❝⚞~𝗧𝗶𝗺𝗲 𝗧𝗿𝗮𝘃𝗲𝗹𝗲𝗿~⚟❞
— Umarłeś, chyba wiesz gdzie jesteś? — wybudził go głos, Ognista Gwiazda spojrzał w górę
— Błękitna...Gwiazda? — wystękał przywódca
— Tak, to ja, z pewnością pamiętasz - usiadł naprzeciwko byłej mentorki, ból po zadanej ranie na głowie przez Bicza, przywódcy barbarzyńskiego klanu nazwanym Klanem Krwi nadal piekł żywym ogniem. Szarobłękitna kotka o głębokich, niebieskich oczach i szramą na barku spojrzała na niego.
Potem zamachneła się na ziemię łapą i odsłoniła mu widok...bitwy? Tak, bitwy ze złowieszczym klanem kotów z miejsca dwunożnych. Wśród nich ujrzał swoje, płomiennorude ciało, spoczywające przy wielkiej skale. Następnie podszedł do niego kolejny gwiezdny wojownik, Lwie Serce; zetknął się z nim nosem i Ognista Gwiazda jakby przeteleportował się w nieznane dotąd mu miejsce.
Trzy kociaki, dwa bawiące się ze swoim dwunożnym, a pozostały jeden wycofany, w żywopłocie. Pierwszy kocurek był czarny, z białymi skarpetkami, krawatem i plamą na pysku. Miał on bursztynowe oczy. Druga, szara koteczka, z błyszczącymi żółtymi oczkami i krótkim futerkiem. I ostatni, czarny jak smoła, z jedną skarpetką na lewej łapie, i z pięknymi błękitnymi oczami. Był on znacznie mniejszy niż pozostali, lecz wyczuwał że jest równego wieku co oni.
Wyszedł on przez dziurę w płocie i wyszedł, znalazł chrząszcza, któremu przez dłuższą chwilę się przypatrywał, potem z trudem wdrapał się na stary pień, na którym nad głową przeleciał mu kruk. Ognista Gwiazda cały czas obserwował kociaka. Nagle świat mu mignął i stał w tym samym domostwie dwunożnych, zaskoczony odwrócił wzrok. Szara koteczka ze wściekłą miną wysyczała.
— Wiesz co dzieje się z takimi jak ty? — zatrzymała, napawając małego strachem — Są wrzucane do rzeki, Mały!
Następny raz Ognistej Gwieździe mignął świat i tym razem znalazł się w ślepym zaułku uliczki w mieście. Ten sam kociak stał teraz na wejściu do niej, jego futro było nastroszone najbardziej jak się da. W obroży miał zaklinowany kieł. Podszedł dalej, Ognista Gwiazda zaczął biec z przerażeniem w jego kierunku, ale przebiegł go na wylot. Właśnie w tym momencie zemdlał i stał z powrotem w Klanie Gwiazdy. Wokół niego siedziały wszystkie koty od których dostał życia: Lwie Serce, Rudy Ogon, Srebrny Strumień, Brązowy Pysk, Szybki Wiatr, Nakrapiany Liść, Prędka Łapa, Żółty Kieł i Błękitna Gwiazda.
Tym razem podszedł do niego były zastępca Klanu Pioruna, zamordowany przez Tygrysią Gwiazdę. Rudy Ogon dotknął go nosem tak samo jak Lwie Serce i tym razem stał na pograniczu dwóch domostw dwunożnych. Przed nim stał ognistorudy kocur, o barwie sierści lekko ciemniejszej niż jego. Natomiast stojąca obok niego kotka była biała, z brązowymi plamami na całym ciele.
— Kubo, dlaczego chcesz to zrobić?! Mam twoje kocięta, a ty chcesz je ze mną zostawić! — spytała rozgniewanym tonem biała kotka
— Powtarzam Ci, że nie mogę was nie zostawiać! - równie wściekłym tonem odpowiedział rudy, czy też Kuba — Tak czy siak, mam prośbę. Nazwij kocurka Rdzawy, a drugiego Księżniczka. Resztę możesz wybrać sama.
Następnie mignął mu świat, po raz kolejny przeniósł się w nieznane mu dotąd miejsce. Tym razem stał w domostwie dwunożnych. Stał bez ruchu, zastanawiając się nad słowami owego "Kuby". Powiedział że kotka ma nazwać kociaki Rdzawy i Księżniczka. Niemożliwe, żeby byli jego rodzicami! Na posłaniu z materiału dwunożnych leżała dokładnie ta sama kotka a po samym domu hasały szczęśliwie cztery zdrowe jak ryby kocięta. Jedna, kotka taka sama jak matka, drugi, kocurek o barwie sierści takiej samej jak jego. Trzeci, kolejny kocurek, tym razem cały brązowy, i kolejny, rudy jak jego ojciec. Tym razem to on sam w niego wbiegł. Ognista Gwiazda zemdlał.
Otworzył oczy i zobaczył tym razem siebie stojącego w nie za dużej i nie za małej grocie; promienie słońca oświetlały jego grzbiet wywołując przyjemne mrowienie. Przed sobą leżał stary, ciemnoszary kocur z matowym futrem. Kocur ten leżał na boku, oddychając płytko, jakby miał umrzeć za uderzenie serca. Srebrna postać zmaterlizowała się obok niego, była to Srebrny Strumień.
— To Obserwujący Niebo, a teraz patrz co robi — szepnęła mu do ucha
— Będzie troje... krewnych twoich krewnych... którzy trzymać w łapach będą potęgę gwiazd. — wystękał i opadł bezwłdnie na ziemię
On z przyszłości podbiegł do niego szybko i przykucnął przy martwym.
— Obserwujący Niebo, proszę, nie... — a wiedząc że kompan już nie wróci, wyszeptał — niechaj Klan Gwiazdy oświetla twą ścieżkę, znajdź się wśród swoich prawdziwych pobratymców, strzegących cię od początku.
On sam wybiegł z jaskini, i zaczerpnął głosu, by krzyknąć "ktoś umarł!", ale głos odmawiał mu posłuszeństwa, i krzyczał więc bezgłośnie. Jego kopia również wybiegła, i również wykrzyczała, ale na głos
— Obserwujący Niebo nie żyje! Zorganizujemy mu chociażby ostatnią posługę, mam nadzieję że pomożecie mi go pochować.
Po tych słowach Ognista Gwiazda zapadł się pod ziemię, i lecąc, trafił znowu na terytorium Klanu Gwiazdy.
Przed Ognistą Gwiazdą stała Brązowy Pysk. Kotce falowało futro, poruszane lekkim ciepłym wiatrem. Zmarła przyglądała mu się przez chwilę, a po niej odrzekła:
— Ognista Gwiazdo, zobaczysz teraz to, co zobaczą ci, którzy są przed tobą. Wtedy to nadejdą wielkie zmiany dla wszystkich, których znasz. — przerwała, zamykając oczy na moment — Ognista Gwiazdo... proszę, czy mógłbyś przekazać Oblocznemu Ogonowi że za nim tęsknię? Czy jesteś gotów do podróży?
— Em... tak, Brązowy Pysku, jestem gotowy. Obłoczny Ogon też pewnie za tobą tęskni - odpowiedział pogodnie przywódca
Na to brązowa karmicielka zetknęła się z nim nosem i po raz kolejny Ognista Gwiazda opadł na ziemię, nieprzytomny.
Ognisto rudy kocur otworzył oczy i zaparło mu dech w piersiach. To co zobaczył było istnym cudem. Na klifie stało 7 kotów. Brązowy, pręgowany, o barczystej sylwetce, do złudzenia przypominającego Jeżynową Łapę, rudą kotkę, o puszystym futrze i małym wzroście. Wyglądała mu na uczennicę, lecz Ognista Gwiazda nie był tego pewien. Obok niej, stała jasnoszara, również puszysta kotka z kilkoma białymi plamami i błękitnymi oczami, a obok niej stał ciemnoszary kocur, który przypominał Szarą Pręgę. Wyglądali razem jak Pierzasta Łapa i Burzowa Łapa, dwoje uczniów Klanu Rzeki. Obok nich stała wysoka i żylasta szkryletowa wojowniczka, o zielonych oczach, a tuż przy niej wystraszony stał ciemnoszary kocur z białymi znaczeniami na łapach, pod ogonem i krawatem. Miał niebieskie oczy i stroszył futro. Ruda kotka strzepneła ogonem i oznajmiła reszcie
— Ja schodzę. Nie mam zamiaru stać tu tak bezczynnie, tylko patrzcie na tą wyspę! Ja chcę tam pójść Jeżynowy Pazurze!
— Wiewiórcza Łapo... mam dosyć tej twojej nieznośnej gadaniny. Nie jestem pewien nawet, dlaczego Ognista Gwiazda pozwolił ci pójść na tą wyprawę, nawet jeśli jesteś jego córką. — Brązowy kocur zmierzył wzrokiem uczennicę. Ta kotka ma być jego własną córką? Czy Ognista Gwiazda serio ma potomstwo? Ten kocur to naprawdę Jeżynowa Łapa z przyszłości?
— Pozwól Wiewiórczej Łapie iść, Jeżynowy Pazurze. Przecież pamiętaj, że mamy odnaleźć "Północ", więc możemy to potraktować jako jeden z tych kroków do przodu. — Burzowa Łapa, zirytowany dogonił rudą kotkę i fuknął.
Wiatr stał się porywisty, a do wielkiej wody biegło 6 kotów, ponieważ mały czarny kocur postanowił zostać na brzegu. Właśnie w tym momencie coś walnęło w niego, że aż zatoczył się i wstał, już w Klanie Gwiazdy.
— Cześć, Ognista Gwiazdo! — przywitał go głos zza drzewa. Gdy przywódca za nie zerknął, zobaczył Szybki Wiatr. Kocur jak zawsze był pogodny. — Gotowy na następną część?
— Chyba tak, chyba nie — Ognista Gwiazda miał już trochę po uszy tego tracenia przytomności.
— Uznajmy, że BAAAARDZO chcesz, w porządku? — zapytał, a może jednak stwierdził brązowy smukły wojownik — To zaczynamy! — I Szybki Wiatr zetknął się z nim nosem, przenosząc go w miejscu i czasie.
Ognista Gwiazda stał w ciepłym, zielonym lesie, gdzie słońce przedzierało się przez gałęzie. Uchwycił woń myszy w krzakach nieopodal wyniosłej akacji. Gdy podszedł bliżej, dostrzegł jasnobrązową pregowaną kotkę z białym brzuchem i bursztynowymi oczami. Rozejrzała się, jakby kogoś szukała, aż jej wzrok spoczął na smukłym ciemnoszarym kocurze, przyglądającemu się jej z przechyloną głową.
— Twoja kolej, Liściasta Sadzawko — zachęcił i tracił łapą zbitą kulkę mchu — Przypomnij sobie, jak uczyłem cię atakować
Ciemny wojownik strzepnął ogonem
— Tylko nie przestrasz się tego mchu! — droczył się — Króliki mają zęby i pazury do obrony, a mech nic.
Rzekoma Liściasta Sadzawka przykucneła i zaczęła się skradać do kulki. Przeniosła ciężar ciała na tył i wyskoczyła z wyciągniętymi łapami w stronę kulki. W ostatniej chwili wojownik, przypominający tego z wizji o wielkiej wodzie przetoczył mech z dala od kotki, która zamiast kulki łapami chwyciła powietrze.
— O nie! — zamruczał — Uciekł!
Liściasta Sadzawka zakręciła się, wskoczyła na mech i rozerwała go na kawałeczki.
— Ha! — syknęła — Mam cię! — spojrzała na ciemnoszarego kocura, i wyraźnie było widać, że zaraz wybuchnie śmiechem — Nie bawiłam się w to, od kiedy byłam kociakiem!
Wojownik zmrużył oczy
— Właśnie widzę!
Liściasta Sadzawka rzuciła się na niego i przewróciła, kładąc na opadłych liściach.
— Myślisz że nie potrafię polować, co? Złapię cię, kiedy tylko będę chciała! — Stała nad nim, patrząc w jego niebieskie oczy
— Nigdy bym od ciebie nie uciekł — szepnął kocur.
Wtedy liść z drzewa spadł mu na głowę i Ognista Gwiazda znalazł się z powrotem w Klanie Gwiazdy.
— Wybacz, że przerwałem w takim momencie i jeszcze takim sposobem, ale to byłoby dla ciebie dość niekomfortowe. Powiem ci tylko, że w tym uczestniczyli twoja córka, Liściasta Sadzawka, medyczka i ojciec jej kociąt, Wronie Pióro, z Klanu Wiatru — poinformował Ognistą Gwiazdę Szybki Wiatr — A teraz już czas na mnie. Pa!
Jego miejsce zajęła Nakrapiany Liść. Nakrapiana kotka z gracją podeszła do rudego kocura, a on nie z gruszki, nie z pietruszki oblał się rumieńcem. Wtem, gdy się zarumienił, medyczka zetknęła się z nim nosem.
To, co ujrzał, wyglądało jak istne piekło, coś wyglądającego jak obóz w płomieniach, a drugie wyjście zablokowane przez szarego, nakrapianego kocura, który chwycił płonącą gałąź w szczękach, a naprzeciwko niego stała Wiewiórcza Łapa, wyglądająca już na wojowniczkę, a za nią trzy koty. Pośrodku stał szary, chudy kocur, prążkowany i ślepy. Po jego prawej stronie stał złoty, barczysty, również prążkowany kocur z bursztynowymi oczami. Po lewej stronie ślepego stała wiotka czarna kotka z zielonymi oczami i wetkniętym za ucho liściem ostrokrzewu. Szary nakrapiany kocur przybrał wyraz zadowolonego kota, który dopiero co znalazł soczystą zdobycz w porze nagich liści.
Konar z drzewa, które powaliło się na kotlinę stworzyło przejście na drugą stronę, lecz było ono blokowane przez szarego wojownika. Przypominający lwa złoty kocur szturchnął prawdopodobnie swojego brata, a czarna kotka zrobiła krok w kierunku gałęzi i przystanęła. Gdy popatrzyła ona w migoczące oczy napastnika, odczuła strach, którego mocny zapach wyczuwał od wszystkich, oprócz nakrapianego kocura.
— Jesionowe Futro, zejdź z drogi — odezwała się Wiewiórcza Łapa, nie rozumiejąc co się dzieje — Blokujesz im drogę!
— Teraz nie ma z wami Jeżynowego Pazura, który się nimi zaopiekuje — parsknął Jesionowe Futro.
Trójce rodzeństwa stojącemu w tyle powoli zaczęła się jeżyć sierść na karkach.
— Co zrobiłeś ojcu? — wrzasnął złocisty kocur
Jesionowe Futro spojrzał na niego z politowaniem; a na tle płonącego lasu jego oczy jarzyły się jak dwa ogniki.
— Po co miałbym tracić czas na Jeżynowego Pazura?
Wiewiórcza Łapa podeszła chwiejnie do Jesionowego Futra. Wyglądała jak wojowniczka Klanu Tygrysa , ale wyglądała na wyczerpaną.
— Musisz zakończyć ten spór z Jeżynowym Pazurem — syknęła — Minęło zbyt wiele czasu. Musisz pogodzić się z tym, że jestem jego partnerką.
Jesionowe Futro zaskoczony postawił uszy.
— Nie mam pretensji do Jeżynowego Pazura. — przystanął — Jeżynowy Pazur w ogóle mnie nie obchodzi. — ciągnął Jesionowe Futro — Nie jego wina, że zakochał się w zdrajczyni, Wiewiórczy Locie.
— To było całe księżyce temu — powiedziała Wiewiórczy Lot — Nie miałam pojęcia, że nadal masz o to żal.
— Żal? — powtórzył Jesionowe Futro.— Nie mam żalu. Nie masz zielonego pojęcia, jak cierpię! Czuję jakby codziennie mnie rozcinano, a krew lała się na kamienie. Nie wiem, jak to się stało, że nikt z was nie zauważył tej krwi.
Słuchając sporu, Ognista Gwiazda zaczynał się w to wciągać. A przysłuchując się, zadawał sobie pytania. Jaka zdrajczyni? To jest Jesionowa Łapa? Kim oni są?
* * *
— Zabij je więc — Wiewiórczy Lot miauknęła. — Nie zranisz mnie w ten sposób.
Jesionowe Futro otworzył pysk, by odpowiedzieć, ale nie odezwał się. Rodzeństwo wbiło wzrok w Wiewiórczy Lot, która obejrzała się przez ramię. Nawet Ognista Gwiazda nie potrafił odczytać emocji z oczu jego przyszłej córki.
— Jeśli naprawdę chcesz mnie zranić, będziesz musiał poszukać lepszego sposobu — parsknęła Wiewiórczy Lot. — To nie są moje kocięta.
Ognistą Gwiazdę odrzuciło w tył, a tym samym stał w tym samym miejscu, w Klanie Gwiazdy.
— Cześć, Ognista Gwiazdo — przed nim wyłonił się Prędka Łapa. — Gotowy na następną część? Jest bardzo podobna do poprzedniej którą miałeś — uczeń uśmiechnął się szeroko — Halo, rozchmurz się, spokojnie. — po tym zetknął się z nim nosem i zaczęła się kolejna wizja.
Czarna wojowniczka nie zwalniała. Na chwilę zboczyła na ścieżkę prowadzącą do opuszczonego domostwa, po czym ponownie skręciła i zniknęła w podszyciu.
Ognista Gwiazda obserwował jej trasę z zaciekawieniem. Widać było że buzowały w niej emocje. Podążając za nią, na chwilę przeniósł się w inne miejsce.
— Wiem, dokąd biegnie — wysapał dokładnie ten sam ślepy kocur z poprzedniej wizji — Dawne tunele...
— Nie może tam wejść! — w głosie złotego brata niewidomego zabrzmiało przerażenie
Okrążyli gęstwinę jeżyn i raptem znaleźli się na wprost. Kotka zatrzymała się przy wejściu do tunelu, w połowie nad opuszczonym domostwem dwunożnych. W wejściu unosił się zwietrzały odór lisa, tłumiony zapachami wody i kamieni, dobiegającymi z ciemności.
Szary kocur próbował mówić spokojnie.
— Ostrokrzewiasty Liściu, musisz nas wysłuchać.
Kotka zdawała się go nie słyszeć.
— Przepraszam — miauknęła cicho. — Ja tylko próbowałam zrobić to, co dla nas najlepsze, nie mogłam pozwolić, żeby Jesionowe Futro nadal żył! Zrobiłam to dla nas! Rozumiecie mnie, prawda? Sójcze Pióro, Lwi Płomieniu, wybaczcie mi... proszę.
Siostra Sójczego Pióra uciekła do tunelu. Sójcze Pióro skoczył naprzód i usłyszał głośny ryk podziemnej rzeki. Wygłodniała woda uderzała o kamienie.
— Nie! — wrzasnął kocur. — Ostrokrzewiasty Liściu! Razem sobie z tym poradzimy...
Przerwał mu ogłuszający huk. Trwał długo. Ognista Gwiazda wyobraził sobie mokrą ziemię i kamienie spadające na czarną wojowniczkę. Widział, jak kotka upada, przygniatają przez skały, pogrzebana...
Sójcze Pióro zajrzał w w myśli swojej siostry, a Ognista Gwiazda w nie wniknął. Niewidomy wszedł w mroczne wspomnienia swojej siostry. Zobaczył, jak wojowniczka idzie za Jesionowym Futrem wzdłuż strumienia. Stąpała cicho, unikając kamieni, i paproci ocierających się o sierść. Jesionowe Futro miał zamiar zapolować. Nie zauważył jej. Ostrokrzewiasty Liść sunęła za nim niczym cień, aż oboje dotarli do miejsca, w którym brzeg jest stromy i śliski, a strumień wije się niżej niczym wąż. Ostrokrzewiasty Liść skoczyła na wojownika ze skały. Złapała go za barki przednimi łapami i wykręciła głowę w bok, by zatopić żeby w jego gardle. W czerwonej mgle, która owinęła ją jak szal, zabiła wroga, i wrzuciła go do wartkiego strumienia. Wraz z nim Ognista Gwiazda wrócił na polanę w Klanie Gwiazdy.
— Ej, pieszczochu! — podeszła do niego stara, szara kocica z płaskim pyskiem i rozwichrzonymi wąsami. — Może spacerek troszkę bliżej?
Dwie kotki siedziały przy pięknym, kryształowym jeziorze, otoczonym zboczami i zamglonym przez wodospad do niego spadający. Ognista Gwiazda rozpoznawał jedną z kotek. Była to jego córka - Liściasta Sadzawka. Jej towarzyszka była bursztynową, puchatą kotką, z wciśniętym za ucho skrzydłem ćmy, jak widać już podniszczonym, i pięknymi, bursztynowymi oczami.
Liściasta Sadzawka patrzyła na bursztynową ciepło, oczywiście z wzajemnością. Ognista Gwiazda nie mógł powstrzymać niedowierzania. Dwie kotki, były bliskimi przyjaciółkami, czy może... może są...partnerkami?! Oburzenie przywódcy sięgało zenitu.
— Ćmie Skrzydło... Ćmie Skrzydło, Ćmie Skrzydło, czyż to imię nie brzmi cudownie? — Pręgowana zastanawiała się na głos. Nazwana Ćmim Skrzydłem kotka roześmiała się cicho, na co Liściastą Sadzawkę obleciał lekki rumieniec, lecz nie wiadomo z jakiego powodu. Zażenowanie czy zauroczenie?
— Przestań, moja droga, sądzę że i tak nie wypada wyrażać swoich myśli na głos. — przystopowała i objęła towarzyszkę ramieniem — Chyba że to był przypadek! — Kotki roześmiały się. I to do rozpuku! Po chwili relaksującej ciszy, bursztynowa odezwała się — Liściasta Sadzawko?
— Tak? — Medyczka spojrzała w kierunku przyjaciółki
— Lubię spędzać z tobą czas. Definitywnie i ostatecznie to potwierdzam. — Oznajmiła druga — Na Klan Gwiazdy! Co się ze mną dzieje! Jeszcze takie rzeczy mówię... Niedowierzanie moje jest wielkie!
— Kochana, nie ma się czym martwić, jakoś z tego wybrniesz. Musisz! — wymruczała Liściasta Sadzawka, pocieszając Ćmie Skrzydło.
W ramach wdzięczności Ćmie Skrzydło polizała Liściastą Sadzawkę po policzku. Po tym spuściła wzrok na swoje łapy, szurając nimi o stwardniałą ziemię. Zamyśliła się trochę, jak widać. Liściasta Sadzawka zwinęła się w kłębek, tuż u stóp drugiej medyczki. Po pewnym czasie czuwania nad przyjacółką też położyła się spać.
— Witaj ponownie, Ognista Gwiazdo! — powitał go znajomy głos — Tym razem tutaj, ale teraz czas na co innego. Nie twoich przodków bądź przyszłe potomstwo. Teraz chodzi o ciebie. — wypowiadając ostatnie słowo, podkreślała każdą głoskę, i sylabę. Gdy następca kotki odwrócił głowę w jej stronę, wbiła ona spojrzenie swoich przeszywających błękitnych oczu w niego. — Chodź za mną. — I weszła w najbliższy krzak. Ognista Gwiazda oczywiście za nią podążył. Bo jaki inny miał wybór? Żyć jako obserwator, wiedząc, że to, na co patrzy, nie istnieje? Jego córki, ich potomstwo... wszyscy nie istnieją? Brutalna wizja zatrwożyła Ognistą Gwiazdę. Mimo to wskoczył w krzaki.
Gdy wyszli, ujrzał przed sobą widok wielce mu znajomy. Domostwo jego byłych dwunożnych. On sam, skradający się za myszą, lecz Szara Pręga skoczył na niego samego spośród krzaków jeżyny, świeża, rześka woń nocy. Przywódca wszystko, dokładnie wszystko stąd pamiętał.
— Przypominasz sobie? — spytała jego była mentorka
— Oczywiście, nawet bardzo dobrze. Jak ten czas szybko mija. Jakby to było wczoraj... — odpowiedział zamyślony swoim ówczesnym postępowaniem
Błękitna Gwiazda położyła łapę na ziemi, przez co przenieśli się do obozu Klanu Pioruna. On i Długi Ogon spierali się w walce.
Pojedynek z Długim Ogonem. Co jak co, ale nadal jest on świetnym wojownikiem — pomyślał Ognista Gwiazda
Przywódczyni strzepnęła ogonem. Teraz znajdowali się w legowisku przywódczyni. Tygrysia Gwiazda stał naprzeciw Błękitnej Gwiazdy. On sam skoczył między nich i zaczął atakować byłego zastępcę jego klanu.
— Ten zdrajca... — tylko tyle usłyszał z szeptu obecnej przy jego boku byłej mentorki. Tym razem wyszła z legowiska, Ognista Gwiazda podążył za nią, nie oglądając się za siebie.
Teraz pościg psów. Słychać było szczekanie i wycie ze wszystkich stron. Wypalony las dodawał temu zjawisku nutkę niepokoju. Ba! Każdy, każdy bał się wtedy o siebie, i o rodzinę. Stojąc przy urwisku, Błękitna Gwiazda wpatrywała się w siebie, ratującą życie jemu, jak i całemu Klanowi Pioruna.
Odwróciła się, a następnie znaleźli się przy Czterech Drzewach. Dokładnie przy nim. Oczywiście nieżywym. Zdechłym, martwym, rzuconym. Nikt nie raczył zaryzykować podejście do jego ciała. Wojownicy Klanu Krwi byli jak nawałnica. Napierali coraz mocniej.
— Jest coś, czego nie mogłam ci powiedzieć. Aż do teraz. — Błękitna Gwiazda wpatrywała się w jego ciało.
— Co?
— Jak mniemam, znasz Bicza?
— Oczywiście, że tak.
— Na początku nazywał się... Mały, wiesz? — zagadnęła przywódczyni
— Czy ty przypadkiem mnie okłamujesz? To specjalnie?
— Nie mogę cię okłamać, Ognista Gwiazdo. Ale muszę powiedzieć ci, iż ten kot, który cię zabił, jest w rzeczywistości twoim bratem. — wyjaśniła jego była mentorka
Ognista Gwiazda zaniemówił. Stanął jak wryty, zastanawiając się, co tak naprawdę się dzieje, czy to prawda, czemu tak jest, kto jest rodzicem i jego, zarówno jak Bicza?
— Wiem, zatrważające. Słyszałeś może o Kubie? Był on twoim ojcem. Zmarł trochę przed twoimi narodzinami. Potrącił go potwór. Jest on też ojcem Bicza. Tylko wasze matki są inne. — dopowiedziała Błękitna Gwiazda
— Na... Naprawdę?
— Przyrzekam. W innym wypadku by mnie tu nie było. Przepraszam, ale nie mam już zbyt dużo czasu. Idź już, walcz za klany! — pozdrowiła go szara kotka
Ognista Gwiazda obudził się w wirze walki. Rozejrzał się dookoła, zaczął rozpoznawać okolicę. Bicz stał niedaleko niego, patrząc z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
— Ale... ale, ja cię zabiłem! — wyjąkał
— No to coś ci nie wyszło, jak widzę, bracie... — przywódca podkreślił ostatnie słowo
Bicz skoczył na Ognistą Gwiazdę z wyciągniętymi pazurami. Lecz on był przygotowany. Zadał mu ranę na boku. Przywódcy Klanu Krwi ciekło już dużo krwi. Z rany na nodze, karku i pod okiem ciekła krew. Teraz to rudy kocur wszczął atak. Rzucił się z powodzeniem na czarnego kocura, przygnieżdzając go do ziemi. Ale Bicz wyślizgnął się mu i zranił go w tylną nogę. Z to Ognista Gwiazda odpowiedział raną na głowie. Biczowi trudno było już atakować przeciwnika, stracił mnóstwo krwi i trudno było mu już stanąć na nogach. Wreszcie padł na ziemię, nieżywy. Jeden z jego kotów to zauważył i wrzasnął
— Odwrót! Bicz nie żyje!
Podchwyciły to inne koty, i po chwili polana była zupełnie pusta. Ognista Gwiazda rozejrzał się wokół. Koty z klanów były w okropnym stanie. Skierował się do Rozżarżonej Skóry, stojącej na krańcu Czterech Drzew. Przywódcy leciało dużo krwi. Podeszła do niego Piaskowa Burza
— Ognista Gwiazdo! Tak się martwiłam!
— Raczej martwiliśmy, i raczej nadal się martwimy — podbiegł do nich Szara Pręga. Przednią łapę miał opatrzoną, więc utykał na niej.
×××
Niedługo potem, Klany były gotowe do drogi. Wojownicy i uczniowie szli razem, rozmawiając o wyczynach, za to Ognista Gwiazda szedł na przodzie wraz z Rozżarżoną Skórą, rozmawiając o stratach. Dzień minął dobrze, lecz mogło być oczywiście lepiej.
﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣
Hej ludki moje kochane 👉👈
Kolejna część mych znamienitych one-shotów skończona! W razie czego proszę, bez hejtu, ponieważ wykorzystałam w śladowy sposób zmienione fragmenty książek z serii wojaków. Bez nich by się nie udało. Przyznaję się i proszę o wybaczenie 🙏
Tutaj macie tytuły:
- Życzenie Liściastej Sadzawki - Nowela
- Długie Cienie - Potęga Trójki tom 5
- Wschód Słońca - Potęga Trójki tom 6
A i może muszę wspomnieć, że okładka, którą zrobiłam do tego one-shota jest stara i nadal jest z napisem autora CzarneSwiatlo
Nom. Robiłam tego one-shota od listopada, i jestem zadowolona z ilości słów w nim
3326 słów
﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣﹣
Wyspa, na której wszystko się wyjaśnia.
Tu można stanąć na gruncie dowodów.
Nie ma dróg innych oprócz drogi dojścia.
Krzaki aż uginają się od odpowiedzi.
Rośnie tu drzewo Słusznego Domysłu
o rozwikłanych odwiecznie gałęziach.
Olśniewajśco proste drzewo Zrozumienia
przy źródle, co się zwie Ach Więc To Tak.
Im dalej w las, tym szerzej się otwiera
Dolina Oczywistości.
Jeśli jakieś zwątpienie, to wiatr je rozwiewa.
Echo bez wywołania głos zabiera
i wyjaśnia ochoczo tajemnice światów.
W prawo jaskinia, w której leży sens.
W lewo jezioro Głębokiego Przekonania.
Z dna odrywa się prawda i lekko na wierzch wypływa.
Góruje nad doliną Pewność Niewzruszona.
Ze szczytu jej roztacza się istota rzeczy.
Mimo powabów wyspa jest bezludna,
a widoczne po brzegach drobne ślady stóp
bez wyjątku zwrócone są w kierunku morza.
Jak gdyby tylko odchodzono stąd
i bezpowrotnie zanurzano się w topieli.
W życiu nie do pojęcia.
Wisława Szymborska - Utopia
Piękny wierszyk, polecam 😌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top