6. Ananas

~ Perspektywa [T/I] ~

Wyszłam z pokoju Toma z rozciętą wargą. Dzięki Thomasie... Zeszłam na dół do Edda, aby wkońcu zjeść to przeklęte śniadanie. Wzięłam talerz z naleśnikami i usiadłam do stołu obok Torda. Edd i Matt po chwili dołączyli do nas. Popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem.

- [T/I] czemu masz rozciętą wargę? - spytał zielonek.

- Powiem tak: poszłam do Toma, potknęłam się, on mnie złapał, potem upuścił na ziemię i w ten sposób jest jak jest - oznajmiłam to ze spokojem w głosie i wzięłam pierwszego kęsa mojego śniadania.

- Dobrze... Ale napewno cię nie boli? - jakie słodkie... Martwi się o mnie.

- Tylko trochę szczypie, ale tak to nic. - uspokoiłam go i dalej zaczęliśmy jeść. Zobaczyłam jak Tom schodzi po schodach, bierze talerz i siada naprzeciwko mnie. Rozmawialiśmy wesoło, ale niepokoiła mnie jedna rzecz. Cały czas czułam wzrok Toma na sobie. Co jakiś czas odwracałam się do niego,  a on nadal się na mnie patrzył. Czy on coś szykuje?

- Dobra chłopa... Ehm.. Ludzie. W weekend jedziemy nad jezioro! - moje myśli przerwał Edd. Nad jezioro... Fajnie :D

- Super! - oznajmiłam. Zobaczyłam jak Tom gdzieś poszedł.

- Edd... A zakupy? :( - Matt, jak to Matt zawsze myśli o zakupach.

- Tak, pójdziemy pojutrze na zakupy. - zobaczyłam uśmiechniętą mordkę rudzielca.

- [T/I] dopilnuję cię, abyś kupiła bardzo ładny strój ~ - Tord no kurde :/

- Hahaha. Ja już to widzę. Weźmiesz mi taki, że niewidzialny będzie. Haha - Edd i Matt też się zaśmiali. - A tak poza tym to dwuczęściowe za dużo odsłaniają...

- No i o to chodzi! - Tord podniósł ręcę i zaczął nimi wymachiwać jak jakiś wariat. - Eh.. Ty się tam nie znasz.

- A ty to znasz xD - dodał Edd

- No i to jak ( ͡° ͜ʖ ͡°) - Tort zrobił lenny.

- Tort nie rób lenny. - powiedziałam, a można naeet powiedzieć, że rozkazałam.

- A bo co mi zrobisz? ~

- To. - kopnęłam go w kroczę. - A tak w ogóle... To gdzie Tom-Ananas? - zapytałam.

- JAK TY MNIE NAZWAŁAŚ!? - nagle przede mną pojawił się pan widelec. Będę miała kłopoty... Walić to.

- Ananas. - odpowiedziałam ze spokojem i... Dostałam w twarz.

- [T/I]! - krzyknął Edd. - Tom czyś ty zwariował?! - zielonek zaczął głosić kazania, a ja wstałam od stołu, podeszłam do Toma i walnęłam go z całeś siły z kolana w krocze, a następnie z pięści w brzuch. On tylko cicho zawył z bólu i upadł na podłogę.

- Tom, ze mną się NIE zadziera. Jeśli chcesz abyśmy byli przyjaciółmi to lepiej odpuść teraz. Nie chcę być twoim wrogiem, ale jeśli bardzo tego chcesz, to proszę bardzo. Walnij mnie z całej siły i wtedy skończy się jak skończy. - Thomas wstał i popatrzył się na mnie. Zamachnął się i ja zamknęłam oczy przygotowana na cios. Nic. Czekam i dalej nic. Po chwili otwieram oczy i widzę Toma z miną, której nie potrafię rozgryźć. O dziwo opuścił ręke i sobie poszedł.

- Zanieście mi potem jedzenie do pokoju. - dodał idąc po schodach. Popatrzyłam na resztę i byli tak samo zdziwieni jak ja.

~ Perspektywa ??? ~

I po co jej nie uderzyłeś? Ona doprowadzi was do zguby... Tak samo jak mnie.

--------------------------------------------------

Hej ~

Sorki, że rozdział taki krótki, ale mam za dużo dzisiaj spraw na głowie...

Bayo ~

PS. Zwalmy wszystko na nauczycieli, którzy nie dają spokoju nawet przed końcem roku ;_;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top