6. Prince Manor ✔

Poprzednio:

- Co?

Nagle Lily straciła grunt pod nogami, a ziemia zaczęła się oddalać. Kobieta desperacko zarzuciła Severusowi ręce na szyje, trzymając się czarodzieja, jakby od tego zależało jej życie.

Lily nigdy nie lubiła latać na miotle. Nie lubiła i nie posiadała jakiś wybitnych umiejętności w tej dziedzinie. Dodatkowo miała lekki lęk wysokości. Poza tym zawsze obawiała się, że spadnie z miotły i zostanie po niej mokra plama na boisku. Zdecydowanie wolała wszystko, co działo się na ziemi. Nie raz z zapartym tchem oglądała, jak podczas meczu Qudittcha zawodnicy różnych domów (nie tylko James Potter szpanował swoim naturalnym talentem) popisywali się swoimi umiejętnościami. Nie lubiła tego. Nie lubiła, gdy ktoś dla posłuchu prawie spadał z miotły. Już po pierwszej lekcji latania stwierdziła, że to nie dla niej.

Teraz desperacko trzymała się Severusa jak ostatniej deski ratunku. Czarownica zacisnęła mocno powieki i schowała twarz w jego szacie. Lily była na niego zła, bo doskonale wiedział, że nie cierpi latać i ma lęk wysokości, a mimo wszystko wybrał ten środek transportu. Ale była także wdzięczna, że ręka czarodzieja mocno trzymała ją w tali zapewniając, że nie będzie trzeba zbierać jej po fragmencie na czubkach drzew.

Lily czuła, jak chłodne, nocne powietrze rozwiewa jej włosy, muska skórę na karku i dłoniach. Nie odrywała jednak twarzy od miękkiego, czarnego materiału, nie chcąc patrzeć, jak wysoko lecą.

Severus czuł, jak Lily zaciska dłonie na materiale jego płaszcza i wciska twarz w czarną tkaninę. Ale jemu to nie przeszkadzało. Ostatni raz, gdy Lily go objęła, (co prawda w innych okolicznościach) było na ich piątym roku, zanim koncertowo zniszczył ich przyjaźń. Potem widywał ją z Potterem, gdy razem za ręce lub przytuleni do siebie chodzili po Hogwarcie. Zawsze czuł wtedy ból, smutek i żal, ale widział, że to jego wina. Sam pchnął Lily w ramiona Pottera. Teraz znowu ma ją bliżej. Czuł, jak zaciska dłonie na jego płaszczu. Czuł zapach jej perfum. Szczęśliwe wspomnienia odżyły w jego pamięci. Ma szansę wszystko naprawić.

Severus doskonale wiedział, że Lily ma lęk wysokości i nie cierpi latania, ale chciał już dodać jej sygnaturę do osłon dworu i mieć to z głowy. Że był środek nocy, działało na jego korzyść. Gdyby to był dzień Lily na pewno nie dałaby się na to namówić, tylko zaczęłaby długi spacer do rezydencji, która jest oddalona o około godzinę lub dwie drogi pieszej. Lecąc, zajmowało to kilkanaście minut. Ale i tak Lily będzie na niego zła. Severus to wiedział.

Lecieli tak nad czubkami drzew. Światło księżyca oświetlało im drogę. Severus widział już zarys rezydencji. Przelecieli nad ogrodem. Mężczyzna gładko wylądował przed drzwiami frontowymi. Lily chyba nie zauważyła, że już są na ziemi, bo dalej trzymała się Severusa, jakby od tego zależało jej życie. Severus rozluźnił uścisk na jej tali, na co Lily mocniej zacisnęła dłonie na jego płaszczu.

- Już jesteśmy na ziemi, Lily. - powiedział cicho Severus, sięgając rękami do jej dłoni, by rozluźnić uścisk. Lily oderwała powoli twarz od jego szaty i rozejrzała się szeroko otwartymi oczami po otoczeniu. Rzeczywiście byli już na ziemi. Młoda kobieta szybko puściła Severusa i odsunęła się, rumieniąc się zaciekle. Severus prawie się uśmiechnął. Nie chciał jej bardziej denerwować, więc udał, że tego nie widzi i poszedł do drzwi frontowych. Lily, starając się opanować, rozejrzała się po otoczeniu. Dwór był spory. Mógł śmiało konkurować z Malfoy Manor, którego zdjęcie zobaczyła kiedyś w Proroku. Mimo że było ciemno, widziała, że budynek i ogród były zadbane. Widać ktoś tego wszystkiego doglądał.

Lily, gdy już się opanowała, spojrzała na Severusa, który szedł do drzwi frontowych. Kobieta poczuła złość na czarodzieja, że tak ją podszedł.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała wsparta o boki. Severus zatrzymał się z dłonią na klamce.

- Niby co? - rozgniewana Lily jest niebezpiecznym i jednocześnie pięknym widokiem. Nie robi się brzydka, o nie! Wręcz przeciwnie. Te iskry płonące w jej szmaragdowych oczach, zdolne podpalić trawę u jej stóp są niesamowite.

- Wiesz, że nie cierpię latania. - Severus przewrócił oczami, czego w słabym świetle pochodni, Lily mogła nie dostrzec. Zaczyna się.

- Wolałabyś o pierwszej w nocy iść przez las? - zapytał spokojnie Severus, jednocześnie sugerując, jak głupi to pomysł.

- Tak! - odpowiedział gorliwie Lily.

- Przez las, w którym żyją wilkołaki, akromantule, że tylko to wymienię? - Oczy Lily się rozszerzyły, a usta otworzyły w idealne „o". Czarownica zerknęła z obawą w stronę lasu, widocznego za żelazną bramą w oddali. To rzeczywiście nie byłby dobry pomysł. Severus kiwnął głową. - Też tak myślę. - Mistrz Eliksirów nacisnął klamkę, otwierając drzwi. Severus wskazał gestem, by Lily poszła przodem. Kobieta weszła do ciemnego holu. Za nią Severus, a drzwi za nim się zamknęły. Czarodziej machnął ręką, a ściany zaczęły emitować światło. Jego Ślizgoni zawsze byli pod wrażeniem tego czaru.

W tej chwili, z cichym trzaskiem pojawia się skrzatka, z dużymi fiołkowymi oczami, ubrana w ciemnozielone ubranie z herbem rodowym. Skrzat ukłonił się nisko, prawie dotykając uszami podłogi. Severus przewrócił oczami.

- Witaj w Prince Manor, Mistrzu Severusie. Mispi nie spodziewała się ciebie o tej porze. - Severus warknął pod nosem.

- Mispi, ile razy mówiłem, że masz mi się nie kłaniać? - zapytał Mistrz Eliksirów, trzymając się za nasadę nosa.

- Wybacz Mistrzu Severusie. Mistrz jest taki dobry na Mispi i innych skrzatów... - Severus uniósł dłoń, powstrzymując tyradę przeprosin ze strony elfki.

- Już dobrze, Mispi nie przepraszaj. - ostatnie, na co Severus miał ochotę tej nocy to mokre przeprosiny skrzata domowego. Oczy strzatki zrobiły się wodniste. Mistrz Severus zawsze był taki dobry dla skrzatów Prince Manor. I nie tylko. - Mispi, to jest Lily Evans-Potter, będzie tutaj mieszkać przez jakiś czas. Wszyscy macie ją traktować z należnym szacunkiem i reagować na wezwania. - powiedział Snape. Skrzatka Spojrzała na gościa swojego pana wielkimi oczami. Pani Evans - Potter była taka piękna.

- Oczywiście, Mistrzu Severusie. Pani Evans-Potter, Mispi zawsze do usług. - skrzatka skłoniła się lekko, pamiętając o poprzedniej reprymendzie kłaniania się do ziemi.

- Lily wystarczy, Mispi. - powiedziała łagodnie Lily. Skrzatka zamrugała fiołkowymi oczami.

- Jak pani sobie życzy, Pani Lily. - Lily uśmiechnęła się lekko. Polubiła tę skrzatkę. W przeciwieństwie do Cycerona, skrzata domowego Jamesa, który był poważny jak posąg, czy wiecznie narzekającego Stworka, Mispi była bardzo sympatyczna.

- Mispi, czy pokoje gościnne są czyste? - zapytał Severus, patrząc na skrzatkę, która energicznie pokiwała głową.

- Tak, Mistrzu Severusie. Mispi i skrzaty dbają o dwór pod nieobecność Mistrza. - Severus kiwnął głową.

- Dobrze, Mispi. Możesz odejść. - skrzat przygotował się do zniknięcia. - I Mispi? - skrzat zatrzymał się w miejscu, oczekując polecenia. - I nie karaj się. - skrzatka zamrugała wodnistymi oczami, a wielkie krople się z nich potoczyły.

- Dobrze, Mistrzu Severusie. Mistrz Severus jest taki dobry dla nas... - i znikła z trzaskiem. Severus odetchnął, mrucząc pod nosem coś na kształt: „co ja mam z tymi skrzatami".

- Zaprowadzę cię do twojego pokoju. - Severus zwrócił się do Lily. Mistrz Eliksirów poprowadził przyjaciółkę przez hol do dużego salonu, który następnie był połączony z salą balową i jadalnią. Po prawej stronie od wejścia były schody prowadzące na piętro. Lily rozglądała się ciekawie po otoczeniu. Na ogół był wystrojony w ciemniejszych barwach z przebłyskiem srebra, ale mimo to było przytulnie. Weszli na piętro i Severus poprowadził ją korytarzem. Minęli po drodze dużą bibliotekę, o której Lily już wiedziała, że ją odwiedzi. Spokojnie mogła konkurować z tą w Hogwarcie. Portrety przebudzone nagłym pojawieniem się czarodziejów w dworze zaczęły szeptać między sobą.

Severus zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami przy końcu korytarza i otworzył je. Oboje weszli do jasnego i przestronnego pokoju gościnnego. Dwie ściany były kremowe, dwie kolejne w ciepłym odcieniu wiosennej zieleni. Po prawej stało duże łóżko z baldachimem, po obydwu stronach były stoliczki nocne. Narzuta była jasnozielona, a pościel błękitna. Na środku leżał błękitny dywan. Naprzeciwko drzwi były okna i drzwi balkonowe. Po lewej stała szafa i fotel. Były też kolejne drzwi, prowadzące do łazienki.

- To twój pokój. Jeżeli jutro będziesz zwiedzać dwór, a jakieś drzwi są zamknięte, to z jakiegoś powodu są niedostępne. I prosiłbym o niemyszkowanie po moim laboratorium, które jest w lochach. - Severus byłby głupi, gdyby wierzył, że Lily będzie cały czas siedzieć w pokoju. Zawsze była ciekawa świata. Pewnie jutro zacznie odkrywać sekrety Prince Manor. - Jutro wyjeżdżam do Hogwartu, ale dziś zatrzymam się tu. Będę w pokoju na końcu korytarza. - Severus odwrócił się do wyjścia. Lily poczuła niewytłumaczalną potrzebę zatrzymania go.

- Severus? - mężczyzna zatrzymał się w drzwiach, obracając się do przyjaciółki. Lily czuła jak jego czarne oczy przewiercają ją na wylot. - Dziękuję. - nie musiała mówić za co. Oboje to wiedzieli. Severus kiwnął głową w porozumieniu.

- Dobranoc, Lily. - wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

- Dobranoc, Severusie. - odpowiedziała cicho Lily.

###

Następnego dnia Lily obudziły ciepłe promienie słoneczne, łaskoczące jej twarz. Kobieta otworzyła oczy, rozglądając się po nieznajomym otoczeniu. Gdzie jest?

Nagle fala wspomnień spadła na jej umysł, jak grom z jasnego nieba. Dziurawy Kocioł. Pokój 38. Felicity. Potter Manor. Zamknięcie w sypialni. Ucieczka. Pojawienie się na progu domu Severusa. Rozmowa z Dumbledore'em. Przybycie do Prince Manor. Przepłakana godzina przed zaśnięciem.

Lily przetarła ręką oczy. Jej idealne życie posypało się w jedną noc. Dlaczego właśnie jej?

Kobieta odsunęła pościel i włożyła stopy w bordowe kapcie. Podeszła do okna, otwierając je na oścież. Ranne, letnie powietrze owiało jej twarz, a śpiew ptaków rozbrzmiał w pokoju. Lily rozejrzała się po okolicy. Dookoła posiadłości rozchodziły się piękne, zadbane ogrody, a w oddali był las. Czarownica obiecała sobie przejść się po ogrodzie. Wiedziała, że Severus jest dziedzicem sporego majątku. Powiedział jej to kiedyś, jeszcze w Hogwarcie. Ale zobaczyć na własne oczy to inna sprawa. To miejsce było magiczne. Nie tylko ze względu na wszędzie obecną magię. Samo w sobie miało swój czar. Coś, czego brakowało w Potter Manor.

Lily poszła do łazienki wykonać poranną toaletę. Wcześniej zabrała ubrania ze swojego kufra, który powiększyła wczoraj. Chwilę późnej, wyszła z łazienki, ubrana w delikatną błękitną sukienkę. Męczyło ją noszenie wiecznie czerwonych i złotych strojów. James na to nalegał. Ale miała już tego dość.

Kasztanowo rude włosy zaplotła w warkocza, rzucając go do tyłu. Kilka pojedynczych, falowanych pasemek zwisało po obydwu stronach jej twarzy. Lily stanęła przed lustrem, które stało w rogu pokoju. Założyła jedno z pasem za ucho, gdy jej uwagę przykuł błysk złota. Obrączka na jej palcu. Lily spojrzała na złoty pierścionek. Element jej zrujnowanego małżeństwa. Dobry nastrój, jaki miała, lekko zmalał. Młoda kobieta ściągnęła z palca obrączkę i schowała ją do szuflady stolika nocnego. Czarownica chciała zerwać z przeszłością i na razie o tym nie myśleć. Lily rzuciła szybkie tempus. Było dwadzieścia minut po dziesiątej. Wcześniej o tej porze już była na nogach. Severus nie obudził jej, dając odpocząć po pełnym wstrząsów, wczorajszym dniu. Nagle Lily przypomniała sobie, że nie jest w dworze sama. Znając Severusa, już dawno wstał.

Lily przeszła przez pokój i wyszła na korytarz. Wtedy uświadomiła sobie, że nie wie, gdzie ma iść. Jak na zawołanie przed nią pojawiła się z cichym trzaskiem Mispi.

- Dzień dobry, Pani Lily. Mistrz Severus jest już w jadalni. Mispi zaprowadzi. - zaproponowała skrzatka. Lily uśmiechnęła się.

- Dzień dobry, Mispi. Byłoby miło, dziękuję. - skrzatka skłoniła się lekko i poprowadziła gościa swojego pana do celu. Po drodze Lily z ciekawością rozglądała się po otoczeniu, zapamiętując drogę. Mispi zatrzymała się przed wejściem do jadalni i skłaniając się znikła z trzaskiem.

Rudowłosa kobieta wzięła wdech i weszła do środka. Ta jadalnia różniła się od tej, którą widziała na dole poprzedniej nocy. Była znacznie mniejsza. Na środku stał mały stół i sześć krzeseł. Na stole stało kilka talerzy z zawartością. U szczytu stołu siedział Severus jak zwykle w swojej czarnej szacie. Czytał Proroka Codziennego, popijając kawę. Gdy usłyszał, że Lily weszła, opuścił gazetę niżej.

- Dzień dobry. - powiedział czarodziej, odkładając filiżankę na talerzyk.

- Dzień dobry. - Lily usiadła po jego prawej stronie. Przez całe śniadanie, żaden z nich się nie odezwał. Severus czytał czarodziejską gazetę. Ukradkiem zerkał na kobietę, która zdawała się tego nie zauważać. Zaś Lily jadła spokojnie śniadanie. Oboje milczeli. Czy to nie wiedzieli, co moją powiedzieć, czy po prostu pasowała im ta wygodna cisza, albo po prostu nie chcieli przeszkadzać jeden drugiemu. Gdy Lily skończyła, odłożyła sztućce na talerz z cichym trzaskiem. Tę właśnie chwilę wybrał Severus, by się odezwać.

- Rano przyszedł Dumbledore. - Lily Spojrzała zaciekawiona na czarodzieja.

- Czego chciał?

- Rozmawiać z tobą, ale, że było wcześnie, powiedział, że przyjdzie późnej. - odpowiedział Severus. Czarnowłosy czarodziej odłożył gazetę na stół. - Potter zarządzał zaangażowania Zakonu w sprawę. Dziś odbędzie się spotkanie. - Lily zmarszczyła brwi. Dlaczego James chce mieszać Zakon do ich prywatnych spraw. Sądziła, że będzie chciał ukryć swoje zachowanie.

- Po co miesza w to Zakon? Przecież to nie ma nic wspólnego z wojną. - Snape westchnął.

- Sądzę, że nadal chce udawać przed Zakonem wzorowego męża. Dziwne byłoby, gdyby na twoje rzekome porwanie zareagował uśmiechem. - Lily w duchu zgodziła się z Severusem. To byłoby dziwne. - Poza tym uważam, że chce dowiedzieć się, czy nie jesteś czasem u kogoś z Zakonu.

- Kto wie?

- Tylko ja, Albus, Lupin, Molly i z konieczności Arthur. I nie martw się. Żaden z nas nic mu nie powie. - zapewnił Snape. O to Lily się nie martwiła. Wiedziała, że są godni zaufania. Obawiała się jednak reszty Zakonu. Potter będzie mógł manipulować nimi, jak chce.

- Wiem. - powiedziała cicho Lily, przygryzając wargę i patrząc za okno. Severus przyglądał się kobiecie, siedzącej obok niego. Martwiła się. Zawsze przygryzała wargę, gdy to robiła. Martwiła się następnymi ruchami Pottera i jego manipulacjami w Zakonie.

- Jak wrócę, wszystko ci opowiem. - powiedział Severus, wstając.

- Będziesz tam? - zapytała zdziwiona Lily. Severus zatrzymał się w pół ruchu.

- Oczywiście. Przecież należę do Zakonu. - powiedział Snape, wskazując, że to oczywiste. Lily zwęziła usta.

- Miałam na myśli, że nie sądzę, by James chciał twojego zaangażowania w sprawę. - wyjaśniła kobieta. Severus uśmiechnął się szyderczo.

- Obawiam się, że to nie leży w jego gestii. - Severus poszedł do wyjścia. Lily obróciła się na krześle.

- Uwielbiasz go drażnić, prawda? - zapytała ze złością czarownica. Severus zatrzymał się w wejściu. Czarodziej zastanowił się, nieco teatralnie.

- Rzeczywiście.... - powiedział powoli. - jest to w pewien sposób zabawne. - Lily zmarszczyła gniewnie brwi. Severus jest mściwym człowiekiem. Wiedziała, że nigdy nie odpuści Jamesowi i Syriuszowi tych wszystkich lat dręczenia. A teraz, po tym, co się stało, nienawiść do Pottera wzrosła. Lily o tym wiedziała. I wcale jej się to nie podobało.

- Ale do niczego nie prowadzi.

- Być może. - przyznał Snape. - Ale nigdy się nie nudzi.

- Jestem pewna, że stać cię na więcej niż zemsta.

- Gdybym chciał się zemścić, zrobiłbym to już dawno w bardziej subtelny i bolesny sposób. - odpowiedział nieco mrocznie Snape. Lily niezauważalnie zadrżała pod wpływem jego spojrzenia.

- A czy nie po to stałeś się Śmierciożercą? - zapytała Lily, wstając z krzesła i wypatrując się w czarnowłosego czarodzieja, który kiedyś był jej przyjacielem. Severus poczuł, jak krew w nim zamarza, a potem zaczyna płynąć szybciej niż wcześniej. Wiedział, jak blisko Lily jest prawdy. Na początku tak było, zanim zrozumiał, jaki to był błąd. Ale nie zamierzał jej o tym uświadamiać.

Severus podszedł dwa kroki i zatrzymał się. Lily wiedziała, że może przesadziła, ale nie zamierzała się wycofać.

- Nie masz prawa sądzić moich powodów. Nikt nie ma. - powiedział Snape miękkim i niebezpiecznie cichym głosem. Lily poczuła dreszcz, przechodzący po plecach przy każdym słowie, ale mimo to nie czuła lęku. - To moja decyzja. I tylko ja znam jej powody i konsekwencje. - Severus wyprostował się. - Wracam do Hogwartu. Powiem Albusowi, że już się obudziłaś. - po czym wyszedł, dramatycznie falując szatami. Lily została sama w jadalni. Kobieta wypuściła powietrze, które nawet nie wiedziała, kiedy wstrzymała. Severus, gdy chciał, potrafił być naprawdę przerażający. Czarownica usłyszała szum kominka, a potem nastała cisza. Lily weszła do mniejszego salonu i usiadła na jednym z foteli.

Nie masz prawa sądzić moich powodów. Nikt nie ma.

To moja decyzja. I tylko ja znam jej powody i konsekwencje.


Powtórnie usłyszała głos czarodzieja, tyle że w swoim umyśle. Lily wiedziała, że rzeczywiście to nie jej sprawa. To jego decyzja i to on ponosi konsekwencje. Nie znała powodu, dla którego Severus dołączył do Śmierciożerców. Nie byli już przyjaciółmi.

Czy nadal nie jesteśmy?

Odezwał się głosik w jej głowie. Lily nie wiedziała. Dalej bolało ją to, co zrobił na piątym roku. Umysł odtwarzał sceny każdych przeprosin, które za to otrzymała. Widziała szczerość w każdym jego słowie i oczach. Widziała, że naprawdę żałował.

Czy nie potrafi wybaczyć, czy po prostu nie chce?

Czy nadal żałuje?

Jak dotąd nie wyrzekł ani słowa w tej sprawie. Może uznał, że to należy już do przeszłości. A przeszłość należy zostawić za sobą. Albo może wcale nie liczy na wybaczenie.

Czy naprawdę uważa, że to niewybaczalny błąd, którego nic nie zdoła naprawić?

Czy myśli, że Lily mu nie wybaczy, cokolwiek by nie zrobił?

Lily poczuła ukłucie rozczarowania. Czy Severus uważa ją za tak bezduszną? Po części to jej wina, że tak może uważać. Przepraszał, ale ona nie słuchała. Nie potrafiła się przebić przez ścianę bólu i żalu.

A może nie potrafi sobie wybaczyć...?

Rozmyślania Lily zostały przerwane, gdy kominek zapłonął szmaragdową zielenią, a z płomieni wyszedł Dumbledore.

- Dzień dobry, profesorze. - powiedziała Lily, podnosząc się z fotela.

- Dzień dobry, Lily. - powitał ją dyrektor, otrzepując popiół z niebieskich szat w gwiazdki. W oczach miał jak zwykle tańczące iskierki. - Przyszedłem rano, ale jeszcze spałaś, a Severus nie chciał cię budzić. - dyrektor uśmiechnął się. Lily mimowolnie uniosła kąciki ust. Severus pozwolił jej odpocząć, odprawiając Największą Szychę Czarodziejskiego Świata z kwitkiem.

- Herbaty?

- Dziękuję, poproszę.

Chwilę później dwoje czarowników siedziało w salonie z parującymi filiżankami na kolanach, przyniesionych przez skrzaty.

- Jak się czujesz w Prince Manor, Lily? - zapytał beztrosko dyrektor, lekkim tonem. Dumbledore jest czasem naprawdę niemożliwy. Pyta o tak błahe sprawy, by zaraz przejść do poważnych.

- To miejsce jest niezwykłe i tajemnicze, ale i na swój sposób piękne.

- O tak. Dwór kryje w sobie wiele tajemnic. - potwierdził dyrektor, kiwając głową. - Będziesz mieć dużo czasu na ich odkrycie. - Dumbledore mrugnął figlarnie. Twarz Lily rozjaśnił uśmiech. Prawie się roześmiała. Dyrektor zachowuje się jak dobrotliwy dziadek.

- Rzeczywiście. Severus już zastrzegł, by jego laboratorium zostawić w spokoju. - czarodziej zachichotał.

- Severus nie lubi, jak ktoś buszuje po jego pracowni. Laboratorium to jego królestwo i nikt nie ma tam wstępu. Nawet ja. - Lily prawie parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie Severusa siedzącego w laboratorium, w srebrnej koronie, wyrzucającego dyrektora, wymachując berłem. Widok komiczny. Jednak jej wesołość zniknęła wraz z następnymi słowami dyrektora.

Następny rozdział: "7. Zerwana więź"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top