= Rozdział 3 =
✧Nienawidzę Cię✧
PoV -Victor.
Trening trwał w najlepsze . Ja ćwiczyłem razem z Arionem podania. Trochę również się pojedynkowaliśmy się ale tak dla zabawy. Za to zauważyłem że Ricardo jest jakiś nie swój. Potykał się, i ledwo trafiał do bramki. Będę musiał z nim porozmawiać.
-Victor!- usłyszałem gdy dosłownie obok mojej głowy przeleciała piłka krzyk Ariona.
-Przepraszam rozproszyłem się trochę.
-Wszystko dobrze?- zapytał.
-Tak grajmy dalej- powiedziałem i podałem mu piłkę.
A potem zaczeliśmy pojedynek. Brunet na chwilę odebrał mi piłkę którą prawie od razu mi odebrałem po czym kopnąłem do tyłu do tyłu i podbiłem nad moją i jego głową. Minąłem go a piłka trafiła idealnie do mnie.
-Zawsze nabierasz się na to samo- mruknąłem rozbawiony.
-Faktycznie - westchnął- dobrze koniec treningu na dziś.
-Co przegrałeś i wszyscy muszą kończyć trening?- zaśmiałem się.
-Nie po prostu już czas ale nie długo cię pokonam zobaczysz.
-Hah zobaczymy...
Wszyscy zaczęli się zbierać do szatni. Ja rówinież się zacząłem zbierać ale bardzo powoli czekając aż ja i Ricardo zostaniemy sami. Po dłuższej chwili zostałem sam na sam z brunetem.
-Victor a ty nie idziesz?- zapytał odwracając się do mnie.
-Idę, idę tylko chciałbym z tobą porozmawiać- spojrzałem na niego.
-Więc słucham?
-Widać że coś się stało, chcesz o tym porozmawiać?
-Nic się nie stało.
-Ricardo to widać a ja chcę wygrać następny mecz i chcę już wrócić do domu do Vlada.
-Wygramy... Do zobaczenia- powiedział oschle i wyszedł.
Nie wyszło mi rozmawianie z Ricardo więc stwierdziłem że teraz pójdę pogadać z Terry'm. Sprawnie się przebrałem i wyszedłem z szatni, po czym zaniosłem rzeczy do mojego pokoju i poszedłem do biało włosego. Nie minęło pietnaście minut a byłem na miejscu, zapukałem. Usłyszałem tylko stłumione przez drzwi proszę więc nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Terry siedział przy stole i patrzył w telefon.
-Victor?-spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem.
-Tak chciał bym z tobą pogadać, wiesz ja chciałbym już wrócić na ziemię a pomiędzy tobą a Ricardo widać napięcie które nie pomoże nam w wygraniu.
-Ahh... To o to chodzi. Wiesz ja sam nie wiem o co chodzi, ja wiem że Ricardo nas wszystkich nie polubił ale czuję, że ja jakoś wyjątkowo nie przypadłem mu do gustu.
-Wydaje mi się że powinniście pogadać, tak na poważnie bez nienawiści. Ogólnie bez złych emocji-powiedziałem szczerze.
-Wiesz skoro już jesteś taki skóry do poważnych rozmów to chyba muszę komuś się wygadać-westchnął i spojrzał w sufit-Widzisz Ricardo mi się...się chyba...chyba mi się podoba...
Ha wiedziałem. Kto się czubi ten się lubi, oni faktycznie mają się ku sobie. Przynajmniej z strony Terry'iego ponieważ Ricardo jest ślepo wpatrzony w Gabriela i nie widzi uczuć bruneta.
-Tym bardziej powinieneś z nim porozmawaić.
-A co jeśli on nie będzie chciał rozmawiać? Po tym co się dziś rano stało?
-Będzie chciał, uwierz mi on nie jest aż taki chamski.
-No dobrze. Dziękuję za tą rozmowę.
-Nie ma za co, wiesz ja już pójdę-stwierdziłem i nacisnąłem klamkę od drzwi i wyszedłem.
PoV-Terry.
Jakieś pół godziny temu wyszedł ode mnie Victor. Szczerze nie spodziewałem się że przeprowadzimy taką rozmowę. To jest jedna z nie wielu osób którym wyjawiłem że jestem osobą biseksualną. Ciemno włosy dał mi dużo do myślenia chyba faktycznie powinnieniem odbyć z Ricardo poważną rozmowę. Di Rigo może również lubi chłopaków, przynajmnie tak mi się wydaje. W końcu ma na tapecie tego jego całego przyjaciela Gabiego. Dobrze muszę teraz do niego iść. Wyszedłem z mojego pokoju i skierowałem się do pokoju herbacianookiego. Wyszedłem na korytarz skręciłem raz w prawo potem znów w prawo i wszedłem na korytarz gdzie od razu zauważyłem Ricardo rozmawiającego z kimś przez telefon. Schowałem się za rogiem i zacząłem chamsko podsłuchiwać.
-No tak właśnie hahaha-zaśmiał się Ricardo-Weź Gabi ci dobrze w wszystkich fryzurach. Nie no na prawdę.
Czyli rozmawiał z Gabim...
-No to wyślij mi zdjęcie, na pewno dobrze wyglądasz w warkoczach-po tych słowach wziął telefon od ucha włączył na głośno mówiący i zaczął wgapiać się w ekran.
-No wysłałem już-usłyszałem głos przyjaciela Ricardo.
-Już patrzę...-szepnął-nie no Gabi proszę cię piękne wyglądasz.
-A weź...zrobię może coś innego?
-Nie, na prawdę ładnie ci w tych warkoczach.
-No dobrze niech ci będzie ale jeśli ktoś się będzie śmiał to będzie twoja wina.
-Przecież nikt nie będzie się śmiał.
Czyli faktycznie Ricardo coś kręci z tym typem. Kurwa... Czemu robiłem sobie nadzieję... Znów i znów wszystko poszło się walić.
-Dziękuję uwielbiam cię Ricc.
-Ja ciebie też-brunet zaczął szczerzyć się wprost do ekranu telefonu.
Gdy usłyszałem te słowa coś w mnie pękło, poczułem impuls złości. Wyszedłem zza rogu i podbiegłem do Di Rigo.
-Co tam gadasz z swoim chłopakiem?! Jesteś gejem czy co?! HAHAHA! No nie wierzę HAHAHAH. Niby tak święty a jednak nie jesteś idealny!-wyśmiałem go a on najpierw rozłączył się z Gabrielem spojrzał mi głęboko w oczy, w których dojrzałem się łez i wyszeptał:
-Nienawidzę cię.
==================================
810 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top