13

Nie mogli zostać dłużej. Nie po tym, co się wydarzyło. Wciąż myśleli o tajemniczym topielcu. Nie potrafili cieszyć się wolnym czasem. Nie potrafili cieszyć się wolnym czasem. Nie potrafili cieszyć się sobą. Przerażające myśli całkowicie ich pochłonęły, nie dając szansy na wytchnienie. Poza tym wzywały ich obowiązki w Seulu. Musieli wracać. Ostatnie dni w ogóle im nie pomogły. Mimo szczerego wyznania uczuć Chanyeola, Baekhyun w ogóle nie odczuwał szczęścia. W jego sercu panował osobliwy niepokój. Zawładnął całym jego ciałem. Wciąż czuł czyjś wzrok na swoim karku, słyszał cichy oddech za plecami. Nie potrafił już spokojnie wyjść z domu. Odnosił wrażenie, że wszyscy są przeciwko niemu i obserwują każdy jego krok. Tak jakby to on był w centrum ostatnich wydarzeń. Był pewien, że nie przypadkiem rozgrywały się właśnie tuż przy nim. Nie rozumiał tylko, dlaczego tak się działo. Patrząc w ozdobne lustro wisząc na jednej z obskurnych ścian mieszkania, widział zupełnie kogoś innego. Czarne włosy nie były już tak rozwichrzone, jak kiedyś. Pod jego ciemnymi, migdałowymi oczami widniały sińce. Każdej nocy towarzyszyła mu bezsenność. Nie mógł zmrużyć oka. Nieustannie układał kolejne scenariusze. Nie mógł zawieść. Diamond zniszczył zbyt wiele istnień. Jednak im bardziej chłopak starał się robić jakikolwiek postęp, tym bardziej był wykończony. Nie był w stanie racjonalnie myśleć, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. To było po prostu niemożliwe. Nie było żadnego tropu, żadnej wskazówki. Morderca był doskonały. Wszystko przewidywał, planował i rozgrywał na swoją korzyść. Był nie do pokonania. Baekhyun miał już dość. By choć na moment przestał myśleć o pracy, postanowił odświeżyć swoją starą kawalerkę. Pewnego sobotniego ranka, gdy tylko przez brudne okno wpadły pierwsze promienie jesiennego słońca, natychmiast zakasał rękawy i zabrał się do sprzątania. Umył podłogi, zmienił zszarzałą pościel na wytartym materacu, wypucował okna. Dotąd piętrzące się stosy naczyń miały teraz swoje miejsce w kredensie. Wszystko było idealnie. Chłopak nie zauważył nawet, kiedy zaczęło się ściemniać. Wkrótce nastał wieczór. Chanyeol wciąż nie było. Korzystając z tej sposobności, czarnowłosy postanowił uprzątnąć jeszcze stary schowek. Poukładał równo kartonowe pudła, o których istnieniu nie miał nawet pojęcia. Kiedy ścierał kurz z metalowego regału, zadzwoniła jego komórka. Oparł ją o swoje ramię, nie zaprzestając pracy.

-Tak? Cześć, Krystal. Coś się stało? Jak to? Jak to nie masz teczki? Przecież tam były wszystkie dokumenty.

Z każdym zdaniem jego głos robił się coraz bardziej drżący. Wreszcie palnął w czoło.

-Queens'Pub. Musieliśmy ją tam zostawić. Co? Miałaś ją ze sobą? W takim razie, gdzie jest teraz? Nie, na pewno nie jest u mnie. Właśnie posprzątałem każdy centymetr mieszkania, raczej bym ją zauważył. No dobra, jeszcze się rozejrzę. Trzymaj się.

Włożył telefon z powrotem do kieszeni i pokręcił nerwowo głową. Było niedobrze. A wręcz bardzo źle. Teczka z aktami była kluczowa w całej sprawie dotyczącej diamentowego zabójcy. Bez niej byli bezradni. Układając coraz to nowe przedmioty, Baekhyun zauważył nagle pudełko na samym szczycie regału. Wcześniej nie zwrócił na nie w ogóle uwagi. Musiał się wiele natrudzić, by sięgnąć je z najwyższej półki. Nawet stojąc na palcach, nie był w stanie dosięgnąć pudełka. Wdrapał się więc na krzesło i w końcu mógł zobaczyć zawartość kartonu. Zszedł z mebla i ostrożnie odkrył wieczko. Jego oczom ukazały się czarne lakierki. Zwykłe, wytarte. Chanyeol musiał o nich zapomnieć. Mimo swojego zniszczonego już stanu, wciąż wydawały się bardzo eleganckie. Baekhyun usiadł na materacu i powoli włożył buty. Były o wiele za duże. Blade światło księżyca odbijało się w ich czarnej powłoce, rozświetlając ciemny pokój. Baekhyun rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem lampki nocnej. Podszedł do okna, by lepiej widzieć. Zamiast znaleźć jednak źródło światła, jego oczom ukazała się ciemna sylwetka stojąca na ulicy. Czarnowłosy bez trudu rozpoznał w niej Chanyeola. Ten jednak nie wskazywał zbytnio ochoty, by wrócić do domu. Stał na środku uliczki, od czasu do czasu rozglądając się nerwowo wokół. Zachowywał się nad wyraz dziwnie. Baekhyun wyszedł z mieszkania. Kilka chwil potem był już pod blokiem. Zbliżył się powoli do bruneta, który najwyraźniej nie usłyszał kroków chłopaka. Nagle, coś się rozbłysło. Po witrynach zamkniętych już sklepów przeszło pomarańczowe światło. Płomyki odbijały się w światłach kałuż. Dopiero teraz Baekhyun dostrzegł białą teczkę w dłoni wciąż nie ruszającego się chłopaka.

-Chanyeol? Co ty robisz?

Brunet gwałtownie się odwrócił i spojrzał zaniepokojonym wzrokiem na chłopca.

-Oh, to ty. Stwierdziłem że jeszcze zapalę, zanim wrócę do domu.

Usprawiedliwił się, zdmuchując nerwowo zapałkę i odrzucając ją na bok.

-Skąd masz tę teczkę? Wszędzie jej szukałem.

-Znalazłem ją pod naszym materacem.

-Doprawdy? To świetnie.

Baekhyun szeroko się uśmiechnął. Dobrze, że brunet znalazł teczkę. Bez niej komenda miałaby naprawdę spory kłopot.

-Poza tym, znalazłem twoje stare lakierki. Ładne. Mogę je czasem pożyczać?

-Gdzie je znalazłeś? Kto pozwolił ci wchodzić do schowka? I dotykać moich rzeczy?

-Czemu pytasz, gdzie je znalazłem, skoro wiesz, że były w schowku? Nie denerwuj się, tylko sprzątałem. Nie będę ci ich zabierał, jeśli nie chcesz. Mimo to, mogę ci je wypasto-

Tutaj urwał i dokładniej przyjrzał się butom, które wciąż zakrywały jego stopy. Zmarszczył brwi. Na noskach lakierków widniały duże, brązowe plamy. Wcześniej w ogóle ich nie zauważył.

-Co to? Malowałeś w nich mieszkanie? Nie żal ci takich pięknych butów? Co to za plamy?

-Oddaj mi je. Teraz. Rozumiesz?

-O co ci chodzi?

-Ogłuchłeś? Masz mi je oddać, póki jestem miły.

-Słucham? Nie będę z tobą rozmawiał w taki sposób. Jakim prawem się tak do mnie odzywasz? Chyba nie próbujesz mi rozkazywać.

-Inaczej się chyba nie da.Ciągle zadajesz pytania. To takie frustrujące. Mam już ciebie dosyć. Zamiast wciąż drążyć wszystkie możliwe tematy, doceń może, co dla ciebie robię.

-Co niby dla mnie robisz? Mówisz mi miłe słówka, żeby zakleić mi choć na chwilę usta? Nie mówisz prawdy, żeby nie wywołać moich łez? To, ile zadaję pytań, wynika tylko i wyłącznie z tego, że mi na nie nie odpowiadasz.

-Nie mam żadnego obowiązku ci się spowiadać.

-A ja nie mam żadnego obowiązku z tobą być.

-Nikt ci nie każe.

-...słucham? Jeśli to żart, to ci się nie udał.

-Nie, to nie żart. Jeśli wydaje ci się, że poradzisz sobie lepiej beze mnie, to dalej, droga wolna. Mam dość ciągłego pilnowania cię, jak jakiegoś dziecka. Czy choć raz możesz zachować się dojrzale i po prostu się wycofać?

-Wycofać? Tego chcesz?

-Tak, właśnie tego.

-Dobrze. A więc Park Chanyeolu, wycofuję się od życia z tobą.

Odwrócił się i odbiegł od oszołomionego bruneta. Chciał znaleźć się jak najdalej od niego, od jego twarzy, głosu, zapachu. Miał dość. Jak bardzo by się nie starał, wszystko kończyło się fiaskiem. Biegł tak przed siebie dobre kilka minut. Łzy poczęły wypływać z jego oczu, znikając w podmuchach wiatru, wraz z pędem chłopaka. Jego nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a płuca niebezpiecznie się zwęziły. Kompletnie nie wiedział, gdzie był. Nie zwracał uwagi na to, gdzie biegnie. Zanim zdążył się obejrzeć, był już dobre kilka mil od domu. Latarnie nie świeciły. Zamiast tego panował mrok i niepokój. Nieprzyjemny wiatr wciąż otulał ciało Baekhyuna. Dopiero teraz spostrzegł, że nie miał na sobie płaszcza. Poczuł na plecach nieprzyjemne drgawki. W powietrzu unosił się odurzający zapach alkoholu. Z oddali dochodziła muzyka i głosy. Postanowił za nimi podążyć, nie mając innego pomysłu na spędzenie tej nocy. Nie miał przy sobie żadnych pieniędzy, jedynie telefon w kieszeni spodni. Nie miał ochoty widzieć się jednak z żadnym ze swoich znajomych. Był zbyt roztrzęsiony. Zamiast tego, skręcił w poboczną uliczkę, wciąż idąc za dźwiękiem. Wtedy zobaczył czerwony szyld, który tak dobrze już znał. Queens' Pub. A więc to było jego przeznaczenie. Nie chciał tam wracać. Mimo to, towarzyszyła mu nieodparta pokusa wstąpienia do osobliwego baru, napicia się soju i zapomnienia o rozstaniu. Nie potrafił się jej oprzeć. Gdy tylko przekroczył próg lokalu, w całym pomieszczeniu rozległy się gromkie brawa. Zarówno pracownicy, jak i klienci byli bardzo wdzięczni chłopakowi za doprowadzenie do porządku miejscowych'goryli'. Wszyscy go pamiętali. Nie szczycił się tym jednak. Niepewnie usiadł w głębi baru i zbliżył kieliszek do swoich ust. Nigdy wcześniej tego nie robił. Spojrzał po innych zgromadzonych. Tak jak u nich zaobserwował, przechylił go gwałtownie i wypił haustem całą zawartość. Po zaledwie kilku sekundach czarnowłosy stwierdził, że nie było to dobrym pomysłem. Przez jego przełyk przeszło gorzkie pieczenie, uniemożliwiające mu oddychanie. Głośno odkaszlnął. Jego twarz pokryła się purpurą. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Wciąż kaszlał. Nagle, poczuł drobną dłoń na swoich placach. Mocne puknięcie natychmiast przywołało go do porządku. Otarł łzy i spojrzał przez ramię. Tuż za nim stałą licha, szczupła postać. Miała bladą cerę i ciemne oczy. Rude włosy przysłaniały pół jej twarzy. Patrzyła na niego przedziwnym wzrokiem, jakby połączeniem rozbawienia i żalu.

-Witaj. Mogę się przysiąść? 

Baekhyunowi zatrzęsła się broda. Wytrzeszczył oczy, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu wydukaj z siebie nieporadnie kilka słów.

-Jasne, usiądź.

-Ładny pierścionek, gdzieś już go widziałam. - Dziewczyna zaśmiała się perliście i zatrzepotała rzęsami.

-Oh, to ty! Szukałem cię.

-Doprawdy? Dlaczego więc to ja znalazłam ciebie?

-To tylko zbieg okoliczności. - Mówiąc to zdjął pierścień z palca, położył go na stole i posunął po jego blacie w stronę rudowłosej. Ta zaśmiała się znowu.

-Zatrzymaj go. Myślę, że na twojej dłoni będzie wyglądać o wiele bardziej interesująco.

-Dziękuję, to miłe z twojej strony.

-Hej, co z tobą?

-Przepraszam?

-Zwariowałeś? Po co zjawiasz się w takim miejscu, skoro zachowujesz się jak dzieciak?

-Gdzieś to już dziś słyszałem. - Czarnowłosy uśmiechnął się lekko pod nosem. - Jak masz na imię?

-Anastasia, jak ta księżniczka. A ty?

-Baekhyun.

-Nie umiesz się  bawić. Dziwny jesteś. Cieszę się jednak, że nie żywisz do mnie specjalnej urazy.

-Nie mam ku temu powodu. Przyzwyczaiłem się do spontanicznego nawiązywania znajomości. Ostatnio zaprzyjaźniłem się nawet z pewnym dostawcą. Okazał się być wspaniałym przyjacielem. Od niedawna zachowuje się jednak bardzo tajemniczo, nadal nie wiem, o co mu cho-

-Przestań się wygłupiać. - Dziewczyna przerwała mu i spojrzała nieśmiało w bok. Zanim Baekhyun zdążył się obejrzeć, zatopiła swoje usta w tych jego. Był oszołomiony. Kiedy tylko oprzytomniał, natychmiast ją odepchnął.

-Co ty wyprawiasz?!

-Nie mogłam się oprzeć. Dawno nie widziałam tak przystojnego mężczyzny.

-Przykro mi, ale ja nie całuję kobiet. Nie całuję nikogo poza moim-

Tu urwał. Przypomniał sobie, że już nie ma żadnego chłopaka. Nie ma nikogo. Został zupełnie sam. Ręka dziewczyny wędrowała w górę jego uda.

-Poza twoim...?

-Poza moim szczeniakiem.

-Szczeniakiem!? Ty chyba naprawdę zwariowałeś. Nie widzieliśmy się zaledwie godzinę, a ty już porównujesz mnie do psów? - Dwójka obróciła się przerażona. Tuż za nimi stał wściekły Chanyeol. W jego oczach jarzyły się dwa, błyszczące ogniki. Baekhyun złapał się za usta. Widział? Pocałowali się na jego oczach? Sądząc po jego zdegustowanej minie, było to oczywiste. Czarnowłosy nie wiedział, jak ma się z tego wytłumaczyć.

-Chanyeol, ja- 

-Nawet się do mnie nie oddzywaj. A ty, zostaw go w spokoju, rozumiesz?

-Ja mam go zostawić? Kim ty w ogóle jesteś? Ah, już wiem. Nikim. Zawsze byłeś nikim. Baekhyun, ty naprawdę jesteś ostatnim idiotą.

-Powiedziałem, żebyś go zostawiła. Wychodzimy. A ty, puknij się w tę swoją chorą główkę.

-Powinnam była cię wtedy zabić.

-Żegnam.

Chanyeol objął ramieniem wciąż zdezorientowanego czarnowłosego i poprowadził go w kierunku wyjścia. Nie obracali się. Dziewczyna wciąż do nich mówiła. Ignorowali to jednak.

-Cudna blizna! 

Wykrzyczała zdesperowana i osunęła się na karmazynowy fotel. Spojrzała na kieliszek pozostawiony przez Baekhyuna. Jednym, mocnym ruchem zmiotła go z odrapanego stołu. Ten rozbił się z hukiem o ścianę. Po policzkach dziewczyny popłynęło kilka słonych łez, lecz za nim zdążyły sięgnąć linii jej ust, te wyciągnęły się w szalonym uśmiechu. Ukryła swoją twarz w ramionach położonych na stole. Jej oczy zaszły mgłą, lecz ta wciąż się śmiała. Czerwony neon oświetlał jej drobną postać w mrocznym barze. Spędzała tak wiele wieczorów, w smutku i samotności. Lecz wkrótce miało się to zmienić.

- - - - -

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top