#24 Dzień
~Alec~
- Chcę już wracać do domu... - mruknąłem pod nosem, siedząc na tęczowej walizce Magnusa (nie wiem, po co mu ta walizka, skoro to tylko jakieś trzy dni. Ja miałem po prostu torbę) po bokach trzymając swoje kule. On stał obok mnie i pisał coś na telefonie. Pewnie z kimś. Z tym kimś najprawdopodobniej, kogo bardzo nie lubię.
- Nie spinaj tyłka, Lightwood - mruknął Magnus i schylił się na chwilę, żeby cmoknąć mój policzek. Nie mogłem nic poradzić na to, że mimowolnie chciałem się uśmiechnąć. - Będzie fajnie.
- Dla ciebie.
- Dla nas.
- Nie wydaje mi się...
- Zaraz ci zakleję usta taśmą - zerknął na mnie, uśmiechając się podstępnie.
Odwróciłem od niego wzrok i zauważyłem podjeżdżający do nas duży bus. Dwa duże busy. Westchnąłem, z każdą sekundą żałując coraz bardziej, że uległem Magnusowi i zgodziłem się na ten wyjazd. Jestem też zły na rodziców, że się na to zgodzili po rozmowie z Magnusem. Eh...
- Pomóc ci wejść? - spytał Magnus. Wstałem na nogę, opierając się na kulach i patrząc na bus przed sobą. Drugi pojechał dalej. - Zaniosę tylko nasze bagaże do tyłu - oznajmił, wziął moją torbę, swoją walizkę i podreptał na tył wozu, pewnie do bagażnika. Patrzyłem za nim, zastanawiając się, czy mam wchodzić w końcu do tego pojazdu czy nie...
- Alexander! - krzyknęła Camille. Od razu zmrużyłem oczy, próbując się nie irytować. Zauważyłem ją wystawiającą głowę przez szybę w pierwszych drzwiach, na siedzeniach obok kierowcy. - Chodźcie z Bane'm do przodu. Z tyłu panuje zbyt wielki cyrk - powiedziała i schowała się z powrotem w środku.
Nie mogłem jej nie uwierzyć co do tego cyrku, bo z busa wydobywała się muzyka, głosy i śmiechy. Dlatego też bałem się tam wejść bez Magnusa.
- Słyszałem blondynę - powiedział Magnus, przechodząc obok mnie. Na kulach podskoczyłem za nim w stronę pierwszych, wysokich drzwi. Nie wiem, jak tu wejdę bez wyczerpującej wspinaczki... Azjata za moment zatrzymał się i odwrócił do mnie. Prawie na niego wpadłem. - Chodź, podsadzę cię i wskoczysz na siedzenie. Cam ci pomoże - wyciągnął do mnie rękę.
Podałem mu swoje kule, łapiąc równowagę na jednej nodze i trochę opierając się na palcach u drugiej. Magnus otworzył drzwi i wsadził moje kule na górę na siedzenia.
- Nie chcę siedzieć obok niej... - powiedziałem do niego, ogarniając, że będę musiał to zrobić, jeśli wejdę tam pierwszy. A bardzo nie chciałem.
- Zamienimy się miejscami, gdy tylko sam wejdę - parsknął śmiechem i spojrzał na mnie. - Chodź.
Westchnąłem cicho i na jednej nodze podskoczyłem do niego. Próbowałem zachować zimną krew, kiedy złapał mnie w talii i podsadził do góry. Jednak za moment już musiałem starać się nie dostać białej gorączki, kiedy chwyciłem klamkę jedną ręką, a drugą musiałem podać do krzywo uśmiechniętej do mnie Camille, bo inaczej bym nie wsiadł. Zrobiłem to szybko i wskoczyłem na siedzenie obok niej. Od razu spojrzałem przed siebie i czekałem, aż Magnus usiądzie obok mnie i nas przesadzi. Na szczęście szybko znalazł się przy mnie.
Zamknął drzwi, a kiedy odwrócił głowę w moją stronę, już widział moje wymowne spojrzenie. Zaśmiał się, przysunął do mnie i oparł o tył siedzenia, a ja szybko przeturlałem się po jego kolanach i usiadłem przy drzwiach, w końcu czując ulgę. Bus ruszył, a ja dopiero teraz zwróciłem uwagę na kierowcę obok Camille. Chłopak miał połączenie takie same jak ja. Czyli niebieskie oczy i czarne włosy. Tylko jego były jakoś ułożone w przeciwieństwie do moich.
Kiedy zamrugałem oczami i przestałem myśleć, jak bardzo chciałbym znaleźć się w domu, ogarnąłem, że Magnus rozmawia z Camille o zakupach w nowych sklepach wokół hotelu, do którego jedziemy. Skrzywiłem się jeszcze bardziej...
***
- Ej, Alec... - odezwał do kierowca. Zdezorientowany tym, że zna moje imię, pochyliłem się do przodu i spojrzałem na niego. - Włącz radio. Jest przed Camille.
- To... Ona nie może tego zrobić? - spytałem, patrząc na nią. Z żywą gestykulacją rozmawiała z Magnusem. Zacząłem marzyć, by sama się przypadkiem uderzyła.
- Proszę cię, nic nie słyszy. Za bardzo memla językiem.
- No, racja... - zaśmiałem się cicho, oparłem jedną ręką na kolanie Magnusa, a drugą wystawiłem do przodu, sięgając radia. Zerknąłem na kierowcę. - W ogóle, skąd znasz moje imię? Magnus nas sobie przedstawił, kiedy nie słuchałem, czy...?
- Nie no, Magnus z Camille tyle ciebie obgadują, kiedy jesteśmy z grupką na mieście, że wiesz... Da się wyłapać. I ja jestem Will - przedstawił się i uśmiechnął, patrząc ciągle przed siebie na drogę.
- Miło cię poznać, Will - włączyłem radio i odsunąłem się z powrotem.
Po chwili zdałem sobie sprawę, że dalej trzymam rękę na kolanie Magnusa, i już chciałem ją zabrać, ale azjata nagle zaczął wystukiwać na niej rytm muzyki. Dalej rozmawiał z Camille, ale chociaż bawił się moją dłonią. Może to pomoże mi przetrwać tę podróż...
***
Patrzyłem w szybę, licząc drzewa przy chodniku, kiedy zorientowałem się, że Will parkuje pod jakąś galerią. No nie...
- Idziemy za zakupki - powiedział do mnie Magnus, kiedy odwróciłem głowę w jego stronę. Zabrałem swoją rękę z kolana azjaty. - Zamień się miejscami. Wyjdę i pomogę wysiąść tobie.
- Mogę tu zostać? - spojrzałem na niego prosząco. Kątem oka zobaczyłem, że na szczęście Will i Camille wychodzą drugimi drzwiami.
- Nie - oznajmił z powagą Magnus.
- Będę cię spowalniał.
- Ty? - zaśmiał się. - Na kulach chodzisz szybciej niż Clary.
- Ona ma krótkie nogi.
- Nie będę zapieprzał po tej galerii jak głupi - parsknął śmiechem. - Idziesz ze mną.
Magnus wycofał się do tyłu i wyszedł drugimi drzwiami. Patrzyłem na niego przez przednią szybę, jak omija samochód i zatrzymuje się pod drzwiami z mojej strony. Otworzył je i wystawił ręce w moją stronę. Przypomniały mi się ulotne chwile, kiedy wyciągał tak do mnie ręce, gdy ja po ujrzeniu pająka wchodziłem na krzesła, ławki czy stoły. Uśmiechnąłem się lekko.
- Magnus! - krzyknęła blondynka gdzieś z przodu. Zepsuła mi nastrój. - Ruszaj dupę!
- Ignoruj - powiedział do mnie Magnus, nadal stojąc tak z wyciągniętymi do mnie rękoma. - Jak ja.
Postanowiłem nie przedłużać mu czekania i zacząłem powoli wychodzić z busa, nim Magnus mnie nie objął i nie postawił na ziemi. Stałem i patrzyłem tak na niego, kiedy on wyciągał jeszcze moje kule, nim zamknął drzwi. Brokat na jego powiekach ładnie odbijał się w słońcu.
- Słyszysz mnie?
- Um, teraz tak - mruknąłem, powracając do rzeczywistości. - Ale wcześniej nie. Co mówiłeś?
Magnus się zaśmiał i podał mi kule, na których się oparłem. Zaczęliśmy też iść w stronę galerii, do której weszli już ludzie z busa. Na całe moje szczęście Camille postanowiła nie czekać na Magnusa i też zniknęła gdzieś z przodu.
- Pytałem się, do jakiego sklepu idziemy.
- Empik - powiedziałem od razu, po czym spojrzałem na niego. - A ty nie chodzisz po ciuchach z Camille?
- Po rozmowie w busie mam jej narazie dość.
- Oh... Dlaczego? - spytałem, powstrzymując się od większego uśmiechu, niż już zrobiły moje usta. Magnus też lekko się uśmiechnął, patrząc przed siebie.
- Gadała mi, że czarny nie pasuje do wszystkiego. Ja mówiłem, że tak. Biorąc na przykład pod uwagę twoje niebieskie oczy i czarne włosy... - wskazał na moją twarz, u której na policzkach poczułem lekkie pieczenie. Dobrze, że nie patrzył na mnie. - To ta szmata dalej mówiła, że czarny nie pasuje do wszystkiego, bo jest styl Pastel Goth, gdzie czerń odpada. Powiedziałem jej, że sam mieszam pastele z czarnym, i że ona gówno o tym wie...
- Czarny pasuje do wszystkiego - przyznałem mu rację, chociaż ten temat nie interesowałby mnie, gdyby nie zabierający w nim głos Magnus.
- No raczej, że tak.
***
Chodziłem powoli po empiku, patrząc na książki. Nie wiem w sumie, czego szukałem, ale bądź co bądź zachciało mi się jakiegoś romansu. Ale nie hetero, a tego było tu najwięcej... Eh.
Wziąłem w rękę książkę, na której okładce było dwóch chłopaków i odwróciłem ją, żeby przeczytać opis, lecz przerwał mi głos Magnusa. Spojrzałem w bok na azjatę, który podszedł do mnie z kilkoma komiksami w rękach.
- Znalazłem mangę - uśmiechnął się do mnie podekscytowany. - I yaoi.
- A co to "yaoi"? - spytałem, patrząc na jego śliczny uśmiech, który poszerzył się po moim pytaniu.
- Geje. A ty czego szukasz?
- Um... Chyba tego samego - zaśmiałem się lekko, wracając wzrokiem do książki w mojej ręce. - Ale książki, a nie komiksu.
- Masz w ręce - powiedział. - Czytałem kawałek tego na internecie. Jest całe w tęczy. Bierz to.
- Biorę - podałem książkę Magnusowi, który zaraz odwrócił się na pięcie i zaczął maszerować w stronę kasy. Poszedłem za nim. - A gdzie reszta, tak w ogóle?
- Nie wiem. Pewnie na górnym piętrze coś wpieprzają. Jesteś głodny? - spytał i spojrzał na mnie przez ramię.
- Szczerze... Nie.
- Ja też nie - oznajmił zadowolony i posłał mi uśmiech, zanim znowu spojrzał w stronę kasy. - Kupimy książeczki i wrócimy do busa. Będziemy czytać.
Bardzo ucieszyłem się na ten plan działania. I chyba pierwszy raz miałem nadzieję na to, że Camille przedłuży swoje zakupy.
***
Przez resztę drogi do hotelu siedziałem oparty o Magnusa i czytałem swoją książkę, podczas gdy on swoje yaoi. Oczywiście do czasu, aż nas nie zemdliło. Śmieszyło mnie to, jak czasami Camille próbowała zaciągnąć Magnusa do jakiejś rozmowy, a wtedy od krótko odpowiadał jej "yaoi, kobieto" nie odrywając wzroku od komiksu. Szczerzyłem się wtedy jak głupi, zasłaniając się książką...
Kiedy byliśmy już w holu tego pięciogwiazdkowego hotelu, musiałem przyznać Magnusowi rację, że jest tu ładnie. Korytarze ciągnęły się okręgami wysoko w górę. Na suficie, który był pokryty lustrem, wisiał duży żyrandol.
- Tylko tego żyrandola nie zbij - powiedziałem do Magnusa stojącego obok mnie.
- Przyjacielu, nie mam tak wysokich szpilek - spojrzał w górę jak ja. Po chwili zaczął już mnie boleć kark.
- Ej, zakochana para.
Razem z Magnusem spojrzeliśmy przed siebie. Westchnąłem, kiedy zobaczyłem Camille.
- Więc tak... - zaczęła, kładąc ręce na biodrach i z przymrużeniem oczu patrząc na Magnusa. - Grupa moich zjebów się rozdziela na kilka części, bo przecież dwa busy osób nie wejdą do jednego mieszkania. Będzie kilka. Wasza dwójka będzie na trzecim piętrze w mieszkaniu trzydziestym, ze mną, Willem, Jemem, Ericiem, Gorgem i kilkoma dziewczynami. Pokoje są dwu i trzyosobowe...
- Biorę dwójkę z Alekiem - przerwał jej Magnus i zbliżył się do mnie, obejmując ramieniem. Zacisnąłem wargi, żeby się nie szczerzyć. Choć było to trudne, bo Magnus był uroczy...
- Nie chcesz mnie? - spytała z wyrzutem Camille. Tym razem się nie powstrzymałem i parsknąłem śmiechem... I spuściłem głowę, kiedy blondynka na mnie spojrzała. - Magnusie, nie denerwuj mnie.
- Czarny pasuje do wszystkiego, pieprz się, biorę dwójkę z Alekiem - oświadczył azjata i pchnął mnie trochę w stronę windy, do której zacząłem iść, a on oczywiście obok mnie, omijając Camille. Wypuściłem z płuc powietrze, które chciało zamienić się w mój śmiech...
Weszliśmy z Magnusem do windy, na szczęście we dwójkę, bez osób, które by się do nas wepchały. Kiedy drzwi się zasunęły i zaczęliśmy jechać w górę, rozluźniłem uścisk na kulach, oparłem się plecami o lustro i zacząłem się śmiać.
~Magnus~
Spojrzałem na Aleca przed sobą, który zaczął się śmiać z niewiadomych dla mnie przyczyn. Tak randomowo.
- Co? Jakiś duch cię połaskotał? - spytałem i rozejrzałem się. - Duchu, pojebało cię chyba, żeby dotykać mojego Lightwood'a...
- Nie o to chodzi... Po prostu ty i Camille... - chichotał wesoło, aż sam się lekko uśmiechnąłem.
- Aha. Zła z ciebie osoba, Alexandrze, że cieszysz się z cudzego nieszczęścia.
- Nah. Twoja przyjaciółka to zła osoba - odbił, posyłając mi zadowolony uśmiech.
- Ja nie jestem złą osobą? - spytałem ze smutną miną.
- Jesteś dziwną, głupią osobą i hipokrytą, a nie kimś złym.
- Nieważne - machnąłem po prostu ręką, bo Alec miał rację, więc nie było sensu udowadniać mojej tezy. Ustałem obok niego, przed lustrem, w którym odbiciu zacząłem poprawiać swoje włosy.
- Co będziemy robić, gdy będziemy już w naszym pokoju? - spytał po chwili Alexander. - Jest trochę późno. Nie chce mi się ani jeść kolacji, ani spędzać czasu z ludźmi, z którymi będziemy mieszkać. Chcę się wykąpać i iść spać.
- To masz dziś szczęście, bo z tego, co słyszałem, wszyscy chcą się bawić jutro, a nie dziś, bo są zmęczeni po skakaniu w busach. Także twoja wieczorna, aspołeczna zachcianka spełni się.
- To fajnie... - mruknął z aprobatą.
- Duh. Poczytam sobie moje yaoi - oznajmiłem.
Po dłuższej chwili winda zatrzymała się.
***
Wszedłem z Alekiem do naszego mieszkania. Pod drzwiami był tylko mój i jego bagaż, więc wszyscy inni musieli już się ulokować w swoich pokojach. Usłyszałem też głosy z jednego z pomieszczeń. Pewnie niektórzy siedzieli w salonie.
- O, jesteście - przed nami zjawiła się Camille. Zastanowiłem się chwilę, jak się tu znalazła przed nami, ale w tym hotelu przecież jest więcej niż jedna winda. - Zaklepałam wam dwójkę - powiedziała z krzywym uśmiechem i podała mi kluczyk.
- Dziękuję bardzo - posłałem jej delikatny uśmiech i wziąłem przedmiot w rękę. Dziewczyna wróciła tam, skąd przyszła, a ja zakodowałem sobie w głowie, że muszę się z nią pogodzić, bo będę miał trochę przesrane.
- Co tak stoisz? - spytał za mną Alec. Nadal był w dobrym humorze, co można było wyczuć po jego barwie głosu.
- Myślę - powiedziałem i wziąłem w ręce nasze bagaże, idąc korytarzem przed siebie.
Po drodze było wejście bez drzwi do sporego salonu, gdzie, jak myślałem wcześniej, siedziała grupka osób. Zignorowałem to, poszedłem dalej i znalazłem się z Alekiem w prostym korytarzu z drzwiami, na których były numerki.
Spojrzałem na swój kluczyk. Był na nim numerek dziewiąty, czyli pokój ostatni. Uśmiechnąłem się, zadowolony z tego i zacząłem iść na koniec korytarza, a po chwili już wchodziłem do naszego tymczasowego pokoju.
Obok siebie stały dwa łóżka przedzielone szeroką szafką nocną. Pod jedną ścianą stała duża szafa, a równolegle do niej znajdowała się ściana ze szkła, zamiast zwykłego okna. Poruszyłem brwiami i uśmiechnąłem się z zadowoleniem na takie coś. Poza tym na pozostałych ścianach były pojedyncze półki. Nad łóżkami, przy szafie i po obu stronach drugich drzwi. Pewnie łazienka.
- Osobny kibelek w każdym pokoju? - spytałem sam siebie, odkładając bagaże na bok i podchodząc do szklanej ściany. - To, to ja rozumiem i pochwalam.
- Hotel ma w końcu pięć gwiazdek - zaśmiał się za mną Alec, na którego zaraz spojrzałem. Już leżał na jednym z łóżek, z rozłożonymi na boki rękami i nogami.
- I jak?
- Miękko... - pochwalił materac, przymykając oczy. Zaśmiałem się i podszedłem do niego, wchodząc w przerwę między łóżkami.
- To teraz trzeba przemeblować... - oznajmiłem i zacząłem odsuwać się w tył z szafką nocną, bo trzeba było w końcu złączyć łóżka. Alec postanowił mi pomóc i popchał mebel zdrową nogą.
***
Po kąpieli i kolacji w postaci czekolady, którą miałem w walizce, leżałem z Alekiem na naszym już dwuosobowym łóżku i czytaliśmy nasze książki, które zakupiliśmy w galerii. Oderwałem na chwilę wzrok od mojego yaoi, gdzie nie działo się narazie nic ciekawego i spojrzałem na Alexandra. Nie miał na twarzy towarzyszącego mu jeszcze w południe rozgoryczenia i niezadowolenia.
- Nadal masz potrzebę powrotu do domu? - spytałem, patrząc na niego. Chłopak położył książkę na swoją klatkę piersiową i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się lekko.
- A wiesz, że niezbyt...
Wyszczerzyłem się z poczuciem wygranej.
- No przecież ci mówił...
- Ale to tylko dlatego, że zjechałeś Camille i wybrałeś mnie - przerwał mi, unosząc palec w górę. Po swoich słowach trochę się też zarumienił, co obserwowałem z satysfakcją.
- Alec, ja zawsze wybiorę ciebie - powiedziałem, obracając się z brzucha na bok.
Podsunąłem się w tył, nim nie dotknąłem plecami boku Alexandra. Wtedy wróciłem do czytania mojego yaoi, jednak z lekkim zmęczeniem, które się nasilało. I chyba przez które szybko zasnąłem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top