. 

Matty potem przyszedł do mnie na chwilę, po to żeby sekundę później z szumem spierdolić po przypomnieniu sobie, że dzisiaj miał mieć pierwsze nagrywki tej reklamy do zoo. Całe szczęście miał ją planowo skończyć przed osiemnastą i wciąż mógł ze mną iść. Tylko to mnie podtrzymywało na duchu, gdy piłam herbatę, jednocześnie malując się na to spotkanie. Jedyny pieprzony pozytyw. 

Chciałam wyglądać jak milion dolarów, więc skupiłam się na zakryciu korektorem każdego przebarwienia na mojej twarzy bardziej niż chyba kiedykolwiek w moim życiu. Nie przypominam sobie też, żeby chociaż raz aż taką przyciągałam uwagę do dokładności wytuszowania rzęs.

No może parę dni temu, gdy zabrał mnie na randkę. 

Kiedy byłam gotowa, przejrzałam się ostatni raz w lustrze i ruszyłam do góry schodami, zmierzając do pokoju Nicoli i Matty'ego. Miałam ogromną nadzieję, że już tam on jest i przekonałam się o tym niesamowicie szybko — najwyraźniej Luzardi też tam się znajdowała, ponieważ kłótnia jej i Matty'ego słuchało całe piętro. 

— Trzeba było sobie kurwa kupić samemu słomki, a nie zużyć wszystkie moje do mieszania kisielu! — aż się skrzywiłam, słysząc jej krzyk. — Znasz coś takiego jak łyżka?

— A kojarzę.

— TO CZEMU JEJ NIE UŻYŁEŚ?!

— Bo tak było zabawniej. — gdy usłyszałam tą odpowiedź Matty'ego aż pokręciłam z politowaniem głową. — Zemsta za bachatę z Lewandowską. 

— Ty powinieneś...

I w tym momencie postanowiłam bez żadnego pukania wejść do środka po to, żeby zobaczyć ich stojących dosłownie przy sobie z chęcią mordu w oczach. Cóż, jeszcze chwila i doszłoby do rękoczynów, jestem tego pewna. 

W chwili, gdy weszłam, ich wzrok od razu skupił się na mnie. Co najdziwniejsze to Matty przez sekundę wydawał się być spanikowany, a Nicol zadowolona — tak szybko jak to zauważyłam, tak szybko zniknęło, że już moment później wydawało mi się to być jedynie efektem mojej wyobraźni. 

Spojrzałam na ich obu zmrużonymi oczami, zakładając ręce na piersi. 

— My z Nicol... Mieliśmy pewna sprzeczkę. — Matty podrapał się po tyle głowy. — Ale już chyba doszliśmy do jakiegoś kompromisu, co nie?

— Tak. — Nicol uśmiechnęła się szeroko. — Matty oddaje mi cała kasę na słomki, a w ramach zadośćuczynienia przekona Nico, że Bachata wcale nie polega na obmacywaniu i byciu obmacywanych przez Hiszpanów, jak to wcześniej mu powiedział .

— Czemu mam niby cokolwiek robić poza oddaniem ci kasy za te słomki? To tylko pierdolone słomki, które walały się wszędzie po tym pokoju...

Wzięłam głęboki oddech, łapiąc spojrzenie zadowolonej z siebie Nicol. 

Słomki. 

— Matty jest za piętnaście osiemnasta. — powiedziałam, odzywając się po raz pierwszy. — Możecie dogadać warunki swojego kompromisu kiedy indziej? To są tylko...

 — Nawet nie wiesz w jakim zajebistym kolorze. — weszła mi w słowo Luzardi. — I się dowiesz pewnie nigdy, bo ten...

— Słyszałaś Lizzie, Luzardi? — Matty sfrustrowany wziął swoją kurtkę z łóżka. — Idziemy.

Czy oni naprawdę kłócili się na całą mordę o ekologiczne słomki?

Najwyraźniej nie doceniłam jego irytacji, ponieważ sposób w jaki mnie wyminął oraz następnie trzasnął drzwiami sprawił, że obdarowałam go spojrzeniem pełnym pytań. 

I czy ktoś jest w stanie zaprzeczyć temu, że jest on dziwny?

Na zepsucie mu telefonu reaguje, jakbym co najwyżej rozbiła mu znienawidzony wazon, a przez jakieś słomki ma ochotę zajebać ręką w stół. 

Wzdychając, ruszyłam za nim, ponieważ tempo kroku, które nam narzucił, było zdecydowanie szybsze niż zazwyczaj. 

 — Jak ja jej nienawidzę. — wymamrotał paręnaście sekund później . — Nie wiem jakim cudem ty jakoś się z nią dogadujesz. Mógłbym nawet obciąć się na łyso, gdyby dzięki temu już nigdy więcej nie zobaczyłbym jej na oczy. 

To były już naprawdę poważne słowa jak na Matty'ego Casha — chłopa posiadającego więcej produktów do włosów niż ja i pewnie osiemdziesiąt procent społeczeństwa. 

— To się obetnij. —  uśmiechnęłam się złośliwie. —  Może zadziała, a jak nie sprawdzisz, to się nigdy nie dowiesz. 

— Bardzo śmieszne. 

Ale zobaczyłam to lekkie podniesienie kącików jego ust —  czyli mój cel został spełniony. 

Okazało się, że dotarcie nam do kręgielni zajęło nam odrobinę dłużej niż przypuszczaliśmy. Czasem tak bywa. Nie przemyśleliśmy tego, że na dole wpadniemy na Janka, Wojtka i Zielu, którzy od razu byli pierwszy do zrobienia nam wywiadu składającego się z takich pytań, że aż wolę o nich zapomnieć. Nigdy bym nie powiedziała wcześniej, że cecha łącząca wszystkich piłkarzy tutaj jest bycie wścibskim, bo to wydaje się być to aż niepojęte. 

Wiedziałam doskonale, gdzie będzie Ola i reszta moich byłych znajomych, ponieważ pisała mi wszystko na bieżąco od momentu, jak ją poinformowałam, że się spóźnimy. Wypisywała do mnie tyle wiadomości, że aż nie wyrabiałam z szybkością robienia screenów i wysyłania im Grace, której tłumaczenie ich zajmowało pewnie masę czasu, lecz skoro je chciała, to czemu nie. 

Muszę przyznać, że po takim czasie odrobinę za nią już zatęskniłam. 

— Ta z kolczykiem w nosie to Kasia. — pokazywałam Matty'emu najnowsze zdjęcie z instagrama Oli. — Trochę suka i niemiła, ale...  — szukałam odpowiedniego słowa. — Najbardziej przyjacielska i tak z całego towarzystwa, bo reszta to za mną średnio przepadała. — wskazałam teraz palcem na ciemnowłosego chłopaka. — A to Oskar. Przygotuj się na masę pytań, bo z tego co kojarzę miał jakiś epizod piłkarski, ale w sumie nie pamiętam już. Nie lubię się z nim nawzajem od zawsze...

— Czyli z każdym się nie lubisz?

— No tak. — kiwnęłam głową. — Tutaj chodzi o pokazanie im, że nie skończyłam na ulicy. 

Zaśmiał się. 

— Zdaję sobie z tego sprawę. — przystanęliśmy oboje przed wejściem do kręgielni. — Dlatego musimy zagrać, to jak najlepiej się da. 

Z uśmiechem zbiliśmy piątkę. 

Szkoda, że nie wiedziałam wtedy, co takiego konkretnego ma na myśli. 

A być może wtedy postąpiłabym zupełnie inaczej. 

Jestem idiotką. 



______________________________________________________________

Przepraszam przepraszam i jeszcze raz przepraszam ze tak dlugo

niestety bylam chora i ciezko bylo serio

wiem tez ze ten rozdzial wiele nie wnosi ale kolejne juz sa lepsze obiecuje

pamietajcie o komentarzu i gwiazdce!!!

do nastepnego, kocham was





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top