#69 Dzień

♥️♥️♥️
(przepraszam, że tak długo, ale pisałam to tydzień XDD)
I na ostatni rozdział, moi kochani... Calusieńki ostatni dzień wakacji Malec'a, od północy do północy 😂👌
Przepraszam za tamte krótkie rozdziały (też nie jestem z nich mega zadowolona) i dlatego mam nadzieję, że ten rozdział to wszystko zrekompensuje. Gdyż słów jest: 25 109  🎆🎇✨🎈🎉🎊🎀🎁
Wybaczycie? :3    
(w całej mojej karierze na Wattpadzie nie pizłam tylu słów... 😮)

~Alec~
- Chujowe... - mruknął Magnus, tak nagle i tym swoim kocim, głębokim teraz mruczeniem, że aż się przestraszyłem.

Westchnąłem, obracając głowę w jego stronę i spojrzałem na jego profil. Oświetlony przez niebieskie, sztuczne światło rażące od laptopa, wyglądał jak postać z jakiegoś zdjęcia z nałożonym filtrem, rozjaśniaczem i korektorem mankamentów. Spodobał mi się ten widok.

- Kocham cię takiego, jakim jesteś, całego... - zacząłem łagodnie, widząc, jak azjata powoli obraca głowę, by na mnie spojrzeć. - I wiesz o tym... Ale, kurde, Magnus... - westchnąłem głośno. - Na język mógłbym ci nałożyć jakąś bransoletkę z prądem. Nie przeklinaj.

- Ale Alexandrze...! - wzburzył się ponownie, mimo, że prawie go ugłaskałem. Spojrzał z wyrzutem w ekran laptopa leżącego na swoim brzuchu. - Ten film miał być kołysanką do snu. Ludzie pisali komentarze, że usypiali, podczas oglądania tego ścierwa, a tymczasem my... Czy ty to widzisz, kochanie? - wskazał palcem w róg ekranu, na wyświetlającą się tam godzinę. - Jest już, kuźwa, po północy. Film zaraz się skończy. A nam dalej się nie chce spać.

- Znasz powiedzenie: o gustach się nie dyskutuje... - wymamrotałem, opierając głowę na jego ramieniu. Zgarnąłem przy okazji grzywkę, która wpadła mi do oczu. - Lubisz je i często używasz, gdy ktoś chce cię zmieniać. Dlatego nie powinieneś się dziwić, że ten film nas nie uspał, mimo, że kilkunastu innych tak...

- No, ale... - jęknął Magnus, z rozgoryczeniem klikając w klawisz od klawiatury laptopa, wyłączając kończący się film. - Chciałem się wyspać, żeby mieć energię do pożegnania wakacji...

~Magnus~
- Dlaczego już chcesz żegnać wakacje? - spytał Alec, nijakim tonem.

Czy on stracił orientację w czasie i nie wie, że został nam ostatni dzień wolnej swawolki?

- A który dziś mamy? - mruknąłem, opierając policzek na jego głowie.

- Nie wiem... A powinienem?

- Raczej... Ale nieważne - parsknąłem śmiechem, potem podsuwając się do przodu, by usiąść. Alec, tracąc oparcie, padł na stos poduszek.

Wziąłem laptopa w ręce i odstawiłem go obok, na szafkę nocną. Każdy ruch wykonywałem ostrożnie, bo było cholernie ciemno. Tak, jakby wpadło się na samo dno głębokiej studni.

Kiedy odstawiłem urządzenie, obróciłem się w stronę Aleca. Powoli się położyłem, macając poduszkę pod sobą, żeby sprawdzić, czy nie kryją się tam żadne niespodzianki. Jedynie wyczułem dłoń Aleca, którą podsunąłem w jego stronę. Aż chłopak nie kichnął, a ja palcem nie wyczułem jego noska.

Położyłem się na boku, łącząc swoje dłonie pod policzkiem. Trochę podkuliłem nogi, czując zaraz kolana nóg Aleca, również podkulonych. Jedną dłoń wyciągnąłem jeszcze spod głowy, żeby bardziej naciągnąć na nas kołdrę.

- Widzisz mnie? - spytałem, słysząc przed sobą miarowy oddech. Potem się zawahał, jakby Alec się bezgłośnie zaśmiał.

- Oczami wyobraźni... - odparł z rozbawieniem. - A ty mnie?

- Nie chcę wiedzieć, gdzie mnie uderzysz, jeśli się dowiesz, co pokazuje mi moja wyobraźnia... - zachichotałem, starając się wymazać z głowy obraz gołego i uległego Alexandra pode mną.

Pokręciłem głową dla zwiększenia tej skuteczności, ale i tak nie zdołałem w pełni się skupić na rzeczywistym świecie. Może dlatego, że Alexander był dla mnie czymś magicznym, mimo, iż czułem go przy sobie.

- A jeśli chcę wiedzieć? - słyszałem zadziorną nutę w jego tonie.

Cóż, postanowiłem ułatwić mu tą jego dedukcję poprzez czyny. A konkretniej - czyny mojej ręki.

Wysunąłem spomiędzy poduszki a mojego policzka dłoń, którą zacząłem wolno jechać przed siebie. Alec się cicho zaśmiał, kiedy dotknąłem palcem jego skóry. Pomacałem większy kawałek, na który trafiłem i za chwilę się domyśliłem, że jest to policzek.

Małym palcem zjechałem do kącika ust. Był zmarszczony i uniesiony, przez co w swojej głowie od razu zobaczyłem piękny, biały uśmiech mojego męża. A wędrówka mojej dłoni trwała nadal.

Motylim ruchem przesunąłem palcami po szyi Aleca, która zaczęła się wiercić, również z głową Lightwood'a.

W ciemności i względnej ciszy, jaka panowała wokół nas, gięcie się poduszki pod ruchami Alesia wydawało się niemożliwie głośne. Jakby było to w stanie zbudzić cały dom, łącznie z owadami i duchami.

Dłonią wjechałem już pod trzeszczącą cicho kołdrę, nie odrywając palców od ręki Aleca. Była zgięta i przytulona do klatki piersiowej. Jadąc jej trasą, odkleiłem się od łokcia, teraz przenosząc się na pidżamę na brzuchu Aleca.

Chłopak w tamtym momencie zadrżał, co sprawiło, że moje serce wykonało obrót... Z  reguły, iż jestem pierwszym chłopakiem Aleca, jego reakcje na mój dotyk powinny być dla mnie przewidywalne... Jednak za każdym razem byłem zaskoczony, zadowolony i poruszony. Nie wiem, czy kiedyś się to zmieni. Ale równie dobrze może się nie zmieniać.

Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy miałem wrażenie, że opuszkami palców, pod materiałem pidżamy Aleca mogłem wyczuć przechodzące przez niego ciarki, kiedy dłonią jechałem w dół jego brzucha.

Ponadto, słyszałem co chwila mlaskanie jego warg. Jakby chciał coś powiedzieć, odważyć się na to, ale za sekundę się rozmyślał i z powrotem zamykał usta.

Coraz bardziej się też wiercił, ale kiedy jednym palcem wjechałem pod gumkę od jego bokserek, gwałtownie odsunął się do tyłu, umykając ode mnie.

Przysunąłem do siebie swoją dłoń po jej spacerze i trwałem w ciszy, czekając na jakiś ruch czy słowo od Aleca. Narazie słyszałem, jak powoli łapie i wypuszcza powietrze. I nawet wtedy nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, zdając sobie sprawę z niewinności Alexandra.

- Um... - mruknął nagle, nieco zdławionym tonem.

Przełknął ślinę, przez co nabrałem wielkiej ochoty na wyskoczenie z łóżka i uderzenie w pstryczek od światła, żeby tylko zobaczyć teraźniejszą twarz Aleca. Na pewno wyglądała jak dorodny pomidor... Błękitne oczy musiały być ciemne jak jeziorna woda o zmroku...

Westchnąłem z rozmarzeniem, zamykając powieki, bo i tak bym nic nie zobaczył.

- Tak...? - mruknąłem przyjaźnie, czując, że w sumie zachciało mi się spać...

- Nic... Ja... - jąkał się Alec, kręcąc się pod kołdrą, która zdradzała to swoim odgłosem ugniatania.

- Alexander... Znamy się sześć lat. Jeśli chcesz powiedzieć to, co myślisz, to zrób to.

Na swoich kolanach poczułem kolana Aleca. Przysunął się do mnie z powrotem. Mimo, że go nie widziałem, wydał mi się malutki i kruchy, szukający schronienia.

- Nieważne... No, bo... - szeptał, już bez większego stresu w głosie, jaki dźwięczał w nim wcześniej. Choć dalej się wahał w tym, co mówił. - Ale po prostu... Bo... Nie teraz. Ja... No...

Zbliżył się do mnie jeszcze odrobinkę, aż nie poczułem na swoim przedramieniu jego ręki, a na ustach ciepłego oddechu.

- Nie musisz mi się tłumaczyć, Aleś... - zaśmiałem się cicho, kiedy Alec westchnął, wyraźnie zły na siebie za swoją wymowę.

- Przed chwilą mówiłeś, żebym mówił to, co myślę...

- To dwie różne sprawy... - odparłem, coraz bardziej senny. - Tłumaczenie się, a szczerość. Poza tym, nie zmuszam cię do absolutnie niczego... Nie oceniamy siebie nawzajem... Tak było początku naszej znajomości, przecież wiesz...

- Wiem... - szepnął łagodnie Alec. - Wiem, Magnusie.

Nie odezwałem się potem, czując, że naprawdę balansowałem już na pograniczu snu. Wiedząc, że zaraz zasnę, podsunąłem się do przodu, szukając więcej kojącego dotyku Aleca. Szczepiliśmy się rękoma i nogami jak kleszcze, jakbyśmy się bali, że zaraz ktoś będzie chciał nas rozdzielić.

Zanim mój mózg na dobre się wyłączył, zdążyłem poczuć miękkie, uspokajające usta Alexandra delikatnie głaszczące te moje...

***
~Alec~
Podniosłem się do siadu, gdy mój organizm oznajmił mi, że już się wybudził. Jednak nie byłem pewien, czy dalej śnię czy nie, bo moje uszy słyszały jednoznaczne dźwięki... I to z tego samego łóżka, w którym byłem.

Odwróciłem głowę w bok, żeby wzrokiem ogarnąć, o co chodzi. Oczywiście zobaczyłem Magnusa. Spał, widziałem to, ale w jego wyobraźni musiało rozgrywać się jakieś porno, nie wiem, bo...

Magnus, leżąc na brzuchu, powolnie i zmysłowo wił się jak wąż. Poduszki, do których przykleił twarz i w których zakopał dłonie i przedramiona, tylko trochę tłumiły jego jęki. Błogie i przeciągłe, podniecone jęki. Ramiona napinały się z każdym posuwistym ruchem jego ciała.

Może nie będę mu teraz przeszkadzał...

Powoli wyszedłem z łóżka, sprawnie omijając wiercące się pod kołdrą nogi Magnusa. Ustałem na podłodze i trochę się rozciągnąłem.

Chcąc jeszcze chwycić w dłonie swój telefon, który leżał przy laptopie na szafce nocnej, nachyliłem się w tamtą stronę. Robiąc to, musiałem schylić się tuż przy łóżku. A przy tym nie umiałem powstrzymać swojego oka, które zerknęło na bok, na Magnusa.

Zobaczyłem, jak azjata wyprężył się w plecach, jednocześnie uwalniając z siebie spełnione westchnienie.

Zagryzłem wargi, chwyciłem telefon i podreptałem do wyjścia. Magnus potrzebuje samotności.

- Kurwa... - fuknął cicho męski głos, kiedy otworzyłem drzwi. Natrafiły one na jakąś przeszkodę.

Zamknąłem je i zeskanowałem wzrokiem Jace'a. Siedział na podłodze, masując swoje czoło. Na twarzy miał lekki grymas bólu, kiedy uniósł wzrok ku górze, patrząc na mnie.

W tym domu chyba nie ma już prywatności.

Przymknąłem oczy, nie dając się zirytować, i ominąłem blondyna, zmierzając w stronę łazienki. Nie chciałem słuchać tego, co miał do powiedzenia po podsłuchiwaniu akurat mojego pokoju.

- Ej, Alec... - Jace mnie dogonił. Niestety. - Czy wyście, no, ciumciu, rumciu? Ty i Magnus.

Zerknąłem na brata ze zmęczeniem na twarzy. Miałem nadzieję, że dzięki temu mi odpuści... Ale on dalej patrzył się na mnie zaciekawionym, złotym wzrokiem.

- Nie? - odparłem z westchnieniem, zatrzymując się przy drzwiach łazienki.

- Słuchaj, bo jak się przyłożyło ucho do drzwi, to można było usłyszeć takie jęki...

- Magnusowi śni się to, co ty oglądasz po nocach, kiedy Clary u nas nie ma - przerwałem mu spokojnym tonem. - Nie było żadnego ciumciu, rumciu.

- Ale...

Wpełzłem do łazienki, by uciec przed Jacem. Całe szczęście przekręciłem zamek wtedy, kiedy blondyn chwycił za klamkę i zaczął nią szarpać. Stałem i wyczekiwałem ciszy. A kiedy klamka zostawała uwolniona spod łapy Jace'a, który najprawdopodobniej sobie poszedł - o ile znowu nie siedział pod drzwiami - i stanęła w bezruchu, pokręciłem głową i podszedłem do umywalki.

Oparłem się dłońmi o zlew ze spuszczoną głową. Nie miałem potrzeby na patrzenie na siebie w lustrze. Musiałbym przy tym poprawić grzywkę, a dłonie jak narazie przykleiły się do białej ceramiki.

W głowie zaczęły nasilać mi się słowa Jace'a i te jego "ciumciu, rumciu", a potem odgłosy wydobywane przez śpiącego Magnusa. Dość mocno zagryzłem dolną wargę, gdy mimowolnie pomyślałem o minionej nocy. O tym, co robił Magnus, gdy odłożył laptopa...

Kiedy swoją dłonią jechał tak wzdłuż mojego ciała, jedna część mózgu prosiła, żebym się odezwał - co próbowałem zrobić kilka razy, ale w ogóle nie wyszło - a druga była ciekawa tego, co wydarzy się w dalszych sekundach, minutach. Bo Magnus nie wydawał się zachowywać tak, jakby miał zaraz przestać...

Ugh, stop... Nie chcę z rana myśleć o seksie. Ani tym bardziej zastanawiać się, czy Magnus chce już TO ze mną zrobić, czy ja tego rzeczywiście chcę czy nie... I czy powinienem... I czy Magnus dalej będzie dawał mi takie sygnały...

- Alec!

Podskoczyłem, kiedy usłyszałem krzyk Isabelle i donośne pukanie do drzwi. Jezu... Oni mnie wkrótce wrzucą do grobu, jeśli dalej będą tak na mnie nieoczekiwanie napadać...

- Jace mi mówił, żebym sprawdziła, czy kłamiesz! - mówiła podekscytowana, ale i rozdrażniona dziewczyna. - Odnośnie ciebie i Magnusa!

Wywróciłem oczami, chcąc ignorować siostrę. I to zrobiłem.

Zwyczajnie się rozebrałem i wskoczyłem pod prysznic, żeby skorzystać z porannej toalety. Przy kąpieli oczywiście dalej próbowałem wyłączyć ten kawałek mózgu, który obsesyjnie rozmyślał o temacie pierwszego razu...

***
~Magnus~
Leniwie otworzyłem oczy, uśmiechając się pod nosem... I zdając sobie sprawę, że nie, wcale nie uprawiałem seksu z Alekiem i jedynie mi się to śniło. Było to w sumie zbyt precyzyjne, a przecież mój Aleś jest żelazną dziewicą i nie ma pojęcia o tego typu zbliżeniach.

Przekręciłem się na brzuch, bo czułem, że coś mnie uwiera. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany, kiedy to uczucie nadal nie ustawało... Po czym zorientowałem się, to mój namiot w bokserkach.

Westchnąłem z rozbawieniem, zginając nogi w kolanach i bardziej przykrywając się kołdrą, żeby ukryć wzwód. Nie mam narazie ochoty na chodzenie po łazienkach i ulżywanie sobie. To zaraz samo opadnie.

Muszę się tylko pilnować, żeby za bardzo nie przesadzać, jeśli ta chcica na Aleca będzie mi towarzyszyć przez cały dzień...

Chwyciłem swój telefon spod poduszki, kiedy pokręciłem głową i zobaczyłem, że wokół mego ciała panuje koszmarny dla mnie brak mojego Lightwood'a.

Ja: Wracaj.

Napisałem mu zwykłego SMS-a i za chwilę wszedłem w skrzynkę z nieodczytanymi wiadomościami, które, jak wskazywała godzina dostarczenia, otrzymałem niedawno.

Simon-Man: Słuchaj, nie chciałem czekać aż plotka sama się rozprzestrzeni po nas, więc osobiście Ci napisze.

Simon-Man: Zdałem prawko 😍😍😍

Simon-Man: I z okazji ostatniego dnia wakacji zabieram was wszystkich na wycieczkę!!!!!!

Simon-Man: Busem, także luz, wszyscy się zmieszczą 😂👌

Ja: Ja nie płacę za paliwo i szkody spowodowane brokatem. Lub własnym podnieceniem kiedy w radiu włączy się jakaś zajebiaszcza nuta 😗👌

Zaśmiałem się pod nosem, kiedy Lewis odpisał natychmiastowo. Przy okazji sprawdziłem godzinę w rogu telefonu. Było już po dziesiątej, czyli pora śniadaniowa w rezydencji Lightwood'ów. Miałem nadzieję, że Aleś nie zostawi mnie tak samego i przyniesie jedzonko...

Simon-Man: I tak będzie superowo :D

Simon-Man: Ale ok, nie chciałbym żadnych szkód w autku... Wsiądziesz do bagażnika?

Ja: Z Alesiem 😚

Simon-Man: Okkkkej :3

Ja: Gdzue w ogóle chcesz nas wywieźć???

Simon-Man: Nie mam pojęcia XD plan jest taki, żeby jechać przed siebie Interstate 95.

Ja: Na Piekło XDDD tylko nas nie wywieź kilka stanów dalej ok.

Ja: W końcu jutro szkoła.

Ja: NIE MYŚL ŻE SIĘ TYM PRZEJMUJĘ bo mam to w nosie.

Ja: Ale dorośli.. XD

Simon-Man: Moja mama pozwoliła se pojechać, gdzie chcę. Byleby jutro rano dojechac na rozpoczęcie roku XD

Simon-Man: Reszty rodzice też się na takie coś zgodzili. Isabelle też, dlatego nie musisz się pytać o to Aleca.

Simon-Man: Więc zostałeś tylko ty.

Ja: Ok powiem ojcu.

Ja: A o której chcecie jechać? Gdzie na noc zostać?

Simon-Man: Jechać chcemy tak.... Nie wiemy XD jak najszybciej. Po śniadaniu może, to tak gdzieś 11h.

Simon-Man: A nocleg to w jakimś hotelu.

Ja: Mhmmmm..... Ok elo 👋👋👋

Simon-Man: 👋👋👋👋👋

Chciałem szybko zakończyć konwersację, bo usłyszałem ciche skrzypienie drzwi. Oczywiście zgadywałem, że to Aleś.

I miałem rację, gdy spojrzałem w stronę wejścia do pokoju. W lekkiej szparze w drzwiach zaglądały do mnie błękitne, niepewne oczka.

- Co się tak czaisz? - zaśmiałem się z niego, podnosząc się do siadu, gdyż leżałem na poduszkach.

- Sprawdzałem, czy dalej śpisz... - odpowiedział Alec trochę dziwnym tonem, wchodząc do środka. Butem zamknął za sobą drzwi i ruszył w moją stronę. W rękach trzymał tackę z jedzonkiem.

- A jakbym spał, to co?

Alec tylko lekko się uśmiechnął, gryząc policzek od środka. Poprawiłem kołdrę na swoich kolanach, siadając po turecku, gdyż Lightwood chciał na nie położyć śniadanie. Przy okazji przybiłem sobie mentalną piątkę, bo mój wzwód zdążył opaść.

Obleciałem wzrokiem mój zajebisty koci kubek z pomarańczowym sokiem w środku i talerz z tostami.

- Ty nie jesz? - spytałem, patrząc na Aleca, kiedy powoli, żeby nie zrzucić posiłku, wszedł na łóżko i usadowił się przy moich nogach.

- Jadłem ze wszystkimi - lekko wzruszył ramionami, nie patrząc na mnie. Wyjął ze swojej kieszeni telefon i na nim skupił wzrok z uwagą.

Zacząłem jeść. Wraz z czujnym wzrokiem, którym skanowałem Aleca. Ponieważ znowu po jego twarzy widziałem, że uciążliwie o czymś myślał, tylko nie chciał mi powiedzieć, o czym. Albo się bał.

Jednak po kilku sekundach cofnąłem swoje myśli, kiedy Lightwood wyłączył swój telefon i złapał ze mną kontakt wzrokowy. Chociaż dalej zachował się tak... Ostrożnie. Jakby się czegoś obawiał czy spodziewał...

- Magnus? - odezwał się po wzięciu oddechu, w dłoniach ściskając telefon. - Co ci się śniło?

Zachichotałem w kubek ze słodkim sokiem, prawie się nim oblewając. Może dlatego Aleś się podejrzanie zachowuje, bo powiedziałem lub zrobiłem coś przez sen... W czasie TEGO snu.

- Dlaczego pytasz? - zapytałem, odstawiając kubek na tackę i chwytając ciepłego tosta. - Robiłem coś?

- Um... - mruknął, lekko zakłopotany. - No... To było dość jednoznaczne... - mówił, jakby sprawiało mu to trudność. Wyglądał wtedy ciutkę zabawnie. - Wiesz... Jęczałeś tak... I w ogóle - skończył i zmrużył jedno oko, patrząc na mnie.

- Okey, nie dziwię się... - parsknąłem śmiechem, wzdychając. - Czegóż innego można by było się spodziewać, kiedy w tym śnie byłem ja, ty i duże łóżko. I nie mam na myśli jakiegoś maratonu filmowego czy grania w planszówkę.

Alec zamrugał oczami, lecz ja zwróciłem większą uwagę na jego usta. Poruszyły się, tylko nie byłem w stanie stwierdzić, czy w uśmiechu czy grymasie, bo Lightwood za chwilę zacisnął je w wąską linię. Potem kaszlnął i spojrzał na mnie bardziej odprężony, bez zawstydzenia na buzi.

- Jace siedział pod drzwiami - powiedział. - Kiedy wyszedłem, zaczął się mnie wypytywać, czy między nami coś zaszło. Wszystko przez ciebie i twój sen - zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową i odpędzając grzywkę od oczu. - A potem Izzy się do mnie przyczepiła, bo Jace ją na mnie nasłał z tego samego powodu. Tylko przy śniadaniu siedzieli cicho, bo w końcu: rodzice. I Max.

- Wcale nie żałuję, że miałeś potem kłopot z rodzeństwem, bo mój sen był super - rzekłem, przełykając kęs tosta. - Oby śnił mi się częściej. Albo... - zacząłem uwodzicielsko mruczeć, spoglądając w oczka Aleca. - Oby stał się prawdziwy.

Alexander patrzył na mnie bez ruchu, może też bez oddechu. Cała jego twarz pokryła się szkarłatem, który parzył aż na odległość. Błękitne do tej pory oczy, wciąż wpatrzone w moje, zrobiły się ciemniejsze. I rozbłysło w nich kilka uczuć na raz.

Wróciłem do swojego śniadania, ciągle przyglądając się Alecowi, chcąc zachwycać się jego reakcją. Chłopak nagle odwrócił ode mnie wzrok, marszcząc brwi. Znowu zaczął rozmyślać.

Po chwili, bez ostrzeżenia poderwał się na nogi i zeskoczył z łóżka. Podrapał się po nosie i idąc w stronę biurka, czyli będąc plecami do mnie, nawet na mnie nie zerknął.

Szczerze, spodziewałem się czegoś lżejszego: Alecowych rumieńców, ale ten odrobinę wybuchowy odzew nawet mi się spodobał. Mogłem nad tym pogłówkować, co oczywiście zostawiłem na jakiś późniejszy czas wolny.

- Najadłem się - poinformowałem go i sam siebie, kończąc tosta. Ignorując pozostałe dwa, bez pośpiechu odstawiłem tacę na ziemię obok łóżka i spojrzałem na łopatki Aleca ukryte pod granatowym swetrem. - Idziemy się wykąpać?

Zauważyłem, że plecy Aleca napięły się nerwowo po moim pytaniu. A za chwilę z powrotem rozluźniły. Dzisiaj jego mózg pracuje szybciorem, jak widzę.

- Już się kąpałem - odpowiedział tak, jakby próbował ukryć ulgę w swoim głosie. Którą i tak usłyszałem.

- Jak to? - oburzyłem się, marszcząc brwi. Dodatkowo irytowało mnie to, że na mnie nie patrzył. - Kilka dni temu mówiłeś, że następnym razem zawołasz, gdy będziesz szedł pod prysznic. Pamiętasz?

- Spałeś - odwrócił się do mnie. Twarz miał kompletnie niewzruszoną moim tonem.

Cholera jasna. To poddenerwowało mnie jeszcze bardziej. Pewnie przez te nierozładowane wcześniej napięcie w moich bokserkach... I brak porannego całusa.

- Mogłeś mnie obudzić albo poczekać - burknąłem, narazie w miarę cicho.

Alec uniósł brwi, jakby w duchu się ze mnie nabijał. Chciał mnie tym mocniej sprowokować? Czy o co mu chodziło?

- Hm? - prychnąłem pod nosem, patrząc na niego gniewnie.

- Co? - jego brwi powędrowały wyżej, kiedy patrzył na mnie tak, jakby głupio nie wiedział, o co mi chodzi.

- Jajco! - fuknąłem głośno.

Uh, ten ciul naprawdę mnie zdenerwował.

Alec przymrużył oczy, zerkając na mnie w namyśle spod czarnych rzęs. Potem ruszył w moją stronę. Szybko pokonał dzielącą nas część pokoju i ustał przy łóżku, omijając tacę z nieskończonym śniadaniem.

Chwycił poduszkę zza moich pleców i przyłożył mi nią przez głowę.

- Skończyłeś na mnie warczeć? - spytał karcąco, odkładając poduszkę na jej miejsce. Po tym geście, nie dając mi czasu na jakikolwiek wredny komentarz, schylił się i mnie pocałował. Delikatnie, przez co gniew wyparował ze mnie jak za machnięciem różdżki, nawet jeśli bym nie chciał. Oddałem całusa, po czym Alec odsunął się lekko i spojrzał na mnie. - Już? Lepiej?

- Możliwe... - mruknąłem z głupkowatym zadowoleniem, unosząc się na chwilę i ofiarując mu całusa w kącik ust, które lekko wygięły się w uśmiechu po moim czynie.

Okey, porannemu całusowi od - zabawnego swoją drogą, kiedy uderzył mnie tą poduszką - Aleca udało się mnie uspokoić.

- Idź do łazienki się ogarnąć - powiedział, kiedy odsunął się od łóżka. Podszedł do swojej szafy. - Bo z tego, czego się dowiedziałem przed chwilą, zaraz jedziemy z całą resztą na jakąś wycieczkę.

- Tak, wiem, Simon do mnie pisał - odparłem, zrywając się z łóżka. - Jak się ogarnę i będę już wyglądał jak marzenie każdego, a szczególnie twoje, pojedziemy z szoferem do mnie, bo muszę wziąć parę rzeczy. Ok? - zerknąłem na chłopaka, kiedy pośpiesznie szedłem w stronę drzwi.

A szedłem w pośpiechu, bo czułem, że mój dolny kolega znowu daje o sobie znać.

- Ok, moje marzenie - zgodził się, pakujac z szafy do swojego plecaka kilka ubrań.

Wypadłem z pokoju Aleca, żeby nie zobaczył mojego wzwodu.

Kurna! Dobra, widocznie nie wyrobię, jeśli sobie nie zwalę. Cóż, przy okazji pomyślę sobie o moim śnie, tylko takim bardziej rzeczywistym, gdzie niewprawny w tym Alec nie ma pojęcia, co robić, i oddaje się mi... Niewinność jest dla mnie bardziej kusząca.

Skręcając za zakrętem, spotkałem Isabelle.

Tsa, bo oczywiście nie można do łazienki przemknąć i pozostać niezauważonym, kiedy ma się erekcję w gaciach.

Izzy, zamiast mnie ominąć i pozwolić zrobić to mi, ustała przede mną. Spojrzała na moje dolne partie ciała, a potem uniosła wzrok, by sugestywnie zajrzeć w moje tęczówki.

- No co? Twój brat jest seksowny - wywróciłem oczami, prędko omijając dziewczynę i już biegnąc do łazienki, żeby nie spotkać po drodze nikogo innego.

Pomijając jedną sprzątaczkę, którą tak wystraszyłem, że aż miotła wypadła jej z ręki.

***
Kiedy wszedłem do mojego mieszkania, dopiero teraz się zorientowałem, że nie ma tu taty, bo pracuje. Wywróciłem oczami, postanawiając napisać mu SMS-a. Nie chciało mi się do niego dzwonić.

- Simon do mnie pisze, żebyśmy się pospieszyli - powiedział nagle Alec, stojąc za mną i patrząc się w telefon. Potem uniósł wzrok na mnie. - Pomóc ci się spakować?

- Jak mógłbym cię do tego nie wykorzystać? - spytałem ze śmiechem, robiąc obrót i idąc w stronę swojego pokoju. Przy okazji wyciągnąłem telefon z kieszeni. - Idź do łazienki, Lightwood. Będę krzyczał, co masz z niej wziąć.

Ja: Tateeee.

Ja: Nie będzie mnie dziś i w nocy bo jadę sobie w świat.

- Kolorowe ręczniki w szafce przy kibelku! - krzyknąłem do Aleca, kucając przed szafą i otwierając jej dolne szafki, by wziąć skarpetki i bieliznę.

Tate: ?

Tate: Jutro masz szkołę.

Ja: Zdążę zdążę.

Tate: Mhm. Jak sobie chcesz.

Z powrotem schowałem telefon i z szafy wygrzebałem swój pokryty białymi cekinami plecak.

- Co jeszcze?! - spytał z łazienki Lightwood.

- Otwórz szafkę pod zlewem! - poinstruowałem, wstając na nogi. Zacząłem przewracać w rękach różnego koloru koszule, podkoszulki, spodenki i spodnie. W końcu muszę mieć jakiś wybór na jutrzejszy dzień. Nie znam pogody.

- I co dalej?!

- Jest tam takie zielone pudełeczko?! - pakowałem wybrane na oko ciuszki do plecaka.

- Tak!

- Otwórz je! - krzyknąłem, zapinanąc plecak i teraz podchodząc do toaletki, żeby zgarnąć z niej trochę kosmetyków. - I weź stamtąd paczkę prezerwatyw i lubrykant! Powinno tam być!

Kiedy obleciałem wzrokiem pokój i powiedziałem sobie w duchu, że mam wszystko, czego narazie potrzebowałem, zarzuciłem plecak na ramię i wyszedłem z pokoju.

Ustałem w korytarzu, kiedy Prezes podskoczył mi pod nogi. Jednak ja narazie go zignorowałem i zerknąłem w stronę łazienki, bo Lightwood dalej się nie odzywał.

Może moje słowa go odstraszyły lub sprawiły, że się zamroził?

Drzwi od toalety były otwarte. Stał w nich Alexander, ze zmarszczonym czołem, wpatrzony we mnie. Na ramionach miał kilka kolorowych ręczników, w jednej dłoni trzymał niebieską tubkę lubrykantu, w drugiej paczkę prezerwatyw. Na twarzy widniała dezorientacja pomieszana ze stresem. I czułem, że znowu intensywnie o czymś myśli.

- Co? - zaśmiałem się w końcu, kładąc plecak pod ścianą. - Ubezpieczenie, w razie czego. Spakuj to do plecaka, a ja idę nakarmić Miau.

~Alec~
Magnus uśmiechnął się do mnie z błyskiem w oku, po czym ruszył w stronę kuchni. Biało szary kociak podskakiwał za nim.

A ja, czując moją boleśnie pulsującą głowę, powoli ukucnąłem przy błyszczącym plecaku azjaty, żeby wsadzić tam ręczniki i kolejne dwie rzeczy, o które prosił mnie Magnus.

Prezerwatywy i lubrykant... No i jakim cudem mam to odbierać w normalny sposób? Przecież to oczywiste, że Magnus daje mi jednoznaczne sygnały! Odnośnie seksu!

Westchnąłem cicho, siadając na tyłek i opierając się plecami o ścianę, kiedy zapiąłem plecak po wciśnięciu do niego danych rzeczy. W tle słyszałem miauczenie Prezesa i odgłos otwierania metalowej puszki.

Czy Magnus chce zrobić TO ze mną tej nocy? A może tego dnia? Boże, nie mam pojęcia... I nie mam też pojęcia, jak mam się teraz zachowywać! Możliwe, iż Magnus czeka na mój ruch... Ale z drugiej strony może zwyczajnie się mnie zapytać, czy chcę TO z nim robić... Co mam wtedy odpowiedzieć?!

Ja nie wiem!

Starałem się nie jęknąć z zażenowania nad zaistniałą sytuacją. I wcześniejszymi sytuacjami z sugestym zachowaniem Magnusa... Ugh, będę musiał porozmawiać o tym z Isabelle lub zajrzeć do internetu, żeby poczytać coś na ten temat...

Żeby wiedzieć, co zrobić w razie czego. Kurde, czułem się tak, jakbym nie miał własnego zdania, a przecież kluczowe należało również do mnie...

Zapowietrzyłem się, kiedy niespodziewanie schylił się przede mną Magnus. Zlustrował mnie badawczym spojrzeniem. Modliłem się w środku, żeby nie wyczytał nic szczególnego z mojej twarzy...

- Simon mi napisał, że z ekipą już są pod blokiem - odezwał się, by przerwać ciszę. A jego koci wzrok wbijający się we mnie nie pomagał mi w spokojnym oddychaniemu i pozbieraniu myśli. - Także pisz do szofera, żeby sobie pojechał. I chodź na dół.

Magnus, zanim się wyprostował, zbliżył swoją twarz do mojej. Instynktownie przymknąłem oczy i lekko rozchyliłem usta, czekając na zwyczajny, czułu pocałunek pozbawiony podtekstów. Dający znak od drugiej osoby, że przy nas jest.

Całowaliśmy się powolnie przez dłuższą chwilę. Cieszyłem się, że myśli kotłujące się w mojej głowie znacznie się zmniejszyły, wyciszyły... Mogłem się uspokoić.

Dlatego nie byłem zadowolony, kiedy w mlaskający dźwięk naszych ust wdarł się pipczący, dzwoniący telefon Magnusa. Jemu też najwyraźniej się to nie spodobało, bo westchnął z frustracją, lekko się ode mnie odsuwając.

- To pewnie nasi niecierpliwi przyjaciele - powiedział, prostując się.

Otworzyłem oczy i patrzyłem, jak wyciąga telefon z kieszeni, odrzuca połączenie i z powrotem go chowa. Potem chwycił plecak leżący przy mnie i zarzucił go na jedno ramię.

- Chodź, seksowny koteczku - zamruczał w moją stronę, puścił mi oczko i po tym skierował się w stronę wyjścia.

Przez ten gest znowu zakotłowało mi się w głowie. Eh, nie fajnie...

***
~Magnus~
- Są wszyscy? - spytała Rebecca, starsza siostra Simona, którą nerd zabrał z nami ze względu na jej pełnoletniość. Rozglądnęła się wokół.

Wszyscy staliśmy w kółku przed białym busem, którego miał prowadzić podekscytowany Simon. Przeleciałem wzrokiem po naszych przyjaciołach, sprawdzając, czy rzeczywiście jadą wszyscy z naszych najbliższych ze szkoły. I, tak, był tu Ragnor, Raphael, Catarina, Jordan, Maia, Meliorn, Clary, Jace i Isabelle. I dwójka Lewis'ów. No, i my, Malec.

- Dobra, chyba możemy już pakować się do środka - powiedziała Rebecca, uśmiechając się do swojego brata, który zaczął podskakiwać w miejscu z kluczykami w rękach. Isabelle zachichotała, widząc to, i poprawiła mu spadające z nosa okulary.

Kiedy wszyscy zaczęli rozmawiać - kłócić się o miejsca w aucie - i powoli wchodzić do busa, ja spojrzałem w bok, na mojego męża.

Był trochę przygarbiony i obsesyjnie gryzł swoją dolną wargę. Nieobecny wzrok miał wbity w pojazd. Twarz czasami się czerwieniła, a potem robiła bledsza niż jest w zwyczaju, i tak w kółko.

- Źle się czujesz - stwierdziłem, widząc, jak Alec się w końcu krzywi, jakby chciał zwymiotować.

- Nie, nie, jest dobrze... - mruknął cicho i ręką poprawił grzywkę. Nie brzmiał zbyt przekonująco, ale tyle dobrego, że nie na chorego. - Tylko za dużo myślę... Zaraz mi przejdzie.

- Nie chcesz powiedzieć, o czym.

Alec spojrzał w moją stronę, łącząc nasze spojrzenia. W błękitnych oczach widziałem przeprosiny. Jednak te oczy nie były do końca szczere, gdyż pod tą przykrywką kryło się kilka innych emocji. Zauważyłem, że tam są, jednak nie potrafiłem już ich odgadnąć.

Zrobiło mi się troszkę przykro. Nie chciałem przedwcześnie wyciągać wniosków, takich jak to, że Alec przestał mi ufać, czy coś, ale mimo wszystko byłem niemiło zaskoczony... Nigdy się przed sobą nie wstydziliśmy swoich myśli.

Westchnąłem bezradnie, bo nie chciałem na chłopaka naciskać. Byłem w stanie poczekać.

Ustałem przed Alekiem, odgarniając na bok jego grzywkę. Pocałowałem jego czoło, chcąc dać mu tym znak, że rozumiem i że jestem z nim mimo wszystko, bez względu na to, co miałby mi do powiedzenia i co kłębi się w jego głowie. Miałem nadzieję, że nie będzie dusił w sobie tego długo...

- Alec, Magnus!

Odwróciłem się od patrzącego na mnie, wciąż zamyślonego Aleca i odwróciłem głowę na Simona stojącego przy otwartym bagażniku.

***
- Myślałem, że będzie mniej wygodnie - powiedziałem, czując wibracje pod głową. - A jak narazie jest cudownie.

- Cudownie? - parsknął śmiechem Alexander leżący naprzeciw mnie. - Jesteśmy w bagażniku.

- Też masz przez to poczucie, jakby ktoś nas uprowadził? - spytałem z zadowoleniem, mrużąc oczy.

Jakbym występował w jakimś filmie... Zajebiście.

- To chyba nie powód do radości... - stwierdził Alec, trochę się śmiejąc, gdy na mnie patrzył. - Dlaczego się tak uśmiechasz?

- Bo mamy zamkniętą prywatność - oznajmiłem z szerszym uśmiechem, podsuwając się do niego.

Alec wydał się nagle wystraszony, ale nie odsunął się, gdy za moment złączyłem nasze usta w krótkim, czułym całusie. Na szczęście skomentował to spokojnym mruknięciem.

Kiedy nasze usta się rozłączyły, podsunąłem się trochę do góry, chcąc poszukać jakiejś wygodniejszej pozycji. I takową znalazłem wtedy, kiedy oparłem skroń o czoło Aleca, a nasze kolana przełożyły się między sobą jak w warstwowym torcie. Lightwood złapał mnie też za rękę, kciukiem rysując małe wzorki na wierzchu mojej dłoni.

Pozwoliłem sobie na odrobinkę dedukcji w głowie, korzystając z ciszy między nami... Oczywiście zacząłem rozmyślać o Alecu.

Jego zachowanie niby wróciło do normy... Uśmiechał się słodko, nie wyglądał na zbolałego, rozmawiał ze mną tak, jak zawsze. Tylko... Ciągle płoszył się, gdy się do niego zbliżałem. Czasami mniej, czasami bardziej, ale widziałem to.

Jak teraz, przed chwilą, kiedy powiedziałem ten tekst o prywatności. Wtedy jego brwi się złączyły, a w oczach przez chwilę błysnęła dziwna, zestresowana nuta. Ta sama sytuacja miała miejsce u mnie w mieszkaniu, kiedy siedział na podłodze przy moim plecaku.

A przecież sam bez przerwy szukał między nami bliskości... Dzisiaj zachowywał się inaczej. Taka gwałtowna zmiana, a ja nawet nie wiedziałem, dlaczego... Może coś zrobiłem? Powiedziałem nie tak? Zrobiłem i powiedziałem jednocześnie?

Zwyczajnie się spytam.

- Aleś? - zacząłem, unosząc nad swoją głowę wolną rękę. Wtopiłem palce w ciemne włosy chłopaka.

- Hm...? - mruknął cichutko, wciąż bawiąc się moją dłonią, co obserwowałem.

Moja ciemniejsza karnacja kontrastowała z jego bladą skórą. Dodatkową różnicą była biżuteria i pomalowane na czarny brokat paznokcie u mojej dłoni, gdyż ta Aleca była czysta. Jedyny wspólny fragment stanowiły identyczne, srebrne pierścionki.

- Czy ja dzisiaj zachowywałem się jakoś specjalnie głupio? - spytałem w końcu, ogarniając, że miałem rozmawiać, a nie myśleć o naszym podobieństwie do yin-yang.

- Często się tak zachowujesz... - stwierdził Alec, śmiejąc się przez chwilkę. - Jak ty.

- Tak, wiem, ale czy zrobiłem albo powiedziałem coś, za co mógłbyś być na mnie zły...

- Nie jestem na ciebie zły, Magnusie - w jego głosie wzbudziła się lekka obawa.

Mocniej ścisnął moją dłoń, a ja momentalnie przypomniałem sobie swoje zachowanie z północy, kiedy skończyliśmy oglądać ten głupi film... Wtedy prawie wpełzłem ręką Alecowi do gaci. W tamtym momencie gwałtownie się odsunął... Może o to chodziło.

- Chodzi o to, co zrobiłem w nocy? - spytałem, czując, że zgadłem. - Jak cię dotykałem.

Alec odrobinę się spiął. Przestał kreślić wzorki na mojej dłoni, kiedy wraz z nim znieruchomiała jego ręką. I się nie odzywał.

Trafiłem! Początkowo mnie to ucieszyło, ale potem... Zrozumiałem, że wszystko moja wina. Debil ze mnie.

- Alexander... - podjąłem, odsuwając się od Lightwood'a, żeby spojrzeć na jego twarz. - Przepraszam... - powiedziałem ze skruchą. - Naprawdę przepraszam...

- Magnus... - przerwał mi Alec. Wzrok miał rozbiegany, i był zmieszany, ale ton głosu brzmiał pewnie. Nie puszczając mojej dłoni, oparł się na drugiej ręce i uniósł, siadając. - W porządku.

- Nie w porządku, bo przez to inaczej się zachowujesz - prawie jęknąłem z bólem, też się unosząc, by usiąść. - Przepraszam. Wybacz mi - poprosiłem błagalnie.

~Alec~
Z niezadowoleniem nad samym sobą spojrzałem na Magnusa. Wyglądał na mocno zaniepokojenego. Było mi źle, że z mojego powodu zaczął mnie przepraszać... Nie musiał tego robić, bo nie miałem mu czego wybaczyć. To ja za bardzo wszystko wyolbrzymiałem.

- Ale kiedy ja nie mam ci czego wybaczyć... - przyznałem, znowu ściskając jego dłoń, żeby się rozluźnić.

- Ale... - westchnął gorzko azjata, dalej się stresując. - Przez to zacząłeś tak ode mnie uciekać, kiedy tylko chcę cię przytulić... Albo wyglądasz na takiego przerażonego, jak mówię jakieś zboczone teksty... - wymamrotał, nagle wbijając we mnie taki wzrok, jakby go olśniło. - To też przez to, mam rację? Mam przestać tak mówić?

- Nie - powiedziałem stanowczo, choć dla siebie brzmiałem na desperata większego niż zachowywał się w tamtym momencie Magnus.-  Nie zmieniaj się.

Już nie było mi tylko źle, a cholernie źle... Że też Magnus musiał się tak mną zamartwiać... Z jednej strony to oczywiście dobrze, ale nie do końca.

- Alexaaaaandrzeee... - jęknął żałosnym tonem azjata. - Ostatnim razem, kiedy zaczynałeś mnie tak unikać, zakochałeś się we mnie... - przy tym zdaniu jego głos zmiękł. - O co może teraz chodzić?

O kolejną barierę w naszej relacji, czyli seks, który jest mi tak obcy jak straszne są dla Jace'a kaczki...

Gdybym tylko miał odwagę mu to powiedzieć. Cholera, gdzie się podziała moja szczerość?! Chociaż... Może mylę to z bezpośredniością Magnusa... Uh, nie wiem.

Od udzielenia odpowiedzi Magnusowi, który patrzył się na mnie wyczekująco, wybawił mnie bus, który zaczął skręcać, przez co z Magnusem odchyliliśmy się na boki. Po chwili pojazd zatrzymał się.

Spojrzałem w bok na słoneczne światło, które mnie poraziło, kiedy bagażnik się otworzył. Zobaczyłem radośnie szczerzącą się do nas Isabelle.

- Przystanek - oznajmiła dziewczyna i odsunęła się od bagażnika, wracając do reszty osób, których śmiechy i głosy usłyszałem.

Całe szczęście, że bagażnik nie ma otworu, który łączy go z resztą busa i znajdującymi się z nimi pasażerami. Chociaż... Magnus wtedy mógłby zająć się rozmową z kimś innym i nie zaczynać ze mną tego krępującego tematu...

Zorientowałem się za moment, że Magnus wyszedł z bagażnika i już stoi na parkingu przed sklepem spożywczym. Patrzył się w jego stronę jak oczarowany. Grupa naszych przyjaciół już szła w stronę budynku.

- Wyczuwam brokat - oznajmił Magnus, jednak odwracając się jeszcze do mnie. - Chodź, kupimy sobie coś do jedzenia. I brokat. Rozmowę dokończymy potem - wystawił do mnie rękę.

Westchnąłem cicho, wychodząc z busa i ujmując rękę Magnusa, który złączył nasze dłonie.

***
Za każdym razem czułem ciarki, kiedy wzrokiem wyłapywałem prezerwatywy wiszące przy kasie. Musiałem tam stać, bo Magnus trzymał mnie za rękę, a nie chciał stamtąd odchodzić, ponieważ obok kasy był regał z gazetami, małymi zabawkami i przyborami papierniczymi. Takimi, jak brokat.

Magnus zastanawiał się pomiędzy różowym a fioletowym pyłkiem. Standardowo powiedziałem mu już wcześniej, że może wziąć obydwa, ale ten uparł się, że ma silną wolę i potrafi zdecydować się na jeden. W ten sposób tkwiłem w jednym miejscu od dziesięciu minut.

Miałem o tyle szczęścia, że tkwiłem z nim, a nie z kimś innym. Wtedy bym nie wytrzymał i sobie poszedł. A z Magnusem nawet bezczynność jest fajna.

- Nie bierzecie żadnego żarcia? - spytał Jordan, który ustał przy mnie. Spojrzał potem na Magnusa z przymrużeniem oczu gapiącego się na brokat. - Reszta stoi przy chipsach i wybiera każdy rodzaj i smak.

- Powiedz Izzy, żeby coś nam wzięła - powiedziałem do chłopaka. - Albo Jace'owi.

- Taa... - Jordan pokiwał głową, wracając wzrokiem na mnie. - Będziecie teraz jechać z nami?

- Zmieścimy się? - spytałem z powątpiewaniem, unosząc brew w górę. - Ilu osobowy jest ten bus?

- Ośmio - zaśmiał się chłopak i oparł dłonie na biodrach. - Simon z Rebeccą siedzą na przodzie, a z tyłu, to... - zamyślił się, spoglądając w sufit. - Na kolanach Meliorna jest Isabelle, na Jasie Clary, na mnie Maia... A na ostatnich trzech siedzą Ragnor, Raphael i Catarina. Wystarczy, że Cat usiądzie na Ragnorze i...

- Raphael usiądzie na Ragnorze - wtrącił się wojowniczo Magnus.

~Magnus~
Nikt nie będzie niszczył mojego shipu. Jordan chyba uderzył się w głowę.

- Na pewno nie będą chcieli - parsknął Kyle, patrząc na mnie z uniesionymi zwycięsko brwiami.

Prychnąłem, nabierając ochoty na podstępne obcięcie chłopakowi tych jego długich, czarnych loczków.

- Będą chcieli, ale się do tego na głos nie przyznają - oznajmiłem, chwytając w ręce dwa małe pudełeczka z różowym i fioletowym brokatem, po czym spojrzałem na Aleca. - Wybacz, kotku. Miałeś rację. Wezmę oba - cmoknąłem jego policzek i z powrotem wbiłem spojrzenie w Jordana. - Jeśli ja ich do tego nie zmuszę, zrobi to Cat.

- Jeśli ci się to uda, postawię ci piwo - zaśmiał się szczerze.

Uśmiechnąłem się szeroko, jednak zanim słownie okazałem swoje zadowolenie, odezwał się Aleś.

- Bezalkoholowe - wtrącił uszczypliwie.

Jordan parsknął śmiechem i wyminął nas, pewnie wracając do reszty. A ja spojrzałem na swojego męża, nie za bardzo rozdrażniony tym, że nie będę się mu przeciwstawiał i nie napiję się procentowego alkoholu. Bo tak. Bo nie jest to dla mnie szczególnie ważne; chodzi tylko o satysfakcję. I dobry humor Alesia.

- Czyyyli... - zacząłem, rozplątując nasze dłonie, żeby objąć go w pasie. - Siadasz mi na kolanka w busie.

Owszem, poczułem się urażony faktem, iż Alec nie podskoczył ze szczęścia, jak jeszcze niedawno pewnie by zrobił. Za to zagryzł wargę, delikatnie się rumieniąc. Wzrokiem sunął po gazetach na regale, z którego wziąłem brokat.

- Tak - odparł po chwili, wyciągając przed siebie rękę. Chwycił w dłonie gazetę o zwierzętach. Na okładce prezentowały się kaczki.

- Kup to Jace'owi - zaproponowałem, palcami skubiąc materiał jego koszulki w pasie.

- Mówiłem ci już kiedyś, że nie jestem taki zły - zaśmiał się cicho, przeglądając magazyn. Zatrzymał się na stronie z krowami.

- To kup mi. Ja wręczę to naszej żółtej kaczce, jeśli będzie zachowywał się szczególnie irytująco.

Alec spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem malującym się na twarzy. Ucieszyło mnie to po tych dzisiejszych spięciach między nami. A raczej nie tyle, co spięciach, a niepotrzebnym murem. Nie wiedziałem tylko, kto ciągle go tworzy...

***
Idąc z Alekiem w stronę busa, gdzie nasi przyjaciele przepakowywali swoje plecaki, torby i niektóre zakupy do bagażnika, zastanawiałem się, jak umieszczę Raphaela na kolanach Ragnora...

To, że mi się tak wydaje, iż poniosę sukces, nie musi wcale o tym świadczyć. Ta dwójka razem jest podwójnie ciężka do zniesienia, a co dopiero przy zmuszaniu ich do czegoś... Bo dobrowolnie się do siebie nie przytulą.

- Pomożesz mi? - spytałem, obracając głowę w stronę Aleca.

- Muszę chwilę pogadać z Izzy. Poproś Cat. Albo nikogo, bo osobiście wierzę, że ci się uda - powiedział słodko, szybkim ruchem cmokając mnie w policzek. Uśmiechnąłem się, przepełniony nową nadzieją.

Przyspieszyłem kroku, kiedy Santiago i Fell wsiedli na tylne siedzenia i teraz przygotowywała się na to Catarina. Podskoczyłem do niej i chwyciłem jej ramię.

- Pomożesz mi? - zapytałem. Dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie. - Jeśli będzie trzeba, oczywiście... Muszę posadzić Raffa na kolana Ragnora.

- Co, kurwa? - spytał zaskoczony Hiszpan.

Spojrzałem w jego stronę, obawiając się dużej złości z jego strony.

- Que, joder? - warknął, patrząc na mnie z niedowierzaniem i gniewem.

To jedno przekleństwo potrafiłem sobie przetłumaczyć...

Catarina się z nas zaśmiała, bardzo tym rozbawiona, a siedzący przy zbulwersowanym Raphaelu Ragnor odkleił wzrok od okna i popatrzył po każdym z nas z uniesioną brwią. Czyli nie słuchał.

- Ragnor, zgadzasz się? - spytałem z nadzieją w głosie, i oczach, których od przyjaciela nie odrywałem.

- No! Maldita sea! - krzyknął w jego stronę Santiago.

Ragnor popatrzył na niego przez chwilę, skanując wzrokiem jego twarz i przetwarzając słowa, z których ja zrozumiałem tylko jedno. Fell potem spojrzał prosto na mnie.

- Coś ty mu powiedział? - spytał. - Mówi po swojemu wtedy, kiedy jest ostro wkurwiony.

Otworzyłem usta, lecz wyprzedził mnie Raphael.

- Ten gilipollas chce, żebym usiadł ci na kolana! - wyburczał.

Całe szczęście, że po angielsku. No, prócz słowa, którym mnie opisał. Potrzebuję słownika.

Ragnor zakrztusił się, wytrzeszczając oczy. Szok trwał tylko chwilę, bo potem zrobił się czerwony ze złości, kiedy się na mnie gapił ze zmarszczonymi brwiami. Westchnąłem niezadowolony.

- Pojebało cię, Bane.

- Quiero cortarle la garganta, pero somos amigos... - mamrotał do tego wszystkiego Santiago.

Załkałem i przeniosłem wzrok na Catarinę.

- Oj, wybacz... - zachichotała, próbując przestać. - Wasze kłótnie są zabawne.

Wywróciłem oczami, wracając wzrokiem na dwójkę chłopaków, których porządnie wpieniłem kilkoma słowami.

- Dam wam potem piwa...? - podsunąłem, chcąc spróbować innego rodzaju łapówki. - Ile chcecie i jakiego chcecie.

Już myślałem, że zostanę skrzyczany, ale ujrzałem odwrotny skutek, który podbudował moją nadzieję. Ragnor i Raphael spojrzeli na siebie, porozumiewając się bez słów. Za kilka sekund odwrócili się w moim kierunku.

- Do tego będziesz siedział w busie spokojnie, przez całą drogę - zaczął Raphael, a mi prawie że pękło serce. - Żadnego wkurwiającego brokatu czy twojego śpiewu.

- Poza tym... - Ragnor uniósł palec w górę, patrząc na mnie uważnie. - Kiedy będziemy w hotelu, masz bez marudzenia wykonywać to, co ci powiemy.

- Ale bez dużego upokorzenia przed ludźmi... - sprecyzowałem. Ich wyzwania mogą być niebezpieczne.

- Jasne, amigo - zgodził się Raphael, powoli kiwając głową.

Poczułem się tak, jakby ktoś wręczył mi ogromny worek brokatu, kiedy Raphael podnosił swoją dupę i sadzał ją na kolanach Ragnora. Fell uparcie był wpatrzony w szybę podczas tego procesu. Lecz ja już wiedziałem, gdzie chciał on spojrzeć.

- Bane! - w ramię pacnęła mnie zniecierpliwiona Cat. - Wsiadaj.

Ze zwycięskim uśmiechem pod nosem wpełzłem do busa i wygodnie usadowiłem się na środkowym siedzeniu. Spojrzałem na Raphaela, który siedział sztywno, z dłońmi na kolanach. Ragnor dalej gapił się w okno. Miałem wrażenie, że ich obydwu świerzbią ręce, żeby objąć tego drugiego.

A propos obejmowania...

- Gdzie mój mąż? - spytałem, obracając głowę w lewo, na otwarte drzwi, przez które weszła Catarina i usiadła obok mnie.

Moje kolana aż zaczęły drżeć, przejmując się tą nieobecnością.

- Na parkingu... - mruknął ozięble Ragnor. - Rozmawia z Isabelle.

A, no tak, wspominał o tym...

Oparłem się ręką o podłokietnik dzielący mnie i mój ship, między szyją a twarzą Ragnora zaglądając przez szybę.

Zobaczyłem oddalonych o kilka metrów od busa Isabelle i Aleca. Twarzy męża nie widziałem, bo był odwrócony w naszą stronę plecami, ale za to Isabelle wyglądała na rozbawioną i rozczuloną jednocześnie.

Poczułem nieznośną ciekawość...

~Alec~
- Oj, Alec... - chichotała Isabelle, kiedy ja, zestresowany, bawiłem się palcami. - Ty mała boidupo... Przecież ja jeszcze pamiętam, jak klepaliście się z Magnusem po tyłkach i śmialiście się z tego jak powaleni.

- No... Ale kiedyś było inaczej... - jęknąłem, z trudem brnąc w tą rozmowę. Jednak musiałem uzyskać jakieś rady, chociaż jedną. - Teraz to ma inne znaczenie...

- O co ty mnie prosisz, tak w ogóle? - parsknęła śmiechem, kręcąc głową i patrząc na mnie z czułością w oczach.

- O radę... - westchnąłem. - Żebyś powiedziała mi, co mam robić, kiedy Magnus mówi te swoje zboczone teksty czy w ogóle się tak zachowuje, bo ja wtedy za bardzo panikuję, a jego to przeraża i potem się mnie pyta, o co chodzi, ale ja mu przecież tego nie powiem... - próbowałem nie plątać się we własnych słowach. - I aż oboje czujemy się tak, jakbyśmy się od siebie oddalali, jak wtedy, kiedy się w nim zakochałem i zacząłem go unikać...

- Dobra, czekaj... - Isabelle się zamyśliła, wpatrując się we mnie. - Powiedziałeś "ale ja mu przecież tego nie powiem". Czego nie chcesz powiedzieć?

- No, tego, o co mi chodzi... - wymamrotałem nieśmiało.

Nie byłem zbytnio zadowolony z tego, że znowu musiałem myśleć o seksie, zamiast dostać zwyczajnej, siostrzanej rady na moje problemy...

- A o co ci chodzi?

- Powiem ci potem, jeśli chcesz wiedzieć... - westchnąłem cicho. - Teraz musimy się śpieszyć, bo reszta czeka w busie... No, to co mam robić, żeby Magnus się nie martwił?

- Uśmiechaj się? - zaśmiała się dziewczyna i wzruszyła ramionami. - Zwykle bawiły cię jego podrywy... Ok, wiem, że teraz ma to inne znaczenie - dodała szybko, kiedy już otwierałem usta. - A gdy Magnus powie coś zboczonego, możesz panikować, ale z uśmiechem. I nie uciekaj od niego, Alec, no... - parsknęła, nadal mając ze mnie bekę. - Najgorzej jest, kiedy uciekasz. Jak powie jakiś ten swój tekst, pstryknij go w nos czy coś. Rób to, co zwykle byś robił. Bądź szczery i bądź sobą. I nie unikaj go. Przecież mu ufasz.

- Dobra... - kiwnąłem głową, czując rozchodzącą się po mnie ulgę.

Isabelle ma rację... To świetnie, bo do Jace'a raczej bym nie poszedł z tą sprawą. Wyśmiałby mnie i w dodatku powiedział Clary, a ona Simonowi, lub w ogóle Magnusowi... Jak dobrze, że mam siostrę.

Głośny klakson busa wytrącił mnie z zamyślenia.

- Chodź, żelazna dziewico - powiedziała Isabelle, omijając mnie i z podniesioną brodą idąc w stronę pojazdu.

Ruszyłem za nią, ciesząc się z tego, że bez obaw będę mógł tulić się do Magnusa, bo nawet jest to wskazane, żeby ominąć kłótnie i niewygodne rozmowy... Oczywiście też to wiedziałem, ale po słowach Izzy nabrało to większego sensu. I pobudziło mnie do działania.

~Magnus~
Kiedy już widziałem Aleca podchodzącego do boku busa, żeby do niego wsiąść, zauważyłem na jego twarzy swego rodzaju zadowolenie, jakby zrobił albo usłyszał coś dobrego... Muszę się dowiedzieć, o czym rozmawiał z siostrzyczką.

Alexander wszedł do busa, a Catarina zasunęła za nim drzwi. Chłopak bez żadnych ceregieli, słów czy spojrzeń opadł bokiem na moje kolana, przyklejając się do mojego torsu jak naklejka do kartki.

O! Miło.

Zamruczałem z dużym zadowoleniem i objąłem go ramionami, splatając palce na jego biodrze. Bus powoli ruszył, a ja, ignorując coraz głośniejsze rozmowy między naszymi przyjaciółmi, cieszyłem się bliskością mojego męża. Który usiadł na mnie tak słodko i chętnie.

- O czym rozmawiałeś z Isabelle? - spytałem cicho, opierając brodę na jego włosach.

- O tobie... - odpowiedział również cicho. Patrzył się w szybę od strony Cat, bo dziewczyna pochyliła się do przodu i gadała z Jordanem i Maią.

- O, a jakieś szczegóły? - zapytałem ciekawsko.

Powinienem przyczepić do niego jakiś mini mikrofon i podsłuchiwać jego rozmowy...

- Idę spać... - mruknął, wywijając się od tematu. - Pewnie będziemy jeszcze długo jechać...

- Nie odpowiesz mi na moje pytanie? - załkałem smutno.

- Kiedy indziej...

Chciałem zaprzeczyć, żeby dowiedzieć się od niego czegoś więcej, jednak nie miałem na to serca, kiedy Aleś uroczo pokręcił się na mnie, szukając pozycji do spania. Jak Prezes, kiedy przychodzi do mnie w nocy.

Alexander podwinął do siebie nogi i skrzyżował ręce na piersi, głowę luźno kładąc na mojej klatce i opierając skroń na obojczyku. W tamtej chwili całkowicie leżał na mnie, jakby ktoś go poinformował, że wszystko oprócz mnie to lawa.

Poziom uroku mu się zwiększył.

- Śpij dobrze... - westchnąłem i poluźniłem swój uścisk, aby było mu wygodniej.

***
Naprawdę cierpiałem, kiedy w busie zaczęła pobrzmiewać piosenka "Rockefeller Street" a ja nie mogłem jej udoskonalić swoim głosem, bo Raphael i Ragnor mi zabronili...

A żeby jeszcze bardziej mnie dobić, oni sami zabrali się do śpiewu, mimo, że nie lubili tego robić. Teraz to robili, patrząc mi prosto w oczy i szczerząc się jak dwa debile... Jakby zapomnieli, że słodko wyglądają, siedząc sobie na kolankach.

- One, two, seven, three! - śpiewali radośnie wszyscy, z wyjątkiem biednego mnie...

I Aleca, bo on dalej spał. Albo udawał, że śpi, ale w każdym razie spokojnie sobie na mnie leżał.

Wtopiłem palce w jego miękką czuprynę, żeby się nie wkurwiać, kiedy Raphael krzyczał mi prosto do ucha refren piosenki.

Uh, kiedy dojedziemy w końcu do tego hotelu...

***
Patrzyłem, jak Ragnor i Raphael z zaangażowaniem zerują szklane butelki piwa. W końcu Jordan miał mi je postawić za umieszenie Raffa na Fellu, a z kolei oni za ten czyn domagali się alkoholu ode mnie. Skorzystaliśmy oczywiście z pełnoletniości Rebecci.

Siedzieliśmy pod parasolem wokół okrągłego stołu przed jakimś małym barem, przy którym urządziliśmy sobie postój, zanim znajdziemy sobie hotel. Zbliżała się godzina siedemnasta.

Słuchając wiwatów i kibicowania ekipy kierowanych do chlejących piwo, Ragnora i Raphaela, musiałem przyznać, że się nudziłem, bawiąc się w dłoniach prawie pustą puszką od trzeciego już energetyka.

Czułem się tak dlatego, że nie miałem przy sobie Aleca. Śpioch dalej nie uczestniczył z nami w rzeczywistości i nawet nie zamruczał przez sen wtedy, kiedy musiałem go podnieść, by wyjść z busa, gdy zaparkowaliśmy. Nie miałem pojęcia, co go tak zmęczyło.

Cóż, chociaż nie zostawi mnie samego w nocy. Gdyż na pewno szybko nie pójdę lulu po kilku napojach energetycznych. Zawsze mocno na mnie oddziaływały.

- Będziesz pił? - spytał Jordan, który siedział obok mnie. - Rebecca idzie po jeszcze kilka piw. W sumie nie wiem, czy kupi je dla siebie czy dla nas, ale można ją łatwo namówić na dzielenie - zaśmiał się.

- Niee... - wzruszyłem ramionami, patrząc się w czarną puszkę w moich dłoniach. - Alexander wyczuje. Poza tym, schlałem się energetykami. Idę do kibelka, a potem do busa - oznajmiłem i wstałem od stołu, zmierzając w stronę wejścia do środka baru.

~Alec~
Obudziłem się jakieś piętnaście minut temu, sam w busie. Jednak uspokoiłem się, kiedy przez otwarte drzwi zobaczyłem bar, a przy jednym ze stolików ustawionych przed budynkiem moich przyjaciół. Magnusa zasłaniali mi Jordan i Maia, ale wystarczyło mi tyle, że widziałem jego postawione włosy.

Od dziesięciu minut gapiłem się w telefon, szukając w internecie informacji na temat seksu dwóch mężczyzn. Byłem naprawdę zdesperowany, by to robić, ale musiałem się douczyć...

Jednak teoria teorią, a opinii tyle, ile ludzi na świecie... I komentarz każdego jest inny. Dostawałem ciarek za każdym razem, kiedy czytałem słowa tych, którzy pisali, że ich bolało.

Nakręcałem się przy tym na coraz większy strach, jednak nie wiedziałam, co mógłbym na to poradzić... Nie wiedziałem też, jak byłoby ze mną, ale, jak zwykle, w mojej głowie na pierwszym miejscu były negatywne scenariusze. I weź tu bądź wyluzowanym...

Prawie spanikowałem, kiedy zobaczyłem Magnusa idącego w stronę busa.

Szybko powyłączałem strony, które czytałem, drżącymi palcami pozbyłem się historii przeglądania i potem, aż do momentu, kiedy Magnus był już przy drzwiach pojazdu, sprawdzałem, czy rzeczywiście nie ma śladu po tym, czego szukałem.

Odetchnąłem z ulgą, gdy wszystko sprawnie zataiłem i schowałem telefon, kiedy Magnus wlazł do busa, uśmiechając się do mnie.

Podniosłem się i przeskoczyłem tyłkiem na siedzenie Ragnora i Raphaela. Azjata usiadł na te nasze i oparł się łokciami o dzielący nas podłokietnik. Nie przestawał nachylać się w moją stronę.

Poczułem początkowy stres, ale udało mi się to przezwyciężyć, kiedy przypomniałem sobie rady Isabelle. I swoje niektóre myśli, powtarzające mi, żebym tak nie przesadzał i po prostu był sobą...

Zbliżyłem się do Magnusa i sam zainicjowałem pocałunek.

~Magnus~
Zamruczałem z aprobatą, gdy Aleś mnie pocałował. Oddałem gest, przy okazji kładąc dłoń na jego udzie, by sprawdzić jego reakcję.

Drgnął, jednak nie uciekł, czego się ze strachem spodziewałem. I uśmiechnąłem się w jego usta, kiedy zrobił coś przeciwnego.

Naparł bardziej na moje wargi, całując mnie zachłanniej. Przybliżył się, prawie że wpełzając na podłokietnik między nami, z czego próbowałem się nie zaśmiać, bo naprawdę mnie to rozbawiło.

I ucieszyło, bo mogłem odebrać to jako znak do powrotu mojego Alexandra, który sam łaknie czułości, zamiast od nich uciekać... Chyba znowu wszystko jest w brokatowym porządku.

- Ej!

Całowałem usta Lightwood'a, nie mając zamiaru przestać tego robić, ale on sam się odsunął, kiedy ktoś zapukał w ścianę busa. Nawet nie chciałem się odwrócić, by spojrzeć na tego idiotę, który nam przerwał.

- Już jedziemy - powiedział za mną Raphael.

No, wiedziałem, że idiota.

Wywróciłem oczami, oblizując usta, by choć troszkę poczuć smak warg Alexandra...

Potem opadłem na oparcie swojego fotela, a Alec wlazł na moje kolana, znowu się skulając, żeby przepuścić Raphaela i Ragnora, którzy siadali na ostatnie miejsce.

Kiedy reszta ekipy pakowała się do pojazdu, ja szczelnie objąłem swojego męża, przyciskając usta do jego skroni. Czekałem, aż dojedziemy do hotelu.

***
Stojąc przy Alesiu i ściskając ramiączko od mojego plecaka, z uznaniem rozglądałem się wokół siebie, po holu czterogwiazdkowego hotelu.

Taki znaleźliśmy w pobliżu naszej trasy, więc nie szukaliśmy dalej, bo po co? A wybraliśmy ten drogi też z tego powodu, że Isabelle w pewnym momencie jazdy zaczęła się chwalić, że Robert dał jej swoją kartę kredytową.

Alec nie chciał komentować głupoty ojca i łasej na drogie rzeczy siostry, więc siedział cicho, spoglądając z zawodem to na Izzy, to na mnie, czym mnie rozśmieszał. Jakbym mógł cokolwiek zrobić w tej kwestii. Przecież dla mnie też się to podobało.

- Ej, Bane.

Odwróciłem się w stronę głosu, który wypowiedział moje nazwisko. W moją i Aleca stronę szedł Ragnor z Raphaelem. Uśmiechali się chytrze.

Do mojej głowy nagle przyszły wcześniejsze słowa Ragnora... "Poza tym.... Kiedy będziemy w hotelu, masz bez marudzenia wykonywać to, co ci powiemy."

A ja się zgodziłem.

- Tak? - spojrzałem na nich niepewnie, zerkając wokół siebie.

W holu była nasza ekipa, kilka pracowników hotelu, dwójka ochroniarzy przy drzwiach i kilkoro innych ludzi... O, czyli nie będzie dużego upokorzenia.

- Widzisz te kolumny wokół? - Raphael uniósł brwi, wykonując okrążny ruch ręką.

- Są wszędzie. Oczywiście, że je widzę - odpowiedziałem, wzrokiem szybko przelatując po bokach. Przy ścianach holu prezentowały się beżowe, dość cienkie, ozdobne kolumny.

- Zatańcz coś na nich - powiedział Ragnor i założył ręce na piersi. - Jak śliczna striptizerka na róże.

- Ee... Dziękuję za komplement? - westchnąłem pod nosem, wiedząc, że nie mogę się teraz wycofać.

- Przypominam ci, że miało być bez marudzenia... - dodał Raphael, mrużąc oczy i wskazując na mnie palcem.

- Wcale nie marudzę... - mruknąłem, spoglądając w bok. Zeskanowałem wzrokiem Aleca, który miał spuszczoną głowę. Trzęsły mu się ramiona. - Fajna beka z męża, prawda? - spytałem wymownie, zdając sobie z tego sprawę.

- Trochę tak... - Alec, próbując nie śmiać się bardziej niż w tamtej chwili, uniósł głowę i odgarnął grzywkę z oczu. Potem spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie. - No, idź.

- Tylko dajcie mi brokat... - wymamrotałem, ściągając plecak z ramion i przeszukując jego kieszonki w poszukiwaniu dwóch proszków, które Alec kupił mi przy pierwszym przystanku.

Nie będę marudził ani się wykręcał. Tańczyć umiem perfekcyjnie. W stylu striptizerki też. I będę się świetnie przy tym bawił, a ta kolumna razem ze mną.

Przy okazji zawstydzę rozbawionego teraz Alexandra na potęgę, tak bardzo, że z namiotem w spodniach ucieknie do toalety. O!

~Alec~
Z rozbawieniem spojrzałem na Magnusa, który, kiedy już znalazł swoje magiczne pyłki, odkręcił obydwa i uniósł je w dłoniach nad głowę. Towarzyszący mu poważny wyraz twarzy bawił mnie jeszcze bardziej. Aż miałem ochotę uściskać stojących obok Ragnora i Raphaela...

Jednak musiałem przyznać, że kiedy Magnus obsypywał się tym brokatem i kręcił przy tym głową, wyglądało to fantazyjnie.

Po tym czynie zakręcił resztę brokatu, zamknął na chwilę oczy, wziął oddech i ignorował głos Raphaela, który mówił mu, żeby się pospieszył. Po kilku sekundach wcisnął do plecaka pozostałości brokatu i, mieniąc się w światłach holu jak Supernova, pomaszerował w stronę rzędu kolumn.

Zagryzłem wargę, kiedy widziałem, jak kręcił biodrami... I raptownie przestało mi być do śmiechu. Przecież nie mogłem przewidzieć, co Magnus ma zamiar zaprezentować w swoim tańcu...

Nagle szukając koła ratunkowego, wbiłem wzrok w Santiago i Fella.

- Czekam na moment, aż ochrona się do niego przypieprzy - powiedział zadowolony z siebie Raphael.

- Poczekamy, aż go wyrzucą? - spytał Ragnor. Oboje ciągle obserwowali Magnus.

- A ten co robi? - wtrąciła się nagle Catarina, która podeszła do nas i zatrzymała się przy Ragnorze. Marszczyła brwi, kiedy patrzyła w stronę mojego męża. Potem wystrzeliły one w górę. - Aha... Cóż, no, ma w sobie ten seks.

Boże, po tych słowach nie ma opcji, żebym tam spojrzał!

Przestraszyłem się, kiedy Raphael wyglądał na zdziwionego, a Ragnor tak, jakby przegrał, po czym spojrzał na mnie...

- N-no co? - aż się zająknąłem, bojąc się, o co może mu chodzić.

Ragnor bez słowa chwycił mój podbródek i stanowczo nakierował moją twarz w kierunku Magnusa...

Rozluźniłem się, a serce przestało mi walić jak szalone. Magnus zwyczajnie świetnie się bawił, szczerząc się i kręcąc się wokół kolumny, którą objął jedną ręką. Tylko ta noga, zgięta w kolanie i oparta o bok kolumny... Gdyby nie te jego czarne, lateksowe spodnie...

Uh, dobra... Wdech i wydech, i będzie dobrze...

- Magnus, wywijaj tak jak przed chwilą! - krzyknęła zachwyconym głosem Clary.

Kątem oka zerknąłem w bok, skąd usłyszałem dziewczynę. Ona, Jace, Jordan, Maia i Meliorn siedzieli na środkowej kanapie holu i z rozbawieniem patrzyli na Magnusa. Rebecca, Simon i Isabelle wciąż stali przy ladzie, ale czasami zerkali w stronę mojego męża. Nawet kobieta za ladą to robiła i wyglądała wtedy na zdezorientowaną.

Nagle złapałem wzrok mojej siostry. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i palcem wskazała w kierunku azjaty.

Uh... Zebrałem w sobie wewnętrzną siłę i przekręciłem głowę w tamtą stronę.

Magnus, stojąc do nas bokiem, przykleił do kolumny brzuch. Wypiął pośladki okrasane przylegającym, błyszczącym lateksem, i rozkładając nogi na boki, szybko zjechał tak w dół, a potem uniósł się z powrotem w górę.

Przełknąłem ślinę, czując jednocześnie przerażenie, podniecenie, gorąc i zimno... To w ogóle było możliwe...?! Matko, umrę zaraz, bo to niezbyt możliwe...

Poczułem się tak, jakbym wpadł do wulkanu, kiedy Magnus ustał przodem w naszą stronę, opierając się plecami o kolumnę. Powolnie zjechał w dół, rozkraczając na boki nogi zgięte w kolanach. Potem pnął się w górę z rękoma opartymi nad swoją głową, biodrami zataczając wolne koła.

Koszulka podwinęła mu się przy wcześniejszym ruchu, dlatego na karmelkowej skórze widać było kawałek gumki od bokserek. To ani trochę nie pomogło mi się uspokoić.

Do tego słyszałem głośne gwizdy przyjaciół, którzy najwyraźniej dobrze się bawili, zachęcając Magnusa do śmielszych ruchów... I zachęcili.

Taniec stał się bardziej wyuzdany, brokat mienił się w oczach z większą siłą, a ja już nie miałem pojęcia, czy chciałem stamtąd uciec czy sam dołączyć do kibicowania.

Myślenie trochę mi osłabło, kiedy sunąłem wzrokiem po wijących się, długich, wyeksponowanych przez ciasne spodnie nogach, złotej klamrze na pasku, kręcących się na boki, w górę i dół biodrach, kawałku ciemnej skóry, jasnej koszuli...

Jechałem wzrokiem coraz bardziej w górę. Mimowolnie sam zacząłem kiwać się na boki, kiedy robił to Magnus, tylko z większą werwą i precyzyjnymi ruchami.

- Uh, za dużo na moje oczy... To był zły pomysł - narzekał głos, albo Raphaela albo Ragnora. Nie potrafiłem stwierdzić.

Kiedy dotarłem spojrzeniem do twarzy azjaty, zobaczyłem, że zielonozłote oczy są wpatrzone prosto w moje. Skrzyły się zmysłowo i nie pozwalały oderwać od siebie wzroku. Dopiero od tego spojrzenia poczułem, że mocno parzą mnie policzki. Pozostawało mi chyba tylko westchnąć z rozkoszy.

W czasie, gdzie Magnus wił się dalej, tylko wokół kolumny, podszedł do niego jeden z ochroniarzy. Mówił coś do niego, ale Magnus ani nie zwolnił ani się nie zatrzymał.

- Bane! - krzyknęła chyba Catarina. - Daruj sobie i wracaj!

Aż poczułem niedosyt na myśl, że Magnus zaraz będzie musiał przerwać... I zdziwiło mnie to.

~Magnus~
- Proszę pana... - mówił do mnie facet w granatowym mundurku, kiedy ja kręciłem się wokół kolumny. - Proszę pana, proszę, aby pan przestał.

- Proszę nie mówić do mnie na "pan" ponieważ czuję się wtedy staro i nudno - wymamrotałem, nie zaszczycając go nawet moim spojrzeniem. - A ja, jak pan widzi, jestem młody, niesamowity, piękny, lśniący...

- Proszę pana...

- Chce pan brokatu? - przerwałem mu, odchylając głowę do tyłu i dwoma rękoma trzymając się mojego długiego, tanecznego partnera. - Do wyboru jest różowy i fioletowy...

- Proszę pana, bo będę zmuszony wyprosić pana z naszego hotelu...

- Magnus! - krzyknął Meliorn. - Nie drażnij ochrony!

- Lubię drażnić! - odparowałem z buntem w głosie.

- Proszę pana... - zaczął znowu mężczyzna, ale tym razem w jego słowa wcięła się Cat.

Jak dobrze, bo na serio przynudzał.

- Bane, kretynie! - wrzasnęła, aż zatrzymałem swoją własną karuzelę. Bardziej odchyliłem się do tyłu, patrząc do góry nogami na niezadowoloną twarz ochroniarza. - Chodź żesz!

- A jak nie, to co mi zrobisz?! - zapytałem arogancko.

- Ja nic! Reszta też nic! Alec wniesie o rozwód!

Upadłem na plecy.

- Wcale nie! - pisnął szczerze zaskoczony Alexander.

Odetchnąłem, patrząc na usatysfakcjonowanego ochroniarza, który wycofał się w stronę wejścia hotelu, tam, gdzie stał jego kolega ubrany w taki sam strój.

Rozciągnąłem się po podłodze, wyginając plecy, zanim wstałem na nogi. Poprawiłem koszulę i ruszyłem w stronę mojego męża i stojącej obok niego Catariny, wypatrując Raphaela i Ragnora, ale gdzieś się zmyli. Ha, tchórze.

- Nie musisz mówić, że było pięknie, Cat - powiedziałem z uśmiechem do dziewczyny, kiedy już otwierała usta. Potem spojrzałem na Aleca. - Podobało ci się?

Aleś nie odpowiedział. Stał w ciszy, drapiąc się po łokciu i patrząc na mnie pociemniałymi oczyma. Policzki były zarumienione.

Przypomniałem sobie jego wzrok, kiedy patrzyłem na niego w czasie tańca. Oczy miał rozszerzone tak samo jak źrenice, zupełnie jakby zażył jakiś narkotyk. Właśnie to zachęciło mnie do bardziej seksownych wywijasów, a nie doping przyjaciół.

Miałem satysfakcję z tego, że działam na Alexandra tak samo, jak on na mnie.

No, cholera, miałem wrażenie, że Lightwood'owi zachciało się skoczyć ze mną do łóżka i odprawiać inny taniec! Albo za bardzo się nakręcałem.

- Załatwione! - jęknęła ukojona Isabelle, podchodząc do nas. Zawiesiła się ręką na ramionach starszego brata, który zamrugał powiekami, odrywając ode mnie wzrok. - Wybaczcie, że tak długo.

- Izzy zapomniała kodu PIN do karty - powiedział z boku Simon, który chwilę temu kroczył za dziewczyną.

- Simon, mogłeś wymyśleć coś ciekawszego - oburzona Isabelle spojrzała na Lewisa.

- Niby co mógł wymyśleć ciekawego o wynajmowaniu pokoi w hotelu? - spytał Meliorn. Nasi przyjaciele już nas otoczyli. Z wyjątkiem mojego shipu, który gdzieś uciekł...

Kiedy postanowiłem zignorować powstającą dyskusję o tym, co zaskakującego mogłoby się wydarzyć przy hotelowej ladzie, spojrzałem na Aleca. Wyglądał co najmniej tak, jakby chciał sprawdzić, ile wytrzyma z plastrem cytryny w ustach.

Krzywił się na obficie czerwonej twarzy, choć było widać, że stara się tego nie robić. Pojechałem wzrokiem w dół po jego rękach, które przy dłoniach krzyżowały się przed jego kroczem, zasłaniając rozporek... Czyżby coś mu tam się obudził? O, tak.

No, w końcu tego chciałem.

Uśmiechnąłem się zwycięsko, mimo tego, że nie chciałem w tamtej chwili zaczynać zasypywać Alesia dwuznaczymi tekstami o wieży Eiffla w spodniach, bo w końcu nie byliśmy sami... Wypadałoby pozbyć się towarzystwa.

- Idziemy już do pokoi?! - podniosłem głos, żeby skutecznie wbić się w ich trwającą debatę. Udało mi się ich uciszyć.

- A potem do restauracji, bo jestem cholernie głodna - oznajmiła Isabelle, wyciągając rękę w moją stronę. Wziąłem od niej klucz z wygrawerowanym numerkiem pokoju. - Spotkamy się tam wszyscy za około godzinkę, ok?

Ekipa wydała z siebie zadowolony dźwięk zgody, po czym szybko się rozproszyli. Znaczy, całą grupką idąc w stronę dużego wejścia, gdzie zaczynał się szeroki korytarz z zielonym dywanem. Na obydwu białych ścianach rzędem z większymi odstepami ciągnęły się czarne drzwi.

Schyliłem się, chwytając w ręce swój cekinowy plecak. Zarzuciłem go sobie na ramiona, ściskając w jednej dłoni klucz, po czym spojrzałem na stojącego przede mną Alexandra. Dalej nie wyglądał najlepiej...

Powstrzymałem się od śmiechu.

- Magnus? - zapytał zbolałym tonem, patrząc na mnie ze strachem i prośbą w błękitnych oczkach. - Gdzie tu jest łazienka...?

Po tym już się zaśmiałem.

Na szczęście nie zrobiło to większego wrażenia na Alecu, który po prostu patrzył się na mnie cierpliwie, wyczekując odpowiedzi, która uratowałaby jego ręce zmuszone do zakrywania erekcji.

- Pójdziesz w pokoju. Chodź - uśmiechnąłem się do niego ciepło, żeby już tak się nie stresował.

Objąłem go jedną ręką w pasie, obróciłem i poprowadziłem w stronę korytarza.

Gdy już nim szliśmy, miałem wrażenie, że Alec chce przyspieszyć, ale nie chciał mnie wyprzedzać. Przez co sam przyspieszyłem kroku. Lada chwila, a zjadłby go ten strach, czego bardzo nie chciałem.

Podszedłem do czarnych drzwi z numerem piętnastym. Wsadziłem kluczyk do złotego zamka, przekręciłem go i otworzyłem drzwi.

Alexander od razu wpadł do środka, zrzucając z siebie swój czarny plecak, rzucając go na łóżko i pędząc do pierwszych drzwi, jakie zobaczył w pokoju. Czyli wszedł do pomieszczenia z tymi brązowymi, w ścianie przy łóżku. Nie wydawało mi się, żeby była to łazienka...

- Kuźwa, to garderoba... - wypadł stamtąd z powrotem, panikując, dopóki nie zobaczył białego prostokąta w prostopadłej ścianie. Przeciął pokój w dwie sekundy i już go nie było.

Zacząłem się śmiać. To wyglądało tak dziewiczo i skończyło się tak szybko...

Dalej chichocząc pod nosem, zamknąłem za sobą drzwi. Rzuciłem plecak w stronę tego Aleca, zanim rzuciłem się brzuchem na łóżko. Było wygodne i miękkie. Nie narzekam.

Potem obróciłem się na plecy i rozglądnąłem po pomieszczeniu. Pokój był utrzymany w dwóch kolorach; bieli i brązie. I był duży, co mi się podobało. I była też garderoba, którą odkrył Aleś... Ale przecież i tak nie użyję jej wystarczająco. Jesteśmy tu na jedną noc.

Zorientowałem się, że nawet nie wiedziałem, czy nadal byliśmy w Nowym Jorku czy w innym Stanie.

Wzruszyłem ramionami, wyciągając rękę w bok, w stronę czarnego plecaka z białym napisem Adidas. Otworzyłem go i poszperałem trochę w środku, nim między ubraniami znalazłem to, czego szukałem.

Póki Alexander odświeża się w łazience, ja przeszukam sobie jego telefon. Może znajdę coś wartego mojej uwagi.

Ułożyłem się wygodnie, wyciągając urządzenie przed swoją twarzą. Trzymałem to w mocnym uścisku. Byleby nie spadł mi na nos.

Nie znajdując niczego nadzwyczajnego w galerii, SMS-ach i kontaktach, kliknąłem w ikonkę internetu. W ustawieniach znalazłem historię przeglądania. Może mój Aleś odwiedzał ostatnio jakieś mroczne strony...

Punkty w historii były od najstarszej daty. Wywróciłem na to oczami i szybko przesuwałem się do góry, na te z ostatnich kilku dni. Ujrzałem wpisy do nagrań z łucznictwem, nut do gry na skrzypcach... Jakieś książki... Aż nagle zobaczyłem coś, co sprawiło, że prawie upuściłem telefon.

Przeczytałem wpis "Czy stosunek chłopaka z chłopakiem boli?". Obok była data... Dzisiejsza! A godzina... Szesnasta dwadzieścia dwa

Zmarszczyłem brwi, orientując się, że w tym czasie zatrzymaliśmy się przy barze. Alec został wtedy w busie, bo w końcu zasnął na długo... Kiedy do niego przyszedłem, już nie spał.

Nie zdążył usunąć wszystkich stron, które przeglądał... Co było mi na rękę.

Wprawdzie nie powinienem się dziwić, że szuka on takiego czegoś w internecie, bo czemu by nie... Ja wpisywałem w przeglądarkę gorsze rzeczy. Tylko, że Aleś... Po prostu się nie spodziewałem. Czyżby chciał uprawiać ze mną miłość?

Przerwałem rozmyślania, kiedy usłyszałem otwieranie drzwi od łazienki. Podniosłem się do siadu i odłożyłem telefon Aleca na bok, po czym spojrzałem w jego stronę z zaciekawieniem.

Lightwood wyglądał już na spokojnego, choć i tak można było się dopatrzyć na jego twarzy odrobiny wstydu. Podrapał się po głowie, nie patrząc na mnie, tylko oblatując wzrokiem nasz pokój.

- Każdy wziął dwuosobowy pokój? - spytał po kilku sekundach, okrążając łóżko, żeby podejść do swojego plecaka leżącego przy mnie.

- Oni wzięli sobie apartament.

Nie odrywałem od niego wzroku, czekając, aż on na mnie spojrzy. I po moich czterech słowach zrobił to, kiedy wyciągał ręce po plecak. Zastygł w bezruchu.

- To... Dlaczego nie jesteśmy z nimi? - zapytał, początkowo neutralnie i z lekkim zaciekawieniem.

- Powiedziałem Izzy, żeby wzięła nam dwuosobowy - oznajmiłem, podnosząc się do siadu.

Alec zamrugał, nadal nie łapiąc aluzji.

- Dlaczego? - powtórzył.

Prawie się zaśmiałem.

- Przecież wiesz... - zamruczałem seksownie, uśmiechając się z wyższością, kiedy Alec się zaczerwienił. - Możemy cały wieczór u nich spędzić, ale za to w nocy... - poruszyłem dwuznacznie brwiami, na co Alec tym razem przełknął ślinę, już chyba rozumiejąc, do czego zmierzam. - W nocy będziemy sami... Myślisz, że po co, wtedy, kiedy byliśmy u mnie, chciałem, żebyś wziął prezerwatywy i lubrykant?

Alec, kiedy już kompletnie wiedział, co insynuuję, gwałtownie się wyprostował, zapominając o swoim plecaku. Zrobił się cały czerwony i patrzył w brązową narzutę na łóżku, myśląc o czymś pod kopułą. Cały czas go obserwowałem.

Kiedy jego usta się poruszyły i uśmiechnął się odrobinę, ni to nerwowo, ni to tak zwyczajnie, mój mózg poinformował mnie o tym, że miałem rację.

Alesiowi spodobała się moja krótka gatka i sugerowanie tej czynności, jaką możemy robić w nocy... Czyli rzeczywiście tego chciał!

Mimo tego, że okazywał to dość dziwnie, jak na niego... Cóż, pewnie się wstydził.

Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na Aleca, kiedy ten nagle się ruszył i pomaszerował w stronę drzwi.

- I-idę na chwilkę do Izzy... - zająknął się, i mimo, że było to bardzo słodkie, nie pozwoliłem mu na wyjście z naszego pokoju hotelowego. Gdyż poczułem nagłą potrzebę tulenia.

- Aleś! - podniosłem głos, żeby chłopak zwrócił na mnie uwagę. Jednak szedł dalej. - Alexander! Mężu!

Lightwood powoli się zatrzymał, tuż przed drzwiami. Spuścił głowę, pokręcił nią, a potem odwrócił się w moją stronę, odgarniając grzywkę na bok.

- Poprzytulałbym się... - wymamrotałem prosząco i dla zwiększenia skuteczności mojej prośby, wydąłem dolną wargę, wyciągając rozłożone ręce w stronę Aleca.

Juz widziałem to wahanie na jego twarzy. I błękitny, zamyślony wzrok biegnący po łóżku, czasami zatrzymujący się na mnie. Żaden z nas nie miał prawa zrezygnować z tulenia, jeśli ten drugi dosadnie przekazywałby takie chęci.

- Ale... - zaczął niepewnie, wskazując na drzwi za sobą. - Miałem iść do Izzy...

- Nie. Mieliśmy spotkać się za godzinę w restauracji, to spotkamy się za godzinę w restauracji. Potem do nich pójdziemy i wtedy z nią pogadasz - oznajmiłem stanowczo, nie opuszczając rąk.

Dlaczego ten kretyn próbuje się tak wykręcać?

Alec w końcu westchnął, odsuwając się od wyjścia. Spojrzał na mnie ugodowym wzrokiem.

- Ale zejdź z łóżka - powiedział.

Nie rozumiałem, po jaką cholerę miałem to zrobić. Jednak nie chcąc się z nim sprzeczać o taką głupotę, wykonałem jego polecenie.

Zszedłem z łóżka i usiadłem na dywanie. Uniesione ręce, które wciąż czekały na Lightwood'a, zaczęły bezgłośnie prosić, abym je opuścił.

Alexander w końcu zaczął iść w moją stronę, na co tęsknie czekałem od jakiejś minuty. Ukląkł przede mną i objął w ramionach.

Mruknąłem z przyjemnością, czując jego ciało na swoim. Przytuliłem go mocniej i pociągnąłem w swoją stronę, zapominając o kontrolowaniu równowagi... I dlatego opadłem na plecy, a Alec na mnie. Mąż parsknął śmiechem.

I leżeliśmy tak w ciszy do czasu, aż telefon któregoś z nas nie zadzwonił.

***
~Alec~
Siedziałem przy rogu stołu w hotelowej restauracji, w której mieliśmy się spotkać. Każdy zajadał się swoim zamówionym wcześniej jedzeniem; owocami morza, sushi, ciastami i innymi potrawami... A ja piłem sobie sok truskawkowy, gdyż nie miałem na nic ochoty. Od stresu zaczął boleć mnie brzuch, więc jak miałem cokolwiek przełknąć, nie licząc napojów?

Do tego wszystkiego musiałem czekać, aż wszyscy się najedzą, żeby w końcu pójść do apartamentu ekipy, by spokojnie porozmawiać z Isabelle o tym, co mówił mi Magnus...

Prawie zemdlałem, kiedy azjata czysto oznajmił mi to, że chce uprawiać ze mną seks. W końcu w swojej wypowiedzi przytoczył prezerwatywy z lubrykantem, noc sam na sam i to, że specjalnie załatwił nam oddzielny pokój z dwuosobowym łóżkiem...

Uśmiechnąłem się wtedy, bo spanikowałem i przypomniałem sobie radę Izy, która proponowała mi reagować właśnie tak... Ale to był cholernie zły pomysł! Magnus wtedy tylko bardziej się nakręcił! Chyba zatoczyłem błędne koło.

A im bardziej zbliżała się noc, tym bardziem byłem przerażony...

Mocniej ugryzłem czarną słomkę, przez którą piłem sok, myśląc, że dam radę skupić uwagę na tym, ale oczywiście nie wyszło...

- Upolowałem owocki - odezwał się z dumą Magnus, który podszedł do naszego stolika z dużą miską różnych owoców, którą trzymał w rękach. Poszedł po nie minutę temu, bo nie smakowały mu zamówione przez niego smażone kałamarnice.

Usiadł z powrotem naprzeciw mnie, kiedy znalazł na blacie miejsce na miskę po tym, jak ekipa poprzesuwała talerze na boki. Drewniane krzesła ustawione w rzędzie tworzyły kwadrat bez jednej ściany, otaczający stół. Z Magnusem siedzieliśmy na ostatnich krzesełkach, przy danym wyjściu.

Westchnąłem, postanawiając jednak coś zjeść. Owoce znam, więc się nie rozczaruję i nie będę musiał ich wypluwać.

Tak więc wystawiłem rękę w lewo i chwyciłem mandarynkę. Zacząłem skubać ją palcami, żeby obrać ją ze skórki. Miała ładny, intensywny kolor...

Może mógłbym zachwycać się nad pomarańczową mandarynką i w ten sposób nie myśleć o tym, co mnie dręczy...? Spróbować mogłem...

- Ej, Aleś... - zaczął przede mną Magnus. Brzmiał na podekscytowanego.

Od razu uniosłem wzrok, nie spodziewając się żadnej rewelacji... I w tamtym momencie mój plan wychwalania mojej mandarynki poszedł się jebać, kiedy zobaczyłem, że na ustach azjaty widnieje dwuznaczny uśmiech, a w rękach trzyma banana.

Musiał wziąć akurat to...? I dlaczego ja mam z tym owocem skojarzenia?! Nigdy nie miałem...!

Magnus pozbył się żółtej skórki i wziął czubek owocu do buzi. Przełknąłem ślinę, bojąc się, że na tym się nie skończy... I mój lęk okazał się uzasadniony.

Magnus, ciągle patrząc mi głęboko w oczy, zsuwał wargi coraz niżej banana. Patrzyłem, jak biały owoc powoli znika w jego ustach.

Byłem pewien, że zaraz eksploduje mi mózg, bo nagle zrobiło mi się za bardzo gorąco...

~Magnus~
Kiedy ze specjalnym mlaśnięciem wysunąłem banana z ust, ciągle patrząc Alecowi w oczy, zaśmiałem się triumfalnie, oglądając jego reakcję.

Mocno czerwony na całej twarzy wyglądał na zbolałego, jak wtedy, kiedy staliśmy grupką na holu po moim tańcu, a on zasłaniał swoją erekcję. Pewnie uzyskałem taki sam skutek! Aż poczułem przymus zaglądnięcia pod stół... No, dobra, nie będę takim potworem.

Z uśmiechem zacząłem normalnie jeść banana, wciąż gapiąc się na Aleca, który odwrócił ode mnie wzrok sekundę temu.

Jeknął pod nosem, odsunął od siebie szklankę do połowy wypełnioną różowym sokiem, niemrawo odłożył mandarynkę na bok, i na te wolne miejsce na blacie przed sobą - ułożył swoje czoło.

Zarechotałem, prawie krztusząc się owocem. Reakcje Alesia są takie słodkie i komiczne.

- Bane!

Odwróciłem wzrok od umęczonego Lightwood'a, którego w zadowoleniu sobie podziwiałem, żeby spojrzeć w bok. Stali przy mnie lekko zdyszeni Ragnor i Raphael, którzy zniknęli półtorej godziny temu, w holu hotelu.

Te ich dyszenie było zbyt dwuznaczne, żebym odebrał ich przybycie tutaj bez sugestywnego poruszenia brwiami. Raphael zmarszczył czoło, kiedy to zobaczył.

- Gdzie wyście byli? - spytała z boku zaskoczona Catarina.

- Chyba udawali małpiatki - skomentował wyniośle Meliorn.

Podążając za jego tropem, popatrzyłem uważniej na dwójkę chłopaków. Ragnor miał na włosach zielonego, małego listka, Raphael kilka cienkich patyczków w pasku od spodni... O, Boże.

- Dzikie seksy w krzakach, a nie małpiatki - sprecyzowałem.

Alec jeknął płaczliwie, nadal z czołem na stole, a reszta przyjaciół zarechotała, kiedy oba spojrzenia Ragnora i Raphaela zostały wycelowane prosto we mnie. Ponieważ były mordercze i złe.

- Szukaliśmy czegoś w żywopłocie wokół hotelu, idiotas - burknął na usprawiedliwienie Raphael. - A ty, Bane, zostaw tego banana, z którym pewnie robiłeś niewiadomo co, i trzymaj to - rozkazał i wysunął do mnie dłoń skuloną w pięść. Dopiero wtedy zorientowałem się, że coś tam trzyma.

- A czy to mnie zje...? - zapytałem ostrożnie, odkładając resztę owocu na bok.

- Takie małe coś raczej nie - odezwała się Clary. - Raphael zamknął to w jednej dłoni.

- Małe, ale może niebezpieczne... - stwierdziła z namysłem Cat.

- Byłoby super - Jace znowu się roześmiał.

Wywróciłem oczami i kątem oka zerknąłem na Aleca. Najprawdopodobniej zachęcony głośną akcją wokół siebie, nieco uniósł głowę, patrząc na pięść Santiago. Przy tym dłonią trzymał grzywkę na boku, żeby nie zasłaniała mu błękitnych oczu.

- Bierz to - warknął na mnie Raphael i potrząsnął ręką.

Westchnąłem, przygotowując się na coś, przez co najpewniej popuszczę w gacie, i uniosłem rękę. Otwartą dłoń ustawiłem pod pięścią Raphaela, który rozluźnił uścisk... I okazało się, że Fell i Santiago biegali w żywopłocie dlatego, że szukali pająka, który, mały i czarny, wylądował na moich palcach.

Od razu usłyszeliśmy głośny huk desek i drewna.

Instynktownie spojrzeliśmy w stronę Aleca, który spadł z krzesła, teraz stojąc kilka metrów dalej od naszego stołu. Był już blady na twarzy ze strachu, a nie czerwony, jak po moich zabiegach z bananem. Najbardziej zaczął się śmiać Jace.

Poczułem irytację. Raphael i Ragnor zrobili to specjalnie, z powodu fobii mojego męża. Debile.

- Nie mieszajcie Alexandra w moje wyzwania - burknąłem w ich stronę, marszcząc brwi. Wstałem z krzesła, żeby znaleźć miejsce, gdzie mógłbym odłożyć pajęczaka.

- Przy tej kolumnie za dobrze się bawiłeś - zauważył Ragnor, razem z Raphaelem otaczając stół, żeby usiąść na wolne krzesła. - Musieliśmy cię teraz wkurwić.

- Udało się? - Santiago uśmiechnął się do mnie chamsko.

Prychnąłem pod nosem i odwróciłem się na pięcie, idąc w stronę parapetu jednego z okien, gdzie stały doniczki z kwiatami. Przy okazji spostrzegłem, że niektórzy z ludzi, którzy byli akurat obecni w restauracji, patrzyli się w stronę naszego stolika, skąd rozniósł się trzask, gdy Alec spadał z krzesła.

Odłożyłem pająka na czerwonego kwiatka i szybko wróciłem do naszego stolika. Alec dalej stał kilka metrów dalej.

- Nie mam - powiedziałem uspokajająco, powoli do niego podchodząc i pokazując mu moje czyste od pajęczaków dłonie. - Odłożyłem na kwiatka. Widziałeś.

- Może zejść z tego kwiatka i tu wrócić... - wymamrotałem ze strachem, oblatując spanikowanym wzrokiem moją całą sylwetkę. - Albo mógł skoczyć na ciebie, kiedy się od niego odwróciłeś...

- O, właśnie! - ucieszył się raptownie Raphael, który coraz bardziej doprowadzał mnie do szału. - Alec ma rację. Pewnie masz go w ubraniach, więc rozbieraj się do bokserek.

Próbując patrząc na Aleca spokojnie, żeby go nie spłoszyć, w środku krzyczałem na Raphaela najgorsze klątwy, jakie kiedykolwiek usłyszałem.

- Maaagnus - zaćwierkał sztucznie Ragnor. - To wyzwanie. Rozbieraj się.

- Gdzie mój telefon...? - zaczął mamrotać Jace. - Muszę to nagrać...

Podczas, gdy po słowach Jace'a reszta ekipy zaczęła cisnąć ze mnie bekę, ja, wciąż patrząc na teraz zdezorientowanego Aleca, zignorowałem ludzi i obsługę w restauracji, po czym zacząłem się rozbierać.

Teraz też rozczaruję Fella i Santiago! Nie wstydzę się własnego ciała, bo jestem boski, więc dlaczego miałbym się tym nie pochwalić? Ponadto, w tej sytuacji też jest prawdopodobne to, że Alexander znowu się podnieci.

Ucieszyłem się, kiedy usłyszałem zrezygnowane jęki Ragnora i Raphaela. Musieli widzieć mój uśmiech, gdy się rozbierałem. Nie uda im się zniszczyć mi pobytu tutaj, jeśli chcieli to osiągnąć!

Udało mi się sprawnie ściągnąć lateksowe spodnie, a potem koszulę, zostając w szarych bokserkach, biżuterii, skarpetkach i butach. Trzymając ściągnięte ubrania na przedramieniu, patrzyłem na Aleca.

Policzki znowu miał czerwone, za to nie patrzył na mnie, tylko w stronę naszego stołu.

- Kurwa, straciłem apetyt... - skomentował zirytowany Ragnor, którego burknięciem poparł Raphael.

Poczułem jeszcze większą satysfakcję.

- To skoro wszyscy się najedli... - zaczęła ze śmiechem Isabelle. - Wracamy do apartamentu, zanim ochrona znowu podejdzie do Magnuska...

Alec wyglądał na najbardziej zadowolonego, ponieważ od razu się odwrócił i szybkimi kroczkami pomaszerował w stronę wyjścia. Nie czekając na resztę, pobiegłem za nim.

Musiałem przecież wykorzystać przed nim swój obecny stan! Chociażby do jakiegoś pikantnego tekściku.

Kiedy go dogoniłem, zrównałem z nim krok i wolną dłonią znalazłem tą jego. Na początku drgnęła niespokojnie, ale potem pozwoliła mi się objąć. Twarz Aleca była ciągle skierowana przed siebie, nie zerkając na mnie nawet kątem oka. Oczywiście rozbawiło mnie to, ale się nie zaśmiałem.

- Nie patrzysz na mnie, bo nie chcesz psuć sobie niespodzianki na noc? - zacząłem uwodzicielskim tonem, czując przez dłoń Aleca, jak chłopak się spina. - Rozumiem. Będzie jeszcze lepsza, bo bez tego, co na mnie zostało, prawda? - cmoknąłem jego czerwony policzek.

Alexander znowu dziwnie się uśmiechnął.

***
~Alec~
Zamknąłem drzwi od łazienki i odwróciłem się przodem do mojej siostry, którą tu zaciągnąłem siłą, kiedy tylko z całą grupą weszliśmy do ich apartamentu. Oczywiście gdy ciągnąłem za sobą dziewczynę, musiałem się pytać, gdzie jest łazienka, bo w końcu byłem tu pierwszy raz.

- Co? - spytała unosząc brwi i patrząc na mnie.

- No, Magnus, no... - jęknąłem. Najwyraźniej nie potrafiłem mówić o takich sprawach ze spokojem...

Isabelle parsknęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jakby była ze mnie rozczarowana. Albo zmęczona moją paniką, jak ja sam...

- Wiesz, co? - odezwała się nagle i wbiła we mnie surowy wzrok. - Myślałam o tym, co mi powiedziałeś. I wiesz, do czego doszłam?

- Do czego...? - spytałem cicho, czując się jak karane dziecko.

- Do tego, że boisz się Magnusa - oznajmiła. Wcale nie żartując.

To akurat było głupie.

- Co? - spytałem z lekką kpiną, kiedy zdziwienie mi minęło. - Nie prawda.

- Nie? - dziewczyna parsknęła śmiechem, jednak bez wesołości. - Alec, idioto. Chcesz od niego uciekać, z tego, co widzę. Jak w restauracji, kiedy się rozebrał. Panikujesz wtedy, kiedy mówi ci zboczone żarciki. Teraz pewnie też chciałeś się poskarżyć na jakiś nowy jego tekst. Po prostu... - sarknęła z irytacją. - Nosz, Alec, chodzi o to, że po każdej jego oznace czułości względem ciebie, zachowujesz się tak, jakbyś się bał, że cię zaraz zgwałci! - podniosła głos, a ja, spanikowany, zacząłem machać rękoma, żeby się uspokoiła, bo ktoś mógłby nas usłyszeć. Trochę podziałało. - I jak mam nie myśleć, że się go nie boisz? Alec, jesteś dla niego pieprzonym skarbeńkiem, kruszynką i tak dalej. Dzięki niemu nikt cię w dupę nie kopnie. Po cholerę się go boisz? - uniosła brwi. - No, po co? On nigdy by cię nie skrzywdził. Kurna, nawet ja o tym wiem, a ty nie? - zaśmiała się dziwnie, najpewniej zmęczona moimi strachami.

Westchnąłem nad własną głupotą, siadając na zamkniętej muszli klozetowej. Chciałem w spokoju pomyśleć, ale Isabelle znowu się odezwała. I znowu tak, jakby chciała uderzyć mnie słowami, co już zdążyła zrobić.

- No, dotarło coś do ciebie? - prychnęła nade mną.

Nie wytrzymałem i wyznałem prawdę.

- Chodzi o to, że on chce uprawiać ze mną seks...! - byłem trzeźwy na tyle, żeby głośno szeptać, a nie krzyczeć. Mogłoby skończyć się to dla mnie tragicznie... Patrzyłem przy tym na siostrę, która nagle wytrzeszczyła oczy. - Daje mi to do zrozumienia przez cały dzień...! A przez twoje rady, żeby się uśmiechać po takich tekstach, on odbierał to inaczej niż miał...! - już zacząłem jęczęć z bezsilności. - Bardziej się nakręcał... Tego się, kurna, boję...!

Odchyliłem się do tyłu i oparłem łopatkami o spłuczkę sedesu. Z bólem w oczach patrzyłem na widocznie zdziwioną Isabelle. Jednak szybko odzyskała rezon, chrząkając, zakładając ręce na piersi i patrząc na mnie. Tyle, że tak, jak kochająca siostra, a nie wredna nauczycielka.

- W normalnych okolicznościach zaczęłabym piszczeć z podniety... - zaczęła, wzruszając ramionami. - Ale widzę, jak bardzo jesteś obsrany...

- Tak, bardzo zabawne... - zakwiliłem żałośnie.

- Daj mi skończyć - wywróciła oczami. - Jesteś obsrany, tak, i to zabawne, ale nie cofam moich wcześniejszych słów. Tego, że niepotrzebnie boisz się Magnusa. Bo niepotrzebnie. Jeśli nie chcesz seksu, wystarczy, że powiesz "nie" - powiedziała z taką łatwością, że aż straciłem wiarę we własny, dojrzały umysł. Przynajmniej miałem wrażenie, że dojrzały. - Przecież on cię do niczego nie zmusi. Pogłaska cię po główce i tyle - zaśmiała się, już rozbawiona.

- No... - westchnąłem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

Niby wiedziałem bardzo dobrze to wszystko, o czym mówiła Isabelle, ale i tak zachowałem się jak ostatni tchórz, kretyn, ciota...

- A ty tego chcesz? - spytała nagle Izzy, przerywając mi umysłową tyradę nad samym sobą. - Chyba nie, skoro tak panikujesz.

Wzruszyłem ramionami, dalej nie znajdując odpowiednich słów na odpowiedź.

- Dobra, wiesz, co? - zachichotała pod nosem. Miała ze mnie niezłą bekę. - Nie gadaj o tym ze mną, tylko z Magnusem.

- Co? - aż szerzej otworzyłem oczy, gapiąc się w osłupieniu na siostrę.

Zwariowała!

- Osioł z ciebie - znowu się zaśmiała. - Już dawno temu zauważyłam, że kłócicie się wtedy, kiedy nie jesteście ze sobą szczerzy. No, bo w końcu, gdy jeden zachowuje się dziwnie i nie chce się przyznać, dlaczego, ten drugi zaczyna podejrzewać najgorsze rzeczy...

Nagle serce mocniej mi zabiło, a umysł zawirował, kiedy przypomniałem sobie dawne słowa Magnusa...

,,A w ogóle chcesz? Bo ja widzę, że nie. Że masz mnie przez coś dość i że brzydzisz się mną, bo nie chcesz nawet na mnie patrzeć... Zachowujesz się inaczej. Jeśli rozdział ze mną jest dla ciebie skończony, po prostu to powiedz, zamiast robić takie podchody, okey?"

W tych wakacjach. Wtedy, kiedy unikałem go jak pająków i kiedy byliśmy na ognisku, a ja nie chciałem z nim tańczyć. Bał się, że nie chcę już go znać... Pamiętam, jak mnie to bolało.

Isabelle tutaj miała całkowitą rację. Teraz było podobnie. Magnus wcześniej panikował, pytając się mnie, o co chodzi, a ja, zamiast być z nim szczery, zwiewałem i szukałem rad u siostry i w internecie. A powinienem u niego...

Cholera, przecież ten srebrny pierścionek na moim palcu coś znaczy!

- Masz rację, Is... - zacząłem, chcąc unieść wzrok na siostrę, ale nie było jej w łazience.

Moje serce podskoczyło dość boleśnie, bo spodziewałem się, w jakim celu mogła zniknąć...

Dany narząd jednak załomotał szybciej, wprawiając mnie w gorąc, kiedy oczy ujrzały Isabelle wchodzącą do łazienki i ciągnącą za sobą zdezorientowanego Magnusa.

Już się nie wykręcę, nawet, jeśli stchórzyłbym po raz kolejny...

~Magnus~
Spojrzałem na spanikowanego, czerwonego Alexandra siedzącego na sedesie, a potem na zdeterminowaną Isabelle. Dziewczyna chwilę temu swoją dużą siłą ściągnęła mnie z krzesła barowego, gdzie siedziałem z Catariną, i zaczęła ciągnąć mnie w jakimś kierunku. Tak randomowo, bez żadnego słowa.

- Szczerość, ale już! - rozkazała, wskazując palcem na mnie, a potem na Aleca. - Bo ten kretyn, mimo, że mnie bawi, to zaczyna ostro męczyć. I to przez ciebie - spojrzała na mnie, a ja zmarszczyłem brwi, czując się jak idiota, który nic nie rozumie. - Także pogadajcie sobie... - zerknęła jeszcze na swojego brata. - Alec, żebyś tylko wiedział, że ja potem spytam Magnusa, co mu mówiłeś. I jeśli się dowiem, że znowu kłamałeś... Powiem Jace'owi, żeby wsadził ci głowę do tego kibla, na którym siedzisz - burknęła.

Po swojej groźnej przemowie odwróciła się i wyszła z łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. I choć straszne, było to ciekawe.

Spojrzałem na Aleca, który podobno mi kłamał. Oczywiście podejrzewałem to, że nie jest ze mną do końca szczery, bo łatwo to rozpoznać... Ale nie chciałem na niego bardziej naciskać, bo bałem się, że będzie jeszcze gorzej. I czekałem, aż sam mi się przyzna...

I doczekałem się momentu, aż Izzy swoim uściskiem na pewno wyprodukowała mi siniaka na nadgarstku.

- Aleś? - spytałem jedynie, podchodząc do niego.

Kucnąłem przed nim i złapałem za jego łydki, w wolnych ruchach sunąc dłońmi w górę i w dół, żeby się uspokoił, bo znowu nie wyglądał najlepiej. Zadrżał trochę, ale tylko przez chwilę. Po tym spojrzał na mnie, czerwony na policzkach i ze stresem w prawie granatowych oczach.

- Bo... - podjął cichym tonem i od razu się zaciął, mrugając oczami. - B-bo... Umm... - plątał się i nie wyglądało na to, żeby w krótkim czasie sobie poradził. Postanowiłem mu pomóc.

- Alexandrze... - zacząłem delikatnie, unosząc się na chwilę, żeby pocałować kawałek jego czoła pomiędzy kosmykami grzywki. - Jestem twoim mężem i najlepszym przyjacielem od sześciu lat - powiedziałem, patrząc w jego oczy, które nabrały jaśniejszego błękitu. - A widzę, że boisz albo wstydzisz się czegoś mi powiedzieć... To niedobrze i dla ciebie i dla mnie... Aleś, przecież cię nie zostawię ani nie będę się z ciebie śmiał, jeśli tego się obawiasz - uśmiechnąłem się ciepło. Byłem zadowolony z tego, że Alec coraz bardziej się odprężał. - Więc... O co chodzi?

- To może powiem wprost... - przyznał bez zająknięcia, biorąc uspokajający wdech, zanim przymknął oczy i cicho zapytał: - Czy... Czy ty chcesz uprawiać ze mną seks...?

Po tym zamknął oczy, nie patrząc na mnie.

Dobra, mogłem bardzo, bardzo łatwo się domyślić, że o to tu chodzi i coś zadziałać. Z kolei ja jak debil zostawiłem go samego z tymi myślami i czekałem, aż sam się przyzna... Aż chciałem opluć samego siebie.

- Alexandrze... - uniosłem dłoń do jego twarzy, dotykając jego policzka. Alec delikatnie otworzył oczy. - Oczywiście, że tak. Czego w tym się obawiasz?

- Bo ja nie wiem, czy j-ja chcę... - przyznał nieśmiało, uciekając wzrokiem na boki.

Okey, w tamtym momencie on był debilem. Bo jeśli myślał, że skoro mi się zachce, to on musi się godzić, nawet, jeśli nie chce... Uh.

- Alexandrze - powtórzyłem, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. - Tak, chcę, ale to nie znaczy, że się do tego spieszę. Czekam, aż ty będziesz chciał, a nie ja. I tak naprawdę chciał, a nie tak, jak teraz. Okey?

Alec miał nieobecny wyraz twarzy, kiedy się zamyślił, przytwierdzając swój wzrok do moich włosów. Potem po prostu kiwnął głową.

Westchnąłem, uśmiechając się lekko i opadając na tyłek. Nogi zaplątałem wokół kostek Aleca.

Zrobiło się trochę zabawnie, jak na mój gust...

- Mam ochotę się śmiać... - odezwałem się, zamykając śmiech w płucach. - Ale nie chcę, bo myślę, że będziesz zły.

- Możesz się ze mnie śmiać - zgodził się i wzruszył ramionami. - Należy mi się. I tak mnie nie zostawisz, jak powiedziałeś.

Zacisnąłem usta w wąska linię, oparłem czoło na kolanach Alexandra i pozwoliłem sobie na łamiący się, kompletnie nieatrakcyjny śmiech. W pewnym momencie miałem wrażenie, że słyszałem też cichy, zmęczony rechocik Aleca... Moje serce pracowało już spokojniej.

- Może nie powinno, ale śmieszy mnie też to, że myślałeś, iż byłbym w stanie zmusić cię do seksu... - powiedziałem między śmiechem. - Bo jeśli tak myślałeś... Mam naprawdę głupiego męża...

Alec boleśnie uszczypnął mnie w kark. Zamknąłem się i migiem uniosłem głowę, patrząc na ubaw pomału malujacy się na jego twarzy.

- To ja mam głupiego męża, jeśli myślisz, że nie mógłbym się tego bać - parsknął śmiechem. - Jesteś nieobliczalny, nieprzewidywalny, dziki i do tego głupi, jak już wspominałem...

- Nie skrzywdziłbym cię, debilu zasrany - bardziej zacząłem się śmiać, odchylając się do tyłu. I musiałem wyglądać naprawdę dziwnie, bo właśnie po tym Alec parskał śmiechem.

- Isabelle powiedziała, że byłem raczej "obsrany", ale okey.

- Bardzo byłeś obsrany... - jęknąłem z rozbawieniem, znowu pochylając się do przodu i kładąc czoło na kolanach Lightwood'a.

Czułem ulgę i szczęście. Z Alexandrem naprawdę musimy być ze sobą szczerzy, bo jeśli nie jesteśmy, w naszych głowach tworzy się jakiś chory chaos! I to osobny, co jest jeszcze gorsze.

- Jeśli serio się temu dziwisz, naprawdę powinieneś poćwiczyć myślenie - zaśmiał się Alexander. - Wiesz, jakie ty teksty gadałeś?

- Ale ja ciągle cię podrywam! - rzuciłem z oskarżeniem w głosie, unosząc głowę i gapiąc się na Aleca, którego rozbawiła moja mina.

- Ale ty dosłownie sugerowałeś, że chcesz się ze mną "ten, teges" w nocy. Nawet ten cholerny lubrykant i prezerwatywy wziąłeś - zaśmiał się ze mnie.

- Przezornie - skomentowałem. - A co do mojego sugerowania... Bardzo często to sugeruję.

- Ale dzisiaj tak bardzo.

- Nie prawda. To ty byłeś przewrażliwiony - prychnąłem z uśmieszkiem i opadłem w tył, na plecy. Spojrzałem w sufit.

Czułem zmęczenie, zadowolenie, zwycięstwo i błogość. Jak po dobrym seksie.

- Sam twierdzisz, że jestem żelazną dziewicą. I patrząc prosto na mnie, próbowałeś połknąć banana w całości... Czyja tu jest wina?

Zacząłem rechotać, przypominając sobie tamtą sytuację...

- Banana... - odparłem, kiedy się troszkę uspokoiłem.

- Przez ciebie nie dokończyłem mandarynki... - poskarżył się niby smutno, ale słyszałem, że dusi w sobie chichot.

- Mandarynki są w kuchni - oznajmiłem z większym życiem w głosie, podnosząc się do siadu. Spojrzałem na Aleca, który opierał łokcie na kolanach i patrzył na mnie z leniwym uśmiechem. - To wszystko do tej rozmowy?

- Ładnie tańczyłeś na tej kolumnie... - zachichotał słodko.

- Bo specjalnie dla ciebie - oznajmiłem z dumą i nachyliłem się do niego, żeby złapać wargami jego miękkie usta...

Zanim nie usłyszałem Simona, który zaczął drzeć się na cały apartament, żebyśmy poszli na basen.

- Dopiero ogarnął, że jest tu basen... - wymamrotałem pomiędzy pocałunkami Aleca, łapiąc w dłonie jego policzki.

- Pewnie Izzy chciała mu zrobić niespodziankę... - mruknął i oparł łokcie na moich ramionach, obejmując moją szyję.

Nic już nie odpowiedziałem, chcąc skupić się na zaangażowanych w swoich ruchach ustach Alexandra, które niemo wołały, bym ich nie zostawiał. Nawet bym nie śmiał.

Niestety, odsunąłem się po kilku sekundach, żeby przekląć pod nosem, kiedy z boku usłyszałem otwieranie drzwi i głos Isabelle.

Nowa tradycja, kuźwa, żeby przerywać Malec'owi...

- Nie wiedziałam, że tacy szybcy jesteście i zaczniecie to robić w łazience - odezwała się dziewczyna, na którą Alec spojrzał złowrogo. - Ale i tak nie zdążycie, bo idziemy na basen. Poza tym, macie swój pokój...

Dziewczyna uciekła za drzwi, kiedy Alec rzucił w nią papierem toaletowym.

Zarechotałem z uznaniem, dumny ze swojego męża i cmoknąłem jeszcze jego policzek.

***
~Alec~
Próbowałem przestać się lekko uśmiechać, kiedy z przebieralni szedłem już z chłopakami w stronę basenu. Trzymałem się z Magnusem za ręce, idąc na końcu.

Nareszcie nie czułem tego palącego uczucia strachu przed tym, co może zrobić lub powiedzieć azjata, albo w ogóle przed samą nocą, której zacząłem już oczekiwać... Żeby ocenić miękkość łóżka, jeśli podczas snu nie ułożyłbym się na Magnusie.

To, co mówił podczas tamtej rozmowy w łazience... Moja głowa zdawała sobie z tego sprawę, ale uwierzyła w to dopiero wtedy, kiedy Magnus powiedział to na głos. Byłem wdzięczny Isabelle za zamknięcie nas razem w łazience.

Teraz Magnus mógł robić ze mną wszystko, co chciał, a ja się głupio nie bałem i nie uciekałem. Chyba, że chciałem go zirytować, no, to ewentualnie wtedy.

W końcu wolność...

Przeszliśmy przez brodzik z wodą i weszliśmy na obiekt basenu. Rozglądnąłem się, w jednym z rogów zauważając nasze przyjaciółki, dziewczyny i siostry, które widocznie nas wyprzedziły. Siedziały w jednym z kilku jacuzzi.

- Idę wrzucić Clary do basenu - oznajmił Jace i podreptał w ich kierunku razem z Meliornem, Simonem i Jordanem.

Basen był stonowany, bez żadnych rur czy podobnych atrakcji. Było tu miejsce do kąpieli dla dzieci z niskim poziomem wody, mała fontanna, w rogu kilka jacuzzi, a dalej długi, szeroki prostokąt z małymi bojkami przedzielającymi pasy do pływania. Przed każdym takim pasem była średniej wysokości deska do skakania. Pod ścianą, przy której staliśmy, ciągnęły się leżaki. Ludzi wokół było może kilkunastu.

- Ej, Bane - odezwał się Raphael, na którego spojrzałem. On z Ragnorem zostali przy nas. - Wrzuć Aleca do wody.

Magnus spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Zastanowiłem się, czy bezgłośnie pyta mnie o zgodę czy okazuje rozczarowanie pomysłem Hiszpana.

- Ale tak szybciej trochę - dodał Fell.

Zaśmiałem się, postanawiając ułatwić mojemu mężowi zadanie, bo i tak miałem w planach wejść do wody.

Tak więc, wciąż trzymając Magnusa za rękę, pociągnąłem go do krawędzi prostokątnego basenu. Widziałem przy okazji Jace'a idącego w tym samym kierunku, z Clary na rękach, która uśmiechała się i chyba nie podejrzewała tego, co chce zrobić blondyn.

Zanim zdążyłem zobaczyć, jak ruda wpada do wody, Magnus uskoczył z krawędzi. A ja za nim, bo w końcu nie puściłem go... Zanurzyliśmy się w wodzie.

Cholera, trochę zimnej...

***
Opierałem się o ścianę basenu z rozłożonymi na krawędzi rękoma. Oddychałem głęboko, oczy miałem zamknięte, a głowę odchyloną. I odpoczywałem, bo się zmęczyłem, ściągając się z Magnusem, Raphaelem i Ragnorem od krawędzi do krawędzi. To był pomysł Ragnora. Chciał po prostu zmęczyć Magnusa... A zmęczył mnie. Dziwne.

Teraz we trójkę pluskali się kilka metrów dalej. Magnus powiedział mi wcześniej, że spróbuje utopić Ragnora. I chyba to właśnie robił, sądząc po dźwiękach, które mi towarzyszyły od kilku minut i falach wody, które co jakiś czas łaskotały moją szyję.

Byliśmy tutaj jakąś godzinę. Prócz tego wyścigu, bawiliśmy się z całą ekipą. Zwyczajne chlapanie się wodą, zawody na to, kto pierwszy zirytuje ratownika, (wygrał Meliorn, chodząc przez kilkanaście minut na trasie kilku metrów przed mężczyzną w to i z powrotem, kręcąc przy tym biodrami) lub wrzucaliśmy Jace'a do basenu dla dzieci, bo jedno dziecko stamtąd miało zabawkową kaczkę...

Między Magnusem a mną było tak spokojnie i miło, jak sprzed kilku lat. Podczas pobytu na besenie odezwaliśmy się do siebie chyba tylko kilka razy... Albo w ogóle. Ciągle tylko śmiech, głupie miny Magnusa, trzymanie się za ręce, nurkowanie i całowanie się pod wodą... Po prostu nie czuliśmy potrzeby do słów, bo wystarczyła nam obecność.

Nagle przestałem słyszeć burknięć Ragnora, parskania Raphaela i złowieszczego śmiechu mojego męża... Jakby na raz się potopili.

Podniosłem głowę i otworzyłem oczy, patrząc przed siebie na taflę niebieskiej wody. Zauważyłem głowy Ragnora i Raphaela, którzy płynęli w stronę skoczni po drugiej stronie basenu, a po Magnusie nie było ani śladu...

I nagle go zobaczyłem.

Azjata wynurzył się tuż przede mną. Uśmiechnął się pięknie i pokręcił głową na boki, strzepując kropelki wody z twarzy. Potem odgarnął mokre włosy do tyłu. Wyglądał sexy.

Chciałem się odezwać, jednak po chwili stwierdziłem, że jednak wolę ekscytować się dłońmi Magnusa pod wodą, które dotknęły moich bioder. Skóra w tamtym miejscu się trochę rozpaliła, mimo, że woda powinna działać chłodząco... Było to tak dziwne, że aż boskie.

Przez chwilę nie czułem żadnego dotyku. Magnus patrzył się na mnie złotozielonymi, kocimi oczami. Byłem zadowolony, że czułem się wtedy dobrze, a nie chorobliwie zawstydzony i z planem ucieczki w głowie. Tak było owiele łatwiej.

Magnus zaśmiał się, kiedy impulsywnie drgnąłem, tak nagle czując jego dłonie na swojej skórze, nad linią spodenek kąpielowych...

Debil, zawsze lubił mnie straszyć i nie dawać żadnych ostrzeżeń przed tym, co chciał robić... Kiedy będzie Halloween, stanę się jego koszmarem.

- Jestem jak paralizator... - zachichotał z podekscytowaniem, znowu po moim nagłym ruchu, kiedy odsunął ode mnie dłonie i potem dotknął brzucha.

Mięśnie zadrżały pod palcami azjaty, a ja sam odsunąłem się w tył, przylegając plecami i tyłkiem do kafelkowej ściany basenu. Posłałem Magnusowi głupkowaty uśmiech.

Chyba go to zmotywowało do dalszej zabawy ze mną, bo, wpatrując się we mnie, zmrużył oczy jak polujący, dziki drapieżnik...

Kurde, a mnie musiało to podniecić...

Magnus przestał już mnie dotykać. Puścił mi oczko, a ja poczułem pobudzający mnie strach mieszający się z ciekawością, ponieważ wiedziałem, że azjata coś planuje. A ja nie umiałem zgadnąć, co...

Magnus zaczął się obniżać. Jego twarz powoli znikała w wodzie, i wyglądało to tak cholernie jednoznacznie, że poczułem, jak moje ciało się spina, a policzki zaczynają palić.

Byłem w stanie wołać o pomoc do tego Kupidyna, który postrzelił mnie swoją strzałą.

Dlaczego mój mąż musi zachowywać się akurat tak w miejscach publicznych...?

Kiedy już cały zniknął pod wodą, a ja spojrzałem przed siebie, mogłem się założyć z kimkolwiek, że mało brakowało, a bym zemdlał. Z tych wrażeń spowodowanych kompletnym brakiem wiedzy, co Magnus ma w planach...

Prawie podskoczyłem, kiedy poczułem dotyk na swoich nogach. Woda stała mi się nagle za gorąca, kiedy opuszki palców sunęły po moich udach... Potem całe dłonie przykleiły się do ich wewnętrznej strony, rozszerzając je na boki i ciągnąc w swoją stronę, odklejając mnie od ściany basenu. Mój oddech przyspieszył.

Naprawdę przydałoby mu się wytłumaczyć, by takie rzeczy odprawiał ze mną w samotności, a nie wokół ludzi...

Magnus raptownie znowu się wynurzył, trzymając moje uda przy swoich biodrach, kiedy przysuwał się do mnie bliżej. Trochę mnie przy tym uniósł. Oplotłem rękoma jego ramiona, widząc jego zachwycony wyraz twarzy. A za sekundę mnie puścił...

Jak w panice oplotłem nogami jego biodra, czując, że opadam w wodę, czego nie chciałem. Utopiłbym się! A Magnus pewnie by mi nie pomógł, gdyż był wielce rozbawiony, kiedy przyczepiałem się do niego jak do koła ratunkowego rzuconego przez ratownika...

W sumie, sam bym się zaśmiał, gdyby nie bliskość naszych półnagich, złączonych w wodzie ciał. Znowu zrobiło mi się chłodno, ale tak przyjemnie. Orzeźwiająco.

Magnus nagle mnie pocałował. To był bardzo mokry, niechlujny i smaczny całus, którego odwzajemniłem od razu.

W innej, normalnej sytuacji by mnie rozśmieszył, ale z racji tego, iż Magnus przy tym geście przybliżył się do mnie, poczułem między swoimi nogami coś należącego do niego... Och.

Azjata nie dał mi się skupić na tym dolnym spotkaniu między naszymi szortami, bo zaczął mnie namiętnie całować, podtrzymując mnie teraz za biodra. Udało mi się zatonąć w pocałunku, jednak cały czas mocno odczuwałem zbliżenie na dole. Może dlatego bardziej się podnieciłem...

Magnus przystąpił do francuskiego pocałunku. Rozwarłem usta, kiedy poczułem na nich jego język chcący wejść do środka. Gdy natrafił na ten mój, który przyjął go z podekscytowaniem, poczułem fajerwerki w podbrzuszu. Bliskie stosunki naszych szortów stały się przyjemniejsze.

Francuski, szybki pocałunek mnie rozgrzewał. Woda chłodziła. Nasze złączone brzuchy i klatki piersiowe produkowały endorfiny. A to, że trzymałem go między nogami, podniecało i ożywiało.

Do tego stopnia, aż w pewnym momencie zacząłem chcieć, by docisnął mnie do ściany basenu, o którą opierałem łopatki... Zapragnąłem mocniej odczuć to, że jest tak blisko mnie. Więcej atencji potrzebował też mój członek, który z każdą sekundą pulsował coraz bardziej, twardniejąc...

Chwila... O, nie, tylko nie to.

Niewiele myśląc, rozplątałem nogi zaplecione na biodrach Magnusa i szybko odsunąłem tyłek do tyłu, dotykając nim ściany.

On nie poczuje mojego penisa, który, głupi, nie przestał twardnieć. Cholera jasna!

Magnus na chwilę przestał mnie całować, kiedy ja nie dawałem naszym ustom wystarczająco uwagi, za bardzo spanikowany sprawami na dole.

Azjata znowu chciał się do mnie zbliżyć. Nie pozwoliłem mu na to, w pośpiechu zabierając ręce z jego ramion, zanurzając je w wodzie między nami i odnajdując jego brzuch, żeby zatrzymać go w miejscu. Gdyż czułem, że mój penis już dość boleśnie ciśnie się w spodenkach... Kuźwa mać.

Podniecenie podnieceniem, ale nie chcę erekcji! Nie znowu...! Kurwa, nawet myślę bez sensu, bo podniecenie kończy się właśnie tą głupią erekcją!

Nie wyjdę stąd, dopóki to nie minie. Nie ma opcji!

Magnus cicho się zaśmiał, kiedy nie odzywałem się przez dłuższą chwilę, pogrążony w bajzlu i w głowie i w spodenkach. Nie ruszył się w moją stronę, odkąd trzymałem dłonie na jego brzuchu, za co byłem mu wdzięczny. Zbliżał się tylko górą ciała, składając lekki pocałunek na moim policzku.

Podejrzewałem, że wie, o co chodzi... Ale i tak próbowałem o tym nie myśleć.

Za to, żeby odwrócić swoją uwagę na coś innego i korzystając z tego, gdzie mam ręce, przesunąłem palcami w górę i w dół.

Głaskałem płaski brzuch Magnusa, potem szukając w ten sposób łaskotek, których niestety nie znalazłem... A Magnus cały czas delikatnie się uśmiechał, dotykając nosem mojego nosa.

- Malec, idziecie?

Przestraszyłem się, kiedy nagle usłyszałem głos Mai z boku. Razem z Magnusem odwróciliśmy głowy w prawo, unosząc brody w górę, by spojrzeć na naszych przyjaciół. Całą grupką stali nad nami.

- Tak, zaraz - odpowiedział Magnus, kiwając głową.

Grupa, dostając odpowiedź, poszła w swoją stronę. Została tylko jeszcze Isabelle, która popatrzyła się na nas z uniesionymi brwiami... A potem się uśmiechnęła i też sobie poszła. Odetchnąłem pod nosem...

- Idziemy kontynuować ciumkanie w naszym pokoju? - spytał z wiarą na to Magnus, który spojrzał na mnie.

- Mam problem - przyznałem się, nie chcąc bawić się w te swoje głupie gierki. Czasami szczerość jest łatwiejsza. - Więc ty idź, a ja tu zostanę. Potem przyjdę.

- Aleś, nie musisz się przede mną wstydzić - powiedział z lekkim śmiechem. Słyszałem też pewny triumf w jego głosie.

Aha. On odniósł zwycięstwo, podniecając mnie, tylko że ja teraz muszę za to płacić.

- Nie wstydzę się ciebie, pacanie - rzuciłem, marszcząc brwi, kiedy widziałem jego zadowolony uśmieszek. - Tu są inni ludzie oprócz nas.

Magnus rozejrzał się, jakby dopiero teraz dostał taką informację. Parsknąłem pod nosem.

- To przyniosę ci ręcznik - zaproponował, wracając spojrzeniem na mnie.

- Nie - pokręciłem przecząco głową, nawet nie chcąc wyobrażać sobie takiej sytuacji. - Przyjdę potem. Idź.

- Poczekam tu z tobą.

- Nie. Wynocha - powiedziałem, mimo wszystko łagodnie, a nie tak, jak zamierzałem. - Powtarzam po raz trzeci, że przyjdę potem.

- A jeśli bardzo chcę tu zostać? - zamruczał, przybliżając się, żeby pocałować kącik moich ust.

Prócz rozczulenia nad tym gestem, musiałem naprzeć dłońmi na jego brzuch, żeby go ponownie zatrzymać, bo znowu się przysunął. Przez moment miałem wrażenie, że Magnus próbował zwalczyć mój dany opór, ale za chwilę się odsunął i przelustrował wzrokiem moją nieugiętą na jego prośby twarz.

- To nic nie zadziała - oznajmiłem, przypominając sobie jego pytanie. - Idź.

- Poczekam z tobą.

Jezu, co za osioł!

- Idź - powtórzyłem i odkleiłem od jego brzucha jedną rękę, żeby za jej pomocą chlusnąć Magnusowi w twarz wodą z chlorem. Azjata kaszlnął. - Bo się obrażę.

Magnus wydął dolną wargę, patrząc na mnie prosząco i smutno. Zmrużyłem oczy, nie dając się podejść.

- Nie. Idź.

Azjata odchylił głowę do tyłu i głośno jęknął. Jakby nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, w jakiej jesteśmy i w jakiej widzą nas ludzie.

- Weź, z tym wygląda to jeszcze gorzej... - wymamrotałem, odsuwając go od siebie. Bardziej przylgnąłem tyłem ciała do ściany basenu. - Idź.

Magnus patrzył na mnie w ciszy, mrużąc oczy i lekko machając rękoma pod wodą. I w końcu westchnął, poddając się, a ja się ucieszyłem.

- W porządku, groszusiu... - mruknął, przybliżając się do mnie po krótkiego całusa. Potem się odsunął, odpływając w stronę drabinki. - Wrócę tu, jeśli nie będzie cię dłuższy czas.

Zanurzając się w wodzie po brodę, patrzyłem na mokre, smukłe ciało Magnusa. Wspiął się po drabince, poprawił włosy, zbierając je w tył i pomachał mi, zanim się oddalił.

Kiedy zniknął w wejściu do przebieralni, dyskretnie rozglądnąłem się po terenie basenu. Byli tu ratownicy i dwie rodziny z dziećmi... Ugh.

Jęknąłem pod nosem. Nabrałem powietrza w płuca i zanurzyłem się w wodzie, żeby skuteczniej się ochłodzić i zniwelować wzwód.

Że też zachciało mi się czegoś więcej z Magnusem akurat wtedy, kiedy byliśmy w nieodpowiednim miejscu... Niefart. Gdybyśmy byli zamknięci w naszym pokoju, pewnie potoczyłoby się to inaczej, jak oboje chcieliśmy...

Na tą myśl znowu jęknąłem, tylko pod wodą, bo mój penis ponownie drgnął, wyobrażając sobie to, czego nie powinien w takim momencie...

***
~Magnus~
Wszedłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi. I wciąż czując igrające w środku rozbawienie. Ale i smutek, że zostałem dosłownie wypędzony z zasięgu Alesia...

Byłem zadowolony i rozśmieszony tym, że udało mi się go podniecić. W jednej chwili zrozumiałem jego problem, kiedy tylko poczułem, jak gwałtownie się ode mnie odsuwa. Po tym, jak przez spodenki doznałem na sobie ruchu w jego gaciach.

Miałem szczęście, że mi nie stanął. Choć mało brakowało. Wtedy mielibyśmy podwójny problem i albo Alec by mi zaufał, żeby szybko uciec do przebieralni i do łazienek, albo zmusił do zostania z nim w wodzie i bolesnego czekania, aż erekcja opadnie.

Zastanowiłem się, czy on właśnie to robi, czy raczej poczeka, aż zniknąłbym całkowicie i sam popędzi do przebieralni, żeby sobie ulżyć. Hm... Jeśli zjawi się tu w szybszym czasie, to raczej to drugie.

Podszedłem do łóżka, rzucając się na nie brzuchem po odłożeniu na ziemię ręcznika i wyskakując z hotelowych klapek. Położyłem policzek na narzucie i spojrzałem na dwa plecaki. Jeden czarny z białym napisem Adidas, a drugi bez napisu, ale za to cały w jasnych cekinach.

Czy ja wziąłem z domu jakiś komiks yaoi? Nie wydaje mi się... Ale możliwe. Kurde, moja pamięć mnie zawodzi. Przecież to było dziś.

Ale dziś dużo się stało...

Odwróciłem się w drugą stronę i chwyciłem swój telefon leżący na szafce nocnej, by sprawdzić godzinę.

O, było po już po dwudziestej drugiej... Myślałem, że wcześniej.

Obróciłem się z powrotem w stronę plecaków, w obydwu szukając jakiejś łatwej literatury.

***

To teraz to ostrzeżenie, które jest zawsze mile widzianeeee.......
UWAGA: Scena 18+
XD 👌😙

Leżałem plecami na łóżku, czytając brzydko zgiętą mangę, którą próbowałem naprostować, ale mi się nie udało.

Znalazłem ją ściśniętą na dnie swojego plecaka. Nie wiedziałem, kiedy ją kupiłem i nie potrafiłem sobie przypomnieć. Najprawdopodobniejsze było to, że miało to miejsce w roku szkolnym. Bo ten plecak nosiłem ze dwa miesiące temu.

Byłem w samych bokserkach, bo z nudów wziąłem prysznic, a potem nie chciało mi się wycierać i nakładać pidżamy, więc w gaciach wskoczyłem na łóżko.

W tym całym czasie Alec nadal nie przyszedł.

Czasami chciałem wstać, ubrać się i po niego iść, jak sam mówiłem, ale odpuszczałem sobie, kiedy pomyślałem, że mógłbym tym tylko go zdenerwować. W odwecie czekałbym dłużej.

Przewracając kolejną, pogniecioną kartkę komiksu, usłyszałem dźwięk przekręcania klamki. I od razu się ucieszyłem. Samotność mi doskwierała bardziej niż powinna.

Uniosłem wzrok znad komiksu, patrząc, jak drzwi powoli się otwierają i równie powoli wchodzi przez nie Alexander. Wyglądał na zmęczonego, co tylko mnie bawiło.

No, przy okazji mu też współczułem, że tyle czasu zajęło mu pozbycie się wzwodu. Ja szybko bym sobie poradził.

Alexander zamknął drzwi, rzucił biały ręcznik i spodenki kąpielowe na podłogę i ospałym krokiem podszedł do łóżka. Patrzyłem kątem oka, jak wchodzi na materac, na czworakach idzie w moją stronę, a potem opada przy mnie na boku. Dłonią u ręki, którą położył między nami, dotykał mojego ramienia.

Cały ten jego proces dotarcia tutaj wyglądał słodko. Uśmiechnąłem się lekko, odklejając od chłopaka wzrok i wracając nim do komiksu. Przewróciłem następną stronę.

- Magnus? - odezwał się chwilę później, cichym i niewinnym tonem. - Ten cały seks w końcu boli czy nie?

Bezapelacyjnie uwielbiam, gdy ten człowiek jest szczery.

- Na internecie nie znalazłem jednej konkretnej wypowiedzi... - ciągnął dalej, kiedy się nie odezwałem, rozczulając nad nim. - Więc pomyślałem, że zapytam ciebie - dodał i postukał palcem w moje ramię, w poszukiwaniu wsparcia lub z nudy.

- Fajnie, że pytasz się o to mnie, ale ja też nie udzielę ci konkretnej odpowiedzi - odpowiedziałem, śmiejąc się trochę, kiedy Alec wydał z siebie niepocieszony dźwięk. - To zależy.

- Od...? - mruknął. - Miękkości łóżka? - parsknął.

- Też... - zachichotałem, kiedy zaskoczony moją odpowiedzią uniósł głowę i popatrzył na mnie. Ja gapiłem się w swój komiks, uśmiechając pod nosem.

- Okey... - mruknął w namyśle, kładąc się z powrotem. Podskoczył na łóżku, jakby poraził go prąd. - Nasze jest miękkie. Od czego jeszcze?

Od minuty czytałem te same kilka słów na górnej części strony, cały czas rozczulając się nad Alekiem. Teraz zaczął mówić bardzo ciekawskim, uroczym tonem.

- Od tego, czy się chce czy robi się to na siłę... - powiedziałem.

- Od czego jeszcze? - spytał już bez namysłu, chcąc dostawać kolejne odpowiedzi.

- Od sprzętu.

- Te twoje prezerwatywy i lubrykanty... - wymamrotał zduszonym, cichym śmiechem, przekręcając się na brzuch i zginając nogi w kolanach. - Okey... Tooo... Od czego jeszcze?

Ten jego wywiad służy odhaczaniu podpunktów na niewidzialnej liście z tytułem "Czy uprawiać seks z Magnusem Bane'm?" Dopiero to załapałem.

W chęci sprawdzenia tego, przekręciłem głowę i spojrzałem na Aleca. Patrzył się na mnie niebieskimi oczami, w których nie widziałem żadnego strachu, stresu czy niepewności. Był po prostu cholernie ciekawy i szczery.

To powoli zaczynało zmierzać do czegoś większego...

Kiedy dalej gapiłem się na niego, Alec w końcu wysunął rękę, żeby oprzeć palec na mojej szczęce i odwrócić moją twarz z powrotem w stronę komiksu. Parsknąłem śmiechem.

- Mów... - ponaglił mnie.

- Będę mówił, kiedy będę chciał - oznajmiłem z głupkowatym uśmiechem, przewracając stronę, mimo, że jej nie przeczytałem.

- Ej...! - miauknął zirytowany Aleś, znowu obracając się na bok, ale tylko po to, żeby pięśćmi uderzać mnie w ramię i bok.

Czułem, jakbym dostawał wpierdziel od pluszaka z twardszymi łapkami.

- To kiedy będziesz chciał mówić dalej...? - spytał z przegranym westchnieniem, kiedy, mimo jego przemocy, dalej nie otwierałem ust.

W sumie, zadał dobre pytanie... Czy chciałem tylko mówić, czy zacząć działać...

Gdy w środku dostałem już na to odpowiedź, niedbale odrzuciłem komiks na podłogę i wykonałem obrót, unosząc się.

Na czworakach zawisłem nad Alekiem, który, ze zmarszczonymi brwiami i patrzeniem się na mnie jak na dziwnego idiotę, powoli położył się na plecy między moimi rękoma i nogami.

Potem powolnym wzrokiem powędrował wzdłuż mnie, lustrując moje półnagie ciało nad nim. Trochę się zarumienił.

- Teraz pytaj dalej - rzuciłem, patrząc się na niego intensywnie. Dzięki temu uzyskałem ciemniejszy kolor policzków.

- No... Od czego jeszcze zależy... - zaczął trochę nieśmiało, a kiedy widocznie poczuł za to na siebie irytację, uniósł ręce, aby zgarnąć poduszkę i przykryć nią twarz, po czym wymamrotał: - Nie będziesz się na mnie patrzył podczas tego wywiadu...

- Dostosuję się - odparłem z małym uśmiechem, odchylając się do tyłu. Usiadłem okrakiem na udach Lightwood'a. - Więc... Pytasz, od czego jeszcze zależy dobry seks?

- Mhmmm... - dłońmi ściskał krawędzie poduszki.

- Czy ci ludzie, którzy chcą to robić, się kochają...

- Od czego jeszcze? - spytał natychmiastowo, bez zastanawienia i wchodząc mi w ostatnie słowo.

Parsknąłem cichym, ukontentowanym śmiechem, wyciągając rękę do przodu i palcami dotykając jego brzucha, ale przez koszulkę.

Mimo to, Alec zareagował uniesieniem się. Jednak za sekundę opadł z powrotem na plecy.

Już stał się niecierpliwy.

- Od czego jeszcze...? - westchnął w poduszkę, a ja się zastanawiałem, czy było to umęczone czy błogie westchnienie.

- Od rodzaju seksu... - odparłem, delikatnie sunąc palcem po jego koszulce.

- Rodzaju? - Alec aż zabrał poduszkę z twarzy, żeby spojrzeć na mnie zdezorientowanym wzrokiem.

Różowe policzki ładnie z tym współgrały. Tak pociągająco...

- Tak... - zaśmiałem się pod nosem. - Seks oralny, analny, a do tego są różne pozycje.

Alec zmarszczył brwi, jednak czułem, że rozumiał, o czym do niego mówiłem. W końcu przeszukał internet.

- Jaki byś chciał? - zapytał, nie patrząc na mnie, ale w dalszym ciągu nie zasłaniając twarzy.

Przejechałem palcem przez środek jego brzucha, między mięśniami, w stronę spodenek. Alexander lekko zadrżał i przymrużył oczy, kładąc głowę na innej poduszce. Swoją trzymał na piersi.

- A ty? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Ale ja pytam ciebie... - wymamrotał z lekkim rozdrażnieniem.

Jednak zaraz zagryzł wargę i westchnął dość głośno, kiedy jechałem palcem nad linią jego spodenek. Po skórze, gdzie koszulka była podwinięta.

A gdy zdał sobie sprawę ze swojej głośnej reakcji, szybko przycisnął poduszkę do twarzy, nie pozwalając mi podziwiać tych rumieńców.

- A ja pytam ciebie - rzekłem z uśmiechem, kiedy jego podbrzusze nadal drżało pod moim dotykiem.

- Ale...

- To będzie twój pierwszy raz, więc i ty będziesz wybierać - przerwałem mu rozkazującym tonem.

- Ale kiedy ja się nie znam... - jęknął, zostawiając poduszkę na swojej buźce samej sobie i wyciągając ręce do tyłu. Ponad innymi poduszkami dotknął ramy łóżka.

Koszulka przy tym ruchu podwinęła mu się bardziej, do połowy brzucha. Przeskanowałem wzrokiem bladą skórę w tamtym miejscu, zastanawiając się, jak wyglądałaby tam bordowa malinka.

- Każdy się nie znał... - stwierdziłem i posunąłem palcem w górę, kreśląc kółka wokół pępka Aleca.

Chłopak wtedy pomrukiwał, czasami chichocząc, kiedy nacisnąłem mocniej na skórę.

- Tak, ale ja się nie znam i mam kogoś, kto się dobrze zna - odparował i odkleił jedną dłoń od ramy, na oślep wskazując na mnie. Potem dwoma rękoma znowu złapał za swoją poduszkę.

- Mylisz się... - zacząłem, unosząc się na kolanach i podnosząc przy tym tyłek z nóg Aleca. - Może i nie robiłem tego tylko raz, ale co mi z tego, skoro teraz jesteś ty? A ty jesteś inny.

Kiedy Alec lekko rozłożył na łóżku wolne nogi, na co tylko czekałem, wskoczyłem kolanami między nie. Dłonie oparłem na kołdrze po obu stronach jego talii.

A razem z tym mózg dał mi żółtą kartkę, hamując moje zapędy. I w sumie miał rację... Musiałem być ostrożny i nie pozwolić, by chwila mnie porwała. Potem trudniej byłoby odkleić się od Alexandra...

Kiedy Alec uniósł poduszkę w górę, żeby na mnie spojrzeć, wyglądając na rozczulonego moimi słowami, a za chwilę zdezorientowany pozycją, w której się ułożyłem, szybko się nad nim nachyliłem i pocałowałem jego usta.

Zadowolony mruknął, miękko oddając buziaka. Wraz z tym uniósł rozszerzone nogi, pewnie nieświadomie.

Poczułem, jak jego kolana dotykają moich bioder.

To wywołało we mnie nieodwracalną potrzebę interweniowania, którą zdołałem zdusić na basenie, kiedy oplatał mnie nogami i od której czerwona lampka na końcu mojej głowy teraz nie mogła zadziałać za wiele...

Docisnąłem biodra między nogami mojego męża, wzdychając w jego usta z przyjemnego uczucia, które zalało mnie na dole... Od razu chciałem to powtórzyć, ale powściągnąłem się, czując na sobie reakcję Lightwood'a.

Złapał większy oddech, kiedy odsunął swoje otwarte usta od moich. Zwolnił dłonie od pilnowania poduszki, teraz okrywając nimi moje policzki.

- Zrób to jeszcze raz... - wyszeptał pobudzonym głosem, całując moją górną wargę.

I jak ja tu mam się powstrzymywać...?

Gdy poczułem, jak ufnie i jeszcze bardziej rozszerza nogi, wiedziałem, że jestem na straconej pozycji. Tej zachęcie nie byłem w stanie się oprzeć...

A to jeszcze był mój Alexander! To jemu nie potrafiłem się oprzeć.

Odwzajemniając jego pocałunki, przez które, miałem wrażenie, starał się przyspieszyć mój ruch, o który mnie poprosił, odsunąłem się dolną częścią ciała w tył.

Za moment znowu się przybliżyłem, dociskając biodra i tyłek Alexandra do materaca, ściskając nasze okryte materiałami penisy. Mój był wtedy bardzo szczęśliwy.

Alec jeknął, szybciej mnie całując. Czułem na swojej klatce piersiowej jego koszulkę, która się o mnie ocierała, kiedy z szybszym tempem zaczerpywał większe oddechy.

Uwalniał odczucia. Jakby tylko chciał mnie nakłaniać i nakłaniać... I, cholera, dawał radę.

Jeszcze kilka razy wykonałem dane pchnięcia, przywabiony do tego swoim podekscytowanym penisem, który czuł na sobie coraz twardszego członka Aleca, jak i samym Alekiem szybko oddychającym pode mną. Jego wesołe jęki zagłuszane moimi ustami budziły we mnie ciepło.

Jednak gdy Alec uniósł nogi, obejmując nimi moje biodra, jakby nie chciał, żebym się odsuwał... Właśnie wtedy zacząłem to robić.

Czerwone światło krwistej kartki ostrzegawczej w mojej głowie okazało się silne, i zdołało zwrócić na siebie moją uwagę. Musiałem się powstrzymać. Byliśmy już na granicy!

Zaciskając powieki, kiedy mój penis boleśnie zapulsował z rozpaczy, wyplątałem się z rąk i nóg Aleca, opadając na plecy obok niego.

Wziąłem oddech, żeby się uspokoić. I skrzywiłem się, bo tak na raz zabolał mnie każdy mięsień ciała, jakby wszystkie chciały mnie ukarać.

Ja też tego nie chciałem, ale musiałem, no...!

Otworzyłem oczy, powoli przekręciłem głowę i spojrzałem na Aleca. Patrzył się w sufit, oddychając ciężko z rozwartymi ustami. Rozszerzone nogi lekko drżały i wyglądały na smutne, kiedy nie miały czego opleść...

Ta, odbija mi, jeśli jestem w stanie zobaczyć takie coś.

Potem odwiedził mnie wzrok Aleca. Ciemny granat był pożądliwy, ale i rozczarowany. Ciemne brwi się zmarszczyły, a uniesione nad klatką ręce opadły na boki, wykręcając się w nadgarstkach i ściskając pościel. Nie wyglądał na zadowolonego. Czyli obaj cierpieliśmy.

- Dlaczego przestałeś...? - zapytał głośnym, zagubionym w rzeczywistości szeptem.

- Poszłoby to za daleko, Aleś... - westchnąłem i spojrzałem w biały i nudny sufit, szukając wsparcia dla ciągle dającego o sobie znać penisa.

Jakby posłusznie nie mógł zrozumieć, że nie, to nie...

- Ale ja chciałem... - bąknął smutno Alec. Słyszałem, jak kręci się po łóżku. - I chcę, nooo...

Wróciłem wzrokiem na niego. Patrzył się na mnie prosząco, niecierpliwie majtając nogami, które piętami gniotły białą poszewkę kołdry.

Był jak dziecko, któremu rodzic zabronił zabawki... I akurat musiało to być słodkie, żeby dodatkowo mnie dręczyć. Umierałem w tamtym momencie.

- Nie wiesz, czy chcesz... - zacząłem, kręcąc głową, ale Alexander mi przerwał.

- Chcę - ogłosił donośnie, nie odwracając wzroku.

Gapiłem się na niego, szukając wzrokiem kłamstwa lub pochopnego podejmowania decyzji, ale nie mogłem nic takiego znaleźć. On po prostu chciał, jak powiedział...

Mój penis w bokserkach dobił się z głosem do mojego mózgu, krzycząc na mnie, żebym wrócił do poprzedniej pozycji między nogami Alexandra. Inne zmysły go poparły. Uh...

- Chcesz? - uniosłem brwi, czekając na odpowiedź.

- Chcę... - jęknął cicho i wygiął się, głową w moją stronę. - Chodź do mnie...

- Na pewno chcesz? - dotknąłem jego czarnych włosów, głaszcząc miękkie kosmyki. Wyglądały kusząco na białej poszewce.

- Ile razy mam ci to powtarzać? - sarknął podirytowany, mrużąc oczy i wykręcając się pod moim głaskaniem. Do tego stopnia, że po kilku sekundach leżał w poprzek łóżka. - Chcę, chcę, chcę, chcę... - zaczął mamrotać. Uśmiechnąłem się lekko.

Cóż, to w takim razie wypadałoby zadowolić męża, skoro tak bardzo chce...

Podniosłem się gwałtownie, prawie spadając z łóżka byle jak, bo byłem przy krawędzi. Moje serce odwiedził chwilowy zawał.

Upadłem na podłodze na kolanach, przed moim plecakiem. Otworzyłem go i zacząłem w nim pośpiesznie grzebać w poszukiwaniu tych rzeczy, które Alexander wziął z mojej łazienki...

W tym czasie zerknąłem w bok. Alec, już z delikatnym, zadowolonym uśmieszkiem pod nosem, wrócił do wcześniejszej pozycji. Rozszerzył zgięte nogi, położył dłonie na brzuchu i zaczął gapić się w sufit.

Przez chwilę chciałem się zastanawić, co go skłoniło do tej dużej chęci seksu... Ale przestałem o tym myśleć, kiedy dłonią poczułem małe pudełeczko. Sekundę później buteleczkę do kompletu. Wyciągnąłem te rzeczy z plecaka razem z paczką chusteczek.

Otworzyłem pudełko, wyciągając z niego jedną prezerwatywę. Resztę wrzuciłem z powrotem do plecaka.

Kiedy położyłem buteleczkę, prezerwatywę i chusteczki na szafkę nocną, cichym od tego hukiem zwróciłem uwagę Aleca, który coś mruknął. Spojrzałem na niego.

Leżał z rękoma nad głową, ściskając poduszkę i patrząc się w nowe przedmioty na szafce. Jego policzki były wtedy czerwone, a wzrok zamyślony.

Czyżby się rozmyślił?

Kiedy zamrugał oczami, przełknął ślinę i napotkał na sobie moje spojrzenie, wykrzywił usta w trochę zestresowanym uśmiechu, zaczerwienił się bardziej i uciekł spojrzeniem w stronę sufitu.

Jak spłoszone zwierzątko... Spodobał mi się ten widok.

- Mam... Się rozebrać albo coś...? - spytał, kiedy już miałem wchodzić na łóżko.

Brzmiał na zakłopotanego, w co nie wątpiłem, ale był przy tym zabawny. Nagle cała pewność siebie go opuściła. I to tylko dlatego, że zobaczył prezerwatywę i żel. O chusteczki.

- Mogę zrobić to za ciebie - odpowiedziałem. Pogodnym tonem, żeby go odprężyć.

Alec usiadł na tyłku, prostując nogi przed sobą. Zagryzał wargę i wpatrzył się w swoje kolana.

Wiedziałem, że on nie rozumie, że bawi mnie takie coś, ale bawiło... I miałem małą trudność z powstrzymaniem śmiechu.

- Minutę temu byłeś taki poważny i zdecydowany, Alexandrze... - zacząłem rozbawionym tonem, zbliżając się do niego.

Znowu usiadłem okrakiem na jego nogi. Złapałem dłońmi za krawędź od jego koszulki.

- Bo tak... - odparł cicho i uniósł ręce w górę, by ułatwić mi zadanie.

"Bo tak" najlepszą odpowiedzią na wszystko, kiedy za nic nie potrafisz znaleźć w głowie jakiejś riposty.

Z uśmiechem cmoknąłem jego usta, zanim pociągnąłem ubranie do góry. Za dwie sekundy cieszyłem się widokiem nagiego torsu mojego męża, odrzucając koszulkę w bok. Przejechałem palcem po jego obojczykach.

- Połóż się i unieś biodra... - wyszeptałem tuż przy jego ustach.

Zobaczyłem krwistą czerwień, tym razem na twarzy Aleca, a nie w swoim umyśle.

Zszedłem z chłopaka, a ten, nagle drżącym ciałem, ale posłusznie, położył się na plecy i uniósł biodra w górę. Rozpędzonym wzrokiem latał po suficie, jakbym miał zrobić z nim niewiadomo co. A chciałem tylko ściągnąć z niego spodenki.

Z zadowoleniem na twarzy przybliżyłem się do niego, chwytając w dłonie gumkę od szortów. Kiedy przy tym moje dłonie zetknęły się ze skórą Aleca, chłopak zadygotał ciałem, łapiąc oddech.

Jaka panika...

Ściągnąłem szorty chłopaka, który został w samych bokserkach, tak samo jak ja. Odrzuciłem spodenki za siebie. Tyłek Aleca opadł na kołdrę, a ja jeszcze podskoczyłem na kolanach do rogu łóżka, przy którym stała szafka nocna.

Chwyciłem prezerwatywę, buteleczkę żelu, chusteczki i położyłem to przy poduszkach, obok Aleca.

Żeby było bliżej. Nie będę potem musiał się po to wyginać.

Kiedy Alec przekręcił głowę w tą stronę, spojrzał na te rzeczy prawie jak na pająka. Tym razem mnie to nie rozśmieszyło, bo chciałem, żeby się zrelaksował. I nie bał tak bardzo, bo nie miał czego.

- W każdej chwili możesz powiedzieć, że nie chcesz - uprzedziłem go, patrząc na jego twarz.

- Chcę, chcę... - odparł cicho, bez takiej pewności siebie, jaką emanował kilka minut temu.

Na krótką sekundę spojrzał na mnie, a potem w sufit. Ręce założył za głową, chwytając rogi jednej z poduszek. Zacisnął usta w wąską linię. I czekał.

Jak na skazanie albo egzemplarz z zadaniami rozdawanym przez nauczyciela chodzącego między ławkami. Owiele za dużo niepotrzebnego stresu.

- Naprawdę chcesz? Bo wyglądasz na przerażonego... - powiedziałem, zbliżając się do jego nóg.

Kiedy kątem oka to zauważył, zgiął je w kolanach i prędko rozłożył na boki.

Zaśmiałam się pod nosem, ale oczywiście z tego skorzystałem. Ulokowałem się pomiędzy nogami Aleca, ręce oparłem po jego bokach i patrzyłem na niego.

Jedyna odwaga, jaką sobą przejawiał to to, że nie zasłonił się swoją obronną poduszką.

- Chcę. Ja tylko... - mruknął, gryząc policzek od środka i patrząc w górę zamiast na mnie. - Tylko... Nie mam pojęcia, co mam robić... - skończył trochę zmarnowanym tonem, jakby się skarżył.

Łatwo było można się domyślić, że skarży się na internet, w którym nie znalazł informacji i teorii, których szukał. I dlatego obawiał się praktyki.

- Ale nie musisz znać twardych zasad... - mruknąłem, obniżając się nad nim. Otarłem się ustami o jego szyję, przy powoli znikającej malince. - W sumie, nic nie musisz. Niczego od ciebie nie oczekuję... - przesunąłem wargami po szyi, którą wygiął, gdy z cichym mruknięciem odchylił głowę. - Po prostu chciej, i to szczerze... Reszta przyjdzie sama - powiedziałem i uniosłem się nad jego twarzą, czekając, aż spojrzy na mnie. Kiedy to zrobił, byłem dumny, że zobaczyłem pojawiający się spokój w błękitnych oczach. - To wszystko. Rozumiesz?

Alexander, u którego zauważyłem już większy spokój, ochoczo pokiwał głową. I, zachęcony moimi słowami, uniósł nogi, żeby oprzeć je na moich biodrach...

Ale nagle zatrzymał je i popatrzył na mnie, znowu zawstydzony. Jego zmienny nastrój wywołał mój cichy śmiech, kiedy schyliłem się, składając całusa na czubku jego nosa.

- A... Bokserki? - zapytał nieśmiało, mrugając oczami i patrząc na mnie, za co byłem wdzięczny. Bo już stawałem się zazdrosny o sufit.

- Możemy je ściągnąć potem - odpowiedziałem. - Albo teraz. Jak chcesz?

- Um... Nie wiem... - bąknął, szczerze nie mając pojęcia. Wyglądał zabawnie, kiedy zmrużył oczy, myśląc nad tym, jakby to była to najważniejsza kwestia...

No, w sumie to było kluczem do całego stosunku.

- To... Teraz...? - spytał.

Od jego oczu buchały pytajniki kierowane w moją stronę, a to on miał zdecydować. W każdym razie, udzielił mi odpowiedzi w swoim pytaniu.

- Możemy teraz - uśmiechnąłem się do niego, czując jednocześnie, że mój kutas zareagował ponownym, niecierpliwym pulsowaniem.

Odsunąłem się, siadając przy boku Aleca i pozwalając mu samemu zdjąć bieliznę. Może dzięki temu uchwyci jakiś komfort.

Ściągnąłem swoje gacie i rzuciłem je w stronę drzwi łazienki. Ale wylądowały na środku pokoju.

Już miałem odwracać się do Aleca, ale wstrzymałem się z tym, skupiając wzrok na bokserkach Alexandra, które poleciały w tym samym kierunku, co moje. I upadły dalej, pod drzwiami toalety.

Przegrałem.

- Rzuciłem dalej - powiedział wesoło, na co parsknąłem śmiechem.

Zawsze niewyobrażalnie się cieszył, kiedy urządzaliśmy sobie takie krótkie zawody i to zwykle jego rzuty miały więcej metrów pokonanej trasy niż moje. Zawsze tłumaczyłem to tym, że to wina jego łucznictwa.

Przypominając sobie, po co te gacie poleciały tam, gdzie poleciały, szybko się obróciłem i wręcz rzuciłem się na Lightwood'a.

Opierając się dłońmi po jego bokach i będąc już pomiędzy jego uniesionymi nogami, patrzyłem na jego twarz, która zapłonęła czerwonym rumieńcem od mojego nagłego ruchu.

I zdania sobie sprawy z tego, że jesteśmy już kompletnie nadzy. Zyskało to dla mnie nowego rodzaju intymności i przekroczenia kolejnej sfery naszego związku.

Mój kutas drgnął z ekscytacji i nie potrzebował niczego więcej, by stwardnieć całkowicie i zacząć unosić się w erekcji.

Schyliłem się i pocałowałem Aleca. Delikatnie, żeby odprężył się bardziej. Jedną swoją dłonią pojechałem w bok, w stronę jego ciała.

Bok Aleca napiął się, kiedy pojawiły się tam moje palce. Sam Lightwood muskał moje usta powolnie, jednocześnie skupiając się na moim dotyku lub tym, co igrało podczas tego w jego głowie.

Wjechałem dłonią na jego brzuch, potem znalazłem pępek, wokół którego zatoczyłem kilka kółek, nim ruszyłem w dalszy spacer. I im byłem bliżej członka, tym bardziej ciało drżało.

Odkleiłem się od ust Aleca, przełykając w gardle powstającą gulę zachwytu i ciekawości.

Wcześniej myślałem, że cały czas będę spokojny, ale jednak okazało się, że o ile dla Aleca było to całkowicie nowe i krępujące, tak dla mnie pobudzające.

Z jednej strony chciałem działać szybko, z drugiej wolno, ciesząc się nowymi doznaniami i sprowadzając przy tym Alexandra do odkrywania niebywałych przyjemności... I do tego, żeby chciał je powtórzyć.

Pocałowałem go znowu, kiedy dłonią od razu objąłem jego penisa, gdy tylko go poczułem. Nie był miękki, ale od mojego dotyku zesztywniał jeszcze bardziej.

Alec natychmiast wygiął się w łuk, zaskoczonym i podnieconym tonem mamrocząc coś w moje usta. Potem jęknął i sapnął, kiedy dłonią przejechałem po jego kutasie od podstawy do główki, prostując go.

Głośne reakcje Alexandra, mimo, że wspaniałe, sprawiały, że mój penis stawał się w większym stopniu zniecierpliwiony, a przecież musiał czekać na swoją kolej. A był trudny do zignorowania.

Mimo to, spróbowałem. Skupiłem się na Alexandrze, na jego pomrukach i ruchach ciała, kiedy stymulowałem jego członka. Na tym, jak ukazuje to, co czuje.

I byłem bardzo zadowolony, kiedy widziałem, czułem i słyszałem, że sprawiałem mu samą rozkosz.

Penis Aleca stał już na baczność, a ja, żeby dać mu podwójną przyjemność, wolną dłonią sięgnąłem w stronę lubrykantu. Zdołałem bez pomocy drugiej ręki otworzyć tubkę i, całując smaczne, rozchylone i pomrukujące usta Aleca, wylałem trochę żelu na jego penisa.

Odczułem na sobie jego zaskoczone drżenie, kiedy poczuł na sobie chłodną maź. Jednak kiedy ta maź sprawiła, że suche tarcie między moją dłonią a jego członkiem znikło, z powrotem się rozluźnił, mrucząc z zadowoleniem. Rozłożył nogi szerzej. Puścił też poduszkę nad swoją głową, odnajdując drżącymi dłońmi moje policzki.

Opierałem czoło o jego czoło, czasami muskając jego usta i wolnymi ruchami zajmując się jego penisem. Jednak kiedy usłyszałem spomiędzy warg Aleca nienasycone sapnięcie i poczułem jego dłonie, które z niecierpliwością zaczęły sunąć po moich barkach, przyspieszyłem ruchy.

Alexander najwyraźniej właśnie na to czekał, bo wypuścił z siebie długi, podniecony jęk. Odwrócił głowę na bok, a moje usta zaczęły sunąć po jego policzku i szczęce.

Moja szybciej pracująca dłoń sprawiła, że Lightwood zaczął bardziej się pode mną wyginać. Sapał też częściej i oddychał szybciej... O, tak, chciałem zobaczyć, jak dochodzi dzięki mnie.

Nie musiałem długo na to czekać, bo w końcu przez cały dzisiejszy dzień był niewyżyty i podniecił się dwa razy, w czym w jednym sobie nie ulżył. Ja bym nie wytrzymał czegoś takiego na jego miejscu.

Pocałowałem kraniec jego szczęki, słysząc przy uchu głośniejsze i szybsze sapanie. Jego dłonie sunęły się wzdłuż moich boków, lekko drżąc. I zaraz zacisnęły się na skórze, kiedy moje palce w mocniejszym uścisku przesunęły się po całej długości pulsującego z rozkoszy penisa.

Przez moment miałem nawet ochotę go puścić... Ale nie chciałem być taki zły. Zrobię tak kiedy indziej...

Sapanie ustało, kiedy dech uwiązł Alecowi w gardle, a biodra wyrwały się do góry, gdy pieszczona przeze mnie erekcja doszła na skraj rozkoszy.

I, och, jęknąłem wtedy tak, jakbym sam dochodził, kiedy wraz z ruchem chłopaka nasze penisy docisnęły się do siebie. W umyśle mi zabulgotało jak w garnku z wrzącą wodą, gdy zdałem sobie sprawę z tej nagiej bliskości...

- J-Jezu... - sapnął Alec, opadając na kołdrę w leniwym, spełnionym ruchu, kiedy unoszące jego tyłek w górze nogi rozłożyły się po łóżku. 

Przy tym odkleił się ode mnie. Poczułem na swoim brzuchu jego spermę, co za moment ujrzałem też na torsie Aleca, gdy zerknąłem w dół.

Przejechałem dłonią jeszcze kilka razy po jego członku, zanim go puściłem. Sięgnąłem po opakowanie chusteczek, chłonąc wzrokiem sylwetkę Aleca z resztkami orgazmu, na który sam go sprowadziłem.

Co niezmiernie mnie cieszyło i podbudowywało jeszcze bardziej może wysokie ego i dumę.

Alexander był rozłożony po kołdrze i sapał tak, jakby przebiegł kilka kilometrów. Albo jak ja po szybkim sprincie spod drzwi jego rezydencji do jego pokoju.

Na policzkach ukazywały się piękne rumieńce, spomiędzy rozchylonych warg ulatniał się zmęczony oddech, a zamglone, roziskrzone oczy były zwrócone ku górze. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc dany stan mojego męża.

Chusteczkami przetarłem swój i jego brzuch, pozbywiając się resztek spermy. I żelu z mojej dłoni.

Zabawne, bo jeszcze rok temu nawet nie podejrzewałem, że znajdziemy się w takiej sytuacji.

Odrzuciłem papierki na podłogę i usiadłem na piętach, rozkładając ręce na boki i kładąc dłonie na udach nóg Aleca, które uniosły się pod moim dotykiem.

Alexander zaśmiał się cicho, zamykając oczy i kręcąc głową po poduszce. Przy tym widoku i moim usatysfakcjonowaniu, aż zapomniałem o swojej erekcji... Neh, ignorowałem to dalej.

- Podobało się? - spytałem zadziornie, sunąc dłońmi od kolan Lightwood'a przez jego uda, głaszcząc biodra, lekko wtedy podrygujące, i z powrotem wracając na nogi.

- No, raczej... - odparł z ukojonym uśmiechem, mrużąc oczka. A potem otworzył je szerzej, podparł się na łokciach i spojrzał na mnie z nowym pobudzeniem na twarzy. Również nie sapał już jak po maratonie. - Ale to jeszcze nie koniec, tak?

Spodobała mi się słyszalna prośba i nadzieja w jego głosie. A byłem jeszcze bardziej zadowolony wtedy, kiedy wzrok Lightwood'a z mojej twarzy pomknął w dół.

Cała twarz zamieniła się w pomidorka, kiedy zobaczył on moją erekcję między swoimi nogami.

- Nie, nie koniec... - zacząłem seksownym pomrukiem, powolnie się nad nim nachylając i przyglądając się błyszczącym oczom. - To była dopiero rozgrzewka... Po tym, co zaraz będziemy robić, będziesz miał dwa razy silniejszy orgazm - oznajmiłem, uśmiechając się drapieżnie.

Wywołało to pożądany przeze mnie widok prawie że fioletu na twarzy Alesia.

- Ty też...? - spytał cicho, mrugając powiekami i co chwila spoglądając w przestrzeń między naszymi brzuchami.

Mój penis zadrżał, podniecony tym, że Alexander martwi się również o niego. Ja byłem tym rozczulony.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo... - wymamrotałem z zadowoleniem i przyssałem się do jego ust.

Alec objął moje policzki i przekręcił głowę, by pogłębić pocałunek. Złapałem dłońmi za jego biodra, kciukami naciskając na skórę, żeby usłyszeć to podniecone mruknięcie, które za krótki moment wydobyło się z jego ust wprost w moje.

Nasze języki się złączyły, kiedy nie próbowaliśmy im tego zabronić, rozszerzając złączone usta. Swoimi dłońmi oparłem się bo bokach Lightwood'a, żeby sprawniej obniżyć biodra, na których czułem uda Aleca. Rozłożyły się przy moim ruchu.

Zamruczałem w jego wargi, które pocałowały mnie nieśmiało, bez języka, kiedy poczułem na swojej erekcji penisa Aleca, budzącego się do życia czwarty raz w ciągu tego dnia.

Zostało tylko czuć wygraną, że za każdym razem była to moja wina... I zapobiegać kolejnym erekcjom męża.

Odkleiliśmy od siebie nasze usta, żeby zaczerpnąć tchu. Jednak Alec wydał się narazie nasycony pocałunkami, ponownie chcąc kolejnych nowych doznań, kiedy odchylił głowę i podsunął się do góry, by bardziej oprzeć się o poduszki.

- Dobra, zaczynaj... - powiedział z większym podekscytowaniem. Zadrżał, kiedy pocałowałem jego obojczyk.

- Mój Alesiu... - zacząłem mruczeniem, unosząc się na kolanach i łapiąc w uchwyt jego biodra. Pociągnąłem je w swoją stronę, ścigając z oparcia zaskoczonego chłopaka. - Nie twoje plecy będą potrzebowały poduszek, a twój tyłek, wiesz?

- E... No, wiem... - mruknął cicho, rumieniąc się i patrząc na mnie spod czarnych rzęs. - Znam teorię...

Uśmiechnąłem się do niego wesoło i mocno pocałowałem. Jedną ręką sięgnąłem za jego głowę.

Po tym, jak Alexander oddał pocałunek, wyprostowałem się z poduszką w ręce, klęcząc między jego nogami. Kiedy zerkałem na jego twarz, patrzył się na moje poczynania z czerwienią na twarzy i ciekawością w oczach.

Jak wspaniale, że po tym, jak zrobiłem mu dobrze, nie bał się kolejnej części. Tak będzie łatwiej, szczególnie dla początkowej fazy. Jego pierwszej.

Jedną dłonią pociągnąłem jego biodra w górę, dając mu znak, by się uniósł. Zrobił to tak szybko i posłusznie, że aż zachichotałem, wciskając poduszkę pod jego tyłek. W nagrodę poklepałem jego biodro, drugą ręką sięgając po tubkę lubrykantu.

Alec wtedy spłonął żywszym rumieńcem. A potem postanowił już nie patrzeć, zostawiając resztę dla mnie. Położył głowę na kołdrę, wyciągnął za siebie ręce i złapał za inną poduszkę. Położył ją sobie luźno na twarz.

Co nie było dozwolone przy tym, co zaraz będę robił, ale upomnę go o tym za chwileczkę.

Tubka pstryknęła, kiedy ją otworzyłem. Alexander zareagował na to drgnięciem. Jego klatka piersiowa zaczęła szybciej unosić się i opadać, więc ponownie odwiedził go cykorek przed tym, co go czeka.

Poruszył się niespokojnie, kiedy trochę żelu opadło na jego penisa i jądra, powoli spływając w dół, między pośladki. Wycisnąłem więcej lubrykantu, potem jeszcze trochę na dłoń, zanim odrzuciłem buteleczkę na bok.

Przestraszony Lightwood zadygotał znowu, kiedy dotknąłem jego penisa, ale za moment się uspokoił, gdy wykonałem posuwisty ruch wzdłuż jego członka, zabierając żel na dół. Chłopak westchnął w poduszkę.

- Zabierz poduszkę z buźki - powiedziałem, przez chwilę stymulując jego penisa. Puściłem go, gdy był już twardy. - Muszę widzieć twoje reakcje.

- Nie musisz... - mruknął cicho. Ścisnął krawędzie poduszki, kiedy palcem wjechałem między jego pośladki, rozprowadzając tam żel.

Czułem przy tym szybsze bicie serca. Świadomość sytuacji, w której byliśmy, odbijała się radośnie w każdym zakamarku mojej duszy. Z Alexandrem musiało być to samo.

- Chcę i muszę - oznajmiłem, wolną ręką opierając się na kołdrze przy jego boku.

Niezadowolony moim rozkazem Alec odrzucił poduszkę do tyłu. Wyglądał tak, jakby chciał być naburmuszony, ale w obecnym stanie i pod moim dotykiem coś mu to nie wychodziło. Jedyny jego sprzeciw to wbicie wzroku w ten przeklęty sufit.

Obserwując jego reakcję, przystąpiłem do działania.

Na twarzy Aleca pojawiła się swego rodzaju dezorientacja, ale i ciekawość, kiedy kciukiem wjechałem między jego pośladki. Potem położył dłonie na moje barki i się zarumienił, gdy kreśliłem małe kółka wokół jego wejścia. Stwierdziłem, że żelu było wystarczająco.

Dotknąłem dziurki odbytu, lekko na nią naciskając. Alexander nie wydawał się tym jakoś szczególnie zaniepokojony, więc nacisnąłem mocniej, powoli wchodząc do środka... I wtedy Alec zakołysał biodrami, uciekając od mojej dłoni i szerzej otwierając oczy.

Chciałem czy nie, taka panika mnie podniecała... Zwłaszcza, kiedy w zamiarach miałem same przyjemności.

Nie musiałem nic mówić, bo Aleś sam się naprostował, unieruchamiając na poduszcze swoje biodra.

- Przepraszam... - powiedział z czerwonymi policzkami, gryząc wargę. Był wtedy turbo uroczy.

Uśmiechnąłem się, całując jego czoło, kiedy sam odgarnął grzywkę na bok. Zobaczyłem ruch jego jabłka Adama podczas przełykania śliny, gdy mój kciuk znowu znalazł się między jego pośladkami.

Widziałem, jak marszczy brwi, usilnie starając się nie ruszać, kiedy pokonałem zmarszczoną skórę wokół odbytu i wcisnąłem kciuk do środka na pierwsze kilka centymetrów.

- I jak? - spytałem, zatrzymując palec. Na szczęście Alec nie wyglądał tak, jakby go coś bolało. Był po prostu zdezorientowany.

- Dziwnie... - odpowiedział ze spokojem na twarzy, głaszcząc moje ramiona, gdzie wcześniej oparł dłonie. - Ale nie boli... Ou, t-teraz trochę... - mruknął zestresowany, kiedy wcisnąłem palec głębiej, przedzierając się przez zaciśnięty zwieracz.

Zatrzymałem dłoń, czując, jak biodra Aleca znowu drgnęły, ale chłopak tym razem się nie odsunął.

Dzielnie trwał w bezruchu, delikatnie drapiąc paznokciami moje ramiona. Wziął oddech, potem powoli wypuszczając powietrze. Czułem, jak się pomału rozluźnia.

Schyliłem się nad nim, całując jego policzek. Jednak Alec chciał głębszego całusa, gdyż odwrócił głowę, łapiąc swoimi moje usta. Nie protestowałem, zaczynając się z nim czule całować.

Wraz z tym pocałunkiem, który podziałał na Aleca bardziej uspokajająco, wyciągnąłem z niego swój kciuk. Opuszkiem tego palca masowałem wejście, rozsmarowując żelową konsystencję. Potem przyłożyłem do tego miejsca cieńszy palec.

Wolno muskałem usta Lightwood'a, jednocześnie wchodząc w niego palcem wskazującym. Przy tym poczułem drganie mojego zazdrosnego, niecierpliwego penisa.

Alexander przyspieszył pocałunek, pewnie chcąc skupić się na tym, zamiast na uczuciu na dole. Choć nie było ono bardzo kłopotliwe, gdyż palec bez większych oporów wszedł cały. Schodki miały zacząć się zaraz.

Palcem, który był w środku Aleca, lekko pociągnąłem w dół, rozciągając zwieracz. Biodra męża zatrzęsły się i pomknęły w tym samym kierunku, uciekając od palącego uczucia. Usta zastygły, bez ruchu przyciśnięte do moich. Wystraszył się.

- Nie ruszaj biodrami... - szepnąłem w jego wargi, wolnym ruchem wycofując palca.

- O-okey... - zgodził się trochę zestresowany Aleś, wznawiając wolne wdechy i wydechy, kiedy unieruchamił biodra na poduszcze. A przynajmniej się starał.

Pocałowałem jego usta, wracając tym samym palcem do środka. Poczekałem chwilę, aż strach opuści Alexandra, a zwieracz rozluźni się w większym stopniu.

Stabilniej oparłem się na kolanach i wolną dłonią złapałem biodro Aleca, żeby ustabilizować je w razie kolejnej próby ucieczki. Jeśli nie będzie tego robił, przygotowanie pójdzie szybciej.

Jego paznokcie podrapały moje ramiona, a oddech owiewający moje usta zawahał się, kiedy palcem ponownie nacisnąłem w dół. Na biodrach, znowu chcących nawiać, zacisnąłem dłoń. Wtedy Alec je zatrzymał. Za to spięła się reszta ciała.

- To minie... - szepnąłem, by go uspokoić, jednocześnie palcem naciągając zwieracz. - Nie będzie bolało cały czas...

Zdesperowany Alec, nie wiedząc, co zrobić, głośno sapnął i odchylił głowę do tyłu. Ja, wykorzystując to i fakt, że jego szyja jest wyczulona na dotyk, a w szczególności na moje usta - pocałowałem jedną z dwóch malinek. Spodobało się to mojemu mężowi, który mruknął przeciągle.

Po czasie rozluźniłem uścisk na biodrze Aleca, kiedy przestało tak drgać, palące się do odwrotu. Przejechałem tą dłonią w górę, po gładkim boku Aleca, sprawdzając napięcie ciała. Mięśnie nie wyrażały już tak bardzo swoich protestów i osłabiły swoją twardość.

Paznokcie Aleca przestały mnie drapać, kiedy mój nieruszający się od dłuższej chwili palec naciągał coraz bardziej elastyczny zwieracz w dół.

- Lepiej? - spytałem, pochylając się do przodu, nad twarzą Aleca. Spokój na jego twarzy był dla mnie błogosławieństwem.

- Tak... - mruknął cicho, mając zamknięte oczy.

Pocałowałem jego policzek, wyciągając palca, jednak go nie cofając. Zamiast tego, dołożyłem drugiego, środkowego. Tymi dwoma zacząłem masować wejście.

- Pamiętaj o sztywnych bioderkach - przypomniałem, wracając dłonią na jej poprzednie miejsce na lewym biodrze.

- Sam je trzymaj, ja nic nie kontroluję... - odparł z lekkim rozbawieniem Alexander, dłońmi na moich ramionach jadąc na moją szyję. Poczułem tam miłe mrowienie.

- Ach tak? W porządku, najpiękniejszy groszku... - powiedziałem z uśmiechem, potęgując rozbawienie Aleca, który, mimo rumieńców na policzkach, wyszczerzył się uroczo.

A ja wróciłem do pracy, zadowolony z ponownego odprężenia Lightwood'a.

Powoli wsadzałem do środka dłuższy palec, patrząc na Aleca. Zamknął oczy i trochę pokręcił głową, nie wykazując dużego niezadowolenia.

Wręcz stwierdziłbym, że widziałem gamę ciekawości na jego twarzy. Jak również w dłoniach przyjemnie plączących się na moim karku.

Kiedy cały palec był już zanurzony, pociągnąłem nim w dół. Jedyny przejaw dyskomfortu dostrzegłem w brwiach Aleca, które się złączyły, marszcząc skórę między nimi. Poza tym wszystko było w porządku.

Przez kilkanaście sekund delikatnie rozciągałem zwieracz, który zaczął ustępować i nie wprawiać Alesia w niepokój. Czując pierwszy stopień zwycięstwa, cmoknąłem jego szyję.

Wyszedłem z Aleca, dostawiając do wejścia drugiego, wskazującego palca. Wzmocniłem asekuracyjny uchwyt na biodrze, teraz dwoma palcami naciskając na wejście. Od razu paznokcie chłopaka dały o sobie znać, ale nie mocno.

Lightwood, zaciskając usta, pokręcił się trochę pode mną. Z wyjątkiem bioder, które udało mi się usztywnić za pomocą jednej ręki. Przy tym nie przestawałem wciskać w niego dwóch palców. Alec czasami coś mruknął, zaciskając powieki.

Kiedy palce weszły całe, zostawiłem je w bezruchu na dłuższą chwilę, zanim zacząłem delikatnie krzyżować je we wnętrzu chłopaka.

Alec, czując to, otworzył oczy wpatrzone w sufit i lekko rozwarł usta. Czasami się krzywił, ale głównie jego twarz miała na sobie zaskoczony wyraz. Jak po kompletnie nowym doznaniu.

- Nie boli? - spytałem, aby się upewnić. Pogłaskałem jego biodro.

- Tak jakby... Chyba tylko trochę... - odparł, nawet sam nie wiedząc.

Uśmiechnąłem się pod nosem i pocałowałem jego szyję. Znalazłem skrawek skóry, który chciałem naznaczyć i przyssałem się do niego ustami.

Kiedy Alec wydawał się jedynie zadowolony, pomrukując cicho i nie drapiąc mnie, palcami w jego wnętrzu zacząłem zataczać małe koła. Wtedy trochę się naprężył, ale nie tak, jakby go bolało, tylko odwrotnie. Jakby był podekscytowany nowymi wrażeniami. Ucieszyło mnie to.

Jedynie drżenie lekko przestraszonego ciała, jakie poczułem, było w tym momencie, w którym dwoma palcami naciągnąłem zwieracz. Jednak opór trwał jedynie kilka sekund.

Spokojne dłonie Aleca przesunęły się po moich ramionach po szyję. Wydawał z siebie ciche, rozanielone pomruki, kiedy robiłem na skrawku jego szyi malinkę, na dole bez pośpiechu go rozciągając. Już zaczęło mu się podobać.

Dołożyłem do wejścia trzeci, serdeczny palec. Delikatnie nim nacisnąłem, sprawdzając reakcję na to reszty ciała.

Biodra drgnęły, dlatego dłonią, którą je trzymałem, wzmocniłem uchwyt. Nie przestawałem wkładać w Aleca dodatkowego palca, czując drapanie paznokci po ramionach, a na klatce piersiowej jego pierś, która pod negatywnym uczuciem zaczęła szybciej się unosić. Przy uchu, podczas robienia malinki, słyszałem urwany oddech.

To wszystko nasiliło się, kiedy palec wprosił się na kolejne kilka centymetrów, dołączając do pozostałych dwóch, więc zatrzymałem dłoń.

Odkleiłem usta od jego szyi i uniosłem głowę. Powoli, jadąc pocałunkami po szczęce, aż nie dotarłem do rozwartych ust. Alexander oddał pocałunek dość desperacko.

- Sam powiesz, kiedy mam działać dalej... - wymamrotałem w jego usta, dając się całować.

Dłonią na jego biodrze pogłaskałem skórę w uspokajającym geście, po tym wjeżdżając nią na udo, które się poruszyło, a potem sunąc nią wzdłuż boku ciała.

Dłonie Aleca wjechały na moją twarz, łapiąc moje policzki. Wysunąłem język i przejechałem nim po jego górnej wardze.

Po dłuższej chwili, mięśnie odbytu, mając w sobie trzy palce, przestały się tak bardzo wokół nich zaciskać, sprawiając mi tym ulgę. I również Alecowi.

Kiedy Lightwood mruknął długo w moje usta, spowodowało to spadek napięcia z jego ciała, które z trzema palcami w środku nie było już tak wystraszone, jak na początku. W każdym razie, ja dalej nie ruszałem tamtą dłonią, całując usta męża.

- Już lepiej... - szepnął w pewnym momencie Alexander, głaszcząc moje policzki.

Mruknąłem z zachwytem na jego słowa, mocniej napierając na jego chętne wargi. Odsunąłem się z mlaśnięciem, kiedy nie czułem pod sobą żadnego wystraszonego drgania czy innych oznak nieprzyjemnych odczuć. Alec zamknął oczy, odchylając głowę w tył. Był spokojny i czekał na resztę.

Poruszyłem trzema palcami w jego wnętrzu. Powoli rozciągałem tym tamte mięśnie, głaszcząc trzymane przeze mnie biodro, które się poruszyło. Jednak nie w dół, tylko w przód, jakby było nienasycone nowym dotykiem. Na mojej twarzy pojawił się wesoły uśmiech.

Wcisnąłem palce głębiej, a wtedy Alec jęknął pod nosem i zatrzepotał rzęsami. Udało mi się złapać jego spojrzenie. Błękit był w ciemnym odcieniu, pokazując mi rozluźnioną radość. Lightwood posłał mi malutki uśmiech, zanim z powrotem zamknął oczy. Zobaczyłem w tym geście zachętę.

Rozszerzyłem palce w jego wnętrzu, rozciągając zwieracz na boki. Alexander cichutko syknął, krzywiąc się na buzi, ale nie trwało to dłużej niż kilka sekund. Mięśnie wokół moich palców odpuszczały.

Ciągle poruszając palcami, jednocześnie czując podekscytowanie swojego penisa, którego czas oczekiwania na swoją kolej się zmniejszał, schyliłem się, całując szczękę Alexandra. Chłopak wygiął się pode mną, mrucząc pod nosem.

- I co? - spytałem, kiedy widziałem, że trzy palce nie sprawiały już Alecowi nieprzyjemności.

- Nawet fajnie... - odparł z uśmiechem Aleś, kręcąc głową po kołdrze.

Postanawiając wykonać ostatnią przygotowawczą próbę, docisnąłem palce na tyle, ile byłem w stanie. Alexander wyprężył szyję na bok, mamrocząc coś podnieconym tonem. Mój penis ucieszył się bardziej.

- Jest dobrze? - spytałem na koniec, unosząc brwi i krzyżując palce.

Alexander od razu pokiwał głową na znak pozytywnej zgody, zabierając dłonie z moich barków. Wyciągnął ręce nad swoją głową. Pod nosem wykwitł błogi uśmiech. Czyli już gotowy.

Kiedy wyciągnąłem palce, zaśmiałem się, kiedy usłyszałem obrażony pomruk z jego strony. Nogi poruszyły się, wracając z rozkroku.

Poklepałem jego biodro i wyciągnąłem rękę w stronę buteleczki lubrykantu i chusteczek, gdzie obok leżała prezerwatywa.

Kiedy ją otwierałem, zerknąłem na Aleca. Dźwięk rozrywanej prezerwatywy otworzył mu oczy i sprawił, że z zaciekawieniem uniósł głowę, by na mnie spojrzeć.

Nie wyglądał już na urażonego, gdy widział to, co robiłem i spodziewał się, co mamy teraz w planach. Za to pokrył się rumieńcem po calutkiej twarzy, kiedy naciągałem gumkę na swoją erekcję. Która, jak czułem, niezmiernie się cieszyła.

W końcu Alec przełknął ślinę, a jego głowa z powrotem opadła na kołdrę. Dłonie zaczęły gnieść poduszkę. Nogi z powrotem rozłożyły się na boki, dając mi tym dostęp. Jego ufność wobec mnie zawsze była dla mnie urocza.

Kiedy wycisnąłem na nałożoną prezerwatywę żel, rozprowadziłem go po całej długości erekcji, potem odkładając buteleczkę na bok.

Poczułem, jak krew przystępuje do szybszego tańca w moich żyłach, a serce pulsuje szybciej. Byłem prawie że rozjuszony!

A musiałem zachować opanowanie. W końcu chodziło o moją najcenniejszą na świecie istotę.

Pochyliłem się nad Alexandrem, który z zamyśloną miną patrzył w ten swój głupi sufit, jakby było tam coś ciekawszego. Jednak zaraz zaszczycił spojrzeniem mnie, kiedy pojawiłem się tuż nad jego twarzą. Złożyłem tkliwy pocałunek na jego ustach, by wiedział, że nie ma się czego bać.

Pokręciłem biodrami, obniżając je. Kiedy główka mojego penisa otarła się między pośladkami Aleca, zdusiłem w sobie jęk zachwytu.

Jeśli tak dalej pójdzie, dojdę, jeszcze za nim w niego wejdę.

Z racji tego, że Alec zsunął swoje ręce w dół, układając je wzdłuż swojego ciała i palcami sięgając moich ud, oparłem się rękoma po obydwu stronach jego głowy. Zgiąłem ręce w łokciach, żeby zbliżyć do siebie nasze ciała.

Czułem zniecierpliwienie mojego członka, ale próbowałem go zignorować, chcąc nacieszyć się tą chwilą.

Zagłebiałem się wzrokiem w ciemny kobalt wpatrzony we mnie. Czarne rzęsy dodawały uroku pięknym oczom, tak samo jak kosmyki grzywki majaczące na bladym czole. Na ustach czułem jego oddech, wtedy jeszcze umiarkowany.

Prawie niewyczuwalnie przyspieszył, kiedy moje biodra się ruszyły. Pobudzony i nakierowany na wejście penis drgnął, kiedy żołądź wolno zanurzył się we wnętrzu. Och, co to było za nieziemskie uczucie...

Zatrzymałem się od razu, kiedy poczułem naciskanie palców na moich udach, w celu zwolnienia ich ruchu.

Szerzej otworzyłem oczy, przed chwilą mrużące się z uczucia błogości i spojrzałem na twarz Aleca. Zamrugał oczami, gryząc wargę. Na swojej klatce czułem, jak ociera się o nią jego unosząca się od oddechu pierś.

Schyliłem twarz niżej, całując jego rozgrzany policzek. Zsunąłem się ustami w dół, muskając krawędź szczęki, przy uchu.

- Okey... - szepnął po chwili Alec. Palce na moich udach rozluźniły nacisk, ale dalej były na nich obecne. Jak dobrej firmy hamulce.

Wznowiłem ruch bioder, czując zwiększone tempo oddechu, jak i stopnia rozkoszy, kiedy penis znowu zanurzał się w ciasnym, ciepłym wnętrzu...

Cóż, jedynie na kilka centymetrów, bo moje uda ponownie odwiedziły na sobie nacisk dłoni Aleca. Trochę się trzęsły. Przy uchu usłyszałem ciche mruknięcie bólu. Uniosłem głowę, czule całując czoło Alesia. I czekałem znowu.

Sytuacjia z hamulcami powtórzyła się jeszcze co najmniej kilkanaście razy, zanim pozwoliłem sobie na cichy jęk przy uchu męża, kiedy cały już penis był niebiańsko uciskany przez mięśnie wnętrza Alexandra.

Serce biło tak mocno, jakby chciało wyrwać się w stronę tego naprzeciwko. Miałem wrażenie, że potrafiłem dosłyszeć jego uderzenia.

Odrobinę się uniosłem, spoglądając na całą twarz chłopaka. Powieki były widocznie i mocno zamknięte, usta zaciśnięte, a brwi złączone. Wyraz dolegliwości na twarzy był wyraźny.

Szubko ucałowałem jedną słoną łezkę, która uciekła spod rzęs, cieknąc po skroni. Dłoń przyłożyłem do boku jego głowy, zatapiając palce w miękkich włosach.

Kiedy pocałowałem policzek, Alec wypuścił z płuc wstrzymywane przez dłuższy czas powietrze. Teraz zaczął brać większe oddechy, co chwila ocierając się o mnie klatką piersiową. Było to przyjemne.

- Hm...? - mruknąłem cichutko przy jego uchu, całując jego płatek. Zacisnąłem powieki, czując drganie penisa w środku Aleca.

- Z-zaraz przestanie boleć...? - spytał szeptem, pomiędzy szybkimi oddechami.

Uniosłem głowę, dotykając nosem jego nosa i patrząc na wciąż zamknięte oczy. Krótko cmoknąłem jego usta.

- Tak... - odpowiedziałem. - Już zaraz, Alexander...

Alec tylko pokiwał głową. Patrzyłem, jak niemiły grymas powolutku znika z jego twarzy, dopóki nie zjechałem głową w dół. Pocałowałem wcześniej zrobioną malinkę, już trzecią do kolekcji na szyi mego męża.

Ustami dotknąłem obojczyka, czując po tym dygoczące dreszcze na piersi Lightwood'a. Delikatnymi pocałunkami wyznaczałem ścieżkę po jasnej skórze Aleca, do barku, czekając na jego rozluźnienie. Nie nadeszło ono szybko, ale ani trochę nie narzekałem.

To był Alexander i zaszczytem dla mnie było to, że całkowicie się go słuchałem, jeśli chodziło o pierwszy stosunek.

Po dłuższym czasie, kiedy nie widziałem na twarzy Aleca zmarszczek świadczących o dyskomforcie, ruszyłem biodrami w tył, wysuwając się z jego wnętrza. Robiąc to powoli, patrzyłem na niego. Skrzywił się tylko odrobinkę.

Zatrzymałem się z główką w jego środku.

- Wracać z powrotem? - zapytałem, jedną dłonią przylizując jego włosy. Alec lekko odchylił głowę w tamtą stronę.

A, no tak, był mruczącym kociakiem, jeśli chodziło o głasku, głasku.

- Tia... - zgodził się, z zadowoleniem odbierając moje głaskanie.

- Wejdę teraz na raz, w porządku? - popatrzyłem na niego, zapierając się palcami u stóp o kołdrę. - Ale powoli.

- Okey... - zgodził się cichym pomrukiem, po chwili otwierając oczy i spoglądając na mnie. Z tej perspektywy wyglądał jeszcze piękniej. - Tylko mnie pocałuj...

Od razu spełniłem jego prośbę. Z czułością przykryłem jego wargi swoimi. Oddał pieszczotę od razu.

Ciągle głaszcząc go po głowie i całując, wdrożyłem do ruchu biodra. Penis radośnie zapulsował, kiedy znowu wjeżdżał do środka.

Wchodziłem w Alexandra powoli, ale już bez zatrzymywania. Mimo, iż czułem na udach nacisk jego palców. Chłopak mruknął w moje usta, wyrażając tym nieprzyjemne uczucie od rozciągania, ale mniejsze niż przed chwilą.

Kiedy kutas zanurzył się cały, zacząłem go i od razu wysuwać. Tak samo, jak wcześniej. Do końca główki, a potem znowu wchodząc do środka. Dane tarcie sprawiało mi ogromną rozkosz, i pozostało tylko czekać, aż usłyszy się zadowolony jęk Alexandra...

Pomrukujący w lekkim dyskomforcie chłopak, próbując przyzwyczaić się do wolnych, posuwistych ruchów i rozciągania, których nie przerywałem, uniósł nogi i oparł łydki na moich pośladkach. Przy tym jego nogi rozłożyły się bardziej.

Miałem przez to ochotę głębiej i szybciej się w niego wbić, ale znalazłem w sobie jeszcze resztki kontroli... Pomimo tego, że chciałem więcej.

Ucieszyłem się, kiedy, całując policzek Aleca, usłyszałem przy uchu jego sapnięcie. Ukojone, spokojne sapnięcie bez bólu i niemiłego problemu, który najwyraźniej zniknął.

Przyzwyczaił się! Mogłem pozwolić sobie na więcej! A dłonie Aleca, których dotyku doświadczyłem na swoich plecach, działały wyłącznie jak drażniąca zachęta.

Kiedy żołądź penisa prawie wysunął się z Aleca, wcisnąłem go z powrotem, tylko że szybszym ruchem i po same jądra. Entuzjastyczne mrowienie w moim brzuchu przybrało na sile...

Wraz z tym, paznokcie Aleca przesunęły się po moich plecach, a chłopak odchylił głowę w tył i mruknął przez rozwarte usta. Zmarszczone brwi pokazały to, że go zabolało, ale za kilka krótkich sekund już nie było po nich śladu.

Alexander zaraz oblizał usta, nie przestając pomrukiwać, mimo, że nie ruszałem się w jego wnętrzu.

Obserwowanie jego reakcji było dodatkowo podniecające. Gdyż prócz moich ruchów dogadzało mu po prostu to, że w nim byłem. A to było dla mnie cholernym pochlebstwem.

Wysunąłem się z jego wnętrza, żeby zanurzyć się znowu, tym razem mocniej, posuwając jego ciało na łóżku.

Westchnąłem z zachwytem nad tym uczuciem... Tak samo jak Alec, którego pobudzone westchnienie uciekło spomiędzy rozwartych warg, budząc wspaniałe dreszcze na całym moim ciele...

Moje ruchy stały się rytmiczne, a z każdym kolejnym pchnięciem głębsze i mocniejsze. Nagrodą za to były zaskoczone i radosne odgłosy z ust Aleca tuż przy moim uchu, jego nogi bardziej oplatające moje biodra i dłonie drapiące skórę na plecach. Jakbym z delikatnych chmur wskoczył do gorącej sauny.

Po czasie zacząłem sapać, przyklejając usta do skóry na szyi i ramionach sapiącego z rozkoszy Alexandra. Czułem drżenie swoich bioder i zdziwiłem się, że orgazm zaczął zbliżać się tak szybko. Chociaż, nie musiałem się dziwić, bo jak tu szybko nie dojść na skraj błogości przy Alexandrze...

On czuł chyba to samo, bo z każdą chwilą bardziej się pode mną wyginał. Usta, które przyłożył do mojej szyi, paliły mnie jak rozgrzany metal. Tak samo jak dłonie jeżdżące na łopatach, i jeszcze nogi, rozkraczające się do granic możliwości i obejmujące mnie, pozwalając mi na głębszą penetrację...

Oddechy przyspieszyły, tak samo jak biodra. Alexander jęczał, kręcąc się pode mną, wyginając plecy w duży łuk, żeby bardziej się do mnie przykleić.

Zniżyłem ciało, prawie się na nim kładąc. Poczułem na brzuchu jego twardego penisa. Drgał tak jak mój.

A potem poczułem ten stan... Niewyobrażalnie wspaniałe poruszenie rozlało się po każdym najmniejszym skrawku mojego ciała, wydobywając ze mnie długi, usatysfakcjonowany jęk.

Biodra przyspieszyły, mimo, iż odczułem wrażenie, że nie miałem nad nimi kontroli... Penis nadal z siłą wbijał się w Alexandra, który, cały mocno drżąc, bardzo mocno objął mnie nogami i rękoma, szepcząc moje imię.

Usłyszałem je głośniej, kiedy wypłynęło ono z jego ust gardłowym krzykiem. Na brzuchu poczułem tryskanie spermy Aleca i, żeby dopieścić jego penisa, całą swoją siłą docisnąłem go do łóżka. Byleby nie było między nami żadnej przestrzeni...

Opadłem na dyszącego Alexandra, samemu głośno oddychając. Myślenie stało się trochę upośledzone, ponieważ wygrał z nim wspaniały orgazm. Uczucie spełnienia dobijało się do każdej komórki ciała.

Definitywnie jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego...

Z głośnym sapnięciem uniosłem się na drżących kończynach. Bezwładne ręce i nogi Aleca nie próbowały mnie zatrzymać, nawet nie mając na to pozostałości jakichś sił.

Opadłem na plecy przy Alexandrze. Na szczęście z drugiej strony, gdzie nie było chusteczek i buteleczki żelu, których musiałbym spod siebie wyciągać.

- I jak tam wrażenia...? - wymamrotałem z zadziornym uśmieszkiem pod nosem, odzyskując procesy myślowe.

Przekręciłem głowę i spojrzałem na Aleca, który z otwartymi ustami patrzył się w sufit. Jego skrzący się z radości wzrok za chwilę odwiedził moja twarz. Usta wygięły się w uśmiechu po ostatnim, głębszym wydechu.

- Czy byłoby to głupie, jeśli chciałbym to robić w każdej następnej nocy...? - niewinnie zadał sprośnie pytanie, wesoło się na mnie gapiąc. Zaśmiałem się z niego.

- Poczekaj, aż obudzisz się rano i poczujesz tyłek...

- Ooooj tam... - jęknął z uśmiechem, leniwie przysuwając się w moją stronę. Wyciągnąłem wyprostowaną rękę w bok, o którą oparł głowę. Swoją rękę położył na moim brzuchu.

- I jak ty jutro dotrzesz normalnie na szkolny apel... - zachichotałem zduszonym śmiechem, całując jego czarne włosy.

- Niby dlaczego miałbym iść na szkolny apel...? - również się zaśmiał. Odchylił głowę, żeby na mnie popatrzeć.

Uśmiechnąłem się złowieszczo. Aleś stracił orientację w czasie.

- Bo dziś ostatni dzień wakacji, Alexandrze...

Przerażony Alec wytrzeszczył oczy i gwałtownie podniósł się do siadu.

- Jutro szkoła?!

💙💚💙
Wybaczyliście? To dobrze 😂
Nie mam żadnych słów na zakończenie, bo chcę to wstawić i spieprzać, bo 22:28 😂👌
Dziękuję za wszystkie gwiazdeczki i komentarze 😙😙😙
✨♥️✨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top