19. "Nic mi nie jest" ✔

Poprzednio:

- Mistrza Severusa nie ma w Hogwarcie, pani Lily. - kobieta poczuł, jak coś w niej się ścisnęło.

- Dziękuję, Mispi. - skrzatka zniknęła z trzaskiem, pozostawiając Lily samą w pokoju. Lily znów oparła głowę o ścianę, patrząc w okno. W jej umyśle kłębiły się najróżniejsze myśli, a każde związane z Severusem i przepełnione zmartwieniem. Lily nawet nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy.

Z niespokojnego snu obudził Lily trzask dochodzący z korytarza. Kobieta zamrugała kilkakrotnie zdezorientowana, co ją zbudziło. Sprawdziła godzinę. Było wpół do drugiej.
Zielonooka przetarła ręką oczy. Musiała zasnąć. Nawet nie wiedziała kiedy.

Lily znów usłyszała jakiś dźwięk z korytarza, który zdefiniowała jako chrupanie szkła. Kobieta podniosła się na nogi i oświetlając sobie drogę świetlną kulą, poszła w stronę drzwi. To pewnie Severus, nareszcie wrócił. Rudowłosa czarownica czuła jak zmartwienie ją opuszcza.

Wyszła na korytarz, gdzie zobaczyła Severusa, stojącego przy komodzie. U jego stóp leżała roztrzaskana waza. Lily zmierzyła czarodzieja uważnym spojrzeniem. Mimo że korytarz był słabo oświetlony tylko światłem magicznej kuli, widziała jego sztywną postawę i bladość twarzy. Ale to zignorowała. No kto po spotkaniu największego czarnoksiężnika wszechczasów nie wyglądałby tak jak Severus teraz?

Severus powoli odwrócił głowę w stronę źródła światła, mrużąc przy tym oczy na nagłą jasność. Lily stała obok wejścia do swojej sypialni, świetlną kulą oświetlając korytarz. Severus jęknął wewnętrznie. Nie miał ani ochoty, ani sił na kłótnie z nią. Sam się sobie dziwił jakim cudem stał jeszcze na nogach, po czterech rundach Śmierciożerczej zabawy. Czuł ból przy każdym ruchu, a nawet oddechu. A jednak nie chciał, by Lily wiedziała. Nadal był na nią zły. Już wystarczająco się wtrąciła w jego życie jak na jeden dzień.

- Późno wróciłeś. - zauważyła spokojnym głosem, uważnie lustrując go spojrzeniem. Gniew już minął. Severus wykorzystał całą swoją pozostałą energię, by nie ucałować podłogi.

- Chyba nie powiesz mi, że z troski o mnie nie mogłaś spać? - zapytał, starając się utrzymać swój zwykły sarkazm, ale z marnym skutkiem. Lily zmarszczyła brwi. Severus brzmiał... dziwnie. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka.

- Dobrze się czujesz? - zapytała ostrożnie z nutą podejrzliwości, marszcząc brwi. Coś było nie tak.

- Wspaniale. - odparł krótko, ignorując mroczki przed oczami. Drżenie i ból w jego ciele narastało. Severus walczył, by się nie skrzywić. Nie chciał nic innego, jak tylko iść do siebie. Ale nie mógł się ruszyć, by Lily nie zauważyła karmazynowej kałuży, zbierającej się u jego stóp.

- Nie wyglądasz za dobrze... - zaczęła Lily z mimowolną troską, podchodząc do niego kilka kroków. Severus z wysiłkiem uniósł dłoń, zatrzymując ją w miejscu.

- Nic mi nie jest. - starał się brzmieć pewnie, ale nawet on wiedział, że mu nie wyszło. Zignorował coraz intensywniejsze mroczki przed oczami. Lily zmierzyła czarodzieja przed sobą uważnie wzrokiem. Widziała, że coś jest nie tak, ale skoro się upiera, to nie będzie naciskać.

- Jak chcesz. - odparła, wzruszając ramionami.

- Dobranoc. - Lily wolno wycofała się kilka kroków do tyłu. Severus wypuścił powietrze z ulgą, że go zostawiła. Zrobił dwa kroki, gdy napadła go fala bólu i zawrotów głowy. Mężczyzna zachwiał się niebezpiecznie, łapiąc się ręką komody, z której strącił kolejny szklany bibelot.

Severus już był bliski upadku, gdy Lily pojawiła się obok. Kobieta wsunęła się pod jego ramię, jedną ręką łapiąc go w pasie, a drugą oparła na jego torsie, nieświadoma jego ran. Czuła, jak sztywnieje. Severus natychmiast zachłysnął się powietrzem, gdy ostry ból ponownie przeszył jego ciało, gdyż Lily nieświadomie położyła dłoń na jednej z większych ran. Czarownica natychmiast zabrała rękę. Kobieta spojrzała na swoją dłoń, która była umazana krwią. Lily z trwogą obejrzała się przez ramię, bojąc się, co zobaczy. Ze świstem wciągnęła powietrze, gdy zobaczyła smugi krwi znaczące jego ścieżkę i większą karmazynową kałużę w miejscu, gdzie przed chwilą stał. Już wiedziała, co oznacza w jego słowniku "Nic mi nie jest".

Czarownica spojrzała na Severusa, którego twarz była ściągnięta bólem. Miał zaciśnięte boleśnie powieki i usta rozchylone w niemym krzyku. Lily czuła, jak drżał w cierpieniu. Czuła żal i niezrozumiale wielką troskę o czarnowłosego mężczyznę, na którego jeszcze kilka godzin temu była tak wściekła. Już wiedziała, że to spotkanie nie było dla niego dobre. Zastanawiała się, co się stało. Czyżby Voldemort był dziś nie w humorze?

Potrząsnęła głową. Nie będzie się teraz nad tym zastanawiać. Ma ważniejsze sprawy na głowie.

Po kilku minutach starania się opanowania bólu, Severus wrócił do rzeczywistości. W cichym korytarzu słychać było jego ciężki, bolesny oddech. Czuł na sobie wzrok Lily. Odmówił spojrzenia jej w oczy. Nie chciał widzieć litości w jej spojrzeniu. Zamiast tego zawiesił głowę, ukrywając twarz za kurtyną czarnych włosów, skupiając się na oddychaniu, a nie na bólu. Ale, gdyby to zrobił, zobaczyłby szczerą troskę.

Zrobił krok, chcąc odejść, ale Lily go nie puściła. Severus nie próbował się wyszarpać z niechcianego uścisku. Nie miał na to sił. Zamiast tego pozwolił prowadzić się krok po kroku do jego pokoju. Severus mrugnął zaciekle, próbując nie ucałować podłogi i zmusił nogi do dalszej wędrówki. Tak dwoje czarowników powoli, krok za krokiem przemierzało cichy korytarz.

Gdy dotarli do celu, Lily otworzyła drzwi i wprowadziła Severusa do jego sypialni. Zaprowadziła go do łóżka, sadzając go na nim. W samą porę, bo gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki, stracił przytomność.

Lily będąc całkowicie w trybie uzdrowiciela, rzuciła zaklęcie diagnozujące. Gdy kobieta przeczytała pergamin, była zaszokowana, że dał radę aportować się do dworu i jeszcze pokonać salon i schody. Cieszyła się i jednocześnie poczuła strach. Prawdopodobnie, gdyby był sam, nie dotarłby do pokoju i wykrwawiłby się na śmierć.

Uzdrowicielka wezwała potrzebne eliksiry oraz opatrunki i zabrała się do pracy. Szybkim zaklęciem wprowadziła eliksir Przeciwkrwotoczny, Uzupełniający Krew i Przeciwbólowy z łagodnym Bezsennym Snem do systemu. Machnięciem różdżki pozbyła się górnej części czarnej szaty, pozostawiając białą koszulę. Znaczy teraz to czerwoną. Cały przód koszuli był karmazynowy. Oczy Lily rozszerzyły się i pobladła. Nigdy nie widziała tyle krwi.

Drżącymi rękami zaczęła odpinać guziki, bojąc się, co zobaczy. Gdy odpięła koszulę, zachłysnęła się powietrzem, zasłaniając nadgarstkiem usta, na widok jak ją powitał. Podczas swojego krótkiego czasu pracy jako uzdrowicielka, nigdy nie widziała czegoś takiego. Cała klatka piersiowa mężczyzny była pokryta mniej lub bardziej płytkimi cięciami i dwoma głębszymi, biegnącymi pod ukosem ranami, z których teraz powoli sączyła się krew. Drgawki pocruciatusowe też nie odpuszczały. Przynajmniej sądziła, że to są tylko pocruciatusowe. Co, na Merlina, ci zwyrodnialcy z nim robili?!

Lily potrząsnęła głową, mrugając zaciekle, by wrócić do rzeczywistości. Nie mogła sobie teraz pozwolić na rozklejanie. Nie, gdy stan Severusa nie jest na tyle stabilny, by mógł oddalić się od bram Śmierci.

Rudowłosa kobieta rzuciła zaklęcie zasklepiające rany, lecz ono zadziałało tylko na jedną. Miała wykonać całą serię zaklęć, by zasklepić wszystkie drobne rany, pozostawiając tylko cienkie czerwone linie. Niestety na dwa największe cięcia zaklęcie nie zadziałało. Lily próbowała wszystkich innych znanych sobie zaklęć, ale tylko jedno było w stanie zasklepić rany tak delikatnie, że przy najdelikatniejszym ruchu mogły się ponownie otworzyć. Musiała po mugolsku zabezpieczyć je przed otwarciem. Wezwała Mispi, z prośbą o gorącą wodę, gazę oraz igłę i nić. Skrzatka przerażona stanem zdrowia swojego Mistrza natychmiast wykonała polecenie, po powrocie zostając w pokoju na wypadek, gdyby była potrzebna. Wodnistymi oczami śledziła każdy ruch rudowłosej czarownicy.

Lily najdelikatniej jak mogła, przemyła rany eliksierem dezynfekującym, wcześniej robiąc to samo z igłą i nicią. Jej matka była lekarką, więc młoda czarownica dostała szybki kurs mugolskiej pomocy medycznej, w tym także z szycia ran.

Starając się najlepiej jak mogła, zabrała się do szycia. Mężczyzna drgnął, gdy zimną dłonią dotknęła skóry. Gdy się denerwowała, robiło jej się zimno. To była jej normalna reakcja na nerwy.

Gdy skończyła, usunęła krew z rąk i ciała Severusa. Spojrzała z troską na nieprzytomnego mężczyznę. Zakon nie docenia pracy, Severusa. Nie wiedzą, przez co musi przechodzić, by zdobyć informacje, z których korzystają. Zamiast być wdzięcznym, za zdobytą wiedzę odpłacają mu nieufnością i pogardą.

Wzrok zielonookiej kobiety zjechał na nagi tors śpiącego czarodzieja, który pełen był czerwonych liń. Lily zmrużyła oczy, lekko pochylając się na czarodziejem. Z bliższej odległości dostrzegła inne, białe linie. Blizny wyglądające na znacznie starsze i nieco grubsze. Czarownica odsunęła się, zamykając oczy, w których zaczęły gromadzić się łzy.

Blizny, których nie powinien mieć, żaden młody człowiek, to wszystko, co jest pamiątką po jego dzieciństwie.

Przypomniała sobie słowa Elieen. Wcześniej miała tylko słowa jego matki, a teraz miała dowód. Nie to, że wcześniej jej nie wierzyła. Ale usłyszeć, a zobaczyć na własne oczy to dwie różne sprawy.

Lily otworzyła oczy, by znów zobaczyć pokryty świeżymi i starszymi bliznami tors pogrążonego w niespokojnym śnie mężczyzny. Pchana impulsem wyciągnęła rękę i delikatnie przejechała palcem wskazującym po jednej z białych liń. Czuła, jak Severus nieprzyjemnie spina się przy dotyku. Zaś Lily poczuła nieznany prąd, przechodzący przez jej dłoń. Szybko zabrała rękę, rumieniąc się przy tym zaciekle. Co ona u licha wyprawia?! Dlaczego w ogóle go dotknęła?

Lily potrząsnęła głową, nadal czując ciepło na twarzy. Dobrze, że chociaż Severus spał i nie widział jej ruchu. Młoda kobieta poczuła, jak gorąco znowu powraca na jej policzki.

Czarownica machnięciem różdżki oplotła cały jego tors bandażem i przemieniła jego ubranie. Przykryła rannego czarodzieja kołdrą. Obok łóżka wyczarowała fotel, w którym usiadła. W jakiś sposób nie potrafiła teraz iść do siebie i zasnąć.

Nie zapięła koszuli. Stwierdziła, że to nie miało wielkiego sensu, bo cała klatka piersiowa Severusa była zabandażowana. A poza tym to nie tak, że nie widziała go już bez koszuli. Co prawda to było na ich czwartym roku, gdy Severus wpadł na genialny pomysł pływania w jeziorze, ale to chyba nie robi różnicy, prawda?

No może poza tym, że Severus nie ma już czternastu lat, a dwadzieścia jeden. Wyrósł na dorosłego, na swój sposób, przystojnego mężczyznę. Może nie był tak przyciągający uwagę, jak James, a jednak na swój sposób ją pociągał.

Lily siedziała w fotelu i studiując twarz śpiącego mężczyzny. Bladość nie była niczym nowym. W jego rodzinie to normalne. Wąskie usta, prawdopodobnie cecha Tobiasa Snape'a podobnie jak lekko zakrzywiony, orli nos, ale nie była w stu procentach pewna, bo nie za dobrze pamiętała starszego Snape'a. Kształt oczu odziedziczył zdecydowanie po matce. Kolor musiał być dziedzictwem jego ojca. Ale to połączenie podobało się Lily. Wzrok na pierwszy rzut oka wydawał się ostry i zimny, ale gdy na nią patrzył, kobieta widział w nim pewną miękkość i ciepło, którego inni mogli nie zauważyć w onyksowych tęczówkach.

Ostatnie, o czym pomyślała Lily, zanim zasnęła w objęciach Morfeusza, to, że podoba się jej sposób, w jaki jego oczy błyszczą.

###

Następnego dnia rano, Lily obudziły ciepłe promienie słońca, wpadające przez okno łaskocząc jej twarz. Kobieta przetarła ręką twarz i mrużąc oczy, rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok natychmiast padł na śpiącą postać na łóżku. Lily wstała z fotela, zrzucając przy tym koc, którym nie pamiętała, by się przykrywała. Mispi musiała go przynieść, gdy zasnęła.

Kobieta podeszła do łóżka, delikatnie siadając na krawędzi. Severus nadal spał, chociaż niezdrowa bladość jego twarzy nieco ustąpiła. Jego klatka piersiowa miarowo wznosiła się i upadała. Lily obserwowała jego spokojną we śnie twarz. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Powieki ukrywały onyksowe, zazwyczaj zimne tęczówki. Łagodnie wygięte usta, nie tak jak zwykle wykrzywione gniewem lub złośliwością. Lily wyciągnęła rękę, odgarniając zbłąkany kosmyk czarnych włosów z jego czoła. Wyglądał... Przystojnie.

Lily potrząsnęła głową, natychmiast wycofując rękę. O czym ona myśli? Ostatnimi czasy to już nie pierwszy raz, kiedy przyłapywała się na takich myślach. Nie pamiętała, by kiedykolwiek wcześniej tak o nim myślała. Zawsze był dla niej tylko przyjacielem, nie myślała o nim w kategorii kogoś, z kim mogła być. Lily wyśmiała ten absurdalny pomysł. Severus to członek Zakonu i jej przyjaciel. Przyjaciel? Czy znów był nim dla niej?

Rozmyślania Lily przerwał szum kominka, doskonale słyszalny w cichym domu. Kobieta delikatnie wstała i poszła do wyjścia. Ostatni raz rzuciła okiem na śpiącego Severusa, zanim cicho zamknęła za sobą drzwi. Kobieta poszła korytarzem w stronę schodów, ciekawa kto przyszedł.

- Severusie? - Lily przystanęła w miejscu, słysząc napięty głos Lucjusza Malfoy'a. Mimo że znała prawdę o ich małej grupie ex Śmierciożerców, nadal mu nie ufała. - Severusie? - Lily wznowiła wędrówkę do salonu. Gdy zeszła po schodach zobaczyła Malfoy'a wychodzącego z jadalni, wyraźnie szukającego właściciela domu. - Sever... - blond Arystokrata przerwał spodziewając się Severusa, a nie Lily. - Przepraszam, spodziewałem się Severusa.

- Jest na górze. - odparła krótko Lily. Lucjusz zlustrował wzrokiem Lily. Kobieta wyglądała, jakby dopiero wstała po nie przespanej nocy. Włosy w lekkim nie ładzie, oczy zmęczone.

- Jak się czuje? - zapytał Lucjusz ze zmartwieniem słyszalnym w głosie.

- Trudno powiedzieć, teraz śpi, Malfoy...

- Lucjusz. - przerwał arystokrata. Lily zamrugała.

- Słucham?

- Wiem, że nie masz powodu mi ufać, ale jesteśmy po tej samej stronie. Nie musisz mówić do mnie per pan. - wyjaśnił Arystokrata. Gdyby Lily nie była tak zmęczona, byłaby bardzo zaskoczona. Nie odpowiedziała. Po prostu się uśmiechnęła. - Mogę go zobaczyć?

- Oczywiście. Chodź za mną. - Lily poprowadziła Malfoy'a po schodach na piętro.

- Jaki był jego stan? - zapytał Lucjusz, idąc obok rudowłosej wiedźmy. Lily prychnęła.

- Pozwolę sobie zacytować Severusa: "Nic mi nie jest". - odpowiedziała Lily sarkastycznie parodiując Severusa. Lucjusz pokręcił z rozbawieniem głową.

- Cały on. Choćby był umierający, też nic mu nie jest. Nie cierpi, gdy ma prosić kogokolwiek o pomoc. - Widać Malfoy też już przejrzał Mistrza Eliksirów.

- Niestety. - Lily otworzyła drzwi na końcu korytarza. Dwoje czarowników weszło do środka. Severus nadal spał nieświadomy dwóch obserwatorów. Lily zerknęła ukradkiem na blond arystokratę. W szarych oczach mężczyzny dostrzegła coś na kształt szczerej troski o przyjaciela.

- Jakie były jego obrażenia? - zapytał cicho Lucjusz, sam nie wiedząc, czy chce znać odpowiedź.

- Na pewno Cruciatus, Culer z tego, co udało mi się odkryć. Sądzę, że jeszcze wiele innych ciemnych zaklęć powodujących ból, ale nic trwałego. - odpowiedziała równie cicho Lily, patrząc na nie ruchomą postać na łóżku. - I oprócz tego jeszcze jedno zaklęcie tnące, którego nie znam, a z którym miałam problem.

- Sectumsempra. - Mruknął Malfoy pod nosem. Pytające spojrzenie Lily zmusiło go do wyjaśnienia. - Jedno z ulubionych zaklęć Czarnego Pana.

- Jest na nie przeciwzaklęcie?

- Tak. Ale mało kto je zna. - odpowiedział szybko Malfoy. Lily czuła, że nie mówi jej wszystkiego o zaklęciu, ale postanowiła to zostawić. Późnej zapyta o nie Severusa.

- Dajmy mu w spokoju odpocząć. - powiedziała Lily. Lucjusz w zgodzie pokiwał głową.

- To i tak nie wygląda najgorzej. - stwierdził, gdy już byli na korytarzu. Lily spojrzała na arystokratę niedowierzająco.

- Nie wygląda najgorzej? - powtórzyła głucho.

- Jak na kogoś, kto przeżył cztery rundy, uwierz mi, to wygląda całkiem dobrze. - rzekł prosto Lucjusz. - I zanim zapytasz, stąd wiem. Rosier się przechwalał dziś rano, jakimi klątwami go poczęstował. - słysząc to Lily miała ochotę przetrzepać Rosierowi skórę.

- A czym Severus na to zasłużył? - zapytała Lily, gdy szli do salonu. Chociaż wiedziała, że Severus mógł nie zrobić nic. Mógł zostać wytypowany, bo za głośno oddychał. Voldemort nie potrzebował powodu, by dręczyć któregokolwiek Śmierciożercę.

- Severus miał przygotować eliksir dla Czarnego Pana na wczorajszy wieczór. Płynną formę Cruciatusa. Ale jakimś sposobem go zepsuł. Czarny Pan był o to wściekły. - odpowiedział Lucjusz, siadając na fotelu. - Severus jest najlepszym Mistrzem Eliksirów, jakiego znam. Zachodzę w głowę, jakim cudem zniszczył eliksir. Musiał być chyba naprawdę rozkojarzony. - Lily poczuła, jak poczucie winy oblewa ją jak kubeł zimnej wody. To przez nią Severus musiał wczoraj przejść piekło. Zdenerwowała go i zniszczył eliksir. To jej wina.

Lucjusz zauważył jej nagłą zmianę w postawie. Właściwie zinterpretował jej milczenie, jako że coś wie na ten temat.

- Pokłóciliście się wczoraj. - bardziej stwierdził, niż zapytał. Jej milczenie wziął za "tak". - Niech zgadnę. Przypadkiem przeczytał list Pottera do ciebie z przeprosinami? - Lily nawet nie zadała sobie trudu, by zapytać skąt wie, bo domyśliła się, że Severus musiał powiedzieć Malfoy'owi. Nie to, że była z tego zadowolona.

- Bardziej, że to ja weszłam do zamkniętego pokoju na poddaszu. - Brwi Lucjusza zniknęły za linią włosów.

- Kobieto, czy ty masz skłonności samobójcze? - zapytał arystokrata, patrząc na nią z niedowierzaniem i pewną miarą podziwu.

- Nie. - zaprzeczyła, trochę zdezorientowana zachowaniem Lucjusza. Zachowywał się jak nie Malfoy, którego znała z Hogwartu.

- Weszłaś do tego pokoju i jeszcze żyjesz. To naprawdę cud. - Lily była już na tyle rozbudzona, by zacząć małe śledztwo.

- A ty wiesz, co w nim jest? - Lucjusz pokręcił przecząco głową.

- Nie mam pojęcia. To jedna z tych rzeczy, o których Severus nigdy mi nie powiedział. Mam podejrzenia, że jest to związane z jego przeszłością przed Hogwartem, która nie była taka kolorowa. - odpowiedział mężczyzna. Lily słyszała smutek w głosie arystokraty. Zaczynała dostrzegać, że Lucjusz naprawdę przyjmuje się losem Severusa. Traktuje go jak prawdziwego przyjaciela, a nie jak kogoś z kogo ma tylko korzyści. - Wiem, tylko że jego ojciec dużo pił i nigdy nie zaakceptował czarodziejskiego dziedzictwa Severusa. Podejrzewam, że ty wiesz więcej, w końcu znacie się dłużej. - Lily uniosła podejrzliwie brew. Czuła się, jakby Malfoy próbował coś z niej wyciągnąć. Lucjusz chyba doskonale wyczuł jej myśli. - Nie próbuję wyciągnąć z ciebie informacji.

- I tak bym nic ci nie powiedziała. - skwitowała Lily.

- Wiem o tym. I nie jest moją intencją sprawdzanie ciebie.

- A co nią jest? - jeśli ta rozmowa od samego początku była dziwna, to teraz robiła się jeszcze dziwniejsza. Lily nie do końca wiedziała jak ma rozmawiać z tym innym Lucjuszem Malfoy'em.

Arystokrata westchnął głęboko.

- Wiem, że nie masz powodu, by mi wierzyć, ale chociaż przemyśl to, co ci powiem. - Lily z zainteresowaniem wpatrywała się w blond czarodzieja. - Po waszej kłótni na piątym roku, wtedy gdy nazwał cię tym słowem. - Lily nie okazała zaskoczenia, że nawet nie zacytował tego słowa. - Trochę korespondowałem z Severusem. Czytając jego listy, mogłem wywnioskować bardzo wiele. W tamtej chwili nie zwróciłem na to tak wielkiej uwagi, ale widziałem, że bardzo żałował tego, co zrobił. Wtedy nie, ale teraz wiem jak bardzo. Ta wina zjada go od środka i on sobie nie potrafi tego wybaczyć. Do tej pory. Jego przeszłość tylko powiększa ten ciężar. On... Trzyma wszystko w sobie, chcąc być silnym i nie okazywać słabości, ale to niszczy go od środka. Nie mówię, że to twoja wina, Lily, ale proszę byś choć spróbowała mu pomóc, bo ja nie jestem w stanie. A nie mogę dłużej patrzeć, jak zmienia się w pustą i zimną skorupę jego dawnej osobowości. - Lily była tak pochłonięta analizowaniem słów Lucjusza, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że nazwał ją po imieniu. Kobieta westchnęła zrezygnowana.

- Ale on nie pozwala sobie pomóc. Wie, że nie może poradzić sobie ze wszystkim sam, ale nie chce zaufać, chociaż sam tego pragnie ode mnie. - odparła szczerze Lily, na moment zapominając o swoich wątpliwościach względem arystokraty.

- Jeżeli jest ktokolwiek, kto może mu pomóc, to jesteś tylko ty. - stwierdził Lucjusz.

- Dlaczego jesteś tego taki pewien? - zapytała Lily, marszcząc brwi, w niezrozumieniu. Naprawdę nie wiedziała, dlaczego Malfoy tak się przy tym upiera.

Lucjusz szybko myślał na odpowiedzią. Nie mógł po prostu powiedzieć "Bo Severus jest w tobie zakochany do szaleństwa", ponieważ to nie jego miejsce, by to mówić. Oczywiście główny zainteresowany nic takiego mu nie powiedział. Lucjusz sam to wywnioskował. Doskonale znał ten blask, gdy wymawiał jej imię, a ponieważ sam tego doświadczył z Narcyzą, nie mógł pomylić tego z niczym innym.

- Bo byliście przyjaciółmi i ta nić nigdy nie zniknęła.

Następny rozdział: "20. Przebaczenie"

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top