Rozdział 6
Od zniknięcia czarodzieja minęło już kilka godzin. W tej chwili siedzieliśmy dookoła ogniska rozmawiając i pożywiając się. W pewnym momencie Thorin zapytał mnie o jeden z delikatnych tematów.
- W tedy, .... Po bitwie, Emm... jak żyliście?...Z Frerinem, oczywiście....? – zaczął się jąkać. Spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął. Szybko odwzajemniłam mimikę twarz.
- Ja..... ja na początku, mieszkałam z nim, ale musiałam wrócić do Rivendell. Dla bezpieczeństwa, założyłam ''bańkę'' magiczną. Żadne mroczne siły się tam nie dostaną. Możecie być spokojni o jego bezpieczeństwo. I tak zleciało te parę ładnych lat.
- A gdzie on teraz dokładnie jest?
- Pewnie w chatce. Spokojnie, wstąpimy tam po drodze. – odpowiedziałam, a na twarzy przywódcy pojawił się jeszcze większy banan.
- Bilbo, zanieś to braciom. – odezwał się Bofur podając miski z jedzeniem Niziołkowi. Hobbit pokiwał jedynie ze zrozumieniem i udał się w stronę kucyków które były pilnowane przez Filiego i Kiliego. Wróciliśmy do rozmów, lecz nie potrwały one długo. Dosłownie po paru minutach, starszy siostrzeniec przybiegł do nas z przerażoną miną.
- Co się stało?! – zapytałam, szybko się prostując.
- T-trolle mają hobbita. – wydyszał, każdy się podniósł łapiąc za broń. Jak jeden mąż ruszyliśmy w kierunku lasu. Po chwili dotarliśmy do miejsca gdzie widać było ognisko i ukryliśmy się za krzakami. Thorin dał znak Kiliemu, aby wyszedł pierwszy, kiedy trolle wzięły do rąk biednego pana Bagginsa.
- Puśćcie go! – krzyknął młody krasnolud wywołują zdziwienie kreatur.
- Co on powiedział? – zapytał jeden z olbrzymów.
- Powiedziałem: puśćcie go! – powtórzył a te rzuciły w niego Bilbem. W tym samym momencie, kompania wraz ze mną wyszła z ukrycia i zaczęła walczyć.
***
Jednak to nie był dobry pomysł ponieważ teraz leżymy w workach i czekamy aż nadejdzie nasza kolej na zjedzenie. Dokładnie to połowa nas jest przywiązana do rożna nad ogniskiem i teraz się tam obraca, a reszta siedzi związana pod drzewem w tym i ja. Nagle hobbit wstał i podskoczył bliżej naszych oprawców. Teraz zaczęłam dokładniej przysłuchiwać rozmowie.
- Czekajcie! Popełniacie wielki błąd! – krzyknął
- O co ci chodzi?
- Emmm chodzi o tą szałwie....
- Co z nią?
- Sama nie wystarczy. Wąchaliście ich? A poza tym najpierw yyyyy trzeba ich obedrzeć ze skóry.....
- Brenie! Zjadłem już dużo krasnoludów w całości. – odezwał się jeden z trolli i złapał Bombura. Myślałam ze go zje ale na szczęście Niziołek szybko wszedł do akcji.
- Nie!!! Tego nie jedź!
- Dlaczego?
- B-bo ma emmmm robaki. My wszyscy je mamy. – podziałało ponieważ olbrzym szybko odrzucił nie doszły posiłek na resztę kompani i niestety w tym i na mnie. Jęknęłam z bólu, ponieważ nasz kompan mało nie ważył.
- Nie mamy robaków! – nagle zaczęły przekrzykiwać się krasnolud. Przewróciłam oczami i kopnęłam nogą Thorina. Na szczęście szybko zrozumiał o co mi chodziło i przekazał w ten sam sposób reszcie. Teraz dla odmiany zaczęli wykrzykiwać jakie mają pasożyty.
- Ja mam tasiemca! Długiego jak moja ręka!
- Ja mam dłuższego!
- DOSYĆ!!! – wydarł się chyba Tom, z tego co udało mi się zrozumieć. – I co mamy w tym związku zrobić?
- Emmm no yyy ja-
- Może was wypuścimy? Myślicie że nie wiemy co kombinujecie? – zapytał zdenerwowany kamienny troll. Nagle między drzewami zobaczyłam zgarbioną sylwetkę czarodzieja. Wpadłam na pomysł.
- Tak myślimy. – odezwałam się a wzrok wszystkich spoczęły na mnie. – No co się tak patrzycie?
- Zastanawiamy się jak lepiej cię przyrządzić. Czy obrać ze skóry lub zjeść całą.... – odpowiedziała mi jedna z tych kreatur i podeszła do mnie schylając się lekko. – Ale chyba lepiej w całości. Jesteś drobna więc za bardzo się nie najemy.
Ups. O tym nie pomyślałam. Po chwili olbrzym chwycił mnie w rękę. Przełknęłam głośno ślinę. Kątem oka zobaczyłam przerażone miny krasnoludów. Myślałam że to koniec mojej przygody wraz ze śmieszną gromadką, ale....
- Świt przyniesie wam zgubę! – rozgrzmiał głos Gandalfa. Ten staruszek pojawia się zawsze kiedy jest potrzebny..... ciekawe. Krasnoludy zaczęły wychodzić z worków i podchodzić do maga z podziękowaniami. Tylko jest mały problem-ja nadal tu wiszę... . zaczęłam się kręcić. Za pomocą ognia przepaliłam worek i zaczęłam spadać. Z myślą na bolesny upadek zamknęłam oczy i czekałam na spotkanie z ziemią. Jednak to nie nastało, a zamiast tego poczułam czyjeś ramiona. Otworzyłam z wahaniem oczy i natknęłam się na wzrok lodowych tęczówek Thorina. Zatraciłam się w tym, nie mogłam oderwać oczu od nich. Spojrzałam niżej na usta-takie pełn- STOP! Nie możesz o tym myśleć. Postanowiłam przerwać tą chwilę.....
- Ekhem.. – odchrząknęłam i dodałam – Ja yyyy dziękuję, ale ... mógłbyś mnie postawić ....proszę?
- Emm tak jasne.... Nie ma za co. – zreflektował się i odstawił mnie na ziemię oraz się uśmiechnął co szybko odwzajemniłam. Natychmiast odeszłam do czarodzieja i spytałam:
- Gdzie byłeś?
- Spojrzeć w przód.
- Dlaczego wróciłeś?
- Spojrzałem wstecz. – powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Mimo wszystko była to ciekawa noc pełna bananów na twarzach.
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Wiem, wiem, wiem.... Dawno nie było rozdziału ale no cóż, moja wena nie miała ochoty się ze mną spotkać.... Zdaje sobie sprawę ze to słaba wymówka, ale przed świętami i w nie miałam dużo roboty a kiedy nadeszły dni wolne... nie miałam pomysłu.....
Laylira1 emmmm no dziekuje za motywację, gdyby nie ty ta część byłaby jutro ale nie mogłam już z tobą wytrzymać xd 😅
Nie jestem dobra w pisaniu romantycznych scen ponieważ nigdy takich nie doświadczyłam.... Mimo wszystko mam nadzieje że nie wyszło tak źle.
Natilila
Ps. Dziekuje za ponad 250 wyświetleń!!!😘
Natilila
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top