/18/
-Dzień dobry Tommy
Otworzyłem oczy. Zobaczyłem Torda stojącego nademną w czapce Świętego Mikołaja. Uśmiechnąłem się i przyciągnąłem go do siebie tuląc.
-Dzień dobry Tordy, wesołych świąt-złożyłem pocałunek na jego czole.
-Wesołych-uśmiechnął się.
Pewnie teraz pomyślcie, że nasz dom został obwieszony flagami LGBT a na choince zawisła tęczowa gwiazda. Muszę was zdziwić. Z niewiadomych mi przyczyn każdy mój znajomy łącznie z Eddem i Mattem myśli, że tak właśnie będzie wyglądał nasz dom tylko dla tego, że jestem tym kim jestem.
Ja jednak z góry uprzedziłem, że nie będę chodził na parady ani na gejowskie filmy do kina. Czemu? Jestem bardziej aspołeczny. Czuję się naprawdę źle nawet w sklepie. Mam problem nawet z poproszeniem ekspedientki do kasy. Może dam się namówić na paradę tylko po to żeby zobaczyć jak tam jest ale NIGDY nie założę kolorowych przypinek, nie wymaluje sobie twarzy pastelami i nie kupię sobie flagi, którą będę nosił jak pelerynę.
-Zbieraj się, za chwilkę musimy wychodzić
-Już wstaje-rozciągnąłem się ale po chwili skrzywiłem trzymając za pierś.
-To już trzeci raz w tym tygodniu. Pamiętaj, że dalej masz szwy-Tord musnął mnie w usta i podał naszykowane dzień wcześniej ubrania.
-Ał...no mam wczesną skleroze..-wstałem ze skwaszoną minął i zacząłem się ubierać. Przeklęte szwy, zapominam o nich cały czas.
Tord zerknął na zegarek po czym zaczął nosić walizki do samochodu, który już na nas czekał a w nim kumpel rogacza.
Chwilę później zamykałem już dom. Wsiadłem do cieplutkiego samochodu gdzie od razu dostałem kawę w papierowym kubku. Bez sprzeciwu zacząłem ją pić. Rozgrzewająco-otrzeźwiająca latte. Uwielbiam ją.
Następnie czekała nas dosyć krótka jazda na lotnisko. Ben-bo tak właśnie nazywał się przyjaciel Torda, zaparkował samochód na parkingu lotniskowym i odprowadził nas do środka. Mieliśmy już wydrukowane bilety więc tylko zapoznaliśmy się z bramkami, przez które będziemy później wchodzić i wyszliśmy na zewnątrz z walizkami. Tord zapalił. Ja włączyłem telefon i powiadomiłem Edda, że jesteśmy już na lotnisku. Chłopak nie odpisał. Cóż, inna strefa czasowa ale nei chciało mi się sprawdzać jaka. Wolałem popijać kawę na tym mrozie i wpatrywać się w ludzi. Wymyślałem ich psychologiczne portrety i starałem się wymyślić ich historie życiową. Z rozmyślań wyrwał mnie stojący nademną z maślanymi oczami Tord.
-Skarbie trzęsiesz się, załóż czapkę-podał mi moje nakrycie głowy.
-W cale się nie trzęse jest mi cięło od kawy - unioskem kubek wyżej.
Tord klekąnął przy mnie jak przy oświadczynach i założył mi czabkę. Po czym ujął moją dłoń i pocałował w pierścionek.
-Nawet rączki masz zimne głuptasie, choć cię rozgrzejemy- Ben zaśmiał się tym jak Tord mnie niańczy. Zrobiło mi się głupio. Zastanawiałem się czy śmieje się ze mnie, z Torda i czy Tord się popisuje czy nie.
Odwróciłem się od niego i dalej popijałem kawę zaciągając sobie czapkę na uszy.
Ben zarechotał. Zrobiło mi się gorąco ze stresu,pewność siebie wyparowała tak jak zawsze gdy mam wrażenie, że ludzie się patrzą i śmieją ze mnie.
Tord wstał też chichocząc i podszedł do Bena kontynuując z nim rozmowę. Na pisałem z Eddem, który w końcu odpowiedział. Mam bardzo wąskie grono znajomych właśnie przez moją lekką aspołeczność. Westchnąłem cicho. Jak mamy tu mieszkać to muszę polubić kolegów torda i poznać własnych. Cholera trudniejszego zadania nie da się wymyślić? Dzięki świecie.
Wstałem i wszedłem do środka lotniska. Po co mam na darmo marznąć? Żeby Tord mógł się ze mnie śmiać?
Usiadłem na walizce i dalej pisałem z Eddem koło ściany. Po chwili do środka również wszedł Tord.
-Kotek zmarzłeś?
-Nie, piszę z Eddem a co?-To nawet nie była odpowiedź na jego pytanie.
-Nic, nic-Tord zerknął na dużą tablice elektroniczną a potem na bilet-Chodź zaraz musimy się odmeldować
Wyrzuciłem kubeczek po kawie i schowałem telefon. Standardowo się odmeldowaliśy. Jednak było tu zdecydowanie za wiele ludzi. Dodatkowo dziwił mnie fakt, że podczas meldunku, musieliśmy zdejmować buty a wcześniej nie.
Później po ominięciu bramek rozejrzeliśmy się po sklepach z pamiątkami. Wzięliśmy chłopakom magnesy. Ja osobiście też wolę magnesy. Jeśli kupuje coś komuś na urodziny albo chce komuś coś podarować to zawsze wybieram figurkę, magnez po prostu coś Ci będzie sobie stało na widoku i przypominało tej osobie o mnie. A ubranie za parę miesięcy wyrzucisz,słodycze zeżresz od razu.
Wstąpiliśmy jeszcze do restauracji. Tord zamówił nam frytki, nuggetsy i mi zamówił kulki serowe. Ja za tnę czas stałem przy ogromnych szybach i robiłem zdjęcia samolotom wysyłając je do Edda. Wróciłem chwilę później i usiadłem na sofach. Tord obok. Błagał jeszcze żebyśmy poszli do North Fish ale się nej zgodziłem bo zabrakło by nam czasu. Zjedliśmy i poszliśmy do kolejnych bramek. Tam pokazaliśmy bilety panie je zeskanowały i poszliśmy schodami w dół. Następnie podjechaliśmy pełnym ludzi autobusem aż do samolotu. Ja naprawdę nienawidzę takich miejsc a tu dosłownie nie da się kartki wcisnąć tyle było ludzi. Stanęliśmy koło rury, którą obmacywało już 15 innych osób ale Tord znalazł miejsce na swoją dłoń.Wtuliłem się w czarną dopasowaną bluzkę do Rogacza.
Miar rozpięty płaszcz więc otuliłem go rękami w tali i po prostu ukryłem się w nim. Miał cieplutkie plecy. Słyszałem cudem jak się zaśmiał i jednął ręką otulił mnie płaszczczem tak jak szlafrokiem. Ogrzewałem się chwilę aż wysiedliśmy z autobusu. Tord puścił mnie przodem aby pierwszy wchodził po schodach. Przywitałem się ze stiuardessą i usiadłem przy oknie na swoim miejscu. Obok Tord. To były trzy osobowe siedzenia ale liczyłem na to, że nikt tu nie siadzie. Niestety się myliłem. To przecież okres świat. Ludzie wracają do rodzin, domów.
Wpatrywałem się w okno. Nie boję się latać samolotem, Rogacz też nie więc siedliśmy spokojnie. On, chyba słuchał audiobooka a ja wpatrywałem się za okno, robiłem zdjęcia a po jakimś czasie zasnąłem.
-------
Bardzo bardzo długo motywowała się aby napisać ten rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top