3. Były, a jedyny przyjaciel ✔
Lily nie wiedziała, ile tak siedziała, płacząc pod drzwiami. Łzy, lecące strumieniami już wyschły, a ona sama próbowała uspokoić oddech. Wytarła twarz wierzchem dłoni.
Kobieta poczuła pieczenie w ręce. Spojrzała na swoją zakrwawioną dłoń. Kilka kawałków szkła z ramki ze zdjęciem wystawało z jej dłoni. Krzywiąc się, wyciągnęła te większe, które mogła. Potem jej umysł wrócił do bieżącego problemu.
Na myśl o beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła w jej oczach, pojawiły się nowe łzy. Lily szybko zamrugała, odganiając je. Nie mogła sobie na to pozwolić. Już i tak za bardzo się rozkleiła. Musi znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
Kobieta wstała z podłogi, przytrzymując się drzwi. Lily odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła sukienkę. Czarownica rozejrzała się po pokoju, szukając czegoś, co może pomóc w ucieczce.
Kobieta podeszła do okna i otworzyła je. Natychmiast owiało ją letnie powietrze. Wyjrzała na zewnątrz. Na jej nieszczęście to było pierwsze piętro, a okno obłożone zaklęciami ochronnymi, żeby przypadkiem ktoś przez nie nie wypadł. Lily odsunęła się od okna. Tędy na pewno nie uda się jej uciec.
Nagle z dołu dobiegł szum kominka. Serce Lily podskoczyło. To pewnie James wrócił ze spotkania z Zakonem. Nawet nie myśląc, podniosła z podłogi podłużny kawałek szkła. Po schodach rozległy się ciężkie kroki.
Lily zacisnęła dłoń na trzymanym kawałku szkła, przecinając skórę. Krew spłynęła po jej dłoni, ale kobieta nawet nie zwróciła na to uwagi. Tylko szeroko otwartymi oczami obserwowała drzwi. Kroki zbliżały się. Osoba zatrzymała się pod drzwiami. Rudowłosa kobieta bezwiednie wstrzymała oddech.
Rudowłosa czarownica usłyszała jak Potter odwołuje zaklęcia nałożone na sypialnię. A potem nastała cisza. Kobieta słyszała bicie swojego własnego serca w ciszy, jaka zapanowała. Nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął James Potter. Jego twarz była pusta, a oczy zimne. Był zupełnie niepodobny do człowieka, którego poślubiła miesiąc temu.
- Masz mi coś do powiedzenia, żono? - zapytał Potter, wchodząc do środka. Lily zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
- A co chcesz usłyszeć? - odezwała się lodowatym głosem Lily.
- Na przykład, przeprosiny za swoje zachowanie. - zaproponował James, bawiąc się różdżką. Lily prychnęła, nagle nabierając odwagi.
- Niby jakie zachowanie? - zapytała kpiąco. - Za przedstawienie, jaka jest rzeczywistość? A może za odkrycie twojego sekretu, Jamesie Potterze? - James wykrzywił gniewnie twarz. - Ja tylko powiedziałam prawdę, na temat tego, kim naprawdę jesteś. To ty zdradziłeś mnie! Nie ja! To ty podniosłeś na mnie rękę! - krzyknęła kobieta. Potter zbliżył się powoli do czarownicy. Kilka razy kliknął językiem.
- Widzę, że nic się nie nauczyłaś, Lily. - James pokręcił głową z udawanym smutkiem. Lily nie spodobał się sposób, w jaki wymówił jej imię. Gdy Potter podniósł głowę, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. - Więc muszę nauczyć cię lekcji, żono. - Lily pobladła znacząco, słysząc jego słowa. Potter machnął różdżką, a skrzydła okienne zatrzasnęły się z hukiem. Mężczyzna ruszył w stronę żony.
Lily cofnęła się. Potter był coraz bliżej, a rudowłosa czarownica coraz bardziej cofała się w tył. Kobieta poczuła drewnianą kolumnę łóżka za sobą. Potter dalej zbliżał się. Lily ominęła mebel i w dalszym ciągu szła do tyłu. James śmiał się z jej wysiłków. Była taka bezradna i bezbronna. Nie miała z nim szans.
Ucieczka Lily zakończyła się, gdy jej plecy napotkały zimną ścianę. Rudowłosa kobieta rozejrzała się, panicznie szukając drogi wyjścia. Potter zaśmiał się zimno z jej trwogi. Wręcz rozkoszował się jej dławiącym lękiem.
Potter zbliżył się. Lily chciała go odepchnąć, ale ten złapał ją za nadgarstki. Potrząsnął nią i z całej siły uderzył o ścianę. Następnie pchnął drobną kobietę na bok, gdzie wpadła na nocny stolik. Czarownic mogła przysiąc, że słyszała trzask łamanych kości. Potem gdy znalazła się na ziemi, poczuła ostry ból w płucach, odbierający powietrze. Zakaszlała, rozpaczliwie próbując złapać oddech, co jeszcze bardziej pogłębiło ból. Lily poczuła w metaliczny posmak w ustach i ciepłą ciecz. Kobieta wypluła krew na podłogę. Udało jej się zaczerpnąć powietrza. Potter pochylił się i złapał ją brutalnie za ramiona, pociągając do pionu. Następnie uderzył nią po raz kolejny o ścianę. Kobieta skrzywiła się. Zbliżył twarz do jej. Czarownica odwróciła głowę na bok.
- Masz do powiedzenia coś mądrego, czy mam to powtórzyć? - zapytał jej mąż. Lily uparcie milczała. Potter ponownie nią uderzył. - Mów!
- Niech cię szlag, Potter. - wysyczała Lily, cichym szeptem. Czarownica machnęła trzymanym kawałkiem szkła. Potter puścił ją, automatycznie łapiąc się za krwawiącą twarz. Lily wykorzystała moment i mocno pchnęła swojego oprawcę. Potter poleciał w tył i wpadł na drzwi z łazienki, wpadając do środka. Rudowłosa czarownica, nie czekając na nic, wybiegła z pokoju. Ignorując ból w klatce piersiowej, kobieta zbiegła, jak najszybciej po schodach.
- Różdżka Accio! - krzyknęła po drodze. Różdżka odleciała ze stolika przy drzwiach, wpadając w jej dłoń. Słyszała, jak Potter wybiega z pokoju na górze. Lily rzuciła za sobą tarczę. W samą porę, by odbić klątwę lecącą w jej stronę. Kobieta machnęła różdżką na regał, a książki zaczęły spadać i rozsypały się na dywanie salonu, tarasując drogę Potterowi. Rudowłosa czarownica, nie odwracając się, pobiegła do drzwi.
- Bombarda! - drzwi wyleciały z zawiasów, lądując na zewnątrz. Lily wybiegła na zewnątrz, ignorując wołanie Jamesa. Gdy tylko wyszła za furtkę, deportowała się. Ostatnią rzeczą, jaką widziała Lily, był widok wściekłego Pottera, zanim świat rozpłynął się w kalejdoskopie kolorów.
###
Severus zatrzasnął księgę, leżącą na blacie w laboratorium. Machnięciem ręki zgasił ogień pod kociołkiem i pozostawił eliksir do wystudzenia. Mistrz Eliksirów wysłał wolumen do salonu. Machnął różdżką, odsyłając ingrediencje na ich miejsce. Następnie wlał szarą miksturę do fiolki.
Po skończeniu pracy w laboratorium Severus Snape wreszcie mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Mistrz Eliksirów wyszedł z laboratorium, zamykając za sobą drzwi piwnicy. Idąc do salonu, czarodziej machnął ręką, a w pokoju zapłonęło kilka świec. Snape poszedł do barku, po drodze zapalając ogień w kominku. Zabrał stamtąd butelkę Ognistej Whiskey i nalał bursztynowy płyn do wezwanej wcześniej szklanki. Severus usiadł w fotelu przed kominkiem z kryształowym naczyniem w dłoni.
Czarodziej odchylił głowę do tyłu i przymykając oczy, masował jedną ręką skronie. Potter i Black naprawdę działają mu na nerwy. Dlaczego ci dwaj kretyni nie mogą zostawić go w spokoju, tylko wiecznie szukają zaczepki? Jeśli poszukują w ten sposób rozrywki to bardzo kiepski pomysł. A przynajmniej dla Snape'a nie było to zabawne.
Potter i Black są siebie warci. Sentymentalne dzieci rozpaczające, jak to trudne jest życie. Oczywiście, obaj dopilnowali, żeby i Severus o tym nie zapomniał. Jego lata w Hogwarcie uczynili piekłem. Teraz kontynuują swoją misję, by w dorosłym życiu też o tym wiedział.
Może nadszedł czas zostawić, niektóre rzeczy za sobą, Severusie?
Snape prychnął na słowa dyrektora. W jakiej rzeczywistości żyje Albus Dumbledore? Może w jego wizji idealnego świata, którą pielęgnuje w swoim umyśle, jest to możliwe, ale na pewno nie tu. Zbyt wiele ran pozostaje niezagojonych i zbyt wiele blizn zostaje, by rzucić przeszłość za siebie. Na niektóre nie ma lekarstwa.
James będzie nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią.
Snape prawie się zaśmiał. Prawie. Potter nauczycielem! Czyżby piekło zamarzło i nikt o tym nie poinformował? Severus mógł się założyć o cały barek Ognistej Whiskey, że będzie najbardziej ze wszystkich faworyzował Gryffonów i poniżał Ślizgonów. To taka gorsza wersja Snape'a.
Mistrz Eliksirów wzdrygnął się na tę myśl. Potter w Hogwarcie.
Znowu.
Severus westchnął. A już myślał, że uwolnił się od Pottera, a tu co?
Snape nie pałał radością na ideę zobaczenia go na spotkaniu Zakonu, a teraz będzie widywał swoje Nemezis codziennie. Severus miał przynajmniej nadzieję, że Potter będzie pilnował swojego biznesu i nie będzie wchodził mu w drogę. Ale jak to mówią: „Nadzieja matką głupich".
I częściej będzie widywał Lily. Severus poczuł ból, ale i w jakiś sposób radość na tę myśl. Radość, że będzie mógł znów zobaczyć jej oczy, a ból na zimno, zranienie i rozczarowanie widoczne w szmaragdowych tęczówkach za każdym razem, gdy w nie spojrzy. Dzień, w którym nazwał Lily tym... słowem, był najgorszym dniem jego życia. W tym dniu zniszył wszystko. Zniszczył ich przyjaźń bezpowrotnie.
Ona nadal ci tego nie wybaczyła.
Słowa Potter sprzed kilku godzin zadźwięczały w jego umyśle. I nigdy pewnie tego nie zrobi. A jedyna rzecz, jakiej Severus był pewien to fakt, że to była jego wina. Jego i tylko jego. Nikt inny nie zawinił. Tylko on.
Snape podniósł szklankę i jednym chlustem wypił jej zawartość. Kochał ją. Kochał ją każdym włóknem swojej istoty. Ale ona o tym nie wie. I nigdy się nie dowie. Wyszła za Pottera.
Severus postanowił, że nie będzie się wtrącał. Jeżeli go kocha i naprawdę jest z nim szczęśliwa, to niech tak będzie. Usunie się w cień. Będzie z daleka patrzył na jej szczęście, ukrywając uczucie do królowej jego serca głęboko na dnie swej duszy, gdzie będzie bezpieczne.
Ale będzie tam dla niej.
Dla Lily.
Zawsze.
###
Z cichym trzaskiem, Lily pojawiła się w pierwszym miejscu, jakie jej przyszło do głowy w tamtej chwili. Kobieta upadła na ziemię, ciężko oddychając. Kolana jej drżały, a ręce się trzęsły. Każdy oddech ranił jej płuca jak miecz.
Lily dała sobie chwilę, starając się uspokoić raniący oddech i szalejące serce. Czarownica zakaszlała, zasłaniając usta ręką. Gdy spojrzała na swoją dłoń, zobaczyła świeżą krew.
Cudownie.
Po kilku minutach rudowłosa kobieta uspokoiła się na tyle, by wstać. Nadal czuła ból z każdym oddechem, ale po tym mocnym upadku na szafkę wiedziała, że najprawdopodobniej ma złamanych kilka żeber, a jedno postanowiło bliżej zapoznać się z jej płucem. Stąd krew. W końcu była uzdrowicielką, więc wiedziała, jakie obrażenia mógł spowodować Potter. Lily owinęła się rękami i rozejrzała, gdzie jest. Mimo że było ciemno, rozpoznała miejsce. Stare, zardzewiałe huśtawki, zaniedbana piaskownica.
Plac zabaw w Spinner's End.
Dlaczego pomyślała akurat o tym miejscu?
Może dlatego, że wiązała z nim wiele wspomnień. To tu w dzieciństwie bawiła się z Severusem. Spędziła tu wiele radosnych chwil.
Lily potarła dłońmi ramiona. Mimo że było lato, wieczory w Anglii bywały chłodniejsze, a w tym roku szczególnie.
Wiedziała, że nie może tu zostać. Lekko chwiejnym krokiem opuściła plac zabaw.
Co ma teraz zrobić? Dokąd iść? Przyszło jej na myśl, by wrócić do domu. Tak. Jej rodzice na pewno jej pomogą.
Małżeństwo Dalii i Marcusa Evansów było udane i pełne miłości. Lily idąc, wspominała, jak będąc małą dziewczynką, patrzyła na rodziców i myślała sobie, że chce być, tak samo szczęśliwa, jak oni. Mieć kochającego męża. W późniejszym czasie swoje własne dziecko, które będzie kochać jak nic innego na świecie.
Ale to tylko dziecięce marzenia. Rzeczywistość nie była już w tęczowych barwach. Wyszła za mąż za człowieka, o którym myślała, że ją kocha, a w rzeczywistości się nią bawił. O którym myślała, że ona kocha. Lily już sama nie wiedziała, co czuje. Uczucia i emocje wirowały w jej duszy jak w kalejdoskopie.
Co czuła?
Ból... rozczarowanie... żal... zranienie... złość... smutek... upokorzenie...
Jedno pytanie odbijało się echem w jej umyśle.
Dlaczego?
Lily zamrugała łzami. Kilka słonych kropli potoczyło się po jej twarzy. Szloch wstrząsnął jej ciałem. Kobieta zakaszlała, znów pozostawiając świeżą krew na dłoni. Płacz i złamane żebra nie są dobrym połączeniem.
Czarownica zatrzymała się, patrząc na dom po drugiej stronie ulicy. Ciepłe światło rozjaśniało okna w salonie domu Evansów. Na podjeździe stały dwa samochody. Lily sądziła, że Petunia z mężem odwiedziła rodziców. Zawsze ich odwiedzała, ale kiedy była pewna, że jej tam nie będzie.
Dawniej Lily miała dobry kontakt z siostrą. Aż do czasu, gdy poznała Severusa, który powiedział jej, że jest czarownicą. Wtedy więź ta się urwała. Petunia zazdrosna o zdolności siostry zaczęła jej z tego powodu dokuczać. Tak ich nić dobrego kontaktu się zerwała.
Lily zrobiła krok, by przejść na drugą stronę ulicy, gdy wtedy ukuła ją nagła myśl.
Pierwszym miejscem, w którym James będzie jej szukać to najprawdopodobniej dom jej rodziców. Rodzice Lily byli mugolami. Nie mieliby szans z w pełni wyszkolonym czarodziejem. Młoda kobieta wycofała się. Nie mogła tam iść. Rudowłosa czarownica nie chciała narażać rodziców i siostry na gniew Jamesa Pottera.
Lily znów zakaszlała. Mimo że była już zmęczona, poszła dalej chodnikiem, by zniknąć z widoku swojego rodzinnego domu. Kobieta weszła w wąską uliczkę między domami i oparła się plecami o chłodny mur. Co ma teraz zrobić? Gdzie iść?
Mogłaby iść do Alice, ale ona ma własną rodzinę i problemy, a Lily nie chciała obciążać przyjaciółki swoimi.
Drugą opcją jest Hogwart. Lily wiedziała, że zawsze może szukać pomocy u takich nauczycieli jak Minerwa McGonagall, Filius Filwick, czy u dyrektora. Nawet Slughorn byłby skłonny pomóc. Ale w Hogwarcie jeszcze trwał semestr. Lily nie chciała spotkać jakiegoś ucznia, żeby potem cała szkoła plotkowała o jej sytuacji. W Szkole Magii i Czarodziejstwa wieści zawsze roznoszą się lotem błyskawicy.
Poza tym Lily naprawdę nie miała już sił aportować się do Hogwartu. Klatka piersiowa bolała ją przy każdym oddechu, coraz bardziej. A za każdym razem, gdy kaszlała zostawiała, na dłoni coraz więcej krwi.
Wtedy do głowy przyszła jej jedyna osoba, którą nie chciała widzieć, a która na pewno jej pomoże.
Severus Snape.
Lily oparła głowę o mur i spojrzała w niebo. Severus jest jej jedyną opcją. Rudowłosa kobieta nadal była na niego zła, za to, jak ją nazwał tym słowem, wtedy nad jeziorem. Przepraszał ją za to nie raz, ale mu nie wybaczyła, pozwalając ranie na sercu dalej krwawić.
Ciałem Lily wstrząsnął dreszcz. Czarownica poczuła, jak na jej twarz zaczynają kapać krople deszczu. Ranna kobieta spojrzała w kierunku ulicy, prowadzącej w stronę domu jej byłego przyjaciela. Ramiona Lily opadły.
W tej sytuacji nie ma wyboru. Severus jest jej jedyną opcją. Poza tym, Ślizgon jest ostatnią osobą, u której James szukałby Lily. A po drugie Severus jest prawdopodobnie jedynym czarodziejem, zdolnym sprzeciwić się Potterowi i nie ucierpieć w tym procesie.
Rudowłosa czarownica wyszła z zaułka i ostrożnym, lekko chwiejnym krokiem poszła ulicą, oświetloną ledwo świecącą latarnią. Deszcz zaczynał padać coraz mocniej, od czasu do czasu jasna błyskawica przecinała niebo, a grom przeszywał tętnienie deszczowej melodii, zakłócającej bezgłos ciszy. Ulica zionęła pustką, którą naruszyła tylko jedna, drobna sylwetka załamanej czarownicy, idącej do domu byłego, a jednocześnie jedynego przyjaciela.
###
James Potter zamknął za sobą drzwi z wielkim trzaskiem. Gryfon był wściekły. Właśnie dał uciec tej przeklętej czarownicy, zwanej jego żoną.
Jak się to w ogóle stało?
Jeszcze przed chwilą była w sypialni, przyszpilona przez niego do ściany, a zaraz potem znalazła się na zewnątrz i aportowała się spod jego nosa.
James dotknął opuszkami palców rozcięcia skóry na twarzy. Czarodziej skrzywił się przy dotyku. Podniósł dłoń na wysokość oczu. Na palcach miał odrobinę krwi. Piekielna żmija! Zapłaci za to. O, jak tylko ją dorwie, zapłaci. Jest żoną Jamesa Alexandra Pottera, czarodzieja czystej krwi i musi znać swoje miejsce, a nie wychodzić przed szereg. Powinna być szczęśliwa, że taki szlachetnie urodzony czarodziej, chciał kogoś takiego jak ona. Ale nie! Niewdzięcznica! Gdyby trzymała nos daleko od spraw, które jej nie dotyczą, wszystko byłoby dobrze i nic takiego, by się nie wydarzyło. Dalej byliby szczęśliwym małżeństwem. Przynajmniej do czasu.
James wiedział, że wcześniej, czy później Lily odkryłaby jego zdradę. Nie sądził jednak, że nastąpi to zaledwie miesiąc po ich ślubie. Dowiedziała się za szybko. Jednak Lily była sprytniejsza niż sądził.
Potter wszedł do salonu, który cały był zawalony książkami, walającymi się po podłodze. Kilka szklanych przedmiotów leżało roztrzaskanych na ziemi. Potter machnął różdżką. Książki zaczęły same wracać na swoje miejsca w biblioteczce. Szklane bibeloty naprawił szybkim reparo i odstawił na miejsce.
Okularnik usiadł w jednym z foteli i zastanowił się, co ma robić. Widział, że musi ją odnaleźć, zanim zrobi to ktoś inny i Lily opowie, co tu się wydarzyło. Ale dokąd mogła się udać?
James sądził, że pierwsze miejsce, do jakiego mogła pójść to dom jej rodziców. Ale z drugiej strony Lily nie była głupia, więc nawet jeśli tam poszła, to długo tam nie była. Przypuszczalnie wiedziała, że to będzie pierwsze miejsce, w jakim James będzie jej szukał. Ale gdzie mogła się udać?
Hogwart? Longbottomowie?
Grimmaund Place, na pewno nie. Gdyby tam się pojawiła, Syriusz na pewno już fiukałby do Potter Manor. Pytanie tylko, czy z awanturą, czy też nie.
Hogwart był prawdopodobną opcją. Choć z drugiej strony Potter wątpił, czy Lily chciałaby, żeby jakikolwiek uczeń ją tam zobaczył w tym stanie. Zaczęłyby się plotki. Coś, czego Pan Potter nie bardzo chciał. Byli tam jednak ludzie, którzy mogli jej pomóc. Na przykład taka profesor McGonagall, czy Albus Dumbledore. Wtedy właśnie cień obawy pojawił się w umyśle Pottera. McGonagall lub dyrektor raczej nie pochwaliliby jego działań. Oni nie rozumieli. Nic nie rozumieli.
Potter wstał z fotela i wezwał płaszcz. Czarodziej poszedł do drzwi, zakładając go po drodze. James wyszedł na zewnątrz i skierował się do granicy odsłon, otaczających dom. Następnie okularnik skupił się na domu swoich teściów. W końcu gdzieś trzeba zacząć. Sekundę późnej James poczuł się, jak wciśnięty w wąską rurkę, a świat rozmył się w wirze kolorów i barw. Kilka sekund późnej James Potter z cichym trzaskiem pojawił się przed domem państwa Evansów.
###
Mistrz Eliksirów w dalszym ciągu siedział w fotelu, wsłuchując się w ciszę, w jakiej tonął dom. Bezgłos przerywało tylko skwierczenie ognia w kominku i rytmiczne uderzanie deszczu o okna. Severus rozkoszował się tą ciszą i spokojem.
Jutro wraca do Hogwartu, gdzie znów będzie panować gwar, dyskutujących o najnowszych plotkach - portretów i zainteresowanych, wszystkim, tylko nie nauką - uczniów. Tak, dziś był wolny weekend Snape'a.
Każdemu nauczycielowi w Hogwarcie przysługuje wolny weekend. Teraz była kolej Mistrza Eliksirów. Mimo to Severus swoje wolne dni nie raz spędzał w zamku. Jako Głowa Domu Slytherinu, miał sporo obowiązków, więc nie często mógł sobie pozwolić na takie zniknięcia. Gdy go nie było jego obowiązki przejmował Filius, ale Ślizgoni rzadko kiedy szukali pomocy u małego profesora zaklęć. Nie chodziło o to, że nie lubili Szefa Rawenclowu. O nie! Większość lubiła Profesora Filwicka, jednak nie mieli do niego takiego zaufania jak do swojej Głowy Domu. Ślizgoni uważali Snape'a za dobrego Opiekuna ich Domu, wbrew opiniom innych studentów, mających nauczyciela mikstur za wrednego Nietoperza. Gdy mieli jakiś problem, zawsze szli do swojego Szefa Domu, do którego mieli zaufanie i pewność, że nie zostawi ich bez pomocy.
Mimo że Severus uczył w Hogwarcie dopiero rok, już zaskarbił sobie szacunek studentów. Profesor Snape był uważany za surowego nauczyciela o wysokich standardach, szczycącego się swoim mrocznym wizerunkiem i wręcz nałogowym sarkazmem. Mistrz Eliksirów na swój własny, pokręcony sposób znajdował rozrywkę w używaniu ironii i szyderstwa. To jego własne, oryginalne poczucie humoru, które nie każdy rozumiał.
Nagle uroczystą ciszę, panującą w domu, przerwało pukanie do drzwi. Severus poderwał głowę, patrząc na źródło nagłego dźwięku. Odpowiedziała mu cisza. Severus wzruszył ramionami, sądząc, że mu się wydawało. Za chwilę jednak pukanie się ponowiło.
Mistrz Eliksirów odstawił z trzaskiem szklankę na stolik i wstał z fotela, zły, że ktoś odważył się zburzyć jego spokój. Mrucząc pod nosem, co ma zamiar zrobić śmiałkowi, który wpadł na heroiczny koncept, by zapukać do drzwi Severusa Snape'a w środku nocy, ów czarodziej poszedł do wyjścia. Przechodząc przez krótki korytarz, Mistrz Eliksirów z rozmachem otworzył drzwi.
- Kto do jasnej cholery... - reszta sensu wypowiedzi Severusa nie nastąpiła. Czarodziej zamarł, gdy zobaczył swojego niezapowiedzianego gościa.
Następny rozdział: "4. Niespodzianek ciąg dalszy"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top